W głowie wirowało mu od natłoku
myśli. Czy to miało jakiś związek z ich więzią? Ale jaki?
Nie, to pewnie był zbieg
okoliczności. Chociaż nie sądził, by w tej sytuacji mógł cokolwiek
usprawiedliwiać zwykłym zbiegiem okoliczności. To by jednak wyjaśniało, dlaczego
więź chwyciła w przypadku wilkołaka, jeśli pary jednopłciowe faktycznie się nie
związywały. Choć wątpił, by była to prawda.
Cholerny Jacob.
Dante patrzył na przeciągającego
się wilkołaka. Jego wzrok mimowolnie wędrował między tylnie łapy, gdzie
wyraźnie brakowało męskiego wyposażenia. Ten szczyl w wilczej formie był płci
żeńskiej! Nic dziwnego, że nie był zachwycony spędzeniem pełni w jego obecności
i nie chciał się przyznać, co takiego „innego” jest w jego wilczej formie.
W pierwszej chwili Dante nie
chciał wierzyć własnym oczom. Potem pomyślał, że skoro Jacob w kilka sekund
potrafi zmienić się z człowieka w wilka i na odwrót, to równie dobrze podczas
przemiany mogła ulec zmianie jego płeć. Nie zmieniało to jednak faktu, że była
to dla niego szokująca informacja. Nigdy wcześniej nie słyszał o wilkołaku,
który miałoby taką zdolność. Lub przypadłość.
– Ja pierdolę – skomentował
tylko, kręcąc głową.
Z drugiej strony może mógł to
wykorzystać? Skoro wilcza postać Jacoba była płci żeńskiej, to czy nie istniało
spore prawdopodobieństwo, że moc alfy zostanie przekazana komuś innego? Jacob
coś wspominał – i sam też gdzieś o tym czytał – że zazwyczaj moc przechodzi na
synów. Gdyby tak się stało, mieliby wreszcie spokój i nie musieliby ciągle się
niepokoić tym, że zostaną zaatakowani.
Dał wilkołakowi jeszcze chwilę, a
potem zawołał go do samochodu. Jacob westchnął cicho, ale posłusznie podbiegł
do niego. Zaczął drapać do tylnych drzwi, więc Dante otworzył je ze
zmarszczonymi brwiami. Jacob wsadził pysk do środka i chwilę grzebał za jednym
z przednich siedzeń, zanim cofnął się, trzymując butelkę wody w pysku. Podał ją
Dante, który odkręcił nakrętkę i przechylił ją lekko, pozwalając mu napić się
wody.
– Znowu będzie ci się chciało lać
– zauważył. Wilkołak spojrzał tylko na niego spod byka. – Najwyżej będziesz
trzymał. A może trzymała? – Uniósł brwi zaczepnie. Jacob zawarczał na niego,
obnażając przednie zęby. – Och, patrzcie, jaka drażliwa.
Jacob najeżył się cały i skoczył
do niego. Dante nie zdążył się odsunąć i szczęki zacisnęły się na jego
przedramieniu, wgryzając mocno w skórę. Jacob poszarpał go przez chwilę, a
potem pchnął przednimi łapami do tyłu, przewracając na tyłek. Wskoczył na tylne
siedzenie, przeszedł na miejsce pasażera z przodu i spojrzał na niego
triumfująco.
Wampir skrzywił się na widok
swojego poszarpanego rękawa i oślinionej ręki, ale nic już nie powiedział. Nie
chciało mu się brać udziału w tych dziecięcych zabawach.
Wstał, otrzepał ubrania i zajął
miejsce kierowcy. Chwilę później ruszyli w dalszą drogę. Nie był pewny, na ile
Jacob utknął w wilczej formie, bo wcześniej jakoś nie przyszło mu do głowy, by
o to zapytać. Miał do niego masę pytań, ale te musiały zaczekać.
Minęło kilka godzin, kiedy
znaleźli się w zalesionym terenie i Jacob nastroszył uszy, patrząc z
ciekawością za okno. Gdy się zorientował, że są w lesie, zaczął piszczeć i
skomleć, drapiąc pazurami po drzwiach.
– Nie – zaprotestował Dante. –
Już byłeś na siku. Zły pies!
Jacob zaczął wyć, odchylając pysk
do góry najmocniej jak mógł, a potem spojrzał na Dante. Gdy zobaczył
nieprzejednaną minę wampira, ponownie zawył. A potem kolejny raz. Gdy mina
wampira się nie zmieniła, zaczął wyć jeszcze przeraźliwiej i głośniej. Dante
miał wrażenie, że popękają mu bębenki w uszach od tego jazgotu.
– Powiedziałem nie! – powtórzył. –
Później, dopiero co się zatrzymaliśmy. Hej! – Jacob znowu zawył przeraźliwie.
Wampir zacisnął mocniej dłonie na
kierownicy i odetchnął głęboko, licząc w myślach do dziesięciu i starając się
zachować spokój. Żył na tym świecie prawie trzysta lat, nie pozwoli jakiemuś
szczeniakowi wyprowadzić się z równowagi i to takimi dziecinnymi zagraniami.
Wypuścił ze świstem powietrze i uśmiechnął się
pod nosem, patrząc na wilkołaka. Niech widzi, że jego głupie zachowanie w ogóle
nie działa.
Jacob położył uszy po sobie i
wyraźnie oklapł, widząc opanowanie swojego towarzysza podróży. Odwrócił od
niego wzrok i nagle najeżył się cały, obnażając zęby. Dante spojrzał przed
siebie i zaklął, wciskając hamulec do dechy. Drogę zagradzały im dwa piaskowe
wilki.
Jacob poleciał na przednią szybę,
niezabezpieczony pasami, i kwiknął boleśnie, kiedy mocno w nią uderzył. Wampir
wbił wsteczny, chcąc wycofać i uciekać, bo jeśli to byli kolejny członkowie
watahy Jacoba, mogło się zrobić nieciekawie. W tylnym lusterku zobaczył jednak kolejnego
wilka, a cztery kolejne zachodziły ich po bokach lasami.
Dante zacisnął dłoń na skrzyni i
przełączył ją, by jechać do przodu.
BUM!
Coś uderzyło w boczną szybę od
strony Jacoba, roztrzaskując ją w drobny mak. Chwilę później to samo stało się
z szybą Dante. Obce wilki zaczęły wyć.
Jacob pozbierał się ze swojej skulonej
pozycji, otumaniony. Skórę nad prawym uchem miał mocno rozciętą.
Wilki zawyły głośno i wykrzywiły
pysk w wyrazie, który do złudzenia przypominał uśmiech. Jacob przekrzywił
głowę, patrząc na nie z zaciekawieniem. Obserwował je uważnie przez dłuższą
chwilę. Dante zaryzykował spojrzenie na Jacoba i ich wzrok na chwilę się
spotkał.
– Jacob… – rzucił ostrzegawczo,
ale wilk nie posłuchał. Oczywiście, że nie. Jacob wyskoczył przez wybite okno i
zawył głośno, a pozostałe wilki mu zawtórowały, wyraźnie podekscytowane. Nie
atakowały ani Jacoba, ani siedzącego w samochodzie wampira. Właściwie to Dante
został zupełnie zignorowany, uwaga wilkołaków skupiała się w zupełności na
Jacobie.
Dante wstrzymał oddech, kiedy
odważniejszy z wilków podszedł do Jacoba i powąchał mu pysk. Jacob odwdzięczył
się tym samym. Oba wilki pozostawały czujne, ale nie wyglądały na wrogo do
siebie nastawione. Jacob zawarczał, kiedy drugi wilkołak powąchał mu tyłek, ale
nie próbował go zaatakować.
– Jacob, wracaj – powiedział
cicho Dante, obserwując całe zajście. Zacisnął dłonie na kierownicy, myśląc
gorączkowo. Przywołanie do siebie Jacoba nie wchodziło w grę. Dante wiedział,
że wilkołak ani myśli go słuchać. Pozostawało mu tylko użycie siły.
Nie był pewny, czy nie ściągnęło
ich wycie Jacoba. Mogły usłyszeć jego zawodzenie i chcieć sprawdzić, o co
chodzi. Możliwe też, że Jacob nie wył po to, żeby go zirytować, tylko usłyszał
je z daleka i chciał się przyłączyć. Wspominał coś, że jeszcze nie spędzał
pełni bez innych wilkołaków u boku i może brakowało mu bliskości swoich
pobratymców?
Dante naprawdę nie wiedział, czym
sobie na to wszystko zasłużył. Dlaczego ze wszystkich osób na świecie, które
mogły zostać z nim związane, trafił mu się najbardziej nieokrzesany i uparty
dzieciak na całym świecie?
Wilki zawyły wspólnie i zaczęły
biec do lasu. Wampir złapał się za głowę, kiedy zobaczył, że Jacob tak po
prostu za nimi pobiegł. Przypomniało mu się, jak Finn i jego koledzy wywabili
Jacoba w odosobnione miejsce i nie mógł uwierzyć, że to się znowu dzieje.
– Kurwa mać! – zaklął, wyskakując
z samochodu jak poparzony i biegnąc za wilkami co sił w nogach. Był szybki,
szybszy niż wilkołaki w ludzkiej formie. W wilczej niekoniecznie, ale nadal ich
prędkość była na tyle wyrównana, że udało mu się podążyć za ich śladem bez
większego problemu. Już przestał się łudzić, że mają jakiekolwiek szanse na wyjście
z tego żywym.
Dobiegł do stromej skarpy, w
ostatniej chwili łapiąc równowagę. Po jego prawej stronie płynęła rzeka,
tworząc mały wodospad. Wilki zeskoczyły po skałach w dół, gdzie spływała woda z
góry, tworząc mały zbiornik wodny. Kilka z nich pluskało się w wodzie w swojej
wilczej formie. Dostrzegł też kilka ludzkich sylwetek. Część watahy wylegiwała
się na brzegu i tam prowadziły Jacoba wilki, które ich zatrzymały na drodze.
– Wampir! – syknął głos za jego
plecami.
Dante obrócił się gwałtownie i zacisnął
dłonie w pięści, gotowy do walki.
Stał przed nim mężczyzna po
trzydziestce, zupełnie nagi i z lekko jarzącymi się oczami. Musiał być
członkiem watahy wylegującej się poniżej. To, że tak szybko był w stanie wrócić
do swojej ludzkiej formy zdradzało jego doświadczenie i kontrolę. Dante
zmierzył wzrokiem jego krępą, aczkolwiek solidnie umięśnioną sylwetkę. Nie sądził,
żeby miał problemy z nim jednym, ale biorąc pod uwagę obecność reszty watahy…
– Nie mam złych zamiarów –
oznajmił, nie spuszczając z mężczyzny wzroku. – Przybiegłem tu za swoim
kompanem podróży. Wasze młode go tu przyprowadziły.
Mężczyzna prychnął,
nieprzekonany.
– Jakby jakikolwiek wilkołak
przyprowadził na nasze ziemie krwiopijcę!
– Jacob jest wilkołakiem –
wyjaśnił Dante. – Sam zobacz. – Wskazał brodą dół, gdzie Jacob wygłupiał się z
innymi.
Nieznajomy wyraźnie nie zamierzał
spuścić go z oczy. Gdy Dante ani drgnął przez dłuższą chwilę, zbliżył się
ostrożnie do brzegu skarpy i zerknął w dół. Gdy dostrzegł Jacoba, jego ramiona
lekko się rozluźniły, ale nadal pozostawał czujny.
– Od kiedy to wilkołak podróżuje
z wampirem? – spytał mężczyzna, wbijając w niego ostre spojrzenie.
Dante wzruszył ramionami.
– Chcę go zabrać i jechać dalej.
Nie szukamy kłopotów.
I tak mamy ich już zdecydowanie
za dużo, pomyślał.
– W porządku. Zabierasz
szczeniaka i już was tutaj nie ma – powiedział nieznoszącym sprzeciwu głosem
wilkołak, a potem wskazał mu skały. – Ty pierwszy.
Dante nie był zachwycony, ale
zacisnął zęby i nie zaprotestował. Gdyby próbował się wymigać, mężczyzna mógłby
pomyśleć, że ma niecne zamiary względem jego watahy, a naprawdę nie miał ochoty
z nimi wszystkimi walczyć.
Gdy zeszli na dół, odetchnął z
ulgą. Stanął tak, by nie mieć nikogo za plecami. Kilka wilków w pobliżu poderwało
głowy, wbijając w niego zaskoczony i czujny wzrok.
– A ten co? Nagle gej? – mruknął
mężczyzna pod nosem, patrząc na jednego wilkołaka, który wyraźnie zalecał się
do Jacoba. Westchnął. – Zostań tu. Zaraz wrócę. Nie ruszaj się.
Dante miał ochotę wywrócić
oczami. Co niby miał zrobić pod bacznym spojrzeniem tylu par oczu? Chyba tylko
wysadzić się w powietrze.
Nieznajomy mężczyzna zatrzymał
się nagle, patrząc na Jacoba z wyraźną konsternacją na twarzy. Zamrugał kilka
razy, przechylając głowę w bok jak pies. Dante niemal widział, jak obracają mu
się trybiki w głowie, nie wiedział tylko, co go tak zaskoczyło.
– Rico, zostaw go w tej chwili! –
warknął do młodego wilkołaka, łapiąc go za skórę na karku i odciągając. Wilk
położył uszy po sobie, patrząc na mężczyznę błagalnie i z lekkim zaskoczeniem.
– Później się z wami, smarkacze, policzę za przyprowadzenie obcych w nasze
święte miejsce! – ostrzegł, odsuwając młodego wilka od Jacoba.
Jacob usiadł i zamerdał ogonem
jak pies, patrząc na starszego wilkołaka niemal przepraszająco. Mężczyzna
wyciągnął do niego rękę i pozwolił ją obwąchać, a potem potarmosił Jacoba za
uszami. Głaskał go dłuższą chwilę i delikatnie obwąchiwał. Dante nie miał
pojęcia, co on próbuje w ten sposób osiągnąć, ale machnął na to ręką. Nigdy nie
zrozumie tych dziwnych istot. Im więcej o nich wiedział, tym dziwaczniejsze mu
się wydawały.
– Jeśli obiecasz, że będziecie
się zachowywać, możecie zostać na noc – zapowiedział nagle wilkołak, prostując
się i spoglądając na Dante przez ramię. – Jutro twój przyjaciel powinien już
bez problemu wrócić do swojej ludzkiej formy.
– Wolałbym od razu ruszyć w drogę
– zaprotestował Dante, badając grunt.
Wilkołak wzruszył ramionami.
– Jak chcesz. Jeśli dasz radę
złapać tego tutaj, proszę bardzo.
Dante zmarszczył brwi. Czy to
była prowokacja? Chcieli zobaczyć, jak się zachowa? Cóż…
– Jake! – zawołał wilkołaka, ale
ten kompletnie go zignorował. – Jake! – powtórzył, podchodząc do niego. Brązowy
wilk prychnął. – Musimy jechać dalej. Idziemy.
Nic.
Pamiętaj, że jesteś cierpliwą
istotą, mówił sobie Dante w myślach. Bardzo cierpliwą. Wdech, wydech, wdech,
kurwa, wydech.
Zmarszczył brwi i doskoczył do
Jacoba, próbując go złapać, ale ten przejrzał jego ruchy i zdołał mu uciec.
Dante ponowił próbę, ale po raz kolejny nic z tego nie wyszło. Jacob nie chciał
jeszcze iść. Gdy wampir z każdą próbą był coraz bliżej złapania Jacoba,
pozostałe wilkołaki zaczęły go sabotować. Podkładały mu łapy, popychały go w
tył kolan i ciągnęły za ubrania. Jeden nawet posadził go na tyłku, ciągnąc za
kieszeń spodni. Dante nawet nie próbował się odwdzięczyć, bo jak nic wszyscy by
się na niego rzucili. Wspinał się więc na wyżyny swojej cierpliwości i próbował
mimo wszystko przyszpilić Jacoba, ale było to niewykonalne.
– Dasz już spokój? – spytał, jak
się Dante dowiedział, Tony, który przez cały czas obserwował jego poczynania z
politowaniem. – On nigdzie nie pójdzie. Daj mu spędzić czas ze swoimi.
– Tylko że tego czasu to ja
akurat nie mam – odparł Dante. Westchnął ciężko. Obiecał sobie, że gdy tylko
ruszą w dalszą drogę, nieźle przetrzepie mu skórę. Poddał się i podszedł do starszego
wilkołaka, a potem usiadł na sąsiednim kamieniu. Nikt im nie przeszkadzał ani
nie próbował podejść, choć Dante wiedział, że wszyscy się na niego gapią.
– W takim razie go znajdź. – Tony
wzruszył ramionami. Jego wzrok spoczął na szyi wampira, gdzie ciągle znajdowała
się blizna po kłach Jacoba. – Myślałem, że tylko srebro was rusza?
– Srebrne kły – skłamał Dante
gładko. Powstrzymał odruch dotknięcia pokiereszowanej skóry. – Jeden z moich
wujków nie ma za grosz poczucia humoru – brnął dalej z nadzieją, że Tony uzna
go za ekscentrycznego i nie będzie drążył tematu. Istniało spore
prawdopodobieństwo, że mężczyzna od razu go przejrzał, wszak nie był idiotą.
Dokładnie taką samą bliznę miały wszystkie sparowane wilkołaki. Wmówienie mu,
że blizna Dante ma inne źródło, wymagało czegoś więcej niż wampirzej
ekscentryczności. Mimo to nie zaszkodziło spróbować.
Tony uniósł brwi, ale nie wytknął
mu oczywistego kłamstwa. Zamiast tego postanowił uderzyć gdzie indziej.
– Czemu mówisz na nią „on”?
– Bo ją to wkurwia – skłamał po
raz kolejny. Tym razem brzmiało to chociaż bardziej wiarygodnie.
Tony prychnął, kręcąc głową.
– Doprawdy nie wiem, jak wy ze
sobą wytrzymujecie – powiedział. – I jestem ciekawy waszej historii. Trzeba
mieć jaja, żeby sparować się z wampirem. Presja watahy jest zbyt silna, by się
jej oprzeć, zwłaszcza w przypadku młodych wilków. Gdy nabieramy odwagi, jest
już zazwyczaj za późno. – Usta Tony’ego wykrzywiły się w drapieżnym uśmiechu.
Domyślił się. Dante nie zamierzał
pokazać po sobie, że jest mu to nie na rękę, więc westchnął cierpiętniczo i
nagiął prawdę po raz kolejny:
– A myślisz, że czemu tak bardzo
mi się spieszy? Jego wataha gania mnie po całych stanach, chcąc urwać mi jaja.
Tony zaśmiał się.
– Nie dziwię się. Dbamy o swoje
szczeniaki.
Dante przyglądał się mężczyźnie
przez chwilę, wahając się. Powinien go spytać? Wcześniej już przyszło mu do
głowy, że inne wilkołaki mogłyby im pomóc, ale obawiał się, że wszystkie będą
wrogo nastawione. Te początkowo nie były zbyt przyjazne, ale tolerowały jego obecność
i zaprosiły Jacoba do wspólnej zabawy. Tony już się zorientował, że są
związani, i dalej nie wyglądał na przejętego. Może więc…
– Słyszałeś, żeby kiedyś wampir
sparował się z wilkołakiem? – zaryzykował.
Tony wzruszył ramionami.
– Kilka razy – odparł. – A co?
Myślałeś, że jesteście wyjątkowi? – Uśmiechnął się pod nosem. – To prawda, że
nasze gatunki za sobą nie przepadają, ale bez przesady.
Dante spojrzał na niego z zainteresowaniem. To było
coś nowego.
– Macie może na ten temat jakieś
informacje? – zapytał. – Nasza więź… jest trochę niestabilna. A przynajmniej
tak mi się wydaje. Chciałbym ją ustabilizować, ale brakuje mi już pomysłów –
przyznał.
– Tak myślę? – Tony zamyślił się.
– W domu naszej uzdrowicielki walała się kiedyś jakaś księga, która opisywała
tego typu sytuacje. Większość z tego jest nam zupełnie niepotrzebna. Nie sądzę,
żeby ktoś miał jakiś problem, gdybyś zerknął.
– Naprawdę? – Dante udał radość i
podekscytowanie, czując jak wszystkie jego zmysły biją na alarm.
– Jasne. Mogę ci pokazać nawet
teraz. Twoja druga połówka i tak jeszcze się nie nacieszyła obecnością watahy.
– Tony wskazał gestem dłoni wodę, gdzie wilki urządzały sobie wyścigi, Jacob
będący jednym z zawodników.
Dante szybko przeanalizował
sytuację i skinął głową.
– W porządku – rzekł.
Konfrontacja i tak była nieunikniona. – Możemy iść.
Tony wstał ze swojego miejsca i
rozprostował kości. Dalej był zupełnie nagi i wampir nie rozumiał, jakim cudem
jądra nie skurczyły mu się do rozmiaru małych orzeszków, luźno spoczywając na
zimnym kamieniu.
Wilkołak poprowadził go w las.
Szli dobrze wydeptaną ścieżką w ciszy przez dłuższej chwili, aż doszli do
drewnianej chatki. Dante rozejrzał się, szukając innych budynków mieszkalnych.
Tak duża wataha musiała w końcu gdzieś spać. Stojący przed nim domek był za
mały, by pomieścić tyle ludzi. Powiedziałby, że mogłaby w nim żyć komfortowo
rodzina z dwójką dzieci, sądząc po ilości okien na poddaszu.
Tony pchnął drzwi i wszedł do
środka, a Dante zaraz za nim. Przez chwilę nic nie widział, zanim jego wzrok wyostrzył
się i pozwolił mu dojrzeć wnętrze. Jak przypuszczał, nie było tam za wiele
miejsca. Kuchnia połączona z salonem zajmowała większość przestrzeni na dole.
Jedne drzwi wyglądały na łazienkowe, a drugie zapewne prowadziły do sypialni.
Na wprost wejścia znajdowały się schody nakryte starym dywanem.
Wampir wiedział, że nie była to
przyjacielska wizyta, ale siła, z jaką został zaatakowany, i tak go zaskoczyła.
Był przygotowany na atak, toteż sparowanie ciosu i odsunięcie się z pola
rażenia przyszło mu ze sporą łatwością. Tony warknął zwierzęco, jego oczy
świeciły się drapieżnie w ciemności.
– Chyba nie sądzisz, że masz ze
mną jakiekolwiek szanse? – spytał Dante, jednocześnie próbując wyczuć, czy w
domu znajduje się ktoś jeszcze. Nic jednak nie słyszał. Wszystko wskazywało na
to, że on i Tony byli sami.
– Chętnie się przekonam – odparł
nonszalancko i zaatakował ponownie.
Dante po raz kolejny uniknął
ataku i wyprowadził swój własny, ale Tony zdążył odsunąć się w ostatniej
chwili. Krążyli wokół siebie, czekając na chwilę rozproszenia u przeciwnika.
Wampir stwierdził, że ma tego dość i zaczął atakować. Tony unikał jego ciosów,
ale nie próbował przejść do ofensywy, co było zaskakujące jak na wilkołaka.
Wilkołaki zawsze przechodziły do ofensywy tak szybko, jak to tylko możliwe. One
często w ogóle nie rozumiały pojęcia defensywy, a Tony wyraźnie próbował go
przeczekać.
Im dłużej tak bawili się w kotka
i myszkę, tym więcej wampir nabierał podejrzeń, że nie o walkę tutaj chodziło.
– Myślałem, że zamierzasz mnie
pokonać? – spytał Dante, próbując wybadać, jaki Tony miał cel w sprowadzeniu go
do tego domku.
– Nic takiego nie powiedziałem –
odparł i uśmiechnął się. – Nie jestem taki głupi, żeby myśleć, że mam szansę
jeden na jeden. Są jeszcze inne sposoby na załatwienie takich jak ty.
– Wampirów?
Tony parsknął śmiechem.
– Masz mnie za idiotę, a sam w
ogóle nie myślisz. O ile zakład, że zaraz padniesz trupem, a ja cię nawet nie
dotknę?
Dante zmarszczył brwi. Nie wyczuł
w domu żadnych pułapek ani innych osób. Nie było też możliwości o użyciu
srebra, bo na wilkołaki działało ono równie zabójczo. Jak więc Tony zamierzał
go pokonać, nawet go nie dotując?
Odpowiedź trafiła go jak grzmot z
jasnego nieba. Zamarł i wciągnął gwałtownie powietrze.
Jacob!
Nie zastanawiając się długo, doskoczył
do wilkołaka, wykorzystując wszystkie znane sobie triki. Ciężko było go dopaść
przez brak ubrań, ale w końcu udało mu się go podciąć i powalić na podłogę, a
potem z półobrotu kopnąć go w twarz i pozbawić przytomności. Dał sobie kilka
sekund na upewnienie się, że Tony rzeczywiście jest nieprzytomny, zanim wybiegł
z domku i pognał z powrotem do wodospadu. Tony miał go tylko zająć przez jakiś
czas, żeby…
Gdy dotarł na miejsce, było już
niemal za późno. Trzy wilki szarpały nieruchomo ciało Jacoba, całe zbroczone
krwią i wciąż nieusatysfakcjonowane, wyrywając miejscami kawałki mięsa. Widząc
to, coś pękło w wampirze. Wpadł w furię. Dobiegł do młodych wilków w mgnieniu
oka. Pierwszemu złamał kręgosłup jednym silnym uderzeniem. Wiedział, że nie była
to dla wilkołaka śmiertelna rana, ale dobijaniem wolał zająć się później.
Dwa pozostałe wilkołaki
zaatakowały go, ale nie miały najmniejszych szans. Gdy zdały sobie z tego
sprawę, jeden z nich dalej atakował, podczas gdy drugi przemienił się w człowieka
i zarzucił sobie na plecy tego z połamanym kręgosłupem, a potem oba się
wycofały i uciekły.
Cała reszta watahy rozpłynęła się
w powietrzu, jakby jej nigdy nie było.
Dante padł na kolana przy
Jacobie, szturchając jego nieruchome ciało. Ze zdumieniem zauważył, że trzęsą
mu się ręce. Czy był to rezultat furii, czy strachu, nie wiedział.
– Jacob. Jacob, słyszysz mnie? –
potrzasnął nim, brudząc sobie ręce krwią. – Jacob?
Obrócił go bardziej na wznak.
Przyłożył ucho do jego piersi, szukając picia serca, ale nie słyszał kompletnie
nic. Cisza.
Jak mógł być tak głupi? Jak mógł
zostawić go samego z obcymi, bez opieki? Przecież wiedział, że wilkołakom nie
wolno ufać. One były nieobliczalne, powinien już to wiedzieć. Był cholernym
wampirem. Nieśmiertelnym, sto razy inteligentniejszym i silniejszym od nich, a
dał się przechytrzyć jak małe dziecko.
Jego oczy zaszkliły się lekko.
Uderzył pięścią w ziemię. Obiecał sobie, że dopadnie te wilki i rozerwie je na
strzępy za to, co zrobiły.
– Jacob – mruknął, przejeżdżając
rękami po jego bokach i masując jego pierś. Choć dzieciak działał mu na nerwy,
Dante nie życzył mu śmierci. Po części dlatego, że byli związani, a po części
był to wynik tego, że trochę się już do niego przyzwyczaił.
Zaczął masować jego pierś w
miejscu, gdzie było serce, próbując je pobudzić do pracy. Nie znał się na
sprawach medycznych. Nie wiedział, jak może wilkowi pomóc. Czy w ogóle istniała
jakaś szansa, by mu…
Zamarł i wciągnął gwałtownie
powietrze, czując nagły przypływ dziwnej mocy. Ze zdumieniem spojrzał na swoje
dłonie. Mrowiły lekko, czerwieniejąc i drgając od nagłego nadmiaru energii.
Mrowienie nasiliło się do poziomu bólu, zanim cała energia nagle jakby go
opuściła, pozostawiając wyczerpanym i ledwo zdolnym do złapania oddechu. Ale
nie to było w tym wszystkim zaskakujące, lecz to, że ciało Jacoba zaczęło
zrastać się na jego oczach. Tam, gdzie chwilę wcześniej znajdowały się głębokie
rany, teraz skóra sama się zasklepiała, a po chwili po zranieniu pozostała
jedynie wcześniej upuszczona krew.
Dante przez chwilę był pewny, że
właśnie odkrył uboczny efekt więzi, ale zaraz odrzucił tę opcję. Instynkt
podpowiadał mu, że było to coś innego. Coś, o czym wiedział od zawsze i na co
czekał od wieków.
Jego zdolność. Był jeszcze małym
chłopcem, gdy Raul mu powiedział o specjalnych zdolnościach, jakie posiadał
każdy wampir. Była to cecha, którą posiadały jedynie pierwsze wampiry. Każdy
miał inny dar i w każdym ujawniał się on w innym wieku. Niektórzy, jak na
przykład Borys, odkrywali go już w pierwszych latach swojego życia. Inni, jak
Dante, musieli przeżyć kilka wieków, by ich dar wreszcie się ujawnił.
Gdy Jacob nagle drgnął, Dante już
wiedział, że właśnie odkrył swoją moc.
Jego energia życiowa potrafiła
uzdrawiać.
Jacob stęknął z bólu, kuląc się.
Kości pod jego skórą zaczęły się przesuwać, a sierść wypadać całymi puklami.
Pysk skrócił się, a zęby zmniejszyły. Pełnia się zakończyła, przemiana dobiegła
końca i Jacob spojrzał na wampira już swoimi ludzkimi, trochę nieobecnymi
oczami.
Dante chciał czuć na niego złość
za to, że ich w to wszystko wpakował, ale czuł jedynie ulgę, że wyszli z tego
cało. Złapał chłopaka za rękę i przyciągnął go do siebie, po czym objął mocno i
odetchnął.
– Co się stało? – spytał wilkołak
cichutko po dłuższej chwili, pozwalając się tulić.
– Zaatakowali cię – wyjaśnił
Dante. – Myślałem, że już po tobie. To cud, że żyjesz.
Dosłownie. Gdyby jego moc się nie
obudziła…
Jacob chlipnął cicho, nic na to
nie odpowiadając. Potarł policzek dłonią, próbując zetrzeć niechciane łzy, ale
w ich miejsce pojawiły się nowe. W końcu dał sobie spokój i pozwolił im
spokojnie płynąć.
– Nic ci nie grozi, jesteś
bezpieczny.
– Nie o to chodzi. Myślałem, że…
że wreszcie mogę się poczuć bezpiecznie wśród swoich. A oni… oni to
wykorzystali przeciwko mnie. Przez chwilę myślałem, że mnie zagryzą.
– I pewnie tak by się stało,
gdybym nie przybiegł – mruknął cicho, rozglądając się. – Lepiej stąd chodźmy.
– Gdzie są wszyscy? – dopytywał
Jacob, rozglądając się trochę nerwowo na boki. – Dałeś sobie radę z nimi
wszystkimi?
– Wydaje mi się, że tak naprawdę
było ich tylko czterech – oznajmił. Jacob otarł łzy z twarzy i spojrzał na
niego z zaskoczeniem. Dante westchnął. – Wydaje mi się, że jeden z nich był
magiem. Prawdopodobnie Tony. Stworzył iluzję, że ich wataha jest ogromna, żeby
odstraszyć inne wilki i uniknąć potencjalnego zagrożenia. Nikt przy zdrowych
zmysłach nie zaatakowałby tak dużej watahy.
– I tak naprawdę było ich tylko
kilku?
Dante skinął głową. Wstał z ziemi
i podniósł Jacoba z biodra, stawiając go na równe nogi.
– Skąd wiedziałeś, że potrzebuję
pomocy?
– Tony próbował mi wmówić, że
istnieje księga, w której pisano o więzi takiej jak nasza. Jonas wyraźnie
powiedział, że taka księga nie istnieje i Ojciec sam o to zadbał. Skąd taki
Tony mógłby coś takiego mieć? Lepiej stąd chodźmy. Nie sądzę, żeby za nami
szli, ale wolałbym nie zostawać tu dłużej niż to absolutnie konieczne. Dasz
radę iść?
Jacob skinął z lekką
konsternacją. Zapewne nie rozumiał, jakim cudem jego wszystkie rany zniknęły.
Dante złapał go za rękę i pociągnął za sobą, pospieszając delikatnie. Czekała
ich jeszcze przeprawa przez las do samochodu, który nawet nie był pewien, czy
ciągle jeszcze mieli. Zupełnie o nim zapomniał.
Ja się do tego nie nadaję,
pomyślał wampir ponuro.
Wilkołak pozwolił się prowadzić
do miejsca, gdzie porzucili samochód. Ku ogromnej uldze Dante, ciągle tam jeszcze
stał.
Jedynym problemem okazał się
facet ze strzelbą na plecach, który w nim akurat buszował.
***
Hej!
Tak, wiem, teoretycznie znowu po terminie. ale teraz przynajmniej dwa dni, a nie dwa miesiące :D
Nie pytajcie mnie, co zadziało się w tym rozdziale, bo choć w 80% był w planach od dawna, to i tak mój mózg o tej godzinie nie przyjmuje danych. Później go przeczytam (znowu) i jak macie jakieś zastrzeżenia, dajcie znać ;)
Ktoś już czytał "Colę" i zechciałby dać mi feedback? Już Wam kiedyś mówiłam, że ja i krótkie teksty nie idziemy w parze, dlatego chętnie poczytam, co myślicie o tym kilkudziesięciostronicowym tekście. Swoje opinie możecie wysyłać mi na maila (ththebest@autograf.pl) lub skomentować poprzedni post, gdzie wstawiłam fragment "Coli". Przypominam, że tekst znalazł się w pierwszym tomie "Antologii opowiadań LGBT+". Jeśli ktoś jeszcze się nie zaopatrzył, antologię można kupić TUTAJ<3. Gorąco polecam, osobiście świetnie się bawiłam czytając teksty pozostałych autorów ;)
Nie przynudzając więcej. Jeszcze raz zapraszam do komentowania zarówno rozdziału jak i mojego opowiadania w antologii i do następnego!
Też dziwne, bo tutaj atakują samochód, a potem wielka uciecha i zabawa. Poza tym nie wyobrażam sobie jakoś przerwania więzi w tym momencie, choć było napięcie;D W każdym razie zapewne nie tylko wataha Jake już wie o tym "zakazanym" związku i nie tylko od nich nasi bohaterowie powinni stronić:P
OdpowiedzUsuńOch późno no trudna ale tak krótko.Nawet nie zdążyłam się nacieszyć nimi, ale rozumiem. Będę dalej czekać grzecznie.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się motyw tajemnicy i tego "zakazanego owocu", który… ach, oczywiście, że kusi! Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńDziękuję za kolejny rozdział �� Szczerze to czasami naiwność Jake mnie zaskakuje, rozumiem że tęskni za rodziną, ale kolejny raz by zginął,gdyby Dante to nie uratował. Ich więź ma niezwykłe właściwości. Może teraz czegoś więcej dowiemy się o tej więzi.
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Ach, a przez chwilę miałam nadzieję że w końcu spotkali kogoś przyjaznego... Ciężkie życie mają chłopaki ;) Ale myślę że to wydarzenie zbliżyło ich do siebie Dante naprawdę się przejął, a Jake też myślę że trochę odpuścił. Ciekawi mnie bardzo czym się ta ich więź objawi. A zdolność Dante jak widać bardzo przydatna :) Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie 😘
OdpowiedzUsuńJuż jak przeczytałem o tym że jest taka księga było wiadome, że to nie jest tak proste. To tak nie działa. Nie ma opcji. I tu akurat się nie pomyliłem. Zdziwienie nastąpiło dopiero przy facecie ze strzelbą.
OdpowiedzUsuńCzemu mam wrażenie że ten typ będzie randomem, który zmieni bieg zdarzeń? Czemu mam wrażenie, że to będzie kolejny zabieg mający zmienić bieg fabuły o kolejne 180*?
Czekam dalej z niecierpliwością :D
Weny Kochana ^^
Super rozdział, uwielbiam te napięcie i zmianę akcji. Oby kolejny rozdział pojawił się szybko, nie mogę się doczekać!!!!
OdpowiedzUsuńPowodzenia:*
Super rozdział ���� czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńKiedy możemy spodziewać się kolejnego dzieła? Nie pospieszam, ale jestem tak strasznie ciekawa i nie mogę się doczekać co dalej. :(((
OdpowiedzUsuńHej, przepraszam, ale raczej nieprędko :( Niestety wena kaprysi i zajmuję się teraz czymś innym. Opowiadanie będzie kontynuowane i jak tylko zbiorę się do kupy, wstawię kolejny rozdział, ale na tę chwilę nie potrafię powiedzieć ci konkretnie, kiedy.
UsuńPozdrawiam!
Tak mi przykro z powodu Jacoba...Dante zachował się super. Widać, że juz cos zaczyna go ruszać 🤫🦄 Weny
OdpowiedzUsuńWitam Więź doskonała ile mniej więcej będzie miała rozdziałów??
OdpowiedzUsuńHej, tak na oko mniej więcej jeszcze raz tyle, co już opublikowałam lub trochę mniej.
UsuńPozdrawiam!
aha ok dziękuję :)
Usuńpozdrawiam
Wciąż czekamy na dalszy ciąg i życzymy weny! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWiem :( I moje postanowienie noworoczne to skończyć ten tekst w tym roku -.- Praca pochłania chwilowo lwią część mojego czasu, a priorytetem na ten moment jest skończenie drugiego tomu "Kwestii perspektywy"... Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Przyjdzie kolej i na ten tekst.
UsuńDzięki za komentarz <3
Pozdrawiam!
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, przez chwilę myślałam, że w końcu jakaś odpowiedz a tutaj coś takiego... Dante zdążył w samą porę i jeszcze ujawnił się jego dar... a może ta więź ich to ma być na tyle potężna że i "ojcu" mogłaby zagrozić...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia