- Gordon robi imprezę.
Bliźniacy leżeli na
łóżku Toma, popalając papierosy. Obaj gapili się w sufit, przeważnie trwając w
błogiej ciszy, przerywanej jedynie jakimś wtrąceniem, wypowiedzianym na głos
pomiędzy setkami myśli.
Po tym, co się stało,
obaj mieli obawy o swoje wzajemne relacje, ale, co tu dużo mówić, wyszło im to
tylko na zdrowie. Bill zrezygnował trochę z bycia wrednym i całkiem dobrze im
się ze sobą rozmawiało o wszystkim i o niczym. Spędzali ze sobą więcej czasu,
głównie tworząc muzykę. Wychodziło im to całkiem przyzwoicie. Geo i Gus nic nie
wiedzieli o ich małych, prywatnych próbach i Tom dbał o to, żeby nic nie
wypaplać. Uwielbiał spędzać z Billem czas właśnie w taki sposób. Dla niego
chciało mu się grać. Po prostu zakochał się w Billu, stojącym przy nim z rękami
w kieszeniach i śpiewającym kawałek, którzy stworzyli oni dwaj, sami, bez
nikogo z zewnątrz. Tylko oni dwaj. Nikt więcej.
- Skąd wiesz? – spytał
Bill, gasząc peta w popielniczce, która stała pomiędzy nimi. Zerknął na
bliźniaka.
- Andy mi powiedział –
odparł Tom spokojnie.
- Dalej u niego
przesiadujesz? – burknął niezadowolony Bill.
Tom pokręcił głową.
- Nie. Ostatnio Andy w
ogóle nie ma dla mnie czasu. Ciągle gdzieś znika. Zatrzymał mnie na chwilę na
korytarzu i spytał, czy przypadkiem nie widziałem złodzieja, który wyniósł mu z
pokoju dwie butelki alkoholu. – Bill parsknął. – Powiedział, że złodziej ma się
strzec i poszedł.
- Myślisz, że się
domyślił?
Dredziarz zaśmiał się
cicho.
- Na pewno. Kto inny
miałby to wziąć? To po prostu było ostrzeżenie w stylu „dotknij tego jeszcze
raz, wstrętny gówniarzu, to inaczej sobie pogadamy”. Nie mam pojęcia skąd mu się to bierze, ale
jest strasznie łasy na drogie wina. Ciągle je żłopie.
Bill wzruszył
ramionami i sięgnął po kolejnego papierosa.
- Jego sprawa. Co to
ma być za impreza?
- Spotkanie klasowe,
czy tam „szkolne” Gordona. Jego stara wychowawczyni zadzwoniła do niego i
spytała, czy mógłby znaleźć jakieś miejsce, bo tamta szkoła została zamknięta.
Gordon zaproponował swój dom i ma się wszystkim zająć. Ma być naprawdę mnóstwo
ludzi.
- Moglibyśmy mu trochę
rozruszać towarzystwo.
Tom wywrócił oczami.
- Po tym, co dla nas
zrobił? Chyba kpisz.
- Wiem – westchnął
Czarny. – Gramy dalej?
Tom usiadł na łóżku i
przeciągnął się. Nachylił się nad bratem i pocałował go czule w usta. Bill
przymknął lekko powieli i mruknął cicho.
- Za co to? – spytał.
- Po prostu.
Czarny o nic więcej
nie pytał. Z westchnieniem zwlekł się z łóżka i kiedy usłyszał odpowiedni ciąg
akordów, zaczął śpiewać kolejną napisaną przez siebie piosenkę.
Tom oglądał wiele
filmów, na których pokazywano organizowane zjazdy, ale jeszcze nigdy nie
widział takiego.
Cały hol został
zamieniony w jedną wielką salę z ładnie udekorowanymi stołami, gnącymi się pod
ciężarem jedzenia. Pomiędzy schodami pnącymi się na pierwsze piętro domu
ustawiono scenę, gdzie miał się rozłożyć zespół. Jego zadaniem było zabawianie
publiczności. Bill siedział na szczycie schodów i przyglądał się ze znudzeniem
jak ludzie układają jedzenie na stołach, poprawiają ostatnie niedociągnięcia i
ruszają się jak mróweczki, nie chcąc narazić się na gniew swego „pana”.
Tom usiadł obok
bliźniaka.
- Powoli się schodzą –
rzekł, z ciekowością przyglądając się starszej kobiecie, zapewne wychowawczyni
tej klasy sprzed kilkudziesięciu lat. Gordon nie wtrącał się do przygotowań,
jedynie od czasu do czasu rzucał ukradkowe spojrzenie na pustą scenę i wzdychał
cicho, jakby gnębiło go coś naprawdę ważnego.
- Chyba się denerwuje
– mruknął Dredziarz, obejmując nogi rękami i opierając brodę na kolanach.
- Jakby miał czym –
prychnął Bill, patrząc na ojczyma z niesmakiem. – Raczej wątpię, żeby
ktokolwiek z jego szkoły dorobił się takiej forsy jak on. Czym miałby się
denerwować?
- Może nie był duszą
towarzystwa?
- Och, to nie byłoby
akurat nic nowego.
- Myślisz? Ja tam
lubię Gordona.
- Co nie oznacza, ż
zabrałbyś go na imprezę.
Tom zaśmiał się.
- Punkt dla ciebie.
Bill uśmiechnął się
kpiąco i skupił się na przybywających ludziach. W przeciągu piętnastu minut
pojawiła się zdecydowana większość, bo przyszło prawie sto osób. Wszyscy byli
podekscytowani spotkaniem ze starymi znajomymi i z ochotą wymieniali uwagi na
temat swojej przeszłości.
- Myślisz, że my też
tak będziemy? – spytał Tom zamyślony.
- Jakoś nie wyobrażam
sobie, że po dwudziestu latach spotykam kilku sadystów z klasy i rozmawiam z
nimi jak z najlepszymi kumplami. Żenada.
- Może… A może nie. W
każdym bądź razie to byłoby ciekawe.
- Nie wątpię.
- Tarasujecie
przejście.
Bill automatycznie się
skrzywił, odwracając się od Danielsa. Tom zerknął na schody – specjalnie
zostawili ponad metr szerokości, żeby ludzie mogli swobodnie przechodzić – i
wbił wzrok w Andreasa.
- Jesteś głupi czy
masz kłopoty ze wzrokiem? – spytał Dredziarz.
Bill parsknął, a
Andreas wywrócił oczami.
- Nie zaczynaj znowu.
- Czemu nie pójdziesz
przywitać się z PRZYJACIÓŁMI? – spytał Czarny z sarkazmem. – Na pewno bardzo
się za tobą stęsknili.
- To nie są moi
przyjaciele. Jeśli już musisz wiedzieć, ja i Gordon poznaliśmy się na studiach.
- Cóż za fascynująca
wiadomość…
Tom westchnął tylko, po
raz kolejny zdziwiony, że Andreas po prostu nie przełożył ich przez kolano i
porządnie wtłukł. W końcu zbierało im się od dawna.
- Wybaczcie, ale muszę
iść do Gordona. Zamówił jakiś zespół rockowy na ten wieczór, ale po drodze
złapali gumę i spóźnią się co najmniej trzy godziny. Gordon chyba nie bardzo
wie, co zrobić.
Andreas zbiegł po
schodach, a Tom i Bill popatrzyli na siebie, mrugając zgodnie. Czarny
uśmiechnął się przebiegle. Tom przekrzywił głowę, czekając. Wiedział, że to, co
powie, będzie ważne albo… po prostu głupie.
- Dzwoń po Geo i Gusa,
Tom. Chyba mamy robotę.
Tom wstrzymał oddech.
- Zaśpiewasz? –
spytał.
Bill kiwnął głową.
Dredziarz podskoczył entuzjastycznie i pospiesznie wyciągnął telefon z
kieszeni, żeby zadzwonić po kolegów.
Na szczęście obaj byli
w tej chwili do dyspozycji i obiecali pojawić się najszybciej jak tylko mogą.
Tom poszedł do Gordona oznajmić mu, że oni zajmą się muzyką. Ich ojczym nie
wyglądał na zbyt zadowolonego z takiego obrotu sprawy, ale lepsze było to niż
nic, więc dał im niechętną zgodę.
Wniesieniu sprzętu
zajęło im niecałe dziesięć minut, ale podłączenie go było już bardziej
czasochłonne.
- Musimy ich jakoś
zająć, mini koncert miał otwierać całe te gówno – mruknął Bill, tupiąc
niecierpliwie nogą.
- Może Geo i Gus wezmą
się za podłączanie tego wszystkiego, a ty w tym czasie się ładnie przywitasz,
wyjaśnisz, skąd się wzięliśmy i ja ci coś zagram, a ty po prostu zaśpiewasz.
Damy chłopakom chociaż trochę czasu.
GG skinęli na znak
zgody i szybko wzięli się z podłączanie sprzętu. Tom w tym czasie poszedł do
swojego pokoju po gitarę akustyczną, którą dostał od Andreasa. Te piosenki,
które ostatnio ćwiczył z Billem, były rozpisane akurat na gitarę akustyczną.
- Co pierwsze? –
spytał Tom, szybko podłączając kabel do wzmacniacza. Trącił jedną stronę, a
dźwięk rozniósł się po całym holu. Kilka osób odwróciło się, zerkając na nich z
ciekowością.
- „In die Nacht”,
potem „Monsoon”… No i skończyły mi się pomysły.
- Tak myślałem.
Chłopaki, macie jakieś sześć minut – powiedział do Geo i Gusa. – Dobra, Bill.
Mikrofon już działa. Dawaj czadu.
Czarny przełknął
ślinę, rozglądając się po zgromadzeniu, a potem przybrał swoją zwyczajową maskę
i wziął do ręki mikrofon. Włączył go, a Tom, żeby zwrócić na nich uwagę
zebranych, zagrał kawałek piosenki.
- Cześć wszystkim –
zaczął Bill. – Miło mi was powitać na tym spotkaniu, które, mam nadzieję, na
długo zapadnie wam w pamięci. Tak się składa, że zespół, który miał rozpocząć
całą zabawę, nie może przyjechać na czas, tak więc chciałbym przedstawić nas jako
zastępstwo z ostatniej chwili. Zanim chłopaki się ogarną ze wszystkimi kablami,
ja i mój brat zaserwujemy wam kilka utworów, które razem napisaliśmy. Zaczniemy
od „In die Nacht”!
Tom poprawił sobie
pasek na ramieniu i nie dając po sobie poznać, że się stresuje, zaczął grać.
Na początku część
gości ich ignorowała, ale kiedy Bill zaczął śpiewać refren, większość już
wpatrywała się tylko w nich. Tom zastanawiał się czy dostrzegają jakiekolwiek
podobieństwo między nimi, ale to zeszło na dalszy plan, ponieważ skupił się
przede wszystkim na grze. Jego palce zgrabnie przesuwały się po strunach, a
kostka w drugiej dłoni trącała te odpowiednie, które wydawały pożądane dźwięki.
Bill stosunkowo szybko się rozluźnił i trema zupełnie go opuściła, co Tom od
razu zauważył. Obejrzał się na chłopaków. Geo, widząc jego wzrok, pokazał mu
uniesiony kciuk, co oznaczało, że już prawie kończą. Jak chcieli, naprawdę
szybko potrafili wszystko zrobić.
Po skończeniu „In die
Nacht”, Tom zaczął grać „Monsoon. W końcowym momencie Bill podszedł do niego i
zaśpiewali obaj. Umawiali się, że Tom pociągnie te niższe partie, a Bill
wyższe. Kiedy ich głosy zaczęły się wzajemnie przeplatać, słowa, śpiewane
bardzo czysto, zaczęły nabierać prawdziwego znaczenia.
- Ok, skoro mamy za
sobą pierwsze dwa kawałki, teraz zagramy coś naprawdę mega. Mam nadzieje, że
lubicie rocka, bo to była dopiero rozgrzewka.
Bill dał chłopakom
sygnał, żeby zagrali „Schrei”.
Gordon stał w kącie sali
i patrzył ze zdumieniem na swoich przybranych synów. Nigdy by się nie spodziewał,
że grają w zespole. Co więcej, nie sądził, że mogą być naprawdę dobrzy. Andreas
stał tylko kawałek dalej i wpatrywał się w bliźniaków jak zaczarowany. Kiedy
dawał Tomowi gitarę nie sądził, że chłopak tak szybko zrobi z niej prawdziwy
użytek. Fakt, kiedy zaczęli grać wszyscy razem, wymienił ją na elektryczną, ale
ważne było, że na początku z niej skorzystał.
Zagrali koncert
naprawdę w wielkim stylu.
- Wiedziałeś? – spytał
Gordon, podchodząc do przyjaciela. Chłopcy właśnie grali piosenkę „Ich bin nich’
ich”. Wszystkie instrumenty nagle ucichły, poza gitarą, którą Tom wygrywał
rytm, kiwając głową. Bill wtórował mu śpiewem. Stanął za bliźniakiem i tupiąc
nogą do rytmu, śpiewał mu wprost do ucha.
- Ich lös mich langsam
auf - halt mich nich' mehr aus. Ich
krieg dich einfach nich' mehr aus mir raus, egal wo du bist - komm und rette
mich. Ich bin nich' ich wenn du nicht...
...bei mir bist - bin ich allein!
- Tom mi mówił, że
razem grają, ale nie sądziłem, że idzie im tak dobrze – odparł Andreas. Jego
serce biło szybciej niż zazwyczaj. Wpatrywał się w Toma z prawdziwą tęsknota,
nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Pragnął tego dzieciaka tak bardzo, że to
aż bolało. A Bill… Cóż, jego twardy charakter pomagał mu beztrosko wydzierać
się na scenie, zwłaszcza w piosence „Schrei”. Ten koncert naprawdę był świetny.
Kiedy skończyli, większość
osób nagrodziła ich gromkimi brawami. Niektórzy tylko skrzywili się nieznacznie
i odeszli, zupełnie nieprzekonani do takiego typu muzyki, ale bliźniacy niezbyt
się tym przejęli. Zeskoczyli ze sceny i odnaleźli Gordona.
- Kryzys zażegnany –
powiedział Tom z uśmiechem. – Jak wam się podobało?
- Było super! Nie
sądziłem, że potraficie tak świetnie grać! – stwierdził Gordon, kręcąc głową.
- Po prostu jesteśmy
najlepsi!
- Chodźmy do Geo i
Gusa, przyda im się pomoc przy zwijaniu maneli. Fajnie, że wam się podobało –
powiedział Tom z radością. Złapał bliźniaka za nadgarstek i zniknęli w tłumie, przeciskając
się między gośćmi.
- Bill? Możemy
porozmawiać? – zapytał Geo, kiedy tylko do nich poszli.
Czarny uniósł jedną
brew, ale posłusznie skinął głową. Odszedł z Geo kawałek na bok.
Basista podrapał się
po karku.
- Słuchaj, ujmę to tak. Dobrze wiesz, jaki
masz paskudny charakter i że chciałeś rządzić zespołem, chociaż dołączyłeś do
niego jako ostatni. Ale… Mimo to chciałbym, żebyś wrócił. I przepraszam. Po
prostu bardzo działało mi na nerwy to, w jaki sposób nas traktowałeś. Ale
dzisiaj zdałem sobie sprawę, że jesteśmy naprawdę dobrzy i mamy szansę się
przebić. Jak dla mnie jesteś liderem. No… To, co ty na to?
Bill parsknął.
- Jesteś kretynem,
wiesz? – spytał, splatając ręce na piersi. – Ale zgadzam się. Tęskniłem za
chwilami, w których pieniłeś się ze złości.
Geo zamrugał, nie
bardzo wiedząc, jak na to zareagować. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że
Bill żartuje.
Roześmiał się.
- Nie kłóćmy się
więcej, dobra?
- Kłóćmy!
- Świetny występ.
Bill obejrzał się,
unosząc brwi.
- Dzięki – mruknął,
przeciągając sylaby. – A ty to kto?
Mężczyzna zaśmiał się,
widząc nastawienie Czarnego.
- Spokojnie. Jestem
David Jost. Nigdy nie sądziłem, że taka ciapa jak Gordon może mieć tak
utalentowanych synów.
- Jesteśmy jego
przybranymi dziećmi.
- Cóż, to wiele
wyjaśnia – rzucił mężczyzna ze śmiechem. – Mam dla was propozycje chłopaki, ale
wolałbym rozmawiać z liderem.
- To ja, ale nie będę
z tobą gadać, jeśli reszta nie będzie słyszeć.
Mężczyzna skinął na
znak zgody. Geo skinął na Toma i Gusa i po chwili stali już przed Jostem w
komplecie.
- Ok, więc jestem
menadżerem, a wy macie talent. Widzę w was wielki potencjał. Mam dojście do
studia. Bylibyście zainteresowani wydaniem płyty?
- CO?!
- Super!
- Cisza! – zarządził
Bill. Wszyscy umilkli. – Gdzie jest haczyk? – spytał podejrzliwie.
- Nie ma żadnego.
Podpisujemy umowę na jedną płytę, wchodzicie do studia, nagrywacie swoje
kawałki, a my robimy z tego hity. Wy zdobywacie dziesiątki tysięcy fanów na
całym świecie, a my was promujemy najpierw w Niemczech, a potem, jeśli się uda
w całej Europie i na świecie. Wszyscy dostają mnóstwo pieniędzy i żyją długo i
szczęśliwie.
- Brzmi nieźle.
- Jeśli jesteście
zainteresowani, wpadnijcie w poniedziałek pod ten adres – mężczyzna wręczył
Billowi wizytówkę. – Możecie przyjść z prawnikiem, jeśli boicie się, że puszczę
was kantem. Jeśli podpiszecie ze mną umowę, od przyszłego tygodnia wchodzimy do
studio.
Mężczyzna obejrzał
się.
- No, muszę już
lecieć. To wasza szansa chłopaki, nie zmarnujcie jej. Mam nadzieję, że się
jeszcze zobaczymy.
Jost uniósł lampkę z
winem w parodii toastu i wypił całą jej zawartość, a potem odstawił na tacę
kelnera i odszedł.
Chłopcy popatrzyli po
sobie, a potem podskoczyli z radości, rzucając się sobie w ramiona.
Wyglądało na to, że
ich marzenia miały powoli zaczynać się spełniać.
***
Do końca jeszcze sporo, ale za kilka odcinków wszystko się wyjaśni. Wiem, bo już napisałam ten fragment, ale nie powiem, w którym dokładnie, bo... No, trochę Was jeszcze pomęczę.
Dziękuję za wszystkie komentarze.
Pozdrawiam!
Super... fajny odcinek...
OdpowiedzUsuńAhhh... Ty uwielbiasz nas męczyć! Ale odcinek był BOSKI <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opo...
Świetne! I Jost się pojawił. Fajnie to pokazałaś. Odcinek boski, cieszę się, że nie doszło pomiędzy bliźniakami do kłótni po ostatnich wydarzeniach.
OdpowiedzUsuńCzekam i pozdrawiam. <3
Czytam sobie, czytam, aż w końcu wylałam kawę na laptopa. Nie, nie, nie z winy opowiadania, po postu ryknięcie, które miało brzmieć "Karolina" z drugiego pokoju wytrąciło mnie z równowagi. A gdy już powróciłam do spokojnego rozkoszowania się treścią straciłam wątek.
OdpowiedzUsuńZnowu czytam sobie, aż dochodzę do momentu o scenie i już wiem, że bliźniacy pokażą swoją "artystyczną duszę" gościom Gordona. W sumie dobrze, ze tego zamówionego zespołu nie było, bo David Jost nie zauważyłby wtedy chłopaków. A tak nawiasem, bardzo fajnie wplotłaś tu Davida. Witaj sceno niemiecka!, chciałoby się krzyknąć.
Ja już czekam na TEN odcinek, w którym wszystko w miarę się wyjaśni.
Pisuj dużo!
Mam nadzieje ,że porządnie rozkręcisz to opowiadanie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA ja myślę, że David jest podesłany przez Simone i tu namiesza XD haha :D Jak zwykle bardzo fajny odcinek :D
OdpowiedzUsuńŚwietnie to wszystko opisałaś <3
OdpowiedzUsuńOj ty niedobra! Chcesz nas zamęczyć na śmierć! :D
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się odcinka w którym wszystko się wyjaśni.
CZYTELNICZKA :*
oo super pomysł z koncertem na tej imprezie ^^
OdpowiedzUsuńOj oj... zbiera ci się skarbie *groźna minka*
OdpowiedzUsuńBędziesz nas męczyć?! Ty sadystko XDD
....mi to w sumie pasuje. Jestę masochistkę .3.
Ale cóż, podobał mi się sposób, w jaki wplotłaś Davida do opka, ogólnie... witamy TH <3
Świetny odcinek. Bill z chłopakami nareszcie mogli się pokazać i mają szansę na sławę itd. Tylko pytanie czy tak ławo im pójdzie jak się to wydaje. Poza tym nadal myślę co zgotowała im Simone. Z utęsknieniem czekam na rozwiązanie zagadek. :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na 6 rozdział Spontanicznej decyzji.
Usuńgordon ciapa hahah niezłe :D gdy wkroczył jost bałam się przez chwilkę że za dwa odc opo się skończy :( cóż, mam nadzieje, że jeszcze przez długi czas bd mogła wyczekiwać nowych odcinków, powodzenia! :*
OdpowiedzUsuńoch męcz nas ile wlezie:D
OdpowiedzUsuńnotka wspaniała jak zwykle.
już nie mogę się doczekać dalszej części. pozdrówka
W końcu pojawił się nasz Jost haha :D
OdpowiedzUsuńNo i pierwszy występ całego teamu!
Ciekawi mnie ciąg dalszy. Nie trzymaj nas w takiej niepewności XD
Pozdrawiam!
Mi nadal nie daje spokoju Simone... Cały czas chodzi mi po głowie pytanie co ta zołza wykombinowała... A co do odcinka to jest mega... Chłopaki się w końcu ze sobą dogadali... No i jeszcze David ich zauważył... Po prostu cud,miód i orzeszki ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i życzę weny :)
Hahaha, jak chłopcy się na końcu ucieszyli. Uwielbiam Twoją twórczość. Najbardziej przypadła mi przypadło do gustu "odkryć siebie", miałam wiele nieprzespanych nocy, wprowadziłaś mnie w cudowny świat Endiego, za co Ci serdecznie dziękuje. Co do rozdziału, co mam powiedzieć? Brak słów, chce dalej! Nie doczekam sie chyba poniedziałku, coś tak czuje. Weny i jeszcze raz weny.
OdpowiedzUsuńLove Kaulitz na 100 %
SUPER *.* Oby tak dalej :* WENY! ^^
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział.^^
OdpowiedzUsuńJak to mówią.. Wszystko co dobre, kiedyś się kończy, więc znając życie sielanka nie będzie trwała długo.. Ach! Ta przewidywalność.. #jestęJasnowidzę Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń