Jak zwykle,
Peter do całego wywodu Stilesa był nastawiony sceptycznie. Najwyraźniej uważał,
że po tym, jak ostatnio Stiles zarobił w głowę i dostał wstrząsu mózgu, nie
można było na nim polegać. Nastolatek czuł rosnącą w nim irytację, bo nawet
jeśli cholernie bolała go głowa, niekoniecznie oznaczało to, że coś mu się
poprzestawiało w mózgu i nie potrafi spójnie myśleć. No, dobra, może reagował z
lekko spóźnionym zapłonem, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło.
Irytację
potęgował fakt, że już przecież udowodnił swoją wartość no i Peter sam do niego
przyszedł z tym problemem. Wyglądało jednak na to, że jak za starych dobrych
czasów, Stiles został na placu boju sam.
Peter nie do
końca wierzył w tą jego historię, bo nie podobało mu się, na czym Stiles
opierał swoją wiedzę, czyli książkach Deatona. Twierdził, że przez te kilka
miesięcy wiele mogło się zdarzyć i zapiski weterynarza nie były wiarygodne.
Stiles się z nim zgadzał, po przecież stado Caren wyraźnie się zmieniło od
czasu, kiedy na jego temat pojawił się ostatni wpis w księdze. Nie oznaczało to
jednak od razu, że Stiles się mylił, a wręcz dawało im szansę złapania sprawcy.
Stiles uczepił
się faktu, że tylko emisariusz miał możliwość przejęcia kontroli nad grupą omeg
i umieszczenia tojadu na ich pazurach. Inny wilkołak nie dałby rady czegoś
takiego zrobić. Jasne, ktoś mógł mu pomagać, ale to było ryzyko, które Stiles
był gotów podjąć.
Peter
najwyraźniej nie. Mimo tego, że czas naglił, wydawał się spokojny i powiedział,
że nie zamierza działać pochopnie. Dobrze wiedział, że Caren nic nie zrobi co
najmniej do następnej pełni, co dawało im około dwa tygodnie na działanie.
Stiles, leżąc w łóżku, miał dużo czasu na przemyślenia i postanowił wcielić w
życie swój własny plan i wywabić emisariusza, którego uznawał za sprawcę ataku
omeg.
Isaac i Cora już
wiedzieli, że mają się kłócić pod publiczkę i wciągnąć w to Liama. Jako że Liam
był niezwykle wybuchowy jak miał dobry dzień, nie było to specjalnie trudne.
Dodatkowo Allison zaczęła więcej czasu poświęcać Olafowi, który najwyraźniej
wziął ją sobie na celownik. Stiles poprosił też Dereka, żeby żalił się klejącej
do niego Sarah na niego – że im się nie układa, że Stiles jest jeszcze taki
młody, że wszystko niby jest super, ale jednak coś mu nie pasuje w tym
wszystkim… Subtelność nie była mocną stroną Dereka, ale po szkoleniu Stilesa –
który nie radził sobie zbyt dobrze z byciem przykutym do łóżka – załapał, czego
jego chłopak od niego oczekiwał i dołączył do działania. Stiles chciał pokazać,
że ich stado jest słabsze, niż rzeczywiście było, żeby sprowokować Caren do
ataku. Starał się też pilnować, żeby żaden członek stada nie znalazł się w
otoczeniu dwóch lub więcej obcych wilków, które w razie nagłego ataku mogłyby
wyrządzić mu krzywdę.
I wszystko szło
dobrze przez jakiś tydzień, kiedy nagle do jego domu wparowała Allison,
oddychając ciężko i ze śladami łez na policzkach.
- Co za… Agh! –
krzyczała, ocierając łzy. Była wyraźnie wściekła i miała minę, jakby chciała
kogoś zamordować. – Czy naprawdę wszyscy faceci są emocjonalnie upośledzeni czy
to tylko ja mam takie szczęście, że spodobał mi się Scott?! – Stiles zamrugał.
Allison nawet się nie przejęła, że najwyraźniej dopiero wyszedł spod prysznica
i stał przed nią w samych bokserkach. Wparowała do jego domu jak do swojego
własnego i nie miał czasu się ubrać, kiedy przypuściła na niego szturm. – Ty
jakoś nie miałeś problemów ze zrozumieniem, o co tak naprawdę chodzi! To jakaś
magiczna zdolność gejów czy ja po prostu wzięłam się nie za tego faceta, co
trzeba?!
Stiles zamrugał.
Nie do końca rozumiał, czy właśnie mówiła mu komplement czy może jednak
obrażała twierdząc, że jest ciotowaty w pewien sposób? I czemu rzucała mu w
twarz, że jest gejem? Stiles sam nie do końca to wiedział.
- Eee… Co się
stało? – spytał. To była jedyne rozsądne pytanie, jakie mu przyszło do głowy.
- Co się stało?!
Zerwaliśmy ze sobą, to się stało! – powiedziała, aż gotując się ze złości.
Stiles wybałuszył na nią oczy. - Zamknij usta, bo ci muchy nalecą! Wyobrażasz
sobie, że Scott mnie skonfrontował, że spędzam za dużo czasu z Olafem? Jakby
ten przygłup mógł mnie kiedykolwiek zainteresować! Zaczęliśmy się przemawiać,
potem już najnormalniej w świecie kłócić, aż nagle od słowa do słowa doszło do
tego, że już dłużej nie powinniśmy być ze sobą! Wyobrażasz sobie coś takiego?!
Stiles nie
wiedział co powiedzieć. Wiedział tylko, że gdyby Allison miała wtedy przy sobie
strzały, Scott wyciągałby właśnie grot jednej ze swojego tyłka.
Dziewczyna
jeszcze chwilę dawała upust emocji, po czym na końcu się popłakała (po raz
kolejny, sądząc po jej czerwonych oczach), po czym mamrocząc coś o konieczności
porozmawiania z Lydią po prostu zabrała się i poszła. Bez usłyszenia choćby
komentarza ze strony Stilesa co do zaistniałej sytuacji.
Ledwo zamknęły
się za nią drzwi, kiedy rozdzwonił się jego telefon. Nie musiał patrzeć na
ekran, by zgadnąć, kto do niego dzwoni.
- Tak, Scott?
- Allison i ja
nie jesteśmy już dłużej razem – powiedział grobowym i lekko rozhisteryzowanym
głosem.
Stiles jęknął w
duchu. Jeszcze tylko tego było im trzeba!
- Co się stało?
– zapytał. Był ciekawy, jak Scott interpretuje to, co zaszło pomiędzy nim i
jego byłą, najwyraźniej, dziewczyną.
- Najpierw się
wdzięczy do tego całego Olafa, a potem mi zarzuca, że mam urojenia! Dobrze
wiedziałem, co się dzieje, okej? Nie dam z siebie tak łatwo zrobić idioty! Kiedy
ją o to wprost zapytałem, zaczęła się wypierać i bagatelizować sprawę, jakbym
nie widział tego wszystkiego na własne oczy! I jeszcze mi zarzuciła, że
przesadzam i mi się wydaje i że nic między nimi nie ma, ale ja czuję go na
niej, okej?! – bulwersował się Scott. – Widziałem, jak flirtują, jak mu
pozwalała się łapać za rękę i nie dam sobie wmówić, że było inaczej! Zawsze
myślałem, że ma wystarczające jaja, żeby ze mną po prostu zerwać, jeśli
znalazła sobie kogoś lepszego, a nie zachowywać… w taki sposób! – Oczyma
wyobraźni widział, jak Scott robi nieokreślony ruch ręką. – Zaczęliśmy się
ostro kłócić i stanęło na tym, że lepiej będzie się rozstać i zostać
przyjaciółmi.
Zapadła cisza.
Stiles wiedział, że Scott czeka na jakiś komentarz z jego strony, potwierdzający
jego rację w tej sprzeczce, ale Stiles zwyczajnie nie potrafił z siebie niczego
wykrzesać. Normalnie byłby bardzo przejęty rozstaniem Allison i Scotta i nawet
czułby się winny, bo to on chciał, żeby Allison spróbowała coś wyciągnąć od
Olafa. Nie zmieniało to jednak faktu, że Allison i Scott schodzili się i
rozchodzili wiele razy, więc to, że znowu się pokłócili i od razu znowu ze sobą
zerwali, o niczym jeszcze nie świadczył. Po którymś razie Stiles już wiedział,
że bez względu na wszystko, para prędzej czy później znowu się zejdzie i będzie
przeżywać kolejny miesiąc miodowy do czasu, aż uderzy w nich kolejne tsunami. Z
nimi tak po prostu już było.
Dlatego też
Stiles tylko westchnął cicho.
- Scott, jestem
pewny, że Allison nie miała niczego złego na myśli. Ona świata poza tobą nie
widzi – powiedział. To, że sam poprosił o Allison o zachowywanie się w ten
sposób, postanowił pominąć milczeniem. Nie chciał, żeby przerodziło się to w
kolejną awanturę i doprowadziło do poważnego rozdarcia pomiędzy członkami
stada. Potrzebował wszystkich, jeśli jego plan miał zadziałać i nie podobało mu
się, że Scott wybrał akurat taki moment na urządzanie Allison scen zazdrości.
- Chyba nie
chcesz mi powiedzieć, że trzymasz jej stronę? – sapnął Scott z niedowierzaniem.
- Nie,
oczywiście, że nie! – powiedział dla świętego spokoju. Nie chciał się kłócić. –
Ale wiem, że nie próbowałaby cię zranić celowo, okej? Wszyscy już trochę się
znamy. Wszystko się ułoży, zobaczysz.
Scott coś
mruknął, niezbyt przekonany i rozczarowany reakcją Stilesa.
Coś zatłukło się
zaraz za jego oknem. Stiles obrócił się i zobaczył Dereka, który wślizgiwał się
do jego pokoju. Brunet uniósł brwi, najwyraźniej już od jakiegoś czasu
przysłuchując się rozmowie przyjaciół.
- Słuchaj, muszę
lecieć, Derek przyszedł. Prześpij się z tym, co się stało i jak trochę
ochłoniesz, spróbuj z nią jeszcze o tym pogadać. Może na spokojnie będzie wam
łatwiej się dogadać.
Scott westchnął
ciężko.
- Okej, okej,
rozumiem memo, mam spadać – mruknął. – Nie sądzę, żeby coś jeszcze z tego było,
szczerze mówiąc. Baw się dobrze z Derekiem.
Scott rozłączył
się. Stiles nie przejął się zbytnio jego komentarzem o tym, że już pewnie nic z
jego związku z Allison nie będzie.
Scott zawsze tak
mówił po tym, jak się pokłócili.
- Kłopoty w
raju? – spytał Derek, zamykając okno i podchodząc do niego. Pocałował go w usta
na przywitanie.
- Scott jest
zazdrosny jak diabli o Olafa. Znowu ze sobą zerwali – powiedział z
westchnieniem. – Z tego wszystkiego zaczyna mnie boleć głowa – mruknął. – Dałeś
radę coś się dowiedzieć od Sarah?
Derek pokręcił
przecząco głową.
- Tylko patrzy
na mnie tym swoim creepy wzrokiem jakby chciała mnie zjeść, łasi się i klei…
Nie jest zbyt chętna do rozmowy. Chyba kupiła to, że mamy jakieś problemy, bo
wydaje się ostatnio bardzo zadowolona. – Derek wzruszył ramionami.
- Próbowałeś ją
wypytać o jej przeszłość? Jakieś historyjki z dzieciństwa?
Opowiadanie o
przeszłości było niezwykle trudne, jeśli ktoś chciał ukryć obecność jednego z
bohaterów jakichś zdarzeń. Łatwo można się pomylić i powiedzieć trochę za dużo,
zwłaszcza jeśli chodziło o watahę wilków. Stiles dobrze to wiedział, bo Derek
często opowiadał mu zabawne historie ze swojego dzieciństwa. W dobrze
prosperującym stadzie członkowie byli blisko i z każdym z nich dzieliło się
jakieś wspomnienia. Wymazanie jednej osoby byłoby niezmiernie trudne dla kogoś,
kto nie był w tym szkolony.
- Tak, ale nie
powiedziała mi nic interesującego, no i nie było tego zbyt wiele. Może podejrzewa,
że próbuję coś z niej wycisnąć? Nie jestem za dobry w takich gierkach i chyba
nie jest taka głupia, żeby myśleć, że mógłbym się nią zainteresować?
Stiles parsknął
cicho.
- Ktoś tutaj ma
duże mniemanie o sobie.
Derek sapnął z
irytacją, patrząc na niego spod byka.
- Nie, po prostu
ja już znalazłem ciebie. Taką więź jak naszą ciężko zakwestionować.
- Jeszcze mnie
nie przeleciałeś ani nie ugryzłeś, więc teoretycznie wszystko może się zmienić.
Gdyby tak nie było, nie odważyliby się zaatakować Petera i Chrisa podczas ich
ceremonii parowania.
- Wtrącenie się
między nich było zagraniem strategicznym – stwierdził Derek w przypłynie
pseudo-geniuszu.
- I to cholernie
dobrym – dodał Stiles i wzruszył ramionami – ale cholernie pomocnym dla nas.
- Został tylko
tydzień do kolejnej pełni. Peter jest pewny, że wtedy zaatakują.
- Też mi się tak
wydaje – poparł Stiles. Wiedział, że Caren chce podzielić ich stado i sprawić,
żeby byli bezbronni. Stiles robił co mógł, by obrócić sytuację na swoją
korzyść, ale nie było to zbyt proste. Faktem było, że żeby podzielić ich stado,
Caren musiała też rozlokować swoich w różnych miejscach, co wyrównywało siły.
Problem polegał na tym, że Peter ani reszta nie miała pojęcia, jaką siłą
uderzenia dysponuje stado Caren. Skoro raz byli w stanie wytrzasnąć skądś grupę
omeg, mogli to zrobić też drugi raz. Stiles wiedział, że kluczową postacią w
całej tej grze jest emisariusz Caren, który do tej pory pozostał ukryty, co
bardzo mu się nie podobało.
- Przyszło ci
kiedyś do głowy, że może zwyczajnie nie jesteś w stanie sobie z tym poradzić? –
spytał Derek nagle, przerywając jego rozmyślania.
Stiles spojrzał
na swojego chłopaka i dźgnął go palcem pod żebro.
- Przyszło, ale
szybko poszło – odparł.
Derek uśmiechnął
się pod nosem i pokręcił głowę.
- Jesteś
niesamowity, wiesz o tym? – spytał, łapiąc go za rękaw i przyciągając do
siebie. Pocałował go czule. Stiles mimowolnie się uśmiechnął. Uwielbiał takie
przejawy czułości ze strony Dereka.
- Niezbyt. Chyba
za rzadko to słyszę – powiedział w usta Dereka.
- Więc muszę to
zmienić.
Stiles westchnął
cicho, ciągnąć Dereka w stronę łóżka. Cokolwiek ostatnio walnęło wilkołaka w
głowę i doprowadziło do przyspieszenia ich super ultra hiper wolnego tempa w
rozkręcaniu związku, musiało już przestać działać, bo Derek znowu się trochę
wycofał i nie chciał przekroczyć pewnej granicy. Jak on to robił, Stiles miał
się chyba nigdy nie dowiedzieć.
Kolejnych kilka
dni nie działo się zupełnie nic. Stiles czuł się trochę, jakby była to cisza
przed burzą.
No, dobra, może
nie zupełnie nic. Scott i Allison zapierali się, że teraz to już zerwali na
dobre. Scott okropnie się boczył na Allison, że dziewczyna mimo zapewnień, że
wcale z Olafem nie kręci, ciągle spędza z nim czas. Było to trochę jak sypanie
soli na ranę. Scott najwyraźniej nie mógł tego wszystkiego wytrzymać, bo
skończyło się na tym, że chłopak zaczął ich wszystkich unikać i włóczył się Bóg
wie gdzie. Allison, która głośno wszystkim oznajmiała, że jest wolna i
potrzebuje przestrzeni, nagle została obstawiona przez Isaaca i Olafa, którzy z
pasją okazywali sobie wrogość graniczącą z nienawiścią. Nagłe zainteresowanie
Isaaca Allison wydawało się Stilesowi trochę dziwne, bo chłopak nigdy nie dał
po sobie poznać, że Allison mu się podobało. Gdy jednak spytał o to Dereka –
który nie był ani trochę zaskoczony – dowiedział się, że wilki już dawno
wyczuły to na Isaacu. Nikt nic nie mówił, bo, jak to ujął Derek, matka od
dziecka tłukła im do głowy, że nieładnie jest wąchać innych i obnażać ich
uczucia, a poza tym, Isaac zawsze zaczynał tak pachnieć w obecności Allison i
Scotta i nikt nie był do końca pewny, czy Isaaca kręciła Allison, czy może
jednak Scott. Na słowa Stilesa, że może oboje, Derek tylko rzucił mu spojrzenie
spod byka.
