Ceremonia była przepiękna i
śmieszna. Gdy Dante usłyszał, że na ślubnym kobiercu stanął niejaki Liam i
Zain, odetchnął z ulgą. Gdyby to był ślub Damona… Całe jego podekscytowanie
spotkaniem uleciałoby z niego jak powietrze przekutego balonu. Dokończenie
więzi to jedno, ale ożenek i to przed tym całym Bogiem… Dante nie wiedział, jak
bardzo wampir musiałby być ekscentryczny, by się na coś takiego zdecydować.
Jacob, oczywiście, był w siódmym
niebie, co od razu widać było po jego zachwyconej minie i świecących oczach.
Podobało mu się chyba wszystko, począwszy od wystroju kościoła, po pocałunek
pary młodej. Dante próbował wypatrzyć w tłumie Damona, ale nie był pewny, jak
on wygląda, więc nie było to łatwe zadanie.
Po ślubie, złożeniu życzeń przed
kościołem i innymi dziwnymi czynnościami, wszyscy goście udali się na zabawę.
Para młoda miała pobyć na niej tylko przez kilka godzin, jak zapowiedziano, po
czym udawała się w podróż poślubną na Hawaje. Jacob westchnął z tęsknotą.
- Też być chciał polecieć na
Hawaje? – spytał Dante z ciekawością.
Jacob wydął usta.
- No jasne! Jest tyle ekstra
miejsc, które chciałbym zobaczyć! Wspinać się w Himalajach. Surfować na
Hawajach. Popłynąć Amazonką. Przeżyć ulewę na Saharze! Zobaczyć zorzę polarną
na Alas…
- Dobra, dobra, dotarło do mnie!
– Dante uniósł ręce w poddańczym geście. – Jest dużo miejsc, które chciałbyś
zobaczyć.
- Ziemia jest przepiękna –
wyjaśnił Jacob. – Ma tyle do zaoferowania. Wkurza mnie, że moja rasa tak
uparcie trzyma się jednego miejsca. Wilki są zwierzętami wędrownymi, wiesz?
Tylko dlatego, że nie musimy jak one przemieszczać się w pogoni za jedzeniem,
bo możemy je sobie kupić w sklepie lub zasiać w ogrodzie, jeszcze nie oznacza,
że powinniśmy siedzieć na dupie w jednym miejscu. Jasne, Yosemite jest świetne,
jest w nim wiele bajecznie ładnych miejsc, ale – Jacob wzruszył ramionami – to
już widziałem. Chciałbym zobaczyć coś nowego.
Nie powiedział tego głośno, ale
zawsze chciał podróżować. On i Duncan od dziecka snuli marzenia, gdzie mogliby
się udać, gdy już dorosną. Potrafili spędzić całe noce na planowaniu tras,
śledząc mapy w podręcznikach i robiąc listę miejsc, które po prostu musieli
zobaczyć. Nawet jeśli już tego nie robili i nie wracali zbytnio do tematu
podróżowania, Jacob nie zapomniał o swoim marzeniu i ciągle jeszcze miał nadzieję,
że uda mu się je spełnić. Teraz, można powiedzieć, jego marzenie po części się
spełniło, ale było to raczej spełnienie marzenia w stylu „uważaj, czego sobie
życzysz”. To tak, jakby zamienić w muchę kogoś, kto marzył o lataniu.
- Podrzucić was? – zaproponowała
Amelia.
Dante nie był pewny, czy chciał
znaleźć się z nią w zamkniętej przestrzeni na tak małym metrażu, ale skinął
głową.
Dojechanie na salę, gdzie
odbywało się wesele, zajęło im tylko kilka minut. Ignorując wystrój całej sali
weselnej, spojrzał na wampirzycę wyczekująco. Amelia wywróciła oczami i wskazała
mu postawnego blondyna, który ciągnął przekornie za włosy młodszego szatyna o
kasztanowych lokach, patrzącego na niego z naganą i kopiącego go pod stołem w
piszczel.
- To on? – spytał Jacob, unosząc
brwi. Podekscytowanie Dante było dla niego oczywiste przez te ostatnie dni,
więc i on zaciekawił się, kim jest ten wampir, który rzekomo może coś wiedzieć.
- Zaraz się przekonamy – odparł
Dante i spokojnym krokiem ruszył w stronę stolika.
Gdy podeszli, blondyn przeniósł
na nich wzrok. Od razu wyczuł, że Dante jest z tej samej rodziny. Amelia
musiała go już poinformować, że ktoś go szuka, bo mężczyzna nie wydawał się
zdziwiony jego obecnością.
Przez chwilę mierzyli się
wzrokiem. Byli z tej samej rodziny, chociaż z wyglądu różnili się jak dzień i
noc.
- Dante, wnuk Jacoba –
przedstawił się brunet. Nie wyciągnął ręki na przywitanie.
- Damon – odparł krótko
jasnowłosy mężczyzna, mierząc go wzrokiem. Wskazał im miejsce obok siebie. –
Usiądź. Słyszałem, że masz do mnie pytania.
- Jesteś pewien, że to dobre
miejsce do dyskusji? – spytał Dante z powątpiewaniem. Na sali znajdowało się
kilkadziesiąt osób, większość z nich to ludzie, chociaż zdarzyło się kilka
wampirów i nawet ze dwie czy trzy inne nadprzyrodzone istoty. Dante nie był
pewny, czy sala pełna ludzi jest odpowiednim miejscem na rozmawianie na takie
tematy.
- Miejsce jak każde inne. Zain i
Liam nie będą mieli nic przeciwko – odparł Damon, wzruszając ramionami. Jego
wzrok padł na Jacoba, który chyba był nieśmiały w tłumach, bo już któryś raz z
kolei milczał, gdy przyszło do rozmawiania z nieznajomymi. Gdy byli sami ani
trochę się nie krępował ze swoimi opiniami i docinkami. – Kumplujesz się z
wilkołakami? Ty tak na poważnie? – Damon uniósł jedna brew, patrząc na nich z
zaskoczoną miną.
Dante westchnął ciężko.
- Właśnie dlatego chciałem się z
tobą spotkać. To z nim jestem związany.
- To przecież niemożliwe.
Jacob spojrzał na Dante
oskarżycielsko.
- Mówiłeś, że on będzie coś
wiedział! – fuknął się.
- Mówiłem, że może coś wiedzieć!
– Dante spojrzał na Damona i powiedział: - To jest możliwe. Nie wiem jak, ale
związaliśmy się, przynajmniej wszystko na to wskazuje. – Dante odchylił głowę,
pokazują bliznę po ugryzieniu Jacoba. – Zostało mi to po tym, jak mnie ugryzł.
Moje też nie zniknęły z jego szyi. Mogę pić tylko jego krew – wyliczał dalej
Dante. – Jacob ma jakieś dziwne objawy chorobowe. Amelia twierdziła, że to
przez to, że zawiązał niepełną więź i jego ciało domaga się dokończenia jej.
- To wcale nie musi oznaczać, że
jesteście związani – wtrącił szatyn. Widząc ich pytające spojrzenie, pomachał
im. – Cześć, jestem Theo. Partner tego tu. Gdy Damon mnie po raz pierwszy
ugryzł i zawiązał ze mną więź, miał o wiele więcej objawów, że tak powiem.
- Nasza więź to nie choroba –
burknął Damon, patrząc w bok z nietęgą miną.
Theo wywrócił oczami.
- Przecież wiem. Ale skarżyłeś
się, że moja krew ci nie smakowała, kiedy między nami nie grało albo się ciebie
bałem.
Jacob spojrzał na Theo z
niedowierzaniem.
- Miałbym się go bać? – Wskazał
palcem Dante. – Nigdy w życiu.
- To nie wszystko – kontynuował
Damon. – Byłem w stanie wyczuć jego emocje.
- Wiem, jak funkcjonuje zwykła
więź – wtrącił Dante. – Miałem już kilku partnerów. Wiem, że ta teraz jest
trochę inna, ale może to być rezultat tego, że Jacob jest wilkołakiem. Tylko ty
dokończyłeś więź z naszego gatunku. Wiem, że swego czasu sporo kopałeś w
książkach, jak ją zerwać. Miałem nadzieję, ze może natknąłeś się gdzieś na coś,
co mogłoby nam pomóc. – Dante spojrzał na niego z nadzieją, ale Damon już kiwał
przecząco głową.
- Ani wzmianki. Nigdzie nie było
nic na temat więzi między wampirem i wilkołakiem. Z reguły niezbyt za sobą
przepadamy. Jakim cudem wytrzymujesz z tym tutaj, jest poza moją zdolnością
pojmowania.
Zapadła cisza. Jacob zagryzł
dolną wargę i spuścił wzrok, wyraźnie rozczarowany. Dante był taki pewny, że
ten wampir będzie jakoś umiał im pomóc, a tymczasem był tak samo zaskoczony,
jak oni, gdy więź się utworzyła.
- Cóż, są tylko dwie osoby, które
mogą coś na ten temat wiedzieć – mruknął Theo. – Przepraszam na chwilę.
Chłopak wstał i odszedł, idąc
zamaszystym krokiem w konkretnym kierunku. Damon westchnął.
- No to się zaczyna – bąknął.
Wyraźnie nudził się na weselu. Obsługa podawała już jedzenie, ale ich stolik
ominęła, świadoma statusu gości, którzy przy nim siedzieli. – Idziemy –
powiedział nagle Damon, wstając ze swojego miejsca. Dante i Jacob spojrzeli na
siebie, po czy też wstali i podążyli za blondynem, który wyszedł z sali,
przeszedł długim korytarzem i wyszedł z budynku, po czym wskazał im drabinkę
prowadzącą na dach. Zgrabnie wspięli się po nich na górę, gdzie znajdowało się
dwóch innych mężczyzn i Theo.
- To oni – powiedział Theo.
Dante zmarszczył brwi. Wydawało
mu się, że kojarzył tego starszego z dwójki.
- To Jonas, pierwszy syn Ojca –
przedstawił mężczyznę Theo. Cała czwórka uśmiechnęła się pod nosem, zupełnie
jakby wiedzieli coś, o czym oni nie mieli pojęcia. – Jeśli ktoś będzie mógł ci
pomóc, będzie to właśnie on.
Jonas, pomyślał Dante z
zaskoczeniem i respektem. Jonas był najstarszym z nich. Jedyny wampir, który widział
ich Ojca. Najpotężniejszy wampir, jaki chodził po Ziemi.
- Wilkołak? – wyraził
zaskoczenie, wskazując Jacoba.
- Jezu, czemu wszyscy macie ze
mną taki problem? – wybuchł w końcu chłopak. – To cholernie irytujące! Czy ja
się zwracam do was per wampir czy człowiek? Mam na imię Jacob!
- Jacob? – spytali chórem Theo i
ten drugi mężczyzna, który do tej pory w ogóle się nie odzywał.
- Co? Z moim imieniem też macie
problem? – naskoczył na nich.
Theo uniósł ręce w
przepraszającym geście.
- Nie, nie! – zapewnił. – Tylko…
- Tylko co?! – warknął Jacob,
zaciskając pięści. Był gotowy spuścić mu lanie natychmiastowo, nawet jeśli
później pozostali mieli go rozerwać na strzępy.
- Ugh, Dennis i ja oglądaliśmy
ostatnio „Zmierzch” – wyjaśnił. – To trochę zabawne, że są wilkołaki, które
naprawdę mają tak na imię. To wszystko – zapewnił.
Jacob rozluźnił się, ale tylko
trochę.
- Mój ojciec przegrał zakład z
alfą sąsiedniego stada – burknął wilkołak zawstydzony.
Damon parsknął śmiechem. Theo
zmarszczył brwi.
- Chcesz coś powiedzieć na ten
temat, Winifred?
- Siedź cicho! – syknął Damon,
wbijając mu łokieć pod żebra.
- Spokój, dzieci – powiedział
Jonas spokojnie, pełnym autorytetu głosem. Wszyscy od razu zamilkli, skupiając
na nim swoją uwagę. – Więc? O co chodzi? Opowiedzcie mi wszystko i ze
szczegółami.
Dante skinął i opowiedział o tym,
jak wataha starła się z jego rodziną i o swojej walce z Jacobem, podczas której
się nawzajem ugryźli. Opowiedział o tym, że od tego czasu nie mógł pić krwi
innych, o przekonaniu watahy Jacoba, że są związani, o jego objawach
niedokończonej więzi i pościgu. Gdy skończył, Jonas długo milczał, patrząc
przed siebie nieobecnym wzrokiem. Damon i Theo rzucali sobie porozumiewawcze
spojrzenia, których Dante nie rozumiał, co go irytowało. Przedłużająca się
cisza działała mu na nerwy.
- Czy wilkołak płci męskiej może
zajść w ciążę? – spytał w końcu Jonas, patrząc na wilkołaka z zastanowieniem.
Jacob zrobił wielkie oczy.
- Jasne, że nie! Wszyscy zupełnie
poszaleliście?!
- Umiesz nam pomóc czy nie? –
spytał Dante. W jego głosie pobrzmiewało lekkie zniecierpliwienie.
- Zależy, co masz na myśli mówiąc
„pomoc” – odparł Jonas wymijająco.
- Chcemy zerwać więź – wtrącił
Jacob, patrząc na wampira z wyczekiwaniem. – I to im szybciej, tym lepiej.
- To nie takie proste – odparł od
razu Jonas, kręcąc głową.
Damon zdecydował się kuć żelazo,
póki gorące.
- Czyli słyszałeś już o takim
przypadku? – wtrącił od razu, nie dając mu czasu na wykręcenie się.
Jonas zawahał się. Widząc
podejrzliwe spojrzenia pozostałych uczestników dyskusji, westchnął ciężko.
- Można tak powiedzieć… To
znaczy, Ojciec mi kiedyś coś wspominał, ale nie wchodził w szczegóły. Mówił
tylko, że taka więź jest możliwa i że nie funkcjonuje na takich samych
zasadach, co ich. – Wskazał na Damona i Theo. – Mówił też, że jest bardzo
niebezpieczna.
- Czy można ją zerwać? – spytał
Jacob.
- Nie jestem pewny. Ojciec dał mi
do zrozumienia, że nie, ale nigdy nie powiedział tego wprost.
- Nawet w nasz zwyczajowy sposób?
– odezwał się Dante, mając na myśli zabicie żywiciela, gdy więź trochę
osłabnie. Jonas pokręcił tylko głową i wzruszył ramionami, na co Dante
westchnął cierpiętniczo, a Jacob uniósł brwi pytająco. Nie wyjaśnił mu, o co
chodziło.
Zapadła cisza. Dante nie
wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Od początku czuł, że znalazł się kiepskiej sytuacji, a słowa Jonasa
potwierdziły jego najgorsze przypuszczenia. Po minie prastarego wampira
domyślał się, że mają małe szanse na zerwanie więzi. Jeśli rzeczywiście tak
było, Jacob nie tylko nie mógł wrócić do domu, ale byli zmuszeni stawić czoła
jego stadu i z nimi walczyć. Dante nie był pewny, czy gdy przyjdzie co do
czego, Jacob rzeczywiście odważy się podjąć walkę na śmierć i życie ze swoimi
krewniakami? A nawet jeśli, czy mieli szansę taką walkę wygrać? I czy po
wygraniu takiej walki byli w stanie ze sobą wytrzymać? Jeśli więzi nie dało się
zerwać, Dante utknął z gówniarzem na dobre. Walka z watahą była nie do
uniknienia.
Dante przetarł twarz dłońmi i
spytał:
- Czy istnieje jakieś źródło
informacji, które mogłoby nam pomóc? Jakaś księga spisana przez Ojca lub kogoś
mu bliskiemu? Właściwie cokolwiek, co mogłoby być przydatne?
Jonas pokręcił przecząco głową.
- Nie istnieje żadna książka,
która mogłaby wam pomóc. Ojciec celowo zataił te informacje, by nie wpadły w
niepowołane ręce. To zbyt niebezpieczne.
- Czyli co mamy zrobić? Pogodzić
się z tym, że utknęliśmy ze sobą do mojej cholernej śmierci?! – Jacob doskoczył
do wampira, zaciskając ręce w pięści. Dennis zrobił krok w przód i zmarszczył
brwi, niezadowolony z tego, że tak blisko podszedł do jego partnera.
- Wątpię, żebyś umarł –
stwierdził Jonas.
- Kurwa, Jonas, mów po ludzku! –
wybuchł Damon. – Mam dosyć tych twoich lakonicznych wypowiedzi, które ni chuja
nie mają sensu. Powiedz wreszcie wprost, o co chodzi. Że po tylu latach bycie
krypto-zjebem jeszcze ci się nie znudziło! Nie bez powodu Mario tak strasznie
cię nie znosił.
Theo pokręcił tylko głową i
wywrócił oczami na słowa swojego partnera. Jonas tylko zerknął na Damona z miną
wyrażającą politowanie.
- Czy ty w ogóle uważałeś, gdy
Mario uczył cię naszej historii? – spytał Jonas.
- Stary niczego mnie nie uczył –
odbił od razu piłeczkę Damon. – Więc mów do rzeczy i przestań robić z nas
idiotów.
- Więź to stara magia, której już
dawno się nie praktykuje i która jest dziedzictwem istot nadprzyrodzonych,
chociaż niektórzy ludzie posiadają elementarną wiedzę na jej temat i potrafią
jej w pewnym stopniu używać. Chodzi o to, że wampiry mają bardzo mocną siłę
witalną. Dlatego starzejemy się tylko do pewnego stopnia i nie umieramy z przyczyn
naturalnych. Gdy dwie istoty wiążą się ze sobą, dzielą swoja siłę witalną.
Dlatego podejrzewam, że Dante… Tak masz na imię, prawda? Podejrzewam, że twoja
siła witalna będzie wzmacniać siłę twojego partnera.
- Jednym słowem nigdy się od
niego nie uwolnię, bo dopóki żyję ja, będę trzymał przy życiu i jego? – upewnił
się Dante.
Jonas skinął głową.
- Dokładnie tak.
- Czy myślisz, że nie
zawiązaliśmy jeszcze pełnej więzi? Że jest coś jeszcze, czym możemy pogorszyć
sprawę? Wilkołaki wiążą się poprzez ugryzienie podczas kopulacji. Oczywiście,
my tego nie zrobiliśmy, więc…
- Przykro mi, ale nie znam
odpowiedzi na to pytanie – odpowiedział Jonas. – Po mojemu już gorzej być nie
może, ale to tylko moje przypuszczenia.
Jacob prychnął.
- Krótko mówiąc, nie wiecie nic –
powiedział gorzko. – Żaden z was nie powiedział nam nic przydatnego. Tylko
zgadujecie, że może być tak czy siak, ale tak naprawdę sami nie macie pojęcia.
- Zgadza się – przyznał Jonas. –
Wiem tylko, że w naszych księgozbiorach nie znajdziesz nic na temat takiej
więzi. Już dawno wszystko przeczytałem i nic.
Dante westchnął cicho. Szczerze
mówiąc, był głęboko rozczarowany. Naprawdę sądził, że Damon będzie coś
wiedział, a on nie tylko nie wiedział, ale jeszcze średnio im wierzył. Jonas,
pierwszy syn Ojca, posiadał tylko śladowe informacje, które jedynie mogły im
zaoszczędzić czasu i frustracji związanych z przekopywaniem się przez różne
księgozbiory i biblioteki. Do głowy przychodziła mu jeszcze tylko jedna istota,
która mogła coś wiedzieć, ale sama myśl o tak dalekiej podróży napawała go
obawą. No i Jacob w życiu się nie zgodzi, był tego pewny.
- A co z czarownicą? – spytał,
łapiąc się ostatniej deski ratunku. – Tej, która mieszka na Antarktydzie?
Słyszałem, że wie sporo o nas i magii. Kontaktowałeś się z nią? – Tu spojrzał
na Damona.
Ten prychnął z wyraźną urazą.
- Kontaktowałem, ale w ogóle mi
nie pomogła.
- I obecnie jej tam nie ma –
dopowiedział Jonas. Gdy wszyscy spojrzeli na niego pytająco, wyjaśnił: -
Dzwoniła do mnie ostatnio. Powiedziała mi, że wydarzyło się coś niezwykłego i
musi to zbadać. Nie powiedziała, o co chodzi ani kiedy zamierza wrócić do
swojego domu, ale z jej słów wywnioskowałem, że nieprędko.
- Ja pierdolę! – Jacob wyrzucił
ręce w górę. – Może już po prostu zeskoczę z tego dachu i będzie po kłopocie?!
Damon wywrócił oczami.
- Nie krępuj się. Jedna irytująca
osoba mniej – skwitował.
Jacob zmrużył niebezpiecznie
oczy. Dante złapał go za nadgarstek i pociągnął delikatnie w swoją stronę,
odsuwając od pozostałych wampirów na bezpieczną odległość. Nie chciał wdawać
się w bójkę i to jeszcze z jedynymi osobami, które mogły im jakoś pomóc. Inne
wampiry by go zwyczajnie wyśmiały, gdyby poprosił je o pomoc. To i tak
zakrawało na cud, że ktokolwiek był chętny z nim na ten temat porozmawiać, a
nie tylko obserwować rozwój sytuacji i śmiać się w międzyczasie z jego
nieszczęścia.
- Chodźmy stąd – powiedział Jacob
do Dante. Jego oczy ciskały błyskawice. – Dałem się tutaj przywlec, bo oni
mieli coś wiedzieć i nam pomóc, a tymczasem nie wiedzą nic. Nie ma sensu tu
dłużej siedzieć.
Dante nie był przekonany, ale
skinął głową na znak zgody. Nie miał ochoty na kłótnię z wilkołakiem ani jego
wahania nastrojów. Skoro Jonas i Damon twierdzili, że nic nie wiedzą, to albo
rzeczywiście tak było, albo nie mieli ochoty dzielić się z nimi informacjami.
Jeśli tak było, Dante nie miał możliwości wpłynięcia na nic. Pozostało pogodzić
się z faktem, że wampiry im nie pomogą i muszą szukać informacji w innych
miejscach. Na przykład u wilkołaków.
- Wątpię, by wilkołaki wiedziały
coś na ten temat – wtrącił Jonas, jakby czytając im w myślach. – Radzę uważać,
bo widok takiej nietypowej pary może je mocno rozdrażnić.
- Dzięki, zabrzmiało jakbyśmy
byli totalnie nietolerancyjnymi kutasami, którzy całe życie spędzają na
ocenianiu innych – zirytował się Jacob.
- A nie? – Damon uniósł brwi
zadziornie. Wilkołak zawarczał na niego ostrzegawczo.
- W ogóle nie uwzględniłeś w
swojej wypowiedzi cip. To rasism – zauważył Theo spokojnie.
Dante tylko dzięki wspaniałemu
refleksowi złapał Jacoba za kołnierz, zanim ten zdążył doskoczyć do Theo. Poprosił
jeszcze Jonasa o kontakt, gdyby udało mu się namierzyć czarownicę, a potem, obawiając
się, że wilkołak zaraz przejdzie do rękoczynów, podziękował pospiesznie za
pomoc i ciągnąc szatyna za rękaw, oddalili się od pozostałych wampirów.
Wiedząc, że Jacob zapewne wpadnie
na genialny pomysł wrócenia do swojej watahy, zaczął planować, jak go ogłuszyć
i zamknąć na cztery spusty, by nie mógł tego zrobić. Kontaktowanie się z wrogą
watahą było wydaniem na siebie wyroku śmierci, a Dante nie zamierzał umierać
przez głupotę nieopierzonego gówniarza.
Przez całą drogę do domu nie
odezwali się do siebie nawet słowem. Ręce Jacoba były zaciśnięte w pięści, a
mina wyrażała determinację i gotowość do walki. Jego zaciśnięte pięści i
ściągnięte w gniewnym wyrazie brwi wystarczyły, by pokazać, jak ciężka czekała
go przeprawa.
Gdy dotarli pod dom ich hosta,
Jacob wysiadł z samochodu i trzasnął drzwiami. Dante westchnął i podziękował
kierowcy Ubera przed wyjściem z samochodu.
Wilkołak czekał przed wejściem,
bo to Dante miał klucz do ich pokoju. Brunet wyciągnął go z tylnej kieszeni
spodni i otworzył drzwi, puszczając wilkołaka przodem. Jacob stanął jak wryty w
wejściu.
- Uw…!
Dante ledwo zdołał pchnąć szatyna
na podłogę, zanim dwie postacie rzuciły się na niego z dwóch stron. Krzyknął,
czując jak coś wbija mu się w prawe udo. Rękami zasłonił twarz, dzięki czemu
drugi nóż, skierowany w stronę jego krtani, utknął w jego bicepsie.
Jacob zawarczał głośno, wpatrując
się w trzecią postać, która skrywała się za jedną z długich zasłon. Dante kątem
oka zobaczył, że jest to ten sam wilkołak, który włamał się im do domu i
walczył z Borysem. Dwóch, którzy zaatakowali jego, nie znał.
- Trzymajcie go! – powiedział ten
trzeci, stając do walki z Jacobem.
Nie tracąc czasu, Dante wyrzucił
łokieć w bok, trafiając jednego wilkołaka w nos i łamiąc mu go. W tym czasie
drugi atakował go już kolejnym nożem. Ból promieniujący z dwóch ran kłutych
oraz skwierczenie krwi dowodziły, że noża miały srebrne ostrza.
Dante wykorzystał całą swoją
wiedzę taktyczną i bojową, stawiając czoła tej dwójce. Ledwo sparował cios,
złapał wilkołaka za nadgarstek i podciął go nogą, rzucając na podłogę. W tym
czasie drugi rzucił mu się na plecy, ale z łatwością udało mu się przerzucić go
przez siebie na tego pierwszego. Wampir zdołał wyrwać jednemu z nich nóż i wbił
go w plecy drugiemu. Wilkołak wrzasnął, wijąc się z bólu.
- Co, nie takie przyjemne, hm? –
spytał go Dante, sycząc cicho z bólu. Jacob w tym czasie walczył z trzecim
wilkołakiem. Z tego, co widział, walka była wyrównana. Uspokojony, że ma
jeszcze trochę czasu na zajęcie się tą dwójką, kopnął jednego wilkołaka w
brzuch, by odsunął się od tego drugiego, który jeszcze mógł walczyć.
- Odbiło ci?! – krzyczał Jacob. –
Jesteś moim bratem.
- Rozkazy alfy są jasne – odparł
wilkołak. Dante w tym czasie uniósł rękę i uderzył wilkołaka w szyję, próbując
pozbawić go przytomności. Niestety, nie trafił w odpowiedni punkt, przez co
chłopak zawył z bólu, ale ciągle był przytomny. Dante uniósł rękę jeszcze raz,
mimo obrazu rozmazującego mu się przed oczami. Srebro wchodziło w reakcję
chemiczną z krwią wampirów, sprawiając im ogromny ból i potrafiąc unieruchomić
mięśnie. Im dłużej ostrza pozostawały w jego ciele, tym większe siały spustoszenie.
- Ojciec jeszcze zmieni zdanie,
Finn! Na pewno nie pozwolił ci za mną jechać!
- Na pewno go nie zmieni – odparł
Finn. – Życie twoje albo reszty watahy. Wybór jest bolesny, ale prosty. Sam
powinieneś zakończyć swe życie, Jake. Dla dobra naszej watahy.
Dante spojrzał na walczących
zaalarmowany.
- Nie daliście mi nawet szansy na
zerwanie więzi! – warknął Jacob. Wilkołaki obserwowały uważnie swoje ruchy,
szukając możliwości do ataku.
- Więzi nie można zerwać.
- Więź jest niepełna.
- Tego nie wiesz.
- Ty też nie.
- Poddaj się, Jake. Nie każ nam
pozbawiać cię życia – prosił Finn. – Zrób to, co prawdziwy syn alfy powinien
zrobić i oddaj życie za resztę własnej rodziny.
- Nie. – Dante mimowolnie
odetchnął z ulgą. Obawiał się, że może usłyszeć inną odpowiedź. – Dopóki nie
będę pewien, że nie dam rady zerwać więzi, nie zamierzam się zabijać.
Finn westchnął cicho, patrząc na
brata ze smutkiem. Dla Dante wyglądało to niezwykle sztucznie i fałszywie.
- W porządku. W takim razie sam
ci pomogę.
Dante odskoczył, kiedy jeden z
wilkołaków go nagle zaatakował. Drugi zdołał podciąć mu nogi i przewrócił go na
podłogę. Brunet rozchylił szeroko powieki. Przeciwnicy dwoili mu się w oczach.
- Chcę porozmawiać z tatą –
dotarł do niego głos Jacoba.
- Jeśli naprawdę tego chcesz,
musisz pójść z nami – oznajmił Finn.
- W porządku.
- Nie – wycharczał Dante. –
Zabiją cię!
- Nie zniżaj nas do swojego
poziomu. – Finn skrzywił się z pogardą. – Weryl, Gus, idziemy. Może Jake
zmądrzeje po rozmowie z ojcem.
- Nie idź z nimi! – krzyknął za nim
Dante, z trudem siadając. – Zabijesz nas obu. - Jacob nie patrzył na niego. –
Jacob! Słyszysz? Zabiją cię! Jacob! Jake!
Ale Jacob nie słuchał. Zniknął za
drzwiami z pozostałą trójką wilkołaków, zostawiając Dante na wpół przytomnego
na podłodze z sercem w gardle i obawą, że ich los został właśnie przesądzony.
O matko, jaki naiwniak. Mucha nie siada. Czy przypadkiem wilkołaki nie są trochę przytępe. No może ta indoktrynacja w wychowaniu i ideologia nadrzecznych celów itd.. tez robi swoje.
OdpowiedzUsuńAle zaleciało Ziamem XD
OdpowiedzUsuńAle tak na serio, ty okrutna kobieto, jak można kończyć rozdział w takim momencie? Myślę, że autorzy mają jakieś pierwiastki sadystów. Naprawdę. Rozdział świetny, historia mega, a co najważniejsze, tyle niewiadomych, że aż tym bardziej chce się dowiedzieć co dalej:P
Buziaki:* i duuuużo weny:D
Co? Jak? Dlaczego już koniec? A robiło się tak interesująco.
OdpowiedzUsuńMyślę, że J nie jest tak głupi, jak myśli D i wróci do swojego partnera, przecież nie da się zabić.
Szkoda, że to nie był ślub T i D, ale to nie pasowałoby do ich osobowości i związku.
Dziękuję za kolejny rozdział :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Myślałam że może wampiry rzucą chociaż jakieś maleńkie światełko na sprawę, a tu lipa totalna .. Jednak myślę myślę że Jonasnie powiedział im wszystkiego co wie. A ta czarownica...myślę że to ich chce bliżej zbadać ;) Trzymasz nas w napięciu mam nadzieję że Jake nie ucierpi za bardzo przy tym spotkaniu z ojcem. Dziękuję i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTak można kończyć... Co tu się wyprawia!? Dlaczego wilkołaki są takie głupie? X. X chów wsobny robi swoje?
OdpowiedzUsuńCóz, mam nadzieję, że gdy wszystko się wyjaśni, reakcja watahy i jej poszczególnych członków stanie się bardziej klarowna :) Ze swojej strony mogę tylko powiedzieć, że nie jest to do końca kwestia ich głupoty lub przesądów. Sporo z Was dziwi się, co te wilki wyprawiają, co mnie bardzo cieszy, bo o to chodziło ;)
UsuńPozdrawiam!
Czekanie na następny rozdział będzie mega denerwujące po takiej dawce emocji
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDodam komentarz jeszcze raz, bo mi usunelo widze :)
OdpowiedzUsuńZapamietalem sobie Damona i Theo inaczej. A najbardziej Damona. Wydawalo mi sie, ze byl bardziej powazny.
Jonas zostal taki dostojny jaki byl wczesniej. Razem z Dennisem jak widze.
Liama i Zaina nie kojarze. Byli w opowiadaniu?
A wilkolaki rzeczywiscie zglupialy. Przeciez sa do siebie przywiazane wiec dlaczego chca zabic Jacoba?
Od czasu akcji opowiadania z Theo i Damonem mija trochę czasu, zanim zaczyna się relacja JacobxDante, więc o ile w przypadku Seby i Robina jestem w stanie się z Tobą zgodzić (bo chyba Ty właśnie zauważyłeś, że byli trochę OC), o tyle zachowanie Damona uważam za w pełni uzasadnione. Na początku zachowywał się raczej infantylnie, niby poważny, ale jednak duży dzieciak. Wszystko to było rezultatem tego, jak go traktowano. Theo od samego początku mimowolnie miał na niego spory wpływ i wydaje mi się, że Damon po tym całym zamieszaniu z Mario wreszcie miał okazję trochę wyluzować. Bycie w związku dodało mu pewności siebie i pozwoliło spojrzeć na pewne sprawy inaczej. Miał też czas dotrzeć się z Theo i poczuć zupełnie komfortowo w jego towarzystwie. Natomiast Jonas i Dennis pozostali tacy sami (a przynajmniej mam taką nadzieję), bo przebywali w swoim towarzystwie już sporo czasu i chociaż Dennis ubzdurał sobie, że chce swojego stwórcę usidlić, to niewiele się między nimi zmieniło.
UsuńJeśli chodzi o powody watahy, jest to trochę grubsza sprawa i mam nadzieję, że tego nie skopię ;)
Pozdrawiam!
Kocham Cię po prostu. Dostępne rozdziały pochłonęłam od razu i czekam na kolejne. W ogóle wpłacenie wątku Damona i Theo świetne. Aż muszę sobie przypomnieć ich cudowne początki. Dużo weny życzę i czekam na ciąg dalszy ❤
OdpowiedzUsuńHejka,
OdpowiedzUsuńoch, to Zain i Liam biorą ślub wspaniale, cóż nikt nic nie wie, ale raczej nie da się zerwać tej więzi, czyżby to coś nietypowego z przyczyn których czarownica opuściła swoje lokum, to właśnie Dante i Jackob? boję się o Jackoba jest taki ufny, wciąż wierzy że ojciec nie mógł czegoś takiego zrobić...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia