– Shit.
Spojrzałem na
Pascala, który grzebał namiętnie w plecaku, szukając czegoś.
– Nie wziąłeś
tych kartek i pendrive’a, które leżały na biurku, prawda? – spytał.
– Te do twojej
prezentacji?
– Taa.
– Nie, sorry.
Myślałem, że je spakowałeś.
– Egh, ja też.
Okej, fuck it, pójdę po to teraz. Widzimy się na następnych zajęciach, okej?
– Em, jasne.
Okej.
Pascal
pocałował mnie szybko w policzek, odwrócił się na pięcie i odszedł. Czułem, że
coś jest totalnie nie tak. Pokręciłem głową i poszedłem na seminarium z
profesorem Barkerem, który w tym semestrze zastępował swojego kolegę z urazem
kręgosłupa.
Usiadłem przy
stoliku obok Kazury, nowego kolegi, który grzebał namiętnie w swoim telefonie.
Wyciągnąłem zeszyt i otworzyłem go idealnie na środku, gdzie zrobiłem sobie
kalendarz. Zaznaczyłem kolejny krzyżyk przy seminarium, które Pascal właśnie
zamierzał ominąć.
Coś było
cholernie nie tak.
Od początku
semestru minęło sześć tygodni. Tylko swojej nienawiści do Pascala mogłem
dziękować, że od razu się pokapowałem, że coś jest nie tak.
Pascal nie należał
do grupy ludzi, które z błahych powodów omijają zajęcia. Potrafił wstać na nie
po maratonie seksu i wytrwać do końca, nawet jeśli przychodziło mu to z wielkim
trudem. Wiedziałem o tym dobrze, bo za każdym razem, gdy Pascal wylewał się na
zajęcia na naszym pierwszym roku, byłem mega szczęśliwy. I dla jasności – nie
zdarzało się to zbyt często.
Pascal chodził
na zajęcia. Mógł nie odrobić zadania domowego, nie przeczytać tekstu i
przemilczeć całe półtorej godziny, ale był na zajęciach. Z jakiegoś powodu w
tym semestrze się to nagle zmieniło. Przez pierwszy miesiąc nie rozumiałem, o
co chodzi, więc zrobiłem sobie kalendarz i z pomocą Weroniki zacząłem w nim
zaznaczać, kiedy Pascala nie było i na czym. Dopisałem też przyczyny jego
nieobecności. Po sześciu tygodniach już wiedziałem.
Pascal omijał
zajęcia profesora Barkera. Samo zwijanie się z wykładów i seminarium zupełnie
bym olał, ale nie chodziło tylko o to. Od jakiegoś czasu koszmary Pascala się
nasiliły. Co kilka dni budził się z krzykiem lub zlany potem. Był dziwnie
nieswój i zamyślony. Zaczął palić.
Próbowałem go podpytać, o co chodzi, ale mnie zbywał. Twierdził, że to przez
to, iż Travis został ostatnio postrzelony na służbie i to go tak wytrąciło z
równowagi. Przemogłem się nawet i zadzwoniłem do jego brata, żeby wyprostować
fakty. Travis powiedział mi, że nie, nie został postrzelony, tylko draśnięty i
że po dwóch tygodniach wraca do pracy w terenie. Nie chciało mi się wierzyć, że
coś takiego mogłoby do tego stopnia wyprowadzić Pascala z równowagi. Nie na
tyle, żeby zaczął palić, na litość boską.
No i fakt, że
Pascal omijał głównie profesora Barkera, nie pomagał mi rozwiązać zagadki.
No więc… byłem
w kropce. Wiedziałem, że ten matoł nie będzie chciał ze mną o tym rozmawiać.
Stało się to dla mnie jasne już jakiś czas temu.
Spojrzałem na
wymówki, jakie Pascal podał, żeby nie pójść na poszczególne z zajęć. Był tylko
na dwóch, a zaczął się już siódmy tydzień zajęć!
Drugie zajęcia
opuścił, bo wydawało mu się, że zostawił włączoną kuchenkę w mieszkaniu.
Trzecie zajęcia
opuścił tak o, bo był zmęczony po całej nocy pełnej seksu. Te opuściłem razem z
nim, bo też byłem, do cholery, zajechany w pizdu. Serio, gdybym go nie znał
pomyślałbym, że nałykał się Viagry zanim zaczęliśmy się seksić.
Czwarte zajęcia
opuścił, bo dostał strasznej migreny i wrócił do domu się położyć.
Piąte ominął,
bo jakoś tak wyszło, że wizyta u dentysty mu się zbiegła w czasie z tymi
zajęciami.
Na szóste
przyszedł, ale milczał jak zaklęty, mimo że rozmawialiśmy na tematy, które
zdecydowanie go interesowały w architekturze. Wiedziałem o tym, bo sam mi
kiedyś powiedział.
Teraz
siedziałem na siódmych zajęciach, a on zapomniał tego nieszczęsnego pendrive’a.
Czy też może specjalnie go zostawił w domu, żeby móc się po niego wrócić. O
wykładach już nawet nie zamierzałem wspominać. Nawet Zhaoyu był na większej
ilości wykładów, a biorąc pod uwagę nieogarnięcie Chińczyka, był to doprawdy
ogromny wyczyn.
Nie rozumiałem
jego zachowania. Nie lubił profesora Barkera? Nie widziałem innego powodu dla
jego głupich wymówek i unikania zajęć. Z drugiej jednak strony, jeśli
rzeczywiście było to zwykłe nielubienie, Pascal zachowywał się niezwykle
szczeniacko, co nie było w jego stylu. I skąd te koszmary? Skąd palenie fajek?
Miałem wrażenie, że coś mi umyka, ale nie wiedziałem co.
Nie mogłem
uwierzyć, że się o niego martwiłem. Ze wszystkich ludzi, o których mógłbym się
martwić, nie spodziewałem się, że padnie akurat na niego.
Był zawsze taki
uśmiechnięty. Beztroski. Szczęśliwy. Wszędzie go było pełno. Gdy na niego patrzyłem,
miałem ochotę sam się uśmiechać i podskakiwać tak o, bo czemu nie. A teraz?
Teraz nagle odjebało mu w totalnie drugą stronę, a ja nie miałem zielonego
pojęcia, dlaczego.
I martwiłem
się. I wkurwiało mnie, że się martwiłem, bo martwienie się nie leżało w moim
charakterze.
Do klasy weszła
Weronika i Zhaoyu. Polka usiadła obok mnie, patrząc na mnie z uniesionymi
brwiami. Westchnąłem ciężko, otwierając zeszyt na swoich ostatnich notatkach z
tych zajęć.
– Zabiję gnojka
– powiedziałem do niej, splatając ręce na piersi. Miałem dosyć tej całej
sytuacji. Postanowiłem, że jak tylko wrócimy do domu, od razu poruszę z nim
temat tego cholernego unikania zajęć. Serio, to się musiało skończyć. A jeśli
nie, to chociaż chciałem usłyszeć dobry powód, dlaczego Pascal nagle
doświadczył zaniku wszelkich komórek mózgowych i zaczął się tak kretyńsko
zachowywać.
– Porozmawiaj z
nim – poradziła Weronika.
– Taki mam
zamiar – powiedziałem przez zaciśnięte zęby. – A potem zabiję gnojka.
Prychnęła i
wywróciła oczami.
– Jasne, już to
widzę. Dałbyś się dla niego poćwiartować.
Spojrzałem na
nią spod byka.
– Wcale nie –
zaprzeczyłem z pełną mocą.
– Phil, ciągle
tylko o nim nawijasz – rzuciła, patrząc na mnie z politowaniem.
– Nieprawda.
– Ugh, prawda.
Co nie, Zhao? – szturchnęła Chińczyka. Chłopak spojrzał na nią z pytającą miną.
– Phil ciągle gada o Pascalu, jak go z nami nie ma, prawda?
Chińczyk
pokiwał żywo głową.
– Totalnie, stary.
Na okrętkę. Widać, że nieźle cię walnęło.
– Ugh,
mieszkamy razem, więc…
– To nie to i
dobrze o tym wiesz.
– Wcale nie! –
zaprzeczyłem po raz kolejny. Niemożliwe, żebym doświadczył tak dużego zaniku
szarych komórek, by mówić tylko o czymś tak nieznaczącym jak Pascal. Serio. Nie
gadałem o nim. Nope.
– Dokładnie
tak. Ciągle tylko „Pascal to i Pascal tamto”. Raz liczyliśmy z Zhao, ile razy
wypowiedziałeś jego imię. Przez godzinę naliczyliśmy pięćdziesiąt siedem i to
wzięliśmy pod uwagę tylko to, jak wypowiadałeś jego imię. Ciągle o nim
nawijasz. I nawet się nie kłóć! – ostrzegła widząc, że już otwieram usta. –
Widzę, jak na niego patrzysz, nawet jeśli ty sam nie zdajesz sobie z tego
sprawy. Na Lucy nigdy tak nie patrzyłeś.
Westchnąłem
ciężko. Zmierzyłem ją wzrokiem, dając jej do zrozumienia, że to jakaś bzdura i
wcale nie nawijam o Pascalu na okrętkę, ale….
Nie, nie, nie,
nie, nie. Nie miała racji i już. Płynąłem z prądem, ale to tyle. Byłem
zauroczony, może nawet na dobrej drodze do zakochania, ale to kiedyś miało mi
przejść. Nie było sensu się tym przejmować. Na to miejsce wolałem się zająć
bieżącym problemem, a podejrzewałem, że łatwo nie pójdzie.
Po zajęciach
poszedłem na fajkę. Dostałem esemesa od Pascala z pytaniem, gdzie jestem.
Odpisałem mu, że znowu nawiedzam miejscówę Malika i że tam może mnie znaleźć.
Nic mi nie odpisał, więc podejrzewałem, że za chwilę się pojawi.
I nie myliłem
się.
Wyszedł na
zewnątrz, marszcząc brwi.
– Nie ma go? –
spytał, rozglądając się uważnie.
– Nope.
– Mówiłem ci
już, że powinieneś się od niego trzymać z daleka.
Taaa. Wszyscy
to mówili. Ja jakoś nie potrafiłem uwierzyć w to, że metr sześćdziesiąt
cherubinka było w stanie zrobić cokolwiek z tego, co mu zarzucano. Takie
chuchro? Podejrzewałem, że ktoś postury Pascala bez problemu dałby sobie z nim
radę, a chociaż Pascal dużo ćwiczył i miał mięśnie, były zdecydowanie szczupły.
Po prostu… wyrzeźbiony i zgrabny, ale nie mocno umięśniony. Uwielbiałem jego
wąskie biodra i szczupłe uda, zwłaszcza jak owijały się wokół mojego pasa.
Brunet pacnął
mnie w ramię.
– Myślisz o
seksie!
– No i? –
spytałem, gasząc fajkę. – Powinieneś się cieszyć z tego powodu.
– Będę się
cieszył, jak dojdziemy do konkretów.
Prychnąłem,
wstając i otrzepując spodnie na pośladkach.
– Jak będziesz
grzeczny – powiedziałem – to może pozwolę ci pieprzyć moje usta.
– Grzeczny? –
spytał, też wstając. Uśmiechnął się szeroko. Nie wiedział, do czego piję,
pewnie myślał, że chodzi o coś zupełnie innego, ale miałem to gdzieś. Tak czy
siak wątpiłem, żeby dzisiejszy dzień skończył się na seksie, skoro zamierzałem
z nim poruszyć temat jego uciekania z zajęć.
– Chodźmy, bo
się spóźnimy. Lepiej, żebyś pojawił się na czas na swoją prezentację, skoro już
wróciłeś się po pendrive’a i notatki.
– Egh, racja.
Okej, chodźmy.
Wróciliśmy do
domu trochę zamroczeni, bo na dworze padało i było jakoś tak generalnie
nieprzyjemnie. Nie powstrzymało mnie to jednak przed szukaniem sposobu na
zaczęcie rozmowy, na którą czekałem kilka ładnych godzin.
Udało mi się
wytrzymać do czasu, kiedy prawie zjedliśmy obiad. Zagryzłem dolną wargę. Nie
chciałem się kłócić ani psuć tego, co mieliśmy, nasz związek był totalnie
zajebisty, ale unikanie problemów jeszcze nigdy nikomu nie pomogło, więc i ja
nie zamierzałem ulegać złudzeniu, że w naszym przypadku będzie inaczej.
Komunikacja to podstawa każdego związku, powtarzałem sobie. Jeśli chciałem, by
ten związek rzeczywiście funkcjonował, nie mogłem mieć oporów przed otwartym poruszaniem
pewnych tematów i mówieniem tego, co myślę.
Okej. Tak
wewnętrznie przygotowany na konfrontację, spojrzałem na niego i powiedziałem:
– Okej, więc…
Zamierzasz mi powiedzieć o co chodzi z tym całym unikaniem zajęć profesora
Barkera?
Pascal z
wrażenia aż opuścił widelec. Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Co?
– Pytam, o co
tak naprawdę chodzi z profesorem Barkerem? I nie rób takiej głupiej miny,
jakbym się czepił czegoś totalnie z dupy. Obaj wiemy, że namiętnie opuszczasz
jego zajęcia. Pascal, ty nie opuszczasz zajęć.
Pascal uniósł
brwi.
– Skąd możesz
wiedzieć, że nie opuszczam zajęć?
Uśmiechnąłem
się pod nosem.
– Bo nie
znosiłem cię jak psa i cieszyłem się za każdym razem, kiedy cię nie było? Wierz
mi, nie dałeś mi wielu powodów do radości.
Pascal spojrzał
na mnie lekko pustym wzrokiem, jakby nie mógł uwierzyć, że to powiedziałem.
– Więc? O co
chodzi? – dopytałem, kiedy milczał. – Wiem, że nie może chodzić tylko o
nielubienie kolesia, to byłoby szczeniackie i nie w twoim stylu.
– Nie chcę o
tym gadać – powiedział od razu.
– Tym razem ta
strategia nie zadziała – zaznaczyłem od razu. – Widzę, że coś jest nie tak.
Czekałem cierpliwie przez wiele tygodni, ale ty totalnie nie chcesz mi nic
powiedzieć. Chyba nadeszła pora, by to z ciebie wydusić.
– Skoro wiesz,
że nie chcę o tym gadać, to czemu nalegasz? Jezu, to tylko jedne głupie
zajęcia. Z czym masz taki wielki problem? Nawet nie sprawdzają tam obecności.
– No i? To cię
nie usprawiedliwia i obaj o tym wiemy.
– Odpuść –
poprosił.
– Nie. Nie ma
mowy. Nie chodzi tylko o te pieprzone zajęcia! Zacząłeś palić fajki.
– Już kiedyś
paliłem – powiedział od razu.
– I? Nagle ci
się przypomniało i stwierdziłeś, że pora wrócić do nałogu?
Sapnął z
irytacją.
– Może
napatrzyłem się na ciebie i postanowiłem wrócić do nałogu?
– Nie
wiedziałem, że jesteśmy z powrotem w gimnazjum i takie rzeczy rzeczywiście się
dzieją. Ale, dobra, niech ci będzie. Jak wyjaśnisz to, że tak często śnią ci
się koszmary? Miałeś je od czasu do czasu, jasne, ale teraz… Pascal, wiem, że
coś się dzieje, po prostu pogadaj ze mną, okej?
– Nie ma o czym
mówić! – upierał się. Wstał od stołu i włożył swój talerz do zlewu. Obrócił się
i wyraźnie chciał opuścić kuchnię, ale wstałem i złapałem go za rękaw. Wyrwał
mi rękę. – Powiedziałem, że nie będę o tym gadać.
– Nie zachowuj
się jak przedszkolak! – naskoczyłem na niego. – Chcę ci pomóc, ty głupi fiucie!
Martwię się o ciebie! A ja się, kurwa, nie martwię o ludzi!
– Więc może
powinieneś przestać, skoro to takie niezwykłe dla ciebie.
Był wyraźnie
poirytowany i zły. Wyszedł z kuchni, a ja zaraz za nim, depcząc mu po piętach.
Parsknąłem, kiedy zobaczyłem, że ubiera buty.
– Gdzie
idziesz?
– Przejść się i
ochłonąć, zanim powiem coś, czego będę żałował.
Miałem ochotę
go udusić! Prychnąłem tylko i poszedłem z powrotem do kuchni. Co niby miałem
zrobić? Siłą go zatrzymać w mieszkaniu? Niech trochę ochłonie. Jak wróci,
zaczniemy rundę drugą.
Wziąłem się
energicznie za mycie naczyń. Jeden talerz wyśliznął mi się z rąk i upadł do
zlewu z hukiem.
– Przestań tłuc
te cholerne talerze! – krzyknął na mnie z korytarza.
Aż się
zapieniłem ze złości.
– Nie zrobiłem
tego specjalnie, ty irytujący, głupi... – Szarpnął mnie nagle za rękaw i
odwrócił w swoją stronę. Talerz wyleciał mi z ręki i stłukł się z głośnym
hukiem. – I zobacz, co zrobiłeś! – krzyknąłem wściekły. A potem mi wytyka, że
to ja tłukę talerze!
Pascal sapnął
tylko i przyssał się do moich ust. Nasze zęby obiły się o siebie przy tak
gwałtownym i silnym ruchu. W pierwszej chwili próbowałem mu się wyrwać. Nie
chciałem, żeby myślał, że wszystko jest w porządku, bo mnie pocałował
znienacka. Zaraz jednak uświadomiłem sobie, że szarpiemy się za ubrania
naprawdę mocno. Jego żelazny uścisk na moich bicepsach wręcz bolał, więc nie
zastanawiając się długo, ugryzłem go mocno w dolną wargę.
Jęknął, ale nie
puścił mnie. Złapałem go za sweter na biodrach i pociągnąłem mocno, po czym
wpiłem się w jego usta ze złością. Popchnąłem go do tyłu i podstawiłem mu nogę,
żeby się wywrócił.
Upadliśmy na
podłogę, obaj wściekli i podnieceni. Byłem zły. Tak bardzo zły, że nie chciał
mi powiedzieć, że zmusił mnie, bym się o niego martwił, że tak dziwnie się
zachowywał. Chciałem mu zrobić krzywdę.
Złapałem go za
włosy i pociągnąłem mocno w bok, żeby wyeksponować jego szyję. Jęknął z bólu,
ale olałem to. Należało mu się.
Miałem
wrażenie, że jesteśmy w jakimś amoku. Tarzaliśmy się po zimnej podłodze,
całując ze złością i w końcu zdzierając z siebie ubrania. Próbował rozsunąć mi
nogi, ale dość brutalnie odsunąłem jego ręce. Tym razem to on miał być tym,
który dawał. Chyba dotarło do niego, że nie zamierzam w tym względzie
negocjować, bo pozwolił mi na wdrapanie się pomiędzy jego nogi i wsunięcie w
siebie palca. Dyszeliśmy ciężko, nie tyle z ekscytacji czy po pocałunkach, co
ze zmęczenia po szamotaniu się.
Splunąłem na
rękę, wcierając ślinę w swojego penisa i bez ceregieli próbując w niego wejść.
Jęknął głośno, boleśnie zaciskając palce na moich bokach. Cały się spiął. Do
tej pory jeszcze nam się nie zdarzyło bez odpowiedniego przygotowania i
nawilżenia, ale cóż, kiedyś musiał być ten pierwszy raz, prawda?
Nie było przyjemnie.
Nie tak, jak zawsze. Dopiero w trakcie uświadomiłem sobie, że nie tylko nie
użyłem lubrykantu, ale w dodatku nie miałem na sobie prezerwatywy. Byłem już
jednak za daleko w tym szaleństwie, żeby coś z tym zrobić. Zamknąłem tylko oczy
i zabrałem się za pieprzenie go.
Było inaczej.
Nie potrafiłem określić, czy wynikało to z faktu, jak trudno było mi się w nim
poruszać bez odpowiedniego nawilżenia, czy może jednak chodziło o huśtawkę
emocjonalną, na której obaj się znajdowaliśmy. Cokolwiek wpływało na nas tak
silnie, sprawiło, że seks był zupełnie inny. Po raz pierwszy miałem wrażenie,
że przekazuję tym wszystkie swoje uczucia, emocje, obawy. Po raz pierwszy
podczas seksu miałem wrażenie, że wyrażam siebie w całości. Po raz pierwszy
miałem wrażenie, że on to rzeczywiście rozumie.
Doszliśmy obaj
niemal jednocześnie. Słyszałem tylko nasze urywane oddechy. Poza tym panowała
głucha cisza.
Pascal oddychał
pode mną ciężko i drżał lekko. Miał zamknięte oczy, więc nie mogłem wyczytać z
nich, czy wszystko jest w porządku. Zacząłem się bać.
Bałem się z
niego wysunąć i zajrzeć w dół. Bałem się, że zobaczę tam krew. Bałem się, że
działając w amoku zrobiłem mu krzywdę i zniszczyłem bezpowrotnie to, co do tej
pory zdołaliśmy zbudować. Nie mogłem jednak przeciągać tego w nieskończoność,
więc w końcu odsunąłem się lekko i wysunąłem z niego najostrożniej, jak mogłem.
Kamień spadł mi z serca, gdy zobaczyłem, że nie ma żadnych śladów krwi. Tylko
sperma. Cała masa spermy powoli wyciekającej z niego.
Przeniosłem
wzrok na jego twarz. Patrzył na mnie spokojnie. Z jego twarzy nic nie mogłem
wyczytać.
– Przepraszam,
że nie użyłem gumki – powiedziałem w końcu cicho. Wiedziałem, że należało za to
przeprosić. Nawet nie poruszaliśmy wcześniej tego tematu. Zawsze ich używaliśmy
podczas stosunku. Nie kwestionowałem tego i on też nie.
– W porządku –
powiedział cicho. Odsunąłem się od niego niepewnie.
Był na mnie
zły? Wydawał się taki obojętny. Nie chciałem, żeby był obojętny. Pascal nigdy
nie był obojętny, gdy chodziło o mnie. Nieważne, czy były to pozytywny czy
negatywne emocje – Pascal zawsze coś czuł, gdy chodziło o mnie.
Ręce zaczęły mi
drżeć. Moje oczy zaszkliły się podejrzenia. Nie mogłem oddychać. Czemu nie
mogłem oddychać? Próbowałem złapać oddech, próbowałem z całych sił, ale nie
mogłem. Zupełnie jakbym po tych wszystkich latach zapomniał, jak się oddycha.
A potem
usłyszałem jego głos i poczułem, że obejmuje mnie i przyciąga do siebie,
szepcząc coś wprost do mojego ucha. I nagle wszystko wróciło, a ja znów mogłem
nabrać powietrza w płuca.
– Hej, jest
okej, jest okej, uspokój się – mamrotał cicho, gładząc ostrożnie moje plecy.
Wczepiłem się w
niego jak rzep i odetchnąłem głęboko. Nie był zły?
Nie wiem, ile
czasu tak siedzieliśmy. Może minuty, a może całe godziny. Potem Pascal
zaproponował prysznic i poprosił, żebym mu pomógł się umyć. Zrobiłem to bez
wahania. Ciągle nie docierało do mnie to, co właśnie zrobiliśmy.
Po prysznicu
prawie nie rozmawialiśmy. Trochę się uspokoiłem. Poszedłem do sklepu po zakupy,
a kiedy wróciłem, kuchnia była już posprzątana. Widząc jego zachowanie dotarło
do mnie, że wszystko jest w porządku. Obaj wyładowaliśmy swoją złość podczas
seksu. Obaj potrzebowaliśmy czasu, żeby przemyśleć swoje zachowanie. Nie byłem
na niego dłużej wściekły, nie tak jak wcześniej i podejrzewałem, że tak samo
było w jego przypadku.
Chciałem
porozmawiać, ale on z pewnością chciał czasu. Nie poruszyłem więc więcej tego
tematu, zdeterminowany by ten czas mu dać. Nawet jeśli uważałem, że miał go już
wystarczająco. Nawet jeśli chciałem już wiedzieć, by móc mu jakoś pomóc.
Gdy położyliśmy
się wieczorem spać, Pascal szybko zasnął, obrócony do mnie plecami. Ja tylko
leżałem do niego przodem i gapiłem się na niego i ciągle się zastanawiałem, co
właściwie stało się kilka godzin wcześniej.
Od tego
zdarzenia minął tydzień. Wszystko mniej lub bardziej wróciło do normy. Nadal
nie rozmawialiśmy o tym, dlaczego Pascal zaczął palić, opuszczając zajęcia i
miewać koszmary. Widziałem, że nie chce o tym gadać i nawet jeśli ja chciałem,
bałem się powtórki z rozrywki. Dalej nie miałem pojęcia, co właściwie się
między nami wydarzyło tego dnia. Zaczęliśmy pełnym złości i frustracji seksem,
a skończyliśmy… sam nie wiedziałem czym. W każdym razie, bałem się pytać, by
nie powtórzyć tego po raz kolejny. Pascal trochę się rozluźnił, kiedy zobaczył,
że nie pytam i chyba nie zamierzam. Chyba musiałem pogodzić się z tym, że się
nie dowiem. Wszystko na to wskazywało. Może to faktycznie nie było aż takie ważne?
Sam już nie
wiedziałem. Po prostu… nagle wszystko na chwilę zupełnie mi się posypało. Na
samą myśl, że Pascal mógłby mnie zostawić poczułem strach tak dławiący, że
zaparło mi dech w piersiach. Nie chciałem tego. Nie chciałem tego psuć, więc…
chwilowo postanowiłem dać sobie spokój i go obserwować. Jeśli sytuacja się nie
poprawi, będę próbował dalej. Jakaś przyczyna i rozwiązanie musiały być.
Weronika
przyszła na zajęcia wyglądając, jakby ją zdjęto z krzyża. Gdy ją zapytałem, co
ona znowu tak długo czytała, powiedziała:
– Nic. Dostałam
okres. Nienawidzę tego. Za każdym razem po tym, jak się wysikam i spoglądam do
kibla, mam wrażenie, jakby ktoś odprawiał tam jakiś starożytny magiczny rytuał,
w którym niezbędna jest dziewicza krew. Czemu nie urodziłam się facetem?
Czy muszę
mówić, że pożałowałem swojej ciekawości?
Cieszyłem się,
że Pascal chociaż przyszedł na zajęcia Barkera. Siedział cicho, ale
przynajmniej był obecny.
Profesor chyba
zauważył, że Pascal dość konkretnie olał sobie jego przedmiot, bo poprosił, by
ten został po zajęciach.
– Poczekać na
ciebie? – spytałem. Weronika marudziła, że jest głodna i jednocześnie nie jest
i ma duży brzuch przez ten okres i jeszcze chce jej się żreć.
Pascal skinął
mi głową.
Wyszedłem z
klasy i stanąłem blisko drzwi.
– Jak chcesz to
idź, dołączymy do ciebie – powiedziałem.
– Poczekam –
odparła.
Miałem
wrażenie, że robiła to specjalnie, bo potrzebowała jakiegoś gej przyjaciela,
któremu mogłaby ponarzekać na to, jak ciężkie jest życie kobiety podczas okresu
i że to nie jest sprawiedliwe, że mamy fiuty i masturbowanie się jest dla nas
takie proste, podczas gdy one przez całe życie mają pod górkę. Jak tak jej
słuchałem to faktycznie zrobiło mi się żal wszystkich bab. Lucy nie raz mi
marudziła, ale najwyraźniej nie potrafiła się skarżyć tak barwnie jak Weronika,
skoro jej wynurzenia do mnie nie docierały.
– W ogóle –
zaczęła z wyraźnym rozbawieniem – Zhaoyu napisał do mnie wczoraj oburzony.
Złożył życzenia urodzinowe jakiejś lasce, którą poznał na jednodniowej
wycieczce i z którą się zajebiście bawił. No a że miała urodziny, wysłał jej
życzenia na Facebooku. I pluł się, bo mu napisała „Thank you, Dave”.
Zaśmiałem się.
– Dave?
– Dave –
potwierdziła. – Cisnął się jak nie wiem, że tak trudno było przepisać jego
imię, skoro już nie pamiętała, że wszyscy mówią na niego Jerry.
Pokręciłem
głową. Weronika i Zhaoyu tak zajebiście do siebie pasowali, że to było aż
przykre, że jeszcze się nie zeszli. Polka opowiadała mi kolejną głupawą
historię o tym, jak kilka dni wcześniej ją i Zhao zaczepił jakiś dziwny koleś i
zaczął się zachwycać urodą Zhao i go komplementować tak totalnie z dupy, po
czym wreszcie się ogarnął i sobie poszedł, zanim którekolwiek z nich zdążyło
zareagować. Opowiadała w swój zwyczajny, pełen sarkazmu i ironii sposób, ale ja
po raz pierwszy od początku naszej znajomości nie byłem w nastroju do śmiania
się z jej historii, nieważne jak bardzo zabawnej. Uśmiechnąłem się więc tylko
blado z nadzieją, że nie będzie na mnie zła za to, że błądzę myślami gdzie
indziej.
Minęło może z
pięć minut, zanim Pascal wreszcie wyszedł. Po jego twarzy poznałem, że jest
zdenerwowany, wręcz… roztrzęsiony? Złapałem go za rękę.
– W porządku? –
spytałem od razu. Przyzwyczaiłem się do tego, że jest kuleczką pierdolonego
szczęścia i uśmiechu. Kompletnie nie radziłem sobie z tą przygnębioną osobą, w
którą nagle się zamienił.
Pokiwał głową,
że tak, ale po jego bladej twarzy widziałem, że nie. Ścisnąłem jego rękę
uspokajająco i pocałowałem go w policzek. Rozluźnił się wyraźnie i oparł czoło
o moje na krótką chwilę.
– Idziemy do
mensy? Umieram z głodu – powiedział.
Nie powiedział,
czego chciał od niego profesor, a my nie zapytaliśmy.
– Jasne,
chodźmy.
Weronika spojrzała na mnie pytająco, ale tylko
pokiwałem głową, że nie wiem.
To był pierwszy
raz, kiedy szedłem z Pascalem po uczelni za rękę i to nie dlatego, że chciałem
wepchnął innym nasz związek do gardła. Trzymałem go mocno, bo czułem, że z
jakiegoś powodu bardzo tego potrzebował.
Pisałam już jeden komentarz i napisałam już naprawdę wielką ścianę tekstu, kiedy mój telefon postanowił odświeżyć stronę. ;-;
OdpowiedzUsuńDzisiaj ja właściwie cały dzień odświeżałam i patrzyłam, czy przypadkiem nie wstawiłaś rozdziału wcześniej. A czytając go, ryczałam dwa razy.
Matko... To był tak smutny, poruszający i trudny rozdział, że chyba najbardziej mi się podobał ze wszystkich... Przygnębiony Pascal doprowadza mnie do płaczu, mam ochotę zabić, byleby znowu był szczęśliwy....
Mam swoje podejrzenia co do jego zachowania.
Albo Barker był w wypadku Pascala, albo go kiedyś molestował (ale bardziej prawdopodobna wydaje mi się pierwsza opcja)...
Dzisiaj chodziłam jak na szpilkach, czekając na rozdział. Za tydzień to ja będę chora z niecierpliwości. Cały dzień będę czekać, ryczeć i płakać a jak w końcu zobaczę, że dodałaś rozdział, to się popłaczę jeszcze raz ze strachu przed przeczytaniem, a potem kolejny raz podczas czytania i kolejny, gdy już go skończę. Ech... Pozostaje mi czekać jedynie do przyszłego tygodnia :')
Pozdrawiam cieplutko
Karolina
1. Albo ten profesor go szantazuje czyms
OdpowiedzUsuń2. Albo jest jakims zboczencem i namawia Pascala do seksu
3. Albo nie mam pojecia, moze chce go wywalic z uczelni? Chociaz to jest nieeemozliwe, no bo po co i czemu?
No, no. Cos mi sie tu nie podoba. A moze Pascal zdradza Phila?
Mialem nadzieje, ze to sie wyjasni w tym rozdziale, ale no jakze by inaczej. Trzeba nas potrzyma w niepewnosci. Dobry sposob na zatrzymanie czytelnika :D
I czemu Pascal mialby byc tak poruszony, ze Baker byl przy jego wypadku, bo nie rozumiem?
Dopiero niedawno znalazłam czas na nadrobienie rozdziałów tego opowiadania i już mogę Ci powiedzieć, że chyba będę je lubiła tak, jak dawniej pierwszą część. I to chyba nawet pomimo tego, co podejrzewam. Bo ta sprawa z Pascalem i profesorem... To jest to o czym myślę i czego bardzo nie lubię, prawda? Skurwiel go skrzywdził?
OdpowiedzUsuńPascal jest świetny, ale i Phil dobrze ci wyszedł. Nadal jest fiutem, ale da się go lubić. A nie podejrzewałam, że jeszcze go polubię po ostatnich rozdziałach Granicy...
Ale, ale... Powiedz mi proszę, co z Więź 2? Wrócisz jeszcze do tego opowiadania?
Pozdrawiam i życzę Ci wiele pomysłów i czasu do ich spisywania :)
Ariana
Po prostu...genialne.
OdpowiedzUsuńP o p r o s t u .... G e n i a l n e
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńdroga autorko, choć już dawno, dawno temu natrafiłam na Twój blog, to nie czytałam, teraz wróciłam, właśnie niedawno skończyłam czytać opowiadanie na Twoim drugim blogu... teraz zamierzam i tutaj czytać... mam zamiar się zabrać za opowiadanie „więź”, jeden jak i dwa, a potem nie wiem jeszcze, ale powiem tak miałam przyjemność czytać „światło w ciemności” jednak wtedy nie komentowałam, a spodobało mi się bardzo, więc pewnie ono będzie w dalszej kolejności... ale tak masz nowego czytelnika... choć dość rzadko będę się pojawiać, ze względu na ograniczony czas...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Cała ta sytuacja z profesorem i Pascalem wydaje się być śliska. Czyżby coś wcześniej między nimi się wydarzyło. Na początku pomyślałam o tym, że był sprawcą wypadku, ale teraz już nie wiem. Weny życzę :)
OdpowiedzUsuńCo to za profesor? Czemu na niego tak reaguje Pascal?
OdpowiedzUsuńObstawiam, że ma to coś wspólnego z wypadkiem Pascala, ale co? Ile ten profesor ma lat? Może był jego chłopakiem?
Phil się martwi, a Pascal się na niego wścieka. Co to będzie?
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)