Dante obserwował ruchliwą ulicę z
góry, przyglądając się ludziom. Niektórzy szli grupami, rozmawiając i śmiejąc
się, niektórzy szli sami, wyraźnie się spiesząc. Interesowały go osoby, które
przemieszczały się same.
– Naprawdę myślisz, że to wypali?
– spytał Jacob, siedząc na brzegu budynku i spoglądając w dół. Patrzenie z góry
na miasto nocą bardzo mu się podobało. – Wampiry ujawniły się ludziom, prawda?
To oznacza, że każde z was jest w systemie i ma zaznaczony swój status w
dowodzie osobistym. Włamanie się do bazy danych policji powinno wystarczyć, by
namierzyć osobę, której szukasz.
– Problem w tym, że nie – odparł
Dante. Skupił się na młodej dziewczynie z różowymi włosami, która miała
założone słuchawki i zupełnie odcięta od świata, kierowała się w stronę parku.
– To prawda, każde z nas ma przypisany status, ale pierwsze wampiry nie muszą
podawać miejsca zamieszkania. Sporo z nas lubi podróżować i rzadko osiadamy w
jednym miejscu na dłużej. Dopiero po roku od zamieszkania w jakimś miejscu
musimy podawać te dane władzom.
Jacob zmarszczył brwi.
– To trochę dziwne… Skąd w takim
razie wiedzą, kogo szukać, gdyby któryś z was narozrabiał?
Dante wzruszył ramionami.
– Z tego co wiem, chcą to zmienić
właśnie z tego powodu, ale jak na razie nie mogą przepchnąć tego przepisu
dalej. Chyba tylko w dwóch stanach wymagane jest podanie adresu po trzech
miesiącach czy coś w tym stylu. Nie jestem pewny – tłumaczył wampir. – Nasze
istnienie wyszło na jaw dopiero kilkanaście lat temu. Wiele przepisów i praw
wprowadzono na ślepo i z czasem ulepszono. Całe cywilizacje potrzebowały setek
lat na rozwój i dopracowanie systemów i ustrojów politycznych, tak i
dostosowanie przepisów odnośnie nas trochę zajmie. Zwłaszcza że pomijając
masakrę, którą Damon zgotował ludziom kilka lat temu, nie było zbyt wielu
incydentów z udziałem pierwszych wampirów.
Jacob zamruczał pod nosem wyrażając
zrozumienie. Dante w tym czasie dalej obserwował dziewczynę, która rzeczywiście
zmierzała w stronę parku.
– Poczekaj tutaj – powiedział do
wilkołaka, podczas gdy sam wziął rozpęd i przeskoczył na kolejny, niższy
budynek, a potem zwyczajnie zeskoczył z niego na ziemię.
Dobiegnięcie do parku zajęło mu
dosłownie chwilę. Od razu znalazł różowowłosą dziewczynę, którą
bezceremonialnie zaatakował. Nie zdążyła nawet krzyknąć. Złapał ją za ramiona i
pociągnął do tyłu, wgryzając się jej w szyję. Krew zalała mu usta, ale starał
się jej nie połykać, świadomy konsekwencji. Celowo dość mocno rozerwał jej
skórę na szyi, by nie było wątpliwości, czyją sprawkę był ten atak. Nie zabił
jej, nie było takiej potrzeby. Ugryzienie ogłuszyło ją odrobinę, więc ją puścił
i pozwolił jej opaść na trawę. Widząc, że patrzy na niego ledwo przytomna,
wyszczerzył do niej kły.
Chwilę później już go nie było.
Tej nocy znalazł jeszcze trzy
inne ofiary, które zaatakował i zostawił z wyraźnymi śladami ugryzienia. Ta
jedna noc powinna wystarczyć, by zwrócić na siebie uwagę. Jeśli jakiś wampir
rzeczywiście polował na tym terenie, wieści o intruzie szybko powinny do niego
dotrzeć. Wtedy kolejne polowanie będzie decydujące.
Jacob w żaden sposób nie
skomentował poczynać Dante, chociaż skrzywił się wyraźnie na widok jego
umazanych krwią ust.
Gdy wrócili do wynajętego pokoju,
Jacob od razu poszedł się kąpać. Dante przysłuchiwał się uważnie. Nie wierzył
wilkołakowi, ze ten nie ucieknie. Z tego też powodu, gdy chłopak wyszedł z
łazienki i położył się na łóżku, Dante błyskawicznie sam wziął prysznic i
chwilę później już kładł się obok niego.
Jacob spojrzał na niego z
oburzeniem.
– Znowu zaczynasz? – bąknął.
– Naprawdę chcesz się o to kłócić
jeszcze raz? – spytał Dante, obejmując go ręką w pasie i przyciągając bliżej
siebie. Jacob wiercił się, ale nie wyrywał aż tak mocno.
– A żebyś wiedział, że chcę! –
Odwrócił się na wznak i spojrzał na rękę otaczającą go w pasie z jawną
nienawiścią. – Nie musisz mnie obłapiać, żeby mnie pilnować!
– Obłapiać? – powtórzył wampir z
rozbawieniem. – Nazywasz to obłapianiem?
Jacob rzucił mu złe spojrzenie.
– A czym niby? Przytulaniem?
– Jeśli to jest dla ciebie
obłapianie, to gwałtem pewnie będzie dotknięcie cię między nogami.
Jacob odpowiedział mu zwierzęcym
warkotem wydobywającym się z głębi jego gardła. Dante tylko uniósł brwi, ale
nie był ani trochę przestraszony. Wiedział, że z nich dwu to on jest
silniejszy. Musiał jednak przyznać, że warkot brzmiał całkiem groźnie i nawet
mu się podobał.
– Brzmi nieźle – skomentował. –
Zrób tak jeszcze raz.
Kolejny warkot nie był
spełnieniem prośby wampira, tylko definitywną groźbą. Brzmiał jeszcze ostrzej,
bardziej niebezpiecznie i złowieszczo.
Dante westchnął cicho.
– Okej, okej, zrozumiałem. Możemy
już iść spać?
Tej nocy Jacob spał jak zabity,
za to Dante nie mógł zmrużyć oka. Zaczynał też odczuwać drapanie w gardle. Do
tej pory odsuwał w czasie picie z chłopaka, bo wiedział, że Jacob nie jest
chętny do karmienia go, ale prędzej czy później ten moment musiał nadejść.
Dante wiedział, że zmuszanie Jacoba do żywienia go nie jest najlepszym
rozwiązaniem, ale musiał jeść. Był w stanie brać mało i rzadko, ale nie mógł
zupełnie zrezygnować z picia krwi. Najprawdopodobniej czekała go ostra dieta.
Była to swego rodzaju tortura, bo krew żywicieli doskonałych zawsze smakowała
wybornie, ale zmuszała do rzadszego pożywiania się. Wynikało to z faktu, że
zamiast kilku żywicieli, wampir miał do dyspozycji tylko jednego, o którego w
dodatku musiał dbać. Śmierć żywiciela idealnego w początkowym stadium więzi
oznaczała śmierć wampira. Jeśli jego rasa czegoś się bała, była to właśnie
śmierć.
Gdy wreszcie zmęczenie zrobiło
swoje i popchnęło go do krainy snów, było już bardzo późno. Dodatkowo nie
trwało to długo, nim się obudził z obolałym gardłem, ślinką napływającą mu do
ust i poranną erekcją. Wywróciłby oczami na sposób, w jaki zdradzało go własne
ciało, gdyby nie to, że cholernie niekomfortowo się czuł.
Odsunął biodra od pośladków
Jacoba. Jeszcze tego brakowało, by dzieciak się obudził i poczuł jego wzwód. Narzekania
nie byłoby końca. Na szczęście Jacob spał snem sprawiedliwych, więc Dante bez
problemu wstał i poszedł do łazienki, by sobie ulżyć. Rzadko mu się zdarzało,
by budził się z problemem między nogami, więc nigdy nie odmawiał sobie odrobiny
przyjemności, gdy jego ciało samo się jej domagało. Czy była to zasługa Jacoba,
który przez pół dnia paradował przed nim w samych kąpielówkach na plaży? Nie
miał pojęcia.
Po szybkiej sesji onanizowania
się umył ręce i wrócił do łóżka. Nie próbował już zasypiać.
Jacob obudził się niedługo po
tym. Ziewnął szeroko i przeciągnął się z zadowoleniem.
– Uwielbiam klimę – wymamrotał na
wpół śpiąco.
– Co?
– Uwielbiam klimę – powtórzył,
trąc zaspane oczy. Włosy stały mu dęba i wyglądał idiotycznie. – Co roku upały
nieźle dawały się nam we znaki. Oczywiście, wychowałem się w tym klimacie i
jestem do niego przyzwyczajony, ale to nie oznacza, że nie jest fajniej, gdy ma
się zamontowaną klimatyzację. Ojciec totalnie nie chciał się zgodzić.
– W hotelach i pensjonatach
rzadko nie znajdziesz klimatyzacji. Większość ludzi szukając miejsca
zakwaterowania, zaznacza klimatyzację jako „must have”.
Jacob westchnął z
ukontentowaniem.
– Nawet twoje brudne łapska na
mojej skórze nie są w stanie tego zepsuć.
Wilkołak ziewnął jeszcze raz i
otworzył oczy. Przez chwilę przyglądał się twarzy Dante, po czym powiedział:
– Twoje włosy wyglądają
idiotycznie.
Wampir prychnął.
– I kto to mówi?
– I masz czerwone oczy. Czemu?
Wcześniej były brązowe.
Dante podrapał się po policzku.
– To oznaka głodu – przyznał niechętnie.
– Im większy głód, tym bardziej czerwone tęczówki.
Jacob skrzywił się. Chyba
żałował, że zapytał.
– W takim razie jeszcze trochę
wytrzymasz, nie? Są czerwone tylko do połowy.
Chłopak usiadł i próbował uciec z
łóżka, ale Dante złapał go za nadgarstek i pociągnął z powrotem. Sam podparł
się na łokciu drugiej ręki, patrząc na chłopaka z góry.
– Miałem nadzieję, że dasz mi
trochę teraz – powiedział szczerze.
– Nigdy nie zgadzałem się na
bycie jedzeniem.
Dante westchnął.
– Co dzieje się z wilkołakiem,
którego partner umiera?
– Zależy – odparł Jacob
ostrożnie. – Zwykle odbija mu do tego stopnia, że trzeba go zabić. Czemu?
– Jeśli odmówisz mi pożywienia i
umrę, to właśnie stanie się z tobą.
Jacob zmrużył oczy.
– Nie mamy żadnej pewności, że
rzeczywiście jesteśmy związani. Nie czuję się w ogóle inaczej prócz tych
dziwnych uderzeń gorąca. Z mojej strony nic nie wskazuje na więź, jedynie…
– Jedynie – wtrącił Dante – słowa
twojego alfy, który trochę więcej czasu spędził na tym świecie i ma o wiele
większą wiedzę niż ty. On od razu doszedł do wniosku, że jesteśmy związani.
– To o niczym nie świadczy. Nikt
nie jest nieomylny.
– To prawda – zgodził się Dante –
ale naprawdę jesteś gotowy zaryzykować? – Jacob zawahał się. – Tak nisko cenisz
swoje życie?
– Ojciec mi kiedyś mówił, że
wampiry to mistrzowie manipulacji, ale mu nie wierzyłem – skomentował, patrząc
mu z pogardą w oczy. – Teraz wiem, co miał na myśli. Masz! Nażryj się! –
Podsunął mu nadgarstek, odwracając wzrok z obrzydzeniem.
Dante nie dał się sprowokować ani
wpędzić poczucie winy. Nie zamierzał przepraszać za to, że chciał jeść i żyć.
Nie wybrał tego, kim się urodził. Jako mały chłopiec nauczył się kontrolować
głód i żądzę krwi. Nigdy nie zabił człowieka z głodu i zawsze dbał, by jego
żywicielom niczego nie brakowało. Nie reagując więc na jawną zaczepkę, złapał
wilkołaka za nadgarstek i przysunął go sobie bliżej twarzy.
– Jesteś pewny, że chcesz, bym
ugryzł cię w tym miejscu? – spytał. – O wiele mniej bolesna jest szyja.
Jacob aż się cały najeżył. W jego
oczach momentalnie zapaliła się ostrzegawcza lampka i łypał na Dante z wyraźną
nieufnością.
– Nawet nie próbuj się zbliżać do
mojej szyi.
– Wcześniej już przecież… –
próbował oponować Dante, ale mina Jacoba dobitnie mówiła, co o tym myśli. Nie
chcąc się znowu niepotrzebnie kłócić, wampir skinął głową na znak akceptacji i
ostrożnie wgryzł się w nadgarstek chłopaka.
Szatyn jęknął cicho z bólu. Dante
pogładził kciukiem wierzch jego dłoni w uspokajającym geście. Choć samo
wgryzienie się w wybrane miejsce było bolesne, picie krwi samo w sobie nie.
Wręcz przeciwnie, wszyscy już wiedzieli, że było to bardzo złudne uczucie
ekstazy, które pozwalało wampirom zabijać zupełnie bezboleśnie i bez walki.
Między innymi dlatego w niektórych krajach wiele wampirów znalazło pracę
dorywczą w szpitalach, która polegała na pozbawianiu życia osób nieuleczalnie
chorych, czyli, krótko mówiąc, eutanazji. Dzięki temu takie osoby mogły odejść
z tego świata bezboleśnie, a wampirom płacono za to, że się pożywiają.
