…miesiąc później
- Nie, nie i jeszcze
raz nie! – wrzeszczał Jost, przerywając im po raz kolejny.
Cała czwórka wbiła w
niego wzrok, czekając na kolejną reprymendę.
Dzisiaj mieli zagrać
pierwszy w życiu prawdziwy koncert. Ich płyta już stała na półce w sklepach, a
teledyski pierwszych trzech piosenek puszczono na wielu kanałach muzycznych,
chcąc zachęcić potencjalnych „fanów” do zakupu biletów.
Od rana siedzieli na
próbie, próbując jakoś wszystko ogarnąć. Okazało się jednak, że nie było to
takie proste.
Na samą myśl o tych
ludziach, którzy już kupili bilety (a dowiedzieli się, że bilety kupiło
dziesięć tysięcy ludzi) Bill bladł i nawet podkład, który nałożył sobie na
twarz, nie był w stanie tego ukryć. Tom był podekscytowany, ale w takim
stopniu, że nie mógł skupić się na grze. Geo ciągle wyklinał swój bas. Jedynie
Gus zachowywał spokój, co było jedyną dobrą rzeczą w tym wszystkim. Gdyby
perkusista miał na przykład problemy ze złapaniem rytmu, mieliby poważny
problem.
- Tom, było za szybko!
Za szybko! – wściekał się David. Dredziarz był pewny, że ich współpraca będzie
przebiegać dość burzliwie. – Bill, łamie ci się głos! Tobie nie może się łamać
głos! Jeśli tam wyjdziesz i będziesz skrzeczał, ludzie się zniechęcą. Pierwszy
koncert jest zawsze najważniejszy. To on zdecyduje, czy zrobicie karierę!
Będzie puszczony w kilka stacjach telewizyjnych, wciąż sprzedają się bilety…
Wóz albo przewóz, chłopaki!
- Ale…
- Żadnych „ale”, Tom –
powiedział srogo manager. – Jeszcze raz.
Wszyscy z niechęcią
wrócili do swoich instrumentów, a Bill do mikrofonu.
- Ok – zaczął Gus. –
Raz, dwa, trzy…
- STOP! – krzyknął
David.
- CO ZNOWU?! – spytali
chórem zirytowani chłopcy.
David podleciał do
Billa. Wszyscy spojrzeli na niego jak na wariata, a on odstawił Billa na bok,
przy okazji odplątując jego nogę z kabla od jednego ze wzmacniaczy.
- Jeszcze raz.
- To będzie dłuuugi
dzień – mruknął Geo, patrząc wymownie w sufit.
- Georg! Nie wszedłeś
w odpowiednim momencie! – wrzasnął David, gdy Gus zaczął już grać. Basista
zamrugał ze zdumienia.
- Bardzo długi – dodał
Tom.
- Tom, do cholery, nie
gadaj tyle!
Gdy w końcu wszyscy
jakoś się ogarnęli i zaczęli grać dobrze, w połowie piosenki nie wytrzymał
jeden ze wzmacniaczy, wybuchając w artystyczny sposób.
David jęknął,
załamując ręce.
Nastrój chłopaków
podczas obiadu udzielił się również Gordonowi i Andreasowi. Obaj milczeli
wymownie, widząc grobowe miny bliźniaków. Bill siedział z głową podpartą na
ręce i giesiał w swojej porcji jedzenie, nie biorąc ani kęsa, a Tom uważnie
przyglądał się sałacie, którą nabił na swój widelec. Nie wyglądał jednak, jakby
miał zamiar ją zjeść.
- Czy… wszystko w
porządku? – spytał w końcu Gordon.
Gdy ich „ojczym”
przyjechał i usłyszał wszystkie rewelacje na temat tego, co stało się podczas
jego nieobecności, był w głęboki szoku. Przy okazji wydało się też, co Andreas
zrobił Billowi. W pierwszej chwili Gordon zabroniło mu wstępu do swojego domu,
ale kiedy bliźniacy mu wszystko wytłumaczyli, starsi mężczyźni doszli do
porozumienia. Andreas przeprowadził się na stałe do rezydencji Gordona, bo tak
im obu było lepiej. Raźniej. Bycie samemu w wielkim domu dla nikogo nie jest
przyjemne.
Gordon też bez
najmniejszego wahania uwierzył, że Bill naprawdę działał w obronie własnej i
nie jest żadnym psychopatycznym mordercą. Można więc powiedzieć, że jakoś to
wszystko się ułożyło.
- Taa… - burknął Bill.
Tom nie wytrzymał.
- Najpierw ciągle coś
nam nie wychodziło. Albo Billowi załamał się głos, albo ja coś za szybko
zagrałem, albo Geo się pomotał i wszystko poszło w pizdu! A David krzyczał,
krzyczał i krzyczał, jeszcze bardziej nas stresując i… - Tom wyrzucał z siebie
wszystkie informacje z prędkością karabinu maszynowego. Gordon i Andreas
spojrzeli najpierw na siebie, a potem na chłopaka. Mówił całkiem wyraźnie,
chociaż żaden z nich nie mógł za nim nadążyć. - … a na końcu zjarał nam się
wzmacniacz i David poszedł w cholerę. Nam też kazał iść do domu na kilka
godzin, a potem mamy wrócić do prób.
Nabrał sporo
powietrza, kiedy skończył, bo cały ten potok słów powiedział na jednym wydechu.
- Dacie sobie radę –
powiedział Andreas. – Jesteście zdolni. Tym ludziom już podoba się wasza
muzyka, po prostu chcą was zobaczyć na żywo. Nie powinniście się stresować.
- Łatwo ci mówić!
Jeśli stracę głos przed tymi wszystkimi ludźmi to z nami koniec! – warknął Bill
ze złością.
- Dacie radę –
powiedział pewnie Andreas.
- Skąd to przekonanie?
– spytał niemrawo Tom.
Mężczyzna uśmiechnął
się lekko.
- Po prostu was znam.
Jeśli ktoś ma sobie poradzić z tym stresem, to tylko wy. Bill, największy
uparciuch na świecie i Tom, luzak jakich mało. Tom, ty do wszystkiego
podchodzisz na luzie. Poza tym, grasz na gitarze od wielu lat. Nie wierzę, że
teraz nagle nie jesteś w stanie zagrać swojej partii poprawnie.
Bliźniacy westchnęli
jak jeden mąż, wgapiając się w swoje talerze.
- Może to nie jest
odpowiedni moment, ale chciałbym wam coś powiedzieć – rzucił Daniels. –
Złożyłem podanie o adopcję. – Tom znieruchomiał i spojrzał na niego ze
zdumieniem. – Tak, chcę adoptować dziecko. Nawet dwójkę.
- S-serio? – zdziwił
się Gordon.
- Tak. Pamiętacie tych
dwóch chłopców z Monachium? Randy’ego i Briana? Ich rodziców zabił Ben
Thompson, policja jest tego pewna. Chociaż nie mogę im stworzyć pełnej rodziny,
mam pewne znajomości i… Dzisiaj dostałem odpowiedź, że sprawa jest w toku. Prawdopodobnie
dostanę zgodę na zabranie tej dwójki.
- Wow, super! –
ucieszył się Tom. – Ekstra, Andy. To świetne dzieciaki, na pewno się ucieszą.
- Mam nadzieję.
Rozmawiałem z twoją byłą opiekunką, mogę się z nimi regularnie widywać, żeby
mieli okazję mnie poznać. Już raz u nich byłem.
Ella…
Tom mimowolnie
westchnął. Nie wiedział, jak to się stało, ale jakimś cudem Ella dowiedziała
się o tym, co im się przydarzyło – że Bill musiał zabić w obronie własnej i
razem wylądowali za kratkami. Gdy się o tym dowiedzieli opiekunowie, Ella i
naczelna pojawiły się u nich w domu dzień po tym, jak ich wypuszczono. Kobiety
żądały, aby bliźniacy do swojej osiemnastki zamieszkali w domu dziecka,
ponieważ Gordon nie jest ich prawowitym opiekunem, a skoro Simone zniknęła, dzieci
powinny znaleźć się pod ochroną państwa.
Opiekunki myślały, że
znajdą w chłopakach poparcie, ale oni kategorycznie się temu sprzeciwili. Nie
chcieli nigdzie wyjeżdżać. Wszystko już właściwie się ułożyło.
W domu wybuchła
ogromna awantura, Gordon i Andreas jak lwy walczyli o to, żeby Tom i Bill mogli
u nich zostać. Bliźniacy byli w szoku, nie spodziewali się aż takiego
zaangażowania ze strony mężczyzn. W końcu Bill się wydarł i powiedział, że oni
zostają.
Ella i naczelna
musiały odpuścić. Bliźniacy jasno powiedzieli, co o tym wszystkim myślą.
Od tamtej pory Tom nie
kontaktował się z kobietą. Chciał to zrobić, ale trochę bał się jej reakcji, a
poza tym, wszyscy tak się stresowali koncertem, że nie miał nawet czasu o niej
myśleć.
Po obiedzie pojechali
z powrotem w miejsce koncertu, gdzie rozpoczęli kolejne próby.
- Wchodzisz za dwie
minuty! – powiedział mu mężczyzna.
Bill wziął głęboki
oddech. Siedział na jednym z głośników. W jednej ręce trzymał mikrofon, a jego
zdenerwowanie ujawniały tylko palce, pukające w szybkim tempie szczupłe udo.
Reszta chłopaków już była na scenie przy swoich instrumentach, chociaż nikt ich
nie widział, bo były pogaszone światła.
Chyba jeszcze nigdy w
swoim życiu tak się nie stresował. Nigdy. Nie przypominał sobie, żeby
kiedykolwiek coś tak mocno na niego wpłynęło. Oblizał spierzchnięte usta. Nawet
się zastanawiał, czy nie wolałby wrócić do chwili gwałtu i przeżyć tamto
jeszcze raz. Zupełnie oszalał.
- 30 sekund!
Wstał ze swojego
miejsca. Kolana lekko mu drżały. Co, jeśli im się nie spodoba? Co, jeśli głos
mu się załamie albo nawali? Tak bardzo się bał… Chciał, żeby już był po
wszystkim.
- 15 sekund!
Najważniejsza chwila w
jego życiu. Wóz albo przewóz, jak to powiedział David. Od tego występu zależy
wszystko.
- 5 sekund!
Wziął dwa głębsze
wdechy. „Razem damy radę”. Tak powiedział mu Tom, zanim zniknął razem z Gusem i
Geo.
Tak… Razem muszą dać
radę.
- 3, 2, 1… - Mężczyzna
dał mu znak.
- Cześć, wszystkim!
Gotowi na przednią zabawę z TOKIO HOTEL?!
Usłyszał piski
publiczności. Wyszedł na scenę. Zmylił kroku, kiedy zobaczył tych wszystkich
ludzi, a potem spojrzał na Toma. Wciąż było ciemno i nie było ich widać.
- Co powiecie na
„Durch den Monsun”?!
Gus zaczął grać, a Geo
i Tom przyłączyli się w odpowiednich momentach. Publiczność znowu zaczęła
krzyczeć, kiedy zobaczyli, że na scenie są już pozostali członkowie zespołu.
Tom uśmiechnął się, wyglądał na bardzo pewnego siebie.
Bill zaczął śpiewać.
Nie wiedział, czy to była adrenalina, czy jego naturalny talent, ale nie
zwątpił nawet na chwilę. Śpiewał głośno, czysto, tak, jak robił to od samego
początku. Śpiewał z sercem, ożywiając publiczność, swoich potencjalnych fanów.
Chciał, żeby zakochali się w jego głosie i nie mogli przestać go słuchać.
Bilety na pierwszy koncert nie były drogie, może dlatego przyszło aż tylu
ludzi. To nie było ważne. Po prostu mieli sprawić, żeby wyszli stąd zadowoleni.
Po skończeniu piosenki
ludzie oszaleli. Krzyczeli i krzyczeli, dodając im pewności siebie.
- Jest to pierwszy
większy koncert naszego zespołu, więc pozwólcie, że się przedstawimy – zaczął
Bill, przemierzając scenę sprężystym krokiem. –
Perkusista to Gus, basista Geo. Na gitarze gra mój brat, Tom, a wokalem
zajmuję się ja. Bill. Gotowi na „Schrei”?
- Udało się! Udało! –
krzyczał Tom entuzjastycznie. Bill podbiegł do niego i wskoczył mu w ramiona,
przytulając się mocno. W ręce nadal trzymał mikrofon. Tom, wciąż się śmiejąc,
uniósł go lekko i zakręcił w koło. Potem znowu mocno do siebie przylgnęli.
- To niesamowite!
Widziałeś, jacy byli zadowoleni?! Naprawdę im się podobało! – mówił Geo z
entuzjazmem.
Dopiero teraz
zaczynały z nich opadać emocje.
- Brawo, chłopaki.
Świetna robota – powiedział David, pojawiając się chyba znikąd.- Chodźcie, chcą z wami przeprowadzić wywiad.
Podeszli do kobiety,
która już na nich czekała za kulisami. Obok niej stał kamerzysta. Widząc ich,
szybko zaczęła klepać wstęp do wywiadu. Potem zwróciła się do nich.
- Jak tam wrażenia po
pierwszym koncercie? Wasza muzyka wywarła wielki wpływ na ludziach, którzy
przyszli was oglądać.
- To było super! –
zabrał głos Tom. – Naprawdę, nie sądziliśmy, że podczas takiego koncertu można
stworzyć tak niepowtarzalny klimat.
- Doszły nas słuchy,
że mieliście dzisiaj wyjątkowego pecha na próbach.
- Tak, co chwilę coś
wybuchało – rzekł Geo, uśmiechając się lekko. – Albo jakiś wzmacniacz, albo
nasz manager…
Reporterka zaśmiała
się.
- Bill, jak to się
stało, że akurat ty jesteś liderem grupy, skoro dołączyłeś do zespołu jako
ostatni?
Czarny uśmiechnął się
lekko.
- Ciągle im
zrzędziłem, że coś robią źle. Gdy potem przez jakiś czas mieli grać sami
okazało się, że beze mnie jest cholernie nudno.
- Ej!
Reporterka zadawała im
jeszcze sporo różnych pytań, na które odpowiadali z uśmiechem na twarzy.
Największe wrażenie na wszystkich zrobił Bill. Tom jeszcze nigdy nie widział,
żeby jego bliźniak zachowywał się tak spontanicznie. Czarny uśmiechał się,
żartował, wygłupiał, wręcz skakał z radości. Cały czas jego oczy wręcz
błyszczały z podniecenia.
To był najpiękniejszy
widok w całym życiu Toma.
Po wywiadzie rozdawali
autografy. To było jak piękny sen, w którego prawdziwość nie powinni wierzyć.
Czuli się wspaniale.
Największa bomba
czekała ich jednak następnego dnia, kiedy David natychmiast kazał im się zjawić
studio. Bill i Tom oczywiście się spóźnili. Całą noc oddawali się wiadomym
przyjemnością. Odkąd Bill po raz pierwszy zgodził się na zamianę ról, tak już
zostało. Nawet nie chciał się zamieniać, co Tom również przyjął z niejaką ulgą.
Zdecydowanie wolał być na górze. Robili to codziennie, a czasami nawet po kilka
razy. Bill z każdym dniem rozkręcał się coraz bardziej, okazując swojemu bratu
bezgraniczne zaufanie. Andreas już nie działał na niego jak płachta na byka.
NAPRAWDĘ wszystko się ułożyło.
Gdy już cały zespół
siedział na wygodnej kanapie w studio, David podszedł do nich z kamienną
twarzą. W dłoni trzymał jakąś kartkę.
- O co chodzi? – spytał Bill, kładąc głowę na
ramieniu bliźniaka. Chciało mu się spać, całą noc baraszkowali.
- Mam tu pewne
statystyki. Dowiedziałem się rano, ile waszych płyt się już sprzedało.
- Ile? – spytał
spokojnie Gus, poprawiając okulary.
Twarz Davida rozjaśnił
szeroki uśmiech.
- Pięćdziesiąt
tysięcy.
Wiwatom nie było
końca.
- Bill, Tom! Chodźcie
tu szybko!
Bliźniacy spojrzeli na
siebie ze zdumieniem.
- Czego on chce? –
zdziwił się Tom, schodząc po schodach na dół. Głos Gordona brzmiał dziwnie.
- Mhm… Ciekawe, o co
chodzi.
- Może ma dla nas
jakąś niespodziankę? Pięćdziesiąt tysięcy płyt!
Nie była to jednak
niespodzianka. W salonie stał policjant. Był to ten sam facet, któremu Tom rozwalił
nos i który tak bardzo chciał przyskrzynić Billa.
- Coś się stało? –
spytał Czarny.
Andreas i Gordon
milczeli.
- Mam dla was złe
wieści chłopcy.
- To znaczy?
- Dzisiaj nad ranem w
lasku blisko Loitsche odnaleziono zwłoki.
- Loitsche? Tak
mieszkałem z matką.
Policjant skinął
głową.
- Po przeprowadzeniu
badań DNA stwierdziliśmy z całą pewnością, że zamordowana tam kobita to Simone
Kaulitz. Wasza matka.
Bliźniacy zdębieli.
Spojrzeli na siebie z prawdziwym zdumieniem i przerażeniem. Zamordowana?
Simone? Ale jak…?
- Nie wiemy jeszcze
nic na pewno, ale podejrzewamy, że zrobił to Ben Thompson. Na razie nie
znaleźliśmy żadnych śladów, sąsiedzi nawet nie wiedzieli, że wróciła do domu.
Sprawa jest w toku. Chciałem was tylko o tym poinformować. Może wy coś wiecie?
Miała jakichś wrogów?
Bill parsknął.
- Wrogów? Żartujesz
sobie?! Wykorzystywała różnych bogaczy, kradła, a potem dawała nogę. Gordon coś
na ten temat wie, chciał się z nią ożenić. Odkąd uciekła w dniu ślubu, nikt jej
nie widział.
- W porządku. Jeśli
dowiemy się czegoś więcej, powiadomimy was. A teraz… moglibyście dać mi
autograf dla córki? Odkąd was wczoraj usłyszała, o niczym innym nie mówi.
Tom i Bill znowu
spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Może im się tylko wydawało, ale sława
właśnie pukała do ich drzwi.
Resztę dnia spędzili
na rozmowach o Simone. Od razu ustalili, że nic a nic nie jest im jej żal.
Chociaż może nie było to zbyt miłe, na pewno prawdziwe.
Simone na wszystko
sobie zasłużyła.
**
Nie mam pojęcia jak
wygląda wydawanie płyty i tak dalej, więc mogło mi się coś pomieszać.
Założyłam, że mogłoby to wyglądać tak, jak to przedstawiłam.
Nie wiem jak będzie z notkami innych opowiadań, bo chwilowo jedyne co robię, to siedzę jak debil i gapię się w jeden punkt. Jeszcze trochę, a zamkną mnie w pokoju bez klamek. Niemiecki mnie wykańcza psychicznie, a lekcje śnią mi się po nocach. Coś w tym musi być. Nie wiem jeszcze, kiedy będę miała egzamin (kolejny gwóźdź do trumny). Mam nadzieję, że przed świętami, bo wtedy miałabym trochę luzu. Obecnie jestem tak skołowana, że gdyby ktoś zaproponował mi pisanie matury choćby zaraz, byle tylko mieć to z głowy, bez wahania bym się zgodziła. Też macie dość? Bo ja nie sądziłam, że głupia szkoła może tak dobić. Nawet z podejściem "mam wyjebane" ciężko to wszystko ogarnąć.
Nie zanudzam Was więcej. Przed Wami już tylko epilog, a potem... Cóż, wymyślę coś innego. Pierwszy odcinek dodam prawdopodobnie w Wigilię albo Boże Narodzenie.
Pozdrawiam!
Jestem zachwycona, a jednocześnie przerażona.
OdpowiedzUsuńCieszę się jak głupia, bo wszystko się układa, jednak...moje ukochane opowiadanie się kończy.
Mogę śmiało powiedzieć, że "Rodzinny dom" należy do pierwszej piątki.
Uwielbiam cię i jednocześnie mam ochotę skrzywdzić za to, że już kończysz. Nie umiem się z tym pogodzić.
Rodzinny dom był moją podporą, moim sposobem na poprawę humoru...mimo iż nie była wcale taką znowu komedią.
Po prostu...kocham. Uwielbiam.
Czekam.
Nie mogę uwierzyć, że został już tylko epilog...
OdpowiedzUsuńPo prostu nie mogę...
Liczyłam na opis sexu, a nie tylko opis krótki. Szkoda.
OdpowiedzUsuńJakie to smutne, że to już koniec tego opowiadania... liczę na kolejny twincest, z masą emocji i sexem w powietrzu.
Alien.
Uh ! wiedziałam, że sprawa z Simone dość "szybko" wyjdzie. I dobrze! w końcu dostała to na co zasłużyła.
OdpowiedzUsuńOj niesamowicie cieszyłam się czytając o ich pierwszym koncercie! - aż musiałam sobie włączył utwory żeby lepiej wczuć w tekst! <3 idealnie opisane wg mnie, choć tez mam zerowe pojęcie jesli chodzi o ten temat :)
nie przeżyje epilogu. Wiesz o tym ;<
Buziaki i uściski. I głowa do góry. Szkoła to szkoła a ja osobiście wyznaję zasadę: Bywa ciężko.. ale co nas nie zabije to nas wzmocni ;D
choć momentami mówię: Co nas nie zabije to nas rozpierd0li psychicznie. I ostatnio niestety coraz częściej powtarzam druga wersję.
Tak czy inaczej mam nadzieję, że u Ciebie wszystko się poukłada i nie będzie już takiego zapieprzu :)
Pierwsza płyta, pierwszy koncert, pierwsi fani. Ach, jak sobie przypomnę wczesne Tokio Hotel... ;) Aż się łezka w oku kręci. ^^
OdpowiedzUsuńWszystko jest ok, tylko czy policja zorientuje się, kto tak naprawdę zabił Simone?
Taak, szkoła naprawdę potrafi dobić... -,-
Pozdrawiam!
och rodzinny domie :) Tyle tu przeżyłam... Nie chcę końca, to jest zbyt piękne... Będę tęsknić za tym specyficznym charakterem Billa, i tym dobrym Tomem i ich przygodami. Z drugiej strony czekam na nowego Twincesta :) Mam nadzieję, że będzie równie dobry jak ten i pozostałe Twoje opowiadania:)) Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńAndreas chce adoptować tych małych z domu dziecka? A nie Billa i Toma? A może tak tylko powiedział, żeby ich zmylić?
OdpowiedzUsuńOch, Tokio Hotel zaczyna karierę <3
"- Doszły nas słuchy, że mieliście dzisiaj wyjątkowego pecha na próbach.
- Tak, co chwilę coś wybuchało – rzekł Geo, uśmiechając się lekko. – Albo jakiś wzmacniacz, albo nasz manager…" haha, dobre xD
Nie wierzę, że już tylko epilog został. Takie cudne opowiadanie się kończy :( Cóż, cieszę się, że nas nie zostawisz i zaczniesz kolejny Twincest :)
P.S. Zapraszam do mnie:
OdpowiedzUsuńhttp://ty-i-ja-to-my.blogspot.com/ :)
Wspaniale jest czytać o śmiejącym się i żartującym Billu. Przeszedł wielką przemianę patrząc choćby na początek opowiadania.
OdpowiedzUsuńChłopcom koncert się udał, sprzedali masę płyt, a to dopiero początek. :DD
Dobrze, że Andreas zamieszkał w domu Gordona, nawet mi tak po głowie chodzi, czy by czasem Gordon nie odnalazł w sobie jakiegoś bi. Ale Andreas woli młodszych. :D I wieki zaskok z tą adopcją. Oby mu się powiodło.
Ha, odkryli ciało i sądzą, że to Ben. Niech tak myślą już zawsze. :D
Jeszcze tylko epilog został. :/ Smutno trochę, ale zawsze do opowiadania będzie można powrócić. :D
Ja zapraszam do siebie na 15 rozdział Spontanicznej decyzji.
O kurczę, jakie świetne to było, ja chcę być n miejscu Billa. "Czarny uśmiechał się, żartował, wygłupiał, wręcz skakał z radości. Cały czas jego oczy wręcz błyszczały z podniecenia.
OdpowiedzUsuńTo był najpiękniejszy widok w całym życiu Toma." Śliczne, i bardzo wzruszające. "Wiadome przyjemności" też dobre, haha.
Żałuję, cholernie żałuję, że pozostał tylko epilog, ale z drugiej strony nie mogę doczekać się nowego opowiadania. :*
Coraz bardziej męczy mnie przeczucie, że coś się stanie .__.
OdpowiedzUsuńOd wczorajszego wieczoru nie myślę o niczym innym. To jest po prostu straszne .__.
..mam nadzieję, że moje przeczucia okażą się fałszywe ._.
Ojej, ojej, ojeeej! Jeszcze tylko epilog? Boż... jak to szybko zleciało! Oczywiście rozdział mi się bardzo podoba... Policjant był niezły... Najpierw mówi, że ich matka nie żyje, a chwilę później chce autograf xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zapraszam na rozdział. W sobotę będzie już ostatni.
OdpowiedzUsuńbosko :*** jestem w niebie ^^ czekam na nowe opowiadanie! *.*
OdpowiedzUsuńJak to wszystko szybko zleciało ;-( Zawsze gdy kończysz jakieś opowiadanie ogarnia mnie smutek. Pamiętam jak rozpaczałam po zakończeniu " Odkryć siebie". Uwielbiam to jak piszesz. Naprawdę potrafisz wciągnąć w świat Toma i Billa. Odcinek fajny, super opisałaś ich pierwszy koncert i emocje. Wszystko zaczęło się im układać jak należy. Czekam na epilog, chociaż to będzie smutna chwila. Pozdrawiam cię serdecznie.
OdpowiedzUsuńNo i ja miałam taką nadzieję, że Bill już zostanie pasywem (xDD).. Chryste.. Jeszcze tylko epilog.. Co ja biedna pocznę.. *wychodzi do epilogu z opuszczona głową, powłócząc nogami* Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń