Tom widząc, że na dworze jest już
szarawo, zakrył wejście gałęziami i podszedł do bliźniaka, który słodko
przespał cały dzień. Nie mógł się już doczekać. Dawno nie miał okazji tak
szczerze porozmawiać ze swoim bratem. Teraz nareszcie nadarzyła się okazja,
żeby go o wszystko wypytać. Nie miał zamiaru go oszczędzać w żadnej kwestii.
Gdy Czarny spał, przemyślał kilka spraw i wiedział mniej więcej, jakie tematy
chce poruszyć. Był też ciekawy, jakie pytania zada mu bliźniak.
Zapowiadał się ciekawy wieczór.
- Bill! Stary, wstawaj! - powiedział
do brata.
Zaspany chłopak burknął coś cicho,
po czym z trudem usiadł i przetarł oczy.
- Co jest? - spytał.
- Już wieczór.
- No i?
- Czas na naszą zabawę.
- Ach, tak. Dobra-aa! - ziewnął
Czarny i przeciągnął się z cichym jękiem.
Ułożył się wygodnie na trawie. Tom zrobił
to samo, tylko że położył się na brzuchu i podłożył sobie ręce pod brodę.
- Łeb mi wyschnął! Co za ulga! -
rzekł Bill, przeczesując palcami swoje włosy.
Blondyn zaśmiał się cicho.
- Dobra. To kto zaczyna? - spytał
Tom.
- Wal pierwszy.
Tom nie musiał się długo
zastanawiać.
- Jesteś prawiczkiem?
- I skąd wiedziałem, że o to
zapytasz?!
Blondyn zaśmiał się.
- Jesteś czy nie?
Bill westchnął.
- Jestem - burknął zły. - Teraz moja
kolej. To samo pytanie.
-Ee...
Tom poczuł, że policzki zaczynają mu
płonąć. Właśnie został pokonany swoją własną bronią. Był pewny, że brat go o to
nie zapyta, a tu klops.
- No... Jestem.
Bill zaczął się głośno śmiać.
- Naprawdę?
- Hej, nie śmiej się! Przed chwilą
wyznałeś mi to samo.
- Tak, ale po mnie można było się
tego spodziewać, ale po tobie...
- Przestań, bo ci przyłożę!
- Dobra, dobra! Dawaj następne
pytanie.
- Czy kiedykolwiek płakałeś w
szkole?
- To cios poniżej pasa, ale tak,
płakałem.
- Często?
- Teraz moja kolej na pytanie.
Hmm... Czy wyznałeś kiedyś jakiejś dziewczynie, że ją kochasz?
- Nie, nigdy. Całowałeś się kiedyś z
chłopakiem?
Bill westchnął.
- Tak, raz.
- Serio?
- Tak. To trochę krępujące...
- Opowiesz?
- Teraz moja kolej na pytanie.
- Daję ci szansę się wytłumaczyć.
- Eh... To było jakoś w ostatnie
wakacje. Ty ciągle gdzieś wychodziłeś, nigdy cię nie było. Któregoś razu
postanowiłem trochę się rozerwać i poszedłem do jakiegoś baru. Pomysł
nietrafiony, bo znalazłem się wśród samych homoseksualistów. Ciągle mnie ktoś
zaczepiał... Jeden był strasznie nachalny, nie mogłem go spławić. Przyszedł
jakiś młody chłopak i powiedział, że go pogoni, jeśli go pocałuję. Co miałem
zrobić? Zgodziłem się. Gdy tamten typ już sobie poszedł, ten zaciągnął mnie
gdzieś do łazienki. Cieszyłem się, że jest przystojny. Myślałem, że mnie
pocałuje i będę miał spokój, ale on chciał, żebym to ja to zrobił...
- Żartujesz!
- Chciałbym. Było mi strasznie
głupio, a on nabijał się, że się zarumieniłem. No, ale że mi pomógł,
przełamałem się i to zrobiłem.
- Podobało ci się?
- No... Tak.
Tom wybuchnął śmiechem.
- To wcale nie było zabawne. Na
początku byłem sztywny jak kołek, a on stwierdził, że takiego pocałunku nie
uznaje, że tak to on może całować się ze swoją babcią… albo dziadkiem.
- Chciał się lizać z języczkiem?
- W końcu był homo. Doszedłem do
wniosku, że raz się żyje i pocałowałem go tak, jakby był najseksowniejszą
dziewczyną, jaką w życiu widziałem. Lizaliśmy się, jakbyśmy byli jakimiś
pieprzonymi pedałami. No, on był. W sumie to przez tę chwilą nieźle mnie
obmacał, chociaż kilka razy zdzieliłem go po łapach.
- Jakoś to skomentował?
- Powiedział, że... Ee...
- I tak cię o to zapytam, więc się
nie wymigasz.
- Eh! Powiedział, że ma ochotę mnie
zgwałcić i że jeśli w ciągu dziesięciu sekund nie zwinę się z baru, to przekonam
się, jak to jest współżyć z facetem.
- Musiałeś stamtąd nieźle spieprzać!
- zaśmiał się Tom.
- Żeby tylko! Przetrąciłem połowę
ludzi. Od tamtej pory siedziałem w domu. Dobra, zapomnijmy o tym. Teraz moje
pytanie. Jak to się stało, że nie przeleciałeś żadnej laski?!
Tom poczuł, że jego policzki ponownie
oblewa gorąco. Westchnął. Bill się przyznał do pocałunku z chłopakiem, on musi
się przyznać do innych rzeczy.
- To nie tak, że żadnej nie
dotykałem czy… żadna nie zrobiła mi loda. Bo kilka mi zrobiło…
- Nazwiska, proszę.
Tom zaśmiał się.
- Im częściej wychodziłem, tym
więcej poznawałem napalonych dziewczyn, które chętnie robiły mi dobrze… Wiesz,
o co mi chodzi. Było fajnie, ale jakoś nigdy nie chciałem żadnej z nich
„bliżej” poznawać. Poza tym, trochę się bałem, że któraś mogłaby zajść przez
przypadek w ciążę. Nie chciałem przegrać swojego życia w takim wieku. Żadna nie
interesowała mnie na tyle, żebym mógł znieść życie z nią, a porzucenie własnego
dziecka nie wchodziło w grę. Gdy to dobrze przemyślałem, postanowiłem, że
wstrzymam się z seksem trochę dłużej niż inni nasi rówieśnicy.
- Wow, jestem w szoku!
- Dobra, koniec tematu. Teraz moja
kolej. Hmm... To może zabrzmi głupio, ale na kim ci bardziej zależało: na mnie
czy na ojcu?
- Na tobie, oczywiście. Zależało i
zależy nadal. Zawsze mi się wydawało, że byłeś o mnie zazdrosny. Mógłbyś mi to
wyjaśnić?
- To twoje pytanie?
- Może być.
- Od małego miałem wrażenie, że
ojciec cię faworyzuje. I byłem zazdrosny. Bardzo. Kiedy ty coś od niego
chciałeś, zawsze miał dla ciebie czas. Dla mnie nigdy. Szlag mnie trafiał.
Czułem, że ty mimo wszystko jesteś ze mną, ale nie potrafiłem się z tym
pogodzić. Chciałem, żeby ojciec... kochał mnie tak samo, jak ciebie.
- Nie był fair, zawsze to
wiedziałem.
- Mama próbowała mi to jakoś wynagrodzić,
ale miałem to w dupie. Nienawidziłem cię za to, że potrafisz wzbudzić w ojcu
miłość, a jednocześnie byłeś najważniejszą osobą w moim życiu. Wiedziałeś o
mnie wszystko i zawsze byłeś obok, kiedy tego potrzebowałem. Chwaliłeś moje
prace. Widziałem, jak zlewasz ojca, jak go unikasz i miałem z tego jakąś głupią
satysfakcję! Chyba dlatego tak bardzo się wkurzyłem, kiedy wynikła cała ta
awantura z Leną. Teraz moje pytanie... Czy buntowałeś ją w jakikolwiek sposób
przeciwko mnie? Wiem, że byłeś zazdrosny o moich kolegów i czas, jaki z nimi
spędzałem.
- Tom, poznałem Lenę z jej
inicjatywy. To ona zaproponowała spotkanie. Nie miałem pojęcia, że jesteście
razem. Nic mi nie powiedziałeś. Gdy wszedłeś wtedy do McDonalda, to ona mnie
pocałowała. Zrobiła to specjalnie. Głupio mi, że dałem się tak podejść. Nie
wiedziałem, że jesteście ze sobą, tak więc nie mogłem jej w żaden sposób
urabiać. Ona to uknuła. Powiedz mi, dlaczego tak bardzo się tym przejąłeś?
Dostałem wtedy lanie, powiedziałeś, że to Kevin cię podpuścił. Ale potem? Cały
czas starałeś się mnie zranić. Miałem nadzieję, że ci przejdzie, ale z każdym
dniem było coraz gorzej.
- Nie było cię następnego dnia w
szkole, dlatego nie wiesz, że wszyscy się ze mnie śmiali. Na korytarzu wytykano
mnie palcami i nabijano się ze mnie, że własny brat mnie załatwił. Każdy
dzieciak wiedział, jakie było moje marzenie, nigdy tego nie ukrywałem. Jeszcze
nigdy nie czułem się taki upokorzony. Zwyciężyła nienawiść do ciebie. Tkwiła
gdzieś tam we mnie od zawsze, jak cierń pod skórą. Brała się właśnie z
zazdrości o ojca. No, a potem było już tylko gorzej. Ja nie chciałem być dla
ciebie dobry. Jakaś część mnie pragnęła cię gnoić, a że nikt nie zwrócił mi
uwagi, że to źle… Zwyczajnie mi odbiło. Teraz sam nie mogę zrozumieć, jak do
tego wszystkiego doszło. Gdy cię wtedy pobiłem... Naprawdę czułeś się tak źle,
że nie mogłeś iść do szkoły?
Bill milczał. Tom z niecierpliwością
czekał na jego odpowiedź. Tak bardzo chciał się dowiedzieć, że Czarny skłamał
matce i nie poszedł do szkoły z własnego widzimisię.
- Nie poszedłem wtedy do szkoły,
bo... Brzuch mnie w sumie aż tak bardzo nie bolał, spokojnie mogłem iść.
Poprosiłem mamę, żeby pozwoliła mi zostać, bo... Całą noc beczałem w poduszkę.
Kiedy płaczę krótko, nie widać tego po mnie, ale wtedy straciłem nad sobą
kontrolę. Nie pamiętam już, ile godzin leżałem i nie mogłem się uspokoić, ale
kiedy ostatni raz patrzyłem na zegarek, było po czwartej. Rano wyglądałem
okropnie i było widać jak na dłoni, co robiłem w nocy. W dodatku kiedy mama weszła
do pokoju i powiedziała, że się nie wymigam, znowu się rozpłakałem. Nie
chciałem, żeby mnie widziała w takim stanie, ale jednak... Zawalił się cały mój
świat. Bez ciebie to już nie było to samo. Nie powiedziałem jej, co się stało.
Spytała mnie wtedy, czy ma zawołać ciebie, ale nie pozwoliłem jej. Potem dała
mi spokój.
Od samego początku było tak źle. Od
momentu ich kłótni Czarny pewnie ciągle płakał po kątach. Dopiero teraz Tom
zaczynał sobie to wszystko uświadamiać i był przerażony. Nie wiedział, jak mógł
być tak krótkowzroczny. Dlaczego tego nie dostrzegał? Musiały minąć aż dwa
lata, żeby wreszcie zaczął co nieco pojmować. Gdyby nie ta przeklęta sytuacja,
nigdy by do tego nie doszło. Bill by umarł. A on? Co tak naprawdę by zrobił?
Czy miałby odwagę, żeby popełnić samobójstwo? A jeśli nie? Jakby się czuł
wiedząc, że Czarny już nie wytrzymał? Jakby się czuł widząc jego nieruchome
ciało w trumnie i mając świadomość tego, że to on do tego doprowadził? Jakby
się czuł myśląc o tym, że już nigdy nie będzie w stanie mu powiedzieć, jak
bardzo tego żałuje? A może by nie żałował? Może naprawdę był aż takim potworem,
że by go to bawiło? Czy potrafiłby się cieszyć ze śmierci bliźniaka? Czy
naprawdę by potrafił?
Nie, chyba nie. Cierpiałby. Wyrzuty
sumienia by go połknęły w całości. Nie potrafiłby tego wytrzymać. Może by
specjalnie żył tylko po to, żeby czuć ból. Miał w końcu coś z masochisty. Boże,
co by zrobił?! Teraz trafił do tego dziwnego świata, ale był z bratem. Gdyby
Bill umarł...
Tom zamknął oczy i zacisnął zęby,
kiedy po policzkach zaczęły mu spływać łzy.
Czy naprawdę był potworem?
Odpowiedź nasuwała się sama.
Przecież Bill próbował popełnić samobójstwo. I tak blondyn nie mógł pojąć,
jakim cudem przeżył te dwa lata. Zaczynał rozumieć, dlaczego Bill tak często
płacze. To był jego sposób na ulżenie sobie, i chociaż tak bardzo wstydził się
robić to przy nim, to jednak potrafił przełknąć swoją dumę.
Blondyn otarł niecierpliwie łzy, ale
następne natychmiast zajęły ich miejsce. Tom Coger płacze! Ale dzieciaki ze
szkoły miałyby ubaw! Wielki cwaniaczek, który zniszczył własnego brata!
Zadufany w sobie chłopak, który czerpał przyjemność z kopania bezbronnego
człowieka. Tak teraz odbierał swoje zachowanie - przez dwa lata kopał niewinną
i bezbronną osobę. Czuł do siebie tylko obrzydzenie. Nie widział już w sobie
talentu plastycznego ani zabawnego chłopaka, bo wcale nim nie był. Pustka.
Tylko to w nim było. Powinien za to wszystko pokutować do końca swojego
nędznego życia.
- Tom? Co jest? - zaniepokoił się
Bill.
Blondyn poczuł, jak brat dotyka jego
twarzy. Szybko odwrócił głowę od bliźniaka. Czarny wstrzymał oddech, kiedy
zorientował się, że jego brat płacze.
- Co się stało? - spytał cicho
młodszy.
Starszy nie odpowiedział.
- Tom? Powiedz coś.
Chłopak otarł łzy i odparł cicho.
- Po prostu uświadomiłem sobie, że
zasłużyłem sobie na to, żeby tutaj wylądować. Zasłużyłem sobie na to, żeby
spędzić w tym miejscu całą wieczność. Nie wiem tylko, dlaczego ty zostałeś w to
wciągnięty. Ciebie nie powinno tutaj być. Gdyby Bóg istniał i był sprawiedliwy,
sprawiłby, żeby ktoś na ulicy zadźgał mnie nożem.
- Co ty mówisz?
- Taka jest prawda, Billy. Tak
powinienem skończyć. Jak śmieć gdzieś między budynkami. Ktoś powinien wbić mi
nóż w brzuch i mnie zostawić, żebym umierał sam i w męczarniach.
- Tom! - w głosie Czarnego słychać
było przerażenie. - Nie mów tak!
- Ale to jest prawda. Boga nie ma.
Gdyby istniał, to właśnie tak bym umarł.
- Zupełnie ci odbiło! Gadasz od
rzeczy!
- Akurat! Bez najmniejszych wyrzutów
sumienia doprowadziłem cię do samobójstwa. Sumienie ruszyło mnie dopiero wtedy,
kiedy się przy mnie rozpłakałeś i uciekłeś. Przez dwa lata nie dostrzegałem
swoich błędów, nie potrafiłem przestać cię gnębić. Teraz to wszystko mnie
zżera! Dlatego mam rację! Bo gdyby na świecie była jakakolwiek sprawiedliwość,
ktoś zrobiłby mi jakąś krzywdę! Ale nie! Ślizgałem się w szkole, ślizgałem się
na ulicy! Włóczyłem się po miejscach, w których niejeden człowiek stracił
życie, zadawałem się z prawdziwymi kryminalistami i nigdy nikt nie zrobił mi
krzywdy! Nie wpadłem w żaden nałóg, nie zachorowałem na nic! Jestem całkiem
przystojny, w dodatku potrafię odpieprzyć takie graffiti, że niejeden może
tylko o tym pomarzyć. To nie jest sprawiedliwość!
- Nie mów tak, proszę cię...
- Powinno mi się coś stać. Cokolwiek!
Chociaż jedna mała rana, może jakaś szmata na koniec roku! Ale nic takiego się
nie wydarzyło! Nauczyciele bez mrugnięcia okiem wstawiali mi dwa na koniec i
nawet nie próbowali mnie usadzić, bo się bali! Powinienem mieć jakieś problemy!
Chociażby wymiotowanie po libacji! Ale po co?! Na drugi dzień tylko boli mnie
głowa i jestem trochę nieprzytomny! Nigdy jeszcze nie rozmawiałem z muszlą!
Więc dlaczego to ty miałeś pod górkę, jeśli jesteś lepszym człowiekiem ode
mnie? Jestem żałosny, a to tobie się obrywało. To nie było fair!
- Tom, proszę, przestań! Przerażasz
mnie - mówił Bill łamiącym się głosem.
Blondyn rozpłakał się jak małe
dziecko. Z gardła wyrwał mu się tak rozpaczliwy szloch, że po chwili nie
wytrzymał też drugi chłopak. Nie mógł patrzeć na cierpienie brata, nie potrafił
być obojętny. Przysunął się trochę do niego i objął go. Tom automatycznie
odwrócił się do bliźniaka i przytulił się do niego mocno. Tym razem to Bill był
tym, który dawał poczucie bezpieczeństwa i ukojenie. Przytulał do siebie brata
i sam płakał, nie mogąc znieść tej sytuacji.
- Co my zrobiliśmy, Tom? - spytał
cicho.
Blondyn nic nie odpowiedział, tylko
wtulił głowę w pierś Billa. Wszystkie emocje targały nim jak listkiem na
wietrze. Nie wiedział już, kim jest, nie wiedział, kim powinien być. Tak bardzo
pragnął wymazać te dwa lata z ich życia, ale nie miał takiej władzy. Mógł tylko
szlochać i zastanawiać się nad tym, dlaczego był takim idiotą. To dziwne
miejsce odkrywało w nim uczucia, o które by się nie podejrzewał. W ostatnim czasie
bardzo często zbierało mu się na płacz, czuł się bezradny i samotny. W tamtym
świecie też czuł się osamotniony, ale miał przy sobie ludzi, których odebrał
bratu. To było takie niesprawiedliwe! Dlaczego jego sumienie zareagowało
dopiero teraz, kiedy nie mógł naprawić swoich błędów? Czy taka miała być jego
kara po śmierci? Dowiedzieć się, co się zawaliło w życiu, a potem stanąć z tym
twarzą w twarz i nie móc sobie poradzić? Czy to właśnie o to chodziło? Jeśli
tak, to śmierć jest okrutna. On zasłużył sobie na to wszystko, ale Bill? Czym
on zawinił, że został tak surowo ukarany? Czy nawet po śmierci był napiętnowany
przez jego głupie zachowanie?
- Billy, czy kiedykolwiek mi
wybaczysz? - wyszlochał Tom.
- Tom, nie poznaję cię! Proszę, nie
płacz już! Nie mogę na to patrzeć! - odparł Czarny.
Blondyn słyszał płacz brata. Nie
chciał, żeby Bill płakał, nie z jego powodu. Nie powinien się nad nim litować,
a przynajmniej nie po tym wszystkim, co się stało.
- Tom. Odpowiesz mi na jeszcze jedno
pytanie? - spytał Czarny, zaciskając ramiona wokół bliźniaka.
- Jakie? - spytał młodzieniec.
- Kochasz mnie?
Tom zaczął płakać jeszcze
gwałtowniej. Odsunął się od bliźniaka i chociaż nie był w stanie dostrzec jego
oczu, chciał patrzeć mu w twarz, kiedy będzie to mówił.
- Kocham cię bardziej niż
kiedykolwiek będę to w stanie wyrazić. Tak bardzo cię przepraszam... To
wszystko moja wina.
- Ja też cię kocham, Tommy. Jesteś
najważniejszą osobą w moim życiu! Proszę, nie pozwól, żeby to się zmieniło.
Obiecaj mi to!
- Obiecuję, Billy. Już nigdy więcej
do tego nie dopuszczę. Nikt i nic nas nie rozdzieli! Jesteśmy bliźniakami
Coger!
- Dziękuję - szepnął cicho Bill.
- To ja ci dziękuję. Mam nadzieję,
że kiedyś będę miał okazję ci to jakoś wynagrodzić.
- Tom, przestań! Chcę, żeby dawny
Tommy wrócił. Rzuć jakiś głupi tekst albo zaśmiej się z jakiejś nie śmiesznej
rzeczy.
- Billy, nie przeciągaj struny! Ja
się wcale nie śmieję z nie śmiesznych rzeczy!
Młodszy bliźniak zaśmiał się cicho.
Otarł łzy wierzchem dłoni. Nareszcie!
Teraz już wszystko będzie dobrze. Na
pewno.
- Śmiejesz i to często.
- Billy!
- Ale ja tylko powiedziałem prawdę.
- Masz szczęście, że jesteś kaleką,
inaczej już byś był trupem!
Czarny znowu wybuchnął śmiechem.
- I takiego cię kocham. Kiedy
zachowujesz się tak, jak przed chwilą, nie wiem, jak mam postąpić. Lubię, kiedy
udajesz cwaniaczka, któremu nikt nie podskoczy.
- Billy! Co ja mówiłem o
przeciąganiu struny?
Chłopcy długo jeszcze ze sobą
rozmawiali, przekomarzając się i śmiejąc. Wyjaśnili sobie wszystkie nieporozumienia.
Leżeli blisko siebie i trzymali się za ręce. Kiedy byli mali i zwierzali się
sobie ze swoich uczuć i marzeń, ich palce zawsze były ze sobą splecione. Jako
bliźniacy byli naprawdę blisko.
Tom czuł się o niebo lepiej.
Powiedział bliźniakowi wszystko, co chciał powiedzieć. Schował dumę do kieszeni
i odkrył się przed nim tak, jak jeszcze przed nikim. Bill mu wybaczył i nie
miał do niego pretensji. Teraz tylko muszą jakoś się stąd wydostać i zacząć
wszystko od nowa.
Dobrze wiedział, że to nie będzie
proste. Nadal cała szkoła jest nastawiona przeciw Czarnemu, minie sporo czasu,
zanim uda im się to odkręcić. Będzie musiał zacząć od swoich kolegów. Nie
sądził, żeby mieli jakieś problemy z zaakceptowaniem jego decyzji, a jeśli ktoś
będzie miał, Tom szybko sobie z nim poradzi. Nie tolerował sprzeciwu, zwłaszcza
w sprawach, na których mu naprawdę zależało. Gdy już jego kumple odczepią się
od Billa, trzeba będzie potrząsnąć całą budą. Tym razem każdy, kto tknie
Czarnego palcem albo chociaż krzywo na niego spojrzy, będzie musiał się gęsto
tłumaczyć. Jeśli będzie trzeba, Tom z chęcią wybije takiemu komuś głupoty z
głowy. Cudowna perspektywa.
Tylko żeby nikt się nie dowiedział,
że w jakimś innym świecie ryczał jak baba. Jego męska duma by tego nie zniosła.
Płakał częściej, niż przez ostatnie dziesięć lat swojego życia.
No, ale przecież nikt się nie dowie.
A jeśli nawet...
Nikt nie podskoczy bliźniakom Coger!
Ani potwory z dziwnego świata, ani nauczyciele, ani nikt inny! Niech tylko ktoś
spróbuje! Wtedy przekona się, że z nimi się nie zadziera.
Bill przez prawie dwa tygodnie
dochodził do siebie. Prosił brata, żeby już ruszali w drogę, ale Tom chciał być
pewny, że bliźniak już wrócił do zdrowia. Mieli zbyt wiele do stracenia, żeby
ryzykować. Przez ten okres, o dziwo, udało im się pozbyć dokuczliwej choroby
Czarnego. Rany na twarzy i rękach blondyna prawie zniknęły i mógł wyrzucić
paski koszuli, które służyły mu za bandaże. Bill też wyglądał całkiem
przyzwoicie. Tak więc wyruszyli w dalszą podróż dopiero po dwóch tygodniach.
Bardzo się do siebie zbliżyli przez ten czas. Mieli sobie dużo do opowiedzenia,
w końcu dwa lata to kawał czasu. Poznawali się od stron, o które nigdy by się nawzajem
nie podejrzewali. Obaj chcieli dowiedzieć się o sobie wszystkiego i nie
krępowali się zadawać nawet najbardziej bezczelnych pytań. Zdawali sobie sprawę
z wagi tego, co właśnie się między nimi stało. To było zbyt świeże i piękne,
żeby to zniszczyć. Starali się jak najbardziej umocnić więź między sobą. Po raz
pierwszy, odkąd się tu pojawili, poczuli się naprawdę braćmi.
Dwadzieścia jeden dni. Bill nie mógł
się nadziwić, że tyle wytrzymali. Co prawda większość czasu spędzili pod jakimś
nieszczęsnym drzewem z powodu jego obrażeń, ale i tak to był sukces.
Swoją drogą znowu obrzydło mu
jedzenie. Na mandarynki i śliwki nie mógł już patrzeć, chociaż starał się nie
wybrzydzać. Wiedział, że musi to jeść. Prawdopodobieństwo, że znajdą coś innego
było naprawdę niewielkie. Cóż, łudził się, że może znajdą owoce przypominające
gruszki. Były gdzieś na początku, a potem już nigdzie ich nie zauważyli. Był
zły na siebie za tą naiwność, ale przecież mógł sobie pomarzyć.
Bill podziwiał Toma, który bez
mrugnięcia okiem wsuwał wszystko, co tylko miał pod nosem. On tak nie potrafił.
Jadł jak najmniej i jak najrzadziej, żeby zbyt szybko się nie przejeść. Nie
było to łatwe, ale w kryzysowych sytuacjach trzeba zacisnąć zęby i ratować się
wszystkim, co wpadnie pod rękę. I tak mieli już dużo szczęścia.
Zanim zdecydowali się iść w góry,
ponownie dobrze przeanalizowali mapę na tej dziwnej tablicy. Czarny wpatrywał
się w nią tak długo, że w końcu kiedy zamykał oczy, widział ją ze wszystkimi
szczegółami.
- Czas ruszać - rzucił Tom.
- Ta... Hurra! - burknął bez
entuzjazmu Bill, co blondyn skomentował krzywym uśmiechem.
- Ciekawe, co jeszcze nas tu spotka?
- spytał starszy Coger.
- Wiesz, nie chcę tego wiedzieć. Ale
z chęcią o czymś pogadam. W sumie to z czego masz zamiar pisać maturę?
- Chciałem wziąć historię sztuki,
ale musiałbym się do tego sam przygotowywać. Zrobiłem wyliczankę i wypadło na
historię.
- Ile razy robiłeś tę wyliczankę? -
spytał podejrzliwie Bill.
Tom zachichotał.
- Trzy.
- Tak myślałem. Umiesz coś z tej
nieszczęsnej historii?
- Nie...
- To może się pouczymy?
- Pogięło cię? Jesteśmy w jakimś
innym świecie, nie wiemy, czy w ogóle wrócimy, a ty chcesz się uczyć?! Jeszcze
mi całkiem na mózg nie siadło!
- Ale przecież jak wrócimy, na pewno
ci się to przyda. Ja będę mówił, a potem będziesz powtarzał to, co
zapamiętałeś. Co masz do stracenia?
- No, dobra. Ale nie miej pretensji,
jak usnę.
- Dobra. Zaczynamy od
starożytności...
- Eh! Coś czuję, że to będzie długi
dzień.
- Bardzo długi. Co wiesz na temat
tej epoki?
- Ee... Hmm... Właściwie to nic.
- A gdybyś miał lać wodę?
- Poprzedza średniowiecze.
Bill czekał na więcej informacji,
ale nic nie usłyszał. Zdziwiony spojrzał na bliźniaka.
- Już?
- Tak.
- Chyba żartujesz! Jakim cudem ty
zdałeś do trzeciej klasy szkoły średniej?! I co ty robisz w ogólniaku?!
- Też się nad tym zastanawiam. Ale
wiesz co? Jak mnie babsztyl wziął do odpowiedzi, powiedziałem tak samo jak
teraz i dostałem dwa.
- Paranoja!
- Dobra, zacznij wreszcie ryć tą
czachę!
- Ok. Więc starożytność...
Czarny był z historii bardzo dobry,
zresztą jak z wielu innych przedmiotów. Nie miał przyjaciół ani kolegów, z
którymi mógłby gdzieś wyjść, więc z nudów siedział w książkach. Gdy już nie
miał się czego uczyć, powtarzał wcześniejszy materiał. Był tak obcykany, że
gdyby teraz jakiś nauczyciel zapytał go z czegokolwiek, co przerobili w
przeciągu tych dwóch lat, odpowiedziałby na każde pytanie.
- Nie wydaje ci się podejrzane, że
ludzie w tamtych czasach stawiali takie potężne piramidy? - spytał Tom mniej
więcej po godzinie.
- Może trochę.
- Trochę? Stary, oni nie mieli
sprzętu. Bloczki ważyły nawet po kilkanaście ton! No, nie powiesz mi, że
wciągnęli to na linie! Albo mieli do pomocy supermana, albo przylecieli kosmici
i zrobili to za nich.
- Tylko nie pisz tak na maturze,
dobra?
- Jak?
- No, o kosmitach. Wiesz, autorstwo
tych piramid przypisuje się mimo wszystko Egipcjanom, a nie przybyszom z Marsa.
- Skąd wiesz, że byli z Marsa?
- Zgadywałem.
- Ach, tak. Na mój gust to niezła
ściema to wszystko. Oprócz piramid mieli te całe systemy nawadniania pól. Byle
idiota tego nie wymyślił! No, i ta pieprzona matma i astronomia. Oni naprawdę
potrafili zbyt wiele, biorąc pod uwagę ich możliwości techniczne.
- Zaraz powiesz, że wynalezienie
koła też nie było pomysłem ludzi.
- A skąd pewność, że było?
- Gdybyśmy tak wszystko
rozpatrywali, to nigdy byśmy do niczego nie doszli.
- W takim razie powiedz mi, jak
powstał wszechświat? Zawsze byłem tego ciekawy.
- Normalnie. Istnieje teoria, że był
wybuch i zaczęła tworzyć się materia. Najpierw powstał wodór, utworzyła się
pierwsza gwiazda. Ona sobie wybuchła, powstały kolejne pierwiastki. Zaczęły się
tworzyć galaktyki...
- Co wybuchło?
- Teoria mówi, że na początku nie
było nic. Zupełna pustka.
- No to, do cholery, co wybuchło?!
- Mówią jeszcze, że ludzki umysł nie
jest w stanie tego ogarnąć. Jak tak sobie pomyślę, to też tego nie ogarniam. I
ty też nie dasz rady.
- Bill, to jakaś ściema! Oni mogą
sobie tak mówić, ale ja im tam nie wierzę! W szkole tylko piorą nam mózgi!
- Ta... Jak w matriksie! Nauczyciele
to agenci, a woźny to wybraniec!
- Jasne, nabijaj się! – mruknął Tom.
- Jak może wybuchnąć coś, czego nie ma? To bez sensu!
- To tylko teoria!
- Wymyślił ją chyba jakiś napruty
ziołem idiota.
- Eh, ty naprawdę jesteś ciężkim
przypadkiem.
- Nie dam sobie wkręcić takiej
ściemy.
Bill westchnął ciężko. Tom nie był
ciężkim, lecz beznadziejnym przypadkiem. Nic nie dało mu się wytłumaczyć.
Czarny ciekawy kolejnych teorii brata postanowił zapytać o inne rzeczy.
Wiedział, że będzie potem tego gorzko żałował, ale nie mógł się powstrzymać.
- Skoro masz takie teorie, to
powiedz mi, co myślisz o Szekspirze?
Spytał o niego z ciekawości, bo sam
nie przepadał zbytnio za jego twórczością. Skoro więc on za nim nie przepadał,
opinia Toma na pewno będzie bardzo interesująca.
- To ten, co napisał tę łzawą
historyjkę o zakochanych? I o tym całym Makbecie?
- Tak.
- Jak na mój gust, to on też nie był
normalny. Założę się, że ćpał. Albo po prostu miał zatwardzenie i nudziło mu
się na kiblu... Albo w krzakach. Mieli wtedy kible?
- Nie wiem - rzucił Czarny
bezbarwnym głosem, załamując ręce. Czy oni na pewno są braćmi?
- Ha! A jednak jest coś, czego nie
wiesz!
- Tom! Może jednak wróćmy do
historii, dobra?
- Jak chcesz.
Bill z coraz mniejszym zapałem
podawał bliźniakowi kolejne informacje, które ten potem miał powtarzać. Każdą
jedną rzecz przerobił po swojemu tak, że choć ogólny sens był zachowany, za
język na pewno dostałby kilka ujemnych punktów. Nie wiedział, czy takie
istnieją, ale dla Toma na pewno zrobią wyjątek.
Minęło kilka godzin, kiedy wreszcie
dostrzegli góry. Las się kończył, potem kilka kilometrów ciągnęła się równina.
Tylko trawa, nic innego. W oddali było widać szczyty gór. Z tej odległości nie
widzieli, czy są wysokie. Mieli tylko nadzieję, że nie będzie w nich zbyt
zimno. Bill w końcu miał ubranie tak poszarpane, że nie dawało już ciepła, a
jedynie chroniło przed wiatrem.
Z westchnieniem kontynuował wykład.
Miał nadzieję, że chociaż śladowe ilości wiedzy dotrą do tego pustogłowego
blondyna. Jeśli on z taką wiedzą przystępuje do matury, to musi być albo głupi,
albo zdesperowany. Bill był skłonny postawić na to pierwsze. Postanowił, że
wbije bliźniakowi do głowy te informacje, choćby miał się do niego dobijać
młotkiem.
Na nauce i wędrówce minął im cały
dzień. Wieczorem dotarli do pierwszej większej góry. Cały teren był zalesiony i
byli zmuszeni spać pod drzewem. Mieli już niezłą wprawę w robieniu lokum, więc
poszło im to całkiem sprawnie. Robiło się coraz chłodniej i z ulgą schowali się
w środku.
- Idźmy spać. Jutro pokonamy krótszą
trasę, musimy jeszcze znaleźć coś do jedzenia - powiedział Tom.
Bill tylko kiwnął głową i ułożył się
na ziemi. Skulił się w kłębek. Było mu bardzo zimno. Bał się, że w nocy zrobi
się jeszcze chłodniej. W takich chwilach żałował, że nie ma takiego stylu
ubierania się jak Tom. Jego bluza była obszerna i na pewno dawała mu więcej
ciepła. Zrezygnowany zamknął oczy.
Nie dane mu jednak było pospać.
Nawet gdy udawało mu się zasnąć, budził się przy najlżejszym nasileniu się
wiatru. Cały się trząsł. Załamany próbował jakoś opanować dreszcze, ale to nie
zależało od jego woli.
Po kilku godzinach męki przebudził
się Tom. Bez słowa przysunął się bliżej i przytulił się do niego.
- Cały się trzęsiesz! - szepnął
cicho blondyn, starając się rozetrzeć mu ramiona.
- Zimno mi - odpowiedział cicho.
- Mogę ci oddać bluzę. Będzie ci w
niej cieplej.
- Nie. Po prostu mnie przytul. Już
jest lepiej.
- Rety, Bill. Musimy się śpieszyć.
Jeśli temperatura spadnie jeszcze bardziej, zamarzniesz.
- Nie marudź.
- Śpij, młody. Na pewno jesteś
wykończony.
Bill westchnął tylko w odpowiedzi. Z
ulgą wtulił się w brata i nareszcie udało mu się zasnąć. Tom był ciepły i
dzięki niemu nie marzł już tak bardzo. Czarny dziękował Bogu za bliźniaka. To
naprawdę wspaniały wynalazek.
Następnego dnia znacznie
przyspieszyli. Szczęśliwym trafem bardzo szybko udało im się znaleźć drzewo ze
śliwkami. Trochę więcej problemów było z wodą, ale z tym również sobie
poradzili.
Bill kontynuował naukę. Tom był
bystry i wyciągał bardzo trafne wnioski. W końcu taki rodzaj nauki zaczynał mu
się podobać i Czarny z ulgą stwierdził, że brat przysłuchuje mu się z
zainteresowaniem. Starał się opowiadać mu wszystko w sposób żartobliwy, żeby
jak najwięcej zapamiętał. Postępy były naprawdę widoczne. Następnym razem Tom
przy odpowiedzi z tej epoki powie trochę więcej niż to, że poprzedza
średniowiecze. Eh, matoł jeden! Jak on mógł tak zaniedbać szkołę? Jednak z
drugiej strony patrząc, Bill wiedział, że gdyby miał ciekawsze zajęcia, na
pewno by się nie uczył. Być może byłby jeszcze większym ignorantem niż
bliźniak.
Chyba znalazłem dobrą stronę naszej
kłótni, pomyślał.
- Bill, nie śpij. Zaciąłeś się.
- Przepraszam. Na czym skończyłem?
- Gadałeś coś o cesarstwie zachodnio-rzymskim.
- Ach, no tak. Był upadek tego
cesarstwa i... - specjalnie urwał, chcąc, aby brat dokończył.
- Armagedon?
- Nie, koniec epoki - westchnął
ciężko Czarny.
-Aha. Nie taki diabeł straszny jak
go malują. W sumie to niektóre rzeczy są całkiem ciekawe. Chociażby o
cywilizacjach i tym, jak się rozwijały.
- Weźmy może coś z literatury.
Hmm... Biblia. Co wiesz na jej temat?
- Ee... Wielu autorów. Powstawała na
przestrzeni wieków... Coś było o hebrajskim, greckim i aramejskim. Chrystus
gadał w tych językach, nie?
- Totalne dno - skomentował Bill.
- I tak pamiętam więcej niż ze
starożytności. Nie musisz się czepiać.
Czarny parsknął tylko cicho i
przystąpił do dalszej części edukowania własnego brata. Dobrze, że się tego
wszystkiego nauczył. Pomoże teraz bliźniakowi jakoś się z tego wygrzebać, o ile
kiedykolwiek wrócą do domu. Jak wrócą... Cóż, Tom zaszpanuje i to niewąsko.
Nauczycielce oczy wyjdą na wierzch. I dobrze.
Ta, Cogerowie to jednak są nieźli
agenci. To chyba musiało być uwarunkowane jakoś genetycznie. Ich ojciec też
chyba nie był święty. Bill może i wyglądał na aniołka, ale kiedy się wściekał,
potrafił nieźle dołożyć, nieważne czy pięścią, czy słowem. Musiał tylko chcieć,
a akurat w kłótni z bratem wolał się nie udzielać.
Zaczynało robić się szarawo, kiedy
nagle Czarny poczuł coś jakby drżenie. Zdziwiony przystanął.
- O co chodzi? - spytał Tom.
- Ziemia się zatrzęsła. Nie czułeś?
Blondyn pokiwał przecząco głową.
- Może mi się wydawało. Jestem
przewrażliwiony - rzekł Bill.
Zaczęli iść dalej, lecz po
kilkunastu sekundach trzęsienie się powtórzyło. Tym razem obaj świetnie je
poczuli.
- Czułeś? - spytał Czarny.
- Tak.
- Co to ma znaczyć?
- Nie mam pojęcia, ale nie wygląda
to dobrze. Jeszcze tylko tego nam brakowało.
- Mam nadzieję, że ziemia nie pęknie
na pół. Mam już dość skał i tunelów.
-Ja... - zaciął się blondyn.
Bill spojrzał zdziwiony na brata.
Tom patrzył na równinę, z której przyszli. Widząc na jego twarzy zdumienie i
przerażenie, zerknął w to samo miejsce, w które patrzył jego brat i otworzył
szeroko usta, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
Równiną właśnie sunęła trąba
powietrzna. Byli na tyle daleko, że im nie zagrażała, ale sam widok był
niesamowity. Stali tak i patrzyli na cudowne zjawisko, nie mogąc uwierzyć w to,
co naprawdę widzą. Sam fakt, że mogła tak szaleć w momencie, kiedy oni tamtędy
szli, napawał ich lękiem.
- To jakiś głupi sen? - spytał Tom.
- Jeśli to sen, to ja chcę się już
obudzić. Tom, chodźmy stąd. Taka trąba zawsze może skręcić. Jesteśmy tylko
kilkanaście kilometrów od niej. Widzimy ją, bo stoimy na podwyższeniu i nie ma
tu drzew.
- Aż tak się boisz?
- Możesz się nabijać, ale skakanie z
urwiska, turlanie się tunelami i wpadanie z ogromnych wysokości do wody
naprawdę nie jest czymś, co chciałbym powtórzyć. Nie chcę do tego dokładać
jeszcze takiego czegoś. Ta trąba tylko do reszty wywiałaby ci mózg, obejdziemy
się bez tego.
Blondyn westchnął z irytacją,
słysząc komentarz na temat swojego mózgu, ale wyjątkowo nie miał zamiaru
odpowiadać na zaczepkę bliźniaka.
Zrezygnowani ruszyli dalej. Góry
były coraz większe. Nie było wyznaczonych szlaków, po których mogliby się
poruszać. Szli gęstym lasem, który przerzedzał się trochę, gdy dochodzili do
szczytu. W sumie to niczym się to nie różniło od początkowej fazy wędrówki,
może tym, że raz szli pod górkę, a raz schodzili w dół. Pogoda wciąż była taka
sama, chmury ciągle brzydkie... Nie było na czym zawiesić oka. Wszystko było
ponure i irytujące. To, że musieli oglądać to dziwne miejsce już czwarty
tydzień, doprowadzało ich do szewskiej pasji.
- Jak myślisz, ile nam zajmie
wędrówka przez te góry? - spytał Bill.
- Nie wiem. Jeśliby wierzyć mapie,
to utrzymując takie tempo powinniśmy tam zajść w siedem dni. Chyba. Nie jestem
za dobry z fizyki.
Czarny patrzył przed siebie ze
zmarszczonym czołem. Nagle dostrzegł w oddali jakieś ruchliwe obiekty. Nie mówił
nic bratu, dopóki nie dostrzegł, co tak naprawdę mają przed sobą.
- Siedem dni nie uwzględniając
komplikacji, tak? - upewnił się Bill.
- Tak.
- Zapomnij. Nie uda nam się.
- Dlaczego?
- Bo one nam nie pozwolą - chłopak
wskazał na zwierzęta, które były coraz bliżej.
Tom zdziwiony rozejrzał się uważniej
i zamarł.
Szło nam zbyt dobrze, pomyślał Bill
z przekąsem.
***
Połączyłam dwa rozdziały w jeden, żeby było więcej i w ramach zadośćuczynienia za tak długą przerwę. Pozory pojawią się najprawdopodobniej w niedzielę wieczorem. Wstawiłabym jutro albo w sobotę, ale jadę na urodziny do koleżanki z klasy i wracam dopiero w niedzielę, więc nawet nie miałabym kiedy tego napisać.
Zaległości na Waszych blogach postaram się nadrobić jak najszybciej. We wtorek mam kolejną część egzaminu, a reszta dopiero po świętach, więc już niedługo będę miała święty spokój z nauką.
Przepraszam za opóźnienia i brak komentarzy u Was.
Miłego weekendu.
Pozdrawiam!
Po pierwsze scena jak Tom płacze, rozczuliła mnie na maxa. Naprawdę wspaniale oddałaś ból jaki odczuwa, wyrzuty sumienia i skruchę. Bardzo mi się podobała ta scena.
OdpowiedzUsuńPo drugie dialogi mnie rozbawiły do łez, zwłaszcza te dotyczące nauki historii. Jesteś genialna. Tok rozumowana Toma był obłędny.
Po trzecie ten odcinek był niesamowity. Dużo emocji, ale i ciekawej akcji. No i zakończenie. Znów zostawiłaś mnie z rozbudzoną wyobraźnią i ciekawością. Aaaaaa!!!I trzeba czekać cały tydzień ;-( Obsesja jesteś niesamowita, a każde twóje kolejne dzieło przekonuje mnie o twoim geniuszu. Powodzenia na pozostałych egzaminach. Pozdrawiam.
http://deadly-psychopath.blogspot.com/ Rozdział XII. Serdecznie zapraszam :)
OdpowiedzUsuńWooow. Rzeczywiście głuuugaśna notka. Było ciekawie nie powiem, że nie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Długo i ciekawie, czyli tak, jak lubię najbardziej. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że bliźniacy sobie wszystko wyjaśnili o od tej pory znów są nierozłączni tak samo jak kiedyś. Tok rozumowania Toma - bezcenny. ^^ Podziwiam Billa za cierpliwość. Poważnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! <3
Będą tu jakieś elementy twincestu? Jednakże tak czy siak uwielbiam to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńU mnie na blogu wstawiłam postacie z nowego opka i jakiś tam opis.
OdpowiedzUsuńTom jest bezcennym beznadziejnym przypadkiem. Bill też rozwala "Czarny dziękował Bogu za bliźniaka. To naprawdę wspaniały wynalazek."
OdpowiedzUsuńAzusa