– Już wszystko?
– spytałem, stawiając przy wyjściu swój plecak i walizkę. Pascal wyszedł z
łazienki i skinął głową, zamykając za sobą drzwi.
– Tak. Wydaje
mi się, że nic nie zostawiliśmy.
Przeciągnąłem
się i ziewnąłem szeroko. Byłem zmęczony, ale w sumie mnie to nie dziwiło.
Ostatnie dwa tygodnie były mega zwariowane, ale chyba najlepsze w moim życiu.
Trochę nam
zajęło wyznaczenie konkretnej trasy po Niemczech, ale w końcu jakoś dograliśmy
wszystkie szczegóły i wyruszyliśmy w podróż zaraz po zakończeniu semestru.
Byłem trochę sceptycznie nastawiony co do tego całego zwiedzania i tak dalej,
bo chociaż lubiłem okazjonalnie robić takie pierdy, nie było to tak totalnie w
moim guście. Miałem jednak jechać z Pascalem, więc w ostateczności on mógł
gapić się na wszystko dookoła, a ja na niego.
Wycieczka
okazała się jednak wielkim sukcesem. Bawiliśmy się wspaniale i to nie tyle
zwiedzając Neuschwanstein czy zamek w Heidelbergu, co śmiejąc się do łez z
moich głupich komentarzy. Mieliśmy wiele super przygód, ktoś nawet zdołał
gwizdnąć mi kurtkę – kara boska za śmianie się z Malika; co tym ludziom tak
zimno, że tak namiętnie kradną kurtki w tym roku? – musieliśmy zatańczyć
jakiegoś dziwnego połamańca, żeby wydostać się z jednego baru i uciekaliśmy
przed bandą naprutych kiboli. Do tej pory nie byliśmy pewni, kogo oni tak
właściwie gonili…
W każdym razie,
bawiłem się zajebiście. Pascal był świetnym kompanem na takie wyprawy i
strasznie ciekawskim. Musiał wściubić nos w każdy kąt i zadać cały zestaw pytań
przewodnikowi, żeby mieć jasność co do wszystkich nurtujących go kwestii.
Uwielbiał próbować nowych rzeczy, a ja mimowolnie próbowałem ich razem z nim.
Widzieliśmy masę zapierających dech w piersiach miejsc. Nacykaliśmy całe
zastępy fotek, nad którymi moja matka dosłownie dostawała orgazmu. Pascal nabił
u niej już więcej punktów już ja przez całe swoje życie. To, jak szybko się
zakumplowali, było trochę przerażające.
No więc,
przejechaliśmy Niemcy wzdłuż i w szerz. Poznałem sporą część jego rodziny od
strony jego zmarłej mamy, jakiś idiota nas ostentacyjnie obrzygał na jednej z
kolejek w Europa Park i pierwszy raz w życiu widziałem na żywo sarnę hasającą
po lesie. (W którym to spacerowaliśmy sobie, po raz pierwszy trzymając się za
ręce i obściskując pod pierdylionem drzew, bo żaden z nas nie mógł utrzymać
rączek przy sobie.)
Byłem trochę
niewyspany, a czekała nas jeszcze długa droga do Hamburga, ale miałem wrażenie,
że jak tylko to odeśpię, będę miał więcej energii niż kiedykolwiek. Chyba już
zaczynałem rozumieć, co mieli na myśli ludzie mówiąc, że energia robi energię.
No i jeszcze…
przyznałem się matce do tego, że ja i Pascal jesteśmy parą. Mało tam orgazmu
nie dostała, zaczęła drzeć japę na cały dom i wołać ojca, żeby też to usłyszał.
Powiedziała, że pod koniec naszej podróży zdecydowanie musimy przyjechać do
Hamburga chociaż na jeden dzień. Nie miałem nic do powiedzenia w tym temacie.
Potem mi burkliwie wytknęła, że za szybko się ogarnąłem i przegrała przez to z
ojcem zakład, ale i tak jest szczęśliwa, że się zeszliśmy. Na pytanie, czy w
końcu jest zła, czy się cieszy, nie potrafiła mi odpowiedzieć jednoznacznie.
Kobiety?
Pascal podszedł i cmoknął mnie w czoło.
– Idziemy? –
spytał, obracając w palcach klucze.
Skinąłem głową
i ziewnąłem po raz kolejny. Pascal zapakował nasze rzeczy do auta, podczas gdy
ja załatwiłem formalności w recepcji, zdając klucze do naszego pokoju i
podpisując wszystkie potrzebne świstki. Potem wyszedłem i widząc, że Pascal już
wszystko ma ogarnięte, machnąłem mu, że jeszcze chcę zapalić.
Stanąłem na
uboczu i odpaliłem sobie fajkę, zaciągając się dymem. Był już początek marca,
więc niska temperatura… cóż, nie była taka niska. Pascal wytknął mi złośliwie,
że będę mógł wreszcie pozbyć się swoich grubych skarpet, które stawały się w
ostatnich latach niemal moim symbolem rozpoznawalnym. W domu ich nie
potrzebowałem, matka grzała w chacie, jakby jutra nie było, ale poza domem…
Ugh. Au. Moje biedne stopy.
Dopaliłem
fajkę, zagasiłem peta butem i poszedłem do auta. Pascal siedział za kierownicą
i gadał z kimś przez telefon. Pociągnąłem go za sznurek od jednej z
bransoletek, które miał na prawej dłoni. Spojrzał na mnie tylko kątem oka,
kontynuując.
– Tak… Ale… –
Umilkł i zagryzł dolną wargę. Westchnął cicho i zamknął oczy. – Tak… Tak… Tak… –
Uniosłem brwi. Z kim on rozmawiał? – Okej. Przyjedziemy – powiedział w końcu
zrezygnowany. Z kimkolwiek rozmawiał, zdawało się go to zadowolić, bo jego
rozmówca od razu się rozłączył.
– Kto to był? –
spytałem zaciekawiony.
– Mój ojciec –
odparł i westchnął, odkładając telefon na bok i zapinając pasy. Po chwili już
jechaliśmy powoli przez miasto. – Travis się wygadał, że jesteśmy razem.
Opowiedział mu całą akcję na komisariacie ze wszystkimi żenującymi szczegółami
i ojciec się uparł, że musi cię oficjalnie poznać.
Ups? Okej, no
więc problem z ojcem Pascala był taki, że wykładał na naszym uniwersytecie i
totalnie musiał mnie kojarzyć ze swoich zajęć, bo byłem całkiem, ugh, aktywny
na jego zajęciach i to nie w pozytywnym znaczeniu, niestety. Jego ojciec nie
ukrywał niechęci do mnie. Na swoją obronę miałem tylko to, że od początku na
mnie krzywo patrzył, więc jakoś nie czułem potrzeby, żeby się przyzwoicie
zachowywać.
Chrząknąłem.
– Mam się bać?
– Ugh… Bo ja
wiem? Nigdy nikogo mu nie przedstawiłem.
– Obaj wiemy,
że mnie nie lubi.
Pascal otworzył
usta, chcąc coś powiedzieć, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Pokręcił głową
i zerknął na mnie pytająco.
– Trochę ma ku
temu powody?
Parsknąłem.
– Nie, nie ma.
Nie tylko ja pyskowałem na jego zajęciach.
– Ale ty
pyskowałeś najgłośniej – rzucił ze śmiechem.
Wywróciłem
oczami. Dobra, może nie zachowywałem się najlepiej na zajęciach ojca Pascala,
ale nie dlatego, że nie lubiłem tych zajęć czy uważałem, że był dupnym
pedagogiem. Nie. Reagowałem tak, bo wiedziałem, że mnie nie lubi. Z jakiegoś
powodu zwróciłem jego uwagę i czułem, że często mnie obserwuje, krzywi się lub
patrzy z naganą. Wkurzało mnie to okropnie, więc się kompletnie nie hamowałem i
dawałem mu do wiwatu na tyle, na ile byłem w stanie i nie wylecieć z zajęć.
Był
fenomenalnym nauczycielem, nie mogłem mu tego odmówić. Jego zajęcia były
profesjonalne i cholernie ciekawe. Nawet nie sprawdzano na nich obecności, a i
tak klasa była wypchana po brzegi. Uczył dobrze i mądrze i nie stawiał Pascala
na piedestale tylko dlatego, że ten był jego synem. Nie, traktował go tak jak
wszystkich a może nawet wymagał od niego więcej. Imponowało mi to, że Pascal
musiał się namęczyć tak jak my wszyscy, żeby wzbudzić w tym kolesiu szacunek.
Z jakiego
powodu mnie od początku nie lubił, na zawsze pozostanie dla mnie zagadką. Aż
się bałem tego, jak powita mnie jako chłopaka swojego syna. Okej, wiedziałem
jak… On mnie zje.
– Okej, to
widzę, że odpękamy spotkanie z teściami po obu stronach mocy – rzuciłem
kąśliwie.
– Będzie po
kłopocie.
– Będzie po
mnie.
– Na to samo
wychodzi.
Uszczypnąłem go
w udo.
Pascal
zachichotał.
– Mój ojciec
nic ci nie zrobi. Będzie grzeczny, zobaczysz.
– Za to moja
matka mnie udusi, gdy na horyzoncie pojawi się niebezpieczeństwo naszego
rozstania. Zabije mnie i ukryje zwłoki i oficjalnie cię adoptuje, żeby jej się zgadzał
bilans.
– Oj! –
zacmokał. – Nie mów mi, że jesteś zazdrosny o swoją matkę?!
– No na pewno
nie o ciebie. –Wystawiłem mu język.
– Dzięki, że
rozwiałeś moje wątpliwości w tej kwestii.
– Nie ma
sprawy.
Milczeliśmy
przez chwilę, po czym obaj zgodnie się roześmialiśmy. Położyłem mu z powrotem dłoń
na udzie i ścisnąłem. Brunet krótko pogłaskał mnie po wierzchu dłoni, skupiając
całą swoją uwagę na drodze.
Uwielbiałem
chuja. Naprawdę go uwielbiałem. Mogłem z nim robić tyle rzeczy, na które z Lucy
nigdy bym się nie odważył. Mogłem pozwolić, żeby puściły mi przy nim hamulce i
użyć siły w łóżku bez obawy, że zrobię mu krzywdę – drań był ode mnie
silniejszy. I zawsze chciał się kochać. I zawsze był gotowy, żeby mnie
wysłuchać. I zawsze… mógłbym tak wymieniać w nieskończoność. Cieszyłem się jak
gówniarz tym wszystkim. Miałem wrażenie, że wszystko zrobiło się jakieś takie…
lżejsze. Tak, to chyba właściwe określenie. Każda jedna rzecz, jaką musiałem
zrobić, każda jedna praca semestralna, jaką musiałem napisać… To wszystko
poszło mi w tym roku błyskawicznie, kiedy miałem go obok siebie. Nie wiedziałem
nawet, co najbardziej mnie zmotywowało: jego nieustanna obecność i pisanie
własnych prac, wizja wakacji po skończeniu tych wszystkich pierdów czy jego
zapewnienia, że dam sobie z tym radę z palcem w dupie. Cokolwiek tak pozytywnie
na mnie wpłynęło, miało totalnie zbawienny wpływ także na moje samopoczucie.
Seks też w sumie pomagał…
To oficjalne.
Cholerny Pascal przewrócił moje życie do góry nogami. Na lepsze. Ktoś może mnie walnąć w łeb?
Do Hamburga
dojechaliśmy dość późnym wieczorem. Brunet zaparkował na podwórku naszego
jednorodzinnego domku. Wyszliśmy z samochodu i obaj przeciągnęliśmy się.
Wypiliśmy po drodze po sporej kawie, ale to tylko zamaskowało nasze zmęczenie,
a nie się go pozbyło.
Pascal ledwo
zatrzasnął drzwi od auta, kiedy w progu pojawiła się moja mama, opatulając się
swoją obszerną narzutką. Uśmiechała się szeroko.
– Cześć,
chłopaki. Jak podróż?
Brunet
przywitał się uprzejmie. Mama olała to, że ma na nogach tylko cienkie kapcie i
podeszła do nas, witając się najpierw z nim – bo niby był bliżej – a potem ze
mną.
– Idźcie do
środka, a ja wezmę nasze rzeczy, okej? – spytał Pascal, całując mnie lekko w
policzek. Nie wiedziałem, co on miał z tym całowaniem, ale skoro chciał za mnie
nosić walizki… Nie zamierzałem bynajmniej oponować.
– Chcecie kawy? – spytała moja mama rzeczowo,
kiedy znaleźliśmy się w kuchni.
– Nie, zrób nam
po herbacie – poprosiłem, siadając przy stole i wzdychając ciężko. – To była
długa podróż i już wystarczająco nażłopaliśmy się kawy. Jak się jej teraz
napijemy, żaden z nas nie zaśnie.
– Dobrze,
synku. Jak tam zwiedzanie? – dopytywało, krzątając się w kuchni.
Coś przyjemnie
piekło się w piekarniku i aż mi ślinka ciekła, kiedy czułem te cudowne aromaty.
– Przecież
wiesz. Bombardowałaś mnie telefonami bez przerwy.
Pascal wszedł do
kuchni, zapewne idąc za dźwiękami dochodzącymi z niej.
– Usiądź sobie,
skarbie – powiedziała z szerokim uśmiechem. – Zaraz dam wam coś do jedzenia,
jest już prawie gotowe.
– Nie musiałaś
sobie zawracać głowy – powiedział. Od samego początku był z nią na ty.
Spojrzałem na
niego krzywo.
– Oczywiście,
że musiała, obaj jesteśmy potwornie głodni.
Pascal wywrócił
oczami.
– Gdzie tata? –
spytałem, zmieniając temat.
– Poszedł do
sklepu po kilka rzeczy, które brakują mi do ciasta. Zaraz powinien wrócić.
– Co pieczesz?
– zaciekawiłem się.
Pascal pacnął
mnie w tył głowy.
– Au! –
Spojrzałem na niego z wyrzutem. – No co?
– Matki nie
widziałeś od świąt i tyle masz jej do powiedzenia? – Uniósł brwi wyzywająco.
Wystawiłem mu
język, trochę urażony. Już nie musiał się tak podlizywać.
Moja mama
zaśmiała się głośno, stawiając przed nami kubki z parującą herbatą. Potem
wyciągnęła do Pascala rękę.
Ten westchnął,
ale uniósł lekko tyłek, wyciągając z tylnej kieszeni spodni dziesięć euro i
podając je mojej mamie. Spojrzałem na to zszokowany.
– Jego ojciec
może mnie ogrywać, ale ciebie czeka jeszcze długa droga – powiedziała do
bruneta.
Ten westchnął
ciężko.
– Założyliście
się?! – spytałem z oburzeniem.
– Tak – odparł
Pascal bez wahania. – Myślałem, że będziesz miał trochę więcej manier – wytknął
mi.
Tym razem to ja
go pacnąłem w łeb. Tylko się zaśmiał.
Moja mama się
rozpływała.
– Jesteście
razem tacy słodcy!
Parsknąłem
tylko. Co ona odwalała? Miałem dziwne wrażenie, że dogadałaby się z cholerną
Weroniką. Może jakby jej tak podrzucić trochę gejowskich romansów to
przestałaby wypytywać nas o najmniejsze szczegóły naszego związku.
Ugh…
Po niedługim
czasie dołączył do nas mój ojciec. Siedzieliśmy w kuchni przez dobre dwie
godziny, gawędząc wesoło. Pascal wyraźnie czuł się jak u siebie w domu. Rodzice
przyjęli go z otwartymi ramionami. Trochę mnie to dziwiło, bo przecież do tej
pory umawiałem się z dziewczynami i tak dalej, a teraz nagle przyprowadziłem
faceta i oni tak totalnie go zaakceptowali. Może po części cieszyli się, że
rozstanie z Lucy nie zdołowało mnie do tego stopnia, żeby rzucać się z
pierwszego lepszego mostu? A może zwyczajnie zauważyli, że Pascal ma na mnie
dobry wpływ. Tak, nawet ja to widziałem. Cholerny Pascal.
W pewnym
momencie praktycznie zasnąłem przy stole, opierając głowę na jego ramieniu. Gdy
otworzyłem zaspane oczy, matka stała nade mną z telefonem.
Przeklinałem
dzień, w którym pokazałem jej, jak robi się zdjęcia.
Brunet tylko
podśmiewywał się pod nosem. Miałem ochotę po raz kolejny strzelić go w łeb.
Po położeniu się
do łóżka długo nie mogliśmy zasnąć. Pascal był trochę podekscytowany faktem, że
mógł obejrzeć mój pokój i pierdoły, które się w nim znajdowały. Ledwo
powstrzymałem się przed wywróceniem oczami, kiedy obserwował wszystko wyraźnie uchachany.
Leżałem oparty
o biceps Pascala z dłonią na jego piersi i jakoś… nie mogłem usnąć, nieważne
jak bardzo wykończony się czułem. Ugh. Po prawie godzinie się poddałem i
sięgnąłem dłonią do jego bawełnianych spodni od piżamy.
– Co robisz? –
spytał cicho, chyba zaskoczony moim zachowaniem.
– Tylko jedna
rzecz usypia lepiej niż leki nasenne – mruknąłem cicho, zsuwając mu spodnie
nisko na biodra i wyswabadzając jego członka. – Jest to seks.
W świetle
księżyca, które przy niezasuniętych zasłonach konkretnie rozjaśniały pokój, bardzo
dobrze go widziałem. Wydawał się niezwykle blady, co nie było adekwatne do
stanu rzeczywistego. Z nas dwóch to ja byłem bledszy i to powiedziałbym nawet,
że całkiem sporo.
Pascal na
szczęście nie zaprotestował jak jakaś pizda – Lucy – że przecież moi rodzice
mogliby nas usłyszeć i ojejku, zabieraj łapy, bo cię pierdolnę! I w ogóle to
zero seksu przez tydzień. Jezu, czy ja już wspominałem, że uwielbiałem tego
idiotę?
Splunąłem na
rękę, żeby zminimalizować tarcie i zacząłem go pobudzać. Nie zależało mi na
drażnieniu się, tylko doprowadzeniu błyskawicznie do orgazmu. Wiedziałem bardzo
dobrze, jak to osiągnąć. Nie minęło dużo czasu, kiedy Pascal doszedł w moją
rękę, wzdychając cicho.
Sięgnąłem do
stolika nocnego, wyciągnąłem chusteczki, które zawsze tam miałem i wytarłem w
nie spermę. Dałem też jedną Pascalowi, żeby ogarnął to, czego nie udało mi
zebrać ręką.
– Chcesz, żebym
ci obciągnął? – spytał cicho.
Westchnąłem
cicho, znowu opierając głowę o jego biceps. Miałem wrażenie, że teraz już
zasnę.
– Nie, nie trzeba
– odparłem śpiąco. – Chyba już jest okej.
Pascal obrócił
się do mnie przodem i objął mnie w pasie, wsuwając kolano między moje nogi.
Zamruczałem z aprobatą, przysuwając się do niego jeszcze bliżej. Zamknąłem oczy
i… zasnąłem.
Obudził mnie
koszmar Pascala. Jego krzyk. Zerwałem się do pozycji siedzącej, na oślep
zapalając lampkę i szukając tego, co sprawiło, że krzyknął. Leżał cały
zapocony, z szeroko otwartymi oczami i oddychając ciężko.
– Pascal? –
spytałem niepewnie, wyciągając rękę w jego kierunku. Miałem nadzieję, że moi
rodzice tego nie słyszeli i nie przyjdą. – W porządku?
– T–tak. Tak.
Zły sen – odparł niemrawo, przecierając twarz.
Zagryzłem dolną
wargę.
– Chcesz o tym
pogadać? – zapytałem niepewnie. Zazwyczaj unikał rozmawiania o swoich koszmarach,
a kiedy już udawało mi się coś z niego wyciągnąć, nie było to nic wielkiego.
Wiedziałem tylko, że śnił mu się wypadek, ale nie znałem żadnych szczegółów.
Nie miałem pojęcia, co dokładnie w tych snach tak go przeraża.
– Nie, nic mi
nie jest. Tylko… wzięło mnie z zaskoczenia. Sorry, że cię obudziłem.
– W porządku,
nie musisz się przejmować.
Ułożyłem się z
powrotem na łóżku. Pascal przeszedł nade mną i wyszedł z pokoju na chwilę.
Wrócił po niedługim czasie bez koszulki. Podejrzewałem, że poszedł zmyć z siebie
chociaż część potu. Przytuliłem go mocno, kiedy położył się z powrotem do
łóżka.
Wtulił się we
mnie. Cholernie lubił się tulić w łóżku. Nie wiedziałem, czy to irytujące, czy
urocze.
Urocze, ale
ciii.
Następnego dnia
mama zaczęła wypytywać o krzyk, który słyszała w nocy. Z jej twarz łatwo dało
się wyczytać, co sobie myślała. Nie namyślając się długo, postanowiłem jej
dogryźć:
– Tak, seks był
totalnie beznadziejny, dlatego Pascal krzyczał jak zarzynany prosiak.
Moja mama
zapluła pół stołu kawą, najwyraźniej kompletnie się nie spodziewając takiego
komentarza. Pascal zmarszczył brwi, patrząc to na mnie, to na moją mamę i chyba
nie potrafiąc zdecydować, czy mój komentarz go rozśmieszył, czy zbulwersował.
– Phil! –
krzyknęła moja matka, kiedy pierwszy szok minął.
Splotłem ręce
na piersi, urażony. Serio? Na kilometr było słychać, że Pascal nie krzyczał z
przyjemności. Jak mogła zasugerować, że tak fatalnie szło mi ruchanie go?
Dobrze, że
ojciec był w pracy, bo chyba by dostał zawału.
– Śnił mi się
koszmar – odezwał się w końcu Pascal, patrząc na moją mamą. – Nie wiem, czy
Phil wspominał… Około pięć lat temu miałem poważny wypadek. Dwa lata leżałem w
śpiączce. Utraciłem część wspomnień. Psycholog powiedział, że mój mózg…
rekompensuje sobie w ten sposób to, co utracił.
– Och, skarbie,
to strasznie – powiedziała, głaskając jego ramię.
Brunet
uśmiechnął się lekko spłoszony.
– Nie jest aż
tak źle – odparł. – To zdarza się naprawdę rzadko i właściwie to już się
przyzwyczaiłem.
– I tak… Dwa
lata w śpiączce… Musiało być ci bardzo ciężko.
Zmarszczyłem
lekko brwi, wycierając mokry stół w ciszy. Nigdy w sumie nie myślałem o wypadku
Pascala w ten sposób. Wiedziałem, że ma koszmary i te ataki, kiedy jego mięśnie
odmawiają posłuszeństwa, ale… Nigdy nie poruszyłem z nim bezpośrednio tematu
wypadku.
W sumie
niewiele wiedziałem. Ktoś go potrącił i zbiegł z miejsca wypadku, zostawiając
go rannego na ulicy. Pascal miał szczęście, że w ogóle udało im się go
odratować. Zapadł w śpiączkę, z której wybudził się po dwóch latach. Nie miałem
jednak pojęcia, jakie dokładnie odniósł obrażenia. Mówił, że rehabilitacja
trwała prawie rok, ale nie wiedziałem, co dokładnie miał na myśli i na czym
polegała. Zdecydowałem, że będę go musiał o to spytać, gdy będziemy sami. Z
jakiegoś powodu chciałem o nim to wiedzieć. Może w ten sposób będzie mi łatwiej
jakoś pomóc mu z tymi koszmarami? Widziałem, że go męczą, tak samo jak te
ataki, nawet jeśli jedne i drugie nie zdarzały się zbyt często.
Odnalazłem jego
rękę pod stołem i ścisnąłem lekko. Niemal od razu splótł razem nasze palce,
opierając je o swoje udo. Widziałem po jego minie, że jest zadowolony.
Z jakiegoś
powodu świadomość tego bardzo mnie ucieszyła.
Po śniadaniu i
kawie zebraliśmy się i pojechaliśmy do Berlina. Ojciec Pascala zaprosił nas do
siebie na obiad, chcąc mnie oficjalnie poznać. Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Ja i Pascal byliśmy razem
ile? Miesiąc? Wydawało mi się, że trochę za szybko to wszystko się dzieje. To
znaczy, cieszyłem się, że jesteśmy razem i w ogóle, ale oficjalne poznawanie
rodziców? Dziwiło mnie, że jego ojciec tak szybko go o to cisnął i nie
postanowił poczekać, aż nasza relacja bardziej się rozwinie. O ile było to
możliwe, ale on przecież nie mógł wiedzieć o tym, jak blisko jesteśmy.
Może wziął pod
uwagę też czas, kiedy tylko uprawialiśmy ze sobą seks? Zachowywaliśmy się jak
para od samego początku, dobrze o tym wiedziałem. Obaj byliśmy trochę niepewni
w kwestii przytulania i tak dalej, ale ciężko było nie zauważyć, jak bardzo się
do siebie zbliżyliśmy.
Gdy tak teraz
myślałem o tym, jak bardzo nie znosiłem Pascala na początku, na moich ustach
mimowolnie pojawiał się uśmiech. Kto by mógł przypuszczać?
– Co się tak
tajemniczo uśmiechasz? – spytał, najwyraźniej zauważając mój wyszczerz.
Pokręciłem
głową.
– Przypomniało
mi się, jak bardzo nie znosiłem cię na początku.
Pascal mruknął
na zgodę.
– Zachowywałeś
się jak straszny kutas – poskarżył się. Po krótkiej chwili dodał: – Właściwie
to dalej się tak zachowujesz…
Zaśmiałem się.
– Peszek. Jakoś
musisz się z tym pogodzić.
– Dobrze mi
idzie – odparł z westchnieniem. Uśmiechnąłem się szeroko. Miałem cudowny
nastrój.
– No? To jak?
Powiesz mi, czym tak bardzo ci podpadłem?
Czym mi
podpadł? Ugh…
– Szczerze
mówiąc, nie wiem. Jakoś tak… denerwowałeś mnie strasznie swoim sposobem bycia,
głosem, wszystkim. Miałem ochotę cię udusić zaraz po tym, jak cię zobaczyłem.
Mega mnie frustrowałeś od samego początku, sam nie wiem dlaczego.
– Och… czyli
mój błąd polegał na tym, że nie zamknąłem się z tobą w schowku na miotły i nie
wziąłem cię porządnie już na samym początku. Jedno dobre pieprzenie i zupełnie
inaczej byś śpiewał. – Uniósł wyzywająco brew.
Prychnąłem, ale
podejrzewałem, że miał rację. Pascal strasznie mnie frustrował i irytował już
od samego początku. Nic mi nie zrobił, od początku starał się być miły, a i tak
znielubiłem go i nic nie mogło mnie przekonać do zmiany zdania. Zalazł mi za
skórę jak mało kto. Nie zdziwiłbym się, gdyby była to frustracja wywołana
zainteresowaniem. Nie mogłem go mieć, jak chciałem, przez co byłem strasznie
zirytowany. Może to o to chodziło? Może dlatego, gdy tylko Pascal znalazł się w
zasięgu mojej ręki, tak łatwo zmieniłem o nim zdanie i zagarnąłem go dla
siebie. Był mój i tylko mój.
– Kto wie? –
rzuciłem tajemniczo.
Miałem ochotę
spytać, kiedy zaczął na mnie patrzeć jak na potencjalnego partnera, ale trochę
nie miałem odwagi. Normalnie powiedziałbym „fuck it” i spytał, ale teraz…
Cholernie mi zależało, żeby to, co jest między nami, wypaliło. Bałem się to
zepsuć jakimś nieostrożnym pytaniem, nawet jeśli przeczuwałem, że Pascal by się
nie obraził i odpowiedziałby szczerze i…
Nie miałem
odwagi. Nie teraz.
Do Berlina
zajechaliśmy na piętnastą. Ojciec Pascala mieszkał po drugiej stronie miasta w
wypasionym apartamentowcu.
– Wow. Wy serio
jesteście kasiaści – rzuciłem, rzucając okiem na piękny, nowoczesny budynek.
Brunet podrapał
się po głowie.
– Moja mama
była bardzo bogata. Dziadkowie się jej co prawda wyparli po tym, jak uciekła z
domu i wzięła ślub z moim ojcem, ale koniec końców zapisali jej cały majątek.
Tata zawsze powtarzał, że Travis i ja byliśmy tak uroczymi dziećmi, że
dziadkowie w mig zmiękli, jak nas w końcu poznali.
– Nie wątpię –
rzuciłem z lekkim sarkazmem. Travis i Pascal uroczy? Chyba nie w tym życiu.
Nie powiem,
trochę się stresowałem. Byłem spalony od samego początku i nie miałem złudzeń
co do tego, jak zostanę powitany. Mimo to nie zamierzałem się chować przed
starym Pascala. Jeśli chciał mnie „oficjalnie” poznawać, to niech mu będzie.
Mogłem to jakoś przeżyć, skoro Pascalowi zależało.
Nim się
obejrzałem, staliśmy już przed właściwymi drzwiami. Pascal zadzwonił dzwonkiem.
Staliśmy chwilę w ciszy, zanim drzwi się otworzyły i stanął w nich dawca
spermy, która spłodziła mojego faceta.
Mężczyzna miał
włosy lekko przyprószone siwizną i sporych rozmiarów okulary. Jego oczy
patrzyły na nas bystro i przenikliwie, a wąskie usta zaciśnięte były w wąską
linię, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał. Spojrzał na nasze splecione
palce, potem mi w oczy, po czym ostatecznie uśmiechnął się lekko do Pascala i
zrobił nam przejście.
– Witajcie –
powiedział spokojnie, zamykając za nami drzwi. – Jak się jechało?
– W porządku –
odparł Pascal. – Phil zmienił mnie dzisiaj za kierownicą. Nie mieliśmy żadnych
problemów po drodze.
Zdjęliśmy buty
i odwiesiliśmy kurki na wieszak, po czym zostaliśmy poprowadzeni do salonu
połączonego z kuchnią. Usiedliśmy przy stole po tej kuchennej stronie.
Mieszkanie było nowocześnie urządzone i musiało kosztować majątek. W takim
miejscu zdecydowanie mógłbym mieszkać.
– To świetnie.
Musicie mi koniecznie opowiedzieć o podróży. Z twoich entuzjastycznych esemesów
wywnioskowałem, że jesteś zadowolony.
Pascal
uśmiechnął się szeroko i skinął głową.
– Było super!
Brunet zaczął
opowiadać nasze poszczególne przygody, a jego ojciec w tym czasie nakładał nam
jedzenie. Pachniało wspaniale i pewnie nie gorzej smakowało. Zastanawiałem się,
co oni mają z tym gotowaniem? Pascal totalnie minął się z powołaniem,
wybierając sobie architekturę na studiach. Ciekawe, czy jego ojciec też.
– … więc
ostatecznie po prostu sobie pojechaliśmy do innego hotelu, nie chcąc się
wykłócać – zakończył Pascal, dziękując za jedzenie i chwytając za widelec.
Zrobiłem to samo. Czułem, że jego ojciec mnie obserwuje, co sprawiało, że
robiłem się jeszcze bardziej nerwowy.
– Jesteś
podejrzany cichy jak na siebie, Brown. Nie sądziłem, że to w ogóle możliwe –
rzucił ojciec Pascala, patrząc na mnie z lekkim uśmieszkiem.
Spojrzałem na
niego spod byka z naburmuszoną miną. Wiedziałem, że w końcu zechce mnie trochę
podrażnić! I pewnie mi dogryźć!
– Może chcę
zrobić dobre pierwsze wrażenie – wypaliłem, nie mogąc się dłużej powstrzymać.
Uśmiech
mężczyzny poszerzył się.
– Pierwsze
wrażenie zrobiłeś absolutnie fatalne. Spóźniłeś się na moje zajęcia i w dodatku
pyskowałeś jak Travis w okresie buntu, a to naprawdę coś, skoro rozważałem
zamknięcie go w poprawczaku – odparł spokojnie.
Poczułem, że na
moje policzki wstępuje lekki rumieniec. Nigdy nie spodziewałem się, że akurat to kiedyś ugryzie mnie w dupę no i
proszę.
Miałem za
swoje. Znowu.
Nawet jeśli
moje ręce zaczęły się pocić, a policzki poczerwieniały, spojrzałem mu hardo w
oczy i odparłem stanowczo:
– Pierwsze
wrażenie jako chłopak Pascala.
– Ciężko
zatrzeć twoje pierwsze wrażenie jako mojego studenta. To jak? Pascal nie chciał
mi zdradzić, co się stało z tą twoją dziewczyną.
Czemu zaczynają
od „to jak”, gdy chcą zadać osobiste pytanie? To jako pierwsze przyszło mi do
głowy. Potem zdałem sobie sprawę, że mówiąc o Lucy wyraźnie się skrzywił. Nie
uczył jej, ale najwyraźniej nie musiał, żeby wyrobić sobie o niej opinię. Nie
miałem pojęcia, co on się tak do mnie przysrał, ale cóż, byłbym hipokrytą,
gdybym go za to winił – sam nie postąpiłem lepiej w stosunku do Pascala.
– Zdradziła
mnie – powiedziałem spokojnie. Godziło to w moją męską dumę, ale przecież on
nie musiał o tym wiedzieć. – Więc ją rzuciłem.
Skinął głową.
– Jesteś gejem?
– Nie.
– Bi?
– Chyba?
– Pascal to
twój pierwszy chłopak?
– Tak.
– Mam nadzieję,
że nie jesteś na tyle głupi, żeby potraktować go jako jakiś chory eksperyment,
bo…
– Tato… –
wtrącił Pascal ostrzegawczo.
Żaden z nas nie
zwrócił na niego uwagi. Patrzyliśmy sobie w oczy, siłując się na spojrzenia.
– Gdyby tak
było, nie poznałby moich rodziców.
Tata Pascala
najwyraźniej był tego świadomy, bo nie wydawał się zaskoczony. Patrzyliśmy
sobie chwilę prosto w oczy, zanim mężczyzna przeniósł wzrok na swojego syna.
– Mam nadzieję,
że wiesz, co robisz – rzucił. Kontynuował, nie dając Pascalowi nic powiedzieć. –
Nie mam prawa ci mówić, z kim możesz się umawiać, skoro sam uciekłem z twoją
matką, ale weź go sobie trochę wychowaj.
Splotłem ręce
na piersi oburzony i ugryzłem się w język, powstrzymując się przed ciętą
ripostą. „Weź go sobie wychowaj?” Co to, kurwa, miało być?
Miałem ochotę
roznieść sukinsyna.
– Nie jest moim
dzieckiem, żebym go musiał wychowywać – powiedział spokojnie Pascal. – Mnie się
podoba.
– Całe
szczęście, bo gdyby miał się podobać mnie… – urwał znacząco, zerkając na mnie.
Miałem ochoty
wydrapać temu kolesiowi oczy! Chyba to zobaczył, bo zaśmiał się nagle.
– Już możesz
przestać robić dobre pierwsze wrażenie. Wiem, że jesteś wyszczekany i będziesz
bronił swojego do upadłego. Właściwie nawet mi to trochę imponuje. Przynajmniej
wiem, że mój syn nie jest z kimś bez kręgosłupa moralnego.
Nie miałem
pojęcia, czy właśnie mnie komplementował, czy może jednak obrażał. Pascal
westchnął ciężko.
– Zabiję
Travisa – mruknął. – Cholerny zdrajca.
– Nie dziw mu
się. Widać uznał za romantyczne to, że wyznaliście sobie miłość zamknięci w
celi na komisariacie.
– Nie
wyznawaliśmy sobie miłości – zaprzeczyłem od razu. No, bo… nie wyznawaliśmy!
Przyznałem się, że chcę się z nim miziać, a nie tylko seksić, ale to jeszcze
nie było wyznanie miłosne.
– Nazywaj to
sobie jak chcesz – machnął lekceważąco ręką.
Zacisnąłem
dłonie w pięści, gotowy do rzucenia się na niego przez ten cholerny stół tak
jak kiedyś na Pascala.
Brunet znowu
westchnął.
– Wszystkie
rozmowy się tak z tobą kończą. – Pokręcił głową. – Możemy pogadać o czymś
innym?
– Niby o czym?
Nie psuj staremu ojcu zabawy. Drażnienie twojego chłopaka to jedyna rozrywka,
jaką obecnie mam.
Wrrr… No co za
koleś?!
Gdy wreszcie
opuściliśmy budynek, byłem tak nabuzowany, że miałem ochotę rzucać samochodami.
Gdybym miał trochę więcej siły i kasy, żeby potem zapłacić za szkody, to chyba
na tym by się skończyło, bo każde zdanie wypowiedziane przez ojca Pascala
działało na mnie jak płachta na byka. Wiedziałem, że robił to celowi i że
chciał mnie sprowokować i starałem się zachować spokój, ale kurcze! Nie byłem
na tyle cierpliwy, żeby znosić ten cały bullshit.
Co Pascal
myślał o tym całym obiedzie pojęcia nie miałem, bo był milczący i zamyślony.
Jego ojciec nie skreślił mnie od razu, wręcz łaskawie dał nam błogosławieństwo,
ale nie byłem zbytnio zadowolony sposobem, w jaki to zrobił. Wybrał sobie
kiepski moment na testowanie mnie i tego, co mam do Pascala.
No bo kurwa…
Kto wie takie rzeczy po miesiącu związku? Nie byłem jebaną nastolatką, która po
dwóch tygodniach zarzekała się, że jej obecny facet to jej przyszły mąż. Do
miłości czekała nas jeszcze daleka droga… I nieważne, że przyznałem się przed
sobą w tej cholernej celi w dniu Walentynek, że się w nim zakochałem! Jeszcze
musiałem się upewnić, przecież mogłem się mylić, prawda?
Prawda???
Ojej... Pochłonęłam wszystko przed chwilą!! Nie wiedziałam że tak mnie to pociągnie po 1 rozdziale!! Weny!!! Czekam na kolejny rozdział =)
OdpowiedzUsuńMatko, kocham tego staruszka 💙
OdpowiedzUsuńŚwietne❤
OdpowiedzUsuń"Dawca spermy" nie ma co, nieźle się ubawiłam czytając ten rozdział. Zauważyłam kilka literówek. We wcześniejszych rozdziałach też, ale nie rzucają się bardzo w oczy.
OdpowiedzUsuńIdę czytać dalej ;)
Pierwsze spotkania z rodzicami są przezabawne xD
OdpowiedzUsuńPhil był taki grzeczny i mało wyszczekany, w jakimś stopniu chciał się przypodobać ojcu Pascala, ale kosztowało go to dużo nerwów xD
W końcu Phil dogryzł matce, to było coś xD
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)