wtorek, 10 kwietnia 2012

Rozdział 2


Andy
Drugi, trzeci, czwarty dzień szkoły...
Cóż... Chyba nie ma o czym mówić. Były tak samo do kitu jak poprzednie. Lucas i Tomas nie dawali mi spokoju. Na lekcjach ciągle się ze mnie naśmiewali i rzucali we mnie małymi papierowymi kuleczkami, a na przerwach... Eh! Nawet nie ma o czym mówić. Śniadania nie mogłem zjeść w spokoju, bo zaczepiali mnie inni kumple Lucasa. Chcieli mu się chyba przypodobać. Jak by na to nie patrzyć, dwa dni z rzędu wylali mi na ubrania sok pomarańczowy. Po lekcjach dopadł mnie Tomas, sam, i dał mi niezłe lanie. Gdy trzeciego dnia się wycwaniłem i zamiast soku wziąłem wodę, wylali mi ją na włosy niszcząc moją wspaniałą fryzurę. Byłem załamany i wkurzony, ale ich było więcej i nic nie mogłem zrobić. Nie miałem zamiaru iść i skarżyć się na ich zachowanie, bo nigdy już nie daliby mi spokoju, tylko jeszcze bardziej zaczęli gnębić.
Czwartego dnia jednak wydarzyło się coś dziwnego. Gdy jak zwykle zaczepiali mnie na stołówce, przyszedł Lucas.
-Cześć, Luc!- odezwał się jakiś chłopak.
-Siema- odburknął.
Chwycił mnie za nadgarstek i siłą ściągnął z krzesła.
-Idziemy!- rzucił.
Moje serce przyspieszyło swoje bicie.
On mnie zabije, pomyślałem powoli wpadając w panikę.
-Co ty wyprawiasz?- spytał jakiś czarnowłosy chłopak.
-Nie interesuj się. A teraz spadać!
Ciągnąc swoją torbę i próbując jakoś złapać równowagę, zostałem wyprowadzony ze stołówki na pusty korytarz.
-O co ci znowu chodzi?!- spytałem zirytowany.
Blondyn puścił moją rękę, a ja automatycznie zacząłem ją rozcierać.
-Za dwa dni mamy zdawać referaty z biologii. Masz mi go napisać- powiedział spokojnie.
Uniosłem brwi do góry.
-Co?- spytałem.
-To, co słyszałeś. Referat. Przynieś go jutro. A, i nie zapomnij podpisać moim imieniem i nazwiskiem. No, i jeszcze dopisz Tomasa.
Lucas odwrócił się na pięcie i zaczął iść korytarzem, a ja aż poczerwieniałem ze złości. Zacisnąłem dłonie w pięści.
-Nie!- warknąłem wściekły.
-Co?- spytał przystając i odwracając się.
Chyba nie spodziewał się mojej odmowy po tych kilku dniach poniżeń.
-Nie zrobię ci żadnego głupiego referatu! Rusz tyłek i sam sobie zrób!
-Ty chyba kpisz!- zaśmiał się Lucas stając przede mną i patrząc mi w twarz z głupim uśmiechem.
-Nie będę za ciebie odwalał zadań domowych. Pocałuj mnie w... nos!
Nie powinienem był tego mówić. Lucas warknął coś cicho, po czym popchnął mnie mocno.
Poleciałem do tyłu i upadłem na jakąś szklaną gablotę tłukąc w niej szybę. Poczułem w kilku miejscach ostry ból. Czy ten człowiek nie ma żadnych skrupułów? Cholera, żeby jeszcze nie był taki seksowny.
-Tramp! Brey! Do gabinetu dyrektora!- wydarła się jakaś nauczycielka idąc w naszą stronę szybkim krokiem.
Chciałem zaprotestować, ale w końcu zacisnąłem tylko usta. Wygrzebałem się ze szkła cudem nie kalecząc sobie dłoni. Byłem trochę zamroczony i w ogóle ból nagle zniknął. Zrobiłem krok do przodu i uśmiechnąłem się z radością, że wszystko gra i mogę iść normalnie.
Ogarnęła mnie ciemność zanim zderzyłem się z podłogą.
Nie rozumiałem, dlaczego.
Przecież szedłem prosto.


Lucas 
Nikt nie ma prawa mi się sprzeciwiać. Dlaczego ten pedał tego nie rozumie? Myśli, że jak zakręci tym chudym tyłkiem to będzie miał spokój? Chyba nie lał dzisiaj! Ze mną się nie zadziera.
Cóż, nie planowałem zniszczyć szyby. Trudno, jakoś to będzie. Już bolały mnie kłykcie od okładania pięściami jego chudej twarzy. Cóż, codziennie zadawałem Andiemu mniej więcej trzy ciosy ręką, więc miały prawo mnie boleć.
No, i mnie zawieszą, pomyślałem z westchnieniem. Nie fajnie.
Zerknąłem na chłopaka gramolącego się z potłuczonej gabloty. Wyglądał... dziwnie. Mimo makijażu mogłem dostrzec, że zbladł. Otworzyłem usta chcąc mu dopiec, ale nie zdążyłem. Nim ja czy nauczycielka zdążyliśmy się połapać w sytuacji, Andy już leżał na podłodze. Nieprzytomny. Zauważyłem, że w kilku miejscach krwawi. Dziwnie się poczułem widząc stróżkę krwi płynącą mu po twarzy.
Przestraszyłem się, że coś mu zrobiłem i będę miał przez to kłopoty. Co jak co, ale problemów to miałem wystarczająco dużo i bez tego pedała.
-Pięknie, Brey! Jesteś z siebie dumny?! Dzwoń po karetkę!- warknęła wściekła nauczycielka klękając przy nieprzytomnym pedale.
Automatycznie wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do szpitala. Pojawiało się coraz więcej gapiów, więc wtrącili się nauczyciele i kazali im udać się już na lekcje. Mnie również zgarnęli do klasy obiecując, że wizyta u dyrektora mnie nie ominie. Widziałem, jak dwóch sanitariuszy wkłada Andiego na nosze i niosą go na zewnątrz, zapewne do karetki. Miałem nadzieję, że nic mu nie będzie. Im mniej będzie miał obrażeń, tym większe prawdopodobieństwo, że mi się upiecze.


Andy
Kiedy się obudziłem i zobaczyłem, że leżę w białym pokoju i na szpitalnym łóżku, jęknąłem tylko. A więc było aż tak źle?
Zmarszczyłem brwi próbując sobie wszystko przypomnieć. Gdy już mi się to udało, westchnąłem. Nie dość, że wpakowali mnie do szpitala, to jeszcze zapewne dostanę karę od dyrektora. Brey na pewno mi nie odpuści.
Nie miałem czasu się nad tym zastanawiać, bo do pokoju wparowała moja matka. Zanim zdążyłem otworzyć usta, już siedziała przy mnie wyduszając ze mnie tlen swoim silnym uściskiem.
-Nic mi nie jest, mamo. Udusisz mnie- jęknąłem.
-Synku, tak się o ciebie martwiłam! Jak się czujesz? Czy wszystko w porządku? Trzeba ci czegoś?
-Spokojnie, nie umieram. Naprawdę, wszystko ok.
-Co tam się dokładnie stało?
-Wypadek- chciałem, żeby mój głos zabrzmiał obojętnie. Nie miałem zamiaru przysparzać moim rodzicom kłopotów, a gdyby prawda wyszła na jaw i czasem matka zapragnęłaby mu założyć sprawę z w sądzie za znęcanie się, Lucas zdecydowanie by mnie zabił. Poza tym, wolałem, żeby zostało tak, jak jest. Nie było sensu jeszcze bardziej tego wszystkiego gmatwać.- Zderzyłem się na korytarzu z kolegą z klasy, a że jestem przy nim chucherkiem, to poleciałem na gablotę z pucharami.
Matka, istota zdecydowanie zbyt łatwowierna, uwierzyła mi. Jeszcze tego samego dnia zabrała mnie do domu, gdzie omal nie zostałem uduszony przez ojca. Co za rodzina!
Następnego dnia zostałem w domu oceniając szkody i bolejąc nad stratą kolejnych ciuchów, które podarły się w starciu ze szkłem. Jak tak dalej pójdzie, to całą moją długo kolekcjonowaną garderobę szlag trafi.


Lucas
Pedał nie pojawił się następnego dnia w szkole, co mnie potwornie zirytowało. Chciałem go wybadać i sprawdzić, jak wielkie szkody spowodowałem i czego mogę się spodziewać po szanownym gronie pedagogicznym. Nie miałem zamiaru wylecieć ze szkoły przez jakiegoś pod-człowieka, który swoją drogą zasłużył sobie na takie traktowanie. Gdyby nie ubierał się w taki pedalski sposób, dałbym mu spokój. A tak, jego rzeczy i makijaż, och Boże! działały na mnie jak płachta na byka.
Dyrektor wezwał mnie do siebie. Przyznałem się już na wstępie, nie było sensu niczego ukrywać. Zresztą, słynąłem z tego, że zawsze przyznaję się do swoich win. W ten sposób oszczędzam wszystkim dodatkowych nerwów, a sam jestem czysty z własnym sumieniem. I tak mam wylane na wszystkie kary i zawieszenia. Unikałem też zwalania czyichś przewinień na mnie. Chociaż sprawiałem dyrektorowi masę kłopotów, wiedział, że nie kłamię. I chyba z tego powodu trochę mnie lubił.
Powiedziałem mu, że wyzywający styl Andiego po prostu mnie wkurza i nie będę tego tolerował choćbym nie wiem, jaką karę miał dostać. W dodatku obiecałem, że zapłacę za wszystkie szkody sam, co, byłem pewien, z pewnością udobrucha trochę dyrektora. Powiedział, że porozmawia z Trampem i jeszcze zastanowi się nad moją karą.
Zadowolony z siebie, wyszedłem z gabinetu. Wiedziałem, że pedał jest uparty i nadal będzie się ubierał w ten sam sposób, tak więc udało mi się zwalić na niego winę za to, co mu zrobiłem i za to, co zamierzam zrobić.
Sam wspomniany pojawił się w szkole dopiero na drugi dzień po „wypadku”. Szedł na odstrzał chociażby z tego względu, że przed niego dostałem baniaka za głupi referat z biologii.
Policzę się z tobą po lekcjach, pedale, pomyślałem z uśmieszkiem na myśl o tym, co mu zrobię.
To jest życie!

2 komentarze:

  1. Wow... Zdecydowanie genialnie zawirowałaś fabułą! Myślałam, że To... tj. jak mu, a, Lucas walnie B... tzn. Andym o ścianę i pocałuje go w ten nos, a tu gablota się zbiła, Andy trafił do szpitala, a Lucas nadal jest takim bucem jakim był, huh, ciekawe kiedy zacznie go pociągać Andy, jak już ten do niego coś czuje... Mmm, nie odwlekam dłużej momentu wczytania się w kolejny rozdział, więc "Ja ne!" i dzięki za ten rozdział i tu, gdzie mogę od tak, wstawiać komenta, super!

    OdpowiedzUsuń
  2. Lucas jesteś wrednym gównem i nie wiem czy mam cię lubić czy nie koniecznie. Oczywiście ja zawsze utożsamiam się z postacią uke i wiadomym jest, że z Andym nie wygrasz, ale nadal możesz się starać. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)