Deszcz i późna pora sprzyjały
zatarciu wszelkich śladów, jakie Jacob pozostawił podczas swojej ucieczki.
Wiedział, że im później wataha zacznie go ścigać, tym trudniej będzie im go
tropić. Do rana woda mogła zupełnie zmyć jego ślady.
Każda minuta biegu i wyraźny brak
pościgu niwelowały poziom adrenaliny w jego krwi, przez co znowu zaczęły mu
dokuczać uderzenia gorąca, przyspieszony oddech i kołatanie serca. Przemoczony
do suchej nitki, zatrzymał się i rozejrzał niepewnie. Nie miał pojęcia, gdzie
iść. Musiał znaleźć schron na najbliższych kilka dni. Jeśli jego ojciec mówił
poważnie i wkrótce jego ciało przestanie się buntować, po upływie tego czasu
będzie mógł na spokojnie przemyśleć swoją sytuację. To da też jego ojcu czas na
przemyślenie wszystkiego i zaprzestanie pościgu. Jacob nie mógł powstrzymać
pełnego nadziei westchnienia na tę myśl. Mimo wściekłości na ojca, cóż, to
dalej był jego ojciec, a on chciał wrócić do domu.
Po krótkiej chwili namysłu
zdecydował się schronić w domku na drzewie, który on, Duncan i Alan zbudowali
kilka lat temu. Znajdował się on już sporo w głąb terenu wampirów, więc wataha
zapuszczała się tam tylko wtedy, gdy było to absolutnie konieczne. W domku było
wszystko, czego potrzebował, by przetrwać przez kilka dni. Całe miesiące
zaopatrywali go w jedzenie w puszkach, wodę, baterie, krótkofalówki, koce,
kubki i talerze, zapasowy telefon, pieniądze i cokolwiek jeszcze im przyszło do
głowy. Nikt prócz ich trójki nie miał pojęcia o istnieniu tego miejsca. Jacob
wiedział, że będzie tam bezpieczny.
Kierując się w stronę domku,
zadał sobie sporo trudu, by zmylić ewentualny pościg. Wszedł na terytorium
wampirów z zupełnie innej strony i krążył trochę w kółko. Potem wrócił do lasu
i pobiegł do strumyka, przecinającego na pół ziemie należące do watahy, i
płynącego za las na teren wampirów i jeszcze dalej. By wilki nie mogły go
wyczuć, wskoczył do wody i idąc pod prąd, z powrotem wszedł na teren wampirów.
Cała przeprawa mocno go zmęczyła i zajęła mu sporo czasu, ale dzięki temu jego
ciało trochę się ochłodziło w zimnej wodzie i zmniejszył prawdopodobieństwo
bycia znalezionym.
Szczerze mówiąc, nie był pewny,
czy w ogóle go ścigano. Starcie pary alfa najprawdopodobniej mocno zaskoczyło
watahę. Alfa musiał poświęcić czas na wyjaśnienie całej sytuacji i przekonanie
małżonki, że jego decyzja jest słuszna. Gdyby tak po prostu kazał wilkom zabić
własnego syna bez żadnego wyjaśnienia i przy wyraźnym sprzeciwie kobiety alfa,
mogłoby to negatywnie odbić się na jego wizerunku. Dzięki temu, że wszystko
działo się tak szybko, Jacob miał szansę uciec i przeczekać najgorszy moment w
ukryciu.
Mniej więcej kilometr w głąb
terytorium wampirów wyczołgał się ze strumyka, który, choć dość szeroki, nie
był za głęboki ani porywisty. Dysząc ciężko, dotarł do kolejnego lasu. Cały
rejon był mocno zalesiony i górzysty, co w sumie nie dziwiło, skoro te lasy
częściowo należały już do Yosemite. Mało ludzi zapuszczało się na te tereny, a
jeszcze mniej zdecydowało się na nich mieszkać. Z tego też względu wataha
osiedliła się tam przed laty. Krycie się ze swoimi nadnaturalnymi zdolnościami
nie było konieczne, bo i tak nie było nikogo, kto mógłby ich zobaczyć.
Jacob odetchnął głęboko. Bez
problemu znalazł drzewo z domkiem. Wspiął się po deskach wbitych w pień i
wczołgał do środka, szczelnie zasłaniając wejście starym kocem, zaczepionym dla
osłony przed wiatrem, deszczem i słońcem. Gdy tylko się tam znalazł, padł na
podłogę. Ledwo przytomny ze zmęczenia i przez chorobę, z trudem zdarł z siebie
mokre ubrania i na czworakach dotarł na posłanie ulokowane w prawym przeciwległym
rogu domku. Zasnął niemal od razu.
Niemal całą noc rzucał się i
kręcił, walcząc z kolejnymi uderzeniami gorąca. Nie pomagała nagość, zimne okłady
z przemoczonych ubrań, picie wody, nic. Dodatkowo jego erekcja nie chciała
opaść, a każda najmniejsza stymulacja tej partii ciała doprowadzała go do
obłędu. Jakim cudem w tych warunkach jego organizm był w stanie domagać się
seksu, nie wiedział. Próbował sobie pomóc ręką, ale orgazmy były mało
satysfakcjonujące i niezbyt skuteczne. Dopiero po czwartym jego penis przestał
nabrzmiewać i Jacob wreszcie zasnął na dobre.
Obudził go odgłos kropel
uderzających leniwie o liście i grzmoty w oddali. Rozejrzał się po domku. Od
ostatniej wizyty trochę się zmieniło. Podejrzewał, że Duncan i Alan nadal
traktowali domek jako miejsce spotkań i pilnowali, by niczego w nim nie
zabrakło. Upewnił się w tym, przeszukując stare drewniane skrzynie, które
służyły im za krzesła przy rozklekotanym, zbitym naprędce stole. Wyciągnął
zupkę chińską, zalał ją wodą z butelki i zjadł na zimno. Ciągle jeszcze trochę
głodny, spałaszował puszką kukurydzy i zagryzł to wszystko batonikiem
energetycznym.
Pokonawszy pierwszy głód, sięgnął
do deski w podłodze i pociągnął za nią, otwierając jedną z ich tajemnych
skrytek. Wyciągnął z niej metalową kasetkę. Znalazł zeszyt, długopisy, ołówki,
telefon, dwie krótkofalówki i kilka szyfrów. Zabrał zeszyt i długopis i zapisał
sobie jeden z kluczy do Gaderypoluki, prostego monoalfabetycznego szyfru
podstawieniowego stosowanego w harcerstwie do szyfrowania wiadomości.
Porozumiewanie się w ten sposób było pomysłem Alana po tym, jak alfa przyłapał go
na randce z Duncanem w pobliskim miasteczku. Alan bał się, że Duncan wpadnie w
jeszcze większe tarapaty, jeśli wyjdzie na jaw, że dalej się spotykają mimo
zakazu alfy. Chcąc jakoś tego uniknąć, wymyślił kilkanaście kluczy do
Gaderypoluki, które kazał im zapamiętać i nauczył ich, w jaki sposób szyfrować
i rozszyfrowywać wiadomości oraz jak poznawać dany klucz. Dzięki temu cała
trójka mogła wymieniać się wiadomościami i spać spokojnie, że nikt ich szyfru
szybko nie złamie. Fakt, że często przeskakiwali na kolejny klucz lub zupełnie
zmieniali szyfr, zwiększał bezpieczeństwo wymieniania się najróżniejszymi
informacjami.
Teraz paranoja Alana wreszcie
miała się na coś przydać. Jacob nie był pewny, czy Duncan będzie miał dostęp do
Internetu, ale Alan na pewno miał. Kontaktowanie się z Duncanem przez Alana
mogło być trochę ryzykowna, zwłaszcza biorąc pod uwagę niedawny konflikt między
wampirami i wilkołakami, ale Jacob nie miał innego wyjścia. Poza tym, jeśli
rzeczywiście uznany był za wroga watahy, to wampiry mogły być jego
sprzymierzeńcami. Krwiopijcy byli zdolni do tego, by zapewnić mu ochronę tylko
po to, żeby wkurzyć watahę. Takie już były z nich dupki.
Po tym, co Duncan dla niego
zrobił, bezpośrednie kontaktowanie się z nim, nawet za pomocą szyfru, nie
wchodziło w grę. Od razu by to odkryto i tylko wciągnąłby przyjaciela w jeszcze
większe tarapaty. Pozostawał mu tylko Alan, który kontaktowanie się z kochankiem
za plecami watahy miał opanowane do perfekcji.
– No to do roboty – mruknął
Jacob. Włączył telefon, wpisał PIN i zezwolił na przesyłanie danych. Wybrał
jeden z kluczy i napisał do Alana wiadomość.
„Alan, A, SPS. Tgygogtr, szligm ipntgitl z Upvdybpr, opmpcr? Okund!!!
J.”
Znaczyło to mniej więcej tyle, co
„Alan, SOS. Tarapaty, szukam kontaktu z Loverboy, pomocy? Pilne!!! J.” Umówili
się, że pierwsze idzie imię adresata, potem litera alfabetu wskazująca numer
klucza użytego do zaszyfrowania wiadomości. Oczywiście, gdyby ktoś zadał sobie
choć trochę trudu lub znał wcześniej owy szyfr, odgadnięcie klucza nie było aż
takie trudne, ale ciągłe zmiany szyfru i klucza powodowały, że rozszyfrowanie
całej konwersacji wymagało sporo czasu, którego Jacob na gwałt potrzebował.
Na wiadomość zwrotną czekał tylko
pół godziny.
„Chcą cię zabić, Loverboy ukarany ale żywy. Szukają ciebie i pijawek, brak
tropu.”
Jacob westchnął ciężko. Jego
ojciec dalej uważał, że zabicie go jest wyjściem z tej sytuacji? Jacob nawet
nie rozumiał, o co w tym wszystkim chodziło i dlaczego tak nagle jego wataha
chce się go pozbyć. Wiedział tylko, że wampir coś mu zrobił. Coś, co w jakiś
sposób ich związało i co sprawiło, że się rozchorował. Wataha najwyraźniej nie
zamierzała mu wyjaśnić, co się dzieje, więc musiał odnaleźć tego wampira i
dowiedzieć się na własną rękę. Nie powinno to być specjalnie trudne, w końcu
niedaleko jego kryjówki znajdował się jego dom, ale Jacob chciał jeszcze trochę
poczekać, aż poczuje się lepiej. Uderzenia gorąca zdawały się słabnąć i
występować z mniejszą częstotliwością, więc podejrzewał, że już następnego dnia
będzie mógł skonfrontować wampira. Chciał być w pełni sił, w razie gdyby mężczyzna
postanowił go zaatakować.
„daj znać jak będziesz wiedział więcej. Czekam”
Nie mając nic wielkiego do
robienia, Jacob wrócił na posłanie i spróbował zasnąć. Nadal był zmęczony i
czuł się niekomfortowo we własnym ciele. Przez chwilę rozważał zmianę w wilka,
ale odrzucił tę opcję. Byłoby mu pewnie jeszcze cieplej niż w ludzkiej skórze.
Leżąc nago na posłaniu, chłód na dworze trochę pomagał mu stłumić płomień,
który zdawał się trawić go od środka.
Następnego dnia Raul i jego dwie
przybrane córki dalej nie wróciły. Dante podzielił się z bratem informacją,
jakoby samochodu ich ojca nie było. Borys wyraził zaskoczenie, że samochód
Raula zniknął w tajemniczych okolicznościach, ale wzruszył tylko ramionami i
zupełnie to zignorował. Jeśli wataha dopadła ich ojca, powiedział, mówi się
trudno. Dodał jeszcze, że zajrzy za kilka lat, żeby sprawdzić, jak wygląda
sytuacja i że on i Ali i tak planowali niedługo ruszać w dalszą podróż. Żaden z
nich nie lubił siedzieć z tyłkiem w jednym miejscu i nawet fakt, że w ich
rodzinnych stronach wreszcie coś się działo, nie był w stanie ich zatrzymać.
Dante nie był pewny, co myśleć o
zniknięciu ojca i sióstr oraz samochodu, ale wydawało mu się to bardzo
podejrzane. Alan i Bianka też nic nie wiedzieli. Do żadnego z zaginionych nie
szło się dodzwonić, co potęgowało ciekawość i irytację Dante. Bianka wyglądała
na zaniepokojoną całą sytuacją, bo Raul nigdy jeszcze nie zniknął bez słowa.
To, że przedtem jeszcze doszło do rękoczynów z bandą wilkołaków, nie pomagało
ukoić jej nerwów.
Cały dzień minął spokojnie. Za
oknem padał deszcz, czarne chmury zalały niebo i ani trochę nie chciały
ustąpić, nadając pobliskim drzewom upiornego wyrazu. Dante, mimo całego dnia
bezczynności, szedł spać dziwnie zmęczony i niespokojny. Próbował zasnąć,
wykorzystując wszystkie znane sobie techniki, ale nic nie pomagało. Naprawdę,
robił, co w jego mocy, by poddać się zmęczeniu i odpocząć, ale głośne jęki
dochodzące zza ściany co rusz wybijały go ze snu, potęgując jego irytację w
zastraszającym tempie. Po raz kolejny przypomniał sobie, czemu nie znosił
swojego rodzinnego domu. Borys od najmłodszych lat przyprowadzał kochanków, by
potem pieprzyć ich do świtu. Od związania się z Alim było jeszcze gorzej, bo
jeden i drugi chętnie się zamieniali, więc gdy jeden skończył w tyłku drugiego,
drugi brał się za pierwszego i na zmianę. Dante wiedział, bo raz przez
przypadek ich nakrył i ten widok omal nie wypalił mu oczu.
Zrezygnowany wstał z łóżka i
poszedł do pokoju Alana, który znajdował się na samym końcu korytarza. Z
nadzieją, że tam igraszki Borysa i Aliego nie będą słyszalne, wszedł po cichu
do pokoju i ułożył się na łóżku Alana. Było ogromne – co wzbudzało jeszcze
większe podejrzenia co do Alana i jego łóżkowych aktywności z Raulem i Bianką –
i spokojnie mogło pomieścić troje ludzi, przez co Dante nie musiał się martwić,
że on i Alan będą sobie przeszkadzać. Zadowolony, że wreszcie może spać bez
odgłosów seksu nad uchem, zamknął oczy.
Musiał być bardziej zmęczony, niż
podejrzewał, bo obudził się dopiero około dziesiątej następnego dnia. Czuł
lekkie drapanie w gardle i wyraźnie słyszał krew płynącą w żyłach Alana, co
było objawem nasilającego się głodu. Chłopak już nie spał. Siedział na łóżku z
podkulonymi nogami i stukał zawzięcie w ekran telefonu, co chwilę zerkając na
małą kartkę, którą przykleił sobie nad kolanem. Gdy zobaczył, że Dante nie śpi,
spytał:
– Głodny?
– Trochę. Dawno wstałeś? –
zapytał wampir, siadając i przeciągając się. Mimo długiego snu, nadal czuł się
zmęczony i niespokojny.
– Około siódmej. Chcesz się napić
krwi?
– Może później. Raula dalej nie
ma?
– Nope. – Alan sięgnął po kubek i
wziął spory łyk gorącej czekolady. – Przepadł jak kamień w wodę. Obstawiam, że
uciekł z lasu, wsiadł w samochód i pojechał w siną dal. Nie sądzę, żeby wrócił.
– Skąd to przypuszczenie? Równie
dobrze mogły go dopaść wilkołaki.
Alan tylko wzruszył ramionami,
wpatrzony w ekran telefonu.
– Jeśli tym gratem dojedzie
choćby do granicy stanowej, to będzie cud – mruknął Dante.
Alan parsknął pod nosem, wyraźnie
rozbawiony.
– Nawet mi nie mów. Odprowadzałem
tego szrota na złomowisko ze trzy razy w ostatnie wakacje, ale za każdym razem
Raul przybiegał mu na ratunek, zanim zdążyli go zezłomować. On chyba jakoś
magicznie wyczuwał, że jego maleństwo jest w opałach.
Wampir zaśmiał się, wyobrażając
to sobie. Żałował, że nie mógł zobaczyć miny Raula, widzącego swoje auto o krok
od kasacji.
– Jak tam szkoła? – spytał Dante
dla podtrzymania konwersacji.
– Na pewno nie chcesz czegoś
przekąsić? Bredzisz.
Dante westchnął. Cholerny Alan.
– Z kim tak namiętnie wymieniasz
esemesy? – zapytał zamiast tego, szczerze zaciekawiony. Wiedział, że dzieciaki
w tym wieku były dziwnie przywiązane do urządzeń elektronicznych i nie
potrafiły już nawet pójść do łazienki, nie biorąc ze sobą jednego, ale Alan
zazwyczaj stronił od elektroniki i nowostek technicznych. Jeśli posiadał jakąś
„wypasioną” elektronikę, była to sprawka Raula, który niczego nie żałował swoim
żywicielom i był pod dużym wrażeniem osiągnięć ludzi w ostatnim stuleciu na tym
polu. A że pieniędzy mu nie brakowało, Alan i Bianka na święta, urodziny,
imieniny i czasami zupełnie bez okazji dostawali mnóstwo prezentów, między
innymi samochód, laptop czy telefon.
– Z chłopakiem – odparł Alan
spokojnie.
– Masz chłopaka? – zdziwił się
Dante. Alan tylko mruknął w odpowiedzi. – Jak ma na imię?
– Duncan.
– Studiujecie razem?
– Nie.
Cholerny Alan, pomyślał wampir z
lekką irytacją. Wyciągnięcie z niego informacji było jak znalezienie dziewiętnastoletniej
dziewicy w San Francisco. Praktycznie niemożliwe.
– Chyba jednak jestem głodny. –
Dante pokazał ostre zęby i oblizał je ostrzegawczo.
Alan tylko wzruszył ramionami,
kompletnie niewzruszony.
– Okej.
Wampir pokręcił głową. Chyba
wypadał z formy, skoro widok jego ostrych kłów przestał przerażać ludzi. Nawet
jeśli Alan był żywicielem Raula już ładnych kilka lat, nie powinien czuć się w
obecności wampirów tak komfortowo.
Alan zsunął się w dół i ułożył
się wygodnie na łóżku.
– Z szyi? – spytał spokojnie.
Dante mruknął twierdząco, więc
Alan odchylił głowę w bok, robiąc mu miejsce. Wampir westchnął cicho, opierając
jedną dłoń przy biodrze chłopaka dla podtrzymania równowagi i przejechał nosem
po jego szyi. Czuł, że puls Alana lekko przyspieszył, co spotęgowało uczucie
drapania w gardle wampira. Nie przedłużając tego dłużej, polizał ciepłą skórę,
by ją znieczulić, i wgryzł się delikatnie w uległe ciało.
Krew zalała mu usta. Otworzył
szeroko oczy ze zdumienia i pospiesznie oderwał się od szyi chłopaka, czując
nagły odruch wymiotny. Alan spojrzał na niego z zaskoczeniem. Dante zakrył usta
ręką. Starał się nie ruszać, czekając, aż mdłości ustaną, ale krótkie
spojrzenie na Alana i krew płynącą ciurkiem po jego szyi wystarczyła, by Dante
nie wytrzymał i zwymiotował na podłogę.
– Co, do cholery?! – zdumiał się
Alan, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Będąc żywicielem przez tyle
lat, wiele już widział i wiele doświadczył, ale żeby jakiś wampir zwymiotował…
To było coś nowego. – Dante? Dobrze się czujesz?
Wampir splunął krwią prosto w
swoje wymiociny, oddychając ciężko.
– Nie wiem – odparł niepewnie. – Twoja
krew… jest ohydna. Jesteś chory?
– Nie ma takiej opcji. Karmiłem
Borysa dzisiaj rano i wszystko było w porządku.
– Cóż, jakiś powód tego musi być
– zauważył Dante, ocierając usta. Sięgnął do stolika nocnego po drugiej stronie
łóżka i napił się trochę czekolady, by przepłukać usta.
– Ja pierdolę, wymiotujący
wampir! – Alan nadal był w szoku.
– Co to za poruszenie? – spytał
Ali, pojawiając się w drzwiach. Następny, który nie słyszał o pukaniu, pomyślał
Dante z irytacją.
– Dante puścił pawia!
– He? Co? – zdziwił się Ali,
wchodząc do pokoju. Widząc krew rozbryzganą na podłodze, skrzywił się wyraźnie.
– Fuj! Co to, kurwa, jest?
– Dante puścił pawia? – W
drzwiach pojawił się Borys. Dante zmrużył groźnie oczy. To, że zwymiotował,
jego cholerny brat usłyszał z daleka, ale jak w nocy walił ręką w ścianę,
próbując go uciszyć, nie słyszał kompletnie nic. – Fuj!
– Wampiry w ogóle mogą rzucać
pawia? – zapytał Alan.
– Nie – odparł Ali. – Pewnie
umiera.
– Dzięki – burknął Dante.
– Tak po prostu się porzygałeś?
Ja pieprzę! – zaśmiał się Borys. – Co żarłeś?
– Krew Alana… Piłeś z niego
dzisiaj, prawda? Nic nie czułeś?
Borys wzruszył ramionami.
– Smakował jak zawsze.
– To dziwne – mruknął Dante do
siebie, patrząc na swoje wymiociny.
– Spróbuj jeszcze raz –
zaproponował Ali. Dante nie wyglądał na przekonanego, ale co mu szkodziło?
Jeśli krew z jakiegoś powodu mu szkodziła, najwyżej znowu zwymiotuje.
Alan odchylił głowę do tyłu i
Dante ponownie wgryzł się w jego szyję. Wystarczyła zaledwie chwila, by krew
zalała mu usta, a on poczuł nawrót mdłości. Gwałtownie odsunął się od żywiciela
i zwymiotował po raz kolejny. Jego ciałem targały torsje, gdy organizm próbował
wydalić to, czego w jego żołądku już nie było.
– Ja pieprzę! Ty serio rzygasz! –
Śmiał się Borys. Dante warknął pod nosem, wściekły na swojego brata. To nie był
powód do śmiechu. Coś było bardzo nie tak, skoro Borys pił z Alana bez
przeszkód, a Dante z jakiegoś powodu nie mógł. – Bianka! Hej, Bianka! Chodź no
tu!
– Po co ją tu wołasz? – spytał
Ali.
– Skoro Dancio nie może pić z
Alana, niech spróbuje z Bianki. Może z jakiegoś powodu jego krew zwyczajnie mu
nie podchodzi.
Dante jakoś niespecjalnie w to
wierzył. Wcześniej już kilka razy pił z Alana i wszystko było w porządku.
Bianka po chwili stanęła w
drzwiach ze swoim markowym naburmuszonym wyrazem twarzy.
– Co? – bąknęła.
– Dante jest głodny – powiedział
Borys, popychając ją w stronę wspomnianego wampira.
Zmarszczyła brwi, węsząc podstęp,
ale mimo to podeszła do łóżka, krzywiąc się na widok krwi. Patrząc na wampira z
niezadowoleniem, podała mu rękę. Była jedną z tych dziwaków, którzy nie dawali
gryźć się w szyję i pozwalali pić tylko ze swojego nadgarstka, mimo że
wgryzienie się w to miejsce było o wiele bardziej bolesne.
Nie zamierzając się przejmować
jej humorkami, Dante wgryzł się w jej ciało. Nawet nie próbował być delikatny,
Bianka wybitnie działała mu na nerwy swoim nastawieniem do życia i całej reszty
świata. Była jedną z tych, co nie doceniali tego, co mieli, ciągle goniąc za
czymś więcej i wiecznie robiąc z siebie ofiarę, gdy im się nie udawało. Dante
był pewny, że zgodziła się karmić Raula, bo była pewna, że to ją zabije.
Wystarczyły dwa łyki, by
spowodować kolejne wymioty. Bianka ledwo zdążyła się odsunąć, zanim wampir
zwymiotował jej na bose stopy. Kobieta skwasiła się i cofnęła.
– Ohyda! Co to ma znaczyć?
– Stary, masz przejebane! Jak
zamierzasz jeść, skoro… Cóż, nie możesz jeść? – Borys spojrzał na niego
wyczekująco, zupełnie jakby Dante wiedział, co zrobić w tej sytuacji.
– Skąd mam wiedzieć? Wy możecie z
nich pić bez przeszkód? – spytał dla pewności.
Ali podszedł do Bianki, chcąc ją
ugryźć na dowód, ale Borys złapał go za ramię i zatrzymał.
– Ani się waż! – Łypnął na
kochanka złowrogo. – Co, jeśli Dante zaraża tym świństwem, które go dopadło?
Nie będziesz po nim pił.
– Nie sądzę… – zaczął Ali, ale
Borys nie dał mu dokończyć.
– Nie ma mowy. Jeśli jesteś
głodny, znajdę ci innego żywiciela. Bianka i Alan odpadają.
– Ocipiałeś? – Zdenerwował się
Ali. Zachowanie swojego chłopaka uważał za niedorzeczne. – Dzisiaj obaj z nich
piliśmy i wszystko było w porządku.
Borys był nieprzejednany.
– A teraz pił z nich Dante i mógł
ich czymś zarazić, co oznacza, że nie będą nas więcej żywić. Koniec dyskusji.
Ali był wyraźnie niezadowolony,
ale nie zaprotestował, bo jak każdy nieśmiertelny, panicznie bał się kopnięcia
w kalendarz. Gdyby nie zaistniała sytuacja, Dante może nawet zastanowiłby się
chwilę nad troską, jaką nieczuły Borys najwyraźniej darzył Aliego.
– Ja nie mogę, wampirza drama. –
Alan wywrócił oczami. – Cała ta rodzina jest popieprzona.
– Jakaś teoria, co się ze mną
dzieje? – spytał Dante, patrząc na chłopaka spokojnie, podczas gdy jego mózg
pracował na zwiększonych obrotach. Nietrudno było się zorientować, że cała ta
sytuacja musiała mieć coś wspólnego z tym małym wilkiem, którego ugryzł. To był
pierwszy raz, kiedy Dante pił z innej istoty nadprzyrodzonej i ostatni, kiedy
się pożywiał bez przeszkód. Albo dzieciak był na coś chory i Dante to od niego
złapał, albo z jakiegoś powodu ugryzienie go pozbawiło wampira zdolności picia
krwi. I pierwsza i druga opcja nie wróżyły niczego dobrego dla przyszłości
wampira.
Alan zagryzł dolną wargę, myśląc
przez chwilę.
– Cóż… Z tego, co pamiętam,
wampir częściowo traci zdolność picia krwi po związaniu się z człowiekiem.
Wtedy może pić tylko z człowieka, z który się związał aż do chwili, kiedy więź
osłabnie. Ale to pewnie wiesz.
On wiedział, ale Alan nie
powinien. Kto mu wypaplał?
To prawda, wszystkie pierwsze to
wiedziały. Dante miał już dwóch takich żywicieli, z którymi zawiązał więź.
Pierwsza żywicielka była nudna jak flaki z olejem i przyprawiała go o bóle
głowy, więc pozbył się jej po kilku latach, a druga, o wiele bardziej
interesująca, miała pecha i wpadła pod samochód po dziesięciu latach od
zawiązania z nim więzi. Dante nie był do niej na tyle przywiązany, by ją
przemienić i dokończyć więź, więc zostawił sprawę w rekach lekarzy. Ostatecznie
kobieta umarła w drodze do szpitala. Do tej pory nie spotkał swojego trzeciego
żywiciela, chociaż podejrzewał, że powinien go niedługo spotkać.
– To prawda, ale mój żywiciel
doskonały się nie pojawił – zauważył Dante. – Czułbym to.
– Zgadza się – wtrącił Ali. –
Ilekroć to cholerstwo staje nam na drodze, nie możemy się oprzeć chęci picia z
nich. Gdyby Dante spotkał swojego, od razu by go wyczuł.
Bianka sapnęła zdumiona i wyszła,
nie zamieniając z nikim ani słowa. Borys i Ali zostali, pewnie dlatego, że
ciekawiła ich cała sytuacja. Gdy tylko wyjaśni się, co tak rozstroiło organizm
Dante, zostawią go samemu sobie, bez względu na to, czy umierał, czy stawał się
właśnie królem wszechświata.
– Kto był twoim ostatnim
żywicielem? – spytał Alan. – Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to że
ktokolwiek to był, mógł jakoś wpłynąć na twoje zdolności. Inna możliwość to na
przykład kontakt z jakąś dziwną rośliną, osobą… Nie wiem. Musiało wydarzyć się
coś dziwnego, co doprowadziło do reakcji twojego organizmu. Jakieś pomysły?
Dante westchnął.
– Ugryzłem wilkołaka – przyznał niechętnie.
– Wilkołaka?
– Mhm. Ugryzł mnie, to mu
odpłaciłem tym samym. Z pewnością nie był moim żywicielem doskonałym.
– Cóż, może to dlatego, że to
wilkołak? – zastanawiał się Alan.
– Stawiam swoje kły, że nie –
wtrącił Borys. – Też ugryzłem kilku sukinsynów w tym cholernym lesie, ale
wszystko było w porządku. Tylko się wkurwili, bo im postawiłem kutasy na
baczność. – Wzruszył ramionami. – Więc to na pewno nie kwestia picia z
wilkołaka.
Alan podrapał się po policzku.
– Tak czy siak, to jedyny trop.
Wydaje mi się, że powinieneś go odnaleźć.
Borys prychnął.
– Po tym, jak nakurwialiśmy się z
nimi w lesie? Na pewno przywitają go z otwartymi ramionami. Chodź, Ali. Mam
ochotę zaruchać.
Ali wywrócił oczami, ale
posłusznie podążył za swoim chłopakiem. Borys strasznie go zepsuł przez
ostatnie lata. Ali początkowo nie był wulgarny, ale Borys jakoś zdołał
zakorzenić w nim zmysł umiejętnego przeklinania. Teraz Ali się wkurzał, że
Borys przeklina i go za to ganił, ale sam wyrażał się nie lepiej. Tego jednak
już nie zauważał.
Gdy wampiry wyszły, Dante został
sam z Alanem. Z westchnieniem powiedział:
– Borys ma rację, odnalezienie
tego wilkołaka nie będzie proste, zwłaszcza w obecnej sytuacji.
Alan sięgnął po jeden z zeszytów
leżących na jego zagraconym biurku, po czym podszedł do Dante i pokazał mu
dokładną rozpiskę z imienia i nazwiska, w niektórych przypadkach opatrzoną
zdjęciem.
– Wataha liczy prawie trzydzieści
osób – zaczął Alan, wskazując mu dane. Wampir wziął zeszyt do ręki i zaczął go
kartkować. Nawet nie chciał pytać, skąd chłopak ma tak szczegółowe informacje na
temat pobliskiej watahy. – Sześcioro z nich to dzieci poniżej piętnastego roku
życia, więc część już odpada. Tych na pewno nie wzięliby do walki z wami. Gdy
wyeliminujemy kobiety…
– To on. – Dante obrócił zeszyt
przodem do Alana, pokazując mu chłopaka, z którym się starł w lesie. – To jego
ugryzłem.
Alan zrobił wielkie oczy i
zawahał się.
– Ugh…
– Co? – zdziwił się wampir. –
Znasz go?
To było głupie pytanie, zdał sobie
sprawę. Alan z jakiegoś powodu bardzo dobrze znał watahę, skoro miał na jej
temat tyle informacji. Wszystko było w kolorze, obrazując różne pozycje w
stadzie i wiek oraz słabe punkty.
– To Jacob Ackerman. Syn alfy
stada.
Alan zagryzł dolną wargę,
zamyślony.
– Ja to mam dzisiaj pecha –
mruknął Dante.
– Co chcesz z nim zrobić? –
Chłopak zmrużył oczy, patrząc na wampira podejrzliwie.
Dante wzruszył ramionami.
– Dowiedzieć się, o co chodzi.
Może będę mógł z niego pić? Te wymioty nie pomogły uspokoić głodu.
- Czyli nie zamierzasz go zabić? –
upewnił się chłopak.
- Po co miałbym to robić? Gdybym
źle mu życzył, zabiłbym go wtedy w lesie. Miałem z tysiąc okazji, a on dał mi co
najmniej pięćset powodów. Strasznie irytujący z niego bachor.
Alan westchnął.
– Ergh, no dobra! Ale jak coś mu
zrobisz, to osobiście cię skrzywdzę, jasne? I wierz mi, znam sposoby na takich
jak wy. – Wampir uniósł brwi, zaskoczony, ale kiwnął potakująco głową. – Jake
tak właściwie jest niedaleko – wyjawił Alan. – Nie wiem dokładnie, o co chodzi,
ale alfa go zaatakował i próbował zabić. Z tego co zdążyłem się dowiedzieć od
Duncana, Jake związał się z kimś, kogo wataha nie akceptuje. Ukrywa się teraz na
naszym terenie.
- Wiesz dokładnie gdzie?
Alan skinął potakująco głową.
– W takim razie… musimy się z nim
spotkać.
***
Hej!
Komentarze = miłość, a że było ich sporo pod pierwszym rozdziałem, oto kolejny. W następnym spotkanie no i... będzie trochę więcej akcji ;)
Nigdy nie używałam w praktyce Gaderypoluki, dowiedziałam się o nim od mamy, więc jeśli ktoś zna ten szyfr i coś pokręciłam... przepraszam.Mam nadzieję, że rozdział się podobał!
Pozdrawiam!
No to się chłopak zdziwi jak mu tak wszyscy wparują na "chatę". Nie mogę się doczekać dalszego rozwoju sytuacji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :)
O rety, jak się dzisiaj obudziłam i zobaczyłam rozdział, miałam ogromnego banana na twarzy! A mam dzisiaj osiemnaste urodziny, więc to było jakbym dostała już z rana wspaniały prezent. =D Bardzo ciekawi mnie, co stanie się, gdy ta parka się spotka i szczerze, to miałam nadzieję, że będzie o tym już w tym rozdziale. Ciekawy pomysł też z tymi wymiotami, bo jeszcze chyba nigdy nie czytałam ani książki, ani opowiadania, w którym wampir by zwymiotował. ;) Ciekawa jestem, jak Jacob zareaguje na fakt, że ten wampir, który sprawił mu tyle kłopotów z watahą, może pić tylko z niego i jest dość... wygłodniały do tego. Wścieknie się i rzuci do walki? A może wyczuje w nim partnera więzi i jego wilcza natura przejmie nad nim kontrolę i w przypływie emocji da mu się ugryźć? Albo odepchnie go i pozostanie chłodny, nie pozwalając Dante się do siebie zbliżyć? Czekam z niecierpliwością na to, co się wydarzy!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i życzę jak najwięcej weny twórczej <3
Hej! To nieźle trafiłam z tym rozdziałem, wszystkiego najlepszego! :D
UsuńA właśnie się zastanawiałam czy dzisiaj wejdzie rozdzialik, czy będzie trzeba poczekać. Czekanie zabija, niewiedza zabija, i teraz znowu tyle dni wymyślania własnych teorii;D
OdpowiedzUsuńA tak serio, niewiem dlaczego, ale coś przeczuwałam, że Dante będzie miał problem z żywieniem, może nie wymioty ale jakieś np. ochydna krew czy coś. Nie mogę się doczekać ich spotkania. Wnioskując po pierwszej interakcji będzie ciekawie;D
Pozdrawiam i ślę dużo weny:*
to było genialne
OdpowiedzUsuńCudne, już mi się micha cieszy na ich relacje. Mam nadzieję, że któryś będzie miał poczucie humoru:-)
OdpowiedzUsuńA mnie ciekawi Alan. Z jednej strony trzyma się z wampirami, ba jest ich żywicielem, a z drugiej umawia z wilkołakiem... I jeszcze te szczegółowe informacje o członkach watachy... Mogę się założyć że o wampurach też ma tajue notatki. A ponieważ jestem na etapie Supernatural ti zaczynam się zastanawiać czy to czasem nie jest jakiś zagubiony łowca ;) Oczywiście również czekam z niecierpliwością na ponowne spotkanie Jakea i Dantego - na pewno będzie się działo :) Dziękuję za kolejny rozdział i serdecznie pozdrawiam 😘
OdpowiedzUsuńJuz sie nie moge doczekac spotkania Dante z Jackiem. Cos czyje ze bedzie "goraco"
OdpowiedzUsuńSuper, że tak szybko kolejny rozdział :) Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńDlaczego ojciec J tak zareagował? Co on wie, czego inni nie wiedzą?
Dobrze, że J uciekł i miał miejsce, gdzie mógł przeczekać :)
Tak myślałam, że D nie będzie mógł pić z nikogo innego, ale jego wymioty były prawdziwą sensacją xD
Któż by przypuszczał, że A(żywiciel wampirów) umawia się z wilkołakiem? Intryguje mnie ta para, mam nadzieję, że ich wątek pojawi się w tej historii :)
Już nie mogę się doczekać spotkania naszych bohaterów :) Może być gorąco ;)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, no no Dante przez to wspólne ugryzienie powstała więź, zastanawiam się nad tym zniknięciem Raula...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia