Zakaszlałem i jęknąłem cicho.
Nie, nie, nie.
Nie mogłem się rozchorować. Ostatnie,
czego potrzebowałem, to złapanie jakiegoś świństwa.
No ale, co się dziwić… Godzinami jak idiota latałem po mieście
i szukałem jakiegoś miejsca, gdzie mógłbym – w miarę tanio – przezimować do
czasu, aż znajdę nowe mieszkanie. Pokój w hotelu kosztował mnie fortunę, ale
nic nie mogłem na to poradzić. Nie miałem w mieście nikogo, kto mógłby mnie
przygarnąć na parę dni.
Wystarczyła mi godzina szukania,
żeby się zorientować w temacie i ustalić, że znalezienie jakiegoś pokoju w
Berlinie graniczyło z cudem. Miasto cierpiało na deficyt pokoi i mieszkań do
wynajęcia. W takim okresie jak ten znalezienie czegoś w miarę taniego, gdzie
tynk nie sypał się na głowę, było niemożliwe.
Na droższe oferty nie było mnie
stać.
Byłem w kropce. Po krótkich
obliczeniach ustaliłem, że jeżeli przez najbliższy tydzień nie znajdę sobie
jakiegoś lokum, będę musiał dzwonić do rodziców i żebrać o dodatkową kasę.
Całą sobotę i niedzielę, które
powinienem poświęcić na naukę, spędziłem przed laptopem i szukałem dla siebie
nowego kąta. Udało mi się umówić na oglądanie kilku mieszkań w poniedziałek i
wtorek. Żadna z ofert nie przypadła mi zbytnio do gustu, ale byłem w
podbramkowej sytuacji i potrzebowałem się zakwaterować teraz.
Jakby na pogorszenie mojego już i
tak złego humoru, kaszel i katar nasiliły się z czasem. Byłem prawie pewny, że
miałem podwyższoną temperaturę, ale musiałem zagryźć zęby i machnąć na to ręką.
Nie miałem czasu na chodzenie po lekarzach. Najpierw musiałem znaleźć nowe
mieszkanie, potem dopiero mogłem się martwić przeziębieniem.
W poniedziałek na zajęciach byłem
dosłownie nieprzytomny. Było mi zimno, niedobrze i generalnie czułem się jak
gówno. Gdyby nie zapowiedziany wcześniej test stanowiący trzydzieści procent
oceny semestralnej, stado bawołów nie zaciągnęłoby mnie na uczelnię. Byłem tak
zmęczony, że nawet nie miałem siły się irytować. Siedziałem tam tylko,
słaniając się na krześle i odliczając minuty do końca zajęć.
Siedzące obok mnie dziewczyny gadały
o imprezie z poprzedniej soboty i przedniej zabawie, jaką miały. Byłem zły, że
zamiast bawić się dobrze na mieście tak jak one, zmuszony byłem szukać
mieszkania i walczyć z przeziębieniem. Całą cholerną noc przewracałem się z
boku na bok. Zatkany nos i dreszcze nie pozwoliły mi zasnąć, więc tylko
wierciłem się jak idiota, kurwując na cały świat i błagając, żeby ktoś
przyszedł i mnie dobił.
Gdy doktor prowadzący zajęcia
rozdał nam testy, przejechałem wzrokiem po pytaniach i odetchnąłem z ulgą. Co
prawda nie miałem czasu, żeby posiedzieć nad tym w weekend, ale uczyłem się na
ten przedmiot w miarę na bieżąco, więc powinienem zdobyć trochę punktów. Lepsze
to niż zero procent za cały test.
Gorączka musiała mi nieźle
podskoczyć, bo zaczęła mnie boleć głowa. Każdy gwałtowny ruch kończył się tępym
pulsowaniem z tyłu czaszki. Naprawdę byłem ciekawy, kogo wkurzyłem tam na
górze, że tak dał mi popalić w odwecie.
– No cześć, piękny! – zawołał
wesoło Pascal już po zajęciach, podchodząc do mnie. – Co taki zmarnowany? Znowu
chcesz się wymigać od zajęć?
Jęknąłem tylko. Jeszcze tylko
jego brakowało. Naprawdę nie miałem siły na jego shit.
– Jezu, serio? Zrób mi przysługę i
choć raz udaj, że nie istnieję, dobra? – burknąłem nieuprzejmie.
Zagwizdał, kompletnie niezrażony.
Jeszcze chyba nigdy nie byłem dla niego uprzejmy, więc moja niechęć i złość go
nie zaskoczyły ani trochę.
– Laska ci nie daje czy co? –
spytał.
Spojrzałem na niego spode łba
gotowy zacisnąć dłonie na jego szyi i trzymać, dopóki nie zdechnie. Tym razem
na dobre!
– Nie twój jebany interes!
Odpierdol się wreszcie albo ci przypierdolę.
Uśmiech zszedł mu z twarzy, kiedy
zobaczył moje zaciśnięte pięści. Wiedział, że nie żartuję.
Zmarszczył brwi.
– Nie musisz od razu na mnie
naskakiwać, to było zwykłe pytanie. Kij ci ktoś wsadził ostatnio w dupę czy co?
Wyluzuj trochę.
Wyluzuj? Wyluzuj?! Ciekawiło
mnie, jaki by był mądry, gdyby to on znalazł się w sytuacji, w której byłem ja.
– Może nie mam ochoty wyluzować,
co?! – naskoczyłem na niego. – Nie twój zasrany interes!
Zrobiłem krok w jego stronę. Nie
byłem może i w formie, ale tylko czekałem na dalszą prowokację. Miałem chęć go
walnąć i powstrzymywał mnie jeszcze tylko fakt, że nie byliśmy sami.
Okej, tym razem byłem bardziej
nieuprzejmy niż zazwyczaj. Pascal uniósł ręce w geście wyrażającym kapitulację
i odsunął się. Mogłem sobie tylko wyobrażać, co o mnie myślał po naszej
wymianie zdań, skoro patrzył tak dziwnie.
Chuj mu w dupę.
Na sucho, oczywiście, bo inaczej
to pewnie się pedałowi spodoba.
Wrrr…
– Hej, Phil, w porządku? – Ktoś
złapał mnie za ramię i odwrócił delikatnie w swoją stronę. Spojrzałem na
Weronikę, jedną z dziewczyn z mojej grupy, do których nic nie miałem. Weronika
była cicha i spokojna i bardzo sympatyczna i jako jedna z niewielu zaliczała
się do grona osób, z którymi miałem jako taki kontakt. No i przede wszystkim
nie zależało jej na lizaniu dupy Pascalowi. – Jesteś blady.
Westchnąłem ciężko, przecierając
twarz dłońmi.
– Nic mi nie jest – powiedziałem.
Nie zamierzałem się spowiadać obcej osobie. Rozstanie z Lucy było wkurzające i
upokarzające. Nie było opcji, żebym się tym chwalił.
Weronika spojrzała na mnie
sceptycznie.
– Na pewno? Jeśli jest coś, w
czym mogłabym ci pomóc… – urwała, sugestywnie unosząc brew.
Patrzyłem na nią przez chwilę
beznamiętnie. Wątpiłem, żeby mogła zrobić cokolwiek poza podzieleniem się
notatkami, ale postanowiłem i tak spytać. W końcu nie musiałem się jej
tłumaczyć, dlaczego tak totalnie z dupy szukam nowego lokum. Nikt nawet nie
wiedział, że mieszkam z Lucy. Nie czułem najmniejszej potrzeby, żeby dzielić
się tym faktem ze światem i najwyraźniej teraz miało mi to wyjść na zdrowie i
pozwolić uniknąć niewygodnych pytań.
– Możesz, jeśli wiesz o jakimś
przyzwoicie wyglądającym i rozsądnym cenowo lokum, do którego mógłbym się
wprowadzić tak na teraz…
– Problemy z mieszkaniem? –
spytała. W jej oczach ukazał się cień zrozumienia. – Współlokator czy
wynajemca?
– Współlokator. Do tego stopnia,
że chwilowo koczuję w hotelu – przyznałem. Może słysząc to będzie się poczuwała
do tego, żeby zacząć szukać od razu.
Pokręciła głową.
– Znam ten ból. W zeszłym roku
przeprowadzałam się w przerwie między semestrem zimowym a letnim do akademika,
bo już nie mogłam wytrzymać ze swoimi współlokatorami. Odwalali takie numery,
że na samą myśl włosy mi się jeżą na głowie. – Tylko pokiwałem głową, nie
zamierzając jej wyprowadzać z błędu. Skoro myślała, że mieszkałem z jakimś
kretynem, którego nie potrafiłem ustawić do pionu, to jej sprawa. Lepsze to niż
prawda. – W każdym razie, na chwilę obecną nic nie słyszałam, ale popytam
ludzi. Może ktoś coś wie.
– Dzięki – powiedziałem,
uśmiechając się lekko. Z jakiegoś powodu miałem wrażenie, że rozmawianie z nią
o tym ugryzie mnie w dupę, ale naprawdę mało mnie to obchodziło. Chciałem się
wreszcie przenieść na nowe mieszkanie i nie martwić się kasą.
Po tych zajęciach, na które
obowiązkowo musiałem się pojawić, wróciłem do hotelu i poszedłem spać. Gdy
wstałem, ogarnąłem się i poszedłem na spotkania w sprawie mieszkań, które
umówiłem sobie w weekend. Jak na złość, żadne nie spełniało moich podstawowych
kryteriów. Pierwsze było nawet okej, ale właściciel był totalnym kutasem i
żądał sobie horrendalnego czynszu. Okazało się, że w ogłoszeniu zawarł tylko
sam czynsz dla siebie i pominął kwestię czynszu do spółdzielni i rachunków.
Drugie zostało odwołane, bo właściciel już kogoś znalazł i nie było sensu,
żebym szedł oglądać mieszkanie. W trzecim nie było normalnego ogrzewania, tylko
jakieś cholerne piece na prąd. Nawet nie chciałem myśleć, jak wysokie są
rachunki przez zimę, kiedy mieszkanie ogrzewa się prawie non stop.
Wróciłem do hotelu i poszedłem
dalej spać z myślą, że mam jeszcze szansę następnego dnia.
Na pierwsze zajęcia nie
poszedłem, bo był to hiszpański – jedyne zajęcia, jakie Lucy i ja mieliśmy
razem. Nie zamierzałem się jej pokazywać w tym stanie. Jeszcze sobie pomyśli,
że siedzę w kącie i płaczę za nią czy coś. Poza tym, nie miałem ochoty na nią
patrzeć.
Po drugich i trzecich zajęciach
miałem dwugodzinne okienko, więc poszedłem zapalić do azylu Malika. Cherubinek
też tam był, paląc w spokoju. Jego ramiona drżały lekko – nic dziwnego, miał na
grzbiecie tylko cienką kaszmirową koszulkę z długim rękawem – ale nie wyglądał,
jakby zamierzał coś z tym zrobić. Usiadłem obok niego, zaciągając się własną
fajką.
– Wyglądasz jak gówno – usłyszałem
nagle.
Spojrzałem w bok z zaskoczeniem.
To był pierwszy raz ever, kiedy Malik zaczął ze mną rozmowę. Zazwyczaj to ja
odzywałem się pierwszy.
Uniosłem brwi.
– Jak będziesz jarał fajki na
dworze w tym – wskazałem jego bluzkę – to niedługo do mnie dołączysz.
Patrzyliśmy na siebie chwilę w
ciszy. Po chwili Malik odwrócił wzrok, patrząc przed siebie. Uśmiechnąłem się
lekko. Naprawdę nie wiedziałem, czemu ludzie tak źle na niego reagowali.
Przyszło mi nawet do głowy, żeby zapytać go czy nie szuka współlokatora. Skoro
wszyscy się go tak bardzo bali, to pewnie nikt nie chciał z nim mieszkać. Na
samą myśl o minie, jaką pewnie by zrobił, chciało mi się śmiać.
Już prawie kończyłem papierosa,
kiedy powiedział spokojnie:
– Ktoś zajebał mi kurtkę.
Zakrztusiłem się dymem i ponownie
na niego spojrzałem. Dlatego był tak lekko ubrany? Przyjrzałem się jego twarzy,
która jak zwykle nie wyrażała za wiele. Mimo to, gdyby był zły, na pewno bym
zauważył.
Ale nie był. Zwyczajnie
stwierdził fakt.
Uniosłem jedną brew i spytałem
kpiąco.
– Znalazł się jeden odważny, co
zapierdolił kurtkę przerażającego Jake’a Malika? A już straciłem wiarę w
ludzkość.
Kącik ust Malika drgnął.
– Pewnie nie wiedział, że to moja
kurtka.
Zaśmiałem się i pokręciłem lekko
głową. Prawdopodobnie tak było.
– Gdzieś ty ją zostawił, że tak
bezczelnie ci ją ukradli? – spytałem.
Wzruszył ramionami, chowając
papierosy do plecaka.
– Przed salą na ławce. Nie
sądziłem, że ktoś się połakomi na tak znoszoną rzecz – mruknął. Miałem głupie
wrażenie, że bawi go cała sytuacja.
– A jednak znalazł się jakiś
idiota. – Pokręciłem głową. Z chęcią zobaczyłbym minę złodzieja jak dowiaduje
się, do kogo należała ta kurtka. Nagle dotarło do mnie coś innego. – Czy ja w
ogóle ci się kiedykolwiek przedstawiłem? – Malik uniósł brwi, patrząc na mnie z
lekkim rozbawieniem. Nie wyciągnąłem ręki czując, że ten gest nie byłby zbyt
mile widziany. – Phil Brown.
Wstał tylko, zarzucając plecak na
ramię.
– Przedstawiłbym się – powiedział
na odchodne – ale nie lubię robić niepotrzebnych rzeczy.
Znałem jego imię i nazwisko i
obaj to wiedzieliśmy. Uśmiechnąłem się więc tylko pod nosem, zadeptując
papierosa i kierując się do biblioteki. Zazwyczaj na okienkach chodziłem do
domu, ale jako że chwilowo tego domu nie miałem, wolałem spędzić ten czas w
bibliotece niż wracać do swojego zagraconego pokoju hotelowego. Usiadłem przy
jednym ze stolików na szarym końcu, gdzie nie byłem zbytnio widoczny i
wyciągnąłem telefon. Miałem kilka gier, w które grałem czasami z nudów.
Włączyłem sobie jedną z nich, z zamiarem zabicia w ten sposób czasu.
Cieszyłem się spokojem tylko
przez jakiś kwadrans, kiedy zobaczyłem przed sobą mordę znienawidzonego Pascala
Lufta. Starałem się go odstraszyć wzrokiem, ale kompletnie to zignorował.
Kutas.
Usiadł naprzeciwko mnie i
uśmiechnął się. Zignorowałem go, skupiając uwagę na swojej grze, ale ten idiota
siedział i gapił się na mnie jak sroka w gnat.
Wytrzymałem jakieś trzydzieści
sekund, zanim wybuchłem, wyrywając słuchawki z uszu.
– Czego, kurwa?! – syknąłem do
niego. Pascal aż podskoczył, nie spodziewając się tak gwałtownej reakcji.
Zamrugał.
– Serio ostatnio nie jesteś w
najlepszym nastroju, co? – zacmokał. – Anyway, słyszałem o twoim problemie z
mieszkaniem.
No, jasne. Ze wszystkich ludzi,
którzy mogli się o tym dowiedzieć, on jak zwykle musiał być jednym z pierwszych.
– Nie twój interes – powiedziałem
nieprzyjemnie.
Pascal westchnął cicho.
– Rany, mógłbyś choć na chwilę
przestać i mnie posłuchać?
– Nie – padła natychmiast krótka
odpowiedź.
Pascal aż się na mnie zagapił.
– Okej – powiedział powoli. – W
takim razie pewnie cię nie zainteresuje fakt, że mam własne mieszkanie i wolny
pokój, do którego mógłbyś się wprowadzić jeszcze dzisiaj.
Tym razem to ja się na niego
zagapiłem.
Po pierwsze – o kurwa.
Po drugie… Pascal Luft proponował
mi mieszkanie ze sobą?
Po trzecie… nie wiem co po
trzecie, „po drugie” za bardzo mnie zszokowało.
Patrzyłem na niego zastanawiając
się, jak bardzo ten cały wypadek na motorze sprzed kilku lat uszkodził mu mózg.
Jakoś funkcjonował, więc niektóre części musiały pozostać nienaruszone, ale
niektóre zdawały się oberwać całkiem mocno. No albo Pascal od urodzenia był
popierdolony.
Ani razu – podkreślam! – ani razu nie byłem dla niego miły. Od
samego początku działał mi na nerwy. Wkurzało mnie, jak odgarniał włosy z
czoła, jak podciągał spodnie, jak zakładał kurtkę, sposób, w jaki trzymał
długopis, wyraz jego twarzy, kiedy się na czymś skupiał albo uśmiechał, albo
cała reszta. Tyrałem go jak mogłem i nieważne, że nic sobie z tego nie robił –
zaproponowanie mi czegoś takiego było zwyczajnym kretyństwem.
W szkole takie zachowanie można
było ze spokojem podciągnąć pod znęcanie się. Gdyby ktoś na mnie naskarżył,
miałbym spore kłopoty. To, że na studiach pod tym względem czułem się trochę
bezkarny nie zmieniało faktu, że dobrze wiedziałem, jak się zachowuję. Miałem
świadomość tego, jakim kutasem byłem dla niego i jednocześnie miałem gdzieś,
czy moje przytyki trafiają do celu czy nie.
Więc serio, jeszcze raz – jak
bardzo trzeba mieć najebane w głowie, żeby zaproponować mi coś takiego?
– Upadłeś na łeb? – spytałem w
końcu.
– Czemu tak myślisz? – zapytał z
lekkim uśmiechem.
– Proponujesz mi… MI… mieszkanie
ze sobą?
Wzruszył ramionami.
– A czemu nie? Skoro szukasz
pokoju na wynajem, a ja akurat mam jeden wolny, jest to całkiem logiczne.
Patrzyłem na niego długą chwilę.
To, że zatykał mnie tak łatwo swoją głupotą, też mnie w nim denerwowało.
– Jesteś pojebany – stwierdziłem
spokojnie.
– A ty to niby nie?
Ugh, dobra, punkt dla niego.
Wzruszył ramionami i wstał.
– Przemyśl to sobie. Jeśli się
zdecydujesz, daj mi znać. Wiesz, gdzie znaleźć mój numer telefonu.
Z tymi słowami, odszedł.
Jeszcze długą chwilę patrzyłem
przed siebie z niedowierzaniem. Kompletnie nie potrafiłem rozkminić tego
gościa. Za każdym razem, kiedy już myślałem, że go rozpracowałem, wyskakiwał z
czymś takim i od nowa musiałem katalogować informacje, które o nim zebrałem.
Ni chuja go nie rozumiałem. Co,
oczywiście, też działało mi na nerwy.
Pokręciłem głową, wracając do
swojej gry. Nieważne, jak bardzo kusząca mogła być ta propozycja. Prędzej
piekło zamarznie niż zgodzę się mieszkać z tym kretynem.
Leżałem na łóżku w hotelu, gapiąc
się w ekran swojego telefonu i nie mogłem uwierzyć w to, co za chwilę miałem
zrobić. Serio, w takich chwilach zastanawiałem się, czy na pewno z moją głową jest
wszystko w porządku.
Zacisnąłem zęby i jęknąłem cicho.
Nie chciałem tego robić. Zadzwonienie pod ten numer było podeptaniem mojej
dumy, honoru, jestestwa. Wszystkiego!
Tylko że…
… totalnie nie miałem wyboru.
Żadne z umówionych spotkań nie
wypaliło, więc dalej byłem w hotelu. W Internecie też nic nie mogłem znaleźć.
Po dziesięciu minutach przed komputerem wszystko zaczęło mi się rozlewać przed
oczami. Już nawet nie pamiętałem, kiedy ostatni raz jadłem. Wiedziałem, że
dłużej tak nie pociągnę i że muszę iść do lekarza, zanim się przekręcę. Matka
by mnie chyba zabiła.
Chociaż w sumie… Śmierć nie jest
taka zła. Przynajmniej zachowam twarz. Moje ciało nawet nie zdąży zgnić, następnego
dnia powinna mnie znaleźć sprzątaczka i…
Westchnąłem ciężko. Żesz kurwa.
Nie miałem wyjścia.
To tylko tymczasowo, pocieszyłem
się, zaciskając palce na swoim telefonie. Pomieszkam trochę u niego i w
międzyczasie będę szukał czegoś innego. Może zostanę tam tylko przez tydzień
lub dwa. Jak już wyzdrowieję, od razu wezmę się za szukanie nowego mieszkania
i…
Wziąłem głęboki oddech i
nacisnąłem zieloną słuchawkę.
Odebrał po czwartym sygnale.
– Halo?
Zamknąłem oczy. Niech mnie ktoś
pierdolnie w łeb i zakończy moje cierpienie. Może to nawet zrobić powoli, nie
będę wybredny, pomyślałem sobie niemal z nadzieją.
– Tu Phil – powiedziałem grobowo.
– Hej, daruj sobie entuzjazm, co?
– zadrwił. Dałbym sobie uciąć rękę, że właśnie wywrócił oczami. – To jak?
Namyśliłeś się?
Miałem ochotę go pojechać, ale w
ostatniej chwili ugryzłem się w język. Trochę nie wypadało, skoro koleś ratował
mi dupę. I czynił to wszystko dla mnie niezwykle łatwym – mógł patrzyć na mnie
z góry, ale nie zrobił tego.
– Taa – burknąłem tylko. Niech
wie, że nie jestem zachwycony na myśl o mieszkaniu z nim.
– Okej, to wyślę ci adres
esemesem. Dzisiaj jestem cały dzień w domu, więc możesz przyjść z rzeczami w
każdej chwili.
– Aha. – Kropka hejtu na końcu
była książkowo zaakcentowana.
Pascal tylko westchnął ciężko.
Zastanawiałem się, czy zaczął już żałować swojej propozycji. Ta wredna część
mnie trochę miała nadzieję, że tak. Ta, której została jeszcze choć odrobina rozumu
modliła się, żeby Pascal nie wykopał mnie na zbity pysk za moje chamstwo zanim
w ogóle zdążyłem się wprowadzić do jego mieszkania.
Obaj przez chwilę dyszeliśmy w
słuchawkę, nie wiedząc co powiedzieć. Po krótkiej chwili, kiedy mój mózg trochę
się ogarnął i mogłem coś z siebie wydusić, Pascal zakończył połączenie.
Chwilę później dostałem esemesa z
adresem i dokładnymi wskazówkami, gdzie, co i jak. Westchnąłem cicho i wstałem,
wrzucając swoje rzeczy do walizki. Pół godziny później dreptałem już na
przystanek.
Pascal mieszkał w dość sporym
bloku z podziemnym parkingiem jakieś pół
godziny drogi z buta od centrum. Okolica wyglądała na spokojną i całkiem
dzianą. Wszystko było zadbane. Zadzwoniłem pod numer mieszkania, który wskazał
mi w esemesie.
– Tak? – usłyszałem.
– Tu Phil – wychrypiałem. Gardło
dawało mi się coraz bardziej we znaki. Bolało mnie za każdym razem jak
przełykałem ślinę, ale cóż… Na leczenie tego badziejstwa nie było czasu.
Wjechałem windą na trzecie piętro
i poczłapałem pod odpowiednie drzwi. Zanim zdążyłem zadzwonić dzwonkiem, Pascal
już był przede mną.
– Hej – powiedział z lekkim
uśmiechem, wpuszczając mnie do środka.
Dopiero wtedy uświadomiłem sobie,
że nawet go nie spytałem o wysokość czynszu ani nic w tym stylu. Jakoś tak…
zapomniałem.
Muszę mieć wysoką gorączkę,
pomyślałem.
– Mm, ciebie też dobrze widzieć.
– Wywrócił oczami. No tak, nie odpowiedziałem na jego przywitalnie. Zamknął za
nami drzwi i przekręcił klucz.
– Chodź – powiedział. Na bosaka
poczłapał do jednych z drzwi i otworzył je przede mną. – To będzie twój pokój.
– Wpuścił mnie do środka. Sam oparł się o futrynę, stojąc ze splecionymi na
piersi rękami i z jedną stopą opartą płasko o łydkę. To był pierwszy raz, kiedy
widziałem go w skejtowskich spodniach dresowych ze ściągaczami na wysokości
środka łydki. Koszykarska koszulka odsłaniała zdecydowanie za dużo mięśni jak
na mój gust. I nosił skarpetki stópki. Jezu, wszedłem w posiadanie informacji,
których nie chciałem. Nie sądziłem, że to jest w ogóle możliwe, skoro ja zawsze
chciałem wiedzieć wszystko. Tego nie. Nawet ja nie byłem aż taki ciekawski. –
Przebrałem pościel i przeniosłem stąd wszystkie ciuchy mojego brata, więc
będziesz miał cały pokój dla siebie. Klucze dam ci jutro, a resztę możemy
obgadać później. Wyglądasz, jakbyś miał się za chwilę przewrócić.
Tak też się czułem. Pascal
odwrócił się z zamiarem odejścia. Zebrałem się w sobie i powiedziałem cicho:
– Dzięki.
Obrócił głowę zaskoczony. Po
chwili uśmiechnął się lekko.
– Nie ma za co.
Przymknął za sobą drzwi.
Rozejrzałem się po pokoju. Był średniej wielkości, ze sporym łóżkiem, biurkiem
z lampką, szafą i dwoma szafkami. W głowie łóżka stał stolik z Ikei, co mnie
ucieszyło, bo już widziałem jak siedzę do późna na kompie i nie chce mi się go
nieść na biurko. Z tego, co zdążyłem zobaczyć, mieszkanie miało wysoki
standard. Nie dziwiło mnie to zbytnio. Stary Pascala wykładał na uniwersytecie,
musieli mieć hajsu jak lodu.
Zdjąłem z siebie przepocone
ciuchy i wyciągnąłem z walizki czyste. Pascal zapukał cicho do drzwi i wszedł
do środka akurat jak wciągałem na siebie dresowe spodnie do spania. Zobaczyłem,
że niesie dla mnie parujący kubek.
– To powinno ci dobrze zrobić –
powiedział, podając mi kubek.
Gdy tylko poczułem ciepło bijące
od kubka od razu przeszły mnie przyjemne dreszcze. Napiłem się ostrożnie, nie
chcąc sobie poparzyć języka. Lubiłem herbatę z cytryną. Usiadłem na łóżku,
obejmując kubek palcami i rozkoszując się bijącym od niego ciepłem.
– Byłeś u lekarza? – spytał
Pascal.
Spojrzałem na niego spod byka.
– Nie miałem czasu – odparłem.
Mój głos brzmiał dziwnie przez chrypkę i zatkany nos. Gdyby nie moje
beznadziejne samopoczucie, pewnie śmiałbym się z tego, jak gównianie brzmię i
wyglądam. Ale czułem się gównianie i nie było mi do śmiechu. Dodałem trochę złośliwie:
– Mamo.
Pascal wywrócił oczami.
– To jak? – odezwał się po chwili
ciszy. – Powiesz mi, kto tak skutecznie wykurzył cię z mieszkania?
Ani mi się śni, pomyślałem.
– Może potem – odparłem zamiast
tego. – Nie jestem teraz w nastroju.
Wiedziałem, że jest ciekawy, ale
na szczęście nie drążył tematu.
– Jeśli chciałbyś skorzystać z
czegokolwiek z łazienki lub jesteś głodny, nie krępuj się wziąć czegoś ode mnie
– powiedział. – Lepiej, żebyś nie wychodził na dwór taki chory, jeśli nie jest
to absolutnie konieczne – dodał po chwili, patrząc na mnie krytycznie.
Skinąłem tylko głową, siorbiąc
swoją herbatę. Pascal po chwili ulotnił się i już nie wrócił. Ja dopiłem
herbatę, zgasiłem światło i położyłem się do łóżka. Zamykając oczy
zastanawiałem się, dlaczego Pascal mi pomógł. Gdyby nasze role były odwrócone,
z pewnością nie znalazłby u mnie pomocy i obaj dobrze o tym wiedzieliśmy. Z
jakiegoś jednak powodu Pascal wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Podejrzewałem, że
jego motywy prędzej czy później wyjdą na jaw. Wolałbym, żeby wyszły wcześniej,
bo aż skręcało mnie z ciekawości.
Cóż… pewnie i tak się rozczaruję,
gdy się dowiem, pomyślałem. Najprawdopodobniej na drugie imię ma cholerny
Miłosierny Samarytanin i ot, cała historia.
Łóżko było bardzo wygodne, więc
mimo dokuczającego kaszlu i zatkanego nosa nawet udało mi się usnąć.
Przebudziłem się kilka razy, słysząc dźwięk wody lecącej pod prysznicem i przytłumiony
odgłos wody gotującej się w czajniku elektrycznym. Pascal był bardzo cicho,
starając się mi nie przeszkadzać. Poza tymi dwoma zdarzeniami kompletnie go nie
słyszałem w mieszkaniu. Nim się obejrzałem, zasnąłem na dobre.
Przeprowadzka Phila do Pascala nie byla jakims specjalnym zaskoczeniem, ale motocyklista w dresach? Tego nie umialam sobie wyobrazic :3
OdpowiedzUsuńTeraz tylko kolejny tydzien czekania :( pozdrawiam
//Saya
Wiesz co... Przekonałaś mnie, żeby to kupić. Także spadam na beezar :))
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że Phil zamieszka u Pascala, ale interesują mnie i to bardzo motywy Pascala, dlaczego go przygarnął skoro ten ciągle go wyśmiewa?
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Pascal się nie wypowiada, nie zdradza swoich myśli. Były fajnie poznać sytuacje z jego punktu widzenia :)
Interesuje mnie , kto ukradł kurtkę Marchala, kto miał na tyle jaj? Czy będzie on pojawiał się w każdym rozdziale, czy poznamy jego historię?
Tęsknię trochę za Robinem, może pojawi się w którymś rozdziale :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Obiecałam sobie, że trochę poczekam, nim zacznę czytać, żebym miała zapas rozdziałów, ale jak to z Twoimi dziełami bywa, nie wytrzymałam. Odświeżałam sobie ostatnio pierwszą część Granic i po prostu musiałam zabrać się za tę.
OdpowiedzUsuńMoże na początku powiem, że nie lubię Phila. Lubiłam go w Granicach, zanim okazało się, jakim jest chujem. Teraz gdy tylko widzę, jak wspomina Robina i obarcza go winą za to, co się między nimi stało, mam ochotę strzelić mu w pysk. On spieprzył! Tak samo z Lucy. To on jest ofiarą, bo ona go zdradziła, ale jak on chciał ją zdradzić z Robinem, to wszystko było w porządku. Okropny typ. Musi się chyba sporo zmienić, żeby mnie do siebie przekonać.
Ale polubiłam Malika. Jest taką typową tajemniczą postacią, o której po prostu chce się wiedzieć więcej. Jego relacja z Philem bardzo mnie intryguje i jestem ciekawa, jak to się potoczy.
Jeśli natomiast chodzi o Pascala, to irytuje mnie jego imię! Tak po prostu xd Trochę to dziwne, że zaprosił do siebie Phila, ale może faktycznie ma jakieś ukryte zamiary. Na przykład niezobowiązujący seks xd
Kupić ebooka planuję, żeby docenić Twoją ciężką pracę, bo stanowczo na to zasługujesz, ale poczekam aż wyjdzie całość, bo inaczej nie powstrzymam się i przeczytam całość, a potrzebuję czegoś od Ciebie na wakacje ;)
Życzę dużo weny <3
Ja kupilam i przeczytalam w jeden wieczór. Świetne opowiadanie :-)
OdpowiedzUsuńWybacz za tak mało rozbudowane komentarze, ale czuję się mniej więcej tak jak Phil...
OdpowiedzUsuńSuper rozdział!