– Gdzieś się wybierasz?
Jacob podskoczył, zaskoczony.
Ciepła ręka złapała go za łokieć i wciągnęła z powrotem do pokoju, zatrzaskując
drzwi. Jacob obejrzał się naburmuszony i wyrwał rękę z uścisku.
– Nie dotykaj mnie!
Wampir uniósł ręce do góry w
poddańczym geście, pokazując, że nie ma złych zamiarów i wywrócił oczami, jakby
zachowanie Jacoba było niedorzeczne. Chłopak nie przyjął zbyt dobrze tak jawnej
kpiny.
– Przestań! – warknął. – Nie
traktuj mnie jak dziecka!
– To się tak nie zachowuj –
odparował mężczyzna.
– Nie zamierzam słuchać cholernej
pijawki.
– Mam na imię Dante. – Głos
wampira był spokojny. Humorki wilkołaka nie robiły na nim żadnego wrażenia. – I
prosiłbym, żebyś tak się do mnie zwracał.
– Jasne, pijawko! – odpowiedział
Jacob z drwiącym uśmiechem.
Dante westchnął ciężko, masując
skronie. Odsunął się i usiadł na łóżku, unosząc głowę i patrząc w sufit
umęczonym wzrokiem.
– Dotrze do ciebie wreszcie, że
nie jestem tutaj twoim wrogiem? Próbuję uratować ci skórę!
– Akurat! Robisz to tylko dla
własnej korzyści!
– Oczywiście – potwierdził wampir
bez mrugnięcia okiem. – A korzystne jest dla mnie utrzymanie cię przy życiu.
Nie obraziłbym się, gdybyś mi tego nie utrudniał.
Wilkołak warknął, patrząc na
niego wrogo.
– Jeżeli jedyny sposób, jaki
znasz, to odsunięcie mnie od rodziny i znajomych, to możesz zapomnieć! Chcę
wrócić do swojej watahy.
Dante westchnął cierpiętniczo.
Czemu ten przeklęty chłopak nie mógł zrozumieć, że powrót nie wchodził w grę?
Jego rodzina chciała go zabić! Zamierzał podać im się na srebrnej tacy? Czy
dzieciaki w tych czasach już w ogóle nie miały rozumu, czy to po prostu on był
takim szczęściarzem, że mu się taki trafił?
– Twoja wataha chce cię zabić,
kiedy to wreszcie do ciebie dotrze?!
– Może na początku tak było, ale…
– Nie ma żadnego „ale” – przerwał
mu Dante. – Uciekłeś z domu nie bez powodu. Kiedy dobiegliśmy z Alanem do domu
Raula po klucze do samochodu, jeden z twoich już tam był i nie miał pokojowych
zamiarów! Oni nie chcą rozmawiać ani ci pomagać, oni chcą się ciebie pozbyć, a
ja nie zamierzam dać się pociągnąć za tobą.
– Więc co? Będziemy uciekać jak
tchórze do czasu, aż mój ojciec kopnie w kalendarz i moc przejdzie na mnie?!
– Nie – tłumaczył spokojnie
Dante. – Spróbujemy jakoś zerwać więź. Do tej pory tego nie próbowałem, bo nie
czułem takiej potrzeby. Znam na to jeden sposób, ale działa dopiero po kilku
latach więzi, no i nie jestem pewny, czy zadziała w naszej sytuacji. Dlatego
musimy się gdzieś ukryć i w międzyczasie poszukać potrzebnych informacji. Jeśli
uda nam się zerwać więź, wrócisz do domu i nikt nie będzie chciał ci zrobić
krzywdy. Jeśli nie, będziemy szukać innego rozwiązania, ale na razie powrót
jest czystym szaleństwem.
Dante wiedział, że ma rację. Może
i był młody jak na wampirze standardy – miał tylko dwieście czterdzieści trzy
lata – ale swoje wiedział. Nie było sensu podejmować jakichkolwiek prób
dogadania się z watahą. Decyzja alfy może była pospieszna, ale na pewno nie
nieprzemyślana. Wilkołaki, w przeciwieństwie do wampirów, były istotami
rodzinnymi i ceniły życie w grupach. Alfa nie wydałby wyroku na syna tak po
prostu. Skoro to zrobił, musiał mieć dobry powód.
– Wiesz w ogóle, czemu twój
ojciec chce cię zabić? – spytał Dante, trochę zmieniając temat.
Jacob zacisnął zęby, patrząc w
bok.
– To ma coś wspólnego z tą całą
więzią. Mój tata chyba nie wierzy, że można to odkręcić.
– Może mieć ku temu jakieś
powody? – zaciekawił się od razu wampir. – Może coś wiedzieć na ten temat?
Jacob zastanowił się. Wydawało mu
się to mało prawdopodobne. Jasne, był jeszcze młody i nie wiedział wielu rzeczy
na temat własnej watahy i jej funkcjonowania, ale Jacob nigdy wcześniej nawet
nie słyszał o więzi pomiędzy wilkołakiem i wampirem. Duncan lubił kręcić się
przy ich księgozbiorach i chętnie dzielił się wszystkimi ciekawymi
informacjami. Na pewno by mu wspomniał, gdyby coś na ten temat znalazł. Poza
tym nie chciało mu się wierzyć, że wilkołak i wampir mogli dobrowolnie się
związać. Z natury za sobą nie przepadali, ich natura brnęła w zupełnie innym
kierunku i gdy dochodziło do spotkania, patrzyli na siebie z niechęcią i
obrzydzeniem. Te dwa gatunku były po prostu zbyt różne.
– Nie sądzę. Wampiry i wilkołaki
się nie znoszą. Wierzysz w to, że jakieś mogły się dobrowolnie związać? – Jacob
spojrzał na wampira z lekkim politowaniem.
– Dobrowolnie? Niekoniecznie, ale
skoro nam się jakoś udało, takich przypadków może być więcej.
– Może, ale… – Jacob wzruszył
ramionami. – Osobiście nic o tym nie wiem. I ojciec pewnie też nie. Z tego co
zrozumiałem, nie chce, by przeszła na mnie moc, okej? To może być związane z
tym, że moc przekazywana jest z ojca na najstarszego syna. Jeśli temu coś się
stanie, na młodszego. Jeśli nie ma synów, czasami może przejść na córkę, ale
zdarza się to bardzo rzadko. Nikt nie wie dlaczego.
– A jeśli nie ma dzieci? – spytał
Dante. Nigdy o tym nie słyszał.
– Moc znika wraz ze śmiercią
obecnego alfy.
– Dalej nie rozumiem, w czym
problem. Związanie się ze mną nie obcina ci jaj, możesz zawsze spłodzić kilkoro
dzieci z jakąś panią wilkołak na boku.
– Nie bardzo. Nawet, gdyby do
tego doszło, ja i dzieci bylibyśmy pośmiewiskiem własnego stada i wszystkich
okolicznych. Nikt by nie chciał mnie słuchać, nawet mimo pradawnej mocy, którą
bym wtedy miał. W naszych wierzeniach dziedziczyć mogą tylko dzieci zrodzone z
więzi. Żeby mieć dzieci, które będą mogły po mnie dziedziczyć moc, muszą być
rezultatem pradawnej więzi.
– Hmm, a ja ci ich nie urodzę –
dokończył wampir, rozumiejąc wreszcie, w czym wilkołaki widzą problem. –
Rozumiem, do czego pije twój ojciec, nawet jeśli uważam, że to kompletnie niedorzeczne.
– Nie do końca. Wilkołaki są
tradycjonalistami, okej? Nie eksperymentujemy z takimi rzeczami, tylko podążamy
za tym, co wpoili nam przodkowie, choćby z obawy, że moc może zniknąć w innym
wypadku. Utrata mocy oznacza koniec dla stada i pewną śmierć dla wielu jej
członków, bo watahy niechętnie przyjmują obcych.
– Może ustalmy tutaj priorytety –
zasugerował wampir, patrząc na chłopaka znacząco. – Cokolwiek będzie się
działo, nie zamierzam tanio sprzedać skóry, a to oznacza, że muszę pilnować też
ciebie. A ty?
Jacob zmarszczył brwi, nie
rozumiejąc.
– Co masz na myśli?
– Załóżmy, że musisz wybrać
pomiędzy przetrwaniem watahy i swoim własnym. Co wybierzesz? – Jacob zrobił
wielkie oczy. – Nie patrz tak na mnie. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że,
wbrew temu, co myślisz, twój ojciec nie odpuści, a my nie zdołamy zerwać więzi.
Wtedy będziesz musiał dokonać wyboru.
Dante przypatrywał się uważnie
młodemu wilkowi. Nie był pewny, czy powinien go uświadamiać, co tak naprawdę
stoi na szali. Znając upartą naturę tych stworzeń – i Jacoba, jak już zdążył
się przekonać – odpowiedź była dość oczywista. To kolejna cecha, która różniła
wampiry i wilkołaki. Podczas gdy wampiry dbały tylko i wyłącznie o własny
interes, wilkołaki dbały o interes swoich bliskich.
– Ej! Zmieniłeś temat! – zauważył
nagle Jacob, marszcząc brwi w niezadowoleniu. – Nie myśl sobie, że się nie
pokapowałem! I tak zamierzam wrócić do watahy.
Wampir westchnął ciężko.
– W porządku – odparł. – Ale nie
teraz i nie dzisiaj. Daj ojcu trochę pomyśleć. Poza tym nie musimy tam wracać
fizycznie. Istnieje coś takiego jak telefon. Możesz przecież zadzwonić.
Jacob nie wyglądał na
przekonanego, ale ochota do sprzeczania się najwyraźniej mu przeszła, bo nic
więcej na ten temat nie powiedział. Zamiast tego skupił się na tym, jak wygląda
i że jest nagi. W łazience na szczęście okno było na tyle małe, że nawet
nastolatek by się nie przecisnął, więc Dante nie musiał martwić się, że
spróbuje tamtędy uciec.
Wilkołak wziął długi prysznic, a
potem ubrał się w ciuchy, które Dante mu wcześniej dał. Nie pytał, skąd je ma.
Powąchał je tylko, analizując szybko różne zapachy i szybko decydując, że są to
ubrania Alana. Zadowolony z tego, że ciuchy noszą znajomą woń, chętnie je
założył.
– Nie jedziemy dalej? – spytał po
wyjściu z łazienki.
Brunet pokręcił głową,
rozpuszczając włosy.
– Nie. Nie sądzę, żeby nas ktoś
tutaj znalazł. Jutro wstaniemy rano i pojedziemy dalej. Zarezerwowałem nam już
pokój na Airbnb.
– Co to jest?
Dante uniósł brwi.
– Nie znasz Airbnb?
– Gdybym znał, to chyba bym nie
pytał, co to jest, prawda?! – naburmuszył się Jacob.
– To strona, za pośrednictwem
której osoby wynajmują prywatnie swoje mieszkania lub pokoje. Często wychodzi
taniej niż w hotelu. Jakim cudem tego nie wiesz? Myślałem, że wszystkie
dzieciaki w twoim wieku wiedzą takie rzeczy. Hej, nawet ja wiem, a pochodzę z
innej epoki.
Jacob wzruszył ramionami.
– Nie mam zbyt wielkiej
styczności z takimi rzeczami, watahy trzymają się zwykle z daleka od innych
ludzi i cywilizacji. Nigdy nie opuściłem rodzinnych stron, wszystkie dzieciaki
mają nauczanie indywidualne w domu, skąd mam to wiedzieć?
Słysząc obronny ton Jacoba i jego
gotowość do kłótni, Dante postanowił zmienić temat.
– Lepiej się już czujesz?
Wcześniej sprawiałeś wrażenie chorego.
– Nic mi nie jest – burknął
wilkołak, kładąc się na łóżku w samych bokserkach. Obaj dobrze widzieli w
ciemności, więc Dante zgasił światło i położył się obok nastolatka. Jacob
zrobił wielkie oczy, kiedy dłoń wampira złapała go w pasie i przyciągnęła go
bliżej siebie.
– Co ty wyprawiasz?! – warknął
Jacob, wiercąc się i złoszcząc.
– Pilnuję – odpowiedział
spokojnie Dante, wciskając nos w jego kark.
– Co to ma, do cholery, znaczyć?!
Puszczaj!
– Nie. Chcę spać, a w ten sposób
nie dasz rady uciec, nie alarmując mnie wcześniej. Znalazłem idealne
rozwiązanie swojego dylematu.
Jacob ani trochę tego nie
kupował, ciągle się wiercąc z wyraźnym niezadowoleniem.
– Po pierwsze, nie chcę, żebyś
mnie dotykał! Po drugie, nie życzę sobie twojej gęby tak blisko szyi. Ja też ci
nie wierzę, że nie rozerwiesz mi w nocy gardła!
– To zabiłoby nas obu –
przypomniał mu wampir.
– To ty tak twierdzisz! –
odszczeknął się wilkołak.
Dante westchnął tylko ciężko i jęknął w duchu.
To mu się trafiło, nie ma co.
Jacob jeszcze długo się wiercił,
nie mogąc sobie znaleźć miejsca i próbując uciec od ciała wampira, ale ten nie
zamierzał mu na to pozwolić. Ilekroć Jacob jakoś zdołał się od niego odsunąć,
Dante od razu podążał za nim, zaciskając mocniej rękę w pasie i przyciskając
biodra do jego pośladków.
– Nie chcę mieć twojego fiuta tak
blisko dupy! – marudził chłopak, kręcąc się na wszystkie strony. Dante aż
trochę był pod wrażeniem, że miał na tyle uporu i samozaparcia, by kręcić się
już dobrą drugą godzinę.
– Przecież nic ci nim nie zrobię.
– Nie wierzę ci!
Oczywiście, że nie.
– Nawet nie wiem, czy jesteś
pełnoletni – mruknął Dante, po raz kolejny przysuwając się bliżej nastolatka,
przez co przesunęli się już z jednego końca łóżka na drugi i Jacob nie miał
zbytnio gdzie się odsunąć.
– Spierdalaj, za kilka miesięcy skończę
dwadzieścia lat!
– Super, a teraz przestań się
kręcić.
– Twój fiut dalej dotyka mojej
dupy.
– To obróć się przodem.
– Nie chcę wąchać twojego
cuchnącego oddechu.
– Z nas dwóch to ty jesz na żywca
małe gryzonie i leśną zwierzynę.
– Wcale nie, spierdalaj!
Dante westchnął cicho. Chyba był
już na to za stary.
– Jak to nie? To co jesz, gdy
zmieniasz się w wilka? – zapytał na pół śpiąc. Zaczynał rozumieć zmęczenie
rodziców, których pociechy nie chciały w nocy spać.
– Ugh… Nic ci do tego.
– Oczywiście, bo mam rację.
– Wcale nie.
– Jacob?
– Co?
– Zamknij się i śpij.
Wilkołak zawarczał cicho.
– Nie chcę! – odparł
naburmuszony. – Nie tak blisko ciebie!
– W czym ja ci tak bardzo
przeszkadzam? – spytał Dante, trochę już poirytowany. Oczywiście, nigdy nie był
duszą towarzystwa, który wampir był, ale zachowanie Jacoba uważał za
niedorzeczne.
– We wszystkim.
– Lepiej zacznij się
przyzwyczajać.
Jacob tylko parsknął, wkurzony i
zirytowany. Jeszcze chwilę kręcił się, próbując znaleźć sobie lepszą pozycję,
aż wreszcie odpuścił i przestał się wiercić i wyrywać. Po prawie trzech
godzinach przekomarzania się i próby charakteru, kto pierwszy wymięknie i
odpuści, Jacob wreszcie zasnął.
Radość Dante nie trwała długo, bo
niecałe pół godziny później Jacob zaczął się wiercić i pojękiwać, tym razem
przez sen. Skopał z siebie koc, którym się przykryli i przez sen rozebrał się
do naga. Uwadze wampira nie uszła oczywista erekcja chłopaka oraz jego
przyspieszony oddech.
W pierwszej chwili pomyślał, że
jest to zwykły mokry sen, ale im dłużej to trwało, tym ciężej było mu w to
uwierzyć. Jęki nastolatka brzmiały bardziej jak jęki bólu, nie przyjemności.
Mimo ocierania się o pościel, Jacob nie doszedł.
– Jacob? – Dante złapał go za
ramię i delikatnie potrząsnął. – Jacob, obudź się.
Odpowiedział mu bolesny jęk i
przyspieszony oddech. Dante potrząsnął chłopakiem jeszcze raz.
Wilkołak zaklął, sięgając
pomiędzy uda i zaciskając dłoń na swoim nabrzmiałym przyrodzeniu. Obecność
Dante zdawała się mu w ogóle nie przeszkadzać, kiedy przesuwał ręką po erekcji,
próbując się jej pozbyć. Mimo silnego podniecenia doprowadzenie się do orgazmu
zajęło mu długie minuty, zwieńczone pełnym ulgi łkaniem.
– Coś ty mi zrobił? – spytał
chłopak oskarżycielsko, zakrywając twarz dłońmi.
– Co masz na myśli? – zdziwił się
wampir.
– To się zaczęło po tym, jak
mnie ugryzłeś – wyjaśnił Jacob. Nie miał
nawet sił go obrażać. – Zaczęły mnie prześladować dziwne uderzenia gorąca.
Ojciec powiedział, że po kilku dniach powinno mi przejść, ale nie jestem tego
taki pewny.
Dante nie odpowiedział, kręcąc
tylko głową. Nie miał pojęcia, co działo się z młodym wilkiem ani jak mu pomóc.
Więź, którą zawierały wampiry z ludźmi, wcale nie musiała być seksualna.
Chodziło głównie o pożywienie i towarzystwo, bo nawet istoty tak aspołeczne
czasami czuły się samotne. Wampiry ogółem nie czuły zbyt wielkiego pociągu
seksualnego. Dante nawet nie pamiętał, kiedy ostatni raz uprawiał seks.
Wilkołaki, oczywiście, i pod tym względem były zupełnie inne. Odbierając świat
bardziej instynktownie, do kopulacji przykładały dużą wagę. Jako istoty ceniące
sobie życie w grupach, ich ciała wręcz domagały się bliskości innych, zwłaszcza
partnera. Mogło to więc mieć coś wspólnego z pragnieniem bliskości partnera,
ale mogło być też jakimś dziwnym efektem ubocznym tej całej farsy. Pocieszający
był jedynie fakt, że najwyraźniej te symptomy miały niedługo ustąpić.
– Pozostaje mieć nadzieję, że
twój ojciec wiedział, co mówi – skomentował Dante.
Jacob skinął niemrawo głową. Tej
nocy jeszcze dwa razy owijał palce wokół swojego twardego członka, z niemałym
trudem doprowadzając się do orgazmu.
Następnego dnia wstali wcześnie
rano, wymeldowali się i pojechali dalej. Przy przeszukaniu samochodu okazało
się, że Alan w bagażniku zostawił małą walizkę pełną ciuchów. Jacob upierał
się, że były to rzeczy Duncana.
Twierdził, że poznał je, no i pachniały jak jego kolega. Dante średnio mu wierzył,
bo nawet jeśli Alan i Duncan byli razem, czemu Alan miałby spakowaną walizkę z
rzeczami swojego chłopaka? Tym bardziej, że z tego, co mówił Jacob, Duncan nie
opuszczał watahy na tyle, by potrzebować walizki pełnej ubrań. Nie mając jednak
czasu się o to kłócić, przyjął wytłumaczenie Jacoba skinieniem głowy. W kwestii
ubrań z Dante było trochę gorzej, ale i on zdołał znaleźć dla siebie koszulkę
na krótki rękaw z nadrukiem jakiegoś zespołu rockowego. W swojej opinii
wyglądał idiotycznie, ale to nie był czas na martwienie się o swój wygląd
zewnętrzny.
Do Los Angeles mieli tylko dwie
godziny drogi. Dante był spięty i czujny przez cały czas i nie mógł się
doczekać, aż ukryją się w tłumie ludzi. Tropienie w mieście było dla wilkołaków
niezwykle trudne przez zanieczyszczenie powietrza, śmieci i zaludnienie, przez
co znalezienie ich zaczynało graniczyć z cudem.
Jacob nic sobie nie robił z
powagi sytuacji. Rano Dante ledwo zdołał go wyciągnąć z łóżka. Po zjedzeniu
przez chłopaka śniadania od razu ruszyli w dalszą drogę. Jacob usnął po pięciu
minutach drogi i nie budził się, nieważne czy Dante gwałtowniej zahamował czy
skręcił. Gdyby nie szum krwi w żyłach wilkołaka i dudnienie jego serca Dante
byłby przekonany, że wiezie trupa.
Przed szybkim dojazdem do swojego
miejsca zakwaterowania powstrzymał ich spory korek. Los Angeles było sporym
miastem, słabo skomunikowanym, przez co większość mieszkańców przemieszczała
się samochodami. Z tego powodu do zakorkowania drogi, nawet przy czterech lub
więcej pasach ruchu, nie trzeba było wiele. Dante miał to nieszczęście wjechać
w sam środek tego młyna i spędzić w nim prawie dwie godziny, zanim udało im się
skręcić w mniej ruchliwą ulicę i już spokojnie dojechać do celu. Gdyby nie
klimatyzacja w samochodzie, obaj rozpłynęliby się w tej gorączce.
Jacob obudził się dopiero w
momencie, kiedy zajechali pod dom ich gospodarza. Był to bardzo sympatyczny
Latynos, który ani trochę nie zdziwił się ich spóźnieniem, twierdząc, że korki
w tym mieście są zabójcze i tak podejrzewał, że gdzieś utkną. Potraktował ich
jak zwykłych turystów i wyjaśnił, jak najlepiej dotrzeć na różne plaże – nie
polecał Santa Monica Beach – i jak najłatwiej przemieszczać się po mieście. W
pokoju zostawił masę ulotek i magazynów, które opisywały najciekawsze miejsca w
mieście i okolicach, gdyby ktoś jeszcze nie do końca zaplanował swój pobyt.
Dla Dante nie było to nic nowego,
ale Jacob był pod wrażeniem czegoś tak banalnego, jak koloru skóry ich
gospodarza. Okazało się, że nigdy jeszcze nie widział człowieka z tak ciemną
karnacją.
– Rdzenni mieszkańcy tego kraju przewracają
się w grobie – skomentował tylko wampir. W duchu trochę mu ulżyło, bo jeśli
miasto wzbudziło zainteresowanie nastolatka, odwrócenie jego uwagi od watahy
mogło okazać się bajecznie proste.
– Co teraz? – spytał wilkołak,
rzucając się na łóżko i przeglądając magazyny, które leżały na stoliku nocnym.
– Czekamy. Wampiry polują nocą.
Wtedy najłatwiej będzie nam jakiegoś znaleźć – odparł Dante.
– Możemy pojechać na plażę? –
Zadając to pytanie, wilkołak spojrzał na niego trochę niepewnie. Widząc
zaskoczenie wampira, zmarszczył brwi i powiedział: – To znaczy, chcę pojechać
na plażę.
– Po co? Nic tam nie ma, tylko
piasek i woda.
Jacob prychnął.
– No i? Nigdy jeszcze nie byłem
na plaży. Morza i oceany widziałem tylko na zdjęciu i w filmach. Chcę na plażę.
I chcę trochę pochodzić po mieście. Nigdy jeszcze nie byłem w dużym mieście.
Oczy aż mu iskrzyły z ekscytacji
na myśl o eksplorowaniu tych wszystkich nowych miejsc. Zdawał się zapomnieć o
wiszącej na nich groźbie śmierci i podtrzymaniu image’u irytującego bachora.
– Umiesz chociaż pływać? – spytał
Dante sceptycznie. Osobiście nie uśmiechało mu się siedzieć na słońcu. Może i
nie było prawdy w tym, że ich rasa paliła się na słońcu, ale nie bez powodu
nazywano wampiry stworzeniami nocy.
– No pewnie. W pobliżu naszej wioski
jest strumień i kilka jezior.
Wampir wzruszył ramionami.
– W porządku, możemy iść. I tak
nie mamy nic lepszego do roboty.
Szczerze mówiąc, wolał zgodzić
się na tę dziwną eskapadę i mieć spokój przez kilka godzin. Gdyby zmusił Jacoba
do bezczynnego siedzenia w zamkniętych ścianach przez długie godziny, do
wieczora obaj już chodziliby po ścianach.
Przepakowali plecak, wrzucając do
niego kilka drobiazgów, które mogły im się przydać na plaży i pojechali do
Walmarta. Kupili sobie klapki, ręczniki, czapki, krem do opalania, okulary
przeciwsłoneczne, kąpielówki, piłkę do gry i książkę do czytania dla Dante,
który ani myślał wejść do wody. Dla Dante zawartość ich koszyka była cholerną
abstrakcją i nie mógł uwierzyć, że zamiast kryć się gdzieś po kątach i planować
następny ruch, oni wybierali się na cholerną plażę. Jacob za to aż poskakiwał z
radości. Wjechali jeszcze w kilka alejek z jedzeniem, by szatyn miał co
przegryźć na miejscu. Po pływaniu ludziom ponoć bardzo chciało się jeść. Jacob
wziął kilka paczek Pringlesów o smaku barbeque, paluszki solone, krakersy i
żelki. Energetyki Dante od razu zawetował. Z jakiegoś powodu myśl, że Jacob
mógłby jednego wypić, przyprawiała go o migrenę.
Jeśli wampiry miały czegoś dużo,
były to pieniądze. Raul nie był wyjątkiem. Dante zapłacił jego kartą bez
najmniejszych skrupułów i chwilę później już gnali na plażę. Zaparkowanie
samochodu w pobliżu było idiotycznie drogie, ale skoro Dante i tak wydawał
nieswoje pieniądze, nie zamierzał ich żałować. Zanim zapłacił za parking, Jacob
był już w połowie drogi do wody.
Jego entuzjazm i radość ani
trochę nie udzieliły się znudzonemu wampirowi, ale patrzenie na niego sprawiało
dziwną radość. Dante nigdy w życiu nie potrafiłby cieszyć się czymś takim jak
pójść na cholerną plażę, a Jacob był w siódmym niebie. Rzucił swoje rzeczy na
piasek jakieś dziesięć metrów od wody, rozebrał się do kąpielówek, w które
przebrali się w toalecie w Walmarcie, i pognał do wody. Po jego reakcji ciężko
było stwierdzić, czy woda była zimna, czy ciepła, bo do niej wbiegł i cały
zniknął w jednej z fal.
Dante dopiero po chwili zdał
sobie sprawę, że się uśmiecha.
Spędzili tak kilka godzin. Dante
na plaży, rozłożony na swoim ręczniku z książką w ręce, a Jacob szalejąc w
wodzie. Tele czasu wystarczyło, by chłopak zakolegował się z kilkoma osobami i
dołączył do nich w wodzie, grając w siatkówkę. Był nawet całkiem niezły. Jego
nadnaturalne zdolności z pewnością nie przeszkadzały w szpanowaniu przed
dziewczynami, które dosłownie pożerały go wzrokiem. W sumie nie było się czemu
dziwić, kiedy Jacob prężył wystawione na widok publiczny mięśnie, skupiony na
grze. Kompletnie nie dostrzegał głodnych spojrzeń kierowanych w jego stronę.
Kilka razy przybiegł do Dante,
wgryzając się w przekąski, które przynieśli. Zjadał je w zastraszającym tempie,
wymieniał kilka obelg z wampirem i wracał do chlapania się w wodzie. Patrząc na
niego Dante czuł, że ma o wiele więcej lat, niż rzeczywiście miał.
Zostali aż do zachodu słońca,
które wyglądało niezwykle malowniczo. Potem, gdy słońce już zupełnie zniknęło
za horyzontem, pozbierali swoje rzeczy i podjechali do centrum, by trochę
pochodzić po mieście.
Centrum zwykle należało do
najsilniejszych wampirów, więc po zmroku mogli właśnie tam szukać swojego
potencjalnego informatora. Jacob o tym nie wiedział i nawet nie zapytał,
zupełnie oderwany od rzeczywistości.
– Jak to możliwe, że nigdy nie
byłeś w dużym mieście, na przykład San Francisco? Z twojego domu to tylko trzy
godziny drogi. Alan przecież studiuje i co tydzień wraca na weekend.
Jacob wzruszył ramionami,
wpatrzony w wystawę sklepową.
– Lubimy trzymać się na uboczu.
Ojciec nigdy by mi nie pozwolił odwiedzić Alana, nawet gdyby nie żywił
wampirów. Każdy zewnętrzny wpływ uważał za szkodę dla watahy.
Dante o więcej nie pytał. Jeszcze
kilka godzin spędzili spacerując bez konkretnego celu, pokazując sobie
wzajemnie punkty, które uważali za interesujące. Gdy niebo już zupełnie
ściemniało, Jacob zatrzymał się i westchnął.
– Więc – zaczął, przeciągając
głoski – jak zamierzasz znaleźć tego wampira?
Dante spojrzał na niego, jakby to
była ja oczywistsza rzecz pod słońcem.
– To proste. Czas na polowanie.
I kurczaczki, nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Ten był wrzucony już wczoraj, a ja mam już chrapkę na dziesięć w przód 😂 weny życzę!
OdpowiedzUsuńNo i tak to bywa kiedy "dziadek" brata się młodzianem:-)
OdpowiedzUsuńw dodatku z niesfornym wilkołakiem:-)
O jacie, jak szybko pojawił się następny rozdiał :) Super :) Dziękuję za Twoją pracę :)
OdpowiedzUsuńJak na razie jeden z krótszych rozdziałów, ale myślę, że jest to przygotowanie czytelnika do jakiejś akcji ;)
Dante pilnuje młodego i to bardzo skutecznie ;)
Jake jest jak małe dziecko, które pierwszy raz zobaczyło coś nowego, życia na uboczu nie jest jednak tak super, może dzięki tej więzi Jake doceni możliwość podróżowania po świecie.
Ciekawe, zy Dante w końcu pomoże Jakowi w jego problemie xD
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Super rozdział. Oby tak dalej. Dużo weny! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAle fajnie że znowu zaczęłaś pisać i publikować! Dużo weny! Gorąco pozdrawiam:D
OdpowiedzUsuńDżoana
Łatwo odwrócić uwagę Jacoba, choć to akurat nie jest niespodziewane. Dante musi mieć cierpliwość. Kibicuje im.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak ogólnikowo i mało, ale nie mam czasu i sił już.
Pozdrawiam,
Astra
A jednak potrafią się dogadać :) Może nie od razu zostaną przyjaciółmi ale tak jest nawet ciekawiej :) Dante się trochę przy młodym rozrusza ;) Ciekawe kogo spotkają na tym polowaniu i czego się dowiedzą? Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńLubię Twój sposób pisania. Czekam na dalszy ciąg znajomości naszych chłopców. Ciekawe kogo upolują?
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńrozdział jest wspaniały, więc jednak Jackob'owi nie udało się zwiać, jak dla mnie to więź już się w pewien sposób dopełniła i raczej jej nie da się zerwać po prostu, a słowa ojca, że objawy niedługo przejdą, o tak... przejdą bo zabije i już nie bezue problemu... a ta radocha Jackob'a na plażę i wodę och...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia