Nim się obejrzałem, listopad się
skończył. Na dworze zrobiła się prawdziwa pizgawica i jakby tego było mało,
zaczęło lać. Idąc na zajęcia pierwszego grudnia miałem ochotę się zwyczajnie
zastrzelić. Tyle dobrze, że wreszcie dałem Pascalowi kasę za czynsz – zaległy
listopad i z góry za grudzień. Czułem się o niebo lepiej, nawet jeśli Pascal
kompletnie nie robił mi problemów z tą kasą i mówił, że nigdzie się nie pali i
mogę mu zapłacić, kiedy będę miał z czego. Jego podejście trochę mnie irytowało
– jak zwykle zresztą – bo tego typu zachowanie utrudniało mi nielubienie go.
Ale whatever.
Na pierwszych zajęciach był
hiszpański, gdzie już miałem zaklepane miejsce z Weroniką. Uwielbiałem ją –
była sarkastyczna i przy tym zabawna. Robiła sobie jaja ze wszystkiego i
wszystkich. Jej komentarze już nie raz doprowadziły do tego, że ze śmiechu
leciały mi łzy.
– Jaka historia na dziś? –
spytałem, siadając obok niej w sali.
Oderwała głowę od swoje czytnika
e–booków i spojrzała na mnie trochę nieprzytomnie.
– He?
– Jaką masz dla mnie historię na
dziś?
Zamrugała, zastanawiając się
przez chwilę. Albo po prostu próbując zmusić swoje szare komórki do pracy, kto
wie.
– Eee… już chyba wyczerpałeś to
źródełko, wiesz?
Spojrzałem na nią z miną zbitego
psa. Miałem nadzieję, że trochę mnie rozweseli po tym, jak zwlokłem się z łóżka
o nieludzkiej porze, bo o ósmej zaczynał się hiszpański. Do tej pory Weronika
opowiedziała mi masę fantastycznych historii o dziewczynie, która przyjechała
na Erasmusa. Laska musiała być jakąś mega blondynką, skoro była w stanie aż tak
utrudnić sobie życie w ciągu dwóch miesięcy pobytu w Niemczech. No bo kto w dwa
miesiące dał radę DWA razy zatrzasnąć przez przypadek klucz w pokoju i nie móc
wejść do środka? Kto przegapił osobną rejestrację do Sprachenzentrum i musiał
iść na hiszpański od podstaw, bo nie przeszedł testu poziomującego? Kto podał
błędny adres, przez co miał problem z odebraniem paczki od rodziców z rzeczami,
które nie wlazły do walizki? Kto zapomniał, że włączenie transmisji danych
zagranicą wiążę się z o wiele wyższymi stawkami, przez co dostał rachunek za
telefon opiewający na ponad sto euro? Kto zgubił portfel w drodze powrotnej ze
sklepu i kłócił się o niego z rozbawionym bezdomnym w trzech językach
jednocześnie, z których biedny bezdomny nie rozumiał ani jednego? Weronika
miała tych historii znacznie więcej. Jej sposób relacjonowania wydarzeń i tego,
co faktycznie się kryło pod z pozoru niewinnie brzmiącymi przygodami było jedną
z tych rzeczy, dla których warto było wstać na ósmą na hiszpański.
– Na pewno coś się jeszcze
znajdzie.
Weronika westchnęła, podpierając
brodę ręką.
– Musiałabym się zastanowić.
Ostatnio się trochę ogarnęła i już powoli zaczyna jakoś kooperować w
społeczeństwie, więc jest tego mniej. Ale jak Boga kocham, to jest ostatni raz,
kiedy się w coś takiego angażuję.
Zaśmiałem się. Od samego początku
postawa jej rodaczki mocno ją bulwersowała, co mnie osobiście niezmiernie
bawiło.
Wyprostowałem się na krześle i
obejrzałem. Miałem głupie wrażenie, że ktoś cały czas się na mnie gapi. Nie
myliłem się.
Dwie ławki z tyłu siedziała za
nami Lucy. Uniosłem brwi, rzucając jej wyzywające spojrzenie. Gdy zorientowała
się, że na nią patrzę – chyba się zamyśliła – od razu odwróciła wzrok i zaczęła
się bawić telefonem. Prychnąłem.
Nie widziałem jej ponad tydzień,
bo ostatnio nie pojawiła się na hiszpańskim. Podejrzewałem, że może mieć to
związek z tym całym zakładem i faktem, że sporo ludzi o tym plotkowało. Tak czy
siak, do tej pory kompletnie mnie ignorowała, a teraz nagle pojawiła się w
zasięgu wzroku i co chwilę czułem, że się na mnie gapi. Nie miałem pojęcia,
czego ode mnie chce, ale zdecydowanie nie zamierzałem jej tego dać.
Po zajęciach ktoś złapał mnie za
rękaw bluzy.
– Możemy pogadać?
Obróciłem głowę. Nie mogłem
uwierzyć, że chciała ze mną gadać. Nie spodziewałem się, że będzie chciała
gadać, a już na pewno nie tak szybko.
– Nie sądzę, żebyśmy mieli o czym
gadać – odparłem, wyrywając rękę z jej uścisku.
– Daj spokój, Phil. Może i nie
rozstaliśmy się w najlepszych okolicznościach, ale to nie oznacza, że mamy się
zachowywać jak obcy ludzie. Dalej możemy być przyjaciółmi.
Spojrzałem na nią jak na
wariatkę. Dalej możemy być przyjaciółmi? Miałem ochotę roześmiać się jej w
twarz! Przyjaciółmi można zostać, kiedy zgodnie dochodzi się do wniosku, że to
jednak nie jest to, a nie kiedy po dwóch latach związku jedna strona rzuca drugą
i to w taki sposób. I jeszcze bawi się w szczeniackie wysyłanie maili z
pijackimi zdjęciami do profesorów! Jeśli myślała, że tak po prostu jej puszczę
płazem to wszystko, to już całkiem jej odbiło.
A może myślała, że jak mi
przejdzie złość to wrócimy do siebie, skoro ten frajer ją rzucił? Kto tam
wiedział, co siedziało jej w głowie.
Pokręciłem głową, patrząc na nią
z dezaprobatą.
– Nawet nie zamierzam komentować
tego, co właśnie powiedziałaś – rzuciłem. Niech sobie to interpretuje jak chce,
byle trzymała się z daleka. – Daj mi spokój.
Chciała powiedzieć coś jeszcze,
ale spojrzałem na nią twardą i odpuściła. Wiedziała, że nie ma sensu próbować,
skoro się zaparłem jak mogłem, by jej to uniemożliwić.
Odwróciłem się na pięcie i z
rękami w kieszeniach poszedłem w stronę biblioteki pokimać trochę na najwyższym
piętrze, gdzie znajdowały się pomarańczowe fotele w kształcie piłek, które
dopasowywały się do kształtu ciała. W końcu czekał mnie dłuuugi dzień na
uczelni.
Zajęcia skończyłem dopiero o
ósmej wieczorem, więc po powrocie do domu zjadłem kolację, wziąłem prysznic,
ogarnąłem się z materiałami na następny dzień i położyłem się spać. Obawiałem
się, że mimo zmęczenia będę miał problem z uśnięciem o tej godzinie, ale na
szczęście nie miałem z tym problemów.
Obudziło mnie walenie w ścianę.
Nie miałem pojęcia, komu odwaliło i postanowił się tarabanić, ale zignorowałem
to. Jak na złość, ktoś znowu zaczął walić w ścianę.
Sięgnąłem po poduszkę po telefon
i otworzyłem jedno oko, żeby spojrzeć na godzinę w telefonie. Jęknąłem cicho,
gdy zobaczyłem tam 2:39.
Kogo niosło?
Ktoś znowu zaczął walić w ścianę.
Ze zdumieniem zorientowałem się, że dźwięk dochodził z pokoju Pascala. Ruchał
tam kogoś? Nie brzmiało na to, żeby uprawiał z kimś seks, ale z nim nigdy nie
było wiadomo.
Przetarłem twarz i wstałem z
łóżka. Na dworze ciągle padało, nawet gorzej niż za dnia.
Drzwi do pokoju bruneta były
uchylone. Chciałem tam po prostu wejść, ale kiedy usłyszałem ciche jęki,
zawahałem się.
– Wejdź! – usłyszałem jego
ochrypnięty i dziwnie zduszony głos.
– Mam nadzieję, że nie walisz
właśnie konia, bo… – zacząłem, otwierając drzwi na oścież i wchodząc do środka.
Przerwał mi jego kolejny jęk. Zmarszczyłem brwi. Pascal leżał na brzuchu, z
jedną ręką spoczywającą wzdłuż ciała, a drugą trzymając pod głową. Palce miał
zaciśnięte na stelażu łóżka. Ciągle cicho pojękiwał. – Pascal?
Podszedłem bliżej niego i
zapaliłem lampkę przy jego łóżku. Spojrzał na mnie oczami zamroczonymi bólem.
Otworzył usta i spróbował się poruszyć, ale wydostał się z nich tylko kolejny
jęk.
Jęk bólu.
– Pascal? Co się dzieje? –
spytałem, nachylając się nad nim. Zauważyłem, że cały był zlany potem.
Oblizał usta i wykrztusił.
– M–moje plecy…
Spojrzałem na niego bezradnie.
– Mam dzwonić po pogotowie?
– N–nie… W biurku w górnej szufladzie
jest specjalny olejek. Delikatny masaż z jego użyciem powinien pomóc. Mógłbyś…?
Bez problemu zlokalizowałem
odpowiednią szufladę i wyciągnąłem z niej dość sporą butelkę olejku. Mniej
więcej połowy nie było. Przyszło mi do głowy, że może używał tego przy
trzepaniu albo pieprzeniu kogoś, ale odrzuciłem od siebie tą myśl, w zamian
skupiając się na jego problemie.
– Mam ci to wmasować w plecy czy
co?
– Tak.
– Okej. Jesteś pewny, że nie
zrobię ci krzywdy?
– Tak.
– Okej – powtórzyłem jeszcze raz.
Ostrożnie podciągnąłem do góry jego podkoszulek aż do szyi. Jego pozycja
utrudniała mi zdjęcie go całkiem. Każdy jeden ruch sprawiał, że Pascal niemal
szlochał z bólu. Nie chciałem mu dokładać ściąganiem koszulki, więc ją olałem.
Klęknąłem przy nim, wylewając
trochę olejku na rękę i rozgrzewając go w dłoni. Pachniał całkiem przyjemnie.
Ostrożnie położyłem dłonie na jego plecach. Drgnął, ale nic nie powiedział.
Szybo przekonałem się, że jest mi
okropnie niewygodnie w tej pozycji i nie bardzo wiem, co i jak. Po jakichś
dwóch minutach męczarni pomyślałem „fuck it”. Usiadłem brunetowi okrakiem na
tyłku, ściskając udami jego biodra i zabrałem się za delikatne masowanie jego
pleców. Jego mięśnie były jak kamienie. Starałem się nie używać zbytniej siły,
nie chcąc zrobić mu w ten sposób krzywdy. Co jakiś czas zerkałem na jego
profil. Mógłbym przysiąc, że widziałem w jego oku łzy. Nawet nie chciałem sobie
wyobrażać, co to musiał być za ból.
– Często masz takie ataki? –
spytałem po jakimś czasie. Jego ciało zaczęło się powoli rozluźniać pod moim
dotykiem, dzięki czemu pojedyncze ruchy nie wyrywały już z jego ust pełnych
bólu jęków.
– Rzadko – odparł cicho. – Ale
nie dają mi spokoju od trzech lat, zwłaszcza w taką pogodę.
– Po wypadku? – spytałem. Wszyscy
wiedzieli, że Pascal miał wypadek, po którym leżał dwa lata w szpitalu w
śpiączce. Podobno przeżył go cudem. Lekarze nie sądzili, że odzyska całkowitą
sprawność fizyczną, a jednak jakoś mu się udało. To w sumie było logiczne, że
po takim wypadku zostawały ślady, nawet jeśli nie było ich widać na pierwszy
ani drugi rzut oka.
– Tak. Mój kręgosłup był mocno
uszkodzony – kontynuował – więc nawet jeśli mogę zupełnie normalnie
funkcjonować, podnoszenie ciężkich rzeczy, ekstremalne wygibasy czy cokolwiek
innego obciążającego mocno kręgosłup nie wchodzi w grę.
– I mimo to dalej jeździsz
motorem? – spytałem, nie ukrywając zaskoczenia w głosie. Nigdy tego nie
rozumiałem. Byłem odważną osobą, ale nawet ja nie wsiadłbym na motor po czymś
takim. Kiedyś z ciekawości odszukałem artykuł tratujący o tym wypadku. Udało mi
się doszperać do zdjęć, przez które omal się nie porzygałem.
Zerknął na mnie przez ramię.
– Nie chciałem się bać –
wyjaśnił. – Wrócenie do jazdy motorem było dla mnie bardzo trudne. Za pierwszym
razem w kilka sekund oblałem się potem i prawie dostałem ataku paniki. Udało mi
się jednak zapanować nad strachem i jeżdżę dalej. Nie tak szybko i beztrosko
jak kiedyś, co prawda, ale nie boję się wsiąść na motor i pojechać, gdzie mnie
oczy poniosą.
Zapadła cisza. Zjechałem na dół
jego pleców i zacząłem delikatnie ugniatać mięśnie tuż na dołeczkami u dołu
jego pleców.
– Lepiej? – spytałem po chwili.
– O wiele – odetchnąłem z ulgą. –
Sorry, że zerwałem cię z łóżka o tak nieludzkiej porze.
– Nie ma problemu – odparłem. Nie
byłem aż takim dupkiem, żeby mieć pretensje za coś takiego.
– Dzięki – powiedział krótko.
Jeszcze kilka minut masowałem
ostrożnie jego plecy, nie mogąc pozbyć się myśli, jak gładka jest jego skóra.
Miał kilka blizn, niektóre nawet całkiem spore i poszarpane na brzegach, ale
poza tym były to totalnie zajebiste plecy. I wąskie biodra. I szerokie barki.
Ugh.
Im dłużej go masowałem i mniej
poważna stawała się sytuacja, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, w jakiej
pozycji się znajdujemy. Posadziłem tyłek w miejscu, gdzie jego uda przechodziły
w pośladki. Jedyną barierę między naszymi ciałami stanowiły nasze cienkie
spodnie od piżamy i nie miałem pojęcia jak on, ale ja nie miałem pod spodem
bielizny. Wystarczyło, żebym pochylił się bardziej do przodu, a mój fiut
ocierałby się o jego tyłek. Który, tak swoją drogą, też był całkiem–całkiem. Na
samą myśl o tym mój penis drgnął w spodniach.
Mimowolnie jęknąłem w myślach.
Zacząłem się zastanawiać, czy homoseksualizm aby na pewno nie jest zaraźliwy.
Niby mówili, że nie, ale w tej sytuacji nie byłem aż taki pewny.
Wyprostowałem się i chrząknąłem.
– Powinno już być okej. Jest
okej? – odezwałem się.
Pascal poruszył się ostrożnie.
Zauważyłem, że próbuje przekręcić się na plecy, więc zlazłem z niego i stanąłem
obok łóżka. Odetchnął z ulgą, więc chyba nie czuł więcej bólu. Spojrzał na mnie
i uśmiechnął się słabo.
– Jeszcze raz dzięki. Jestem ci
dłużny.
Wcale nie, pomyślałem.
Wzruszyłem ramionami.
– Pozwoliłeś mi się wprowadzić do
pokoju obok, więc powiedzmy, że jesteśmy kwita.
Zamknął oczy, uśmiechając się
delikatnie. Widać nawet Pascal miał swoje lepsze i gorsze chwile.
– Czy to znaczy, że teraz znowu
będziesz dla mnie niemiły?
Prychnąłem.
– Skąd ci to przyszło do głowy?
Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek był dla ciebie miły.
– Nie jestem pewien czy powinno
mnie martwić, że jesteś świadomy tego faktu.
Uśmiechnąłem się lekko.
– Poradzisz sobie dalej sam czy…?
– urwałem, patrząc na niego wyczekująco.
– Dam sobie radę, dzięki. Możesz
wrócić do spania, jutro dość wcześnie trzeba wstać.
Ziewnąłem, przeciągając się.
– Zawsze można sobie odpuścić
pierwsze zajęcia – rzuciłem, kierując się do wyjścia. – Dobranoc.
– Dobranoc.
Dopiero po zakopaniu się pod
kołdrą uświadomiłem sobie, że przeprowadziłem kolejną, zupełnie cywilizowaną
rozmowę z Pascalem. I nawet nie chciałem go udusić. Co najwyżej… przydusić do
łóżka? Złapać za dupę?
Ugh.
Może jednak lepiej nie…
Obaj ominęliśmy pierwsze zajęcia,
za bardzo wykończeni, żeby sobie nimi zawracać głowę. Obserwowałem Pascala, jak
krząta się po kuchni, robiąc nam po kawie. Ja wyciągnąłem i pokroiłem wszystko
do kanapek. Po chwili Pascal się dosiadł, życząc mi smacznego i robiąc sobie
kanapkę z sałatą i pomidorem. Obaj milczeliśmy, nie mając zbytniej ochoty ani
potrzeby, żeby nawiązać konwersację. Cisza między nami była zupełnie
komfortowa, co mnie dziwiło, bo nie było wielu ludzi, z którymi mógłbym sobie
tak po prostu pomilczeć i nie czuć się nie na miejscu.
Nie licząc rodziny, na chwilę
obecną był to tylko Pascal. I Malik, ale on się też nie liczył. Z nim nie dało
się inaczej niż milczeć. Już się przyzwyczaiłem.
Kończyliśmy, kiedy przerwałem
ciszę.
– Lepiej się czujesz?
Spojrzał na mnie znad swojego
kubka kawy, który objął obiema rękami i z którego siorbał cicho. Skinął głową.
– Jeszcze raz dzięki za pomoc.
– To dlatego twój brat chciał z
tobą zamieszkać? – spytałem.
Pokręcił przecząco głową.
– Travis chciał ze mną
zamieszkać, bo ma ciężki syndrom starszego, nadopiekuńczego brata. Ani on, ani
mój ojciec nie mają pojęcia o tych atakach. Chodziłem regularnie do masażysty,
więc nie dręczyły mnie zbytnio, ale ostatnio olałem to trochę i teraz mam tego
skutki. – Westchnął cicho. – Będę musiał wrócić do regularnych wizyt u
masażysty, zwłaszcza przy takiej paskudnej pogodzie.
– Czy wypadek uszkodził ci coś
jeszcze poza plecami i mózgiem?
– Ha ha – pokrzywił mi się,
wstając od stołu. Widziałem, że kącik jego ust uniósł się w uśmiechu.
Też wstałem, zbierając wszystko
ze stołu i chowając. Pascal umył kubki i poszedł do łazienki myć zęby. Gdy
tylko skończyłem z ogarnianiem kuchni, dołączyłem do niego w łazience. Potem
razem wyszliśmy z domu i pojechaliśmy na uczelnię autobusem – Pascal nie był
zbyt chętny, żeby jechać motorem w taką pogodę.
Gdy tylko dotarliśmy, od razu
zaatakowała go horda lasek. Miałem ochotę wywrócić oczami, widząc ich
zachowanie. Serio, krótkie spodniczki zdecydowanie nie miały najmniejszych
szans powodzenia z Pascalem, skoro był w jakichś 70% gejem. Widziałem to z
daleka, dlaczego one nie mogły tego dostrzec?
Patrząc na nie i ich różne typy
urody mimowolnie przyszło mi do głowy pytanie odnośnie tego, jaki typ lubi
Pascal. Powiedział, że woli kolesi od lasek, ale generalnie lubił obie płcie,
więc nawet z tej hordy powinien sobie kogoś wybrać. Były tam Niemki, Rosjanki,
Azjatki, nawet Turczynki i Angielki. Turczynki jako jedyne nie odpicowały się w
mini, na których tylko brakowało napisu „zerżnij mnie”. Cała reszta lasek była
dość mocno odkryta, zwłaszcza na taką pogodę. I wszystkie miały wysokie obcasy,
mimo że ostatnio jedna z nich niemal zabiła Pascala na schodach, kiedy straciła
równowagę i runęła w dół. Prosto na niego. Gdyby nie jego refleks, ból w
plecach mógłby być jego najmniejszym zmartwieniem.
No. Najwyraźniej niczego się nie
nauczyły…
Pascal gadał z nimi i uśmiechał
się jak zawsze. Jedna zaśmiała się radośnie i wskoczyła mu na plecy, omal go
nie przewracając. Seeerio? Czy te laski myślały, że najdzie go ochota i
przeleci je na środku korytarza?
Pascal skrzywił się z bólu, co od
razu mnie zaalarmowało. Nie zastanawiając się długo, złapałem laskę za ramię i
siłą ją z niego ściągnąłem. Była zaskoczona, więc nawet się nie opierała.
– Musimy iść, zanim się spóźnimy
– powiedziałem spokojnie do Pascala, wskazując głową kierunek. Zignorowałem
pełne złości spojrzenia wszystkich dziewczyn. Pewnie gdyby mogły, to by mnie
zamordowały.
Brunet uśmiechnął się, kiwając mi
na zgodę. Machnął dziewczynom na pożegnanie i poszedł razem ze mną pod klasę.
– Dzięki – westchnął. – Lubię je,
ale czasami potrafią być kompletnie nieznośne.
– Jak ktoś mnie zamorduje i
sprawca będzie nieznany, wskaż je wszystkie jako potencjalne podejrzane –
burknąłem. Nie podobało mi się to, jak go obskakiwały ani to, jak on na nie
reagował. Mógł im powiedzieć „nie” i koniec, zamiast gadać z nimi i szczerzyć
się, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi. Nie byli.
Wieczorem rozdzwonił się mój
telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i mimowolnie jęknąłem cicho. Próbowałem
uniknąć tej rozmowy z całych sił, ale… moja mama to bardzo uparta istota.
Wiedziałem, że jeśli nie odbiorę telefonu w najbliższym czasie, złapie ojca za
ucho i przyjedzie za mną do Berlina. Chcąc tego uniknąć, wziąłem głęboki oddech
i odebrałem.
– Cześć, mamo – mruknąłem.
– No wreszcie! – wykrzyknęła do
głośnika, lekko sfrustrowana. – Już zaczęłam się zastanawiać, czy nie porwali
cię kosmici!
– Porwali – odparłem, wspinając
się na łóżko i opierając się plecami o ścianę. – Dzwonię ze statku kosmicznego.
Właściwie to jestem zaskoczony, że ciągle mam sygnał.
– Nie bądź tai dowcipny, Phil –
skomentowała kwaśno. – Już nie pamiętasz o własnej matce, co? Nawet nie wiem,
kiedy ostatni raz zadzwoniłeś.
Ponad trzy tygodnie temu, tuż
przed rozstaniem z Lucy, pomyślałem. Nie dzwoniłem do matki, bo nie byłbym w
stanie tego ukryć, a nie bardzo chciałem z nią o tym rozmawiać. Wiedziałem, że
prędzej czy później będę musiał i chyba właśnie nadszedł ten czas.
– Nie jestem wyrodnym synem,
pamiętam o matce – zaprzeczyłem. – Po prostu… trochę mi się posypało na głowę i
musiałem się z tym najpierw uporać.
– Posypało? W jakim sensie?
– Ugh… Rozstałem się z Lucy –
walnąłem prosto z mostu.
Moja mama milczała przez dłuższą
chwilę, zapewne zdumiona moim wyznaniem. Wiedziała, że myślałem o Lucy bardzo
poważnie.
– Rozstałeś? Kiedy?
– Już będzie prawie miesiąc –
przyznałem.
– Co się stało?! – spytała
zaskoczona. – Byliście w sobie tacy zakochani! Na początku nie chciało mi się
wierzyć, że to przetrwa, ale potem miałam coraz mniej wątpliwości. Dlaczego…?
Przetarłem twarz dłonią. Niezbyt
chciałem się przyznawać, co stało się naprawdę, ale… Czy było sens to ukrywać?
Nie chciałem, żeby ktoś myślał, że się tego wstydzę, nawet jeśli był to strzał
w dziesiątkę.
– Przespała się z jakimś bogatym
gnojkiem – powiedziałem, siląc się na spokój. Ciągle byłem wkurzony, kiedy o
tym myślałem. – Zerwałem z nią. Koniec historii.
– Ale… Tak mi przykro, skarbie.
– Zupełnie niepotrzebnie. Mamo,
szczerze mówiąc, nie jest mi ani trochę źle z tego powodu. Sam byłem zaskoczony
tym, jak mało mnie to wszystko obeszło. Widuję ją tylko czasami na campusie i
jest mi z tym zupełnie dobrze.
– Nie mieszkasz już z nią?
– Nie, kolega z mojej grupy ma
swoje własne mieszanie. Gdy usłyszał, że szukam czegoś, zaproponował mi wolny
pokój w swoim mieszkaniu. Wszystko jest w porządku.
– Hmm… Czyli nie będziesz miał
nic przeciwko, żebyśmy podjechali po ciebie przed świętami do tego nowego
mieszkania? – spytała podejrzliwie.
– Przyznaj się, że po prostu
chcesz poznać Pascala! – wywróciłem oczami. Jezu, znając moją matkę pewnie
myślała, że przygarnęła mnie jakaś seksowna koleżanka, z którą jestem na dobrej
drodze do robienia dzieci.
– Och? Ma na imię Pascal? –
spytała zaciekawiona. – Nigdy mi o nim nie wspominałeś.
Nic dziwnego, skoro nie
potrafiłem powiedzieć jego imienia, nie używając w tym samym zdaniu kurwa,
skurwysyn czy pierdolony. Moja mama ciągle nie była świadoma, że dość
konkretnie przeklinam. Nawet nie chciałem wiedzieć, co by mi zrobiła wiedząc,
jak traktowałem Pascala. Wytargała by mnie za uszy jak jeszcze nigdy w życiu, a
było za co targać przez te wszystkie lata.
– A powinienem? – odbiłem
piłeczkę. – Jest sporo ludzi, o których ci nie powiedziałem, ha!
– I kto tu nie jest zwyrodniałym
synem, co?
– Ja, oczywiście.
Zaśmiała się.
– Jesteś niemożliwy. Zdecydowanie
wdałeś się w ojca. – Akurat. Z nich dwojga to z niej była większa szajbuska. –
Wiec jak? Podasz mi adres tego nowego mieszkania? Przyjedziemy po ciebie.
Nie zamierzałem oponować.
Pojechanie do domu autem było sto razy bardzie wygodne niż tłuczenie się autobusem
albo pociągiem.
– Jasne, wyślę ci esemesem. Co do
tego, kiedy, jeszcze się zgadamy, okej?
– Jasne. A tak ogółem? Jak tam?
– Jak zawsze. Trochę się
pochorowałem, ale już mi przeszło. Nie mogę się doczekać świąt i wolnego czasu.
– Czyli faktycznie nic nowego –
rzuciła, zapewne wywracając oczami. No, cóż… Nie moja wina, że co roku łapało
mnie choróbsko i co roku nie mogłem się doczekać świąt, bo miałem masę wolnego
czasu. – Doobra, młody, nie będę zabierać ci twojego cennego czasu. Trzymaj się
ciepło i zadzwoń od czasu do czasu do matki ze swojej własnej nieprzymuszonej
woli, co?
– Też cię kocham, mamo.
– Byś spróbował nie. Pa.
– Papa – powiedziałem i
rozłączyłem się. Hmm, nawet nie było tak źle. Wyobrażałem sobie tę rozmowę
zdecydowanie gorzej.
Wylazłem z łóżka i poszedłem do
kuchni. Pascal akurat robił sobie herbatę, śpiewając cicho i kręcąc biodrami w
tylko sobie znany rytm. Wywróciłem oczami. Nie miałem pojęcia, skąd on bierze
tyle tej cholernej energii na wszystko.
– Też chcesz herbę? – spytał,
oglądając się na mnie przez ramię.
– Jasne – powiedziałem,
zaglądając do lodówki. Wyjąłem z niej mleko, żeby zrobić sobie płatki. Pascal w
tym czasie zrobił mi herbatę.
– Płatki je się na śniadanie –
skomentował.
– No i?
Wzruszył ramionami z lekkim
uśmiechem. Serio? Skąd ten wyszczerz?
– Możesz przestać suszyć zęby? –
spytałem po chwili, patrząc na niego z naganą. – Serio, to… nawet nie umiem
tego określić. Po prostu tak nie rób.
– Jaasne – rzucił, uśmiechając
się jeszcze szerzej.
Westchnąłem tylko i pokręciłem
głową. Pascal podał mi moją herbatę. Gdy nasze palce dotknęły się lekko, kopnął
mnie prąd.
– Au! – pospiesznie zabrałem
rękę, przypadkiem wytrącając Pascalowi kubek z ręki. – Shit! – spojrzałem na
potłuczony kubek i rozlaną herbatę z ponurą miną. – Kopnął mnie prąd!
– Spoko, to tylko kubek – rzucił
Pascal. Jakbym nie wiedział, że to tylko kubek.
Nachyliłem się w dół, niestety w
tym samym momencie, co Pascal. Zderzyliśmy się czołami dość konkretnie. Tym
razem obaj wyrzuciliśmy z siebie coś w stylu „au”, masując się po czole.
Spojrzałem na niego, on na mnie, po czym obaj zaczęliśmy się śmiać.
– Przyniosę zmiotkę i szufelkę –
zaproponował. – Takim czymś łatwo się skaleczyć.
Skinąłem tylko, oblizując usta.
Podszedłem do zlewu, biorąc stamtąd ścierkę. Gdy Pascal zmiótł resztki kubka,
ja starłem herbatę. Moje płatki akurat zagrzały się w mikrofali, więc Pascal
pokusił się o zrobienie dla nie drugiej herbaty. Postawił mi ją na stole.
– Dzięki – rzuciłem.
– Nie ma za co – odparł. – Masz
czerwony ślad na czole – dodał.
Spojrzałem na niego i
uśmiechnąłem się kpiąco.
– Ty też.
Zaśmiał się i pokręcił głową.
Ja natomiast z każdą chwilą coraz
bardziej dziwiłem się, że tak dobrze nam się razem mieszkało.
Kaaaa! Nie bylo mnie tu tydzien i dwa rozdziały! Żyć nie umierać! Gdyby nie śpiąca babcia, rozniosłabym dom odą do radości 😅
OdpowiedzUsuńCudowne rozdziały, czekam na więcej ❤❤ do nn ❤
O jaaaaa, no to się zaczyna dziać! Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)Podoba mi się jak rozwijasz akcję, tak nienachalnie i przyjemnie. Duuużo weny życzę!
OdpowiedzUsuńDark Night
W rozdziale niby nic szczególnego się nie działo, a szybko się czytało. Czyżby Phil miewał nieświadome mikro ataki zazdrości.?
OdpowiedzUsuńO jak wspaniale nasi główni bohaterowie się dogadują :)
OdpowiedzUsuńMożna rzecz, że Phil zaczyna zauważać dobre strony Pascala i traktuje go jak kogoś ważnego, gdyż już się nim opiekuje :)
Matka zawsze wszystko wie, więc lepiej nic przed nią nie ukrywać.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Powróciłam po latach i zastanawiam się, czy jak ostatnio,i czytałam opowiadanie o Philu, to również mnie irytował.
OdpowiedzUsuń