Dante skupił wzrok na twarzy
szatyna, obserwując jego reakcje. Wiedział, że wilkołaki są odporniejsze na jad
i że nie tak łatwo je zamroczyć jak ludzi. Obserwował z uwagą twarz Jacoba,
chcąc się upewnić, że nie sprawia mu niepotrzebnego dyskomfortu. Na szczęście
nic na to nie wskazywało. Oczy Jacoba były na wpół przymknięte i zamglone.
Wyglądał na lekko naćpanego i oddychał ciężej niż normalnie, przyglądając się
jego poczynaniom. Nie próbował jednak się wyrwać, czekając cierpliwie, aż Dante
skończy.
Jeszcze przez chwilę Dante delektował
się wspaniałym smakiem krwi, płynącej z żył młodego wilkołaka. Potem, z cichym
westchnieniem, delikatnie wysunął kły z rany i polizał ją kilka razy, zatrzymując
krwawienie i pomagając skórze się uleczyć.
– W porządku? – spytał spokojnie
wilkołaka.
Ten skinął lekko głową.
– Trochę dziwnie się czuję –
odparł Jacob, patrząc na swój nadgarstek. Widząc, że wszystko w porządku,
spytał: – Jak często muszę ci dawać krew?
Dante zastanowił się chwilę. Nie
mógł pić zbyt często, jeśli nie chciał zrobić Jacobowi krzywdy.
– Mniejsza dawka dwa razy w
tygodniu powinna wystarczyć. Jacob westchnął ciężko i skinął niemrawo głową.
Ten dzień spędzili tak samo, jak
poprzedni. Jacob ani myślał siedzieć w pokoju, jeśli nie było to absolutnie
konieczne, więc znowu pojechali na plażę. Dante zaproponował, że kupi mu trochę
czekolady, jak będą wracać, bo ponoć pomagała ludziom, którym pobierano krew.
Jacob ostro zaprotestował, argumentując, że nie znosi słodyczy i jada je tylko
w ekstremalnych przypadkach. Dante próbował argumentować, że to był ekstremalny
przypadek i że zjedzenie czekolady pomoże mu szybciej dojść do siebie i tak
dalej, ale Jacob nie dał się przekonać.
Mimo tego, że Jacob nie chciał
zjeść czekolady, nie miał nic przeciwko orzeszkom czy chipsom, więc zaopatrzyli
się chociaż w to. Dante wybrał dla siebie dodatkowo dwie książki, bo ten dzień
na plaży zapowiadał się na dłuższy niż poprzedni.
Jacob po raz kolejny pognał
prosto do wody, zostawiają swoje rzeczy
do pilnowania wampirowi. Po kilku godzinach siedzenia na słońcu nawet istota
nadprzyrodzona miała dość. Cóż, Dante miał, bo Jacob świetnie się bawił, nie
tracąc energii nawet na chwilę. Dante czuł się przy nim jak jakiś staruszek,
który nie ma już na nic sił. Brakowało tylko ciągłego narzekania, że coś go
boli.
Z westchnieniem zamknął oczy i
przewrócił się na plecy, zamykając na chwilę oczy. Książka nie była aż tak
interesująca, jak oczekiwał, a nie miał nic lepszego do roboty. Trochę
pogłówkował nad potencjalnymi opcjami, które mieli razem i osobno. Gdyby nie fakt,
że wataha Jacoba będzie chciała go dopaść i zabić, by nie mógł odziedziczyć
mocy, Dante nie przejmowałby się tą więzią ani trochę. Kilka lat w życiu
wampira było jak kilka dni dla przeciętnego człowieka. Mógł poświęcić ten czas
na czekanie, aż więź osłabnie, a potem zabić chłopaka. Taki właściwie miał plan
od samego początku. Skoro jednak Jacob znalazł się na celowniku… Sytuacja
trochę się komplikowała. Najbezpieczniej byłoby zerwać więź, by znaleźć się
poza polem rażenia. Wyciągniecie z tego dzieciaka byłoby dodatkowym atutem.
Jeśli jednak to się nie uda… Cóż, Dante będzie musiał zadbać o to, by on i
Jacob przeżyli tych kilka lat, aż będzie mógł się pozbyć swojego niewygodnego
partnera.
Nie chcąc jeszcze wracać do
nudnej lektury, obrócił się na brzuch i zaczął przyglądać Jacobowi. Mimowolnie
westchnął. Wszystkie młode wilkołaki miały takie ładne ciała… Ich podwyższony
metabolizm, nadmiar energii i naturalna ciekawość powodowały, że wszystkie były
wspaniałymi okazami zdrowia i siły. Świetnie wpisywały się w obraz człowieka
fit, jaki akurat w tej epoce uważano za ideał. Nawet jeśli twarzom daleko było
do urodziwości, reszta ciała z pewnością nadrabiała ten jeden mankament. Z
charakterkiem takiej istoty już o wiele gorzej, ale sama twarz dawała radę.
Dante zbyt długo chodził po tym
świecie, by przejmować się wyglądem swoich kochanków czy żywicieli. Nie miał
zbytnich preferencji poza przedziałem wiekowym. Nie oznaczało to jednak, że nie
potrafił docenić czyjegoś piękna, gdy miał je przed oczami.
– Boisz się wody, prawda?
Wampir nie zareagował, niezbyt
zainteresowany cudzymi konwersacjami.
– Hej, zadałam ci pytanie! Jeśli
nie mówisz, to możesz mi odpowiedzieć na migi. Albo mrugnąć dwa razy.
Dante obrócił głowę w lewo i
uniósł brwi, widząc przed sobą młodą kobietę w ciemnozielonym bikini, z
długimi, opadającymi na ramiona włosami i słomianym kapeluszu na głowie.
Wpatrywała się w niego wyczekująco swoimi zielonymi oczami.
– Nie boję się wody –
odpowiedział na, jego zdaniem, idiotyczne pytanie. Korciło go, by zapytać, skąd
takie przypuszczenie, ale nie interesowało go nawiązywanie bezsensownych
konwersacji z nieznajomymi, nawet jeśli niemiłosiernie się nudził.
– To nie wstyd się przyznać –
zapewniła go. – Mój tata przez całe życie się nie nauczył. – Dante nawet nie
zaszczycił tego odpowiedzią. – Możesz wejść do wody ze mną. Pływam jak
zawodowiec.
– Pozwolisz, że spasuję.
– To naprawdę nie wstyd, gdy
kobieta uczy czegoś mężczyznę, nawet takiego jak ty. Obiecuję, że nikt nie
będzie się śmiał.
Wampir aż otworzył usta z wrażenia,
patrząc na nieznajomą i nie wierząc własnym uszom. Miał nadzieję, że to jakaś
wariatka, której jeszcze nie zdiagnozowano, a nie ktoś, kto obrał go sobie za
cel do poćwiczenia obrażania prosto w twarz. Prawie każde zdanie padające z jej
ust było pośrednią obelgą. Nie tylko zasugerowała, że wstyd mu się przyznać do
nieumiejętności pływania, to jeszcze insynuowała, że jest męskim szowinistą, a
jej mina sugerowała, że ją właśnie okłamał i że się tego spodziewała.
– Umiem pływać i nie potrzebuję
niczyjej pomocy – uciął, ponownie przenosząc wzrok na Jacoba.
Kobieta westchnęła przesadnie.
Kątem oka widział, że wywraca oczami.
– Nie ma o co się tak denerwować!
Przecież powiedziałam, że to nic takiego! Jeez, jak nie chciał pan rozmawiać,
wystarczyło powiedzieć – narzekała z lekkim oburzeniem, który ani trochę nie
był słodki, za to cholernie irytujący. Dante szczycił się ogromnymi pokładami
cierpliwości, ale ta wariatka była blisko wyczerpania ich wszystkich.
– Nadal nie chcę – burknął,
widząc, że ciągle koło niego stoi i mu się przygląda.
Ignorował ją przez chwilę z
nadzieją, że sobie pójdzie, ale nie miał tyle szczęścia.
– Och! Pan w przeciwnej drużynie!
To w porządku, ja przecież nie przyszłam na podryw ani nic takiego! Człowiek tu
uczciwie chce pomóc, a posądza się go o jakieś niecne zamiary! Czemu pedały
zawsze tak reagują?
Dante aż zsunął niżej na nosie
okulary przeciwsłoneczne, patrząc na nią z niedowierzaniem. Jeśli chciała go
zirytować, udało jej się. Sprowokować, niekoniecznie.
Widząc jego minę, uniosła ręce na
znak, że nie ma złych zamiarów i odeszła, kręcąc tyłkiem. Dante pokręcił tylko
głową i wrócił do obserwowania wilkołaka.
Wieczorem znowu trochę kręcili
się po mieście, a gdy niebo już zupełnie ściemniało, Dante z precyzją i
doświadczeniem wybrał sobie ofiarę. Celowo zdecydował się zapolować w tych
samych okolicach. Miał nadzieję, że w ten sposób łatwiej da się znaleźć.
Gryzł jakiegoś biegacza, kiedy
coś mu nagle wskoczyło na plecy i popchnęło prosto w trawę. Dante wyrzucił
łokieć w tył, próbując zaatakować napastnika, ale ten bez problemu poradził
sobie z tym atakiem, wykręcając mu boleśnie rękę na plecy i przygwożdżając do
trawy. Druga ręka chwyciła go mocno za włosy, wciskając mu twarz w ziemię.
– Masz jaja, żeby polować sobie
tak bezkarnie na moim terenie! – zasyczał mu żeński głos do ucha z nieukrywaną
irytacją.
– Chcę tylko porozmawiać –
powiedział. – Nie mam złych zamiarów.
– Jakby mnie to obchodziło –
odparła kobieta. Jej głos brzmiał dziwnie znajomo.
Dante próbował się jakoś
wyswobodzić – miał jedną rękę wolną – ale kimkolwiek była ta kobieta, walczyła
o wiele lepiej niż on. Musiała być sporo starsza, skoro z taką łatwością udało
jej się do niego podkraść i go obezwładnić.
Zza jednego z drzew dobiegł
ostrzegawczy warkot. Kobieta zaśmiała się perliście.
– Ty tak na poważnie z tym psem?
– spytała szyderczo.
– Jak widać! Nie mamy złych
zamiarów, szukamy Damona! – przeszedł od razu do rzeczy.
– Damona? Skąd przekonanie, że
tutaj jest?
Dante odwrócił lekko głowę, żeby
trawa nie właziła mu do ust za każdym razem, jak otwierał usta.
– To najlepszy trop, jaki mam.
Wiem, że lubił tu polować i czasami wraca na krótki czas. Szukam informacji,
gdzie mogę go znaleźć.
– Toś sobie wybrał sposób! –
parsknęła na niego z niezadowoleniem. – Nie słyszałeś o telefonach?
Dante westchnął cicho.
– Nie znam nikogo, kto by tu
mieszkał.
– Ach, więc postanowiłeś ściągnąć
na siebie uwagę. Jaki cudowny plan. Nie mogłeś sobie wybrać innego rewiru?!
Przez ciebie kręci się tu teraz policja! – Westchnęła ciężko i odsunęła się,
wstając z niego. Dante odetchnął i też wstał, otrzepując ubranie z trawy i
rozmasowując sobie obolały nadgarstek. Dziewczyna miała chwyt, nie ma co.
Obrócił się do niej zupełnie
przodem. To była ta sama kobieta, która zaczepiła go na plaży i wygadywała do
niego głupoty. Jej oczy ciskały gromy.
Jacob wyszedł z ukrycia i stanął
obok Dante, przyglądając się czujnie wampirzycy.
– Jaka piękna z was para pedałów
– powiedziała ze słodkim uśmiechem. Jacob zawarczał, a Dante tylko westchnął.
Nie miał czasu ani ochoty na głupie gierki.
– Powiesz nam, gdzie możemy
znaleźć Damona?
– Po co wam on? – odbiła
piłeczkę, opierając dłoń na biodrze. Stojąc w lekkim rozkroku i robiąc taką
gradową minę, sprawiała zupełne inne wrażenie niż kilka godzin wcześniej na
plaży.
– Mam do niego kilka pytań
odnośnie więzi – przyznał Dante. – Wiem, że chciał zerwać swoją krótko po jej
zawarciu i kręcił się po całym kraju, szukając na ten temat informacji.
– Damon dokończył więź. Skąd
pewność, że będzie coś wiedział?
A skąd pewność, że nie będzie,
pomyślał Dante z lekkim rozdrażnieniem. Zresztą co ją to obchodziło? Miała mu
tylko dać wskazówki, jak znaleźć Damona, a nie odkryć przed nim sekrety
wszechświata.
Co za upierdliwa istota.
– To najlepszy trop, jaki
istnieje w tej kwestii – zauważył. – Więc? Powiesz mi, gdzie mogę go znaleźć?
– Kim ty tak właściwie jesteś? –
zainteresowała się. – Nigdy cię jeszcze nie widziałam na zjazdach rodzinnych, a
zdecydowanie jesteś jednym z naszych.
– Dante, syn Raula, wnuk Jacoba.
Ty?
– Amelia.
No tak. W dodatku była na tyle niewychowana,
że nie zamierzała się właściwie przedstawić.
– Okej, Amelio, wiesz, gdzie jest
Damon? – powtórzył pytanie, nie dając się wyprowadzić z równowagi. Dwóch mogło
grać w tę grę.
Przez chwilę patrzyła na niego z
lekkim uśmieszkiem. Widząc, że nie uda jej się go zdenerwować, westchnęła
lekko.
– W ogóle nie znasz się na
zabawie – rzuciła. Wywróciła oczami i dodała: – Masz niezłego farta, akurat
jest w mieście. Masz Facebooka?
Dante wywalił na nią oczy.
– Co?
– Facebooka. – Wyciągnęła z
kieszeni IPhona i pokazała mu niebieski kwadracik z białym f na środku. – Wyślę
ci numer do Klary. To dobra znajoma ze szkoły jego faceta, który często ją
wtajemnicza w swoje plany. Będzie wiedzieć, jak się z nimi skontaktować.
Żeby ta stare wampiry przesyłały
sobie wiadomości na Facebooku, pomyślał Dante, kręcąc głową.
Ale Facebooka miał. Wpisał swoją
nazwę użytkownika w wyszukiwarce w telefonie Amelii i wysłał sobie zaproszenie
do znajomych. Zalogował się na swoim telefonie – Alan dał mu telefon z
Internetem – i zaakceptował zaproszenie. Chwilę później Amelia wysłała mu numer
kontaktowy do niejakiej Klary, która rzekomo mogła im pomóc. Nawet jeśli nie, z
danymi na Facebooku Amelii miał przynajmniej jakąś formę kontaktu z nią – mimo
że była upierdliwa – i mógł ją nękać o informacje w przyszłości.
– Co z nim? – zapytał, wskazując
na biegacza, który zdążył już usiąść i patrzył na nich trochę zamroczony.
Amelia wzruszyła ramionami.
– Skoro już go użarłeś, szkoda by
było nie skorzystać – zdecydowała. – I lepiej więcej nie poluj na moim terenie.
Następnym razem nie będę taka pobłażliwa.
– Czy to nie jest karalne, jeśli
napijesz się bez jego zgody?
Wampirzyca spojrzała na niego z
politowaniem.
– Możemy iść? – wtrącił nagle
Jacob, ciągnąć go za rękaw. Miał dziwnie zduszony głos.
– Pędź i ruchaj. – Amelia zrobiła
nieokreślony ruch ręką. – Może przestanie walić na kilometr, jak go wreszcie
zaspokoisz.
Obaj spojrzeli na nią z
zaskoczeniem, a potem na siebie. Widząc, że ten drugi też kompletnie nic nie
rozumie, obaj spojrzeli na nią pytająco.
– No weźcie! – jęknęła. – Czy wy
nic, gówniarze, nie wiecie? Gdzie wy, kurwa, do tej pory żyliście? Na końcu
cholernego świata? Ten mały – wskazała ręką na Jacoba – jest mokry i gotowy,
żeby go bzyknąć!
– Co masz na myśli?
– Co mam na myśli? Ty naprawdę
nie czujesz tego zapachu? Nawet mnie się zrobiło mokro między nogami, jak go
zwęszyłam na plaży, a mojemu zmysłowi powonienia daleko do nosów psiaków. –
Dante zmarszczył brwi. Jacob cały czas pachniał dla niego tak samo. Jak drzewo
sandałowe połączone z delikatną wonią cytrusów. Była to przyjemna woń, ale nie
czuł jej mocniej niż innych i na pewno nie odczuwał pociągu seksualnego z jej
powodu. – Chyba powinieneś sprawdzić swój węch, bo w takim razie masz go do
dupy. Mały aż się prosi, żeby go zerżnąć. Sama bym się za niego wzięła, ale
kogoś już mam.
– Wiesz, czemu Jacob może tak
pachnieć? – drążył. Amelia najwyraźniej wiedziała co nieco.
Wzruszyła ramionami.
– Podejrzewam, że związał się z
kimś, ale nie w pełni. To znaczy nie uprawiał z partnerem seksu. Jego ciało
wydziela specjalne feromony, próbując go zwabić i zmusić do dokończenia dzieła.
Każda nadprzyrodzona istota powinna go bez problemu wyczuć.
– Dlaczego zakładasz, że jego
partnerem jest mężczyzna?
Amelia uśmiechnęła się szeroko.
– Bo gdyby była nią kobieta, to
ona by tak pachniała, nie on. To, że prócz partnera czują to wszyscy dookoła,
jest trochę niefajnym skutkiem ubocznym. Wiem, że ci się podoba, widziałam, jak
go obserwowałeś na plaży. Możesz spokojnie go przelecieć. Gdy tylko trochę go
podniecisz, da ci bez najmniejszego oporu.
– Czy po seksie to ustanie?
– A skąd ja mam to wiedzieć? Czy ja
ci wyglądam na kogoś, kto bzyka niedoruchane wilkołaki na prawo i lewo? Przeleć
go, to się przekonasz.
Dante westchnął ciężko i
pomasował nasadę nosa.
– Dzięki za pomoc – powiedział
spokojnie do wampirzycy, która już wgryzła się w kark biegacza.
Jacob był dziwnie cichy podczas
całej wymiany zdań, trzymając się na uboczu i przestępując z nogi na nogę.
Gdy szli powoli w stronę wyjścia
z parku, Jacob nagle zapytał:
– Co to tak właściwie jest ten
Facebook?
Dante potknął się i omal nie
wywrócił.
Krztuszenie się Amelii, a potem
jej głośny rechot, słyszeli aż do bramy wyjściowej z parku.
***
Hej! Ktoś podekscytowany na powrót bohaterów z "Więzi"?
W przyszłym rozdziale trochę akcji, macie to jak w banku! Został mi jeszcze tylko tydzień wakacji (który niestety muszę poświęcić na szukanie mieszkania w Poznaniu, bo jak na razie jestem bezdomna xd), więc postaram się trochę podgonić i wstawić kolejny rozdział trochę szybciej.
Mam nadzieję, że się podobało i czekam na Wasze opinie, jak zawsze ;)
P.S. Wstawię jeszcze osobnego posta, ale może ktoś czyta mój bełkot, więc... Postanowiłam, że "Więź", "Więź doskonała" itd. zostaną częścią serii nadprzyrodzonej. Cały cykl dostanie tytuł "Więź", a opowiadanie o Theo i Damonie zamierzam przechrzcić na "Czarną owcę". Drugą częścią cyklu będzie "Więź doskonała", bo opowiadanie o Stilesie i Dereku to FF (w dodatku napisane w trochę innym universie) i nie chcę tego wciskać w swoje autorskie opowiadania. Trzecią częścią cyklu prawdopodobnie będzie historia Alana, która powoli mi się układa w głowie. Nie jestem jeszcze pewna. Wyjaśnię wszystko dokładnie w osobnym poście, ale chciałam już o tym chociaż napomknąć, żeby nikogo nie wprowadzić w błąd zmianą tytułu opowiadania, że pojawiło się coś zupełnie nowego xd
Pozdrawiam!
Kocham Więź:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję i powodzenia z mieszkaniem 😊
OdpowiedzUsuńKocham Więź <3
OdpowiedzUsuńKomentarz Jake na końcu wygrywa w tym rozdziale :)
Już się nie mogę doczekać spotkania tej pary z parą z pierwszej części :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Jak zwykle super tekst :) a końcówka to powalająca :D :D
OdpowiedzUsuńLaska - spoko rada, D. jak go przelecisz to przestanie walić na kilometr. Tak serio? Ja się pytam skoro on tak intensywnie daje to czemu jeszcze nikt go nie wyczuł? I okey może rzeczywiście D. ma coś z węchem skoro go nie czuje, no chyba że dla niego ta delikatna woń to ta dająca na kilometr tylko zależy od punktu siedzenia:O
OdpowiedzUsuńW każdym razie powiązanie Damona z nimi... no powiem ci robi się coraz ciekawiej. Tylko pytanie brzmi jak zareagują na tą złotą radę;)
Dużo weny i powodzonka z mieszkaniem, na pewno się przyda*_*, a co do nazw to w pełni popieram takie rozwiązanie, choć ja jako czytelnik raczej nie mam wiele do dyskusji przy zamiarach autora;P
Jakiś rozejm chyba nasi bohaterowie zawarli, bo Jake w tym rozdziale tylko 2 razy warknął ;) Jeszcze trochę i się polubią. Tak mi się zdaje że ten seks to by się im przydał :) Ciekawe czy to milczenie Jake'a oznacza że byłby chętny? I mnie również rozłożył tekst o Facebooku 😁 Jake ma sporo do nadrobienia :) Dziękuję bardzo i czekam z niecierpliwością na spotkanie z Damonem i Theo :)
OdpowiedzUsuńliczyłam że trochę więcej się tu wydarzy ale rozdział ciekawy
OdpowiedzUsuńIch też wyślesz na antarktydą?? Rozwalił mnie tekst o facabook. Nie moge doczekac sie ich spotkania z Z Theo i Damonem.
OdpowiedzUsuńPrzeczytam wszystko co napiszesz.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, nie mogę się doczekać następnego. Mam nadzieję, że Dante, w końcu go przeleci.
Weny i takich tam :)
Damon i Theo, uwielbiam ich 😍
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńo tak wspaniale, końcówka wyszła bosko, czyj to ślub? może Deamona i Theo, chociaż wątpię, zwłaszcza po słowach Kiry, że nie lubi takich imprez... haha komputer i Jackob przepadł na kilka godzin...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńtak teraz zauważyłam, że omyłkowo nie ten komentarz dałam pod tym rozdziałem więc to naprawiam...
piękna scena ma tej plaży między Dante a tą dziewczyna... a jak się okazuje jest wampirzycą... i ha ciekawe jak Jackob zareaguje jak dotrze do niego, że po prostu nie dokończyli więzi i to pytanie Jackob'a czym jest facebook naprawdę super...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia