Kiedy tylko Tom przestał się nad
sobą użalać, przystąpił do działania. Wiedział, że sam sobie nie poradzi,
dlatego biegiem wrócił do tamtych bliźniaków. Pół dnia zajęło mu odszukanie ich
groty, ale wreszcie mu się udało. Niepokoił go ból jaki odczuwał w różnych
częściach ciała. Oznaczało to, że Bill cierpi, ale na szczęście żyje. Gdyby
umarł, na pewno by to odczuł.
Wszyscy siedzieli w grocie, cicho
rozmawiając. Gdy go zobaczyli, zapadła cisza. Tom czuł się trochę nieswojo,
kiedy tak się na niego gapili.
- Patrzcie, kto wrócił - rzucił
Damian.
- Chyba ktoś cię trochę poturbował -
stwierdził Szymon ze złośliwą satysfakcją.
- Biłem się z Billem - powiedział
Tom, wywracając oczami.
- Czego chcesz?- spytał Mateusz.
- No, cóż... Trochę tego jest.
- Idź sobie - rzekł Adam, patrząc na
niego wrogo.
Reszta nie miała zamiaru się
odzywać.
- Zaraz sobie pójdę, jeśli tak wam
na tym zależy, ale mam kilka pytań.
- Pytań? Wróciłeś tu po informacje? -
zdziwiła się Weronika.
- Powiedzmy - skrzywił się Tom.
- Usiądź - rzekł Damian, klepiąc
miejsce obok siebie.
Coger podszedł i usiadł obok
blondyna.
- No więc? - spytała Sylwia.
- Mojego brata porwał ten czarny
stwór. Muszę go jakoś odbić, ale kompletnie nie wiem, jak to zrobić.
- Jeśli Billa zabrały Anielskie Demony,
możesz zapomnieć o tym, że go uratujesz. Na pewno już go zabiły - rzekł
Krystian.
- Bill żyje!
- Chciałbyś, żeby tak było! -
powiedział Adam.
- Wiem, że żyje! To właśnie jedna z
rzeczy, których chciałbym się dowiedzieć. Czy jeśli jeden z was sobie coś
zrobi, to drugi to czuje?
- Co? - zdziwił się Damian.
- O czym ty bredzisz? - spytała
Sylwia.
- Odkąd ja i Bill się tutaj
znaleźliśmy, gdy jednemu coś się stanie, drugi czuje to samo. Tak było, kiedy
stłukł sobie kolano, gdy wpadliśmy do tunelu, a potem gdy ja przejechałem się
po ścianie. Nasza bójka i teraz też co chwilę czuję różne bodźce. Wiem, że Bill
cierpi, ale wciąż żyje. Naprawdę nigdy nie mieliście takiego uczucia?
Wszyscy pokiwali głową, że nie.
- Czym my się od was różnimy? Nic z
tego nie rozumiem.
- Może tylko ci się wydawało - rzekł
Damian.
- Na pewno nie. Sprawdzaliśmy to.
Poza tym, jeśli jesteście tutaj tyle czasu, co jecie? Bill nie toleruje już
pewnego rodzaju owoców. Od dłuższego czasu nic nie jadł. Gdy wmusiłem w niego
jabłuszko, zwymiotował.
- Znaleźliśmy różne rzeczy do
jedzenia. Poza owocami są tutaj jeszcze różne krzewy i inne takie.
- Jak można pokonać te potwory? -
Tom zmienił temat.
- Nigdy z żadnym nie walczyliśmy.
One po prostu porywają osoby. Nie wiadomo, co się potem z nimi dzieje, ale
nigdy potem ich nie widzieliśmy. Jak w ogóle was dorwały? - odezwał się Szymon.
- Jeden za nami przyszedł. Wszedł do
naszej groty i wyciągnął z niej Billa. Odleciał gdzieś z nim i nie mam pojęcia,
gdzie. Muszę go szybko odnaleźć, na pewno jest przerażony.
- Chodzili po grotach? - zdziwił się
Damian.
- Jeden chodził. Cholera wie, czego
chciał. Pomożecie mi?
Nie było mu łatwo prosić o pomoc,
ale przecież tu chodziło o jego bliźniaka. On był ważniejszy od jego dumy.
Okazało się jednak, że nie może
liczyć na ich pomoc. Byli przerażeni i nie chcieli się wtrącać w sprawy
dotyczące demonów. Bali się, że zginą. Tom próbował ich jakoś ubłagać, ale
kategorycznie odmówili.
Zrezygnowany pokręcił tylko z
niedowierzaniem głową. Dawno już nie spotkał takich tchórzy. Już miał wyjść z
groty i dalej użalać się nad sobą, kiedy nagle poczuł, że robi mu się zimno.
Zadrżał i mimowolnie spojrzał na wejście do tunelu.
Gdyby jego włosy nie były zaplecione
w małe warkoczyki, zapewne stanęłyby mu dęba. Widok sześciu demonów wlatujących
do groty zrobił na nim piorunujące wrażenie.
Wszyscy zaczęli przeraźliwie
wrzeszczeć i uciekać w głąb tunelu. Demony ryknęły dziko, wręcz ogłuszając Toma
i ruszyły do ataku.
Blondyn nie zastanawiając się długo,
ruszył za resztą, ale daleko nie pobiegł. Wyjście, które najwidoczniej
wcześniej mieli uszykowane do ucieczki, teraz było nieużyteczne. Zasłaniała je
jakaś przejrzysta bariera, której nie mogli przekroczyć, chociaż z całych sił
próbowali przez nią przejść.
Nawet nie próbował, wiedział, że on
też nie ma szans.
Koniec, to już koniec, pomyślał
przerażony Tom.
Przylgnął mocno do ściany. Tuż przy
nim stał Adam, a zaraz za nim Szymon. Macka potwora zamieniła się w długą
czarną kosę, którą uniósł wysoko. Jeden szybki ruch i krew trysnęła z torsu
Adama, a chłopak osunął się bezwładnie na ziemię.
Wrzask jeszcze bardziej się wzmógł.
Tom nawet nie chciał na to patrzeć, ale jego oczy mimowolnie śledziły ruchy
demonów. W kilka sekund dopadły wszystkich, zabijając ich szybko i w miarę
bezboleśnie. Wszędzie było mnóstwo krwi, a ciała zabitych leżały tuż u jego
stóp. Sparaliżowało go.
Zakrył twarz drżącymi dłońmi i
osunął się po ścianie, siadając przy niej ciężko. Nie chciał na to patrzeć,
niech one go wreszcie zabiją. Niech to wreszcie się skończy.
Usłyszał cichy szmer i coś złapało
go za nadgarstki. Pozwolił, aby potwór odsunął mu ręce od twarzy, ale odwrócił
głowę i nadal nie otwierał oczu.
Nic złego się nie działo. Chłód
promieniujący od demona nieprzyjemnie mroził skórę nastolatka, ale poza tym
nikt go nie krzywdził.
Przełknął głośno ślinę i wciąż będąc
w szoku, otworzył oczy.
Wszystkie demony były skierowane w
jego stronę. Ten, który trzymał go za nadgarstki, powąchał go, mimo że nie miał
nosa. Zamruczał dziwnie, strasząc tym Toma, ale nadal nie robił mu krzywdy.
Szarpnął nim, stawiając go na
nogach. Tom już miał się zapytać, czego one chcą, ale poczuł tak wielki ból, że
gdyby demon go nie trzymał, upadłby. Skulił się lekko i zaciskając zęby,
próbował jakoś przeczekać ten atak.
Boże, co tam się dzieje, zastanawiał
się gorączkowo.
Ból dręczył go przez długą chwilę, a
potem po prostu odpuścił. Pomyślał, że może Czarny zginął, ale szybko odrzucił
tą opcję. Taki rodzaj bólu nie mógł oznaczać śmierci. Zaczynał powoli wpadać w
panikę. Nie wiedział, co powinien teraz zrobić, nie miał żadnej możliwości
działania. Był bezradny jak dziecko i obawiał się, że pozostało mu tylko czekać
na ich koniec.
- O co wam chodzi? Chcecie mnie
zabić? – spytał cicho, ale nikt mu nie odpowiedział.
Potwory nie poruszyły się nawet o
milimetr, wciąż trzymając go w niepewności.
- Wiecie, gdzie jest Bill? Czego
chcecie?
Jedna z postaci, ta na wprost niego
prawie niezauważalnie skinęła głową.
- Żyje, prawda?
Żaden ze stworów nie zareagował.
Nagle ten, który był najbliżej, puścił
jego nadgarstki i oplótł go mackami w pasie. W następnej sekundzie już
wylecieli z groty i szybowali w powietrzu. Początkowo Tom krzyknął, ale zaraz
się uspokoił. Pozostałe demony leciały tuż obok. Poruszali się z taką
prędkością, że wszystko dookoła było tylko jedną wielką plamą brązu. Mógł sobie
wyobrazić, jak się czuł Bill, kiedy tak leciał. Na pewno był nieludzko
przerażony, zwłaszcza że przecież miał lęk wysokości. Tom jednak musiał
przyznać, że chociaż niewiele widział, to jednak było to niesamowite.
Ku jego zdumieniu, potwory zabrały
go na górę i to na tę stronę, do której on i Bill nie doszli. Rozejrzał się
zdziwiony po otoczeniu i nagle dostrzegł plamy krwi na trawie.
- Co tu się stało? – spytał, czując,
jak zaczyna go oblewać zimny pot.
Zbyt dobrze wiedział, czyja to była
krew. Czuł przecież, że Czarny ma kłopoty. Ze ściśniętym gardłem szedł po
śladach w stronę lasu. Tuż przy nim dostrzegł nieruchomy czerwony kształt.
Podbiegł tam szybko i upadł na kolana. Obrócił bliźniaka na wznak i jęknął głucho.
Cała jego twarz była zakrwawiona i podrapana, na szyi znajdowała się jakaś
dziwna rana. Ręce były pokaleczone, a skóra zdarta. Bluza była kompletnie
poszarpana, a koszulka miała podłużne dziury, przez które widać było
zakrwawioną klatkę piersiową. Na lewym kolanie spodnie były rozdarte, na
szczęście było to tylko stłuczenie. Kosmyki jego włosów były pozlepiane od
krwi.
- Co mu się stało? - spytał cicho.
Potwory stały nieruchomo i
wyglądały, jakby przyglądały się całemu zajściu. Tom zaczął delikatnie
potrząsać bratem. Musiał go przecież obudzić.
- Jak my sobie teraz tu poradzimy?
To koniec - głos Cogera załamywał się niebezpiecznie.
Pięć demonów odleciało i został
tylko jeden. Przez chwilę stał nieruchomo, a potem nagle przed Tomem wyrosła z
ziemi płaska tablica. Niektóre jej części zaczęły się świecić na biało. Chłopak
zmarszczył brwi. Ułożył bliźniaka na trawie i podszedł bliżej. Tablica miała ze
dwa metry szerokości i trzy wysokości. Zaczęły się na niej pojawiać dziwne
kształty, oraz zielona linia i czerwona kropka. Przez dłuższą chwilę Tom
przyglądał się jej bez słowa, a po chwili połapał się, że ma przed sobą mapę.
Zielona linia musiała oznaczać ich wędrówkę. Uff, nieźle krążyli.
- Czerwony punkt to wyjście? -
spytał Tom, zerkając na czarnego stwora.
Demon lekko skinął głową. Blondyn
uśmiechnął się kpiąco.
- Wcześniej nie dało się tego
pokazać, co? To kawał drogi i to jeszcze przez góry. Jak my mamy się tam
dostać? Co wy w ogóle...
Zanim chłopak skończył, demon wzbił
się w powietrze i odleciał. Blondyn nie wiedział o co chodzi tym stworom, ale
pomogły im i to się liczyło.
Westchnął głęboko i spojrzał na
nieprzytomnego brata. Wciąż był w szoku po tym, co stało się na dole, ale teraz
ważniejszy był jego bliźniak. Pewnie zbyt szybko się nie obudzi. Rozejrzał się
uważnie w poszukiwaniu jakiegoś schronienia, ale nic nie zauważył. Przez chwilę
się zastanawiał, czy zostawić tutaj brata i nie zacząć czegoś szukać w głębi
lasu, ale przecież ten dziwny stwór, który porwał Billa, wciąż się gdzieś tu
kręcił. Musiał więc wziąć go od razu ze sobą. Chyba te całe Anielskie Demony
mają mały rozłam w swoich szeregach, tak to przynajmniej wyglądało. Tak czy
siak, cieszył się, że zdecydowały się mu pomóc. Bez nich nigdy by nie odnalazł
Czarnego.
Kucnął przy bliźniaku i podciągnął
mu koszulkę. Chciał sprawdzić, w jakim stanie jest jego brzuch. Było dosyć
sporo krwi, ale na klatce piersiowej, na której znajdowały się trzy podłużne
rany, jakby ktoś przejechał mu po niej pazurami. Brzuch na szczęście wyglądał w
miarę przyzwoicie. Tom odetchnął z ulgą. Gdyby jeszcze musiał nieść brata na
rękach, to już całkiem byłby kosmos.
Zarzucił sobie Czarnego na ramię i
trzymając go jedną ręką za nogi, wszedł do lasu. Jeśli się nie mylił, to
zostało mu tylko kilka godzin, zanim się ściemni. Musiał się pośpieszyć, jeśli
nie chciał spać pod gołym niebem.
Chodził po lesie i starał się nie
myśleć o tym, co się stało. Analizował za to ich szanse na dostanie się do
wyjścia. Bill nie będzie w stanie iść przez kilka najbliższych dni, będą więc musieli
poczekać, aż poczuje się lepiej. Oznaczało to, że zostaną tu jeszcze dłużej.
Jeśli chcą przeżyć, muszą znaleźć coś innego do jedzenia. W sumie to nie tyle
oni, co on sam. Obiecał sobie przecież, że jakoś wyciągnie ich z tego bagna i
słowa miał zamiar dotrzymać. Kiedy jednak składał tą przysięgę, nie spodziewał
się, że dotrzymanie jej będzie go aż tyle kosztować. Ach, czego się nie robi,
gdy w grę wchodzi męska duma i honor.
Całe szczęście, że mieli mapę.
Przyjrzał się jej dość dokładnie, zanim się od niej oddalił, ale wiedział, że
będzie musiał tam wrócić i postarać się zapamiętać więcej szczegółów. Nie mogą
jej wziąć ze sobą, a szkoda.
Tom znalazł w lesie małe drzewo z
bardzo rozłożystymi gałęziami. Już kiedyś spędzili pod takim noc i nie było tak
źle. Ułożył pod nim brata i zaczął zbierać różne gałęzie i uszczelniać drzewo,
żeby zrobić coś w stylu kopuły. Zrobił tak już raz, zrobi i drugi. Gdy już
efekt był zadowalający, nazbierał liść i jakiegoś mchu, po czym położył to
wszystko na gałęziach. Zadowolony spojrzał na swoje dzieło. Zrobił tylko małe
wejście do środka. Skoro już mają lokum, teraz przydałoby się poszukać czegoś
do jedzenia. Rozejrzał się uważnie i skierował przed siebie, starając się
zapamiętać miejsce, w którym zostawił Billa. Gdyby się zgubił, to nigdy by go
już nie odnalazł.
Szukał aż do zmroku. Znalazł dwa
drzewa z jabłuszkami, ale on też już miał dosyć takiego jedzenia. Był w stanie
się przełamać w razie konieczności, ale i tak musiał szukać dalej. Może i Bill
był nieprzytomny, ale nadal po tym wymiotował.
Cholera by to wzięła, pomyślał
wściekły. W takim tempie to my nigdzie nie dojdziemy. Gdzie ja w ogóle mam
znaleźć coś innego dla młodego? Przecież tutaj nic nie ma! Mam mu dać suche
gałęzie czy co? Jak już ktoś nas tutaj sprowadził, to mógł przynajmniej
zatroszczyć się o pożywienie! Nigdy nie miał zwierzątka czy co? Nie wie, że
trzeba je karmić?
Tom wiedział, że wpadanie w złość
nic mu nie da, ale nie mógł się powstrzymać. I chociaż od samego początku
powtarzał, że ma tego dość, to przynajmniej mógł się w spokoju wściec. Gdyby w
mieście wyszedł na ulicę i się wydarł, na pewno przyjechałaby policja i
zgarnęła go do paki na jakieś dwadzieścia cztery godziny. A tutaj? Mógł się
wydzierać i wydzierać, a i tak nawet nikt nie zwracał na to uwagi. Mimo to
wolał jednak być w mieście i przesiedzieć noc za kratkami niż siedzieć w tym
przeklętym lesie.
Powinien być zły na brata, przecież
gdyby wtedy nie kichnął, to nie leżałby teraz nieprzytomny. Patrząc jednak na
to z drugiej strony, udało im się wrócić na górę, a to był duży wyczyn. Sami
nigdy by się stamtąd nie wydostali. Właściwie to mógł zapytać, jak tamci się
znaleźli w tej przepaści? Że też na to nie wpadł! Trudno, przepadło.
Hej, czy to...
Tom aż podskoczył z radości.
Podbiegł do zauważonego przez siebie drzewa, na którym dostrzegł fioletowe
owoce. Wyglądały jak ogromne śliwki. Zadowolony odtańczył taniec radości, po
czym zabrał się za zrywanie ich.
- Tak, tak! Tom, jesteś bogiem! -
mruczał do siebie zadowolony.
Zerwał tyle, ile tylko był w stanie
unieść. Obszedł drzewo dookoła, liczył na to, że może w pobliżu będzie jeszcze
jakieś inne. Niestety, nie było. Mimo to był z siebie dumny. Szybkim krokiem
zaczął wracać do swojego lokum. Skoro już miał jedzenie, musi teraz zająć się
Billem. Nie wyglądał najlepiej, ale rany nie były zbyt głębokie. Najwyżej
dokuczliwe. Okaże się, jak jest naprawdę, gdy już odzyska przytomność.
Tom z ulgą kucnął przy swoim dziele
i wrzucił tam owoce. Potem wszedł do środka na czworakach. Tego dnia już nie
miał zamiaru się nigdzie ruszać. Co prawda potrzebowali wody, ale uznał, że to
musi poczekać. Było już zbyt ciemno, żeby udać się na kolejne poszukiwania.
Usiadł przy bliźniaku i zaczął go
delikatnie klepać po twarzy.
- Billy... Billy, obudź się! Billy,
no, dalej! - mruczał do niego, ale brat nie reagował.
Zrezygnowany Tom dał temu spokój i
westchnął ciężko. Kiedy on się wreszcie obudzi? Ile można być nieprzytomnym? Że
też nigdy nie słuchał na przysposobieniu obronnym! Mieli przecież zajęcia z
różnych chorób i obrażeń. Gdyby słuchał, potrafiłby mniej więcej powiedzieć,
kiedy Czarny odzyska przytomność, albo przynajmniej umiałby go jakoś docucić.
Ale skąd mógł wiedzieć, że te bzdury kiedyś mu się przydadzą?
Zaburczało mu w brzuchu. Wiedział,
że i tak nic by mu teraz nie przeszło przez gardło, za bardzo martwił go stan
Billa. Zje coś dopiero wtedy, kiedy młodszy się obudzi, choćby miał czekać
kilka dni.
Ułożył się wygodnie obok brata. Było
tutaj nawet całkiem ciepło. Na dworze robiło się coraz ciemniej aż w końcu nic
nie było widać. Tom był zadowolony z tego, że po lesie nie chodzą żadne
zwierzęta ani stwory. Wszędzie panowała idealna cisza. Nie musieli się bać, że
coś ich zaatakuje. No, może tego jednego czarnego stwora.
Jednak to miejsce ma też swoje dobre
strony.
Blondyn leżał i planował, jak
najbezpieczniej byłoby przedzierać się przez góry. Z tego, co widział, czekała
ich długa droga, a nie wiadomo, czego mogą się tam spodziewać. Musiał myśleć o
najgorszym. Wychodził z założenia, że skoro dali sobie radę w tylu różnych
sytuacjach, teraz też sobie poradzą. Nie miał zamiaru się poddawać, mimo że
wątpił, czy tak naprawdę na końcu tej trasy znajdą wyjście. Ale to nie było
teraz takie ważne. Przynajmniej nie będą się już tułać bez celu, mają wytyczony
kierunek i trasę do pokonania. Resztą będą się martwić wtedy, gdy przyjdzie na
to czas. Nie ma sensu przejmować się tym, na co nie ma się wpływu. Być może
akurat im się uda? Kto wie.
Nadzieja matką głupich. To chyba
będzie moje motto, pomyślał Tom, zanim zapadł w sen.
***
Rozdział niesprawdzony. Ewentualne powiadomienia - jutro.
Pozdrawiam!
Dziwne, że te stwory im pomogły, a tamtych ludzi zabiły. Coś musi być niezwykłego w Kaulitzach, bez dwóch zdań.
OdpowiedzUsuńOch, uwielbiam to opowiadanie. *-*
Pozdrawiam!
No pewnie, że w Kaulitzach jest coś niezwykłego :D
OdpowiedzUsuńFakt, trochę to dziwne, że im pomogły, a tamtych zabiły, no ale cóż... Może w końcu uda im się stamtąd wyjść...
Ja się zgadzam z innymi-Kaulitzowie są niezwykli i niepowtarzalni :D
OdpowiedzUsuńTo dziwne, że stwory, które wydają się być złe i gotowe do zabicia ich, pomogły bliźniakom udostępniając mapę z drogą do wyjścia z tego dziwacznego świata. To naprawdę fascynujące.
Lubię twoje opowiadanie. Czasem fajnie jest się oderwać od rzeczywistości i pogrążyć w magicznym świecie.
Jesteś niesamowita. To w jaki sposób piszesz bardzo mi się podoba i dzięki temu bardzo łatwo i przyjemnie się to czyta.
Pozdrawiam i życzę weny ;3
http://over-the-rainbow0.blogspot.com/2012/11/rozdzia-12_24.html
OdpowiedzUsuńPojawił się rozdział 12, zapraszam.
A Twój nowy rozdział przeczytam, jak tylko znajdę czas...
Rozdział jak zawsze mi się podoba. ; )
UsuńZastanawia mnie tylko jedna rzecz..
Dlaczego te potwory inaczej traktują Bill'a i Tom'a? Tamtych zabili, a ich, pozostawili przy życiu i jeszcze im pomagają? Nic nie rozumiem. ._.
No nic. Trzeba czekać na kolejną część tej zagadki. ;D
Pozdrawiam!
Ja chce żeby oni z tamtą wyszli!!! Na pewno zaskoczysz mnie na maska, gdzie oni się potem znajdą, ale starczy już im tej tułaczki, stworów-potworów.Uwielbiam to opowiadanie, trafia w mój gust.Czekam na kolejny odcinek. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKiedy można sie spowiedzwać nowego odcinka Pozory Mylą?
OdpowiedzUsuńKiedy nowy?
OdpowiedzUsuń