Tom jeszcze długo nie mógł usnąć po
tym, co powiedział mu brat.
Kiedy tylko Bill wreszcie zasnął,
ułożył się wygodnie na piasku, nadal go obejmując. Nie wiedział, jak to
możliwe, ale w tym dziwnym miejscu było całkiem ciepło. Nawet jeśli był
zdziwiony, to nie miał zamiaru się nad tym zastanawiać. Cieszył się, że nie
trzęsie się jak galareta, i tyle.
Na początku próbował nie myśleć o
bliźniaku i jego słowach. Kiedy Czarny szlochał w jego ramionach sam musiał
zagryzać dolną wargę, żeby się nie rozpłakać. Gryzł ją tak mocno, że po brodzie
pociekła mu stróżka krwi. Bill nie mógł się dowiedzieć, że on ma wyrzuty
sumienia.
Że zawsze je miał.
Cokolwiek planował na początku tego
całego ambarasu, nigdy nie chciał doprowadzić brata do próby samobójczej. To
była jedyna rzecz, jaką mógł przyjąć za pewniak. Ale reszta? Sam już nie
wiedział, co tak naprawdę się z nim stało. Zdawał sobie sprawę z tego, że
odsunęli się od siebie z Billem przez niego, ale nie potrafił pogodzić się z
tym, że ojciec przez całe życie faworyzował młodszego syna. Toma zawsze szlag
trafiał, kiedy chciał pokazać mu swoje rysunki, a ojczulek zbywał go jednym
słowem, przeglądając gazetę. Billa nigdy tak nie traktował. Nigdy. Od małego
Tom był okropnie zazdrosny o brata i nawet zainteresowanie matki nie było w
stanie wynagrodzić mu braku miłości ojca. Pocieszało go jedynie to, że dla
Czarnego to on był zawsze najważniejszy. Tak jak ojciec zlewał jego, tak Bill
ojca. Mimo to Tom dobrze pamiętał, że usilnie starał się zwrócić na siebie
uwagę. Pierwszy błąd, bo wszystkie próby zawodziły. A potem ojciec umarł i Tom
wpadł w szał. Zaczął wyżywać się na kilku nieodpowiednich osobach z klasy i
wychowawczyni przeniosła go do innej. Drugi błąd. Jaki był trzeci? A, tak.
Poznał śliczną, inteligentną dziewczynę i znalazł sobie nowych znajomych.
Zaczął często z nimi wychodzić. Okazało się, że Lena, która została jego
dziewczyną, była córką znanego amatora grafficiarzy, który wyłapywał
utalentowanych ludzi i zatrudniał ich do wykonywania malunków w barach,
kawiarniach i innych tego typu miejscach. Dzięki niemu mógłby wreszcie stać się
kimś naprawdę wielkim. Jego prace byłyby podziwiane przez rzesze ludzi.
… Było grubo po północy, kiedy
Tom świetnie się bawił ze swoimi kolegami, robiąc graffiti na ścianie jakiegoś
bloku wspaniale widocznego z głównej drogi. Nie chciał się przechwalać, ale
wiedział, że jego dzieło było najlepsze. Kiedy brał puszkę ze sprayem, jego
ręce zaczynały żyć własnym życiem i wyczyniać prawdziwe cuda. Potrafił
namalować dosłownie wszystko, a co najciekawsze, robił to obiema rękami. Sam
się głowił, jak to możliwe, bo żaden z jego znajomych tego nie potrafił, ale to
tylko napawało go dumą.
Kiedy jego koledzy robili jakieś
ordynarne rysunki, on namalował kota tańczącego Freestyle. Zwierzak z dziarską
miną utrzymywał równowagę na przedniej łapie, a drugą miał uniesioną do góry na
znak zwycięstwa. Dwie pozostałe, ubrane w czerwone trampki z białymi,
rozwiązanymi sznurówkami, były rozrzucone na boki jakby w szpagacie. Kot miał
na szyi złote łańcuchy, których mógłby mu pozazdrościć niejeden Casanova. Do
tego zaopatrzył kociaka w czapkę z daszkiem z dziurami na uszy, a ogon wyglądał
jak cienkie, wijące się dredy. Zwierz był kolorowy, od białego, poprzez szary,
a na czarnym skończywszy. W oddali dorysował obserwujących go ludzi z
otworzonymi ze zdziwienia ustami oraz DJ i parkiet. Na koniec złożył podpis
„Kot Tommy”.
- Wow! To jest wspaniałe! - powiedziała
Lena, obserwując jego dzieło.
Tom uśmiechnął się, widząc jej minę
podobną do tej, którą mieli ludzie na jego rysunku.
- Wiem, jestem genialny - odparł.
Jego koledzy przerwali pracę nad
swoimi rysunkami i zaczęli się przypatrywać jego dziełu.
- Faktycznie, jest boskie! -
powiedział Mateusz, jego najbliższy kumpel.
- Stary, jak ty żeś to wykombinował?
- odezwał się brat Mateusza, Piotrek.
Coger wzruszył ramionami.
- Jak byłem mały, lubiłem „Toma i
Jerego”.
Wszyscy się roześmiali, poza
Kevinem. Z jakiegoś powodu bardzo nie lubił Toma i starał się mu to okazywać na
wszelkie możliwe sposoby.
- To jest boskie. Mój ojciec
rozkręca imprezy i organizuje konkursy dla grafficiarzy, na pewno by mu się
spodobały twoje prace - powiedziała dziewczyna.
- Tak myślisz? - ucieszył się Tom.
- Jasne. Pogadam z nim.
Coger z uśmiechem pocałował Lenę.
- Dzięki.
- Spadajmy stąd, zanim ktoś nas tu
przyuważy. Jeśli mój stary się dowie, gdzie się szlajam po nocach, będę trupem
- odezwał się Paweł, kolejny z członków paczki.
- Masz rację, moja stara też nie
byłaby zachwycona - powiedział Kevin.
- Ta, spadajmy stąd...
Tom uśmiechnął się, wspominając
cudnego kociaka. Naprawdę lubił ten rysunek. No i dzięki niemu ojciec Leny
zwrócił na niego uwagę. Blondyn pokazał mu kilka innych własnych projektów.
Facet był zachwycony, on sam wniebowzięty, że ktoś go docenił, i to nie byle
kto. Tak, zdecydowanie jego trzecim błędem było obdarzenie Leny zaufaniem.
Wciągnęła w swoją intrygę Billa, bo wiedziała, że brat jest jego jedynym słabym
punktem. Bardzo dobrze wiedziała, gdzie uderzyć, żeby go zabolało. Kiedy
zobaczył ich razem w McDonaldzie był jednocześnie wściekły i rozczarowany. Nie
sądził, że tak zawiedzie się na bracie. Wyszedł stamtąd wściekły i... No, wtedy
popełnił czwarty błąd.
...Tom szedł przed siebie szybkim
krokiem. Złość malująca się na jego twarzy była przerażająca. Przechodnie
omijali go szerokim łukiem. Wyglądał jak bandzior.
- Coś ty taki wściekły, co, Coger? -
usłyszał za sobą głos Kevina.
- Odpieprz się, nie mam nastroju na
kłótnie z tobą - warknął do niego, nawet się nie oglądając.
Chłopak zagwizdał i śmiejąc się,
podbiegł do Toma.
- Kto ci tak nadepnął na odcisk?
Chyba ktoś bliski, bo zwykle nie prujesz chodnikiem z prędkością światła i
mordem w oczach.
- Odczep się, jasne?!
- Dam ci przyjacielską radę...
Coger prychnął.
- My się nienawidzimy, Kevin.
- Powiem ci tylko jedno. Ktokolwiek
to był, skop mu dupę. Na pewno sobie na to zasłużył.
Chłopak ze śmiechem odszedł,
zostawiając Toma samego. Po przeanalizowaniu sytuacji blondyn doszedł do
wniosku, że ten idiota miał rację...
Nie powinienem był go wtedy bić,
pomyślał. Trochę żałował, że nie może cofnąć czasu. Ale trudno, stało się.
Tamtego dnia dał ciała na całej linii, ale Bill nie musi o tym wiedzieć,
przynajmniej na razie. Nie ma sensu próbować z nim teraz o tym rozmawiać, bo co
się stanie, jeśli już uda im się stąd wydostać? Jeśli się okaże, że żyją?
Przecież on nie będzie w stanie zagwarantować swojemu bliźniakowi
bezpieczeństwa. Nie może mu teraz obiecać, że nikt go już nie skrzywdzi,
włącznie z nim samym, bo nie miał takiej pewności. Poza tym, wcale mu się nie
spieszyło do przyznawania się, że to on zawinił. W tym wszystkim Bill też nie
był święty. Umówił się z Leną, w dodatku całował się z nią. No, i blondyn nie
był pewny, czy brat faktycznie nie podpuścił dziewczyny, żeby pogadała ze swoim
ojcem o odrzuceniu jego propozycji współpracy. Kiedy znajduje się w takiej
sytuacji, w jakiej znaleźli się bliźniacy Coger, dochodzi się do wniosku, że
wszystko jest możliwe. Tom był więc skłonny uwierzyć w winę Czarnego.
Tak czy siak, nie jest dobrze,
rozmyślał, leżąc z zamkniętymi oczami. Nie jestem w stanie odkręcić tego
wszystkiego. Jeśli uda nam się wrócić do domu, wszyscy nadal będą go gnębić,
już nie mam na to wpływu. Mogę jedynie sam przestać to robić i starać się go
wspierać. Nie chcę, żeby zrobił sobie krzywdę. Nigdy nie chciałem, żeby się
zabił. Boże, jak mogłem być tak ślepy i do tego doprowadzić? Muszę mu jakoś
pomóc… Zaopiekować się. Tak, to dobry pomysł.
Po przemyśleniu całej tej głupiej
sytuacji Tom wreszcie mógł zasnąć.
Obudził się, czując, że razi go
silne światło. Półprzytomnie pomyślał, że przecież zasłonił rolety w swoim
pokoju, a poza tym, przecież jest listopad. O tej porze roku słońce nie jest aż
takie upierdliwe. Wkurzony uchylił lekko powieki, starając się nie patrzeć na
źródło światła.
Zdał sobie jednak sprawę, że to nie
jest możliwe, bo to on się świeci, a właściwie jego szyja. Zdumiony spojrzał na
białą część znaku yin-yang, którą dostał od Billa na urodziny. Świeciła jak
latarnia i jeszcze miała czelność go budzić. Przypomniał sobie wydarzenia z
poprzedniego dnia i westchnął cicho.
Już chciał obudzić brata, kiedy zdał
sobie sprawę, że na jego szyi również się coś świeci. Po chwili przyzwyczaił
się do światła i zaczął się przyglądać tej rzeczy. Kiedy rozpoznał, co to jest,
uśmiechnął się lekko do siebie. Teraz już rozumiał, dlaczego dostał od brata
akurat taki prezent. Widocznie Czarny nie nienawidził go tak bardzo, jak im obu
się wydawało.
- Bill, obudź się - szturchnął go
lekko łokciem.
Bliźniak zamruczał coś przez sen, po
czym lekko otworzył oczy.
- Co to ma być, do cholery?
Zasłaniałem rolety w pokoju! - burknął zły.
Gdy Bill się budził, Tom rozglądał
się po całej grocie, która była teraz ładnie oświetlona. Była całkiem spora,
miała z osiem metrów wysokości. Ścian prawie w ogóle nie było, za to było
mnóstwo tuneli prowadzących Bóg wie gdzie. Jakby tego było mało, nie mieli
pojęcia, którym się dostali w to dziwne miejsce.
- O, rety! Co to ma być? - spytał
Bill.
- Nie mam pojęcia, ale mamy chyba
mały problem. Którędy powinniśmy iść?- Tom spojrzał na bliźniaka.
- Czemu to się świeci? -
odpowiedział pytaniem Czarny.
Brat tylko wzruszył ramionami.
- Chyba trzeba zacząć się
przyzwyczajać do tego, że tu dzieją się dziwne rzeczy. Już chyba nic mnie nie
zdziwi.
Bill westchnął i przeczesał włosy
ręką. Tom obserwował go kątem oka. Widział uczucia malujące się na twarzy
brata, kiedy zaczął sobie przypominać ich wczorajszą kłótnię. Cała jego twarz
zrobiła się czerwona. Zerwał się na równe nogi.
- Chodźmy stąd, jestem głodny -
powiedział szybko.
Starszy bliźniak odetchnął głęboko,
a potem wstał i otrzepał ubranie. Co ciekawe, było mu zimno. Rozcierając
ramiona, rozejrzał się dookoła.
- Który tunel? - spytał.
Bill wzruszył tylko ramionami i
poszedł do tego na wprost siebie. Tom posłusznie ruszył za nim.
Oprócz tych kilku zdań, jakie
zamienili po przebudzeniu, nie odezwali się do siebie więcej. Starszy bliźniak
szedł kilka kroków za bratem. Wzrok miał wbity w jego plecy. Obaj czuli się
niezręcznie i nie mieli pojęcia, jak powinni teraz ze sobą rozmawiać. Każdy z
nich potrzebował czasu do przetrawienia tego wszystkiego. Denerwowało ich to,
że muszą współpracować akurat ze sobą, ale jakoś to zaakceptowali i starali się
wyciągnąć z tego jakieś korzyści.
Szli bardzo długo. Zaczynały ich już
boleć nogi.
W pewnym momencie Tomowi zaburczało
w brzuchu. Bill obejrzał się zdziwiony, na co starszy zarumienił się jak nigdy
w życiu.
- Nie gap się tak! - warknął do
młodszego brata, jeszcze mocniej się rumieniąc.
Bill już miał zamiar to jakoś skomentować,
ale w jego brzuchu również zaczęła się rewolucja. Zażenowany szedł dalej,
czując, jak palą go policzki. Tak więc obaj wędrowali cali zarumienieni, nie
zdając sobie sprawy z tego, że brat czuje się tak samo zawstydzony.
Tunel ciągnął się i ciągnął, a oni
czuli się coraz bardziej bezradni. Nie potrafili się ze sobą porozumieć, nie
potrafili się wydostać z tego dziwnego miejsca i nawet nie potrafili
powstrzymać rumieńców przy każdym odgłosie dochodzącym od strony brzucha.
Doprawdy, żałosne.
W pewnym momencie usłyszeli jakieś
dziwne piski. Obaj przystanęli, nasłuchując. Słychać było je od strony, z
której przyszli.
- Słyszałeś? - spytał Tom.
Brat kiwnął mu głową. Miał poważną
minę.
- Nie podoba mi się to - stwierdził
Bill.
- Mi też nie. Lepiej przyspieszmy.
Ten dziwny tunel kiedyś musi się skończyć.
- Ok.
Bracia zaczęli iść szybciej, jednak
piski i inne dziwne odgłosy były jakby bliżej. Nic z tego nie rozumieli, ale
byli coraz bardziej przerażeni i wściekli, że w ogóle znaleźli się w takiej sytuacji.
Całe szczęście, że ich naszyjniki się świeciły, inaczej chyba zupełnie by
spanikowali.
W pewnym momencie Tom odwrócił się i
zatrzymał, wpatrując w jakiś mały, czarny kształt.
- Hej, co to jest? - spytał.
Bill również się zatrzymał i
obejrzał. Podszedł do brata. Obaj stali i zdziwieni patrzyli na coś w głębi
tunelu. Z każdą chwilą to coś coraz bardziej rosło i rosło, a obok tej czarnej
plamy pojawiały się inne, wręcz identyczne.
Bliźniacy stali tak jeszcze chwilę,
nic nie rozumiejąc. Cokolwiek to było, początkowo wyglądem przypominało czarne
obłoki. Zaraz potem jednak w każdym obłoku można było dostrzec czerwone,
wyłupiaste oczy i białe kły. To te dziwne stworki wydawały z siebie te
przeraźliwe piski. Ich oczy były skierowane na braci.
Tom i Bill spojrzeli na siebie, po
czym obaj wydarli się na całe gardło i zaczęli uciekać. Przerażeni gnali przed
siebie, co chwilę się oglądając i myśląc tylko o tym, żeby uciec temu czemuś.
Nie zdziwili się specjalnie, że te obłoki zaczęły ich gonić. Nie wyglądały na
zbyt przyjaźnie nastawione.
- Bill, szybciej!- krzyczał Tom do
brata, który zaczynał zostawać w tyle.
- Staram się! - pisnął w odpowiedzi
spanikowany chłopak.
Biegli, co chwilę się oglądając i
wrzeszcząc jak opętani do siebie, aby ten drugi się pośpieszył. Echo niosło ich
krzyki po tunelach i potęgowało tylko ich strach. Obaj byli przerażeni do
granic możliwości.
W pewnym momencie Bill potknął się o
coś i wywrócił, boleśnie rozbijając sobie kolano. Wrzasnął z bólu.
W tym samym czasie ból w kolanie
poczuł również starszy chłopak. Był tak dotkliwy, że aż się zatrzymał.
- Tom! Poczekaj! - krzyknął za
bratem łamiącym się głosem.
Starszy bliźniak szybko połapał się
w sytuacji.
- Bill! – krzyknął, wracając po
niego.
Szybko złapał go za fraki i w
mgnieniu oka postawił do pionu. Zaczął go ciągnąć za rękę, ale Czarny nie był
już w stanie zbyt szybko biec.
- Tom! Nie zostawiaj mnie tu,
proszę! - wyjęczał młodszy.
Blondyn nic nie odpowiedział, tylko
z całych sił ciągnął brata jak najdalej od goniących ich stworków. Nie
poruszały się jakoś nadzwyczajnie szybko, ale były coraz bliżej, a oni nie
mieli czasu.
- Bill, musimy się pośpieszyć,
inaczej nas dopadną. Zaciśnij zęby i biegnij! Na pewno niedługo znajdziemy
wyjście! - krzyknął do brata.
Czarny kiwnął głową na zgodę. Zrobił
to, o co prosił go bliźniak, i zaczął biec najszybciej, jak potrafił. Tom
trzymał go mocno za nadgarstek, jeszcze bardziej go ponaglając.
Bill obejrzał się na ich
prześladowców. Obłoczki zaczęły przyspieszać, a ich piski były jeszcze głośniejsze.
Czerwone oczy patrzyły na nich jak na jakąś przekąskę. Czarny wydarł się znowu
na całe gardło, strasząc brata.
- Co znowu?! - krzyknął do niego Tom
mocno już zmęczony biegiem.
- One przyspieszają! Boję się!
- No co ty nie powiesz?! Cholera!
Bill spojrzał przed siebie i
dostrzegł, że ich tunel się skończył. W skale widać było tylko ciemny otwór.
Był tak mały, że musieliby się czołgać, żeby iść dalej.
- To jakiś koszmar! - jęknął Czarny.
- Nie marudź, tylko właź! Nie mamy
czasu!
- Idź pierwszy!
- Właź i nie marudź! One są coraz
bliżej!
- Ale!...
- Już!!
Tom wrzasnął tak głośno, że Bill aż
podskoczył. Posłusznie wczołgał się do małego otworu. Starał się poruszać jak
najszybciej, żeby nie opóźniać brata. Jego połowa yin-yang oświetlała mu drogę,
ale i tak nic nie widział przez łzy, które powoli napływały mu do oczu. Boże,
żeby się tylko nie rozbeczał!
Bądź mężczyzną, stary, pomyślał
Czarny.
Starszy bliźniak odczekał chwilę aż
brat na dobre zniknie w ciemnościach, a potem obejrzał się na stworki. Pokazał
im środkowy palec i zanurkował do tunelu za bratem. O dziwo Bill poruszał się
całkiem szybko. Tom był ciekawy, co go tak nakręca. W jakiś sposób wyczuwał
jego paniczny lęk, sam zresztą też się bał, być może nawet bardziej niż on.
Czołgał się najszybciej, jak
potrafił, zdzierając sobie skórę na dłoniach. Całe ciało miał obolałe i był
nieludzko zmęczony, a jednak jakaś siła pchała go do przodu z zawrotną
prędkością. Młodszy brat narzucił szybkie tempo, a Tom z ulgą się do niego
dostosował. Nie miał zamiaru doświadczyć bliższego spotkania z tymi potworkami
bez względu na to, czego chciały. Dziwiło go trochę, że nie przyszły do nich
kiedy spali, ale wolał o tym nie myśleć. Jakby bez tego nie mieli wystarczająco
dużo zmartwień.
Po kilkudziesięciu metrach czołgania
się tunel znowu stał się na tyle duży, że mogli się w nim normalnie poruszać.
Gdy tylko wstali, od razu zaczęli biec przed siebie jakby ich ścigały same
Furie. Tom ciągnął brata za sobą, trzymając go mocno za nadgarstek. Bill był
wykończony i ledwo trzymał się na nogach.
- Już nie mogę! - wyjęczał Czarny
zasapany.
- Już niedaleko, zaraz odpoczniemy!
- powiedział Tom, próbując go jakoś pocieszyć, chociaż nie miał pojęcia, jak
długo jeszcze będą musieli uciekać.
- Skąd wiesz?!
- Po prostu...
- Nigdy wcześniej tu nie byłeś! Skąd
możesz wiedzieć, do cholery?!
- Zaufaj mi, Bill!
Młodszy nic więcej nie powiedział.
Mieli coraz większe problemy z oddychaniem. Żaden trening nie byłby w stanie
przygotować człowieka na to, co ich czekało w tym postrzelonym miejscu.
- Odpocznijmy chwilę - poprosił
Czarny.
Tom nie chciał się zatrzymywać.
Wiedział, że potem będzie im jeszcze trudniej, ale brat bardzo potrzebował tego
odpoczynku. Przeklinając się w myślach, puścił rękę Billa, a ten upadł na pupę,
ciężko oddychając.
Przez chwilę nasłuchiwali, ale w
całym tunelu było zupełnie cicho. Słychać było tylko ich oddechy.
- Chyba je trochę odstawiliśmy. Co
to za miejsce, do cholery? - wysapał młodszy, oddychając płytko.
- Wolę się nad tym nie zastanawiać.
Cholera wie, o co tu chodzi.
- Ja się tych kolesi o to nie
zapytam, zapomnij.
- Musimy iść dalej, ten wąski
przesmyk na długo ich nie zatrzyma.
Bill z westchnieniem podniósł się do
pozycji stojącej i otrzepał cztery litery.
- Czuję się, jakbym miał ciało z
ołowiu - stwierdził.
- Ja też. Jeśli to przeżyję, zacznę
biegać.
Nagle umilkli, słysząc znajome
odgłosy. Jęknęli obaj zrezygnowani.
- Spadajmy stąd - powiedział Tom.
Zaczęli truchtem biec przed siebie.
- Deja vu - stwierdził Bill,
oglądając się za siebie i patrząc na czarne obłoczki.
- Cholera! Mam już tego dość! -
warknął Tom.
- Boli mnie gardło od wydzierania
się - mruknął Czarny.
Blondyn patrzył na niego jak na
wariata. Przed chwilką był strzępkiem nerwów, a teraz zachowywał się całkiem
spokojnie. Tylko rozbiegany wzrok świadczył o jego niedawnym załamaniu się.
- Możesz wydzierać się dalej, jeśli
chcesz, tylko błagam, pospiesz się! - zirytował się Tom.
Blondynowi było trochę głupio, że on
bał się jak diabli, a jego brat potrafił nawet zażartować. Szybko jednak sobie
uświadomił, że przez dwa lata Czarny perfekcyjnie ukrywał swoje cierpienie i
teraz pewnie też zamknął się w swoim świecie. Sytuacja go przerastała i
wyłączył się.
Tom poczuł się nagle bardzo samotny.
- Rany, Tom, przyspieszmy! One są
coraz bliżej! - krzyknął Bill.
- Dasz radę biec sam? - spytał
blondyn.
- Tak.
Znowu zaczęli gnać przed siebie. Nie
odzywali się już więcej, nie chcąc niepotrzebnie marnować sił. Biegli i biegli,
marząc o tym, żeby jakoś się wydostać. Z każdą sekundą mieli coraz mniej sił, ich
oddechy były płytkie, a nogi potwornie bolały, mimo to nie mieli wyjścia. Mieli
wrażenie, że czas ciągnie się niemiłosiernie i kpi z nich.
W pewnym momencie obaj poczuli, że
nie mają gruntu pod stopami. Znowu zaczęli krzyczeć ze strachu. Ich naszyjniki
przestały się świecić, tak więc otaczała ich ciemność. Ale teraz nie turlali
się jakimś tunelem, lecz spadali w dół.
To koniec, pomyśleli w tym samym
momencie.
Tom nie widział brata, słyszał tylko
jego przeraźliwy wrzask. Nagle poczuł ból w całym ciele i stracił przytomność.
***
Zdaję sobie sprawę z tego, że ten odcinek może się wydawać bez sensu. Po dwóch latach gnojenia brata Tom nie powinien tak szybko złapać z nim kontaktu. Mogę Wam zdradzić tylko tyle, że to fragment grubszej sprawy, a pierwsza podpowiedź, dlaczego jest tak a nie inaczej, pojawiła się już w tym rozdziale.
Czekam na Wasze opinie.
Pozdrawiam!
Hmhm. Ja tam myślę, że te naszyjniki ich połączyły po śmierci. Coś takiego.. Nie wiem. Jak druga szansa? Już to przyszło mi do głowy, jak było, że Bill go podarował Tomowi, potem oni umarli i często były wzmianki o naszyjniku. Nie wiem czy dobrze myślę, ale mniejsza.
OdpowiedzUsuńNo.. Rozdział trochę dziwny, ale i tak mi się podoba. Szkoda, że trzeba czekać tydzień na następny, bo opowiadanie baaaardzo wciąga.
Pozdrawiam i weny życzę!
O jejku! Dzieje się. Cieszę się, że mogłam to sobie wyobrazić ^^
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w najbliższym czasie sobie wszystko wyjaśnią. I, że te strorki odejdą ..
btw zapraszam do siebie na kolejny (jeden z ostatnich już) odcinek (:
A dodasz PZ dzisiaj? Jejku, już chyba świruję 0.o co chwilę sprawdzam haha
UsuńRaczej nie zdążę. Obstawiam jutro, chociaż może uda mi się jeszcze dzisiaj. Tak naprawdę sama jeszcze nie wiem.
UsuńJejku, jakbyś zdążyła dziś to bym cię na rękach nosiła! Tak sie napaliłam, że nic nie mogę zrobić, puki nie przeczytam...
Usuńsuper *.* jeju jak ja się boje o nich!
OdpowiedzUsuńNie no, to, że Tom poczuł wyrzuty sumienia i postanowił gnębić brata to dobrze. Bill naprawdę dłużej mógłby tego nie wytrzymać. Szkoda tylko, że musiało się stać to, co się stało, żeby Tom to zrozumiał...
OdpowiedzUsuńTeraz tylko wydostań ich z tego czegoś i będzie już całkiem cacy :)
Wow. Boskie. Czekam na nowa notkę.
OdpowiedzUsuń*.* genialny odcinek<3
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie:
our-free-fashion.blogspot.com/
Super. Kocham wszystkie twoje opowiadania <3
OdpowiedzUsuńOni to jakieś wróżki czy jak że im się te naszyjniki tak świecą?? Faktycznie to troszkę dziwne że tak szybko złapali jako taki kontakt ale może nigdy go tak naprawdę nie stracili,może osłabł i tyle... Nie wiem co o tym myśleć... Intrygujesz mnie coraz bardziej... Ale to fajnie bo lubię opowiadania których treści nie da się tak szybko rozszyfrować... Odcinek jest zawiły ale genialny!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i życzę weny:)