Dante przygotował się mentalnie
na wielogodzinne tłumaczenie wilkołakowi, czym jest cholerny Facebook. Jak się
okazało, musiało to trochę poczekać, bo Jacoba dosłownie ścięło z nóg. Nim
wrócili do swojego pokoju, Jacob był już cały zlany potem i ręką zasłaniał
krocze.
– Ja pierdolę! – wyjęczał, pospiesznie
rozpinając spodenki i zsuwając je razem z bielizną. Jego penis był w pełnym
wzwodzie i wyglądał dość boleśnie. – Kurwa mać! To wszystko twoja cholerna
wina! – naskoczył na wampira, patrząc na niego wściekle. Jego twarz wykrzywiał
grymas bólu. – Zrób coś! Napraw to!
Dante spojrzał na niego jak na
wariata.
– Niby jak? Mam cię przelecieć?
Jacob zajęczał cicho, kręcąc
głową. Nie o to mu chodziło. Był cholernym prawiczkiem, nie zamierzał tracić
dziewictwa z cholernym krwiopijcą! Dante obserwował, jak chłopak kręci się
niespokojnie, to w lewo, to w prawo, jakby zmiana pozycji miała mu w
czymkolwiek pomóc. W oczach kręciły mu się łzy, kiedy masował swoje
przyrodzenie, kwicząc z bólu. Klnąc siarczyście i szlochając cicho, zniknął za
drzwiami łazienki.
Dante usłyszał szum wody pod
prysznicem. Westchnął cicho. Nie miał pojęcia, jak pomóc wilkołakowi. Wiedział,
że chłopak się męczy, ale jego wiedza na temat tego, co się działo, była mocno
ograniczona. Nawet gdyby stanął na rzęsach, nie był w stanie na poczekaniu wymyślić
rozwiązania. Usiadł na łóżku i w ponurym nastroju słuchał desperackiego szlochu
wilkołaka. Trochę mu współczuł. Rozważył nawet opcję, by rzeczywiście przespać
się z nim i w ten sposób spróbować mu trochę ulżyć w cierpieniu. Wiedział
jednak, jak na tę propozycję zareaguje Jacob.
Nie mogąc usiedzieć w miejscu
przy tych bolesnych dźwiękach, wstał i poszedł do łazienki. Zapukał lekko i
wszedł, zanim Jacob zdołał otworzyć usta i kazać mu spadać.
Szatyn siedział w wannie. Woda
lała się silnym strumieniem, rozbryzgując na jego plecach i głowie.
– Jacob… Może faktycznie
powinniśmy spróbować seksu, jak zaproponowała Amelia? – zaproponował. Jacob
nawet na niego nie spojrzał.
Dante przetarł twarz dłońmi. To
nie tak, że on jakoś się palił do seksu z Jacobem, nieważne jak bardzo podobało
mu się jego ciało. Problem polegał na tym, że te uderzenia gorąca pojawiały się
zupełnie niespodziewanie i sądząc po zachowaniu Jacoba, były coraz bardziej
dotkliwe. Dante obawiał się chwili, kiedy z jakiegoś powodu będą musieli walczyć
lub uciekać, a Jacob nie będzie w stanie tego zrobić. Chcąc nie chcąc, byli
drużyną. Mieli wspólny cel. Dante wiedział, że jako osoba bardziej doświadczona
i zorientowana musi wziąć odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale też Jacoba.
Jeśli seks z nim miał mu pomóc, nie widział przeszkód, by właśnie tak poradzić
sobie z tym problemem. W końcu to był tylko seks.
– Co, jeśli w ten sposób
dokończymy więź? – wydusił z siebie Jacob, patrząc na niego spod byka. Mokra
grzywka kleiła mu się do czoła i policzków, zasłaniając sporą część twarzy.
Usta miał sine. – Co, jeśli teraz jeszcze da się to jakoś odkręcić? Niepełna
więź może pęknąć sama z siebie, okej? Jeśli pójdziemy do łóżka i ją dokończymy,
złamanie jej będzie jeszcze trudniejsze.
– Tego nie wiemy – zauważył
Dante, podchodząc bliżej i kucając przy wannie. – Tak może być w przypadku
dwóch wilkołaków, ale niekoniecznie naszym.
– Nie zaryzykuję swojej szansy na
wolność – uparł się wilkołak, zaciskając dłonie w pięści. – Nie ma mowy.
Zerwanie tej więzi to moja jedyna szansa na powrót do domu.
Dante skinął głową. Nie zamierzał
go zmuszać, nawet jeśli uważał, że powinni to zrobić. Dochodził też fakt, że
Jacob faktycznie mógł mieć rację. Nie przeszkadzało też to, że to nie on się
męczył, tylko wilkołak.
Coś jednak mogli zrobić, by choć
trochę mu ulżyć, prawda?
– Co rozumiane jest pod pojęciem
seks? – spytał.
– Co? – Wilkołak spojrzał na
niego, zbity z tropu. Szczękał już zębami. Mimo siedzenia pod strumieniem
zimnej wody, jego męskość wciąż stała na baczność, domagając się uwagi.
– Seks ma różne postacie, to
pojęcie wieloznaczne, którego definicja zmieniała się na przestrzeni wieków.
Podejrzewam, że stara magia łącząca nadnaturalne istoty w pary jest bardziej
konserwatywna niż zmieniające się obyczaje i poglądy – wyjaśnił wampir. – Co
dokładnie trzeba zrobić, by uznać to za część parowania?
– Przypominam, że tego nie
robiłem! – warknął Jacob.
– Odpowiedz na pytanie.
– Mówiłem, że nie wiem – upierał
się.
– Pomyśl. – Dante nie ustępował.
– Jak uważasz, co kwalifikuje się jako seks podczas parowania? Zwłaszcza w
przypadku dwóch wilkołaków płci męskiej?
– Nie ma takich par!
– Gdyby były?
Jacob zawarczał na niego.
– Więź to połączenie ciał i dusz
– zaczął po dłuższej chwili, zaciskając dłoń u nasady penisa i zaciskając mocno
zęby. – Dusze łączą się podczas ugryzienia. Ciała podczas seksu…
– A dokładniej? – dopytywał
Dante.
– A dokładniej – kontynuował
wilkołak – wsadzania. Tak mi się wydaje.
– Czyli jeśli nie dojdzie do
penetracji, nie ma mowy o dokończeniu więzi?
Jacob warknął rozeźlony.
– Chyba. Nie wiem. Mówiłem, że
tego jeszcze nie robiłem! Gdybym robił, nie byłoby mnie tutaj!
Dante nie odpowiedział, wstając i
zakręcając kurek z zimną wodą. Jacob zaprotestował głośno, próbując z powrotem
go odkręcić, ale Dante złapał go w pasie i uniósł do góry.
– Co ty wyprawiasz?! – denerwował
się wilkołak, próbując go odepchnąć.
Brunet posadził go na kafelkach w
łazience i sięgnął ręką do zlewu, gdzie ich gospodarz zostawił im różne
kosmetyki. Chwycił w ręce balsam po opalaniu i klęknął na podłodze. Jacob
patrzył na niego wielkimi oczami, zupełnie zdezorientowany. Nie przeciągając,
Dante rozsunął mu szeroko nogi i podsunął je do góry, by mieć dobry dostęp do
wszystkich interesujących go partii.
Mimo wrodzonego braku wstydu,
jaki towarzyszył wilkołakom, Jacob zarumienił się po same czubki uszu. Miał
ochotę zakryć swoje strategiczne miejsca przed uważnym wzrokiem wampira.
Ku jego uldze, Dante nie patrzył
na niego nachalnie ani nie komentował tego, co zobaczył, przechodząc od razu do
rzeczy. Nachylił się bardziej i na próbę przejechał językiem po przyrodzeniu
wilkołaka, od nasady aż po wściekle czerwoną główkę. Jacob wygiął się w łuk,
oszołomiony przyjemnością. Zakręciło mu w się w głowie.
Dante, zadowolony z reakcji,
bardziej zwilżył językiem główkę, po czym ujął penisa u nasady i wsunął go
sobie do ust. Biodra Jacoba od razu poszły w ruch, unosząc się i wsuwając
penisa płytkimi pchnięciami do jego ust. Dante pozwalał mu na to, w tym samym
czasie korzystając z jego chwilowej nieuwagi. Wylał sobie na palce odrobinę
balsamu i rozgrzał go w dłoniach, a potem przycisnął palce do pomarszczonej
skóry odbytu i zaczął ją delikatnie masować. Jacob otworzył szeroko oczy, a
jego usta ułożyły się w niemym „och!”.
Chwilę później doszedł, kwiląc z
ulgi.
– Lepiej? – spytał wampir,
przełykając nasienie, które miał w ustach. Resztę z twarzy starł wierzchem
dłoni.
– O dziwo… lepiej – potwierdził
szatyn lekko zachrypniętym głosem. Jego ciało rozluźniło się po przebytym
orgazmie i trochę się uspokoił.
– Uprawiałeś kiedyś seks z
mężczyzną? – spytał Dante, wyciskając na rękę więcej balsamu. Penis Jacoba
zmniejszył się na krótką chwilę, by zaraz wrócić do pełnego wzwodu.
Jacob zagryzł dolną wargę.
Odwrócił wzrok zażenowany.
– Nie uprawiałem seksu kropka –
powiedział cicho.
A więc prawiczek, pomyślał Dante,
przyglądając mu się uważnie.
– W takim razie leż spokojnie i
rozluźnij się – polecił brunet. – Wszystkim się zajmę. Zaufaj mi.
Jacob prychnął na to ostatnie
zdanie, ale nie zaprotestował, kiedy ciepłe palce ponownie zaczęły masować jego
dziurkę. Dante przez chwilę rozważał użycie języka, ale ostatecznie się na to
nie zdecydował. Ujął penisa i zaczął go delikatnie stymulować, w tym samym
czasie ostrożnie masując dziurkę. Gdy mięśnie lekko ustąpiły, wsunął opuszek
palca po pierwszy knykieć. Jacob jęknął głośno i spiął się, próbując uciec
biodrami.
– Spokojnie – polecił Dante
wyważonym głosem. Miał wszystko pod kontrolą i chciał, by Jacob o tym wiedział.
Wycisnął na palce więcej balsamu i wsunął ponownie palec, tym razem głębiej.
Podejrzewał, że tyle wystarczy, bo go zaspokoić, przynajmniej na razie.
Dodatkowe nawilżenie pomogło w
swobodnym poruszaniu palcem, z czego Dante skrzętnie skorzystał. Jacob wił się
i pojękiwał, patrząc na niego oczami zamroczonymi przyjemnością. Zdawał się
zupełnie zapomnieć o wstydzie. Rozsuwał szerzej nogi i unosił je wyżej, by
Dante miał więcej miejsca.
Mimo dość neutralnego stosunku do
seksu wampir wiedział dokładnie, co robi. Szybko odnalazł punkt wewnątrz
chłopaka, który pocierał z ogromną precyzją i jasnym celem. Jacob wił się i
pojękiwał coraz głośniej, nie wiedząc, czy jest bardziej podniecony, czy
zdezorientowany tym, co czuł. Nie spodziewał się, że to może być takie
przyjemne, zwłaszcza z cholerną pijawką, ale było. Och Boże, tak bardzo było!
Mógł tylko oddawać się zalewającej go przyjemności, czując nadchodzący szczyt.
Chwilę później doszedł.
Dante wysunął się z niego i
wstał, myjąc ręce. Jacob tylko zsunął nogi, oddychając ciężko i patrząc w
sufit.
– Lepiej? – spytał spokojnie Dante,
jakby chwilę wcześniej wcale nie miał palca w tyłku Jacoba.
– Lepiej – odparł zgodnie z
prawdą wilkołak, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć.
Wiedział tylko jedno.
Musiał wziąć prysznic.
Tej nocy w ogóle nie protestował,
kiedy wampir obejmował go od tyłu w pasie, wtulając go w swoją klatkę
piersiową. Po nagłym ataku był zbyt zmęczony, by przejmować się ich bliskością.
Właściwie to nawet się z niej cieszył. Wilkołaki uwielbiały fizyczny kontakt z
najbliższymi. Brak watahy odbijał się na tym aspekcie jego osobowości, więc
możliwość bliskości z inną istotą zaskakująco skuteczne łagodziła jego
instynkty.
Jacob całe wieki nie spał tak
dobrze.
Rano obudził się głodny jak wilk
i to jeszcze przed wampirem. Uwolnił się z jego uścisku i poszedł grzebać w
lodówce, do której wepchnęli cały swój zapas jedzenia. Zjadł trochę chipsów i
zupkę w puszcze, która nawet nie była aż taka zła. Dante obserwował go przez
chwilę, po czym zamknął oczy i najwyraźniej dalej poszedł spać. Tak to
przynajmniej wyglądało. Jacob wątpił jednak, by tak rzeczywiście było. Wampir
ani trochę mu nie ufał, co podkreślał na każdym kroku. Nie dałby mu uciec tak
łatwo.
Nie mając w zwyczaju długo
siedzieć w jednym miejscu, Jacob szybko zaczął się nudzić. Przejrzał już
wszystkie magazyny, jakie mieli w pokoju, i zajrzał w każdy kąt. W końcu
skapitulował i wdrapał się na łóżko. Wziął w ręce swoją poduszkę i zdzielił nią
wampira prosto w twarz.
Dante sarknął, odpychając ją i
patrząc na niego zmrużonymi oczami.
– Oszalałeś? – spytał.
Jacob westchnął cicho. Miał
nadzieję, że uda mu się go zdenerwować. Lubił wkurzać wampira.
– Nudzę się. Zrób coś – zaczął
się żalić.
– Na przykład co? – Wampir usiadł
i przetarł twarz dłońmi, odgarniając włosy do tyłu. Jakim cudem prezentowały
się tak ładnie po nocy, podczas gdy Jacoba zawsze stały we wszystkie strony,
było dla niego cholerną zagadką.
– Nie wiem. Po to cię mam, żebyś
ty wiedział.
Dante westchnął cierpiętniczo.
Faktycznie, w ich pokoju nie było
zbyt wiele do roboty. Mieli w końcu tylko łóżko, szafę na ubrania, stolik
nocny, lodówkę, mikrofalę i małą łazienkę. Dante wątpił, by zaopatrzenie się w
gry planszowe pomogło trochę ujarzmić energię wilkołaka.
Wrócił myślami do wydarzeń
poprzedniego dnia. Do pobytu na plaży, polowania, spotkania z Amelią i nagle…
Nagle zaświtała mu w głowie pewna
myśl.
– Zbieraj się. Wychodzimy –
powiedział, schodząc z łóżka. Z walizki Alana, którą znaleźli w bagażniku,
wyciągnął grzebień i zabrał się za rozczesywanie czarnych kosmyków. Jacob w tym
czasie przebierał się w inne ciuchy i zakładał buty.
– Gdzie idziemy? – zapytał,
wiążąc sprawnie buty.
– Na zakupy. – Dante uśmiechnął
się przebiegle.
To był strzał w dziesiątkę. Plaża
i zwiedzanie miasta poszły w kompletne zapomnienie, gdy tylko pojawiła się na
horyzoncie. Uległa jej cała cywilizacja, nie było powodu, by nie uległ jej też
biedny Jacob.
Technologia.
Tylko tyle potrzebował, by zatkać
Jacoba na kilka bardzo długich godzin. Jeden średniej klasy i wydajności laptop
i Jacob dosłownie przepadł. Na całe godziny. Układał Pasjansa do znudzenia,
zanim odkrył magię Candy Crush Soda Saga, które pochłonęło go bez reszty. W
jego rodzinnej wiosce był tylko jeden komputer i to zamknięty w biurze alfy –
jak wyjaśnił zawstydzony swoją niewiedzą i ciekawością – do którego prawie nikt
nie miał dostępu. Wilkołaki wierzyły, że technologia była przekleństwem i
chorobą współczesnego świata i trzymali swoje młode od niej z daleka. Dzięki
Bogu, bo teraz Dante miał broń życia.
A jeszcze nawet nie podłączył mu
Internetu i nie wyjaśnił fenomenu Facebooka!
W czasie, kiedy Jacob podskakiwał
na siedząco na łóżku, mrucząc do siebie i skupiając się na grze, Dante mógł
skupić się na wszystkim innym. Przede wszystkim napisał do Klary, że ma do
Damona kilka pytań i chciałby się z nim spotkać. Potem spróbował zrozumieć
wiadomość, którą otrzymał z nieznanego numeru.
„Jake, C, Jrsyrm w SF,
ulrbrzolrczrnsywp, sykdp mk yepo, bkdz psyepzut K.”
Nie miała bowiem najmniejszego
sensu. Nie był to żaden obcy język, poznałby go. Obstawiał więc, że był to
jakiś szyfr. SF najprawdopodobniej oznaczało San Francisco. Pierwsze słowo –
Jake – musiało odnosić się do Jacoba, więc była to pewnie wiadomość do niego.
Tylko kto ją wysłał? Alan? Czy może ktoś, kto złapał Alana i wyciągnął z niego
numer tego telefonu? Dante nie znał go na tyle, by wysnuć przypuszczenie, czy
Alan był osobą gotową chronić ich do upadłego, czy może jednak umyłby ręce i od
razu ich wydał. Możliwe też, że próbował ich chronić, ale zwyczajnie mu się nie
udało.
Ciekawy, co powie na to Jacob,
pokazał mu ekran telefonu.
– Wiesz, co to znaczy? – spytał.
Jacob w pierwszej chwili tylko
zerknął, zbyt przejęty ratowaniem miśków. Gdy skończyły mu się ruchy, skupił
wzrok na ekranie telefonu. Wpatrywał się przez niego dłuższą chwilę, chwilami
patrząc w górę i sprawiając wrażenie osoby, która akurat coś sobie powtarza w
pamięci.
– To wiadomość od Alana –
powiedział w końcu. – Napisał, że wataha znalazła jakiś trop, a on sam jest w
San Francisco. Pewnie uciekł, by nie mogli nic z niego wyciągnąć.
Dante szczerze wątpił. Minęło
zbyt dużo czasu od ich ucieczki i momentu wysłania tej wiadomości, by
rzeczywiście mogło tak być. Prędzej wataha zdołała go złapać i po prostu
pozwoliła mu odejść, co oznaczało, że albo dostali, czego chcieli, albo wręcz
przeciwnie, nic nie mogli z niego wyciągnąć i dali mu spokój, nie chcąc
przyciągać zbyt dużej uwagi.
– Skąd wiesz, że Alan to wysłał?
– drążył wampir.
Jacob wzruszył ramionami.
– To szyfr, którym posługiwaliśmy
się prawie od samego początku naszej znajomości.
– My czyli kto?
– Ja, Alan i Duncan.
Wilkołak wziął od niego telefon i
ostrożnie wpisał własną wiadomość, również nie mającą większego sensu. Potem
oddał telefon i wrócił do gry.
– Duncan? Chłopak Alana? –
dopytywał Dante.
– I mój najlepszy przyjaciel –
potwierdził Jacob. – Mój ojciec dostałby apopleksji, gdyby dowiedział się o
związku Alana i Duncana, więc Alan wziął sprawy we własne ręce i nauczył nas
różnych sposobów szyfrowania wiadomości. Komunikujemy się w ten sposób od lat.
Tylko nasza trójka dokładnie wie, jak szyfrować. Jeśli choćby jednego elementu
braknie, jest to od razu ostrzeżenie, że zostaliśmy odkryci i że napisał to
ktoś inny lub zmusił jednego z nas do napisania tego.
Dante zmarszczył brwi i zamyślił
się. Jako że był osobą, która z jakiegoś powodu często zapamiętywała dużo
nieistotnych szczegółów, przypomniał sobie, jak poszedł spać do pokoju Alana i
ten pisał na telefonie ze swoim chłopakiem. Na nodze miał przyklejoną małą
karteczkę, na którą zerkał co jakiś czas, stukając palcami w ekran telefonu.
Czyżby miał tam spisane kody, których używał do szyfrowania? Możliwe, że po
tylu latach wprawy zbytnio ich nie potrzebował i spoglądał na nie tylko dla
pewności lub z przyzwyczajenia.
– Powiesz mi, jak to kodujecie? –
spytał. Wilkołak uśmiechnął się cwaniacko.
– Nie ma mowy. Złam kod, jeśli
chcesz wiedzieć.
– Może chociaż jakaś podpowiedź?
– Uniósł brwi.
Jacob tylko popatrzył na niego
litościwie. Dante westchnął i wziął się za łamanie kodu.
Nie było to takie proste. Nie
miał żadnego doświadczenia w tym
obszarze. Nie był pewien, nawet, jak się za to zabrać. Wiedział tylko,
co znaczyło Jake i SF. Podejrzewał jedynie, że K tak naprawdę oznaczało A jak
Alan. Mk więc musiało być tak naprawdę „ma”.
Jacob uśmiechnął się półgębkiem,
widząc jego skonfundowaną minę. Dante zmrużył oczy.
Challenge accepted, do cholery!
Po około dwóch godzinach Dante
miał wrażenie, że zaraz dostanie oczopląsu, a głowa mu eksploduje. Gapił się w
te literki tak namolnie, że już skakały mu przed oczami. Udało mu się odkryć,
że kod polega na konsekwentnym podstawianiu jednych liter za drugie. Gdy
zamienił wszystkie K na A, wyłoniły się kolejne słowa: badz, które pewnie
oryginalnie brzmiało bądź, ale zostało pozbawione znaków oraz jesyem, które
pewnie miało oznaczać jestem. To z kolei pozwoliło mu na zamianę każdej litery
Y na T, ale wiadomość dalej brzmiała pokracznie: Jake, C, Jestem w SF,
ulebezoleczenstwp, stadp ma tepo, badz pstepzut A.
Mając kontekst znaczeniowy, udało
mu się wymyślić, że słowo ulrbrzolrczrnsywp było zaszyfrowaną wersją słowa
niebezpieczeństwo, ale to i ta niezbyt pomogło przy zrozumieniu słowa „tepo”
oraz „pstepzut”. Frustrowało go to niemiłosiernie, bo nie lubił wracać na
tarczy przy tego rodzaju łamigłówkach. Nie okazywał jednak swojego
zniecierpliwienia, siedząc zawzięcie nad tym zadaniem, zdecydowany rozwiązać
zagadkę i utrzeć wilkołakowi nosa.
Po długich minutach ślęczenia nad
tymi dwoma słowami i zastanawianiu się, co ma stado, wpadł na to, że stado
miało trop! I faktycznie, było to słowo, które pasowało i w dodatku pomogło
odkodować ostatnie słowo.
– Jake, jestem w San Francisco,
niebezpieczeństwo, stado ma trop, bądź ostrożny. Alan – powiedział, przenosząc
wzrok na Jacoba. – Zgadza się?
Dante miał ochotę cieszyć się z
sukcesu, ale nie był na tyle naiwny i głupi. Gdyby nie to, że wiedział, czego
dotyczy wiadomość, prawdopodobnie nie udałoby mu się jej odczytać. Poza tym…
– Brawo. Zajęło ci to tylko trzy
godziny. – W głosie wilkołaka pobrzmiewała wyraźna kpina. – To teraz odkoduj
to, co wysłałem i to, co Alan mi wysłał z powrotem.
Dante pomasował skronie. No
właśnie.
Udało mu się zgadnąć, jaką treść
zawierała wiadomość, ale nie odgadł kodu, według którego ją zaszyfrowano.
Rozumiał mechanizm, który rządził zmianami – doszedł do tego metodą prób i
błędów i miał kilka teorii, co może pomóc w odnalezieniu rozwiązania, które w
każdym wyrazie były niezbędne – ale nie miał zielonego pojęcia, co było
kluczem. Wypisał parami, która litera na jaką została zmieniona. Niektóre
pojawiały się jako swoje zamienniki, na przykład R i E czy Y i T. Gdyby mu bardzo
zależało na złamaniu kodu, mógłby spekulować, że wszystkie występują w parach i
na tej zasadzie się je podstawia, ale pracując na tak krótkim i zwięzłym zdaniu
ciężko było wysnuć konkretne wnioski. Nie wspominając o tym, że odkrycie
znaczenia tak prostego i krótkiego zdania zajęło mu bite trzy godziny!
Kolejnym problemem było to, że
klucz najwyraźniej zmieniał się przypadkowo, bez żadnego konkretnego powodu.
Rodzaj klucza zapewne określała litera C po imieniu na początku wiadomości, ale
esemes Jacoba miał w tym miejscu literę A, a odpowiedź Alana F.
Do tej pory uważał wilkołaka za
przeciętnie inteligentną istotę, którą cechowała głównie brawura i niezdolność
do podjęcia przemyślanych decyzji. Teraz jednak zmuszony był przyznać, że Jacob
wcale nie był taki głupi. Nawet jeśli stworzenie i używanie kodu było pomysłem
Alana, Jacob najwyraźniej spamiętał wszystkie klucze i biegle potrafił się nimi
posługiwać. To dawało mu ogromną przewagę nad potencjalnymi ciekawskimi, którzy
mogli chcieć wściubić nos w jego sprawy. Złamanie wszystkich kluczy zajęłoby
mnóstwo czasu, który z kolei dałby chłopakom szansę na wymyślenie nowych lub
korzystanie z innego szyfrowania.
Dante aż nie mógł w to uwierzyć,
ale… Jacob mu zaimponował.
– Ta całkiem sprytne –
stwierdził.
– Totalnie odjechane! – odparł z
zadowoleniem Jacob. – Alan był pod tym względem nieźle zorientowany. Powinien
pracować jako tajniak a nie lekarz.
– Widocznie ten zawód bardziej mu
odpowiada. – Dante wzruszył ramionami. – Tak właściwie co napisałeś Alanowi? – zaciekawił
się.
Jacob zaśmiał się krótko.
– Odkoduj wiadomość, to się
dowiesz.
Dante ledwie powstrzymał się od
cierpiętniczego jęknięcia. Nie miał najmniejszej ochoty na powtórkę z rozrywki,
tym bardziej, że ta wiadomość była o wiele krótsza i przy tak niewielu
informacjach złamanie klucza mogłoby być niemożliwe.
– Spasuję. Aż tak mnie to nie
interesuje – rzucił do wilkołaka, przeciągając się.
Chociaż ciekawiło go jak jasna
cholera.
Dante obawiał się, że Jacob
szybko się znudzi siedzeniem w jednym miejscu i konieczne będzie podłączenie go
do Internetu, ale na szczęście się pomylił. Candy Crush zajęło go przez calutki
dzień, a przerwach, kiedy ładowały mu się życia, rysował w Paint i grał w
Sapera. Dante w duchu śmiał się do rozpuku z jego zaangażowania i absolutnego
skupiania, które widział u niego po raz pierwszy, odkąd się poznali. Pomyślał,
że chyba nawet nie musi się martwić tym, że Jacob ucieknie. Był zbyt zajęty
tym, że za dwie minuty miało mu się załadować nowe życie.
Wampir skorzystał ze spokoju i
poszedł wziąć długi, odprężający prysznic. Gdy wrócił, czekała na niego
wiadomość od Klary, która bez ceregieli wskazała mu miejsce i czas, gdzie miał
się pojawić, jeśli mu zależało na spotkaniu. Na szczęście kazała mu czekać
tylko dwa dni, więc było to znośne. Każdy dzień zwłoki dawał stadzie Jacoba
czas na znalezienie ich. Dante naprawdę wolał nie ryzykować.
Kolejne dwa dni mięły szybko dla
Jacoba, który nie odrywał się od laptopa i trzeba było mu go siłą zabierać tak
o trzeciej nad ranem, żeby w ogóle poszedł spać, i na nerwowym oczekiwaniu dla
Dante, który przeczytał zakupione książki po raz kolejny i z nudów ściągnął na
telefon aplikację do nauki znaków Kanji, którą przechodził w zastraszającym
tempie. Zawsze chciał nauczyć się japońskiego. Poza zabijaniem w ten sposób
czasu, zabijał też ciekawość.
Nie mógł się doczekać spotkania z
Damonem.
Wieść o tym, że jakiś wampir
dokończył więź, rozniosła się po całej rodzinie lotem błyskawicy. Dwudziesty
pierwszy wiek oferował narzędzia bajecznie ułatwiające komunikację z całym
światem, więc nawet nielubiani krewni zadali sobie trud, bo zadzwonić do innych
jeszcze mniej lubianych i rozpuścić plotkę dalej. Dante dowiedział się od
Borysa, na którego zupełnie przypadkiem natknął się we Francji. Początkowo mu
nie wierzył, bo wampiry przez całe stulecia unikały wiązania się. Sam był
młodym wampirem, miał tylko dwieście czterdzieści trzy lata, ale były takie,
które żyły na świecie już całe tysiąclecia, a żadne z nich nie zdecydowało się
na dokończenie więzi. Dante też nigdy tego nie planował. Nie sądził, by znalazł
się na świecie ktoś, kto mógłby zainteresować go na tyle, by chciał z nim być
już zawsze. Zakładał, że kiedyś spotka jakąś miłą wampirzycę lub wampira,
zwiąże się na jakiś czas, a potem kolejną i tak dalej, aż przestanie mu zależeć
na takiej relacji. A tu nagle… BUM. Ktoś wreszcie zrobił to po tylu latach.
O okolicznościach krążyły różne
plotki, ale nikt do końca nie wiedział, co i jak, tylko że Damon dokończył więź
z jakimś młodym chłopakiem będącym o włos od śmierci. Dante nigdy nie miał
okazji spotkać Damona, który był czarną owcą w rodzinie i rzadko pojawiał się
na zjazdach rodzinnych. Tym bardziej Dante był go ciekawy. Zastanawiał się nad
jego osobowością i motywem postępowania. Szczerze mówiąc, nie mógł się doczekać
tego spotkania. Damon był trochę jak celebryta w ich rodzinie po tym, jak
zawiązał więź. Wszystkie wampiry były go ciekawe.
Gdy więc dwa dni później stanęli
przed budynkiem, który wskazała mu w wiadomości Klara, Dante był wyraźnie
podekscytowany, a Jacob pełen nadziei. W najlepszym wypadku Damon naprawdę coś
wiedział i mógł im pomóc. W najgorszym nie wiedział nic i zostawali z tym
wszystkim sami. Tak czy inaczej, gra była warta świeczki.
– Kościół? – zdumiał się Jacob,
gdy przekroczyli otwartą bramę i stanęli przed wielkim gmachem z czerwonej
cegły. Nad ogromnymi wrotami prowadzącymi do środka wisiała tęczowa flaga. –
Co?
Zanim Dante otworzył usta,
podeszła do nich młoda, zgrabna kobieta ubrana w piękną i bardzo wyzywająco
skrojoną czerwoną suknię. Dante od razu ją rozpoznał.
– Klara Sommer. – Kobieta
wyciągnęła do niego rękę na przywitanie. Dante uścisnął ją, zauważając, że jest
starannie wypielęgnowana, o długich, pomalowanych na czerwono paznokciach. Jej
wewnętrzną część nadgarstka zdobił czarny tatuaż przedstawiający labrys.
Symbol lesbijek, feministycznej
siły i samowystarczalności.
– Dante – przedstawił się. –
Przeszkadzamy? – spytał z uniesionymi brwiami. Do kościała wchodzili ludzie,
wszyscy ładnie ubrani i podekscytowani.
– Nie, jesteście idealnie na czas
– odparła z lekkim uśmieszkiem. – Zaraz się zacznie. Damon będzie mógł z wami
porozmawiać po ceremonii, nie znosi takich imprez. Miejsca nie są przydzielone,
więc możecie usiąść gdziekolwiek.
Dante spojrzał w dół, na swoje
średnio prezentujące się ciuchy i Jacoba, który wyglądał jeszcze gorzej w
pogniecionej koszulce i Conversach, od kilku lat nie widzących wody z mydłem.
Westchnął cicho. Przeklęte lesby. Miał dziwne przeczucie, że Klara celowo im
nie wspomniała, w jakich okolicznościach Damon będzie mógł się z nimi spotkać.
Zapewne był to sposób na zawstydzenie ich. Gdy po chwili zobaczył, że do Klary
podchodzi Amelia, równie odstrzelona i w wysokich szpilkach, i całuje Klarę w
usta, a potem łapie za rękę i ciągnie do kościoła, nie miał już żadnych
wątpliwość, że było to ukartowane.
Nie mając innego wyjścia, jak
tylko wejść do środka i przeczekać ceremonię, wzruszył ramionami i wszedł do
środka, ciągnąc za sobą wilkołaka. Zajęli ostatni rząd w kościele i w ciszy
czekali na to, co miało się wydarzyć.
Gdy przed ołtarzem pojawiło się
dwóch mężczyzn w szarych garniturach i ksiądz zaczął coś bredzić o tym, że
zebrali się by uczcić świętym węzłem małżeńskim bla, bla, bla, do Dante
dotarło, że wprosił się na gejowski ślub.
***
Jakiś pomysł, kto bierze ślub? :)
Omg, kto bierze ślub? Chyba nie Theo i Damon?! Każde czekanie na nowy rozdział jest straszne, ale warto. Świetny rozdział i opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńHmm, może to Dennis z Jonasem biorą ślub? (Mam nadzieję, że nie pomyliłam imion, by tamto opowiadanie czytałam już sporo czasu temu). Chętnie dowiedziałabym się więcej o nich, bo przez większość czasu byli w zupełnie nie romantycznych relacjach, więc to mogłoby być ciekawe. Za razem jestem też bardzo ciekawa, co z Damonem i co powie na pytanie o zerwanie więzi. W końcu to był dość specyficzny czas w jego życiu i z pewnością teraz ogromnie się cieszy, że nie zerwał więzi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i życzę weny!
~VeliazwanaVel
No pięknie, ale nie liczę na Damona i Theo.
OdpowiedzUsuńJuż myślałam że w tym rozdziale spotkamy Damona i Theo :) No nic trzeba czekać :) Jestem ciekawa jak teraz wygląda ich związek, czy się zmienili? Nie mam pojęcia kto ten ślub bierze, ale też chętnie się dowiem :) I był prawie seks ;) Mogłoby uch trochę bardziej do siebie ciągnąć ale może niech się najpierw lepiej poznają :) Super rozdział :) Dziękuję bardzo i czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńNie zaglądałam tu przez jakiś czas i taka niespodzianka - 3 rozdziały!! :D Świetny rozdzial, czekam na dalsze lisy tej dwójki :))))
OdpowiedzUsuńObsesjo - juz nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu :D Jak mozna skonczyc rozdzial tak bezczelnym cliffhamgerem? Xd Sumienia nie masz ;___; Ale opowiadanie jest coraz lepsze :3 A powiedz mi czy jest opcja kupna opowiadania? Z checia bym zakupil bo kisne czekajac na kolejne rozdzialy Xd Bkagam powiedz ze tak :'( Moge Ci to zabetowac i zaplacic Xd W kazdym razie - juz nie moge sie doczekac!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam :( Ale tak jakoś bezczelnie wychodzą mi te rozdziały, następny wcale nie kończy się lepiej -.-
UsuńCo do kupna opowiadania, to choćbym z całego serca chciała udostępnić je wcześniej, nie jest to możliwe, bo... jeszcze go nie napisałam! Dlatego niestety musisz uzbroić się w cierpliwość. I nie stresować mnie tymi pochlebnymi komentarzami ;)
Postaram się ogarnąć i trochę przyspieszyć z publikacją, ale jak zawsze, nic nie mogę obiecać. Nie ukrywam jednak, że komentarze to miłość, a miłość to przypływ weny ;)
Pozdrawiam!
Dziękuję za kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńKto bierze ślub? Damon i Theo? <3
J w końcu zaczyna ufać D, zaczynają sobie pomagać, ciekawe, jak tak akcja się rozwinie ;)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Obstawiam, że to ślub Liama i Zaina
OdpowiedzUsuńHejka,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, no końcówka to wyszła cudownie, ale czyj to ślub tak mnie zastanawia, może Deamona i Theo, chociaż wątpię w to... zwłaszcza po tych słowach Kiry, że nie lubi takich imprez... haha Jackob przepadł na kilka godzin... ;) dzięki komputetowi
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia