Bill szedł tunelem. Serce biło mu
jak młot z przerażenia. Ciągle się zamartwiał i nie wiedział, czego w ogóle ma
się spodziewać. Szedł już dłuższy czas, ale nic się nie działo. Gdy już tracił
nadzieję na odnalezienie czegokolwiek w tym ciągnącym się bez końca tunelu,
nagle zatrzymał się zdziwiony. Były przed nimi drzwi, ale nie miały klamki.
Podszedł do nich i pchnął je. Otworzyły się z cichym łoskotem.
Wszedł niepewnie do środka i
znieruchomiał.
Niecały metr od niego kończyła się
ziemia, a potem przez jakieś dwadzieścia metrów ciągnęła się przepaść. Jego
naszyjnik dawał dużo światła, ale nie na tyle, żeby dostrzec dno przepaści.
Młodzieniec przełknął głośno ślinę i cofnął się. Z chęcią poszedłby wzdłuż
ściany i poszukał jakiegoś przejścia, ale pewnie nie o to chodziło w teście.
Spojrzał na drugą stronę przepaści. Dostrzegł tam kolejne drzwi. Jedyną
możliwością przejścia na drugą stronę były dwie wąskie deseczki oddalone od
siebie o około trzydzieści centymetrów. Same miały szerokość około dziesięciu
centymetrów.
Bill jęknął głucho. Nie ma mowy,
żeby po tym przeszedł. Już wolał zmierzyć się ze wszystkimi demonami jakie
tylko istniały w tym świecie niż przeprawiać się na drugą stronę po tych
wąskich deseczkach, które w dodatku wyglądały, jakby miały zaraz się złamać.
Czarny był pewny, że jeśli tylko na nie wejdzie, pękną i spadnie w dół.
Usiadł zrezygnowany na ziemi i
spojrzał tęsknie na drugą stronę. Zamarł z przerażenia.
Nad drzwiami wisiał bezwładnie Tom.
Jego ręce były zapięte w grube, zaczepione w skale łańcuchy. Chyba był
nieprzytomny. Jakby tego było mało, jego ubranie było podarte i brudne. Z tej
odległości nie potrafił dostrzec, czy jest mocno ranny.
- Rety, Tom... - szepnął
zrozpaczony.
Gdy zerknął na drzwi za pierwszym
razem, nie zobaczył go. Było to trochę dziwne.
I co teraz, zastanawiał się
gorączkowo. Nie było innej drogi. Jeśli chciał pomóc bratu, musiał przejść po
tych przeklętych deskach! To chyba był jego test.
- Tom jednak ma rację! Ten, kto nas
w to władował, naprawdę ma natrzaskane w głowie - burknął do siebie.
Stał i patrzył na bezwładne ciało
brata. Ogarnęła go potworna złość, odwrócił się i z całej siły uderzył ręką w
ścianę. Zabolało, ale poczuł się odrobinę lepiej. Zamknął na chwilę oczy i
odetchnął głęboko.
Odwrócił się w stronę przepaści i
podszedł do tych nieszczęsnych deseczek. Postawił niepewnie nogę na jednej z
nich. Ku jego uldze, nawet nie drgnęła. Przełykając głośno ślinę, wysunął nogę
trochę dalej, po czym niepewnie postawił drugą na sąsiedniej desce.
- Co za paranoja! Czy oni nie
kapują, że ja mam lęk wysokości?! Akrofobia! Przecież to, do cholery, nie moja
wina! Boję się spojrzeć w dół jak jestem na pierwszym piętrze na balkonie, a
oni dają mi dwie deski i jakąś pieprzoną przepaść! Ja pierniczę! - mruczał do
siebie, stawiając drobne kroczki.
Gdy przeszedł już metr, poczuł się
trochę pewniej. Nie oznaczało to jednak, że poszło mu łatwo, bo nie poszło.
Każdy jeden drobny kroczek był dla niego jak kilometr dla inwalidy. Lęk
wysokości miał chyba od zawsze i starał się unikać sytuacji, w których musiałby
się wystawiać na tego typu próby. Tym razem jednak w żaden sposób nie mógł tego
obejść, choćby nie wiadomo jak bardzo chciał. Najchętniej to by jakoś zawrócił,
usiadł i zastanowił się nad innym rozwiązaniem. Mimo to dalej poruszał się w
żółwim tempie. Nawet najmniejszy błąd mógł sprawić, że spadnie, a wtedy nie
będzie mógł pomóc bratu.
Jak on nienawidził tego dziwnego
miejsca i wszystkiego, co tak potwornie dawało mu w kość!
- Dobra, Bill, już ci dużo nie
zostało. Dasz radę, stary. Tom przecież powiedział, że w ciebie wierzy. Jak go
zawiedziesz, to skopie ci dupę! Nie, nie patrz w dół. Tak, jest tam ciemno, ale
nigdy nic nie wiadomo. Nie chcesz wiedzieć, co tam jest, nawet gdyby od tego
miało zależeć twoje życie - burczał do siebie, skupiając się na posuwaniu się
do przodu.
Serce biło mu w piersi jak oszalałe.
Odkąd znalazł się w tym dziwnym miejscu, przeraźliwie się bał. Co chwilę coś go
straszyło, a on nie potrafił sobie z tym poradzić. Gdy tak powoli szedł przed
siebie wolał do siebie coś mówić, bo wtedy odwracał swoją uwagę od tego, że pod
nim znajduje się tylko przepaść. Jeśli spadnie...
- No, Bill, już za tobą jakieś trzy
metry. Świetnie ci idzie. Nawet się nie zachwiałeś. Deski ani drgną... Jesteś
cudowny! Jak to dobrze, że trampki wytrzymały całą tą eskapadę. Na bosaka nie
byłoby to zbyt proste. Ale co tam... Billy, chętnie byś wrócił, co? Nic z tego,
stary. No przecież się nie odwrócisz, a to, żeby wracać tyłem, odpada! Nie masz
wyjścia! - mówił cały czas do siebie.
Był z siebie bardzo zadowolony,
kiedy udało mu się przejść połowę drogi. Wtedy jednak stało się coś, co znowu
napędziło mu stracha.
Przepaść zajaśniała dziwnym
światłem. Czarny nie miał pojęcia, skąd ono się wzięło, ale kiedy spojrzał
między deskami w dół, jego oczy rozszerzyły się z przerażenia. Przepaść miała
kilkanaście metrów i w normalnych warunkach gdyby spadł, prawdopodobnie by
przeżył. Nie były to jednak normalne warunki, ponieważ dno przepaści w całości
było pokryte przez długie stożki przypominające stalagmity. Jeśli spadnie, na
pewno się na któryś nadzieje.
Bill dostał zawrotów głowy. Zachwiał
się niebezpiecznie. Nie wiedząc, co zrobić, instynktownie pochylił się i
chwycił deski rękami. Poczekał aż zawroty ustaną i kontynuował podróż na
czworakach z sercem w gardle. Patrzył uparcie przed siebie i starał się
zignorować widok na dole. Wcale nie miał zamiaru tam spaść.
- Nie patrz tam, Bill. Cholera, nie
patrz! Dobrze wiesz, że jak spadniesz, zostanie z ciebie szaszłyk! Po co się
upewniać, że tak się stanie? Przeszedłeś już połowę drogi. Dasz sobie radę!
Jakoś...
Czarny czuł, że w ręce wbijają mu
się drzazgi, ale był do tego stopnia skupiony na przesuwaniu się do przodu, że
nie specjalnie się tym przejął. Chciał już wreszcie być na drugiej stronie. Jak
na kogoś, kto cierpi na lęk wysokości, szło mu całkiem dobrze.
Nagle deski zapiszczały złowieszczo.
Bill zatrzymał się przerażony. Jeśli pękną to po nim. Ostrożnie przesunął się
dalej, ale znowu usłyszał ten dźwięk. Pisnął i znowu znieruchomiał.
- Piszczę jak baba! Cholera!
Pieprzony test! Pieprzona przepaść! Pieprzone tabletki! Już więcej nie zjem
tego chłamu! Dobrze się bawisz, tam na górze?! Fajnie się patrzy, jak ja się
tutaj męczę?! Ciekawy jestem, co takiego Tom ma do zrobienia. Jeżeli mi
przypadła w udziale ta popieprzona przepaść, to aż się boję, co uszykowaliście
dla niego! Albo uszykowałeś! Cholera wie, ile osób w tym siedzi! Pieprzeni
biurokraci! – krzyczał, nie wiedząc, czy jest bardziej wściekły, czy
przerażony.
Bill ze złością kontynuował
wędrówkę. Przez chwilę ignorował te dziwne dźwięki, zdał sobie jednak sprawę,
że deski zaczynają powoli pękać. To było wbrew prawom fizyki, powinny tak
reagować, gdy był w połowie drogi, a nie w chwili obecnej. Do końca zostało mu
jeszcze jakieś sześć metrów, a dźwięki się nasilały. Zdenerwowany chłopak przyspieszył,
bluźniąc pod nosem. Wiedział, że jeśli utrzyma wcześniejsze tempo albo zwolni,
spadnie na dół.
- Szybciej, szybciej, szybciej! -
powtarzał uporczywie, starając się zachować równowagę.
- Dalej, Billy! Jako niemowlak byłeś
w tym fenomenalny! Robiłeś z Tomem prawdziwe wyścigi szczurów, mama ma wszystko
na kasetach! Nie powiesz mi, że teraz zawalisz?! Takich rzeczy się przecież nie
zapomina! - warczał do siebie.
Gdyby ktoś go zobaczył w tej
sytuacji, na pewno by uznał, że ma do czynienia z wariatem, a Bill by mu tylko
grzecznie przytaknął. Dobrze wiedział, że ma świra. Chyba zawsze go miał, a
akurat teraz wszystko stało się jasne. Jeżeli wrócą do domu, na pewno mu już
tak zostanie. Matka będzie zrozpaczona, tego był pewien. A Tom? On pewnie będzie
miał z tego niezły ubaw.
Tom...
Chłopak sapnął cicho i kontynuował
swoje poczynania. W pewnym momencie usłyszał głośniejszy trzask i jedna
deseczka poruszyła się niebezpiecznie. Przerażony, podniósł się, instynktownie
stanął na jednej i biegiem ruszył do mety. Wiedział, że skoro dwie mają
problemy z utrzymaniem go, to jedna była bez szans. Zachwiał się. Usłyszał
ponowny trzask.
Wszystko albo nic, pomyślał.
Wybił się z jednej nogi i na
szczupaka rzucił się do przodu. Deska, po której biegł kilka sekund wcześniej,
złamała się i spadła w dół. On sam zawisł w powietrzu. Miał wrażenie, jakby
wszystko działo się w zwolnionym tempie, choć przecież trwało to tylko ułamek
sekundy.
Leciał aż w końcu rozpłaszczył się
na ziemi z głośnym okrzykiem. Podniósł głowę i zaczął wypluwać piasek, którego
najadł się podczas upadku. Spojrzał za siebie, jeszcze nie bardzo rozumiejąc,
co zrobił przed chwilą. Gdy zdał sobie z tego sprawę, zerwał się na równe nogi
i zaczął tańczyć.
- O, tak! O, tak! Bill to geniusz!
Geniusz - podśpiewywał.
Przypomniał sobie o bracie. Szybko
zerknął w miejsce, w którym wcześniej wisiał. Podskoczył z przerażenia, kiedy
pokiereszowana mara wyglądająca jak jego brat stanęła tuż przy nim. Krzyknął i
poleciał w tył. Przeraził się, że spadnie w przepaść, ale nie zostało po niej
nawet śladu. Upadł boleśnie na tyłek.
Przełknął głośno ślinę, czekając na
rozwój wypadków.
- Zdałeś – powiedziała postać z
wyczuwalnym zadowoleniem. W następnej chwili rozpłynęła się w powietrzu,
zupełnie jak dym z papierosa.
Odetchnął głęboko, zadowolony. Udało
mu się wyjść zwycięsko z pierwszej bitwy. Zostały mu jeszcze trzy. Jeśli jednak
tak wyglądała ta pierwsza, miał poważne obawy co do reszty. To, że te deski
pękały, nie było przypadkiem.
Bill westchnął i przeczesał włosy
ręką. Z zapartym tchem podszedł do kolejnych drzwi i pchnął je.
Przystanął i zaczął się rozglądać.
Jego naszyjnik zgasł, wszędzie było ciemno. W oddali dostrzegł Starą Stację,
która, o dziwo, była oświetlona. Znajdował się na jakimś odludziu blisko torów.
Były tu jakieś dwie lampy dające żółte, mdłe światło. Poza tym nie było tu
praktycznie nic godnego uwagi.
- Ładnie się zaczyna, nie ma co -
burknął.
Miał nadzieję, że nie wyskoczy na
niego żaden potwór. Trochę się zdziwił, że znalazł się w swoim mieście. Czy to
była część testu? A może udało mu się znaleźć wyjście?
- Cholera jasna! Co za ciołek to
montował?! - usłyszał nagle wściekły głos.
Uniósł jedną brew, wpatrując się w
tory. Dostrzegł tam jakiś czarny kształt. Miał wrażenie, że zna tą barwę głosu,
ale to przecież było niemożliwe. Przecież jego brat poszedł drugim tunelem, też
miał do zaliczenia cztery sprawdziany. Co w takim razie robił w jego teście?
Zdumiony szedł wzdłuż torów,
starając się dostrzec coś więcej.
- Tom? - spytał niepewnie.
- Bill?! Co ty tutaj robisz? -
usłyszał zdziwienie w głosie brata.
Czarny podszedł do bliźniaka i
kucnął przy nim.
- Co ci się stało? - spytał młodszy,
marszcząc brwi.
- Cholera wie! Wszedłem w jakieś
drzwi i tak tutaj wylądowałem. A ty?
- Ja tak samo.
Bill patrzył, jak brat próbuje
bezskutecznie wyszarpnąć nogę z szyny. Zaklinowała się w jakiś dziwny sposób,
wyglądała, jakby ktoś ją tam specjalnie włożył i dobrze unieruchomił. O co w
tym wszystkim chodzi? Ma przegryźć tą szynę czy co? Nie jest supermanem, jak
niby ma to zrobić?
- Poczekaj, pomogę ci - rzucił i
chwycił bliźniaka za nogę tuż nad kostką, która również utknęła.
Szarpnął z całych sił, ale stopa ani
drgnęła.
- Gdybyś nosił mniejsze buty, nie
miałbyś takiego problemu - stwierdził Bill, mocując się z nogą.
- Gdybym nosił mniejsze buty, moja
noga utknęłaby tu po same kolano - burknął zirytowany Tom.
Czarny westchnął cicho.
- Co jest? Ani drgnie. Jak w ogóle
mogłeś się w to władować?
- Sam się nad tym zastanawiam. Nie
jestem ciamajdą!
- Spokojnie, jakoś sobie poradzimy.
Ile przeszedłeś testów?
- Jeden.
- Hmm... Ja też.
Nagle zamarli obaj, a potem
spojrzeli na siebie przerażeni.
- Słyszałeś? - spytał Bill.
Tom tylko kiwnął głową, głośno
przełykając ślinę. W jego oczach malowało się przerażenie. Czarny próbował
jakoś uwolnić z pułapki stopę brata, ale powoli zaczynał dochodzić do wniosku,
że utknęła tam na dobre. Miał nadzieję, że zbliżający się pociąg nie jedzie
właśnie po tych torach.
Wpadając w coraz większą panikę,
zaczął z całych sił szarpać za łydkę brata.
- Au! Uważaj trochę! - warknął do
niego Tom.
- Przestań narzekać, w końcu jesteś
twardziel, nie?
- Nie denerwuj mnie!
- Jak niby mam ci pomóc, skoro
narzekasz, że cię boli?!
- Łatwo ci mówić! To nie ty tutaj
utknąłeś!
- To chyba dobre określenie. Nie mam
pojęcia, jak mam ci pomóc. Może zawołajmy kogoś?
- Kogo ty chcesz zawołać na tym
odludziu?! Poza tym, zbliża się pociąg!
- Nie musisz krzyczeć, nie jestem
głuchy!
- Po prostu spróbuj mi pomóc,
dobra?! Nie mam ochoty na bliskie spotkanie z tym głupim pociągiem!
Bill z westchnieniem podjął kolejną
próbę wyciągnięcia stopy Toma z tej dziwnej szyny, ale w ogóle mu to nie szło.
Mimo to nie poddawał się. Pociąg z każdą sekundą był bliżej, hałas, jaki
wydawał, był coraz lepiej słyszalny. Czarny miał nadzieję, że jakoś uda mu się
uwolnić bliźniaka. Nie chciał nawet myśleć o tym, co może się stać, jeśli nie
zdąży na czas.
Przełykając głośno ślinę, próbował
na wszystkie sposoby jakoś uporać się z problemem, ale w ogóle mu to nie szło.
- Stary, pospiesz się! To cholerne
żelastwo jest coraz bliżej! - warknął Tom, kręcąc się na wszystkie strony.
- Przestań się wiercić, tylko mi
wszystko utrudniasz - zirytował się Bill.
Blondyn, klnąc pod nosem, patrzył na
poczynania bliźniaka. Wyglądał, jakby miał zamiar go pobić.
- Spokojnie, damy radę - powiedział
do niego Czarny.
- Łatwo ci mówić! To nie ty tutaj
zaraz zginiesz! W każdej chwili możesz po prostu wstać i sobie pójść!
Bill przestał szarpać za nogę Toma i
spojrzał na niego naburmuszony.
- Naprawdę uważasz, że mógłbym cię
tutaj zostawić? - spytał zły.
- Skąd mam wiedzieć? To, że poleciałeś
za mną w przepaść o niczym nie świadczy. Zrobiłeś to, bo bałeś się zostać sam.
Teraz jest inna sytuacja! Możesz zdać test i wrócić...
- Ciekawe, dokąd? Przecież bestie
powiedziały, że zginęliśmy! Chyba śnisz, jeśli myślisz, że po tym wszystkim tak
po prostu pozwolę ci odejść! Już raz dopuściłem do tego, żebyśmy się pożarli, nie
licz na drugą szansę.
Tom tylko prychnął.
Usłyszeli, że pociąg jest coraz
bliżej. Bill westchnął. Był przerażony całą tą sytuacją. Nie wiedział już, czy
to jest test, czy może naprawdę zaraz zginą. Wiedział tylko jedno: nie bał się
umrzeć, a przynajmniej nie wtedy, kiedy był z nim Tom. Choć jego bliźniak był
wkurzający i irytujący, nawet bezradny jak dziecko, dawał mu poczucie
bezpieczeństwa. Czarny świetnie zdawał sobie sprawę, że jego wiara jest naiwna,
ale co z tego? To jego życie. Jeśli ma życzenie dać się rozjechać przez pociąg,
to już jego sprawa. Ubodło go, że brat posądził go o to, że mógłby go zostawić.
Wbrew pozorom wcale nie był aż takim wielkim tchórzem. Śmierć na pewno nie jest
gorsza niż dwa lata poniżeń i bólu, które musiał znosić. I chociaż w końcu nie
wytrzymał i próbował popełnić samobójstwo, to teraz, będąc z bliźniakiem, czuł,
że nikt nie da rady go złamać. Jeśli tylko Tom będzie przy nim, jeśli będzie go
wspierać, on sobie ze wszystkim poradzi. Nie ważne, czy będzie musiał walczyć z
potworami, czy przekonać się, co oznacza czołowe zderzenie z rozpędzonym
pociągiem. Był z bliźniakiem. Reszta się nie liczyła.
- Bill, pośpiesz się! Za jakieś dwie
minuty ten cholerny pociąg już tu będzie! - warknął Tom.
- Nie ma szans... Musiałbym mieć jakiś
palnik albo coś, żeby to rozciąć. Nie jestem w stanie uwolnić twojej nogi - westchnął
młodszy, siadając obok brata z wyprostowanymi nogami i zataczając półkola
czubkami stóp.
- Chyba żartujesz! Będziesz sobie
teraz tak spokojnie siedział?! - krzyknął Tom.
- Tak.
- Zupełnie cię porąbało...
- Być może.
- ... ale nie mam zamiaru tego
znosić! Pomóż mi, do cholery! Jak tu zostaniemy, zostanie z nas tylko mokra
plama!
- Twojej nogi nie da rady wyciągnąć!
Możesz się szarpać, krzyczeć, złościć... nic ci to nie pomoże. To koniec.
Przegraliśmy.
- Nie poznaję cię - powiedział
zdezorientowany Tom.
- Nie boję się umrzeć, kiedy ty
jesteś ze mną. Gdybym był tutaj sam... Na pewno bym wrzeszczał jak opętany i
szarpał się jak wariat. Ale mogę dokonać wyboru.
- Nie możesz tutaj zostać! Musisz
stąd odejść!
- Nie boję się tego.
- Będzie bolało! - próbował go
przekonać blondyn.
- Tylko przez chwilę.
- Bill, zupełnie ci odbiło!
Spieprzaj stąd, póki jeszcze możesz!
- Nigdy w życiu.
- Czy ty w ogóle rozumiesz, co masz
zamiar zrobić?!
- Jestem samobójcą! Tom, ja nażarłem
się tabletek i podciąłem sobie żyły! Dobrze wiedziałem, co się z nami stanie.
Teraz też wiem. Nie panikuj!
- Nie możesz tutaj zginąć, nie
przeze mnie! Nie masz pojęcia, jak się czułem, kiedy zobaczyłem cię na tej pieprzonej
stacji bladego jak trupa! Nie chcę mieć twojej krwi na rękach, rozumiesz?!
Spadaj stąd!
Tom pokazał ręką, w którym kierunku
ma się udać Czarny, ale ten tylko wzruszył ramionami. Jego spokój był
nienaturalny, ale przyzwyczaił się już do tego typu reakcji. Ześwirował. Och,
jak wspaniale się z tym czuł! Może i był ofiarą i mazgajem, ale na pewno nie
tchórzem. Już nie. To, że miał lęk wysokości się przecież nie liczy. Wiedział,
że gdyby był w sytuacji brata, na pewno reagowałby tak samo jak on. Nie chciałby,
żeby Tom przez niego zginął i bałby się jak cholera tego, co ma się stać. Ale
skoro miał wybór... Był trochę egoistą. Tak naprawdę nie robił tego dla brata,
lecz dla siebie. Nie chciał zostać z tym wszystkim sam. Wolał zginąć razem z
nim, niż przeżyć i egzystować bez niego.
- Zabiję tego pieprzonego kawalarza,
który nas w to wkopał! Uduszę dziada! Co on sobie, do cholery, wyobraża?!
Zamiast zabrać cię z tych pieprzonych torów, to pewnie się teraz z nas nabija!
Ja pier... - wrzeszczał Tom, ale Bill
zatkał mu ręką usta.
- Nie przeklinaj - upomniał go.
- ... dole! To wcale nie jest
zabawne! Co to ma niby być?! - bulwersował się dalej starszy bliźniak, kiedy
Czarny zabrał rękę z jego ust.
Bill przewrócił oczami. Tak, Tom był
słodki. Tylko wtedy, kiedy spał, oczywiście.
Słowa blondyna zagłuszył ryk
pociągu. Tom spojrzał na niego szeroko rozwartymi oczami, mimowolnie szarpiąc
uwięzioną nogą.
- Uciekaj, błagam! Zrób to dla mnie!
- jęknął starszy bliźniak, próbując wypchnąć brata z torów.
- Nie ma mowy! Siedzimy w tym razem
i razem pójdziemy na dno!
- Bill! - wrzasnął Tom.
Czarny zacisnął mocno powieki,
łapiąc brata za rękę.
- Zdałeś, Billy - usłyszał. Poczuł
ból, a potem była już tylko ciemność.
***
Choć raz na czas =.=
Mam nadzieję, że z pozostałymi opowiadaniami też mi się tak uda.
Tak właściwie, to jestem ciekawa co myślicie o Kevinie:).
TUTAJ <---- wstawiłam całe "Odkryć siebie" jako ebook. Jeśli ktoś ma ochotę, może sobie pobrać na komputer, oczywiście nie wolno tego rozpowszechniać bez mojej zgody i podawać się za autora. Nie mam nic przeciwko temu, żeby ktoś sobie to trzymał u siebie na kompie. Chętnych zapraszam. Niedługo wstawię tam również "Okowy życia".
Pozdrawiam!
Myślałam że naprawdę się spotkali :( ale to o wiele ciekawsze niż moje wywody :D
OdpowiedzUsuńojejejejeee c.c cóż tu się porobiło <3 podoba mi się xD tak bardzo, że aż komentuję na telefonie. Gryzienie się z nim nie należy do przyjemnych rzeczy. Podobało mi się <3 cudowne testy, ja bym pierdźka dostała na miejscu Billa. Czekam, co przygotowałaś Tomkowi c:
OdpowiedzUsuńCzyli to był tylko kolejny test? I żadnego pociągu nie było? Uff... Ale mnie nastraszyłaś! Dawaj następny odcinek! :)
OdpowiedzUsuńO Jery, jery, jeryy! Myślałam, że to było naprawdę, a to kolejny test... Umiesz straszyć, nie ma co!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Pobrałam Odkryć siebie. Mrauuu. Czekam na Okowy życia.
OdpowiedzUsuńJezu... Jakoś tak podświadomie wiedziałam, że to kolejny test Billa, ale bałam się, że to serio... Czyli, że się nie spotkali? to było jakby "ukartowane", a Tom nie jest tego świadom? wybacz, bełkoczę bez sensu xp
OdpowiedzUsuńTo jest cudowne. Może i to nie jest twincest, ale doskonale widać tutaj tę niesamowitą więź łączącą bliźniaków... pozdrawiam i weny :D
Hej! Nominowałam Cię do 'Liebster Award'. Więcej informacji na moim blogu: http://agnes-scarlet-may.blogspot.com/2013/01/liebster-award.html :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział.
OdpowiedzUsuńKiedy dalsza część Pozory mylą?
Myślę, że jutro, ale dosyć późno, bo będę w domu dopiero o 22. Postaram się jednak dodać nowy odcinek do dwunastej.
UsuńPozdrawiam!
Uf.. Zdał. Jak dobrze. Nic więcej nie napiszę, bo mam kompletną pustkę w głowie. I tak ledwo przeczytałem rozdział. XD
OdpowiedzUsuńBędę czekać na dalszą część.
Pozdrawiam!