sobota, 30 czerwca 2012

Rozdział 36

Andy
Obudziłem się w łóżku Lucasa. Nie miałem pojęcia, która jest godzina. Okna były zasłonięte roletami i w pokoju było ciemno. Leżałem więc w ciszy, rozmyślając o ostatnich wydarzeniach. Długo zastanawiałem się nad tym, jakim cudem się znalazłem u Breya. Potem sobie przypomniałem.
Telefon…
Utrata przytomności…
Samochód…
Byłem ciekawy, czy naprawdę darował sobie szpital. Nie pamiętałem nic prócz rozmowy w samochodzie. Miałem pustkę w głowie.
Chciałem się poruszyć, ale wszystko mnie tak mocno bolało, że nie byłem w stanie. Miałem wrażenie, że tysiące igieł wbija się głęboko w moje ciało. Zdecydowałem się ograniczyć ruchy do minimum. Miałem już dość cierpienia. Chciałem mieć wreszcie spokój, ale wiedziałem, że to niemożliwe.
Nagle drzwi uchyliły się lekko i zobaczyłem w nich głowę Lucasa. Zaglądał do środka.
- Obudziłeś się – mruknął z ulgą. Wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Podszedł do łóżka i nachylił się nade mną, całując mnie w czoło.
- Jak się czujesz? – spytał troskliwie.
Westchnąłem cicho.
- Dobrze.
- Na pewno? Jeśli coś jest nie tak, zadzwonię zaraz po doktorka. Jeszcze raz cię zbada.
Pokręciłem przecząco głową. Lucas ściągnął ze mnie kołdrę i wziął w rękę jakąś tubkę. Patrzyłem z niechęcią, jak bierze trochę na palce, a potem wsmarowuje to w moje ramię. Nie zapytałem o nic, po prostu czekałem, aż skończy.
- Czemu mi nie powiedziałeś? – zapytał. – Pomógłbym ci.
Nie odpowiedziałem.
- Do cholery, Andy, ile czasu to już trwało?!
- Od świąt. Chyba – odpowiedziałem niechętnie.
- Co się stało? Dlaczego on…
- Stracił pracę – przyznałem ponuro.
- I zaczął pić – dośpiewał sobie.
Kiwnąłem głową. Syknąłem, kiedy ścisnął mnie mocniej.
- Przepraszam.
Zabrał się za moje udo, na którym było kilka czerwono-sinych pręg.
- Mogłeś mi powiedzieć – burknął z wyrzutem.
Nie odpowiedziałem. Było mi zwyczajnie wstyd – za zachowanie, za siniaki, za to, co na pewno zobaczył u mnie w domu… Za wszystko. Nie chciałem, żeby ktoś o tym wiedział. Nie chciałem, żeby ON się dowiedział, nie chciałem przysparzać nikomu problemów.
Co teraz ze mną będzie, zastanawiałem się. Jak wrócę do domu, będzie to samo. Ale nie mogłem nie wrócić, w końcu nie miałem gdzie się zatrzymać.
Przejechałem rękami po włosach i przypomniałem sobie, co się z nimi stało. Lucas obserwował mnie uważnie.
- Um, moje włosy… - bąknąłem.
- Zdaje się, że przeszły do historii – odparł, przeczesując je ręką. – Mogę ci je przejechać maszynką, przynajmniej będą miały jedną długość.
Zgodziłem się, w końcu włosy nie były dla mnie aż takie ważne, przynajmniej od jakiegoś czasu.
Zaciskając zęby z bólu, poszedłem z Lucasem do łazienki. Wyciągnął z szafki maszynkę do włosów i po chwili mogłem podziwiać swoją głowę z króciutkimi, ciemnymi włosami. Nie były czarne, ale bardzo ciemne. Przejechałem ręką po głowie, czując śmieszne kłucie. Nawet nie wyglądałem zbyt tragicznie.
- Dzięki.
- Przynieść ci coś do jedzenia?
- Dzięki, nie jestem głodny.
Brey tylko westchnął.
- Miną wieki, zanim się przyzwyczaję – burknął, patrząc na moją głowę. – Połóż się lepiej, wciąż jesteś osłabiony.
Kiwnąłem jedynie głową i położyłem się z powrotem do łóżka. Znowu dopadły mnie ponure myśli, nie dając mi ani chwili spokoju. Rany, co teraz?
Dlaczego moje życie musi być takie popieprzone?


Lucas
Znowu to samo.
Nie. Gorzej.
Teraz, kiedy już wiedziałem, co było przyczyną zmiany nastroju Andy’ego, mogłem się zastanawiać nad tym, jak to zmienić. Chciałem jakoś mu pomóc, zapewnić, że wszystko się ułoży, ale czułem, że zwyczajnie mi nie uwierzy. Też bym mu nie uwierzył, gdybyśmy zamienili się miejscami.
Nie miałem zbyt dużego manewru, jeśli chciałem mu pomóc. Wieczorem miałem zamiar z nim poważnie porozmawiać, ale to dopiero wtedy, gdy już zabiorę jego rzeczy. Chciałem postawić go przed faktem dokonanym, żeby nie mógł w żaden sposób oponować, by mi uwierzył, że nie żartuję i naprawdę traktuję go poważnie. W końcu go pokochałem (uświadomienie sobie tego było niezwykłe bolesne, możecie mi wierzyć), ale mówić mu tego nie zamierzałem, a na pewno nie w najbliższej przyszłości.
Najlepiej to nigdy.
Właściwie to miałem dwa pomysły na poprawienie mu humoru – zrobić mu loda albo pozwolić sobie znowu wsadzić. Druga opcja odpadała chociażby dlatego, że sobie na nią nie zasłużył, odmawiając zjedzenia czegokolwiek. Jeśli zaś chodziło o loda…
Miałem dylemat. Zrobić czy nie zrobić? Szczerze powiedziawszy, to wolałbym nie, ale dobrze zapadło mi w pamięci jak się uśmiechał, kiedy zgodziłem się na pozycję pasywa.
Matko, czemu to spotyka akurat mnie?! Żebym musiał komuś robić loda, żeby zobaczyć jego uśmiech... Miłość jest do dupy.
No, dobra. Lucas Brey gej (Boże, jak to brzmi!) wkracza do akcji. Przez dobre trzydzieści sekund zbierałem się w sobie, a potem, przełykając ciężko ślinę, podszedłem do łóżka. Co ja w ogóle chcę zrobić?! Jak do tego doszło?!
Lucas, ty miękki fiucie.
Andy leżał na łóżku przykryty mięciutkim kocem. Wiedziałem, że ma na sobie jedynie bokserki. Nie spał.
Złapałem go za kolano i przewróciłem na wznak. Nawet nie zareagował. Wstrętny, mały…
Schowałem się do połowy pod kocem i zsunąłem mu z bioder bokserki.
- Co znowu? – zapytał z lekkim zdziwieniem.
Westchnąłem ciężko, patrząc na jego członka z iście naburmuszoną miną. Czy już pytałem, jak do tego doszło?! Żeby Lucas Brey musiał się posuwać do czegoś takiego. Po prostu skandal!
Nachyliłem się i trąciłem jego penisa nosem. Drgnął od razu. Chwyciłem go w dłoń i niepewnie włożyłem sobie do ust. Andy zaklął cicho, odruchowo rozszerzając nogi i wypychając biodra. Czułem, jak jego męskość rośnie w moich ustach. Tandetne uczucie, ale pewnie jemu było trochę przyjemniej. Bosz… Czemu ja?
Wsadzałem sobie go tak głęboko, jak tylko mogłem, skupiając się na dawaniu mu jak największej przyjemności. Gdy w pewnej chwili zajrzał pod koc, spiekłem raka i momentalnie strzeliłem go po łapach, żeby zostawił koc w spokoju.
- Nie patrz – powiedziałem, przerywając na chwilę. – Jak się będziesz gapił, nie zrobię tego więcej.
- Dziwne, że w ogóle to robisz.
- Podoba ci się?
- Ba.
Znowu włożyłem go sobie do ust, ssąc zawzięcie czubek. Drugą ręką ugniatałem jądra, co również musiało być bardzo przyjemne. Nie zaprzeczę, że lepiej jest być tym, któremu stawia się laskę niż tym stawiającym. Byle tylko mój stary się tu nie wprosił…
Momentalnie przyspieszyłem, uświadamiając sobie, że jeśli on tu teraz wejdzie, nigdy więcej nie spojrzę mu w oczy. Kontynuowałem pieszczoty najlepiej jak umiałem aż do momentu, w którym poczułem słony smak na języku. Kilka razy przejechałem nim po rowku na czubku penisa, a potem wyciągnąłem go z ust i dokończyłem ręką. Tramp jęknął i chwilę później wytrysnął prosto w moją dłoń.
- Wow, Luc… Super – mruknął, głaskając mnie po głowie.
- Podobało się? – spytałem, oblizując usta. Uh, nie było tak źle.
- Pewnie. Było super.
- To teraz ryj ma ci się uśmiechać, jasne?
Andy kiwnął głową, zaglądając pod koc. Jego twarz była całkiem wesoła, biorąc pod uwagę okoliczności. No i… uśmiechnął się lekko.
- Chcę w ciebie wejść. Mogę?
Pokręciłem przecząco głową. Posmutniał.
- Czemu?
- Cóż, jakby to ująć… Jeśli kiedyś chcesz mnie pieprzyć, musisz przytyć.
- CO?!
Prychnąłem, kładąc się obok niego.
- Nie pozwolę, żeby mnie pieprzyło byle chuchro.
- Żartujesz, prawda?
- Niee… Mówię serio. Jak przytyjesz przynajmniej z… pięć kilo, będziesz mógł być na górze tyle razy, ile zechcesz. – Mówiąc to, miałem nadzieję, że nie będę tego żałował. - A teraz… Za-po-mnij!
- A- ale…
- Żadne ale. Pięć kilo albo nie mamy o czym gadać.
Westchnął ciężko, ale nic więcej nie powiedział. Jedynie wtulił się w mój bok.
Gdy zasnął, wyplątałem się z jego objęć i pojechałem do jego domu. Szybko załatwiłem sprawę, chociaż matka Andy’ego go nie spakowała. Sam to pospiesznie zrobiłem, przy okazji kłócąc się z jego ojcem. Wyglądało na to, że nie pamiętał, jak gnębił swojego syna. Ba! On był w ciężkim szoku i zarzucił mi kłamstwo. Chociaż nie byłem na to gotowy, miałem w telefonie zdjęcia siniaków i pręg, w razie gdyby się okazało, że jednak trzeba będzie z tym iść na policję.
Dopiero kiedy pokazałem mu te zdjęcia, uwierzył mi. Był w szoku, ale to mnie już nie obchodziło. Po kilku kursach do samochodu zapakowałem wszystko, co tylko mogło przedstawiać dla Andy’ego jakąś wartość. Zabrałem nawet plakaty jego ulubionych zespołów i kalendarz, w którym miał pozaznaczane różne dziwne rzeczy. Potem nie wdając się w zbędne dyskusje, wsiadłem do samochodu i odjechałem. Ci ludzie mnie obrzydzali. Nie zasłużyli na takiego syna jak Andy i obiecałem sobie, że już ja dopilnuję, aby nie widywali go zbyt często.


Andy
Gdy się obudziłem, znowu byłem sam. Na początku myślałem, że to był sen, ale delikatnie mrowienie w kroczu upewniło mnie, że Lucas naprawdę to zrobił. Zastanawiało mnie jednak coś innego – co teraz? Może to i monotonne, ale ja naprawdę nie wiedziałem. Chciałbym, żeby to wszystko już się skończyło i wszystkie decyzje zostały podjęte. Chciałbym je podjąć i jednocześnie zrzucić ten obowiązek na kogoś innego. Sam siebie nie rozumiałem i wiedziałem tylko jedno – nie chciałem wracać do domu.
Ktoś zapukał cicho do drzwi.
- Proszę.
Do środka wszedł ojciec Lucasa, patrząc na mnie cosik niepewnie.
- Um, dzień dobry – powiedziałem speszony.
- Dzień dobry. Jak się czujesz?
Usiadł na brzegu łóżka, patrząc na mnie z zatroskaniem. Czułem się trochę niepewnie w jego towarzystwie. Nie miałem z nim praktycznie żadnej styczności, a jeśli miałbym sobie wyrobić opinię na podstawie tych kilku spotkań, powiedziałbym o nim tylko jedno – bezmyślny chuj.
- Dobrze, dziękuję.
- To dobrze. Kiedy Luca cię przyniósł, nie wyglądałeś najlepiej.
- Uhm…
- Powiedz mi… Jak to się stało, że zostaliście parą? Jak się poznaliście?
- Uhm… No, bo… Przeprowadziłem się tutaj na początku roku szkolnego. Lucas mnie tępił w szkole – mruknąłem. Ta, nie ma to jak pierwsze dni w nowej szkole. – Raz przez przypadek spędziliśmy noc w składziku na detergenty. Zatrzasnęliśmy się tam przez niego i nie było w szkole nikogo, kto mógłby nas wypuścić. Ja… pocałowałem go, a potem… Tak jakoś wyszło.
- Nie mogę w to uwierzyć. Lucas gejem. – Mężczyzna pokręcił głową z niedowierzaniem. Wzruszyłem ramionami.
- Każdy może nim być, bez wyjątku.
- Masz rację, jednak to i tak jest dziwne.
- Um, pewnie tak.
Zapadła  cisza. Patrzyłem na niego, czekając na to, aż się odezwie, ale on chyba nie bardzo wiedział, co mógłby powiedzieć.
Nagle drzwi otworzyły się z cichym łoskotem i do pokoju wtoczył się Lucas, sapiąc, jakby przebiegł co najmniej z pół Europy. Był obładowany mocno wypchanymi torbami.
- Siema!- wydukał. Całą twarz miał czerwoną z wysiłku. Odstawił torby obok swoich szafek. – Jak się czujesz?
- Dobrze.
- Jeśli boli cię łeb, to na stoliku leżą tabletki. Smacznego – wyszczerzył się.
- Um, dzięki.
Zamrugałem ze zdziwienia, kiedy potem po prostu wyszedł. Jego ojciec spojrzał na mnie, zapewne mając dokładnie taką samą minę jak ja.
Po chwili wrócił z kolejnymi torbami, a potem jeszcze trzy razy.
- Przeprowadzasz się? – spytałem, unosząc jedną brew.
- Ja nie. Ale ty, tak.
Zamarłem.
- Zostawię was samych – rzekł mężczyzna i wyszedł z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi.
- Co masz na myśli?
Lucas spojrzał na mnie poważnie.
- To, że już nie wracasz do swoich starych.
- Jak to nie wracam? A niby gdzie mam iść? O co ci chodzi?
Wstałem z łóżka i podszedłem do niego powoli. Byłem bliski załamania nerwowego, a moja kondycja psychiczna pozostawała wiele do życzenia. Chciałem mieć po prostu spokój. O co mu znowu chodziło?
- Nie pozwolę, żeby stary się na tobie wyżywał – mruknął – więc po namyśle doszedłem do wniosku, że tutaj będzie ci lepiej.
- Tutaj? – zdziwiłem się. – W twoim domu?
- Mogę nawet podzielić się z tobą moim pokojem i łazienką – zapewnił łaskawie. – Tu będzie ci lepiej. Mam wszystko, czego tylko możesz zapragnąć, a i towarzystwo pierwsza klasa. Już nie będziesz się musiał martwić problemami swoich rodziców.
- Ale…
- Tak będzie lepiej.
- CO BĘDZIE LEPIEJ?! – wrzasnąłem. Umilkł. – Co?! Mam tu zamieszkać? Kpisz sobie ze mnie?!
- Nie, czemu?
- Czemu?! A jak ty sobie to wyobrażasz?!
- Normalnie.
- Normalnie – przedrzeźniłem go. – Weź chociaż raz pomyśl! Teraz, owszem, jesteśmy razem, ale co będzie za miesiąc? Za dwa? Za pół roku? Rok?!
- A co ma być?
- Zagwarantujesz mi, że będziemy przez tyle czasu razem?! Co się ze mną stanie, kiedy zerwiemy?! – głos mi zadrżał, a po policzkach popłynęły łzy. Tego momentu bałem się najbardziej. – Tak po prostu wyląduję na ulicy? Przecież to twój dom, to ja będę musiał odejść! To ja zastanę z niczym!
- Czemu miałbym myśleć o rozstaniu?
- Bo jest realne!
- Dupa, bredzisz – warknął, patrząc na mnie z irytacją. – Czemu zakładasz najgorszy scenariusz? Czemu sądzisz, że zerwiemy? Jeśli już musisz wiedzieć, takie związki jak ten nasz taktuję naprawdę serio. Nie zaproponowałbym ci tego, gdybym miał jakieś wątpliwości, czy damy sobie razem radę. A jeśli tak bardzo się boisz, że zostaniesz z niczym… Założę ci konto i wpłacę na nie trochę kasy. Będziesz miał zabezpieczenie, chociaż jestem pewny, że nie jest ci to potrzebne. Nie zostawię cię.
- Dlaczego?
- To chyba oczywiste. Jesteś mój, Andy. A ja nie oddam niczego, co należy do mnie. Nawet tego głupiego pchlarza, do którego wzięcia mnie zmusiłeś.
- Ale… - wyjąkałem płaczliwie.
- Nie ma sensu martwić się tym, na co nie ma się wpływu – powiedział, podchodząc do mnie i przytulając mnie. – Będzie dobrze, jestem pewny. Zamiast się martwić takimi bzdurami, pomyśl lepiej, jak wepchnąć te ciuchy do szafy, żeby się zmieściły też moje.
- Ale…
- Zależy mi na tobie, głupku. I nie odpuszczę, więc nawet nie próbuj się kłócić.
- Ja…
Pocałował mnie w usta.
- Cisza.
- Ale…
Kolejny pocałunek.
- Daj mi coś…
I znowu.
- Lucas… - zaśmiałem się przez łzy, obejmując go za szyję. Wtuliłem się w niego.
 Może nie będzie aż tak źle, pomyślałem, kiedy obaj zaczęliśmy układać moje rzeczy w szafce. Nawet dobrze się bawiłem. Lucas próbujący założyć moje obcisłe rurki i przewracający się w efekcie na podłogę,  to doprawdy uroczy widok. Nie, żeby był gruby, ale wbicie się w moje spodnie było ponad jego możliwości. Przy okazji grzebania w moich rzeczach, jakieś trzydzieści procent zakwalifikował do „wyrzucenia” i nie pozwolił mi ich włożyć do szafy. Stwierdził, że nie będę się tak pedalsko ubierał i on już zadba o to, żebym wyglądał jak prawdziwy mężczyzna. Pff! On i jego pomysły.
Następny tydzień czasu minął mi dość spokojnie. Praktycznie nic nie robiłem prócz jedzenia i spania. Lucas uparł się, żeby mnie karmić i okazało się, że przez tydzień przytyłem prawie dwa kilo! Masakra, myślałem, że go zabiję.
Po tygodniu zdarzyło się coś bardzo dziwnego.
Do willi Brey’ów przyszła moja mama.

***
Widzę, że to opowiadanie ma ostatnio wzięcie, z czego bardzo się cieszę. Ten rozdział sprawdziłam, ale na razie nie powiadamiam, bo nie mam już czasu. 
Pozdrawiam!

14 komentarzy:

  1. KOCHAM TEN ROZDZIAŁ!!!! ^^ TE OPOWIADANIE I W Ogóle WSZYSTKICH W TYM OPO! :) Proszę daj szybko następny rozdział bo zwariuję ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się z kolejnego rozdziału tego opowiadania - takie miłe rozpoczęcie wakacji ;) ( kit, że jestem maturzystką i wakacje mam już od prawie 2 miesięcy ;p ). Szkoda mi Andiego i jego włosów, ale dobrze, że ma Lucasa, który uświadomił sobie, że go kocha. Z niecierpliwością oczekuję kolejnego rozdziału. Pozdrawiam i weny życzę! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham to opowiadanie <3 Bardzo, bardzo chcę, żeby Lucas powiedział Andy'emu, że go kocha. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i teraz będą żyli długo i szczęśliwie. :) Nie wytrzymam! Chcę nowy odcinek, teraz, zaraz, natychmiast. Ulżyj nam (zakładam, że nie tylko ja czekam niecierpliwie na kolejne odcinki) w cierpieniu i dodaj szybko nową notkę.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Biedny, tuczony Andy. Ale Lucas sobie warunek znalazł. Ale fajnie, że mieszkają razem. A co do Rodzinnego Domu, wcale mi się nie podoba, że Bill wrócił do swojego wcześniejszego zachowania. Mieli się ze sobą przespać, a potem żyć długo i szczęśliwie, a nie drzeć koty. Ale i tak uwielbiam twoje opowiadania. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystkie Twoje opowiadania są świetne, bez wyjątku. Ale jeden notorycznie powtarzany błąd doprowadza mnie, językowego zboczeńca, do szału.

    PRZYNAJMNIEJ - partykuła wyznaczająca minimalny, możliwy do zaakceptowania przez mówiącego zakres czegoś, np. "Wypij przynajmniej mleko", lub komunikująca, że ilość lub miara czegoś jest nie mniejsza od wymienionej i że może być większa, np. "Wyjechała przynajmniej na rok".

    BYNAJMNIEJ - synonim słów wcale, zupełnie, ani trochę, zgoła (zwykle w połączeniu z następującą partykułą nie, np "Głos miał donośny, ale bynajmniej nie przykry", "Z miłością bynajmniej się nie taił".

    Stosowanie tych słów zamiennie to istny gwałt na języku polskim.

    OdpowiedzUsuń
  6. A myślałam, że wymyślą jak uratować włosy - biedny Andy.
    5kg Lucasa mnie zastrzeliło - też sobie znalazł warunek. Widać, że przepadł z kretesem :D I dobrze mu to zrobiło na charakterek swoją drogą.
    Czekam na część kolejną.

    Nyu

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach... stęskniłam się za Andym i Luciem, chociaż nie powiem, że bardziej za moimi tajemniczymi braćmi, no ale wracając do tego opowiadania. To bardzo spodobał mi się ten rozdział, a szczególnie emocje, emocje... ach, cudowne uczucia, jakimi się z nami chłopaki dzieliły, a to że Luc zrozumiał, że się kocha w Andym, i to tak po prostu, super! Ale i Andy'ego myśli, i rozmowy chłopaków w ogóle były świetne^^ Chociaż warunek 5 kilo uważałabym za jakiś kit, tak jak to wywalenie 30% szafy, to jednak wiedząc że Luc Andy'ego kocha i chce dla niego dobrze to mu wybaczam takie uklepywanie Andy'ego na swoją modłę ;)
    Ciekawa jestem co wyniknie z odwiedzin matki Andy'ego, a w ogóle tu mnie rozwaliło to, że ojciec nie pamiętał, że tak wtulił synowi, niezły zawir, tak jak z tego, że ojciec Luca postanowił się zbliżyć i do Andy'ego. Słodkie^^ Czekam na kolejny rozdział!! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Śmiałam się, kiedy Lucas zrobił Andy'emu loda. Jeszcze mu się spodoba i Andy nie odpędzi się od niego. :D
    W ogóle słodko było. I ojciec Lucasa też próbuje zbliżyć się do Andy'ego. Wszystko zmierza ku dobremu.
    Słówko do Lucasa: A tylko spróbuj nie powiedzieć swemu chłopakowi, że go kochasz, to cię znajdę i zmuszę siła do tego. Jakie "Najlepiej to nigdy" Już ja ci dam nigdy. Masz powiedzieć i koniec. Zresztą Andy'ego to samo się dotyczy. Druga osoba chce wiedzieć, że jest kochana. Zgadzam się, że nie tylko słowami można to okazać, bo liczą się przede wszystkim gesty, ale to taka jakby wisienka na torcie. :D
    Ojciec Andyego nic nie pamiętał? Niezły świr. Tak był zamroczony alkoholem, że nie wiedział co robi. Niech teraz cierpi, bo jego syn do niego nie wróci.

    OdpowiedzUsuń
  9. Obłędnie !! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Super xD Scena z obciąganiem zajebista... Fajnie że Luc się w końcu przyznał że kocha Andy'iego <3 Jeszcze tylko brakuje ujawnienia się ich związku xD
    Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wooooooow że Luc mu zrobił loda... wooow xdd
    fajnie fajnie ^^ heh jak wyobrażałam sb Luca wciskającego się w rurki Andy'ego to brechtałam się ostro xdd czekam na nn ;p

    OdpowiedzUsuń
  12. nareście zaczyna się dziać coś dobrego ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. ryczę ������ i pomyśleć że kiedyś lucas nie dałby mu się dotknąć czy brać go na poważnie �� kocham To!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. No i proszę.. Zbliżamy się do końca i wyczuwam kolejny Happy End. A taką mam przynajmniej nadzieję.. Ale dobra.. Musze się spieszyć.. Idę więc czytać ostatni rozdział i epilog, a jutro wezmę się za nowe opowiadanie!! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)