– Nie wiem, po
prostu… martwię się – przyznałem cicho, zagryzając dolną wargę.
– Okej, okej, ale co się dzieje? Powinno mnie
martwić to, że ty się martwisz? – spytał Travis.
Westchnąłem
ciężko i zajrzałem przez ramię. Nope, Pascala dalej nie było. Niby wiedziałem,
że nie wróci jeszcze przez jakiś czas, ale i tak miałem trochę pietra, że
podsłucha tę rozmowę.
Po co ja
właściwie zadzwoniłem do Travisa? Bo skoro Pascal ukrywał przed nim swoje bóle
pleców, mógł też ukryć całą resztę… Prawdopodobnie tak zrobił.
Egh…
– Nie wiem –
powiedziałem szczerze. – Mam wrażenie, że coś przede mną ukrywa i nie chodzi mi
o jakiś bullshit związany z naszym związkiem. To coś innego.
– Okej. I?
– Odnoszę wrażenie, że to poważne.
Słuchaj, nie robię z igły widły, okej? Przez ostatnie tygodnie totalnie nie
jest sobą, ma koszmary i zaczął palić. Przestał się szlajać gdzie tylko mógł i
wydaje się przygnębiony. Odkąd go znam jeszcze go w takim stanie nie widziałem.
Serio mnie to niepokoi. Mówił ci kiedyś, że ma koszmary?
– Taa…
– Pytałeś,
czego dotyczą?
Travis
westchnął.
– Wypadku.
– Okej, a
dokładniej? Powiedział ci, co mu się dokładnie śni?
– Nie, ale to jeszcze niczego nie oznacza.
Pascal nie pamięta wypadku. Lekarz powiedział, że utrata wspomnień jest całkiem
normalna i nie ma się czym przejmować. Te sny to samo. Jego mózg sobie w ten
sposób rekompensuje te wspomnienia. To, co mu się śni, pewnie nawet nie jest
prawdą. Słuchaj, nie wiem, co mam ci powiedzieć. Chciałbym ci pomóc, ale Pascal
nigdy za wiele mi nie mówił i to się ostatnio nie zmieniło. Jeśli ma jakiś
problem, musicie sobie z nim poradzić sam.
– Jak mam mu
pomóc, skoro nie wiem, o co chodzi? – spytałem bezradnie.
– Bądź przy nim. Jeśli nie chce ci powiedzieć,
z pewnością ma jakiś powód. Pokaż mu, że może na ciebie liczyć. Może tylko
takiej pomocy od ciebie potrzebuje, dlatego nic ci nie mówi.
Westchnąłem
ciężko. Travis nie był ani trochę pomocny i nic nie wiedział. Mało tego, nie
widział nic nadzwyczajnego w tym, że Pascalowi trochę odwaliło w inną stronę. I
może miał rację, może rzeczywiście…
Nie, nie, nie…
Zawsze ufałem swoim przeczuciom i one nigdy mnie nie zawodziły. Zwątpienie w
nie teraz w niczym mi nie pomoże.
Zakończyłem
rozmowę z Travisem i westchnąłem ciężko. Nie wiedziałem już, jak się ratować w
tej sytuacji. Travisowi fajnie było mówić, bo to nie on musiał budzić Pascala z
kolejnego koszmaru i uspokajać go po nim. Nienawidziłem swojej bezradności…
Bądź przy nim…
Cóż, chyba tylko to mi tak naprawdę pozostało. Skoro nie wiedziałem, w czym
tkwi problem, nie mogłem mu pomóc inaczej.
Mimowolnie
przypomniałem sobie nasz pierwszy raz… Cóż, właściwie to pierwszy raz, kiedy to
ja rządziłem w łóżku. Nie spodziewałem się, że Pascal będzie chciał to tak
zrobić, jakoś widziałem go tylko w roli aktywa, ale tamtej nocy zmienił moją
opinię na ten temat. Pamiętałem, jak dziwnie się czułem zabierając się do całej
sprawy od dupy strony – i to dosłownie! – jak bardzo było to inne od uprawiania
seksu z dziewczyną i jak bardzo mi się podobało.
Przypomniałem
sobie, jak na początku żarłem się z Pascalem, jak pierwszy raz się
pocałowaliśmy, jak pojechaliśmy na wycieczkę po kraju i jak dobrze się
bawiliśmy… Jak uczyłem go jeździć na snowboardzie… Miałem z nim tyle pięknych
wspomnień. Był taki uśmiechnięty i radosny i pełen energii. Nie mogłem patrzeć
na jego smutną gębę. Wychodziłem z siebie, żeby jakoś go rozweselić, żeby
Pascal zaczął się zachowywać bardziej jak on, ale nic nie działało na dłuższą
metę.
Już dawno nie
było mi tak smutno. I najgorsze było to, że nikt nie umiał mi pomóc, a ja, cóż,
ja nie umiałem pomóc jemu. Bałem się, że jeśli tak dalej pójdzie, nasz związek
rozpadnie się sam z siebie, bo okej, jasne, nie kłóciliśmy się, ale skoro nie
rozmawialiśmy o problemach, to jak mieliśmy stworzyć udany związek? Cóż,
jakikolwiek związek? Serce pękało mi na samą myśl o ewentualnym rozstaniu –
nawet jeśli na torturach bym się do tego nie przyznał – ale co mogłem jeszcze
zrobić? Każda próba poruszenia tematu kończyła się tym, że Pascal jeszcze
bardziej zamykał się w sobie. Nie chciałem tego kończyć, ale nie byłbym
zupełnie zaskoczony, gdyby tak się właśnie wszystko skończyło.
Zerwaniem.
– Może
powinieneś mu dać trochę przestrzeni? – zaproponowała Weronika, kiedy
poruszyłem z nią ten temat następnego dnia. Siedziałem przygnębiony w mensie i
zastanawiałem się, kto i kiedy zestrzelił mnie z mojej szczęśliwej chmurki, z
której istnienia nawet nie zdawałem sobie do tej pory sprawy. Pascal ciągnął
mnie w dobrym kierunku przez ostatnie miesiące. Teraz, kiedy przestał, czułem
się dziwnie zagubiony i nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. – Wiesz, zasugerować
mu, że jest ci ciężko przez te jego sekrety i że boisz się, że wasz związek się
przez to rozpadnie?
– Nie jestem
ostatnią cipą, żeby się tak wynurzać, bo mi czegoś nie powiedział –
zaprotestowałem od razu. Ani myślałem mówić mu takich rzeczy. Mogłem zahaczyć o
ten jego „sekret”, którego nie chciał mi zdradzić, jasne. Ale przyznać się, że
mam obawy czy ze mną nie zerwie? Nigdy w życiu!
Nie, żeby miał
powód, by zakończyć nasz związek, ja po prostu miałem takie szczęście do ludzi.
Robin, Lucy… Oboje odstawili mnie na bok w mgnieniu oka i to w momencie, kiedy
byłem pewny, że wszystko jest w porządku i że mogę na nich liczyć. Skąd mogłem
wiedzieć, że teraz nie przyszła kolej na Pascala? Za dobrze mi z nim do tej
pory szło. Wiedziałem, że to było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.
– Więc co? Nic
nie zamierzasz mu mówić, tylko snuć się po kątach i narzekać? Myślałam, że
faceci lubią walić z grubej rury.
– Słuchaj,
pytałem go o te zajęcia i całą resztę, ale on po prostu nie chce mi powiedzieć.
To teoretycznie nie ma nic wspólnego z naszym związkiem. No, tylko tyle, że mi
nie ufa i nie chce mi powiedzieć… To nie tak, że się kłócimy czy nie możemy
dogadać.
– Więc w czym
tkwi twój problem? – spytała zdezorientowana. – Naprawdę nie rozumiem. Boisz
się, że cię rzuci czy nie? I czemu się boisz, skoro sam twierdzisz, że Pascal
nie ma ku temu powodów?
Pokręciłem
tylko głową. Co miałem jej powiedzieć? Że to zupełnie normalne, że ludzie
odstawiają mnie na bok jak zabawkę, którą się znudzili?
To takie
chujowe! Naprawdę miałem tak mało do zaoferowania? Nie byłem najmilszą,
najładniejszą czy najambitniejszą osobą, ale, kurwa, byli inni, którzy mieli do
zaoferowania o wiele mniej niż ja. Naprawdę nie byłem wart nikogo z tych osób,
które pojawiały się w moim życiu?
Czułem się jak
gówno i okej, może melodramatyzowałem, ale cała sytuacja doprowadzała mnie do
szału. Już prawie chodziłem po ścianach ze zdenerwowania.
Byłem trochę
zawiedziony, że Weronika tego nie łapała, ale nie mogłem mieć jej tego za złe –
nie wiedziała o całej historii z Robinem i nie zamierzałem tego zmieniać, więc…
Zostałem z tym niestety sam.
I totalnie nie
radziłem sobie z problemem. Do tego stopnia, że w przypływie desperacji – i
jakby to miało coś zmienić – ściąłem włosy. Nie wiedziałem, co mnie podkusiło,
ale musiałem coś zmienić w swoim życiu, skoro nie mogłem zmienić nic między mną
i Pascalem, więc poszedłem do cholernego fryzjera i konkretnie ściąłem swoje
długie włosy. Miałem je nadal dłuższe niż większość chłopaków, ale sporo poszło
pod nożyczki.
Pascal chwycił
się za głowię, jak mnie zobaczył i był chyba o krok od wrzeszczenia. I dobrze.
Miałem z nim dokładnie to samo.
– Coś ty
zrobił?! – spytał. – Czemu obciąłeś włosy?
Westchnąłem
ciężko. Żebym tylko wiedział…
– Przeszkadzały
mi już trochę – powiedziałem. – Postanowiłem coś zmienić.
Pascal zrobił
minę kopniętego psa i przeczesał palcami to, co jeszcze zostało na mojej
głowie. Udał, że jego warga drży.
– Och, weź,
wyglądam zajebiście – zauważyłem, bo serio, fryzjer wiedział, co robi.
Zajebiście mi wystylizował włosy, zostawiając je dłuższe na czubku i skracając
znacznie po bokach. Mogłem je zaczesać na jedną stronę lub postawić do góry na
żel i wyglądały zajebiście. Jeśli było mi ich szkoda to tylko dlatego, że miały
dla mnie wartość sentymentalną.
– Wyglądasz jak
zmokła kura – wytknął mi.
Okej, dobra, złapał
mnie deszcz po drodze, ale nie musiał mi tego wytykać, prawda? Pokazałem mu
język i szturchnąłem go. Zaśmiał się i też mnie szturchnął. Nim się obejrzałem,
siłowaliśmy się jak zapaśnicy po podłodze, śmiejąc się. Obaj mieliśmy łaskotki
i próbowaliśmy to wykorzystać przeciwko sobie. Pascal był silniejszy, obaj
dobrze to wiedzieliśmy, ale nie przeszkadzało mi to. Dawało mi to tylko większą
motywację, żeby pójść na całość. Nie musiałem się z nim cackać. Był w stanie
znieść to, jak brutalnie ciągnąłem go za włosy czy klepałem w tyłek. Mogłem go
pacnąć w tył głowy albo kopnąć w tyłek, a on tylko wywróciłby oczami albo
unieruchomił i zaczął łaskotać. Z dziewczynami zawsze musiałem uważać, bo była
to, jak by nie patrzeć, płeć słabsza i pójście w ten sposób na całość nie
zawsze wchodziło w grę.
Nie mogłem
uwierzyć, że tak dobrze mi szło z Pascalem. W sensie, ostatnio się trochę
posypało i w ogóle, ale i tak szło nam o wiele lepiej, niż myślałem, że może.
Do tej pory byłem przekonany, że w związku między dwoma facetami czegoś
brakuje. Nawet jeśli jeden rucha drugiego, w innych aspektach życia zaczyna
jednak brakować kobiecej ręki i to widać. Teraz jednak widziałem, że wcale tak
nie było. Jasne, niektóre rzeczy nie miały racji bytu, jak na przykład
wykręcanie się od seksu i argumentowaniem tego miesiączką – okej, Pascal raz
dla przypału zaczął się tak wykręcać w odwecie za ten numer z gadaniem po
hiszpańsku do jego fiuta – ale za to były inne rzeczy. Takie jak zmienianie
się. Mogłem przejąć inicjatywę i być stroną dominującą nie tylko w życiu, ale i
łóżku, a kiedy jej nie chciałem – oddawałem ją grzecznie w ręce Pascala, żeby
zrobił z nią, co mu się żywnie podobało. A kiedy obaj chcieliśmy dominować,
cóż… – było gorąco. Kiedy obydwaj byliśmy zbyt leniwi, by przejąć inic… Okej,
taka sytuacja jeszcze nie miała miejsca, z Pascalem i jego motorem w dupie się
nie dało. Nie miałem pojęcia, na jakie baterie on chodzi, ale poleciłbym markę
każdemu masochiście. Nadążenie za nim kosztowało mnie masę wysiłku. Ugh.
Bitwa łaskotkowa
zakończyła się moją kapitulacją, kiedy omal nie posikałem się w majtki – nie
powinienem tyle pić, egh…
Pascal
podskoczył w góry i zaczął śpiewać „we are the champions, my friend!” na co
tylko wywróciłem oczami. Krzyknąłem, że kto pierwszy dobiegnie do łóżka, ten
dzisiaj rucha i wystrzeliłem jak z procy w kierunku naszej sypialni. Pascal
pobiegł prosto za mną, rzucając się na mnie i na łóżko i od razu wykłócając
się, że wygrał.
Śmiałem się
tylko, całując go i obejmując i wyciągając mu koszulę ze spodni. Przez chwilę
zapomniałem o naszej kłótni i napiętych relacjach przez to, że nie chciał mi
się zwierzyć. Zapomniałem o swoim strachu, że szło nam za dobrze i nadchodził
koniec i pozwoliłem sobie czuć.
Jestem
szczęśliwy, pomyślałem, patrząc na jego nagą sylwetkę. Klęczał w szerokim
rozkroku na łóżku, gadając od rzeczy i poruszając tyłkiem w rytm jakiejś nuty,
o której chyba mi właśnie opowiadał. Przesunąłem wzrokiem po jego umięśnionym
brzuchu, torsie, smukłej szyi, aż do uśmiechniętej gęby i sam nie potrafiłem
powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta.
Dla takich
chwili, chwil spędzonych z nim nie tyle na seksie, co rozmowie i zabawie… dla
takich chwil chciałem żyć.
Kocham go,
dotarło do mnie.
– Coś nie tak?
– spytał, odgarniając mi zabłąkany kosmyk z czoła. Spojrzałem mu prosto w oczy.
Miał tak cholernie niebieskie oczy.
– Wszystko –
odparłem. – Klęczysz między moimi nogami. Marzy ci się coś między nimi?
Wyszczerzył się
i przesunął dłoń po wewnętrznej stronie mojego uda. Byłem już kompletnie goły,
więc nie miał problemów z dotarciem gdziekolwiek chciał. Mimowolnie rozsunąłem
nogi, kiedy przesunął opuszkami palców bliżej mojego krocza, ale on tylko
uśmiechnął się pod nosem i zatrzymał rękę, drażniąc mnie. Powoli przesunął ją z
powrotem w kierunku kolana i znowu po udzie do góry, z premedytacją omijając
krocze.
Wkurzyłem się i
uszczypnąłem go w sutek.
– Au! –
zaprotestował, masując się po nim. – Co to niby miało być, hm? – spytał, nagle
przyduszając mnie do materaca własnym ciałem i napierając biodrami na moje.
Zacisnąłem dłoń
w jego włosach i przekręciłem głową.
– Jak to co? –
spytałem. – Kara za twoje niedobre zachowanie.
– Niedobre
zachowanie? Chyba żartujesz.
– Wcale nie.
Nie umiesz się zachować.
– Powiedział facet,
który nie odzywa się z szacunkiem nawet do własnej matki.
Spojrzałem na
niego jak na debila.
– Masz totalny
zakaz gadania w tym łóżku o mojej matce, fuj!
– Co fuj?
– Jeszcze
będziemy się kochać i będę myślał o niej! Fuj!
Pascal pocałował
mnie w nos.
– Nie martw
się. Tak się tobą zajmę, że zapomnisz, co to myślenie.
Prychnąłem.
– Obiecanki
cacanki. W takim tempie szybciej tu zasnę niż…
Uszczypnął mnie
w tyłek.
– Au! –
poskarżyłem się, patrząc na niego krzywo. Spojrzał na mnie wyzywająco.
– Okej, dobra,
a tak serio – zaczął – chciałbyś spróbować czegoś nowego?
– Nowego,
czyli? – zainteresowałem się. Część jego pomysłów miała potencjał, a inna
część… Ugh, lepiej o tym nie wspominać. Serio, tej miesiączki mu szybko nie
wybaczę.
– Zaszedłem ostatnio
do seks shopu z Travisem i tak się trochę rozglądałem tu i tam… I jest jedna
rzecz, której chciałbym wypróbować.
– Mam się bać?
– spytałem od razu.
Zagryzł dolną
wargę.
– Chyba nie.
– Okej, co to
jest? – zapytałem zaciekawiony.
Pascal przez
chwilkę się wahał, po czym westchnął i wychylił się pod łóżko. Uniosłem głowę,
żeby łatwiej było mi obejrzeć jego tył. Miał taką zajebistą dupę. Mógłbym pisać
o niej wiersze, a nawet nie lubiłem poezji.
Brunet
wyciągnął jakieś pudełko.
– Pod łóżkiem?
– spytałem z krzywym uśmieszkiem.
Wywrócił
oczami.
– Nigdy tam nie
zaglądasz! Nawet jak cię prosiłem, żebyś tam poodkurzał, to taktownie udałeś,
że mnie nie słyszysz.
Oj tam, oj tam!
Pascal otworzył
pudełko i rzucił mi coś na brzuch. Zadrżałem, kiedy chłodna stal wylądowała na
mojej skórze. Spojrzałem w dół i wybałuszyłem oczy.
Miałem przed
sobą kajdanki i opaskę na oczy.
– Jest do tego
jeszcze pejcz – oznajmił mi.
– Komuś się
zachciało niegrzecznych zabaw? – spytałem.
Pascal spojrzał
na mojego fiuta i uśmiechnął się.
– Na to
wygląda.
Zaśmiałem się.
Nic nie mogłem poradzić na to, że idea użycia w łóżku tych gadżetów wydawała mi
się podniecająca.
– Okej, dobra…
Jak chcesz to zrobić? Chcesz mnie związać, czy być związanym?
– Ugh, oba, z
tym że dzisiaj wolałbym związać ciebie.
Przełknąłem
ślinę.
– Okej –
powiedziałem spokojnie.
Spojrzał na
mnie uważnie i nachylił się nade mną.
– Na pewno? –
spytał. Przyglądał mi się uważnie, wyraźnie szukając oznak niepewności i obaw.
Pocałowałem go w policzek.
– Mhm. Nigdy
czegoś takiego nie robiłem, więc chętnie spróbuję.
Pascal pokiwał
głową i sięgnął po kajdanki. Podałem mu ręce, żeby mógł mi nimi skrępować
nadgarstki. Potem sięgnął po opaskę. Po chwili już niczego nie widziałem.
Czułem jedynie, że Pascal jest obok, ale to tyle w temacie.
Przeszły mnie
dreszcze na samą myśl o tym, jak wielką dałem mu nad sobą władzę.
– I jak? –
spytał, wstając z łóżka. Słyszałem, że wysuwa szufladę i szuka w niej czegoś.
– Dziwnie –
odparłem zgodnie z prawdą. – Jeśli teraz sięgasz po nóż i chcesz mnie wypatroszyć,
to po pierwsze, dopiero co przebrałem pościel, więc się, kurwa, nie waż, a po
drugie, będę cię nawiedzał zza grobu tak długo, że posikasz i posrasz się w
majtki na środku ulicy i w końcu skoczysz z najwyższego budynku w Ber… – Pascal
zamknął mi usta pocałunkiem.
– Uspokój się,
wariacie – powiedział uspokajająco. Zdałem sobie sprawę, że serce mi wali w
piersi ze zdenerwowania. – Nic ci nie zrobię. Mam cię rozkuć?
Wziąłem
głęboki, uspokajający oddech i pokręciłem przecząco głową.
– Pocałuj mnie?
– poprosiłem cicho.
Pascal ochoczo
spełnił moją prośbę, całując mnie czule, niespiesznie. Mimowolnie się
rozluźniłem.
– Jeśli coś
będzie nie tak, powiedz. Od razu przestanę, okej?
Poczułem się
jak ostatni kretyn. Nie byłem cholerną babą ani mięczakiem. Co mi tak nagle
zmiękły jaja, nie wiedziałem, ale nie zamierzałem się wycofywać. Ufałem mu.
Ufałem mu jak idiota, nawet jeśli ostatnim razem, kiedy komuś tak zaufałem,
wyruchano mnie na sucho.
Robin, Lucy…
Do trzech razy
sztuka? Cóż, najwyraźniej nie potrafiłem się uczyć na cholernych błędach, więc…
być może przyszła pora na popełnienie kolejnego.
– Połóż się na
brzuchu – polecił mi spokojnie.
Westchnąłem i
przekręciłem się na brzuch, układając się wygodnie na pościeli. Pascal złożył
kilka pocałunków na moim karku, po czym zjechał między łopatki i niżej, niżej,
aż dotarł do podstawy kręgosłupa. Przeszły mnie dreszcze. Otworzyłem usta,
chcąc jakoś złośliwie skomentować jego zachowanie, kiedy nagle rozsunął mi
dłońmi pośladki i przejechał językiem od moich jąder aż do kości ogonowej.
Spiąłem się i jęknąłem, mimowolnie purpurowiejąc na twarzy.
Czy on
właśnie…?
Czy on…?
Zaśmiał się
cicho, dostrzegając moje zdumienie i konsternację. Ugryzł mnie lekko w pośladek
i odsunął się. Usłyszałem, że coś otwiera, a po chwili zadrżałem, kiedy wylał
mi coś zimnego na plecy i tyłek. Zabrał się za ugniatanie moich pleców,
pośladków i ud, wmasowując tłusty olejek w moją skórę. Nie żałował sobie,
mogłem to dobrze wyczuć, ale nie obchodziło mnie to. To było takie przyjemne.
A potem nagle
zdzielił mnie w tyłek. Jęknąłem cicho.
Znowu mnie
klepnął. Przejechał dłońmi po moich pośladkach, pieszcząc je ostrożnie.
Mimowolnie unosiłem biodra, chcąc zwiększyć nacisk jego dłoni na swoje ciało,
ale nie pozwalał mi na to. Jęknąłem sfrustrowany.
– Myślisz, że
dasz radę się sam obsłużyć? – spytał z wyraźnym rozbawieniem.
– Miałeś kiedyś
nóż wbity w dupę? Bo jak nie to mogę to zmienić – zagroziłem mu.
Słyszałem, że
się ze mnie śmieje. Poruszyłem się nerwowo, chcąc mu jakoś zetrzeć uśmieszek z
twarzy, ale miałem skrępowane ręce i ciężko było mi cokolwiek zrobić, zwłaszcza
że leżałem na brzuchu. Westchnąłem więc tylko po raz kolejny, kładąc głowę na
poduszce.
Nie miałem
pojęcia, ile czasu Pascal mnie tak torturował, ale odniosłem wrażenie, że
trwało to wieki. Nie spieszył się, poświęcając różnym partiom mojego ciała
mnóstwo uwagi i rozpalając mnie do czerwoności. Gdy wreszcie się zlitował i
ostrożnie wsunął we mnie – bez przygotowania, co nie zdarzało się prawie nigdy
– byłem gotowy błagać o to, by mnie pieprzył. Chciałem jakoś zgarnąć go rękami,
ale kajdanki skutecznie mi to uniemożliwiały,
co tylko potęgowało moją frustrację.
Dopiero po
wszystkim zorientowałem się, że obtarłem sobie ręce prawie do krwi.
Pascal
zmarszczył brwi, widząc to. Roztarł moje nadgarstki i pocałował oba, wyciągając
się obok mnie na łóżku. Zamknąłem oczy i odetchnąłem głęboko. Całe moje ciało
zamieniło się w jedna wielką galaretę. Nie wstałbym z tego łóżka, gdyby ktoś mi
płacił w miliardach dolarów, serio. Nawet mi nie przeszkadzało, że cały się
kleję od spermy i olejku, po prostu ułożyłem się wygodnie i już mnie nie było.
Obudziło mnie
wibrowanie pod ramieniem, pod które zaraz sięgnął Pascal. Otworzył jedno oko i
przeczytał coś na telefonie. Westchnął ciężko.
– Co jest? –
wychrypiałem.
– Mój ojciec –
mruknął. – Jest w Stanach na jakiejś konferencji i zapomniał jakichś ważnych
dokumentów ze swojego biura. Prosi, żebym mu je zeskanował i przesłał mailem
jak najszybciej… Pff, i jeszcze pisze z obcego numeru. Znowu zgubił telefon.
– Serio? Skoro
są takie ważne, jak mógł o nich zapomnieć? I czemu pyta cię przez esemesa,
skoro tak bardzo mu zależy?
Pascal
westchnął.
– Może już
zaczęli i nie może opuścić sali albo coś… Czasami tak się zdarza na tych
konferencjach. Egh… Skoro napisał, to rzeczywiście muszą być ważne.
Ziewnął i
wstał.
– Zamierzasz mu
je wysłać? – spytałem.
– Mhm, muszę.
Nie musisz iść ze mną, jeśli nie chcesz.
Westchnąłem
ciężko. Totalnie mi się nie chciało, ale postanowiłem z nim pójść. Gdybym
został w łóżku, z pewnością bym zasnął, a chciałem jeszcze trochę pobaraszkować
po powrocie. Tym bardziej, że atmosfera między nami się rozluźniła i jakoś
spokojniej się przy nim czułem. Zamierzałem z tego korzystać, ile wlezie.
– Przejadę się.
Potem w nagrodę możesz mi za to obciągnąć.
Uśmiechnął się
pod nosem i rzucił we mnie skarpetką. Dostałem prosto w twarz.
– Ej! –
zaprotestowałem, też wstając i ubierając się.
Postanowiliśmy
przejechać się jego motorem. Było już bardzo późno i żadnemu z nas nie chciało
się czekać za autobusem.
– Tam jeszcze w
ogóle da się wejść? – spytałem, zakładając kask.
– Wszystko już
powinno być pozamykane, ale ojciec dał mi zapasowe klucze na takie właśnie
wypadki – odparł.
– Masz klucze
do kanciapy swojego ojca?
– To nie jest
kanciapa – rzucił, wywracając oczami. – Tylko jego biuro. Teoretycznie nawet on
nie powinien mieć kluczy, ale wszyscy prędzej czy później sobie dorabiają. Ma
swoje własne biuro, więc nikt na to krzywo nie patrzy.
Pokręciłem tylko
głową.
Na uczelni
rzeczywiście było już zupełnie ciemno. W jednym miejscu dostrzegłem zapalone
światło, więc albo ktoś jeszcze się kręcił, albo zawsze zostawiano je zapalone.
Pascal na pewniaku obszedł budynek i otworzył odpowiednie drzwi, przepuszczając
mnie teatralnie przodem. Wywróciłem tylko oczami, nic na to nie mówiąc.
– Zawsze to
jakieś dodatkowe doświadczenie – skomentowałem, przemierzając z nim ciemne
korytarze.
Zaśmiał się
cicho.
– Nom. Aż się
nie chce wierzyć, że tak tu cicho. Za dnia nie można znaleźć tu kąta, w którym
ktoś by nie siedział.
– To prawda –
zgodziłem się. Spytał żartobliwie:
– Pamiętasz
jeszcze, gdzie jest biuro mojego ojca?
– Jakżebym
śmiał zapomnieć – rzuciłem z ironią. Pascal zaśmiał się i pozwolił mi
prowadzić.
Westchnąłem i
skręciłem w prawo, kierując się na kręcone schody do góry. Pascal dreptał zaraz
za mną.
Pokój, w którym
urzędował jego ojciec, znajdował się na drugim piętrze. JK 31/249. Byłem tam
sporo razy, więc nawet zapamiętałem dokładny numerek, a takie rzeczy nie
zdarzały się często na Freie. Miałem nawet zdjęcie ze swojego pierwszego
tygodnia na uczelni, gdzie szukałem pokoju JK 29/302, a obok siebie były tylko
JK 29/301 i JK 29/303. 302 taktownie
zaginęło w akcji i dopiero po połowie godziny znalazłem odpowiedni pokój w
całkiem innej części budynku. To były czasy… pełne frustracji i kurwowania na
cały boży świat.
Wdrapałem się
na ostatni schodek z Pascalem dosłownie depczącym mi po piętach. Obróciłem się do
niego, chcąc ponarzekać na to, jak bardzo strome są schody, kiedy ktoś nagle
pchnął mnie mocno w plecy.
Poleciałem
głową w dół ze schodów, zbyt zaskoczony, żeby jakoś zamortyzować upadek. Droga
w dół trwała ze dwa razy krócej niż ta w górę i skończyła się ze mną leżącym
tuż u podnóża schodów.
Oblizałem
wargi, czując metaliczny posmak w ustach. Wszystko okropnie mnie bolało. Nie
mogłem wstać. Leżałem tylko na plecach i patrzyłem w ciemność. Poruszyłem
palcami lewej dłoni, ale były jakieś zdrętwiałe. Oblizałem ponownie wargi,
czując w nich krew. Po skroni pociekło mi coś ciepłego i mokrego.
– Nie radzę –
usłyszałem z góry.
– Phil! Phil?
Pascal? Wołał mnie. Kto to…?
Co to…? Co się
stało?
– …że
pamiętasz… domyślę… nie chcę… wyboru.
Zmarszczyłem
brwi, próbując coś zrozumieć, ale w uszach mi dzwoniło i docierały do mnie
tylko pojedyncze, wyrwane z kontekstu słowa. Ktokolwiek to był, nie miał
dobrych zamiarów.
Zamknąłem na
chwilę oczy. Usłyszałem ciche cmoknięcie i szamotanie, a potem ciszę. Z trudem
obróciłem głowę w bok. Potrzebowałem czegoś, żeby się podnieść. Wiedziałem, że
o własnych siłach nie dam rady.
Ktoś nagle
dotknął mojego ramienia. Wzdrygnąłem się i jęknąłem z bólu, który wywołał mój
nagły ruch.
– Ciii! –
szepnął Malik, kładąc mi rękę na ustach. Spojrzałem na niego szeroko rozwartymi
oczami. – Myśli, że co najmniej straciłeś przytomność, lepiej nie wyprowadzać
go z błędu.
Chłopak
nasłuchiwał cicho z uwagą. Zawahał się na chwilę, po czym przesunął dłonią po
moim ciele. Sprawdzał, czy coś sobie złamałem. Gdy skończył inspekcję,
odetchnął cicho i zaczął mnie zbierać z podłogi.
– Pascal… –
wymamrotałem. Bałem się. Ciągle byłem oszołomiony całym zdarzeniem i bólem, ale
nie potrafiłem się nie bać o Pascala. Czułem, że grozi mu niebezpieczeństwo,
czułem, że mam mało czasu.
– Najpierw ty –
uciszył mnie Malik.
Cały mój prawy
bark palił żywym bólem, jakby ktoś przypiekał mnie ogniem. Widząc, jak dziwnie
mam ułożoną rękę podejrzewałem, że wybiłem sobie bark przy upadku. Malik niemal
zaciągnął mnie do jednego z pobliskich pomieszczeń. Było otwarte, co wydawało
mi się dziwnie, ale nie miałem siły się nad tym zastanawiać.
– Poczekaj tu –
polecił mi, sadzając mnie pod ścianą.
– Co…? –
zacząłem. Oblizałem spierzchnięte usta. – Co się dzieje? O co chodzi?
Malik tylko
pokręcił głową.
– Bądź cicho –
polecił mi i zniknął.
Odetchnąłem
głęboko. Głowa kiwała mi się dziwnie na wszystkie strony. Chciało mi się spać.
A może byłem na granicy utraty przytomności? Nigdy nie przeżyłem czegoś
takiego, więc nie wiedziałem. Wiedziałem jedynie, że mój stan zdecydowanie
nadawał się do konsultacji lekarskiej.
Czas mijał.
Moje myśli galopowały w zastraszającym tempie. Nie miałem pojęcia, co się
stało. Kto to był? Czego chcesz? Czegoś od Pascala? Ale dlaczego? Co Pascal
zrobił, że ktoś posunąłby się do czegoś takiego? Nic z tego nie miało sensu.
Po kilku
dłużących się minutach zdecydowałem, że nie zamierzam tak po prostu czekać.
Musiałem coś zrobić. Telefonu nie miałem. Musiał mi wypaść, kiedy upadłem, więc
zadzwonienie po pomoc nie wchodziło w grę.
Z trudem
pozbierałem się z podłogi, przytrzymując ściany, i rozejrzałem się po
pomieszczeniu. Byłem w jednym z biur profesorów, to pewne. Nigdy wcześniej w
nim nie byłem, ale wszystkie były dość charakterystyczne – biurko zwalone
papierami, regały z masą książek i wygodny fotel, w którym można było sobie pić
spokojnie kawę. Cholerny Malik, nie mógł mnie tam posadzić, tylko musiał na tym
cholernym dywanie? Wrrr…
To
pomieszczenie trochę różniło się od innych, bo oprócz otaczającej mnie ze
wszystkich stron papierologii stały jeszcze dwa przeszklone regały z jakimiś
dziwnymi substancjami.
Trochę
przejaśniło mi się w oczach, więc zacząłem po cichu szperać i szukać jakiejś
broni, telefonu, cokolwiek. Jak na złość, nic takiego nie widziałem. Nie
odważyłem się zapalić światła w obawie, że ten psychopata, kimkolwiek był,
wróci po mnie.
I co
odpierdalał Malik?
Syknąłem, kiedy
z jakiegoś powodu przyszło mi do głowy poruszenie ręką. Cholernie bolało.
Rozejrzałem się
jeszcze raz bezradnie. Wszędzie było tak cicho… jakbym tylko ja znajdował się w
tym cholernym budynku. Strach chwytał mnie za gardło. Jeszcze raz przesunąłem
wzrokiem po wyposażeniu pomieszczenia. Zdecydowałem, że jeśli nic nie znajdę,
wezmę cokolwiek, co jest ciężkie i może narobić choć trochę szkód i idę szukać
Pascala. Nie zamierzałem się ukrywać, kiedy jemu najprawdopodobniej zagrażało
niebezpieczeństwo.
I wtedy nagle
do mojej otumanionej łepetyny dotarło, co znajdowało się za szybą na regałach.
Obróciłem się gwałtownie – co spowodowało okropny, nagły ból głowy – i na
miękkich nogach podszedłem do nich.
Substancje
chemiczne. Cała masa substancji chemicznych, zamkniętych za szybą i
teoretycznie nieszkodliwych, ale…
Co nieco
jeszcze z chemii pamiętałem.
Nie namyślając
się długo, wziąłem z biurka lampkę i zbiłem nią szybę w regale. Wiedziałem, że
narobię hałasu, ale trudno. Innego wyjścia i tak nie miałem.
Z sercem w
gardle zabrałem się za przygotowywanie bomby zapalającej. Miałem wszystkie
potrzebne składniki. Mogłem zrobić jeszcze kilka innych rzeczy, trochę mniej
widowiskowych, ale nie byłem w nastroju na półśrodki.
Usłyszałem
czyjeś kroki na korytarzu. Zamarłem na chwilę, nasłuchując. Wydawało mi się, że
coś słyszę, ale nie mogłem dokładnie określić, bo serce dudniło mi mocno w
piersi i szumiało mi w uszach. Równie dobrze mogła to być moja wyobraźnia.
Podejrzewałem, że ciągle jestem w szoku i gdy tylko ta faza minie, przyjdzie
świadomość. Musiałem się uwinąć z robotą, zanim to się stanie, tyle jeszcze
pamiętałem z liceum.
Kto by
pomyślał, że ta cholerna chemia i głupie ciekawostki serwowane przez Sebastiana
Boota mogą się na coś przydać?
Drzwi otworzyły
się nagle.
– Tutaj jesteś!
Obróciłem się
pospiesznie i ze zdumieniem spojrzałem prosto na profesora Barkera. W pierwszej
chwili pomyślałem, że Malik go zobaczył i poprosił o pomoc. Potem jednak
zobaczyłem na jego rękach czarne rękawiczki i od razu w głowie zapaliła mi się
czerwona lampka. Może naoglądałem się za dużo filmów, a może to rzeczywiście
ten facet zepchnął mnie ze schodów.
Ale dlaczego?
Nic nie
powiedziałem, opierając się tyłkiem o biurko.
– Nieładnie tak
znikać – powiedział, wchodząc powoli do środka. Nie spuszczał ze mnie wzroku,
zupełnie jakby oczekiwał, że będę się bronił. Nie widziałem w jego rękach
żadnej broni, więc podejrzewałem, że nic nie miał. Był większy i silniejszy, a
ja pokiereszowany i obolały. Nawet w pełni sił miałbym z nim marne szanse.
– Gdzie Pascal?
– spytałem, też go uważnie obserwując. Nie zamierzałem mu pokazać, że się go
boję.
– Zaprowadzę
cię do niego – powiedział spokojnie i zrobił kolejny krok w moją stronę. –
Chodź.
Przywarłem
jeszcze bardziej do biurka, o ile to w ogóle możliwe. Przesunąłem dłoń na
biurko i chwyciłem za buteleczkę, którą postawiłem wcześniej na biurku właśnie
an taki wypadek. Profesor może i nie zrobił jeszcze nic podejrzanego prócz
wyglądania jak psychopata, ale miałem to gdzieś. Czułem się podskórnie
zagrożony.
– Co tam masz?
– Telefon –
powiedziałem. – Policja jest już w drodze.
Pokręcił głową.
– Nie masz
swojego telefonu. Leży jeszcze przy schodach – powiedział spokojnie. – Nie
utrudniaj mi tego, Phil. Dobry z ciebie chłopak, ale czasami tak już jest, że
dobrzy i niewinni ludzie znajdują się w nieodpowiednich miejscach.
– Co z
Pascalem? – spytałem po raz kolejny. Skoro przyszedł po mnie, nie wróżyło to
niczego dobrego. I gdzie, do cholery, poszedł Malik? – Co mu zrobiłeś?
– Nic – odparł.
– Chcę cię do niego zaprowadzić. Będziecie razem. Tego chcesz, prawda?
Chciałem, ale
miałem wrażenie, że mówimy o dwóch zupełnie różnych rzeczach. Miałem wrażenie,
że chodziło mu „już na wieki, zakopani gdzieś, gdzie nikt was nie znajdzie”. Ja
na takie coś się nie pisałem, więc mógł się cmoknąć w dupę.
Odkręciłem
buteleczkę i zacisnąłem na niej mocno palce. Brało mnie na wymioty. Czyżby
wstrząs mózgu? Odtrąciłem od siebie tę myśl i spróbowałem się skupić na tu i
teraz. Miałem tylko jedną szansę. Żałowałem, że nie udało mi się skończyć bomby
zapalającej, ale… Cóż, to i tak cud, że w ogóle byłem w stanie się na niej
skupić.
Profesor zrobił
kolejny krok w moją stronę, więc rzuciłem w niego nieskończonym koktajlem.
Uchylił się bez problemu, więc rzuciłem kolejne rzeczy, które stały na stole.
Zasłonił się ręką. Nic mu to nie zrobiło, ale nie o to mi chodziło. Chciałem
przecież tylko uśpić jego czujność i pozwolić mu się poczuć pewnie.
Gdy tylko
podszedł do mnie już całkiem blisko, wyciągnąłem buteleczkę i chlusnąłem mu
zawartością prosto w twarz.
Zaczął
wrzeszczeć, próbując zetrzeć kwas, ale nie było to takie proste. Padł na
podłogę i zaczął się po niej tarzać, wrzeszcząc. Nie czułem najmniejszych
wyrzutów sumienia, mimo że wiedziałem, co właśnie dzieje się z miejscami na
jego ciele, które weszły w kontakt z kwasem.
– Może i studiuję
architekturę, ale jestem zajebisty z chemii – powiedziałem w drzwiach. – I nie
radzę polewać tego wodą.
Ledwie
wyszedłem na korytarz, a już na kogoś wpadłem. Zatoczyłem się, kiedy silne ręce
podtrzymały mnie w pionie. Ze zdumieniem zdałem sobie sprawę, że już widziałem
tę twarz.
– Kurt?
Nagle wszędzie
zaroiło się od policjantów. Zapalono światła, pojawili się sanitariusze.
Zapanował chaos. Jakoś zupełnie mi to wszystko umknęło.
– Pascal? –
spytałem Kurta. – Gdzie jest Pascal?
Mężczyzna
posadził mnie ostrożnie na schodach.
– Spokojnie,
usiądź – powiedział, kiwając na jakiegoś sanitariusza.
– Nie chcę
siadać! – warknąłem. – Gdzie jest Pascal? – zażądałem.
Nim zdążył
odpowiedzieć, zwymiotowałem mu prosto pod nogi. Podejrzewałem, że rzeczywiście
mam wstrząs mózgu.
– Phil!
Dopiero kiedy
oplotły mnie silne, znajome ramiona, kiedy poczułem znajomy zapach wody
kolońskiej i usłyszałem znajomy aksamitny głos, dopiero wtedy moje ciało
mimowolnie się rozluźniło. Przytuliłem się do niego z całych sił, słaniając na
nogach. Nagle poczułem, jak bardzo źle się czuję, jak mocno mnie wszystko boli
i jak wielką ulgę czuję, że nic mu się nie stało. Moje ciało zaczęło wreszcie
reagować na to wszystko, zupełnie jakby wcześniej liczył się tylko Pascal i to,
czy wszystko było z nim w porządku.
– O mój boże! –
wyjąkałem, nie wypuszczając go z ramion ani na chwilę. – Nic ci nie jest! –
dodałem z wyraźną ulgą.
Zaszlochał
cicho, obejmując mnie mocno i tuląc do siebie.
– Myślałem, że
nie żyjesz! – przyznał. – Nie ruszałeś się!
Spojrzałem na
niego z lekkim zaskoczeniem. Płakał? Niemożliwe. Ale przecież…
Nim zdążyłem
dokończyć myśl, zapanowała ciemność.
1) co tam robil Malik?? Czy to on zadzwonil na policje?
OdpowiedzUsuń2) czy to profesor to na pewno, ale... CZY ABY NA PEWNO? Czy moze jednak to Malik? Ale w takim razie po co profesorkowi czarne rekawice? Czemu tak sie uwzial na tej dwojce? Zakochal sie w Pascalu i chcial zabic Phila? A moze to cos zwiazanego z wypadkiem i chcial skrzywdzic obu, zeby nilt nie dowiedzial sie prawdy?
I czy Pascal ma cos z tym wszystkim wspolnego...? Phil powiedzial, ze do trzech razy sztuka, a to bylo takie... smutne. Tak jakby to byla prawda.
No Lucy go zdradzila, to fakt, ale z tym Robinem to tak srednio, bo on tez zachowal sie jak cham w stosunku do niego. I chyba nie zdaje sobie sprawy ze swoich bledow.
Jeeeeezu, teraz bede czekal z taka niecierpliwoscia, ze hej xd
sory że napiszę nie na temat w sensie że to nie będzie dotyczyło tego opowiadania. wiem że pisałaś twincest nie wiem czy nadal go piszesz. nie uważasz że to dość dziwne pisać w wieku powyżej 20 lat takie opowiadania ? ja sama uwielbiam yaoi i gejów jestem wielką tego fanką i tokio hotel też ale opowiadanie o związku kazirodczym dwóch braci uważam za niesmaczny po prostu i chory. twoje opowiadania są naprawdę dobre no ale ta tematyka jeśli chodzi o twincest do mnie nie przemawia po prostu no ale to twoje opowiadania i ja to szanuje. niemniej opowiadania mi się podobają i życzę weny. Magda
OdpowiedzUsuńJa tam toleruje zwiazki kazirodcze, byle nie bylo z tego dzieci, ale sam nie czytalem tych opowiadan, bo nie lubie o Tokio Hotel :P
UsuńAnonomowy, dlaczego to dziwne w tym wieku pisać takie opowiadania? Dla mnie wprost przeciwnie, to jest zupełnie normalne. Tym bardziej w tym wieku człowiek jest lepiej rozwinięty i zdecydowanie lepiej pisze. W dodatku dla mnie nie ważne czy to zwykłe opowieści o miłości dwóch facetów czy jakiś twincest. Jeżeli mam fazę na to drugie to czytam, lubię. Tak jak obsesja lubi o tym pisać. Przyznam jednak, że zdecydowanie bardziej wolę teksty, gdzie bohaterowie są wymyśleni przez autora. Ale te też mogą być o miłości braci. A co do pisania to takie teksty piszą o wiele starsze osoby, a czytają nawet dużo, dużo starsze, które same już mają dorosłe dzieci. Wielu z nich też próbuje pisać. Przecież pisać można zawsze. :)
Usuń*Obsesja.
UsuńJa nie mam nic do gejów sama czytam takie opowiadania i to bardzo często. Tylko chodzi o to że ja nie trawię kazirodztwa bo to chore jest i pisać to każdy może co chce no ale to dziwna tematyka. Ja sama zaczęłam czytać gejowskie opowiadania właśnie od twincestu więc mam do niego pewien sentyment ale już chyba jestem za stara żeby jarało mnie kazirodztwo . Owszem jak ma się te naście lat to to jest fajne bo inne ,nowe wciągające ale z biegiem lat jak dojrzewasz to to wydaje ci się najwyżej śmieszne. Gdyby to chociaż było choć cień realne a to przecież zwykła bujda.Oni nigdy razem nie byli i nie będą w ten sposób to niesmaczne. Autorka dobrze pisze ma talent pisarski, jej opowiadania są wciągające ale tematyka to już nie dla mnie za mocno dojrzałam. A co do gejów to ich kocham bo należę do społeczności więc dziwne żebym takich opowiadań nie czytała . Po prostu wolę jak bohaterzy nie są w ten sposób spokrewnieni. Już prędzej bym wolała czytać o związku dziecka z dorosłym niż takie kazirodcze opowiadania. Pozdrawiam Magda
OdpowiedzUsuńOglądasz może anime luana? Magda
OdpowiedzUsuńTyle się wydarzyło w tym rozdziale, że nie wiem od czego zacząć.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze rozterki sercowe Phila, jego niepewność, ale z drugiej strony ciągła nadzieja, że nie zostanie zraniony przez ukochanego.
Po drugie, główni bohaterowie odkryli kolejne strefy łóżkowych przyjemności xD
A końcówka? Nie wiem, co się tam stało? Dlaczego ten profesor chciał zabić Pascala? Skąd się wziął tam Malik i policja?
Uważanie na lekcjach pomaga w najbardziej nieprzewidzianym momencie.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hej,
OdpowiedzUsuńwalka wspaniała, wiele się wyjaśniło, no i miło że Kitsume pomogli też, Peter i Chris byli kochankami... rozwalił mnie tekst, że żona Chrisa nie lubiła Petera co nie jest dziwne, ze względu na to, że nie zabrał jej męża ale to że nasikał na nią... młode mają traume no ten co miał ich chronić zamknął w barierze... no Derek to pięknie się rumieni...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia