Blondyn z westchnieniem podniósł się
do pozycji siedzącej i splótł ramiona na piersi. Usiadł po turecku i
naburmuszył się.
Popłakał się w swoim teście.
Rozbeczał się jak pięcioletnie dziecko, któremu ktoś zabrał lizaka. Nie mógł
uwierzyć, że w czasie jednego krótkiego miesiąca zrobił się z niego taki
mięczak! Wcześniej nikt nie miał prawa mu podskakiwać, nigdy nie okazywał bólu,
zawsze lizał rany w samotności, gdy nikt nie mógł tego zobaczyć. Nie rozpłakał
się podczas żadnej bójki, choć nie raz był cały poobijany i obolały. Zawsze był
silny i ludzie bali się z nim zadzierać. Wyglądał jak zabijaka, którym zresztą
był. Nigdy nie dał się złapać policji, kiedy przyłapali go na robieniu
graffiti, nigdy też nie uległ Kevinowi. Zawsze zlewał każdego, kto w jakiś
żałosny sposób próbował się wywyższyć. I teraz oto ten twardziel, który był postrachem
całej szkoły i z którym nie mogła sobie poradzić nawet policja, poryczał się,
siedząc na zamkniętym sedesie w męskiej toalecie, bo brat powiedział mu parę
słów prawdy.
Jakoś by to przeżył. Nie było to w
końcu aż takie straszne, opamiętał się w tym miejscu i już nie raz pozwolił
sobie na łzy. Jego duma jednak nie potrafiła znieść tego, co stało się później
na korytarzu. Tom Coger, chłopak, który miał wszystko i wszystkich w dupie,
upadł na kolana przed Czarnym i błagał go o wybaczenie. Mało tego, ze łzami w
oczach! Płaszczył się przed nim jak jakiś pieprzony dupek żebrzący o odrobinę
zrozumienia! To musiało wyglądać jak jakiś cholerny melodramat!
Żałosne! Po prostu żałosne!
Im więcej o tym myślał, tym bardziej
jego mina stawała się ponura. Siedział tak obrażony na wszystko i na
wszystkich. Zawsze był dumny, a po tym teście poczuł się najzwyczajniej w
świecie poniżony. Nie miał nic przeciwko proszeniu brata o wybaczenie, w końcu
to był jego bliźniak i kochał go. Ale przecież nie musiał chyba płakać i błagać
go na kolanach? Czy to jest normalne, żeby on tak się zachowywał? Chyba będzie
musiał przylać kilku osobom, jak już stąd wyjdzie. Tak po prostu, żeby się
wyładować.
Zgrzytając zębami ze złości,
siedział tak dobry kwadrans i bulwersował się. Był wściekły jak diabli i nie
potrafił się uspokoić. To było poniżej jego godności.
W końcu wstał i gniewnym krokiem
podszedł do kolejnych drzwi. Pchnął je najmocniej, jak tylko mógł. Chciał, żeby
trzasnęły, ale zamknęły się za nim bezdźwięcznie. Wkurzony do granic
możliwości, rozejrzał się.
Ku swojemu zdumieniu był pod
gabinetem dyrektora. Na jego rękach i ciuchach znajdowały się ślady krwi.
Przypatrywał się im zdezorientowany. Co tym razem?
- Jesteś zadowolony? - usłyszał
gniewny głos.
Zaabsorbowany oglądaniem swoich
dłoni nawet nie usłyszał, jak ktoś do niego podchodzi. Podniósł wzrok i
spojrzał prosto w oczy rozwścieczonego brata.
- Co zrobiłem? - spytał
podejrzliwie.
- Nie udawaj idioty. Dobrze wiesz,
co zrobiłeś! Powinieneś się wstydzić.
- Serio pytałem - mruknął.
Czarny zdzielił go w głowę.
- Au! O co ci chodzi? - warknął Tom.
- O to, że pobiłeś niewinnego
chłopaka za to, że miał czelność stanąć ci na drodze!
- Nie biję się za takie głupoty.
- Ty się nie biłeś, ty go
skatowałeś! Wezwano karetkę i zabrano go nieprzytomnego do szpitala!
- Czemu jesteś taki wściekły? I co
tak w ogóle tutaj robisz?
- Jestem jedynym świadkiem. Siedzimy
tutaj tylko dlatego, że jeszcze nie przyjechała policja! Mam przeciwko tobie
zeznawać, idioto! Jeśli powiem im prawdę, prawdopodobnie trafisz do
poprawczaka! To już nie pierwszy raz, kiedy zrobiłeś komuś krzywdę.
- Nigdy nikogo nie pobiłem do
nieprzytomności, dobra? I przestań się tak wydzierać, uszy mi zaraz pękną.
- Mam nadzieję, że dadzą ci popalić
w tym cholernym poprawczaku! Może wreszcie zmądrzejesz.
Tom przełknął ślinę. To był niby
tylko test, a i tak okropnie się wystraszył. A jeśli tu utknie? Jeśli nie zda,
istnieje przecież możliwość, że będzie żył w tym teście na wieki.
Sprawa nie wyglądała dobrze. Jeśli
trafi do jakiegoś ośrodka, będzie miał ograniczoną swobodę. Nie wytrzyma w
takim miejscu. Nie miał klaustrofobii, ale dla kogoś takiego jak on to wyrok
śmierci.
Spojrzał na bliźniaka przerażony.
Cała złość sprzed jakichś dziesięciu minut mu przeszła. Marzył teraz tylko o
tym, żeby się jakoś z tego wywinąć. Nie wiedział, czego się od niego oczekuje w
tym teście, ale bał się, że jeśli zawali, to zostanie tutaj uwięziony. Jego
życie byłoby definitywnie skończone.
Bill, widząc jego minę, westchnął
ciężko.
- Powinienem pozwolić, żeby cię tam
zamknęli - mruknął zirytowany.
- Powinieneś? To znaczy, że nie pozwolisz?
- Tom spojrzał na brata z nadzieją.
- Masz krew na rękach i ubraniach.
Jak mam to niby wytłumaczyć?
- Nie wiem. Bill, nie zostawiaj mnie
w tym bagnie.
- Teraz ładnie prosisz? Jeszcze dwie
godziny temu naśmiewałeś się ze mnie z kolegami. Z przyjemnością się ciebie
pozbędę.
Tom otworzył szeroko oczy. Bill
patrzył na niego z mściwym uśmiechem. Zrozumiał, że w tym teście nadal byli
wrogami i Czarny miał teraz idealną okazję, żeby się odegrać.
- Nie zrobisz mi tego – powiedział,
czując, jak w gardle rośnie mu wielka gula.
- Niby dlaczego? Ty mnie szmaciłeś
bez żadnych wyrzutów sumienia.
- Billy...
- Daruj sobie. Nie mam zamiaru
ciebie słuchać. Tamten chłopak był niewinny, nic ci nie zrobił. Nie zasłużyłeś
sobie na to, żeby cię bronić. Gdybyśmy byli w przyjacielskich stosunkach...
Zrobiłbym wszystko, żeby ci pomóc. Ale teraz? Sam nie wiem.
- Nie chcę iść do poprawczaka, nie
wytrzymam tam.
- Spokojnie, dasz radę. W końcu
niezły z ciebie twardziel.
Blondyn czuł, że zaczyna panikować.
To jakiś głupi żart! Nigdy nie pobiłby kogoś za jakąś głupotę i to jeszcze na
środku szkolnego korytarza, więc ta sytuacja była trochę naciągana. Tak samo
zresztą jak ta z pociągiem. Dwie pozostałe mogły mieć miejsce w rzeczywistości.
Wszystko zależało od tego, co powie
bliźniak. Po tym wszystkim, co mu zrobił, Czarny na pewno powie prawdę. Pogrąży
go zupełnie. Wyląduje w poprawczaku i nigdy więcej nie zrobi żadnego graffiti!
Żadnego alkoholu, żadnej fazy!
Odetchnął głęboko.
Uspokój się, nakazał sobie w
myślach.
Wiedział, że nie może okazać emocji.
Jeśli faktycznie Bill powie prawdę, będzie musiał się jakoś sam bronić. Tylko
jak? Może podać w wątpliwości jego słowa, gdyby przepytano uczniów, większość
zapewne wstawiłaby się za nim. Baliby się, że jeśli się wywinie, to dopadnie
wszystkie pleciugi. Wątpił jednak, żeby zdobył się na takie coś. W tym teście
chodziło o coś innego, na pewno nie o pogrążanie brata.
Spojrzał na Czarnego i westchnął.
Musiał mu po prostu zaufać, nie miał wyjścia. Sam był bez szans.
- Bill? - powiedział cicho.
- Co? - mruknął czarnowłosy.
- Ufam ci. Proszę cię, nie zawiedź
mnie.
Chłopak spojrzał na niego zdumiony,
a potem tylko prychnął.
- O, już przyjechała policja - odezwał
się nagle.
Wstał i spojrzał na dwóch mężczyzn w
mundurach idących w ich stronę. Bill przywitał się z nimi grzecznie i
powiedział, że musi jeszcze szybko skoczyć do łazienki, bo jest chory i ma
problemy z pęcherzem. Załamany blondyn, człapiąc, wszedł do gabinetu dyrektora
i usiadł na krześle. Po niedługiej chwili pojawił się bliźniak i usiadł obok
niego.
- Jesteście braćmi? - spytał
policjant, notując ich dane osobowe.
- Bliźniakami - powiedzieli
jednocześnie.
Bill był tak spokojny, jak Tom
niespokojny.
Przedstawiciel prawa spojrzał na
nich, unosząc brwi.
- Jednojajowymi - uzupełnił Czarny.
- Uprzedzam, że kłamiąc... - zaczął
drugi policjant.
- Mówią prawdę - wtrącił się
dyrektor.
- Nieważne. Bill... Co widziałeś na
korytarzu? Czy znasz ofiarę? Uprzedzam, że jeśli będziesz chronił brata, sam
wdepniesz w niezłe bagno. Więc? - odezwał się ponuro jeden z policjantów.
- Nie znam tego chłopaka. Widziałem,
jak został pobity przez...
Wszyscy w pomieszczeniu wpatrywali
się w czarnowłosego. Dyrektor lekko zdenerwowany, policjanci obojętnie, a Tom z
mieszanką przerażenia i nadziei. Zdał sobie sprawę z tego, że naprawdę mu ufa,
ale mimo wszystko czuł się trochę niepewnie. Sam się sobie dziwił. Po tym, co
mu zrobił, powinien spodziewać się najgorszego, ale czuł, że Bill nie chce go
skrzywdzić. I chociaż będzie sobie pluł w brodę za kłamstwa, na pewno nie
zostawi go w takiej sytuacji.
- Ten chłopak został pobity przez
Kevina Zakrzewskiego.
Policjant, który notował jego
zeznania, spojrzał na niego zdumiony.
- Kevina? Czy twój brat nie ma na
imię Tom? – spytał, unosząc jedną brew.
- Mój brat to Tom, ale to nie on go
pobił.
Wszyscy, łącznie z Tomem, wpatrywali
się w Czarnego z otwartymi ustami. Chociaż blondyn przeczuwał, że brat go nie
wsypie, nie sądził, że naprawdę odważy się skłamać policjantowi. Zamrugał i
zamknął usta, prostując się. Przedstawiciel prawa skreślił coś w swoich
zapiskach i z głupią miną coś dopisał. Pewnie z marszu wpisał, że ofiara
została zmasakrowana przez Toma Cogera, a tu klops.
Starszy z bliźniaków miał ochotę
parsknąć śmiechem, widząc miny mundurowych, ale powstrzymał go ostrzegawczy
wzrok Billa. Uśmiechnął się do niego z wdzięcznością. Poczuł niewyobrażalną
ulgę.
- Jak wyjaśnisz krew na ubraniach i
rękach twojego brata? - spytał stróż prawa.
Tom poczuł, że stąpają po
niebezpiecznym terenie. Bill na szczęście był inteligentny.
- To... To moja krew.
- Co?! - wykrzyknęli wszyscy,
łącznie z Tomem.
- Nie dogadujemy się ostatnio z
bratem. W domu... Dwa dni temu pobiliśmy się. Ten psychol pchnął mnie na szybę
i cały tors poharatałem sobie na rozbitym szkle. Co jakiś czas muszę zmieniać
bandaże. Trochę mi głupio się do tego przyznać, ale okropna ze mnie niezdara.
Wywróciłem się na betonie i rany zaczęły mocno krwawić. Tom akurat był w
pobliżu i wszystko zauważył. Poszliśmy razem do łazienki i pomógł mi odwiązać
bandaże. Stąd te plamy krwi. Nie mieliśmy czym przemyć ran, więc Tom mógł je
tylko opatrzyć, a że mocno krwawiły, nieźle się upaćkał. Nie zdążył umyć rąk,
bo wtedy Kevin zaczął bić tamtego chłopaka i wybiegliśmy na korytarz. On uciekł
i wszystko poszło na tego psychopatę, który tutaj siedzi.
Gdyby to była kreskówka, wszyscy
upadliby na podłogę, nogami do góry. Zapadła cisza. Blondyn patrzył na brata.
Faktycznie, pamiętał akcję z tą szyba, chociaż to nie było tak. Stało się to na
początku ich wojny. Szarpali się, przygrzali w szybę i obaj nieźle się pocięli
szkłem. W sumie to od tamtej pory Bill przestał w jakikolwiek sposób reagować
na bodźce. Zawsze jego wzrok był obojętny i dlatego Tom myślał, że bliźniak ma
go w dupie. Czarny tak dobrze ukrywał swoje uczucia, że blondyn w życiu by nie
przypuszczał, że doprowadzi go do samobójstwa. Cóż, pomylił się. Źle ocenił
sytuację i obaj przepłacili to życiem, bo przecież nie żyją, prawda? Był tylko
ciekawy, o co tak właściwie walczą, skoro nie o życie?
Rety, jakie to głupie!
- Czy mógłbyś pokazać rany? - spytał
policjant.
Bill wzruszył ramionami.
- Pomożesz mi? - spytał cicho.
Tom wiedział, że to było do niego. Z
westchnieniem pomógł bratu ściągnąć przez głowę koszulkę. Cały tors bliźniaka
był zabandażowany. Zaczął ściągać bandaże i wmurowało go, gdy zdał sobie
sprawę, że Czarny naprawdę jest cały poraniony. Ukrył swoje zdumienie za maską
irytacji i kpiny. Mundurowi wpatrywali się w okaleczone ciało młodego chłopaka
z niedowierzaniem. Rany były duże, a skóra wokół mocno zaczerwieniona. Wyglądało
to paskudnie. Nawet dyrektor otworzył usta ze zdumienia jak jakiś wiejski
chłop.
Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na
Toma i chociaż nie zrobił tego, poczuł, że się rumieni.
- To nie... - zaczął niezręcznie.
- Nie patrzcie tak na niego, to ja zacząłem.
No i się doigrałem - mruknął Bill kpiąco.
Wszyscy uwierzyli w jego bajeczkę.
Tom pomógł mu z powrotem zawiązać bandaż i założyć koszulkę.
Przesłuchiwali ich jeszcze jakieś
pół godziny, a potem pozwolili im odejść i zawołali Kevina. Zanim jednak Tom
zdążył wyjść z pomieszczenia, poczuł, że kręci mu się w głowie.
- Nie, tylko nie to - mruknął.
- Zdałeś.
Upadł na kolana, po czym poleciał na
podłogę. Wyrżnął twarzą w twardy beton pokryty linoleum, jednak nie poczuł
bólu.
Odpłynął, myśląc o tym, że w ogóle
nie zrozumiał, o co chodziło w tym teście.
Kiedy otworzył oczy, nad głową miał…
nic. Nie było nic, zwykła, nieprzenikniona ciemność, chociaż mógłby przysiąc,
że znajduje się w grocie.
Usiadł i pogratulował sobie w duchu.
Miał rację. Byli w jakiejś grocie, ale… Nie wyglądała tak, jak poprzednie.
Leżeli na jakimś podłużnym, prostokątnym skrawku ziemi wielkości mniej więcej
połowy boiska do kosza. Po bokach były skalne ściany, ale nawet gdyby chciał,
nie mógłby ich dotknąć, ponieważ ten prostokąt wisiał w próżni.
Tom w pierwszej chwili nie wierzył
własnym oczom. Na czworakach zbliżył się do krawędzi i zajrzał w dół, ale tam
też była tylko ciemność. Ściany skalne były oddzielone od niego o jakieś
dziesięć metrów. Odsunął się od krawędzi, nie wiedząc, co o tym wszystkim
myśleć. Przecież zdał. O co chodziło tym razem?
Rozejrzał się uważniej i zawył z
radości. Jakieś piętnaście metrów od niego leżał Bill. Podbiegł do niego i
kucnął obok.
- Bill? Obudź się! Wszystko gra?
Tom przyjrzał mu się dokładniej,
kiedy Bill otwierał oczy i siadał z jego pomocą. Wyglądał tak, jak przed
testami. Obaj byli brudni, mieli podarte ubrania, a Bill w dodatku rozczochrane
włosy, ale w tej chwili było to najmniej ważne.
- Co jest grane? Już dom? – zapytał
nieprzytomnie.
- Nie. Nie mam pojęcia, gdzie my
jesteśmy. Zdałeś wszystko?
Bill kiwnął głową, uśmiechając się
lekko.
- A ty?
- Też.
Czarny rozejrzał się na wszystkie
strony.
- Rany, co to za miejsce?
Tom pokręcił tylko głową. Cokolwiek
to było, przeczyło wszelkim prawom fizyki. Pomijając już fakt, że wisiało w
powietrzu, było tam jasno, chociaż nigdzie nie było widać żadnego źródła
światła.
Nagle, tuż przed nimi pojawił się
szary dym, który gęstniał z każdą chwilą. Było go coraz więcej i więcej, aż w
końcu wyszły z niego dwie bestie – jedna zupełnie biała z czarnymi oczami i
druga – cała czarna z białymi oczami.
Opiekunowie.
- Ładna robota, chłopcy – odezwał
się czarny stwór. – Teraz czeka was już ostatni test.
Bliźniacy spojrzeli na siebie ze
zdziwieniem. Jeszcze jeden test?
- Chcecie nam wmówić, że nie umiemy
liczyć do czterech? – spytał zirytowany Tom. – Przecież przeszliśmy cztery
testy! Ta cała farsa miała się skończyć!
- Ten jest już naprawdę ostatni. Bóg
ulitował się nad wami. Macie szansę wrócić do swojego normalnego życia.
Wszystko zależy od tego, jak poradzicie sobie w ostatniej próbie.
- Dobra, miejmy to już za sobą –
warknął Tom, wstając. – O co chodzi?
Bestie przez chwilę milczały.
- Musicie ze sobą walczyć. Ten…
- Co?! – wykrzyknęli bliźniacy ze
zdumieniem i przerażeniem.
- … który wygra, wróci do swojego
dawnego życia – powiedział czarny zwierz.
- Ten, który przegra, zostanie
odesłany do świata duchów – dodała biała bestia.
Bill i Tom spojrzeli na siebie
zszokowani. To nie mogła być prawda! Nie po tym wszystkim, co im się
przydarzyło! Znieśli te wszystkie cierpienia, starając się naprawić swoje
relacje tylko po to, żeby teraz się na zawsze rozdzielić?
- To jakiś koszmar – jęknął załamany
Bill.
Tom spojrzał na niego ze smutkiem.
To nie był koszmar. To było ich
życie.
***
Tu zaczyna się kolejny rozdział, chyba jeden z najbardziej upragnionych.
***
- Co robimy? – zapytał Tom.
Bill pokręcił jedynie głową. Skąd
miał wiedzieć? Nie chciał walczyć. Stawka była przecież tak wysoka. Gdyby
jednak miał podjąć walkę, nie chciałby ani wygrać, ani przegrać.
Impas.
Tak chyba nazywało się to, co chciałby
zrobić. Nic.
- Bill?
- Nie chcę walczyć – stęknął
żałośnie, patrząc z nadzieją na brata. Tom zrozumie. Musi zrozumieć. Jeśli nie
on, to kto?
- Ja też nie – rzucił Tom z
westchnieniem.
- Jeśli nie będziecie walczyć, obaj
stracicie możliwość powrotu do dawnego życia, a wasze dusze zostaną
rozdzielone.
Bill zamrugał ze zdziwienia.
- Co to oznacza?
- Jesteście bliźniaczymi duszami,
swoimi drugimi połówkami. Uzupełniacie się nawzajem. Prawda jest taka, że
przechodzicie reinkarnacje już od tysięcy lat. Zawsze jesteście razem, bez
względu na to, kiedy któryś z was umrze. Jeśli teraz nie podejmiecie walki,
zostanie rozdzieleni. Na zawsze – rzekła czarna bestia.
- To jakaś ściema! – warknął Tom. –
O co wam chodzi?! Chcemy tylko wrócić do domu, po co ta cała farsa?!
- Takie są zasady.
Zapadła cisza. Bill wbił wzrok w
ziemię, czując na sobie spojrzenie Toma. Nie miał pojęcia, co teraz.
- Bill? Co o tym myślisz?
Chłopak westchnął.
- Chyba nie mamy wyjścia – mruknął.
– Jeśli teraz to rozstrzygniemy, przynajmniej będziemy mieć pewność, że za
jakiś czas znowu się spotkamy. To chyba lepsze niż świadomość, że rozdzielimy
się na zawsze. No, chyba że wolałbyś być sam. Wtedy możemy nie podejmować
walki.
- A ty? Czego ty chcesz?
- Ja? – Bill uśmiechnął się smutno.
– Ja chcę, żeby było jak kiedyś. Już zawsze.
Tom zagryzł dolną wargę, kiwając
smętnie głową. Decyzja została podjęta.
- Jakie są zasady? – spytał Bill.
- Waszym celem jest zepchnięcie
przeciwnika z pola walki. Jeśli spadnie, przegrywa i automatycznie wędruje do
świata duchów. Zwycięzca wraca do swojego dawnego życia. Żeby szanse były
wyrównane, obaj pomyślcie nad jakąś zdolnością, która przyda wam się w walce.
Zostaniecie nią obdarowani. Ma to na celu wyrównanie waszych szans w walce.
Wybierajcie mądrze.
Bliźniacy spojrzeli na siebie
porozumiewawczo.
- Bill? Co wybierasz? – zapytał
czarny stwór.
Bill rzucił bratu szybkie
spojrzenie. Znając Toma, wybierze coś ekstra. Tym lepiej, bo Bill nie chciał
wygrać. Miał zamiar przegrać tę walkę i dać bratu szansę powrotu do dawnego
życia.
- Chcę być szybki i zwinny –
powiedział.
- Mądry wybór – oceniła z aprobatą
czarna bestia.
- Tom?
- Chcę panować nad fajerwerkami –
rzucił z szerokim uśmiechem.
- He? – zdziwił się Bill.
- Co? – spytały bestie,
przekrzywiając śmiesznie wielkie łby.
- No, co? Mogłem wybrać i wybrałem.
Biała bestia pochyliła łeb i Bill
mógłby przysiąc, że usłyszał żałosne westchnienie.
Po chwili bliźniacy stali
naprzeciwko siebie – Bill nieruchomo, a Tom ciesząc się jak dziecko, kiedy z
jego otwartej dłoni co chwilę strzelała jakaś iskra, tworząc mini wybuch.
Blondyn chichotał, patrząc na to jak urzeczony.
-Ale czad!
- Któregoś z nas podmienili w
szpitalu, prawda? – spytał Czarny z nadzieją.
- Chciałbym – mruknęła biała bestia.
– To poważna sprawa, Tom! Mógłbyś przestać z tego żartować!
- To od samego początku było
poważne! – fuknął blondyn. – Skończmy to wreszcie.
Bestie podskoczyły do góry i tam
zawisły, dając chłopakom sygnał. Mogli już rozpocząć walkę.
- Bill? – odezwał się cicho Tom,
uśmiechając się lekko.
Czarny zmarszczył brwi.
- Co?
- Tak się teraz zastanawiałem…
Wiesz, cały czas narzekałem na Zakrzewskiego, ale jest jedna rzecz… fajna
rzecz, której mnie nauczył. Pokazać ci?
On też zwariował, pomyślał młodszy
Coger.
- Skoro widzimy się po raz ostatni, to…
Jasne.
Tom uśmiechnął się i biegiem ruszył
w kierunku Billa. Czarny stał spokojnie, z uwagą obserwując ruchy brata. Nie bał
się, że Tom podstępem zrzuci go w przepaść, a nawet gdyby, to jeszcze lepiej.
Tylko mu wszystko ułatwi.
Blondyn rozpędził się i tuż przed
Billem wybił z lewej nogi. Błyskawicznie zrobił gwiazdę, a potem salto,
zwijając się w powietrzu w kulkę i przy okazji przewracając bliźniaka. Już po
chwili leciał w przepaść, odprowadzany zdumionym wzrokiem bliźniaka. Twarz Toma
była uśmiechnięta, a z jego ręki wystrzeliły kolorowe strumienie, które
wybuchły tuż przed bestiami, tworząc napis „Niech was wszystkich trafi szlag!”.
W ostatniej chwili blondyn wyciągnął jeszcze ręce i pokazał opiekunom środkowy
palec.
- Tom!
Bill, nie zastanawiając się długo,
odbił się od krawędzi i po chwili szybował już za bratem, starając się go
przegonić. Tom, przewracając go, uderzył, tak więc walka mogła zostać uznana za
rozstrzygniętą. Nie ma jednak mowy o tym, żeby się dla niego poświęcił!
- Tom!
Spadał i spadał, otoczony ze
wszystkich stron ciemnością. Po raz pierwszy nie bał się w takiej sytuacji. To
była dobra ciemność. Uspokajająca.
Czuł mrowienie w całym ciele. Znowu
nie wiedział, gdzie jest ani co się stało. Zaczynał się powoli do tego
przyzwyczajać. Próbował otworzyć oczy, ale było to takie trudne, że zrezygnował
na chwilę. Chciał najpierw zebrać siły. Jęknął zły. O co znowu chodzi?
Spróbował się poruszyć, ale
brakowało mu sił. Na szczęście udało mu się lekko rozchylić powieki. Nie było
to łatwe.
Zamrugał zdumiony. Nie widział
żadnego obrazu, wszystko było jedną wielką plamą bieli z odcieniami szarości. W
dodatku cała jego głowa okropnie pulsowała, jakby ktoś zrobił w niej dyskotekę
i basy odbijały się o czaszkę.
- Co jest, do cholery?! - mruknął.
Zamknął na chwilę oczy, a potem
ponownie je otworzył. Plamy zaczęły przybierać kształty i kolory. Usłyszał
jakiś głos, który coś do niego mówił. Znał go bardzo dobrze, a jednak nie
potrafił sobie przypomnieć, do kogo należy. Mrowienie w ciele powoli ustawało,
jakby dopiero teraz krew zaczęła mu prawidłowo krążyć w żyłach.
Ktoś pochylał się nad nim. Był
prawie pewny, że leży na łóżku i jest przykryty kołdrą. Jęknął ponownie,
niecierpliwiąc się. Kiedy wreszcie będzie normalnie widział?
- Bill? - usłyszał znowu ten głos.
- Cholera, moje oczy! - warknął.
Usłyszał czyjś radosny śmiech.
To wcale nie jest zabawne, że on nie
widzi zbyt dobrze!
Zdumiony, ponownie zamrugał i uniósł
ciężką rękę do głowy. Zasłonił sobie oczy, a potem z cichym westchnieniem
opuścił ją luźno i spojrzał na kobietę, która przy nim siedziała.
Widział już wyraźnie. Na pewno
byłaby ładna, gdyby nie te podpuchnięte oczy i wychudzona twarz. Zmarszczył
brwi. Skąd on ją zna?
Zastanawiał się przez chwilę, po
czym otworzył usta ze zdumienia.
- Mama?! - wychrypiał z
niedowierzaniem.
Zwilżył językiem spierzchnięte
wargi. Okropnie chciało mu się pić. Zaczął podnosić się do pozycji siedzącej.
- Kochanie, nie wstawaj! Musisz
odpoczywać! - powiedziała, ale nie posłuchał jej.
- Co się stało?- spytał rozglądając
się dookoła.
Po ciężkich trudach udało mu się
wreszcie usiąść. Trochę mu się kręciło w głowie, ale poza tym było w porządku.
Z minuty na minutę czuł się coraz lepiej. Poruszanie się sprawiało mu coraz
mniej kłopotów.
Spojrzał na matkę, nie rozumiejąc,
co tak właściwie się dzieje. Czy to był kolejny test? Przecież przeszedł już
cztery. Ba! Nawet pięć! Przechodził po deskach, następnie był pociąg, potem
sprawa z pamiętnikiem, a na koniec skakał przez okno i „bił” się z Tomem. Może
nie był geniuszem z matmy, ale umiał liczyć do czterech.
Był w szpitalu, tak mu się
przynajmniej wydawało. Ściany były całe białe. Obok jego łóżka stał stolik
nocny z różnymi przyborami. Zadowolony, chwycił szklankę z wodą. Trochę drżała
mu ręka, ale z ulgą wypił całą zawartość naczynia. Od razu poczuł się lepiej.
Ta suchość w gardle była nie do zniesienia.
W pokoju było jeszcze tylko jedno
łóżko, ale nie widział twarzy tego, kto na nim leżał.
- Nic nie pamiętasz? - spytała
zatroskana matka, ściskając w dłoniach jego rękę.
- Hmm...
- Miałeś wypadek.
- Wypadek?
- Tak, na Starej Stacji. Uderzył w
nią piorun, omal cię nie zabił. Od tamtego czasu leżałeś w śpiączce.
Bill patrzył z niedowierzaniem na
matkę.
Co to ma znaczyć, że leżał w
śpiączce? Czy to wszystko, co się działo od momentu uderzenia pioruna było
tylko jego wymysłem? Czy to naprawdę tak było? Nigdy nie pogodził się z Tomem?
Nigdy nie powiedział mu, że go kocha? Nie przechodzili żadnych prób ani nie
marzli w tym durnym lesie? To wszystko to była tylko jego chora wyobraźnia?
Nie, to niemożliwe! Nie mógł mieć aż
tak chorej wyobraźni! Już w jednym teście dał się nabrać, tym razem już tak nie
będzie.
Szybko przeanalizował wszystko, co
się stało. Może naprawdę tylko mu się wydawało? Był w śpiączce, cały czas pod
opieką lekarzy. Nie mógł więc wędrować po tamtym lesie i tak realnie odczuwać
bólu. Zawsze lubił książki fantastyczne, ale nigdy nie sądził, że tak bardzo
zatrą granicę pomiędzy światem rzeczywistym a fantastycznym. Robiąc w myślach
cały bilans, szybko doszedł do wniosku, że to naprawdę był sen. Głupie,
masochistyczne marzenie o ugodzie z Tomem, nawet przeprowadzonej w tak
drastycznych i nienaturalnych warunkach. Tylko taki naiwniak jak on mógł coś
takiego wymyślić.
Patrzył przed siebie pustym
wzrokiem. Czuł, jak zaczyna go ogarniać rozpacz. Znowu to samo. To tylko sen.
Głupi koszmar, który stworzył w myślach, pragnąć, aby brat zwrócił na niego
uwagę. Żeby wreszcie przestał go męczyć i pokochał tak samo, jak on go pokochał
mimo tej całej brutalności. Czy to oznacza, że dalej będzie musiał patrzeć w
ciemne tęczówki pełne pogardy i nienawiści? Nigdy już nie będzie odczuwał tej
więzi, która wytworzyła się pomiędzy nim a Tomem? Czy to był tylko sen?
Tysiące pytań przelatywało mu przez
głowę. Z każdym kolejnym Bill czuł coraz większą pustkę. Siedział nieruchomo i
nie miał pojęcia, co powinien zrobić.
- Gdzie Tom? - spytał cicho,
zaciskając dłonie na pościeli.
- Tom? - zdziwiła się matka.
- Tak, Tom! Mój bliźniak! Gdzie on
jest?! - syknął.
- On...
Ania nie dokończyła, bo ktoś wszedł
do pokoju. Bill spojrzał z mordem w oczach na mężczyznę, który przerwał
rozmowę.
Nieznajomy wyglądał na jakieś trzydzieści
parę lat. Był dosyć wysoki, a może tylko tak mu się wydawało, bo sam siedział
na łóżku. Miał na sobie jeansy i skórzaną kurtkę, zarzuconą na ciemną bluzę. W
ręce trzymał kubek, zapewne z kawą. Włosy miał kruczoczarne i lekko kręcone.
Zielone oczy patrzyły z radością i jakby ulgą. Musiał przyznać, że facet
prezentował się wspaniale i był cholernie przystojny.
- Aleks! Bill się obudził! - powiedziała
zadowolona matka.
- Widzę - odparł z lekkim uśmiechem,
odsłaniając rząd idealnie równych i białych zębów.
Podał kobiecie kubek i stanął za nią,
kładąc jej ręce na ramionach.
- Mamo, kto to, do cholery, jest? -
spytał Bill podejrzliwie.
- Wyrażaj się przyzwoicie, kochanie!
- zgromiła go matka.
- Mam na imię Aleks! – powiedział
nieznajomy, podając chłopakowi rękę.
Czarny z niechęcią ją uścisnął.
- Bill - odpowiedział sucho, po czym
spojrzał na matkę. - Więc? Gdzie on jest?
Był tak rozgoryczony i zły, że zanim
kobieta w ogóle zdążyła się odezwać, ze złością rzucił szklanką w ścianę.
Naczynie rozprysło się na tysiące kawałeczków z głośnym trzaskiem. Aleks i
matka patrzyli na niego zdumieni, ale on nie miał zamiaru na tym poprzestać.
Jednym ruchem ręki strącił wszystko ze stolika nocnego, po czym wyrzucił z
łóżka poduszki. Ogarniała go coraz większa złość.
- Doktorze Gibson! - zawołał Aleks,
próbując przytrzymać go za ramiona.
- Nie! Zostaw mnie! Puszczaj, do
cholery! - wrzeszczał Bill, czując, jak do oczu napływają mu łzy.
Tom...
Aleks prawie na nim leżał, starając
się go unieruchomić. Matka stała z boku i łkała rozdzierająco, zasłaniając usta
rękami. Bill wrzeszczał, wierzgał nogami i wił się, starając się uwolnić.
Mężczyzna próbował go jakoś przytrzymać, ale Czarny był zaskakująco silny.
Chłopak kątem oka dostrzegł, że do pokoju wbiegł lekarz, a tuż za nim
pielęgniarka. Czuł, że nadchodzą kłopoty. Poczuł tylko jeszcze większą
wściekłość.
- Trzeba mu podać środki
uspokajające - powiedział lekarz, podchodząc do łóżka.
Bill szarpnął się z całej siły.
Udało mu się odepchnąć Aleksa, ale zachwiał się i z hukiem upadł na podłogę, na
dodatek uderzając w nią głową. Zamroczyło go na chwilę, co lekarz i czarnowłosy
mężczyzna od razu wykorzystali. Chłopak czuł łzy, które nieprzerwanie moczyły
mu policzki, ale miał gdzieś, że wszyscy to widzą. Był wściekły na siebie za
to, że znowu okazał się naiwniakiem.
Wrzeszczał jak opętany i szarpał się
ze wszystkich sił. Czuł, że przegrywa, ale nie miał zamiaru się poddać. Po
chwili był już unieruchomiony i przytrzymano mu rękę. Pielęgniarka stała nad
nim ze strzykawką jak kat z toporem nad swoją ofiarą. Czarny trząsł się od
płaczu, próbując bezskutecznie się uwolnić. Gdyby miał w ręce pistolet,
strzeliłby sobie prosto w serce.
- Zabieraj łapy od mojego bliźniaka!
- rozbrzmiał w pokoju znajomy głos.
Bill zamrugał oczami z
niedowierzania. Patrzył, jak lekarz zostaje brutalnie odciągnięty, a potem
powalony na ziemię silnym ciosem w twarz. Pielęgniarka została pozbawiona
strzykawki, a następnie mocno popchnięta do tyłu. Potknęła się o kolegę z pracy
i również się wywróciła. Zdumiony Aleks nawet nie zareagował, kiedy został
podniesiony za kołnierz kurtki i odepchnięty na bok. Siedział na podłodze,
patrząc ze zdumieniem przed siebie. Wyglądał, jakby zobaczył ducha.
Czarny spojrzał w ciemne tęczówki
brata. Tom stał przed nim w obciachowej szpitalnej koszuli i uśmiechał się
głupio. Bill zamrugał. O co tu chodzi?
Blondyn ukląkł obok bliźniaka i
otarł mu łzy z twarzy.
- Nie becz, młody - szepnął cicho,
patrząc mu w oczy.
- Tom... - wydukał Czarny.
Blondyn tylko uśmiechnął się w
odpowiedzi. Przez chwilę nie odzywali się od siebie. Bill zdecydował się zadać
wreszcie to pytanie. Musiał wiedzieć, czy tylko on...
- Pamiętasz? - spytał wstrzymując
oddech.
Tom, cały czas patrząc mu w oczy,
kiwnął potakująco głową.
- Nie wiem, jak to jest możliwe, ale
pamiętam. Skoro pytasz, wnioskuję, że ty też? - odezwał się blondyn.
- To nie był sen? - upewnił się Bill,
nie mogąc w to uwierzyć.
- Nie sądzę - starszy Coger pokiwał
przecząco głową.
Czarny rzucił się na brata, mocno go
przytulając. Tom objął go i odwzajemnił uścisk.
- Udało nam się - szepnął cicho
Bill.
- Nie becz - odparł Tom, opierając
brodę na czubku jego głowy.
Młodszy roześmiał się i otarł łzy
wierzchem dłoni. Jego serce przepełniało tak wielkie szczęście, że miał ochotę
skakać z radości.
- Bill! Tom!
Zapłakana matka podbiegła do nich i
przyłączyła się do uścisku. Jak na taką drobną kobietę, miała zaskakująco dużo
siły.
- Tak się o was martwiłam! -
powiedziała załamującym się głosem.
Obaj uśmiechnęli się do niej
promiennie. Kiedy już minął pierwszy szok zmieszany z bezbrzeżną ulgą i
radością, bliźniacy usiedli na rozkopanym łóżku Billa. Aleks podniósł się z
podłogi, nadal będąc w lekkim szoku i usiadł obok nich. Pielęgniarka wstała i
wyszła z pokoju. Nieprzytomny lekarz został najzwyczajniej w świecie
zignorowany.
- Kto to jest? - spytał Tom, patrząc
na mężczyznę, który przysiadł przy Ani na łóżku.
- Tom, usiądź jak człowiek! Nie
wszyscy muszą oglądać twój tył! - zirytował się Bill zza jego pleców.
Blondyn szturchnął go pod żebro, ale
posłusznie przesunął się w bok.
- To jest Aleks. Kochanie, to Tom,
mój drugi syn - powiedziała Ania.
- Kochanie?! - wykrzyknęli bliźniacy
jednocześnie.
Matka uśmiechnęła się do nich
zakłopotana.
- To długa historia.
- Mamy czas - powiedział zimno
blondyn.
Z podłogi słychać było ciche jęki.
Lekarz zaczął się podnosić. Był w lekkim szoku.
- Mięczak - mruknął Tom.
- To było prawdziwe wejście smoka! Patrząc
na ten wyczyn nikt by nie pomyślał, że jesteś zwykłym grafficiarzem - zaśmiał
się Bill, widząc lekarza wychodzącego z pokoju chwiejnym krokiem.
- Trzymanie puszki ze sprayem to też
ciężka praca - odparł Tom.
Bill tylko wywrócił oczami.
- Ta...
- No, więc kto to jest? - spytał
Czarny, patrząc na nieznajomego mężczyznę.
***
No i wrócili:). 2/3 I tomu za nami, ale...
Tom II jest o wiele dłuższy. Wybaczcie długą przerwę, postaram się dodawać notki częściej.
Pozdrawiam!
Ekstra, siedzę i nie mogę przestac się cieszy :D
OdpowiedzUsuńA ile ostatecznie będzie tych tomów?
Świetne, świetne! Bezbłędne!
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że jednak wrócą :D
Pozdrawiam!
A ja juz panikowalam), ze to ostatnie rozdzialy. ciesze sie, ze sie mylilam.
OdpowiedzUsuńBędzie tu twc?
OdpowiedzUsuńNie, to typowe fantasy.
Usuńhttp://deadly-psychopath.blogspot.com/ pojawiła się krótka trzynastka. Zapraszam :)
OdpowiedzUsuńHa ha ha wiedziałam wiedziałam! !!!!!!!!!! Wiedziałam że będą w spiątce odkąd trafili do tego drugiego świata po prostu wiedziałam :D
OdpowiedzUsuń~Azusa