Stiles dalej nie
znał tożsamości emisariusza i zaczynał już sobie powoli rwać włosy z głowy.
Sprawdził wszystkie możliwe tropy, na jakie udało mu się trafić i nie znalazł
absolutnie nic. Tak samo sprawa omeg nie poruszyła się ani trochę. Stiles z
niczym nie potrafił ich powiązać i okropnie go to frustrowało.
I wtedy właśnie,
ku jego ogromnej uldze i radości, zadzwonił jego ojciec i kazał mu w trybie
natychmiastowym stawić się na komisariacie.
- Chyba udało mi
się coś znaleźć – stwierdził jego ojciec, gdy tylko przekroczył próg jego
gabinetu. Stiles zamknął za sobą drzwi i podszedł do taty. – Ja i Parrish
próbowaliśmy jakoś powiązać tych ludzi, którzy zaatakowali Petera i Chrisa
podczas ostatniej pełni. Parrish dzisiaj trafił na trop. – Stiles spojrzał na
dokumenty, które pokazywał mu ojciec. – Udało nam się ustalić tożsamości
wszystkich tych osób. Ich zaginięcia zgłoszono nawet lata temu. Jeśli jednak
popatrzysz na daty, kiedy ginęli i porównasz je z tym – mężczyzna uniósł rękę i
pokazał Stilesowi dziennik Gerarda, w którym starzec zapisywał miejsca polowań
i spotkań z istotami nadprzyrodzonymi – wszystko zaczyna łączyć się w całość.
To było to. To
musiało być to, a jednak jedyne, co Stilesowi przyszło do głowy, to:
- Pokazałeś to Parrishowi?
– spytał z niedowierzaniem.
- To długa i
skomplikowana historia na inny dzień. Co teraz jest ważne, to że jeśli
faktycznie Gerard miał jakieś powiązanie z tymi wszystkimi ludźmi…
- To
prawdopodobnie są to jego ofiary. Nie zabił ich, ale z jakiegoś powodu uwięził
i trzymał w zamknięciu przez lata.
- Stiles, w co
ty się wpakowałeś? – spytał John, zamykając teczkę z dokumentami i patrząc na
syna zmęczonymi i poważnymi oczami. – Już nawet nie chodzi mi o to, że
magicznie jesteś związany z cholernym wilkołakiem. To szczeniak w porównaniu z
tym, co na sumieniu ma Gerard i jego ludzie. Ta rodzina jest piekielnie
niebezpieczna. Ani ty ani Scott nie powinniście zadawać się z Argentami.
- Chris nie miał
z tym nic wspólnego.
- To on tak
twierdzi – zauważył John – a to, że dał mi te zapiski, o niczym nie świadczy.
Może po prostu próbuje zatrzeć swoje ślady w ten sposób. Nie zmienia to faktu,
że jego rodzina jest za to odpowiedzialna. Tu nawet nie chodzi o tych
kilkanaście osób, Stiles. Przyjrzałem się bliżej innym miejscom, w których był
Gerard i poginęli ludzie. Jak porównasz to z tym – tutaj John wyciągnął ksero
ksiąg, które Stiles i Allison przeglądali w pracowni Deatona – lista ludzi
zaginionych i nigdy nie odnalezionych dość mocno się wydłuża.
Stiles otworzył
szeroko usta z niedowierzania.
- Skąd to masz?!
Specjalnie schowaliśmy to u Deatona, żeby wilkołaki nie mogły się do tego
dobrać! – zaczął wymachiwać rękami. Skoro jego ojciec tak po prostu skserował
sobie niektóre strony z tych książek, to czy…
Ojciec spojrzał
na niego z politowaniem.
- Skoro ty
jesteś człowiekiem i Peter uczynił cię członkiem stada, inni też mogą mieć
swoich. Jak trudno byłoby im wejść do pracowni Deatona i zdobyć te informacje?
- A-ale…
- Chętnie
otworzyłbym śledztwo i zaczął szukać tych wszystkich ludzi, skoro trafiliśmy
już na taką sprawę, ale jako że żaden z nas nie powinien być w to wszystko
zamieszany, nie mogę tego zrobić oficjalnie. Parrish mimo wszystko się tym
zajmuje i jeśli uda nam się coś ustalić, spróbujemy to jakoś wydobyć na światło
dzienne.
- Nie jestem
pewny, czy to dobry pomysł – stwierdził Stiles. – Nie wiemy, na ile te
wszystkie omegi były świadome tego, co się dzieje. Możliwe, że przez te
wszystkie lata zupełnie im odbiło. Gdybyście je znaleźli i dostałyby szału…
nikt nie byłby w stanie ich zatrzymać.
- Możliwe, ale
nie zamierzam tego tak po prostu zostawić. Ci ludzie potrzebują pomocy.
- I ty się
dziwisz, że wpakowałem się w to wszystko – rzucił Stiles z uniesionymi brwiami.
Ojciec tylko
spojrzał na niego karcąco. Stiles uśmiechnął się szeroko, bezgłośnie poruszając
ustami „kocham cię”, po czym pojechał z powrotem do domu. Cały dzień się nad
tym wszystkim głowił, ale nie miał zbyt wiele szczęścia. Wiedział tylko, że
jeśli ma dojść do starcia, to musi jakoś sprawić, żeby doszło do niego na jego
warunkach.
Tylko jak?
W środku nocy,
kiedy spał sobie smacznie w swoim łóżku, coś nagle załomotało przy oknie.
Stiles zerwał się z łóżka, wymachując kończynami we wszystkie strony. Widok
dwóch par oczu jarzących się w ciemności sprawił, że odchylił się w bok i
stracił równowagę. Syknął, kiedy upadł na podłogę, ryjąc nosem po podłodze.
- Aau! – jęknął,
z trudem wygrzebując się z pościeli i masując obolałą część ciała.
- Raz łamaga,
zawsze łamaga – powiedział głos podejrzanie brzmiący jak Peter. Stiles wyjrzał.
Yup. To był Peter.
- Nie krępuj
się, czuj się jak u siebie! – mruknął Stiles, gramoląc się z podłogi. Usiadł na
łóżku i spojrzał w stronę wilkołaków. Derek wziął sobie jego sarkastyczne słowa
do serca, bo usiadł po drugiej stronie łóżka. – Jakiej to okazji zawdzięczam tę
uroczą wizytę?
Peter podszedł
bliżej łóżka. Miał ręce włożone w tylnie kieszeni spodni.
- Chris
rozmawiał z twoim ojcem. Twierdził, że nie jesteś w stanie znaleźć reszty omeg.
Stiles ziewnął i
przetarł oczy. Jego mózg się jeszcze nie obudził.
- To prawda –
powiedział. – Największe szanse ma Chris, a nawet on jest zupełnie zielony w
tym wszystkim.
- Jakim cudem
Gerard zdołał to wszystko ukryć? – spytał Derek.
- Cholera wie.
Trzeba było go pytać, kiedy jeszcze mógł coś powiedzieć – mruknął Stiles.
- Jakiś pomysł,
co zrobić z Caren i jej bandą? – spytał Peter.
- O, to jednak
słuchasz tego, co mam do powiedzenia? – spytał Stiles z irytacją w głosie. Peter
tylko na niego patrzył. – I musi to być w środku nocy? Niektórzy z nas
potrzebują snu.
- Stiles.
Nastolatek
westchnął. Znał ten ton „jeśli zaraz nie przestaniesz to rozerwę ci gardło”.
- Nie możemy
pozwolić, żeby nas rozdzielili w dzień pełni. Jeśli im się to uda, mogą nasłać
na nas omegi.
- Okej.
Brzmiało to
bardziej jak „i?”, więc Stiles kontynuował:
- Jeśli chcą się
bić, powinniśmy się bić na naszych zasadach. Podejrzewam, że w pierwszej
kolejności będą chcieli zająć się mną. Już poczuli się zagrożeni, skoro mnie
zaatakowali. Myślą, że wiem więcej niż w rzeczywistości, więc z pewnością będą
chcieli się mnie jakoś pozbyć.
- Musisz
pilnować, żeby zawsze był z tobą ktoś ze stada. Jeśli uda im się ciebie dorwać,
będą mieli otwartą drogę do nas.
- Dlaczego mieliby
wziąć na celownik właśnie ciebie? – spytał Derek, wyraźnie nie rozumiejąc. –
Jasne, to ty próbujesz znaleźć osobę odpowiedzialną za atak omeg, ale jak dla
mnie są inni członkowie stada, z którymi będą mieli większy problem.
- Trafna uwaga,
ale możliwe, że planują jakąś pułapkę. Możliwe, że żeby się z niej uwolnić,
będziemy potrzebować pomocy Stilesa.
- Nie jest
jedynym człowiekiem w stadzie, więc dlaczego…
- Argentowie
mogą wydawać się im zbyt silnym i niepewnym przeciwnikiem – wtrącił Stiles. –
Jeśli spiskowali z Gerardem, łowcy są dla nich teraz jedną wielką niewiadomą. A
ja? Posiadam sporą wiedzą i nie jestem w stanie się sam obronić. To czyni ze mnie
łatwy i jednocześnie ważny cel. Usunięcie mnie da im sporą przewagę. Tak
przynajmniej myślą.
- Więc musimy
sprawić, żeby dalej tak myśleli – powiedział Peter. Widząc spojrzenie Stilesa,
dodał z lekkim uśmiechem: - I żeby nie dali rady cię „usunąć”.
- Zostały ci na
to tylko dwa dni – zauważył Stiles. Peter ciągle pozostawał dla niego zagadką.
Mężczyzna niby przyjął go do stada i tak dalej, ale Stiles nie był do końca
pewny, na ile może mu wierzyć. Nie miał żadnej gwarancji, że Peter nie wepchnie
go pod przysłowiowy autobus, kiedy będzie mu to na rękę. Z tym facetem wszystko
było możliwe.
Gdy szeryf zszedł
następnego ranka na śniadanie, widok Dereka siedzącego na meblach ze szklanką
soku jabłkowego w ręce ani trochę go nie zdziwił. Stiles stał przy kuchence w
swoich luźnych spodenkach do połowy uda oraz luźnej koszulce z mangowym
nadrukiem i przygotowywał śniadanie dla całej ich trójki. Fakt, że Derek miał
na sobie tylko luźne, krótkie spodenki do spania i nic poza tym jasno dowodził,
że wilkołak znowu zmaterializował się w ich domu tak po prostu. Szeryf już
jakiś czas temu przestał się temu dziwić i oponować. Teraz nawet się cieszył,
że ktoś był blisko jego syna i mógł mieć na niego oko.
Nie ukrywał, że
nie podobał mu się sposób, w jaki rozwijał się związek Stilesa i Dereka. Nadal
twierdził, że Stiles o tej całej więzi nie powinien mieć pojęcia jeszcze przez
długi czas, ale nie zamierzał wchodzić pomiędzy tę dwójkę. Derek wyraźnie
troszczył się o Stilesa i poświęcał mu uwagę, której nikt prócz Scotta i jego
samego nie chciał mu poświęcić. Stiles zrobił się pewniejszy siebie przy Dereku
i szeryf nie mógł tego zignorować. Jeśli w przyszłości przyjdzie czas na
interwencję, zamierzał się wtrącić, ale obecnie nie miał powodu.
Już nawet
zbytnio nie mógł ich dręczyć perspektywą rozmów na temat seksu i zabezpieczania
się, bo podejrzewał, że ten statek już dawno odpłynął. Pozostawało mu tylko
mieć nadzieję, że rutyna nie wkradnie się zbyt szybko w ich życie i faktycznie
im się uda. Chociaż w sumie biorąc pod uwagę fakt, że Derek był cholernym
wilkołakiem potrafiącym na zawołanie zmienić się w wilka dość drastycznie zmniejszał
prawdopodobieństwo wkradnięcia się rutyny w ich życie. Ugh… John czuł, że jest
już na to wszystko zdecydowanie za stary.
Derek przywitał
się spokojnie, popijając swój sok. Stiles pogwizdując cicho pod nosem rozłożył
jajecznicę na trzy talerze i podał Derekowi dwa, by ten postawił je na stole.
Ten bez słowa to uczynił, zajmując swoje stałe miejsce przy stole. Stiles
wyciągnął z szuflady jeszcze jeden widelec dla siebie i dosiadł się do nich.
Jedli w ciszy.
Szeryf obserwował ich. Trochę dziwiło go to, jak się zachowywali, jakby byli ze
sobą już kilka lat, ale mogło to być związane z faktem, że stado przygotowywało
się do ataku Caren i wszyscy byli spięci.
Spojrzał na
zegarek i westchnął cicho. Musiał już iść do pracy. Pożegnał się cicho i
wyszedł nie mogąc się nadziwić, jak dziwne stało się jego życie w ostatnim
czasie.
Dzień sądu, jak
nazywał go w myślach Stiles, nadszedł błyskawicznie. Tożsamość emisariusza
Caren dalej była nieznana, ale Stiles i Peter zdołali opracować plan, który
miał ich przed tym emisariuszem obronić. Stiles był czujny i wypatrywał
jakiegoś ataku, ale ten nie nadszedł. Trochę go to dziwiło, ale też i cieszyło.
Nie miał pojęcia, do czego ten emisariusz mógłby być zdolny.
Pełnia miała
zacząć się dopiero około drugiej w nocy, więc niedługo przed tą godziną Stiles
jechał z domu Allison do Hale’ów. Wszyscy byli przekonani, że miał być ze
stadem dużo wcześniej, ale doszli z Peterem do wniosku, że „ukryją” go w domu
Chrisa i Stiles przyjedzie w krytycznym momencie, kiedy nikt nie będzie się go
spodziewał.
Nikt nie
przewidział, że w drodze przez las samochód zagrodzi mu uśmiechnięty od ucha do
ucha Col.
- O mój boże! –
Nastolatek zahamował gwałtownie, zatrzymując się tuż przed rudowłosym
wilkołakiem. Col tylko uśmiechnął się szelmowsko, błyskając na niego żółtymi
ślepiami. Stiles zacisnął dłonie na kierownicy, czekając na jego atak, ale ten
nie nadszedł.
Nagle Stiles
usłyszał warczenie, ale nie od Cola. Zaalarmowany spojrzał w bok i zobaczył
Dereka, który patrzył na niego błyszczącymi na niebiesko oczyma. Wilkołak
pociągnął kilka razy nosem i zawarczał po raz kolejny, gdy najwyraźniej go
wyczuł.
- Derek…
Col zaśmiał się,
kiedy Derek znowu zawarczał i rzucił się na niego.
- No chyba żart!
Nie mając innego
wyjścia, Stiles wyciągnął rękę w górę, chcąc utworzyć barierę z jarzęba
pospolitego, ale nie zdążył. Derek był dla niego za szybki. W ułamki sekundy
zbił szybę od samochodu, rozerwał pas i wytargał go z samochodu, po czym brutalnie
powalił na ziemię.
- No, no… I było
się tak powstrzymywać? – zacmokał Col z wyraźnym rozbawieniem. – Gdybyś od razu
go przeleciał jak należy, nie dostawałbyś teraz świra czując na nim mój zapach.
Stiles spojrzał
do góry z sercem bijącym w gardle. Derek warknął i przycisnął go mocno do
wilgotnawej ściółki, przygryzając mu skórę szyi. Stiles zamarł obawiając się,
że tylko go rozsierdzi. Pamiętał, jak bardzo wilkołak się denerwował, kiedy za
pierwszym razem stracił kontrolę i biedny Stiles nie kooperował z nim ani
trochę.
Nastolatek
spojrzał na Cola. Obawiał się, że ten może wykorzystać słabość Dereka i
spróbować go zranić, ale Col nie wyglądał, jakby zamierzał się do nich zbliżyć,
a nawet cofnął się trochę. Na dłuższą obserwację nie miał czasu, bo Derek
chwycił go za biodra i zaczął szarpać jego spodnie w dół. Stiles syknął czując,
jak ostre pazury zahaczają o jego skórę tuż nad paskiem.
Nie miał
pojęcia, co zrobić. Wątpił, żeby udało mu się teraz uciec. Mógłby spróbować
swoich sił w walce z wilkołakiem, ale…
Nim dokończył
myśl, Derek zdołał gołymi rękami rozerwać jego pasek od spodni z pomrukiem
zadowolenia. Stiles wywalił oczy widząc, że skóra została przerwana niczym
innym, jak brutalną siłą.
- Ty tak na
serio?!
Derek otarł się
o niego, wyraźnie podniecony. Stiles zaczął się wiercić.
- Nie tak –
mruknął. Mimo warkotu wilkołaka, zdołał jakoś obrócić się pod nim na plecy. Nie
ufając Colowi za grosz, wyciągnął dłoń w górę i wyobraził sobie barierę. Po
chwili jarząb pospolity uformował się cienkim kołem, oddzielając jego i Dereka
od Cola i innych potencjalnych niebezpieczeństw. To, że Stiles nie dotrze tej
nocy do domu watahy, było oczywiste.
Derek przez
chwilę wyraźnie głowił się nad spodniami Stilesa, które cudem jeszcze trzymały
się na jego biodrach. Rozpracowanie tego nie zajęło mu długo i po chwili już
zdzierał z nastolatka i tę część garderoby. Stiles nie opierał się. Wiedział,
że nic już w tym momencie nie wskóra. Kątem oka spojrzał na Cola. Rudzielec nie
próbował się wtrącić, przyglądał się tylko z bezpiecznej odległości.
- Nie powinieneś
pomóc swoim w walce? – spytał Stiles lekko drżącym głosem. Posłusznie odsunął
głowę w bok, obnażając szyję tak, jak Derek tego chciał.
Nie był pewny,
czy rzeczywiście do doszło do walki, bo Derek zaskoczył go w drodze do domu
Hale’ów, ale domyślał się, że skoro już udało im się go zatrzymać to przystąpią
do ataku.
Col wzruszył
ramionami.
- Caren to
głupia suka. Chyba ją pojebało, jeśli myśli, że ma szansę z takim pojebem jak
wasz alfa. Nie zamierzam się w to wtrącać. Tak naprawdę przyjechałem tu
dołączyć do waszego stada. Hayden, Olaf i Ian też. Peter wie o tym od samego
początku. Kazał nam zachowywać się tak, jak byśmy byli z Caren, bo tylko ona
wie, kim jest jej nowy emisariusz. Żeby zapobiec ewentualnej zemście na stadzie
Hale’ów, trzeba załatwić przede wszystkim emisariusza. Były już przypadki,
gdzie zostawiono go przy życiu, a ten zamieniał się w Darach, złego druida, i
wybijał całe stada.
Derek bez
problemu pozbył się i swoich spodni, zsuwając je na uda i obnażając swoją
męskość w pełnym wzwodzie. Stiles mimowolnie przełknął. Nie było mowy o tym, by
to skończyło się dla niego dobrze.
Słowa Cola ledwo
do niego dotarły. Col mówił dalej, coś o tym, że atak miał się zacząć z chwilą
pojawienia się jego, Stilesa, i że Peter miał wszystko pod kontrolą. Mózg Stilesa niezbyt rejestrował jego wywody, bo
Derek w tym właśnie momencie znalazł odpowiednią pozycję i zaczął się powoli w niego
wsuwać.
Stiles miał
przez chwilę wrażenie, że nie może oddychać. Jęknął głośno, czując nieopisany
ból, rosnący z każdą sekundą. Derek był już dawno poza granicą racjonalności.
Nie docierało do niego zupełnie nic, został tylko instynkt, który nakazał mu
uczynić Stilesa swoim. Stiles może nawet byłby na niego zły, gdyby nie to, że
po części sam się o to prosił. Co nie zmieniało faktu, że bolało jak cholera.
Ciało miał
napięte jak struna. Nie ruszał się ani trochę, zupełnie jakby to miało jakoś
pomóc mu w bólu. Derek dyszał mu ciężko w kark, dociskając biodra najmocniej,
jak mógł. Stiles zobaczył gwiazdy przed oczami z bólu. Zacisnął dłoń na ziemi,
czując łzy napływające mu do oczu. Nie pozostało mu nic, jak tylko to przetrwać
i dać Derekowi to, czego jego wilcza strona tak bardzo pragnęła. Obaj zachowali
się jak kompletni kretyni, odmawiając jej tego, czego tak bardzo pragnęła.
Stiles rozsunął
mocniej uda, robiąc Derekowi więcej miejsca i zamknął oczy. Liczył powoli do
dziesięciu, wdech, wydech, jak przy ataku paniki, próbując uspokoić szaleńczo
bijące serce. Skupiał się na oddychaniu, na równomiernym wciąganiu i
wypuszczaniu powietrza, starając się ignorować to, co właśnie Derek robił mu
trochę niżej.
Wilkołak musiał
to wyczuć, bo jedna z jego dłoni zacisnęła się na jego pośladku i ból
momentalnie zelżał. Po dłuższej chwili nastolatek otworzył oczy i spojrzał w
górę. Wilkołak patrzył na niego szeroko rozwartymi oczami. Stiles nie potrafił
określić, jakie emocje malowały się na twarzy jego chłopaka. Gdyby miał
strzelać, powiedziałby, że było to w dużej mierze zdziwienie, ale dlaczego
Derek miałby się czemuś dziwić? I to w takim momencie?
Stiles ponownie
zamknął oczy i wziął głęboki oddech, kiedy Derek zaczął się w nim rytmicznie
poruszać. Przy wtargnięciu Stiles czuł spore tarcie, które teraz zelżało. Mógł
się tylko domyślać, co do tego doprowadziło. Dzięki temu, że Derek wysysał jego
ból, pozostało tylko nieprzyjemne uczucie chłodu i wilgoci ściółki i czegoś
zdecydowanie za dużego rozpychającego jego anus. Pozycja też nie była zbyt
wygodna, złapał go skurcz w prawej łydce, ale nic nie mógł na to poradzić. Mógł
tylko czekać.
Nie wiedział,
ile to wszystko trwało. Miał tylko wrażenie, że jak na kogoś, kto tak długo
czekał, Derek zaskakująco długo się w nim poruszał, dążąc do spełnienia. Nie
było mowy o tym, bo tak prymitywny akt w tak barbarzyńskich warunkach i bez
jakiegokolwiek przygotowania czy czułości mógł sprawić Stilesowi choć odrobinę
przyjemność.
Wreszcie, po
długich minutach, Derek pchnął mocniej raz drugi, trzeci, po czym opadł na
niego, dysząc ciężko. Stiles czuł się dziwnie. Głowę miał lekką jak piórko i
chłód przestał mu doskwierać. Oparł brodę na ramieniu wilkołaka i wcisnął noc w
jego włosy. Skostniałe palce wślizgnęły się pod kurtkę Dereka, który był
przyjemnie ciepły i…
Stiles nie
dokończył myśli. Z ulgą osunął się w ciemność.
- I mam
uwierzyć, że Peter ci zaufał i zostawił nas na twoją łaskę i niełaskę? – Stiles
jak przez szczelne drzwi usłyszał przytłumiony głos Dereka.
- Wspominałem,
że siostra Ayumu i Scott zaczęli ze sobą kręcić i zmusiła swoje rodzeństwo do
pomocy? – odpowiedział Col.
- Dlaczego nic
mi nie powiedział? Albo Stilesowi?
Derek jest ostro
wkurwiony, pomyślał Stiles.
– Widocznie miał
swoje powody. Wysłał mnie tutaj, bo mam największą wiedzę na temat więzi takiej
jak wasza. Moi rodzice byli tak sparowani, kiedy jeszcze żyli. Ayumu jest tutaj
tylko jako zabezpieczenie, ale żaden z nas nie zamierzał między was wchodzić.
Jeszcze nam życie miłe.
- Walka już się
skończyła – wtrącił kolejny głos. – Kira mi napisała, że sytuacja jest
opanowana. Scott powiedział, że możesz zabrać Stilesa do jego domu. Jego matka
jest pielęgniarką, zajmie się jego ranami.
Derek zawarczał,
wyraźnie rozsierdzony. Coś świsnęło i uderzyło niedaleko.
- Derek… - wymamrotał
Stiles.
- Ciii – mruknął
wilkołak, odgarniając mu zabłąkany kosmyk z czoła. Stiles poruszył się lekko i
sapnął, czując ostry, przeszywający ból. Jęknął cicho. Derek momentalnie
chwycił go za nadgarstek i ból zelżał, otwierając lekko oczy. Derek wziął go na
ręce i po chwili zastanowienia zaczął iść przed siebie.
Stiles zamknął
oczy i oparł głowę na piersi wilkołaka.
Reszta docierała
do niego jak przez mgłę. Słyszał płacz, krzyki, odgłos tłuczonych i łamanych
przedmiotów. Nic nie miało sensu. Miał wrażenie, że gdzieś w tym całym
zamieszaniu był też jego ojciec. Tylko jego głos zdołał rozpoznać wśród tych
wszystkich wrzasków. Pewnie dlatego, że nieraz dał ojcu powód, by na siebie
nawrzeszczeć. Cokolwiek mu zrobiono lub dano, oderwało to go od rzeczywistości
i wszystko docierało do niego piąte przez dziesiąte. Zmęczony bezowocnymi
próbami rozwiązania zagadki ostatecznie pozwolił, by zmorzył go sen.
- Jak to go nie
ma?! To już dwa dni! – Stiles rozłożył ręce na boki z irytacją.
Peter tylko
przekrzywił głowę. Jego wyraz twarzy nie zmienił się nawet o jotę. Suczysyn.
- Po prostu. Nie
ma. Mam ci to przeliterować alko powiedzieć w innym języku, żeby dotarło?
- Ale czemu?!
- Nie wiem,
czemu?
Stiles aż
zawarczał ze złości, po czym obrócił się na pięcie i wyszedł. Chciał trzasnąć
drzwiami, ale że zasuwało się je w bok i były dość potężne, żeby nimi trzasnąć
potrzeba było trochę więcej siły, niż Stiles posiadał.
Minęły już dwa
dni, od kiedy Caren dostała wielki łomot i skończyła dwa metry pod ziemią
gdzieś w lesie. Reszta jej zwolenników odeszła. Bez alfy byli tylko omegami.
Część została – Col, Ian, Hayden i Olaf. Reszta nie chciała dołączyć i odeszła,
preferując życie jako omega niż jako trup lub cześć stada alfa. Los Caren
podzielił też jej emisariusz – osiemnastoletnia dziewczyna, która była tak
przeciętna i tak łatwo możliwa do przeoczenia, że Stiles nigdy w życiu by jej
nie znalazł. Omeg więcej nie było. Pierwszy atak był pokazem siły, którą Caren
tak naprawdę nie dysponowała. Naprawdę była głupia.
Peter nadal nie
był pewny, co zrobić z wilkołakami, które chciały dołączyć. Ian i Hayden byli
nieszkodliwi, reszta stada nic przeciwko nim nie miała, ale Col i Olaf zdążyli
zaleźć kilku osobom za skórę. Wszyscy wiedzieli, że Derek prędzej padnie trupem
niż pozwoli Colowi dołączyć do stada. Był chorobliwie zazdrosny, a Col zbytnio
sobie nie pomógł swoim zachowaniem. Co do Olafa, teoretycznie to przez niego
Allison i Scott zerwali. Ten miał trochę więcej szczęścia, bo chociaż udało mu
się wprowadzić trochę zamieszania, ogólnie cała historia skończyła się dobrze –
Scott poznał Kirę, siostrę Ayumu, która była kitsune jak inni członkowie
rodziny i oboje dość mocno się sobie spodobali. Kira była niezdarna i
posługiwała się mieczem jakby machała nim od kołyski. Cóż, pewnie tak nawet
było. Jeśli zaś chodzi o Allison, dziewczyna znalazła pocieszenie w ramionach
Isaaca. Zagadka, na kogo leciał ten wilkołak – Scotta czy Allison –
najwyraźniej się rozwiązała, bo para dość ostro miała się ku sobie. Chris nie
był zadowolony, że Allison po raz kolejny wybrała sobie na obiekt westchnień
wilkołaka, ale jako że sam jednego miał, trudno było jej to wypominać.
Przyjmując
cztery nowe wilki, które nie miały problemów z kontrolą i mogły bezproblemowo
wpasować się w strukturę stada mogły być sporym atutem dla Petera i szybkim
sposobem na znaczne umocnienie stada i swojej pozycji w nadnaturalnym świecie.
Kluczowe słowo: „bezproblemowe”. Na to niestety się nie zanosiło.
Co się zaś tyczy
Stilesa, dowiedział się, że szwy w TAKIM miejscu to niespecjalnie przyjemność,
a każda grubsza wizyta w toalecie jawiła się niczym najgorszy koszmar. Całe
zdarzenie nie odbiło się źle na jego psychice, co było dla niego i innych dość
zaskakujące, aczkolwiek cholernie zawstydzające, bo wszyscy – WSZYSCY – wiedzieli,
że Melissa, ze wszystkich ludzi, założyła mu szwy w TAKIM miejscu. Ugh. Gdyby
nie to, że Stiles przyjął to normalnie – seeerio, całe życie pakował się w
zawstydzające sytuacje, ta była baaardzo daleko od tych najgorszych - jego
ojciec pewnie już dawno pożyczyłby od Argenta trochę kul z tojadem i zapolował
na Dereka. Na szczęście do tego nie doszło, ale…
Derek zniknął.
To, że stracił kontrolę i zrobił Stilesowi krzywdę samo w sobie musiało być dla
niego sporą traumą. Fakt, że jego ojciec rzucił się na niego z tego powodu z
pięściami musiał znacznie dolać oliwy do ognia, bo Derek pobił się z Peterem i
uciekł. Od dwóch dni nikt go nie widział. Peter zabronił komukolwiek tropienia
go twierdząc, że jak zmądrzeje to wróci.
Stiles nie był
tego taki pewny. Chętnie poszedłby go poszukać, w końcu spędzał z Derekiem
sporo czasu na hasaniu po lesie, ale dwa szwy w TYM miejscu trochę komplikowały
całą historię. Mimo środków przeciwbólowych i maści, które dostał, nadal czuł
się cholernie niekomfortowo i nie wyobrażał sobie biegania po lesie za swoim
chłopakiem idiotą. Podejrzewał, że ostatecznie będzie musiał go jakoś wytropić.
Nikt ze stada nie chciał mu pomóc, stosując się do rozkazu Petera. Gdyby nie
to, że Stiles strasznie się przez to wkurzył, podziwiałby fakt, jak posłuszne
było stado względem Petera. Nie mając innego wyjścia, udał się do jedynej
osoby, która mu pozostała i mogła pomóc.
Allison.
Dziewczyna nie
była jeszcze pełnoprawnym łowcą. Chris ją cały czas szkolił i radziła sobie
bardzo dobrze, ale wielu rzeczy nadaj nie wiedziała. Mimo to Stiles zdołał ją
przekonać, by spróbowała swoich sił i wytropiła Dereka. Zanim udało im się
zwinąć z garażu jej ojca cały potrzebny sprzęt, minęły trzy kolejne dni i
Stiles poczuł się już trochę lepiej. Derek nadal nie wrócił, więc mogli na
spokojnie wprowadzić swój plan w życie.
Stiles nie
wiedział, co i jak Allison zamierza zrobić. Siedział w samochodzie na jednej z
leśnych ścieżek, kiedy dziewczyna sama weszła do lasu z plecakiem pełnym
pożyczonych gadżetów. Miała jaja, musiał jej to przyznać. Sam trochę cykał się
chodzić po lesie w nocy bez obstawy, zwłaszcza po tym wszystkim, co się tam
działo przez ostatnie miesiące. Ona jednak nie miała takich oporów, idąc pewnym
krokiem, jakby znała ten las jak własną kieszeń. Stiles wiedział, że Allison
będzie potężną głową rodu, gdy przejmie dowodzenie w rodzinie.
Siedzenie w
samochodzie było cholernie nudne, więc wyszedł na zewnątrz trochę pospacerować
przy samochodzie. Allison rozmieściła wszystko tak, by nagonić Dereka w okolice
tego samochodu. Jeśli był w obszarze, który wzięli na celownik, z pewnością
skieruje się w jego stronę.
Minęło jakieś
pół godziny, kiedy jego telefon zawibrował. Stiles wyciągnął go z kieszeni i
spojrzał na wyświetlacz.
Allison: „Mam
go. Przygotuj się.”
Nastolatek
wyrzucił rękę w górę z radości. Nareszcie. Dzięki Bogu za Allison i jej
przerażające zdolności w polowaniu.
Po około pięciu
minutach Stiles usłyszał, że ktoś nadchodzi. Stiles już wcześnie przygotował
spory krąg z jarzęba pospolitego, teraz tylko musiał go szczelnie zamknąć, by
uwięzić wilkołaka w środku. Podejrzewał, że Derek będzie chciał zwiać. Stiles
nie zamierzał mu na to pozwalać.
Derek był tak
szybki, że Stiles ledwo zdołał go złapać. Jego ciemne futro pomagało mu ukryć
się w ciemności. Stiles w ostatniej chwili zdołał dorzucić na ziemię jarząb i
zamknąć spore koło, tworząc przez to barierę nieprzekraczalną dla istot
nadprzyrodzonych. Derek najwyraźniej się tego nie spodziewał, bo uderzył
barierę z całą siłą rozpędu i odbił się od niej z głuchym jękiem. Bariera
odrzuciła go na kilka metrów do tyłu. Wilk sapnął i warknął, gramoląc się z
ziemi. Jego oczy błyszczały na niebiesko, a białe kły wyszczerzone były
groźnie. Sierść na jego grzbiecie stała nastroszona, zwiastując kłopoty dla
potencjalnego nieprzyjaciela.
Stiles ani
trochę się tym nie przejął. Wyszedł zza samochodu, wchodząc pewnie do okręgu i
podchodząc do Dereka. Wiedział, że okazanie strachu tylko spotęguje poczucie
winy, które Derek już odczuwał. Zresztą, tak właściwie to się go nie bał. Jeśli
rzeczywiście byli sobie przeznaczeni, więź sama w sobie powinna go chronić.
Może myślenie w ten sposób było naiwnością z jego strony, ale miał już tego
wszystkiego trochę dość. Był zmęczony po ostatnich tygodniach i jedyne, o czym
marzył, to przytulić się do Dereka pod kocem i zasnąć w jego ramionach. Żeby do
tego doszło, musiał najpierw przemówić temu idiocie do rozumu.
Widząc, że wilk
się cofa i chce od niego uciec, Stiles wyciągnął dłoń i stworzył kolejny krąg,
tym razem o wiele mniejszy, o promieniu kilku metrów. Derek mimowolnie zmuszony
był zostać w tej przestrzeni. Stiles podszedł do niego.
- Długo
zamierzasz uciekać? – spytał spokojnie. Podszedł do wilka, który wpatrywał się
w niego podejrzliwie. – Serio, objadanie się surowymi wiewiórkami i innymi
gryzoniami na pewno ci nie służy. Nie pocałują cię, dopóki nie wyparzysz sobie
jamy ustnej, to pewne.
Wilk tylko na
niego patrzył. Stiles westchnął cicho. Zrobił kilka kroków w jego stronę i
zdjął z ramienia torbę, w której trzymał dla niego ciuchy. Uniósł brwi.
- Pogadamy?
Wilk przez
chwilę tylko na niego patrzył. W końcu westchnął ciężko i zmienił się w
człowieka.
Panowała cisza.
Stiles patrzył w milczeniu, jak Derek się ubiera w ciuchy, które mu przyniósł.
Nieważne, ile razy widział go nago, dalej nie mógł się napatrzeć na jego
umięśnioną i szczupłą sylwetkę oraz przystojną twarz. Derek odziedziczył
cudowne geny po rodzicach. Stiles czasami żałował, że nie dane mu było ich
poznać.
Gdy Derek
skończył, zgodnie ruszyli w stronę samochodu. Noc była dosyć chłodna, a
zapowiadało się na dość długą rozmowę.
Siedzieli przez
dłuższą chwilę w zupełnej ciszy. Ciemność rozpraszały tylko przednie światła
samochodu – Stiles nie zgasił silnika, żeby działało ogrzewanie.
- Caren i jej
emisariusz gryzą piach, a reszta jej stada odeszła – zaczął. Podejrzewał, że
Derek nie wiedział, co się stało po jego zniknięciu. – Zostali Col, Hayden, Ian
i Olaf. Peter chyba czeka na twój powrót z podjęciem ostatecznej decyzji, co z
nimi zrobić. Zwłaszcza z Colem. Wszyscy wiedzą, że porządnie zalazł ci za
skórę.
Zapadła cisza.
Derek tylko patrzył przed siebie. Miał minę kopniętego szczeniaka.
Stiles
westchnął.
- Okej, skoro ty
nie chcesz nic powiedzieć, ja będę mówił. Miejmy to już za sobą, zanim obaj
spalimy się ze wstydu. To, co się wtedy stało, było nieuniknione i jest winą
naszych działań.
- Moich, nie
naszych – warknął Derek. Był wyraźnie zły, że Stiles zmusił go do tej rozmowy i
zły, że doszło do tego, do czego doszło. – To ja ci to zrobiłem! Skrzywdziłem
cię! Zgw…
- Nawet nie idź
w tym kierunku! – wykrzyknął Stiles, nie pozwalając mu dokończyć. Derek
zacisnął mocno zęby. – Wcale tak nie było!
- Gdyby się nie
opierał jak osioł…
- Może ale ja
też nie byłem święty. Celowo cię prowokowałem. – Derek parsknął. – Co, myślisz,
że wiem, jak cię sprowokować? Wystarczyło trochę zakręcić się przy Colu i już
dostawałeś białej gorączki. Wiedziałem, że jeśli chcę cię… przekonać, muszę
złamać twoją siłę woli i wierz mi, próbowałem na wiele sposobów. Tak więc nic
dziwnego, że skończyło się, jak skończyło. – Zapadła chwilowa cisza. Derek
wypalał wzrokiem pobliski las, a zęby aż trzeszczały mu od. Mimo to dalej
uparcie milczał. – Powiem jasno. Nie mam do ciebie pretensji. Wiem, że
słyszysz, kiedy kłamię, więc słuchaj dobrze. Nie winię cię za to, co się stało.
Przynajmniej nie w całości. Razem namieszaliśmy i razem doprowadziliśmy do
tego, że ostatecznie straciłeś panowanie. Powinniśmy wyciągnąć wnioski i
postarać się uniknąć tego w przyszłości.
- Być może, ale
to ty ucierpiałeś. To ty zostałeś ranny.
- I? Derek, nie
jesteś w stanie ustrzec mnie przed wszystkim, nawet przed samym sobą. Zapewne
jeszcze nie raz się wzajemnie zranimy, czasami świadomie, czasami nieświadomie…
Wiem, że życie nie jest taki idealne, jak piszą w książkach, okej? Widziałem,
że moja matka gasła w oczach, jak mój ojciec zapijał się na śmierć po jej
odejściu, jak ojciec Scotta traktował Melissę i jego, zanim wreszcie nie kazali
mu spadać. Wiem, że nawet normalne, zdrowe związki napotkają na przeszkody,
których czasami nie są w stanie pokonać, okej? Jeśli na każdym zakręcie
będziesz się poddawał i obwiniał, nigdy do niczego nie dojdziemy.
- Straszny z
ciebie mądrala jak na osiemnastolatka – zauważył Derek.
- Ta, i co? Ktoś
musi obsadzić tą pozycję, skoro ty postanowiłeś być idiotą i uciec. Serio,
Derek, koniec z tymi akcjami – powiedział Stiles stanowczo. Nie było sensu
prosić. Prośby zawodziły, więc przyszła pora na stanowcze postawienie sprawy. –
Jeśli się na ciebie wkurzę i będę miał z czymś problem, na pewno nie będę
siedział cicho. Znasz mnie już chyba na tyle dobrze, żeby o tym wiedzieć? –
Stiles uniósł brwi.
Derek zerknął na
niego krótko. Potem z powrotem wbił wzrok przed siebie. Westchnął ciężko,
opierając tył głowy o zagłówek.
- To wszystko
nie zmienia faktu, że zrobiłem ci krzywdę i… - urwał, przełykając ciężko ślinę.
- Jasne, ale nic
już z tym nie możemy zrobić i dobrze o tym wiesz. Pewnie, to nie było
specjalnie zabawne i cholernie zawstydzające, zwłaszcza że dosłownie wszyscy o
tym wiedzą, ale to tyle. Mleko już się rozlało. Jeszcze trochę i rana się wygoi
i po wszystkim nie będzie nawet śladu. Kiedyś będziemy się z tego śmiać.
Sposób, w jaki
twarz Dereka nagle spochmurniała, Stiles wiedział, że źle dobrał słowa.
Westchnął. Pewnie Derek nigdy nie będzie potrafił się z tego śmiać. W jego
mniemaniu rzucił się na Stilesa i go zgwałcił.
- Derek, zgwałcenie
to zmuszenie drugiej osoby do obcowania płciowego, poddania się innej czynności
seksualnej lub wykonania takiej czynności przez jedną lub wiele osób,
posługujących się siłą fizyczną, przymusem, nadużyciem władzy, podstępem lub
wykorzystujących niemożność wyrażenia świadomej zgody przez daną osobę –
wyrecytował Stiles. Widząc głupią minę Dereka, wyszczerzył się. – Wikipedia wie
wszystko. Specjalnie dla ciebie się tego nauczyłem. To teraz wbij sobie do
głowy, że nie można zgwałcić osoby, która tego chce. No, serio! Wyszło trochę
niezdarnie i boleśnie, ale domyślam się, że seks nie jest taki kolorowy, jak go
wszyscy malują. Internet twierdzi, że potrzeba czasu, żeby dobrze poznać ciało
własne i partnera i metodą prób i błędów wypracować, co się sprawdza, a co nie.
My już wiemy, że robienie tego w środku nocy na gołej i mokrej ziemi bez czegoś
na poślizg odpada. – Kącik ust Dereka drgnął, ale to była jego jedyna reakcja.
Stiles wyrzucił ręce w górę. – Agr, uśmiechnij się wreszcie! Masz pojęcie, ile
czasu grzebałem za tym wszystkim w Internecie?!
Derek spuścił
wzrok, ale na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Stiles dosłownie
pisnął i rzucił mu się na szyję. Trochę poczuł przy tym ruchu ból w miejscu,
gdzie miał szwy, ale zignorował to, pakując się Derekowi na kolana i obejmując
go za szyję.
- Jak tak się to
gryzie to mogę cię kopnąć kilka razy w jaja i będziemy kwita – powiedział
Stiles, całując go w policzek. Derek obrócił głowę, chcąc go pocałować w usta,
ale Stiles mu na to nie pozwolił.
- Jadłeś surowe
gryzonie Derek, nawet się nie wypieraj. Pamiętasz, co mówiłem o wyparzeniu jamy
ustnej, zanim pozwolę się pocałować? – przypomniał Stiles.
Derek objął go
ramionami i wtulił twarz w jego ramię. Zapach Stilesa od początku był dla niego
niezwykle kojący. Przez ostatnie dni szukał ukojenia w lesie, a jedyne miejsce,
które tak naprawdę mu je przyniosło, to ramiona jego partnera.
- Przepraszam –
mruknął Derek. Czuł gulę w gardle i szczypały go oczy. Tak strasznie żałował
tego, co zrobił Stilesowi…
- Wiem.
Przeprosiny przyjęte – powiedział Stiles łagodnie, trochę niezdarnie
poprawiając się na jego kolanach. Derek objął go ciaśniej i wciągnął głęboko
jego zapach, napawając się nim. Stiles oplótł go ramionami jak ośmiornica i
odetchnął z ulgą.
Derek był ciężki
pod pewnymi względami. Stiles wiedział, że przekonanie go nie będzie łatwe, ale
powoli uczył sobie z nim radzić.
- Jakoś
wynagrodzę ci to, co ci zrobiłem – mruknął.
Stiles
uśmiechnął się.
- Możesz zacząć
od umycia mojego samochodu.
Derek parsknął,
ale obręcz wokół jego serca trochę się rozluźniła. Stiles był kompletnym
wariatem, jeśli te wszystkie akcje go nie odstraszyły, ale człowiek, który
dołączył do wilczego stada, musiał mieć jaja. Stiles miał po prostu większe niż
inni.
Aw, cudowny rozdział! Uwielbiam to, jak stworzyłaś to opowiadanie - Stilesa i Dereka, irytującego Petera. Po prostu super.
OdpowiedzUsuńRewelacyjny rozdział :) Bardzo długi, co mi się mega podobało :)
OdpowiedzUsuńW końcu ostatnia zagadka została rozwiązana :) Zrobiłaś to dość szybko, ale myślę, że nie było sensu tego przedłużać, tym bardziej, że była dość długa przerwa pomiędzy tym a poprzednim rozdziałem, a każdy chciał już poznać zakończenie :)
Seksem pomiędzy naszymi głównymi bohaterami mnie mega zaskoczyłaś, nie spodziewałam się tego. Stilles tak bardzo chciał, a Derek się opierał, a później wilcza strona Dereka zwyciężyła i już nie było odwrotu. To, że Derek się po tym schował było do przewidzenia, tym bardziej, że skrzywdził swojego chłopaka, ale Stilles na niego zapolował i wyłożył wszystko na ławę, więc w końcu nie było pomiędzy nimi żadnej bariery :)
Dziękuję za zakończenie tej rewelacyjnej historii :)
Cudownie czytało się to opowiadanie :)
Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze stworzysz coś w takim kryminalnym klimacie :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
P.S Szczęśliwego Nowego Roku :) Niech Twoje marzenia się spełnią :)
Powiem tak — dziwi mnie, że nikt jak dotąd (a przynajmniej ja nie widziałam) nie dopieprzył się do tej kwestii, a mianowicie: gwałt.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy to Twój fetysz, czy co, ale to nie pierwsze opowiadanie tutaj, w którym zgwałcono jednego z bohaterów, a w którym sprawca całego zdarzenia nie poniósł żadnych konsekwencji tego czynu. Droga autorko, byłam święcie przekonana, że to wiedza powszechna i wszystkim doskonale znana, ale, do cholery jasnej, wbijanie (niekiedy młodym, bo nie oszukujmy się: ostrzeżenie o pełnoletniości niewiele tu zdziała) czytelnikom, że ''to nie był gwałt ani nic z tych rzeczy, bo ja cię prowokowałem i to w sumie nie jest twoja wina sratatata'' jest poniżej wszelkiej krytyki. Z całym szacunkiem, ale przytoczenie definicji Wikipedii w dialogu i udawanie głupiego nie uratuje tutaj całej sytuacji. Gwałt to przemoc fizyczna na tle seksualnym i kreowanie bohatera, który był ofiarą, bądź co bądź, GWAŁTU, a którego prawie w ogóle to nie obeszło — tylko pogratulować, cudowny morał, wszyscy bierzmy z niego przykład.
Niektóre Twoje opowiadania, nie powiem, bardzo lubię, ale na litość boską, nie mogę dłużej przymykać oko na to, co się tutaj wyprawia. ''Więź 2'' była naprawdę super, gdyby nie kilka ostatnich rozdziałów (już nawet pomijając ten cholerny gwałt).
Pozdrawiam.
PS. jeśli już bawimy się w definicje:
UsuńGwałt — zakazana przez prawo przemoc fizyczna.
Przemoc fizyczna — wywieranie wpływu na proces myślowy, zachowanie lub STAN FIZYCZNY osoby pomimo braku jej przyzwolenia przy użyciu siły fizycznej.
Stiles raczej nie był w siódmym niebie kiedy musiał zaciskać zęby z bólu i nie wiem, komu chcesz wcisnąć kit, że bohater wyraził na to pozwolenie (bo kiedy niby miał to zrobić? Wtedy, gdy Derek go zastraszył czy wtedy, gdy nie mówiąc absolutnie nic wsunął się w Stilińskiego?), ale jeśli już to utrzymujesz to, cóż, jak wspomniałam wcześniej — musiało być z nim coś nie tak, skoro bez mrugnięcia okiem wszyściutko absolutnie wybaczył Hale'owi i jeszcze pod koniec pobiegł z nim na tle zachodzącego słońca, zakochany po uszy, najwyraźniej zapominając już o tym, jak brutalnie został potraktowany przez partnera.
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, och Derek to seksik w lesie, a potem poczucie winy, dobrze że Stilles przemówił mu do rozumu, wygrali ale ten emisariusz czy go znali...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia