– Jesteś pewny?
– spytał Pascal trochę zaniepokojony.
Wywróciłem
oczami z irytacją. Wziąłem go jako wsparcie moralne a nie idiotę, który na
każdym kroku będzie podawał w wątpliwości moją pewność siebie.
– Tak, jestem.
A ty? Tak się cisnąłeś, że to jest dobry pomysł. Zwątpiłeś?
– Nie,
oczywiście, że nie – odparł szybko. – Po wypadku zostałem bez przyjaciół, nadal
praktycznie ich nie mam… Byłoby super, gdyby udało ci się nawiązać kontakt z
kimś, kto tak wiele dla ciebie znaczył.
Spojrzałem na
niego z zaciekawieniem.
– Dlaczego
twierdzisz, że nie masz przyjaciół?
– Bo to prawda
– powiedział spokojnie. – Widziałeś kiedyś, żebym z kimś gdzieś wychodził? Mam
mnóstwo znajomych, z którymi mogę imprezować i robić różne inny zwariowane
rzeczy, ale tacy bliscy przyjaciele… Nope.
– Przestali się
z tobą kolegować po twoim wypadku?
Westchnął
cicho.
– Można tak
powiedzieć? Nie zrozum mnie źle, to nie była ich wina… Po prostu… byłem dwa
lata w śpiączce. Wiele się w ich życiu wydarzyło, niektórzy nawet się pożenili
i założyli rodziny, nawiązali nowe kontakty… Kiedy odwiedzali mnie po wypadku,
czułem się jak intruz i jeszcze dołowali mnie. Miałem przez nich depresję.
Słuchałem, jak zmieniło się ich życie, jak szczęśliwi są, przynajmniej
niektórzy z nich, i zazdrościłem im tego czasu, który mnie odebrano. Fakt, że
byłem kaleką i nie wiedziałem, czy to kiedykolwiek się zmieni, wcale mi nie
pomógł. Odepchnąłem ich od siebie. Widzieli, że nie jestem zadowolony z ich
zainteresowania, więc postanowili dać mi trochę przestrzeni. Nadal jestem z
nimi w kontakcie, czasami się spotykamy lub piszemy do siebie, ale nigdy już
nie będziemy tak bliskimi przyjaciółmi jak wcześniej. Dlatego cieszę się, że
zdecydowałeś się chociaż przeprosić swojego przyjaciela. Zobaczysz, że będzie
ci o wiele lżej. Mnie było, gdy stanąłem na nogi i ich przeprosiłem.
Wiedziałem, że przyjaźń już nie wchodzi w grę, ale i tak dobrze było mieć
świadomość, że nikt nie ma do ciebie pretensji, wiesz?
Mruknąłem coś
tylko bez ładu i składu.
Całe to przedsięwzięcie stresowało mnie w
chuj. Miałem cykora wielkości dziury ozonowej – jest całkiem duża, prawda? –
ale nie zamierzałem się poddawać ani rezygnować. Chciałem wreszcie to zrobić.
Byłem też ciekawy, co Robin będzie miał do powiedzenia i w ogóle.
Tak, jechałem
do Monachium, żeby porozmawiać z Robinem. Zbierałem się do tego tylko… jakieś
dwie godziny od momentu, kiedy postanowiłem go przeprosić i spróbować się
pogodzić. Zadzwoniłem do Hanysa – ciągle miał ten sam numer – i poprosiłem go o
numer do Robina. Wiedziałem, że go ma, jako jeden z niewielu był z nim w
kontakcie od samego początku, kiedy Robin wyprowadził się z Sebastianem do
Monachium. Ku mojemu zaskoczeniu, nawet zbytnio nie protestował i po krótkiej
chwili miałem już numer w swoim telefonie. Chwilę później dzwoniłem już do
mojego byłego najlepszego przyjaciela z sercem bijącym mi dosłownie w uszach.
Oczywiście, jak to ostatnio bywało z moim szczęściem, odebrał Sebastian. Byłem
szczęśliwy, jak bardzo zszokował go mój telefon, chociaż trochę wkurzony, że to
akurat on musiał odebrać. Przy okazji dowiedziałem się też, że ciągle są razem.
Robin zawsze szedł na całość w tym, co robił. Fakt, że nadal byli razem, nie
powinien być taki zaskakujący, ale z jakiegoś powodu był. Myślałem, że
Sebastian się rozłączy i zablokuje mój numer, ale z niechęcią zawołał Robina –
„kochanie! Nie uwierzysz, kto do ciebie dzwoni” – i po chwili miałem już przy
telefonie niepewnego Robina. Nie wdając się w żadne szczegóły powiedziałem, że
chciałbym się spotkać i porozmawiać i czy ma czas i ochotę, by to zrobić.
Szybko ogarnął, że to poważna sprawa, skoro mu powiedziałem, że jeśli się
zgodzi, przyjadę specjalnie do niego do Monachium. Obawiałem się też, że każe
mi się pierdolić – totalnie sobie na to zasłużyłem – ale on powiedział tylko,
że najbliższy weekend ma wolny i może się wtedy ze mną spotkać. Dogadaliśmy
miejsce i czas i było po wszystkim.
Przez następne
trzy dni spoglądałem na telefon z niedowierzaniem, no bo, kurwa, zgodził się.
Byłem pewny, że się nie zgodzi i tyle z tego wszystkiego będzie, ale naprawdę
się zgodził.
No i tak oto ja
i Pascal znaleźliśmy się w jego aucie w drodze do cholernego Monachium, żebym
mógł się kajać przed swoim byłym najlepszym przyjacielem. I opierdolić go za co
nieco, bo przecież też święty nie był. Miałem swoje za uszami, jasne, wcale się
tego nie wypierałem, ale on też nie był fair w stosunku do mnie. Nie miałem
pojęcia, czy kiedykolwiek uważał się choć za trochę winnego, że się pożarliśmy
i nasza przyjaźń się skończyła. Nie wiedziałem nawet, czy kiedykolwiek choć
przez chwilę pożałował, że tak się stało. Być może nie, może to tylko mnie
cisnęło przez te lata. Może to tylko ja czułem się z tym źle, może to tylko ja
nie potrafiłem o tym zapomnieć i znaleźć sobie innych przyjaciół. Może. Po to
tam jechałem, żeby te wszystkie „może” zniknęły, zastąpione konkretnymi
informacjami.
Pascal miał
rację. Jeszcze się z nim nawet nie spotkałem, a już czułem ulgę, że mój mózg
wreszcie przestanie terroryzować samego siebie i wreszcie będę wiedział, na
czym stoję. Tak jak w przypadku Pascala, tak i w moim i Robina prawdziwa
przyjaźń już raczej nie wchodziła w grę, ale to nie było ani trochę ważne.
Na samą myśl o
jego minie, kiedy przedstawię mu Pascala jako swojego faceta, na mojej twarzy
pojawiał się mimowolny uśmiech.
Zajechaliśmy
idealnie na czas. Miałem dokładnie dziesięć minut na wyczołganie się z auta,
spanikowanie i wejście tam. W pierwszej chwili nawet rozważyłem ucieczkę – nie
zamierzałem stchórzyć, tylko rozważałem! – ale w końcu zebrałem się w sobie,
dałem sobie mentalnego kopa w dupę i z duszą na ramieniu wszedłem do kawiarni,
w której mieliśmy się spotkać. Pascal został na zewnątrz. Powiedział, żebym
puścił mu sygnał, jak będę chciał, żeby wszedł do środka i przywitał się z
Robinem. Miałem zamiar go wysłać tak czy siak, gdyby się okazało, że Robin
przyprowadził ze sobą chemika.
Nie zrobił
tego. Zauważyłem go niemal od razu po wejściu do kawiarni. Siedział przy jednym
ze stolików przy oknie, bawiąc się serwetką. Zmienił się trochę, ale i tak go
rozpoznałem bez problemu. Miał teraz trochę krótsze włosy, sterczące we
wszystkie strony świata, zupełnie jakby dopiero co wygrzebał się z łóżka. Jego
twarz nabrała bardziej męskich rysów i chyba był trochę masywniej zbudowany –
nie gruby, bardziej umięśniony – ale poza tym, nic się nie zmienił.
Podszedłem do
jego stolika. Czułem, jak serce wali mi w piersi. Nie mogłem uwierzyć, że to
naprawdę się działo.
– Hej – rzuciłem
lekko zachrypniętym głosem. Chrząknąłem cicho, chcąc się pozbyć nagłej guli w
gardle.
– Hej – odparł
chyba równie zestresowany tym wszystkim, co ja.
Patrzyliśmy na
siebie niezręcznie, nie wiedząc, co zrobić. W końcu podrapałem się po nosie i
usiadłem naprzeciwko niego.
– Zamówiłem nam
gorącą czekoladę. Jeśli wolałbyś kawę… – urwał sugestywnie.
– Nie, nie,
czekolada jest w porządku – powiedziałem szybko. Na chwilę zapadła cisza.
Odetchnąłem cicho, próbując się rozluźnić. – Nie byłem pewny, czy będziesz
chciał się ze mną spotkać – przyznałem. – Podejrzewałem, że każesz mi spadać na
szczaw.
Robin
uśmiechnął się lekko. Dalej bawił się serwetką.
– Byłem zbyt
zaskoczony, by to zrobić. Gdybym miał chwilę dłużej, pewnie tak właśnie by się
to skończyło.
– Cóż… W takim
razie dobrze, że miałem element zaskoczenia – powiedziałem spokojnie. Im więcej
gadałem, tym lepiej i pewniej się czułem. – Więc… – urwałem, zagryzając dolną
wargę.
– Więc –
zgodził się Robin – co cię tak nagle wzięło na spotkanie? Niedługo miną dwa
lata od czasu, jak przestaliśmy ze sobą gadać.
Podeszła do nas
kelnerka i postawiła przed nami filiżanki gorącej czekolady. Podziękowaliśmy
zgodnie. Poczekałem, aż odejdzie, zanim powiedziałem szczerze:
– Trochę się
wydarzyło ostatnio w moim życiu i przemyślałem sobie niektóre sprawy, więc… –
wzruszyłem ramionami.
– Hanys
wspominał, że zerwałeś z Lucy – przyznał.
Zaśmiałem się.
Trafił w samą dziesiątkę, czyż nie? W końcu od nieszczęsnej Lucy się zaczęło.
Gdyby nie jej skok w bok, pewnie dalej bylibyśmy parą i psioczyłbym na Pascala
ile się da. Nie nawiązałbym znajomości z Weroniką – która zeszła się z Zhaoyu
dzięki nam, bo tak nią wstrząsnęło nasze przeżycie, że złapała Chińczyka za
fraki i wepchnęła mu język do ust, bo yolo – i nie zszedłbym się z Pascalem.
Kto wie, może Pascal nawet by nie żył, zamordowany przez Barkera i pogrzebany
gdzieś, gdzie nikt by go nie znalazł? Wszystko było możliwe.
– Taa –
odparłem z lekkim uśmiechem. – Rozstaliśmy się kilka miesięcy temu. Przespała
się z jakimś pisarzem czy kimś tam.
– Przykro mi –
rzucił.
Prychnąłem.
– Wcale nie!
Nie lubiłeś jej.
– Prawda –
potwierdził. Uśmiechnął się lekko, co uznałem za sukces.
– I nie ma
powodu. Zerwanie z nią to najlepsze, co mi się przytrafiło.
Robin uniósł
brwi zaskoczony.
– Mówisz serio?
Byłeś gotowy całować ziemię, po której stąpała.
– Wyrosłem z
tego. I totalnie mam kogoś innego.
– O tym też
Hanys napomknął – przyznał.
Upiłem łyk
swojej czekolady.
– Hanys gówno
wie. – Wywróciłem oczami. – W każdym razie… omal nie zostałem zamordowany jakiś
tydzień temu i postanowiłem, że pora wygarnąć sobie to i owo i oczyścić
powietrze. – Spojrzałem prosto w jego pełne zdumienia oczy. – Męczyło mnie to,
jak się pokłóciliśmy i w ogóle, ale nie miałem jaj, żeby to zmienić. Skoro już
jednak byłem jedną nogą na tamtym świecie zdecydowałem, że może lepiej jednak
chociaż spróbować.
– Co się stało?
– spytał zaskoczony. Ten dzień miał być dla niego pełen zaskoczeń.
Słyszał o tym,
że jeden z profesorów próbował zamordować swoich uczniów. Powiedziałem mu tylko,
że byłem jednym z nich. Na razie nie wspominałem o Pascalu. Chciałem, żeby mój
związek z innym facetem był gwoździem programu.
– … więc
zdecydowałem się zadzwonić. Mam zacząć ci wygarniać, czy chcesz zrobić to
pierwszy? – uniosłem zadziornie brwi.
Zaśmiał się.
– Nic się nie
zmieniłeś – wytknął mi.
– Oj, mylisz
się – zaprzeczyłem. – Zmieniłem się i to bardzo. Gdybym się nie zmienił, nie
byłoby mnie tutaj.
– Pewnie masz
rację.
– Okej, więc…
przepraszam? – Spojrzałem na niego pytająco. – Za to, że cię pocałowałem. Za
to, że cię uderzyłem, zwyzywałem i pozwoliłem Lucy rozpowiedzieć po całej
szkole, że jesteś gejem i bzykasz nauczyciela.
– Wow. Od razu
do sedna widzę.
– Nie zamierzam
owijać w bawełnę. Zachowałem się jak cham, jestem tego świadomy.
– Okej, ale
czemu to zrobiłeś? – spytał. – Nigdy tego nie rozumiałem. Jasne, byłeś zły, nie
lubiłeś Sebastiana, ale twoje zachowanie… to była totalna przesada.
– Naprawdę się
dziwisz? – spytałem i rzeczywiście byłem zaskoczony. – Byliśmy najlepszymi
przyjaciółmi przez lata. Mówiłem ci o
wszystkim. Wiedziałeś, kiedy straciłem dziewictwo i z kim. Wiedziałeś, że
kochałem się w tej piździe Lucy i wiedziałeś, kiedy pierwszy raz się z nią
pocałowałem i przespałem. Wiedziałeś, że była dziewicą. Mówiłem ci absolutnie o
wszystkim i we wszystkim się z tobą konsultowałem. A ty? Zginęli twoi rodzice,
okej, to było nagłe i na pewno bolesne, ale zupełnie się ode mnie odciąłeś.
Ignorowałeś mnie przez całe tygodnie po ich śmierci, a potem nagle wróciłeś do
szkoły i cały czas mnie okłamywałeś. Nie przyznałeś się, że mieszkasz z
Sebastianem, że zacząłeś z nim sypiać, że jesteś gejem, że cię pociągałem. Naprawdę?
– Spojrzałem na niego z wyrzutem. Patrzył tylko na mnie w ciszy, za co byłem
wdzięczny. – Myślisz, że bym tego nie zrozumiał? Że przestałbym cię lubić?
Nigdy nie dałem ci odczuć, że jestem homofobem. Gdybyś od początku był ze mną
szczery…
– A więc to
dlatego – powiedział cicho.
Westchnąłem.
– Byłem
wściekły. Gdy poskładałem wszystko do kupy… miałem ochotę was obu rozszarpać na
strzępy. Ciebie za te ciągłe kłamstwa i odsunięcie naszej przyjaźni na bok jakby
nic kompletnie nie znaczyła, a jego za to, że mi ciebie zabrał. Chciałem dać
wam obu popalić, a zrobienie tego, co zrobiłem, wydawało mi się jedynym
sposobem, więc… – Rozłożyłem ręce. – Nie zmienia to jednak faktu, że zachowałem
się okropnie, outując cię przed szkołą. Za co przepraszam. Nie miałem do tego
prawa. Tak jak i do całowania i bicia. Jest mi wstyd, przyznaję.
Robin tylko się
na mnie gapił dłuższą chwilę. Wyglądał, jakby próbował sobie poukładać w głowie
to, co usłyszał. A może był zaskoczony tym, co powiedziałem? Tym, że w ogóle go
przeprosiłem? Nie byłem typem, który przepraszał, chociaż ostatnio coraz
częściej zdarzało mi się to robić.
– Nigdy tak o
tym nie myślałem – przyznał w końcu. – Zachowałeś się jak ostatni dupek. I
wiedziałem, że robiłeś to wszystko złośliwie, co nie pomagało mi w wybaczeniu
ci. Mogłeś ze mną pogadać o tym, że tak się czujesz, ale zamiast tego wziąłeś
się za jakąś chorą zemstę.
– Prawda –
przyznałem. Dokładnie tak było.
Robin znowu był
zaskoczony. Chyba nie spodziewał się, że tak spokojnie zaakceptuję to, co
mówił, ale cóż… Miał rację.
Nasza rozmowa
szła o wiele łatwiej niż przypuszczałem. Myślałem, że wyjdzie o wiele bardziej
dramatycznie, ale obaj byliśmy cywilizowani i szczerzy. Gdy się rozgadaliśmy i
zniknęła niezręczność, zaczęliśmy gadać prawie jak przed laty. Czułem, że Robin
jest zadowolony z tego spotkania. Może też mu było przykro, że się
pokłóciliśmy?
Szybko
przeszliśmy od tego, co nas poróżniło do tego, co działo się przez ostatnie dwa
lata.
– Och, spadaj!
– burknął, kiedy spytałem, co tam u naszego ulubionego nauczyciela od chemii. –
Ma się dobrze – powiedział w końcu. – Obaj mamy się dobrze. Seba uczył mnie
trochę na pierwszym roku, bo wmanewrowano go w niefortunne zastępstwo, ale było
okej.
– Znowu
musieliście się ukrywać?
– Ugh,
powiedzmy. To zdecydowanie historia na inny raz. Zdarzyło nam się pożreć kilka
razy tak konkretnie, ale jakiej parze nie? Ogólnie nie narzekam. – Wzruszył
ramionami. – Zależy mi na nim. Nie sądzę, żeby to się kiedyś zmieniło. A u
ciebie? Hanys wspominał, że masz nową dziewczynę?
Uśmiechnąłem
się pod nosem.
– Prawie –
powiedziałem, patrząc na niego zadziornie. – Ma na imię Pascal.
Robin
zakrztusił się własną ślinę. Wybałuszył na mnie oczy.
– Pierdolisz! –
niemal krzyknął zszokowany.
Zaśmiałem się.
– Nope. Mam
faceta. To on był celem tego psychola, o którym tak głośno w wiadomościach.
– Tak się
poznaliście? – spytał zaciekawiony.
– Nie –
pokręciłem głową. – Pascal jest w mojej grupie na studiach. Jest od nas o kilka
lat starszy, bo miał wypadek na motorze, dwa lata leżał w śpiączce, potem
rehabilitacja… Dlatego zaczął studia razem z nami. Z czego byłem bardzo
niezadowolony. – Skrzywiłem się. Robin uśmiechnął się szeroko i pokręcił głową.
– Kiedy Lucy się przespała z jakimś facetem, dramatycznie się spakowałem i
wyprowadziłem. Potem się pochorowałem i nie mogłem znaleźć nic na wynajem.
Pascal dowiedział się o tym pocztą pantoflową i zaproponował mi mieszkanie u
siebie, bo miał wolny pokój.
– Pierdolisz!
Prawie dokładnie to samo przydarzyło się mnie. Seba też mi zaproponował, żebym u
niego zamieszkał.
– Domyśliłem
się. No więc… wprowadziłem się, ciągle niechętnie do niego nastawiony i w
ogóle. Był mega miły i słodki i generalnie nie wiedziałem, czemu taki jest,
skoro go tyrałem na każdym jednym kroku, ale no… Poznałem go i jakoś…
przekonałem się do niego. Przelizaliśmy się po pijanemu, potem jakoś
zdecydowaliśmy się na ruchanie i w walentynki oficjalnie zostaliśmy parą. Po
tym wszystkim, co stało się z tym szurniętym profesorem, w Hollywoodzkim stylu
wyznaliśmy sobie miłość i teraz możemy odjechać na białym koniu w stronę
słońca. – Uniosłem tylko jedną brew. Robin zaśmiał się zgodnie z oczekiwaniem.
– Jesteś
niemożliwy.
– Wiem, wszyscy
mi to mówią – wyszczerzyłem się. – A ty? Jak ty i chemik się zeszliście? Jakoś
tak… nie widziałem tego.
– Och, no
wiesz, nie miałem gdzie się podziać, więc mnie przygarnął. Śniły mi się
koszmary i w ogóle, więc pozwolił mi spać ze sobą, żeby było mu mnie łatwiej
budzić – zesztywniałem, bo dokładnie to samo było u mnie i Pascala! – i już tam
jakoś zostałem. Pocałowaliśmy się raz, drugi, zdecydowaliśmy się na seks, potem
okazało się, że to coś więcej. Nie różni się to zbytnio od tego, co ty mi przed
chwilą powiedziałeś.
– Mhm, widzę
właśnie.
– Nie mogę
uwierzyć, że masz faceta! Ty! Znaczy, pocałowałeś mnie i w ogóle, ale byłeś tak
zapatrzony w Lucy! Byłem przekonany, że ten pocałunek był tylko po to, by
zrobić mi na złość.
Bo był.
– Chcesz go
poznać? – spytałem. – Przyjechał tutaj ze mną.
– Jest tutaj? –
spytał podekscytowany. Dawne krzywdy i urazy totalnie poszły w niepamięć. Może
to i dobrze, że czekałem prawie dwa lata, zanim go skonfrontowałem. – Jasne, że
chcę!
Prychnąłem
cicho i wyciągnąłem telefon z kieszeni. Puściłem Pascalowi strzałkę. Nie
widziałem go przez okno.
Po chwili
stanął w drzwiach, rozglądając się po kawiarni za nami.
– Whohoho –
skomentował Robin cicho, przyglądając mu się uważnie, jak szedł w naszym
kierunku. – Ktoś ma dobre oko.
– Pff.
– Hej –
przywitał się Pascal z szerokim uśmiechem. Chyba wyczuł, że Robin i ja jesteśmy
rozluźnieni i jeszcze nie skoczyliśmy sobie do gardeł, więc pertraktacje
utrzymały stosunek pokojowy. – Ty to pewnie Robin. Jestem Pascal. – Wyciągnął
do niego rękę z szerokim uśmiechem. – Phil wiele mi o tobie mówił.
Widziałem jak
Robin pęka pod naporem tego niewinnego i radosnego spojrzenia i uśmiechu i
uściska mu rękę, ciągle w szoku, ale już gotowy, by jeść mu z ręki.
– Kłamał –
rzucił Robin, pewnie spodziewając się samych najgorszych rzeczy.
Pascal zaśmiał
się cicho, siadając obok mnie.
– To były dobre
rzeczy – rzucił.
– Już się tak
nie podlizuj – zgasiłem go od razu.
Pascal tylko
wystawił mi język. Wywróciłem oczami.
Robin wpatrywał
się w nas jak w obrazek.
– Seba totalnie
padnie, jak mu o was powiem – stwierdził.
– Trupem? –
spytałem cwaniacko.
– O mój Boże! –
jęknął Pascal, najwyraźniej przerażony moim zachowaniem.
– Jakim cudem z
nim wytrzymujesz? – spytał Robin Pascala.
Ten uśmiechnął
się tylko zadziornie i odparł bezwstydnie.
– Rżnę tak
długo, aż nie ma siły się odszczekiwać.
Robin omal się
nie zapluł. Ja też. Spojrzałem na Pascala zażenowany i zawstydzony i miałem
ochotę drania zabić!
Palnąłem go w
łeb.
– No co?
Przecież to prawda!
– Wcale nie! –
zaprzeczyłem, cały czerwony na twarzy.
Wystawił mi
znowu język.
– Pokonałem cię
właśnie twoją własną bronią. Zobacz, jak to jest odczuć twoje przytyki z
pierwszej ręki.
– Ja cię draniu
zabiję! – warknąłem, mając ochotę go rozszarpać przy tych wszystkich ludziach i
Robinie. – Barker to nic w porównaniu z tym, co dla ciebie przygot…
Pascal zamknął
mi usta pocałunkiem. Ja zamknąłem się od razu. Prawie natychmiast odsunął się
ode mnie, ale już i tak straciłem wątek, więc tylko patrzyłem na niego
złowrogo.
Wrrr… co on
sobie myślał?! Nie widziałem Robina dwa lata, a on nagle wyskakuje z czymś
takim!
Co za dziad!
Zmieniłem zdanie! Ani trochę go nie kocham! Się nie da i już! Nie kogoś
takiego! Co za… Wrr!!!
– Mam ochotę
robić zdjęcia i kręcić filmiki, jesteście razem tacy uroczy – powiedział Robin,
siedząc z policzkiem podpartym na dłoni i przyglądając nam się szeroko
otwartymi oczami. Po tonie jego głosu poznałem, że nie był to sarkazm. On był
śmiertelnie poważny.
– Wcale nie! –
zaprzeczyłem. – Zrywam z tobą! – rzuciłem do Pascala. – Robisz mi wstyyyd!
Brunet tylko
prychnął, nic sobie nie robiąc z moich fochów. Cmoknął mnie tylko w czoło i
spytał o coś Robina, ale byłem zbyt zajęty wkurzaniem się na niego, by tego
słuchać.
Reszta tego
spotkania minęła w przyjemnej atmosferze. Pascal zdecydowanie przypadł Robinowi
do gustu. Byli dla siebie niezwykle serdeczni i mili i szybko żartowali jak
starzy znajomi. Nie dziwiło mnie to zbytnio. Pascal zawsze taki był z innymi
ludźmi. Potrafił pogadać z tobą na każdy temat, nieważne, czy była to jakaś
zupełna głupota, czy coś śmiertelnie poważnego. Taki już był. I takiego go
koch… Egh… Nie, nie, nie. Już nie. Nie zasłużył sobie.
Gdy nadeszła
pora, by się zbierać, Robin i ja już kompletnie nie myśleliśmy o tym, co stało
się w przeszłości. Był chętny, żeby się od czasu do czasu spotykać – Pascal obiecał,
że już on o to zadba – i że chętnie odnowi ze mną znajomość, jeśli ja też
jestem chętny. Brakowało mu mojego psioczenia.
Uściskaliśmy
się na pożegnanie.
Pascal miał
rację. Czułem, jakby z moich barków ktoś zdjął ogromny ciężar. Robin mi
wybaczył, a ja wybaczyłem jemu. Nie wisiało to dłużej nade mną. Teraz za każdym
razem, kiedy przyjdzie mi na to ochota, mogłem sięgnąć po telefon i do niego
zadzwonić bez obawy, że się rozłączy jak tylko wyczuje, kim jestem.
Nigdy nie
będziemy najlepszymi przyjaciółmi. Nasze drogi się rozeszły, mieszkaliśmy zbyt
daleko, by móc odbudować naszą więź, ale to nie miało znaczenia. Przeprosiłem
go. On przeprosił mnie. Wybaczyliśmy sobie i obiecaliśmy zapomnieć o
przeszłości i myśleć tylko o przyszłości. Tyle mi wystarczyło do pełni
szczęścia.
Czułam prawdziwe szczęście czytając ten rozdział. Prawie jakbym to ja się pogodziła z przyjacielem xD Cieszę się, że mają to już za sobą. Może kiedyś uda im się wrócić choćby odrobinę do tego co było kiedyś. Sebastian faktycznie chyba padnie trupem jak się dowie o Pascalu xD fajnie by było jeszcze coś z Robinem i Sebastianem przeczytać.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Weny
~Demi Lerman
Czy to ostatni rozdzial? Bo tak brzmi :o
OdpowiedzUsuńTez poczulem ulge, ze w koncu sie przeprosili i wszystko jest w porzadku. Oboje dorosli, zrozumieli pewne sprawy. Ale i tak Robin jakos... no nie wiem. Troche go znielubilem. Tzn nie przez ten rozdzial, ale bardziej chyba wole Phila. On wydaje sie taki bardziej prawdziwy xd
A Sebastiana chyba nigdy nie lubilem. Nie pamietam co do niego czulem czytajac 1 czesc. No jego tez nie lubie, mimo ze jest dobrym czlowiekiem xd
Łohohohoho...
OdpowiedzUsuńZgodzę się z kolegą wyżej, że to brzmi jak ostatni rozdział. I króóóóótkooooo... Jeśli na tym rozdziale skończysz to opowiadanie, to Ci nogi z dupy powyrywam. Dobra, nie, bo mi jeszcze dasz bana, albo coś...
Rozdział jak zwykle cudowny, czekam na następną część. Buźki <3
Wspaniale opisane spotkanie dwóch najlepszych przyjaciół :)
OdpowiedzUsuńPhil przeszedł ogromną metamorfozę, w pierwszej części nie lubiłam go, wydawał się taki próżny, a teraz, inna osoba, która wie co najważniejsze jest w życiu.
Myślałam, że może Sebastian czai się gdzieś na zewnątrz, ale może jeszcze coś napiszesz o nim.
W sumie super byłoby przeczytać o reakcji Sebastiana, gdy Robin mu powie o Pascalu i Philu, mogłoby być zabawnie xD
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)