- Jesteś pewien, że nie
robisz zakupów na wesele?
Andrej spojrzał z
irytacją na swojego brata, niechętnie odwracając wzrok od długiej listy
zakupów. Byli w supermarkecie. Igor jedną nogą wsparty o wypchany różnymi
produktami wózek, odpychał się drugą nogą i urozmaicał sobie w ten sposób czas.
- To zwykła parapetówa
– odparł model, z powrotem wracając do kartki.
Razem z Ericem cały
dzień zastanawiali się nad potrawami, które trzeba będzie przygotować i
produktach potrzebnych do ich zrobienia. Zdecydowali się zrobić imprezę z
okazji przeprowadzki, ale nie mieli zamiaru zamawiać jedzenia. Chcieli je
zrobić sami, żeby ta impreza naprawdę utkwiła na długo w ich pamięci. Pech
chciał, że Eric w ostatniej chwili dostał telefon i musiał pojawić się w
Chadwick, a Andrej został zmuszony do robienia zakupów ze starszym bratem.
Bardzo upierdliwym,
trzeba by dodać.
- Dla mnie to wesele.
Zapraszacie mało osób, a nam już w wózku brakuje miejsca. Ach, no i jesteśmy
dopiero w połowie twojej listy.
- Czy mógłbyś się
przymknąć? Naprawdę, nie chce mi się słuchać twoich komentarzy. Tym bardziej,
że jedna trzecia tych wszystkich rzeczy została dopisana przez ciebie na pięć
minut przed wyjściem z domu.
- Nie moja wina, że
kiedy przyszedłem, wy się bzykaliście w pokoju.
Andrej spłonił się i
rozejrzał dyskretnie, czy nikt tego nie słyszał. Spojrzał z naganą na brata.
- Wcale się nie
bzykaliśmy! – syknął. – My tylko…
- Jasne – Igor
wywrócił oczami. – Wiem, co słyszałem. Dobrze ci było? – spytał Igor złośliwie.
- Nikt cię nie
zapraszał!
- Ach, czyli jednak
coś było.
- Nic nie było!
Model bronił się
desperacko, czerwieniąc się coraz mocniej, ale Igor swoje wiedział. Słyszał
bardzo jednoznaczne dźwięki dochodzące z sypialni pary i słodkie jęki własnego
brata, zapewne ostro pieprzonego przez Richardsa. To trochę żenujące, że od
słuchania krzyków młodszego brata zwyczajnie mu stanął. Zaczął się zastanawiać,
czy to naprawdę może być takie przyjemne? Andrej na pewno by tego nie robił,
gdyby mu się to nie spodobało.
Cholera, chyba sam
będzie musiał kiedyś spróbować…
- Było, było… Obaj
dobrze to wiemy.
- Jesteś po prostu…!
Andrej nadepnął sobie
na sznurówkę trampka i poleciał jak długi między regały z alkoholami,
przewracając się w artystyczny sposób. Jakiś podchmielony mężczyzna spojrzał na
młodego Pejica podejrzliwie.
Igor płakał ze
śmiechu. Andrej, ze łzami bólu zbierał się z podłogi, wściekły jak diabli. Miał
z tym pewne problemy, ale Igor mu nie pomógł, o nie! Igor się zwyczajnie śmiał
i to tak głośno, że coraz więcej ludzi zwracało na nich uwagę. Chłopak kulił
się, trzymając wózka, cały czerwony na twarzy.
- Hahaha! Gdybyś się
widział! Hahaha! To było…. Uch, genialne!
- Nie wierzę, że
jesteś moim bratem.
Igor poczekał, aż
Andrej pozbiera się z podłogi, po czym ruszyli pomiędzy kolejne regały w poszukiwaniu
konkretnego szampana. Model się naburmuszył i mimo ogromnej prowokacji ze
strony starszego brata, nie dał się sprowokować.
Ogółem można więc
powiedzieć, że było jak zwykle.
- Gadałem wczoraj z
tatą – mówił Igor, pakując zakupy do bagażnika. Andrej stał obok samochodu i
palił papierosa, przyglądając się bratu. – Nie sądziłem, że mieszkanie z
kumplem tak dobrze na niego wpłynie. Właściwie to powiedział mi, że Diabeł mnie
szukał.
- Diabeł? Przecież
dostał forsę.
Igor wzruszył
ramionami.
- Tata twierdził, że
Diabeł nie miał złych zamiarów. Kazał nas pozdrowić i poprosić, żebyśmy nie
zadzierali z mafią, bo tylko oni są tacy mili.
- Bardzo… Skopali ci
dupsko jak mało kto.
- No, miałem pecha.
Ale ważne, ze już jest po sprawie.
- Mhm… Wracajmy już,
Eric niedługo powinien już być w domu – Andrej usiadł na miejscu pasażera. –
Obiecałem, że usmażę mu frytki i przygotuję coś do tego, żeby miał co zjeść jak
wróci.
- Cudowna z ciebie
żona – zaśmiał się Igor, odpalając samochód.
- Lepsza niż z ciebie
kiedykolwiek będzie mąż – odszczeknął się młodszy Pejic.
Igor pokrzywił się
młodszemu bratu, po czym razem pojechali do domu Andreja.
W końcu nie mogli
pozwolić, żeby Eric był głodny.
Na imprezę zaprosili
tylko najbliższe sobie osoby – CeCe, Marco z Emily, Igora oraz kilkoro
przyjaciół. Matka Pejica nie chciała brać w tym udziału, twierdząc, że jest już
za stara na takie imprezy.
Przygotowania trwały
cały dzień i chociaż para uwijała się jak pracowite mróweczki, mieli sporo
zabawy przy przygotowywaniu posiłków. Cala lodówka była zawalona różnego
rodzaju alkoholami, które przywiózł Marco oraz niektórymi potrawami, które
wymagały niższej temperatury.
- Podano do stołu? –
spytał Andrej z zadziornym uśmiechem w czasie przygotowywania posiłków.
Eric spojrzał na niego
błagalnie.
- Możesz przestać?
Jeśli teraz pójdziemy się pieprzyć, nie zdążymy tego skończyć do wieczora.
- Marudzisz.
- Akurat. Zamiast w
tak bezpośredni sposób proponować mi wyuzdany seks, mógłbyś lepiej skoczyć do
centrum i odebrać mi z domu handlowego garnitur. Potrzebuję go na poniedziałek,
a w niedzielę mają zamknięte.
- Aha, i nie mogłeś
tego zrobić wcześniej?
- Zapomniałem. Proszę,
kochanie – Eric pocałował Andreja czule w usta i objął w pasie. – Prawda jest
taka, że jesteś beznadziejnym kucharzem, a zostawienie ciebie samego w kuchni
mogłoby się skończyć katastrofą, dlatego będzie lepiej, jeśli po prostu
odbierzesz mój garnitur.
- Mam się obrazić? –
spytał Andrej, nadymając śmiesznie policzki.
Eric cmoknął go w
jeden, odsunął i klepnął w tyłek,
popychając w stronę drzwi.
- Idź już. I, błagam,
nie nawywijaj nic, dobra?!
- Przecież nigdy nic
nie wywijam! – burknął Andrej, zakładając kurtkę.
- Jasne, tylko
ciekawym zbiegiem okoliczności to dookoła ciebie zawsze coś się dzieje.
Model rozłożył
bezradnie ręce.
- Nic na to nie
poradzę.
- Life is brutal… -
burknął Richards, zabierając się za krojenie warzyw do jednej z sałatek. Cichy
trzask drzwi upewnił go, że Andrej wyszedł. Szatyn uśmiechnął się lekko do
siebie, kręcąc głową.
Andrej był jego.
Naprawdę JEGO. Wciąż nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Za każdym razem,
kiedy budził się w nocy i czuł ciepłe ciało wtulone słodko w jego własne, co
ciepłego rozlewało mu się w okolicach żołądka, napełniając go bardzo przyjemnym
uczuciem. Czuł się spełniony. Miał wymarzoną pracę i cudownego partnera, który
go kochał. Z Pejicem nie szło się nudzić, a co za tym szło – ich życie było
bardzo urozmaicone. Spędzali ze sobą każdą możliwą chwilę i mimo że byli ze
sobą już od roku, wciąż w ich relacjach wyczuwało się dziwną świeżość i brak
rutyny, która zakradała się w wiele związków i je rozbijała.
Eric nie spodziewał
się, że mogą być tak dobraną parą. Uśmiechnął się do siebie po raz kolejny.
Czuł się szczęśliwy jak jeszcze nigdy w życiu.
Andrej bardzo się
starał w nic nie wjechać ani niczego nie zepsuć, żeby nie dać Ericowi
satysfakcji, że znowu miał rację. Fotograf na szczęście już się przyzwyczaił,
że wokół modela wiele się dzieje i nauczył się śmiać z każdego takiego wypadku.
Andrej go tego nauczył, bo cokolwiek by się nie działo, on nigdy się nie
załamywał. Życie lubiło kopać go po dupie, ale dzięki temu zawsze coś się
działo i miał przygody, o jakich inni ludzie tylko marzą albo piszą o tym w
książkach. Nie zdziwiłby się, gdyby jako pierwszy zaczął latać albo miotać
płomieniami z rąk za pomocą siły woli. Był w końcu Andrejem Pejicem –
człowiekiem, któremu mogło przydarzyć się WSZYSTKO.
Zacięcie się windy
między piętrami było kolejną z takich rzeczy.
Jak zwykle, nic nie
zapowiadało nadchodzącej katastrofy. Pojechał windą odebrać garnitur, kupił
sobie jeszcze coś do picia i wsiadł z powrotem do windy.
Pierwszym objawem
nadchodzącej katastrofy był znajomo wyglądający mężczyzna, który wsiadł do
windy piętro niżej. Był to ten sam facet, który wziął go za dziewczynę ponad
rok temu i dzięki niemu spotkał Erica po raz pierwszy. Kolejnym razem mieli
okazję „porozmawiać”, kiedy poszedł na pierwszą randkę z fotografem i Brian, bo
o ile Andrej pamiętał, to ten facet miał tak na imię, próbował go ukatrupić
przy wielu innych ludziach w barze.
Mężczyzna też go
rozpoznał, bo gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, spojrzał na Pejica z kpiącym
uśmiechem.
- Proszę, proszę.
Pedał?
Andrej mimowolnie
wcisnął się bardziej w róg windy. Nie chciał zostać zmasakrowany.
- Cześć – odparł,
siląc się na uśmiech. – Dziwię się, że mnie pamiętasz. Spotkaliśmy się… dawno
temu.
Brian wywrócił oczami.
Oparł się plecami o ścianę windy i wcisnął ręce kieszenie.
- Dziwne, żebym nie
pamiętał – burknął Brian. – Chciałem cię przelecieć. Zniszczyłeś moje marzenia
o pięknych, długonogich blondynkach! – poskarżył się, na pół serio, na pół
żartobliwie. Andrej odetchnął z ulgą. Facet chyba nie chciał go zabić.
- Nie moja wina, że
przez moje włosy wszyscy mnie biorą za dziewczynę. Mój chłopak też się czasami
czepia, że jest gejem, a ma babę.
Brian uśmiechnął się
lekko.
Winda skrzypnęła
dziwnie, po czym zatrzymała się gwałtownie, niemal zwalając mężczyzn z nóg.
- Hej, co jest?
Andrej westchnął.
- Zacięła się. No, to
świetnie! Po prostu super!
- Może zaraz pojedzie
dalej.
Brian spróbował coś
nacisnąć, ale żaden przycisk nie działał. Po chwili usłyszeli w głośniku, że
mają cierpliwie poczekać na technika, który naprawi usterkę.
Pół godziny później
nadal wisieli między piętrami. Andrej siedział pod ścianą z podkulonymi nogami
i wściekał się, że w dodatku jakimś cudem zgubił w tej głupiej windzie zasięg.
- Pozwę ich, no! –
warknął.
- O co? O złośliwość
rzeczy martwych? – zakpił Brian. Palił już piątego papierosa. Gdyby nie to, że
winda nie była całkiem szczelna, pewnie by się udusili.
- Co za różnica?!
Ważne, żeby mieli dym.
Brian westchnął.
- Wiesz co? Muszę
przyznać, że jesteś rozkoszny. – Model spojrzał na mężczyznę z niedowierzaniem.
– Tak szczerze powiedziawszy, to może jednak się jeszcze zastanowię, czy cię
nie przelecieć…
Blondyn zarumienił się
lekko i odsunął jeszcze bardziej od towarzysza.
- Może jednak lepiej
nie, co? Zresztą, Eric się mną nie podzieli.
- Słyszałem, że geje
to dość rozwiązłe istoty, więc pewnie nie będzie miał nic przeciwko, jeśli
sobie ciebie pożyczę.
- Zdecydowanie nie! –
warknął Andrej, nie na żarty zaniepokojony. Brian nie wyglądał na kogoś, kto
rzuca słowa na wiatr, a model nie miał zamiaru za każdym razem oglądać się
przez ramie i sprawdzać, czy czasem jakiś psychopata za nim nie chodzi.
Brian parsknął
śmiechem.
- Naprawdę jesteś
zajebisty – wykrzyknął z entuzjazmem. – Nie wierzę, że chciałem cię zabić!
Andrej uśmiechnął się
z rezerwą. Winda drgnęła, po czym zjechała kawałek i znowu się zatrzymała. Obaj
wstali i odetchnęli z ulgą, kiedy drzwi się otworzyły.
- Wszystko w porządku?
– spytał mężczyzna w stroju ochroniarza. Widząc Andreja, jego oczy otworzyły
się szeroko. Zapewne go znał. – Pan Pejic… Nic się panu nie stało?
Model przeczesał
palcami włosy i pokiwał głową, że nie.
- Wszystko w porządku,
dziękuję.
- A mnie to się nikt
nie zapyta z nazwiska? – burknął Brian, przeciągając się.
- A co, sławny jesteś?
- Nie…
- Muszę lecieć,
czekają na mnie. Miło było cię znowu spotkać.
Brian zaśmiał się.
- Ta…
- Jak nie jesteś
pijany, to jesteś całkiem fajny.
- Musimy kiedyś się
wybrać na piwo. Z tego co zauważyłem, lubisz takie przygody, a mi zdecydowanie
brakuje rozrywek.
- Mhm. Cześć.
Andrej odszedł, trochę
zdziwiony tym, że tak łatwo złapał język ze swoim dawnym prześladowcą. Nie sądził, że będzie w stanie się z Brianem
dogadać, a tu taka niespodzianka.
W drodze powrotnej
zdał sobie sprawę, że Eric znowu będzie się z niego śmiał, jak już się dowie,
dlaczego go tak długo nie było.
No, cóż… Taki już
chyba jego los.
W domu do wieczora
znosił kpiny swojego faceta, dopóki nie zmusił go do wspólnego prysznicu i nie
zatkał mu ust swoim penisem. Andrej uwielbiał, kiedy Eric to robi, bo mężczyzna
miał sporo wprawy. Pejic jęknął, kiedy jeden palec zagłębił się w nim i zaczął
poruszać w rytm ruchów głowy fotografa. To też była jedna z ulubionych zabaw Richardsa,
a Andrej wychodził z siebie, kiedy go tak pieszczono z każdej strony.
- Dobrze ci? – spytał ochryple
Eric, patrząc na niego z dołu. Jego oczy błyszczały od pożądania.
- Masz jakieś
wątpliwości? – Andrej udał zdziwienie.
Eric pocałował czubek
jego penisa i podniósł się z kolan. Model objął go za szyję i przyciągnął go pocałunku,
z aprobatą witając ręce partnera obejmujące go w pasie.
- Mamy jeszcze jakieś
pół godziny, potem pewnie już zaczną się schodzić.
- Marco powiedział, że
ni będzie nic jadł cały dzień, żeby zaoszczędzić i przy okazji najeść się
porządnie u nas. Emily mu powiedziała, że dobrze gotujesz.
- Bo dobrze gotuję…
- Mhm…
Andrej pocałował go
lekko w usta i uśmiechnął się.
- To będzie impreza
roku.
- Wiem. Musimy sobie
trochę odbić przed przyszłym tygodniem.
- Jesteś pewien, że
chcesz mnie przedstawić swoim rodzicom?
- Mhm… Przenieśli się
z powrotem do naszej rodzinnej wsi i chciałbym, żeby cię poznali. Miałem to
zrobić już dawno, ale od dłuższego czasu nie mieliśmy razem ani jednego wolnego
weekendu.
- No, to prawda. Dobra,
wypad, bo nie zdążymy.
Eric klepnął go w pośladek
i wyszedł spod prysznica. Andrej szybko dokończył kąpiel, po czym ubrał się w
uszykowane wcześniej ciuchy i zajął się innymi przygotowaniami.
Akurat skończyli
wszystko odgrzewać i stawiać na stół, kiedy goście zaczęli się schodzić.
- To będzie meeeega
impreza!
***
Rozdział niesprawdzony i pewnie trochę chaotyczny, ale zależało mi, że wstawić go jak najszybciej. Olałam dla niego pracę klasową z całej drugiej klasy z polskiego ( z romantyzmu), więc pewnie dostanę ładną szmatkę na koniec semestru, ale co tam... Nie chciałam już dłużej zwlekać.
Jutro już biorę się za Wasze blogi i mam nadzieję, że szybko się ze wszystkim ogarnę.
Nie cierpię być do tyłu.
Pozdrawiam!
Dziękuję za kolejny tak cudowny rozdział <3
OdpowiedzUsuńKocham cie po prostu *QQ*
Czegoś takiego było mi trzeba <3
Czekam niecierpliwie na kolejne notki od ciebie~
Loff <3
Powtórzę to kolejny raz i będę powtarzać jeszcze wiele razy: Masz długie odcinki, ale czyta się je tak szybko, bo są za dobre xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jejku!
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się tak cudownego odcinka. Kłamstwo! Wiedziałam, że jak każdy będzie wyjątkowy i nie myliłam się.
Jesteś po prostu niesamowita. Uwielbiam Cię! Podziwiam i ogólnie to dzięki Tobie wkręciłam się w twincesty i opowiadania slash/yaoi. Dziękuję Ci za to.
Teraz muszę tylko czekać na kolejną część tego cudeńka.
Pozdrawiam
PS. http://es-ist-gegen-meinen-willen.blogspot.com/2012/12/4-miosc-czasem-boli.html
Zapraszam na kolejną część głównego opowiadania ;3
Impreza fajnie się zapowiada. ;) Cudownie jest czytać, że Andrejowi i Ericowi jest tak dobrze ze sobą. Co mogę jeszcze dodać? Chyba tylko to, że Cię uwielbiam i czekam na nową notkę. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
uuu Imprezka *.* ^^
OdpowiedzUsuń"Cholera, chyba sam będzie musiał kiedyś spróbować…" Taaak, Igor próbuj na wszystkie sposoby. :D
OdpowiedzUsuńWywrotka w sklepie była mega, ale rozmowa Andreja z bratem czy było mu dobrze jeszcze lepsza. Igorek zareagował na słodkie jęki. Mrrrrr.
Andrej to ma pecha. Zawsze coś się koło niego dzieje. Trzeba pamiętać, że jak wsiądzie do windy to ta się zatrzyma i nie wolno z nim do wind wsiadać. Tak jakby kiedyś była okazja. :DD Ale dzięki temu Brian nie okazał się całkowitym dupkiem.