Ból.
Pierwsze uczucie, jakie przebiło się
przez ciemność i dotarło do świadomości Toma. Na wpół przytomnie pomyślał, że
przecież to niemożliwe. Spadł w przepaść. Zginął. Nie powinien nic czuć. W
takim razie skąd ten ból?
Przypomniał sobie o bracie. Nigdy by
nie przypuszczał, że Bill tak uparcie się go uczepi i poleci razem z nim. Tak
bardzo bał się wysokości i tego, że spadnie. Dlaczego to zrobił? Bał się zostać
sam?
Blondyn spróbował odetchnąć, ale
jego cierpienie tylko się wzmogło. Spróbował otworzyć oczy, lecz nie był w
stanie. Mógł tylko lekko poruszyć palcami.
Bill... Co z Billem? Czy dobrze się
czuje? Gdzie on jest? Co się tak właściwie stało? Nic z tego nie rozumiał.
Jakim cudem przeżył? Spadli przecież z tak ogromnej wysokości! Powinni się
zabić w momencie upadku. A jednak on czuje zupełnie tak samo, jak wtedy, gdy
żył. A może dopiero umiera?
Jego umysł był zamroczony przez
cierpienie. Podświadomie pozostawał w tym dziwnym transie, żeby nie czuć tak
bardzo bólu. Nigdy go nie lubił. Przez tydzień w tym dziwnym miejscu
doświadczył go więcej niż przez całe swoje życie. To nie było fair.
- Tom! Hej, obudź się! - usłyszał
znajomy głos.
Bill...
Poczuł niewyobrażalną ulgę. Jego
brat żyje i najwyraźniej ma się dobrze.
- Nieźle grzmotnął o ziemię. Mógł
sobie coś połamać - odezwał się nagle jakiś inny głos.
- Tak, to prawda. Gdybyście
widzieli, jak to wyglądało z naszej perspektywy - następny głos.
Gdzie my jesteśmy, do cholery,
myślał Tom.
- Na pewno jesteście bliźniakami?
Macie inny kolor włosów - kolejny głos.
- Przefarbowałem swoje - głos Billa.
- Billy... - wychrypiał cicho Tom.
Spróbował ponownie otworzyć oczy. Po
kilku próbach udało mu się lekko uchylić powieki. Dostrzegł Billa, ale aż w
sześciu kopiach. Zamrugał niecierpliwie. Miał przecież tylko jednego bliźniaka.
- Jak się czujesz? - spytał Czarny.
Jego melodyjny głos był istnym
balsamem dla jego uszu.
- Bywało lepiej - odparł cicho i
nawet uśmiechnął się lekko.
Bill widząc, że bratu nic nie jest,
odetchnął głęboko. Tom spróbował wstać, ale nie był w stanie się ruszyć. Miał
problemy z oddychaniem. Rozejrzał się po grocie, w której byli. Czarny siedział
przy nim po jego prawej stronie, a z drugiej było kilkanaście innych osób.
Zamknął oczy i otworzył je, nie wierząc temu, co zobaczył, ale obraz się nie
zmienił.
- Billy... Czy ja mam omamy? -
spytał niepewnie.
- Nie. Oni naprawdę tu są.
- Cześć, Tom! - powiedzieli wszyscy
chórem, machając do niego.
- Co oni tutaj robią? - spytał.
- Ale z niego gaduła. Tylko się
obudził, a już mu się gęba nie zamyka - odezwał się ktoś.
- Jest gorszy od ciebie, Damian -
kolejny głos, tym razem damski.
Tom spojrzał na pokaźną grupę
młodych ludzi. Z początku myślał, że nadal widzi podwójnie, ale połapał się, że
ma przed sobą bliźniaków. Dla pewności jednak zerknął na własnego brata, który
patrzył na niego z troską. Trzymał go za rękę. Dziwne, wcześniej tego nie czuł.
- Co tu jest grane, do cholery? –
spytał, już kompletnie głupiejąc.
- Jak ty się wyrażasz w towarzystwie
dam? - spytał jakiś oburzony damski głos.
- Dowal mu, Sylwia! - odezwał się
kolejny głos ze śmiechem.
Wszyscy zaczęli gadać jeden przez
drugiego. Tom zamknął oczy i jęknął. Jeszcze tylko ich w tym bałaganie
brakowało.
- Powie mi ktoś wreszcie, co tu jest
grane... do cholery? - spytał w miarę spokojnie, kładąc nacisk na ostatnie dwa słowa.
Bill westchnął.
- Chyba nie chcesz tego wiedzieć -
powiedział cicho.
Tom spojrzał na bliźniaka. Zauważył,
że jest załamany. Na początku myślał, że po prostu był smutny, bo się o niego
troszczył, ale dostrzegł, że to coś więcej.
Co się stało, zastanawiał się
zdziwiony. Bill był słabszy psychicznie, ale dopóki on go nakręcał, nie tracił
nadziei. Dlaczego teraz jest taki przygnębiony?
- Wierz mi, chcę - warknął do brata.
Czarny westchnął.
- Masz tu przed sobą dwanaście osób.
Bliźniaki jednojajowe, tak jak my... - zaczął Bill.
- No, i co z tego?
- To, że oni znaleźli się tutaj w
podobny sposób jak my i też próbowali znaleźć wyjście... ale im się to nigdy
nie udało. Stąd nie ma wyjścia.
- Co?!
Tom patrzył na brata szeroko
otwartymi oczami. Wściekłość dodała mu sił. Jęcząc z bólu, zaczął się podnosić
do pozycji siedzącej.
- Nie wstawaj.
- Pomóż mi albo pieprz się!
Bill z cichym westchnieniem pomógł
bratu usiąść. Tom klął jak szewc. To, że wszystko go bolało, ogromnie
potęgowało jego irytację. W sumie to od samego początku Tom chodził zirytowany
albo wściekły. Przynajmniej Czarny był pewny, że nic poważnego mu się nie
stało.
- Dobra, o co tu chodzi? – spytał,
patrząc podejrzliwie na grupę ludzi.
- Jak w ogóle się tutaj
znaleźliście? - spytał wysoki, postawny blondyn z mnóstwem piegów na twarzy.
Miał niebieskie oczy i głupio się uśmiechał. Ubrany był w zwykłe jeansy i
czarną kurtkę. Wyglądał, jakby przeszedł w tym stroju prawdziwy obóz
przetrwania.
- Byliśmy na Starej Stacji w naszym
mieście. Rąbnął w nią piorun, tuż obok nas - powiedział Bill, patrząc na brata
wymownie.
- Wow! Nieźle! - odezwała się ruda
dziewczyna z zielonymi oczami. Miała na sobie ciemny dres, również brudny i
bardzo zniszczony.
- Moglibyście się przedstawić? -
spytał Tom.
- Damian, a to mój bliźniak Daniel.
- Sylwia, a to moja bliźniaczka
Sara.
- Patryk i Aleks.
- Adam i Szymon.
- Krystian i Mateusz.
- Diana i Weronika.
Tom bezczelnie lustrował wzrokiem
każdego po kolei. Niebieskooki blondyn miał na imię Damian, a jego wierną kopią
był Daniel. Sylwia była wygadanym rudzielcem w ciemnym dresie, a jej
bliźniaczka, Sara, była ubrana tak samo. Dalej miał przed sobą Patryka i Aleksa.
Obaj nosili okulary, mieli piwne oczy i byli szatynami z dość długimi włosami.
Ubrani byli w jeansy, ciemne adidasy i kolorowe bluzy. Następny był... Adam.
Wyglądał, jakby uciekł z jakiegoś zakładu. Na szyi miał obrożę, włosy
przefarbował na czarny kolor. Nosił czarną skórzaną kurtkę nabijaną ćwiekami i
ciemne rurki wciśnięte w glany. Jego brat, Szymon, wyglądał podobnie, z tym że
miał na głowie kolorową fryzurę - kiedyś zapewne był to irokez, ale już
niewiele z niego zostało. Krystian i Mateusz byli mocno napakowanymi brunetami
odznaczającymi się latynoską urodą. Obaj byli porażająco przystojni i modnie
ubrani: mieli na sobie jasne koszulki i czarne szorty, których nie kupi się w
pierwszym lepszym sklepie. Na końcu siedziała Diana z Weroniką. Były to
murzynki z krótkimi, kręconymi włosami i sympatycznym wyrazem twarzy. Obie
miały na sobie czarne, obszerne koszulki i szerokie spodnie oraz sportowe buty.
Wszyscy byli brudni, a ich ubrania były porwane w kilku miejscach. Cała ekipa
była zbieraniną ludzi różniących się między sobą praktycznie pod każdym
względem. Łączyło ich tylko jedno - mieli bliźniaka.
- Próbowaliście się stąd wydostać? -
spytał Tom.
- Tak, ale nie udało się nam -
odparł Mateusz.
- Jak się wszyscy odnaleźliście?
- Tak samo, jak znaleźliśmy was.
Przez przypadek - rzekła Sara.
- Ile czasu już tutaj jesteście?
- Najdłużej jesteśmy tutaj ja i Adam
- powiedział Szymon.
- Najdłużej czyli ile? - spytał Bill.
- Dziesięć lat.
Tom i Bill spojrzeli na siebie
porozumiewawczo.
-To w końcu my żyjemy, czy nie? No
bo już nic z tego nie rozumiem -rzekł Tom.
- Nie mamy pojęcia. W życiu każdego
z nas wydarzył się wypadek, po którym zostaliśmy uwięzieni tutaj. Nikomu nie
udało się odnaleźć wyjścia. Podejrzewamy, że w ogóle go tutaj nie ma.
Prawdopodobnie nie żyjemy - Sylwia wzruszyła ramionami.
- Gdzieś musi być jakiś haczyk -
westchnął Bill.
- Zabiję tego pieprzonego kawalarza!
Niechno go tylko znajdę! - syknął Tom, zaciskając ręce w pięści.
- Jeśli chcecie, to możecie iść
dalej, ale nie łudźcie się - stąd nie można uciec - rzekł z goryczą Krystian.
Wszyscy westchnęli jak jeden mąż.
- To bez sensu! A w ogóle... Jakim
cudem przeżyliśmy taki upadek?! Jeśli to jest bezpieczne... z chęcią skoczę
jeszcze raz! - rzekł Tom.
- Następnym razem na pewno się
zabijesz. Mieliście cholerne szczęście. Widzisz te ciemne punkty poruszające
się w powietrzu? To są krwiożercze potwory. Nazwaliśmy je Anielskimi Demonami,
bo wyglądają jak anioły, ale są czarne i zachowaniem przypominają demony.
Latają tak cały dzień. Zabiły już... kilku naszych. Gdy spadaliście w dół,
jednego przetrąciliście... - tłumaczył Damian.
- Co?!
- Naprawdę! Gdybyście siebie
widzieli! Lecicie w dół i nagle przysunęliście w jednego z nich. Rozerwało go
na strzępy, tylko pióra się z niego posypały. Dzięki niemu straciliście swój
rozpęd, a że on był miękki... Wyglądało to tak, jakbyście spadli mniej więcej z
piętnastu metrów - dokończył Daniel.
- Dlaczego ja straciłem przytomność,
a Bill nie?
- Obaj byliście nieprzytomni, kiedy
was stamtąd zabieraliśmy. Bill nie miał żadnych obrażeń, bo upadł na ciebie. To
ty wyrżnąłeś w ziemię. Tak czy siak, jesteście niezłymi farciarzami -
dopowiedział Damian.
- Dlaczego te stwory nas nie
zaatakowały? - spytał Czarny.
- Nie mam pojęcia. Chyba po prostu
mają dobry dzień.
- Jak cholera! Dobra, Bill,
zbierajmy się. Musimy się stąd wydostać - burknął Tom.
Wszyscy spojrzeli na niego zdumieni.
- Za mocno uderzyłeś się w głowę?
Stąd nie ma wyjścia! - powiedziała Sara.
- To wy tak uważacie – odparł,
próbując wstać z kwaśną miną.
- Jesteś naiwny - wytknął mu Szymon.
- A ty głupi - odgryzł się.
Szymon poczerwieniał ze złości.
Zerwał się ze swojego miejsca i ze wściekłą miną spoglądał na Cogera.
- Odszczekaj to! - syknął do Toma,
zaciskając dłonie w pięści.
- Nie mam zamiaru. Stwierdzenie
faktu nie jest przestępstwem. Gdybyś naprawdę myślał, to zauważyłbyś pewne
prawidłowości.
- O co ci chodzi?! Jesteś powalony!
- Tom ma na myśli to, że nic nie
dzieje się bez przyczyny. Wychodząc z tego założenia, można wywnioskować dwie
ważne rzeczy. Po pierwsze każdemu z nas przydarzył się nieszczęśliwy wypadek,
po którym znaleźliśmy się w dziwacznym miejscu. Po drugie są tutaj tylko
bliźniaki jednojajowe. Zbieg okoliczności? Może tak, a może nie. Jak na mój
gust, zostaliśmy tu sprowadzeni z jakiegoś powodu - odezwał się cicho Bill.
Szymon zaczął klaskać z głupią miną.
- Brawo, piękne przemówienie! Ile
tutaj jesteście? Miesiąc? Dwa? Ja jestem tu dziesięć lat! Dziesięć pieprzonych
lat! Wiele tu przeszedłem i ktoś taki jak ty nie będzie mi mówił, co mam robić!
Szukaliśmy z Adamem miesiącami, ale nic nie znaleźliśmy. Wszędzie tylko skały,
podziemne tunele, góry, pustynie i lodowce! Ale proszę bardzo! Idźcie sobie!
Będą dwie gęby mniej do wykarmienia.
- Szymon, przestań - powiedział
Adam.
- Nie! To świry, nie widzicie tego?
To...
- I mówi to facet z kolorowym
irokezem na głowie - zaśmiał się Tom.
Bill patrzył z niepewną miną raz na
jednego chłopaka, a raz na drugiego. Trochę go dziwiło, że nikt się nie wtrąca,
tylko wszyscy z zainteresowaniem czekają na rozwój wypadków. Szczerze
powiedziawszy to Tom całkiem dobrze się trzymał na nogach, biorąc pod uwagę,
jak wyglądał kwadrans wcześniej. Trochę mu się trzęsły kolana, ale w tych
spodniach prawie nie było tego widać.
- Myślisz że ty wyglądasz normalnie
w tych workowatych ubraniach i z tym debilnym kolczykiem w ustach?
- Przynajmniej nikt nie pomyśli, że
biegam na smyczy.
- Co?!
- Stary, chodzisz w obroży! Nie mam
nic do metali, ale nie pozwolę, żeby ktoś krytykował moje ciuchy! Jeśli ktoś ma
tu coś odszczekać, to ty!
- Po moim trupie!
- Już jesteś trupem, stary, tylko
jeszcze nie zdajesz sobie z tego sprawy!
- Co, nowa teoria? - spytał
ironicznie Adam, który miał już dość kłótni i tego, że jakiś „idiota” obraża
jego brata.
- Dajcie już spokój. To bez sensu.
Macie tu jakąś wodę? - odezwał się Bill.
- Tak - powiedział Damian.
- Ale nie dla was. I tak idziecie na
pewną śmierć, więc szkoda jej marnować. Poza tym, nie chcemy się z wami dzielić
- dorzucił od razu Szymon.
Czarny wkurzył się. Co ten palant
sobie wyobraża? Zachowuje się, jakby pozjadał wszystkie rozumy.
-Nie to nie, łaski bez! - zirytował się Bill. - Nie mam zamiaru się
prosić! Radziliśmy sobie sami przez tyle czasu, więc obejdzie się bez waszej
pomocy. Ale wiedz, że jesteś głupim, niedorozwiniętym, nieudolnym, porąbanym
palantem, który myśli, że wszystko wie! Nie dziwię się, że przez dziesięć lat
nie udało ci się znaleźć wyjścia! Z takim małym mózgiem też nie dałbym sobie
rady! - Bill aż poczerwieniał ze złości.
Wszyscy patrzyli na niego
zaszokowani. Nikt by się nie spodziewał, że taki spokojny i łagodny chłopak w
ogóle potrafi kogoś wyzwać i jeszcze dopiec mu przy tym do żywego. Tom patrzył
na bliźniaka równie zdezorientowany jak inni, ale po chwili uśmiechnął się
tylko. Czarny zaczynał się zachowywać jak kiedyś, kiedy jeszcze byli
nierozłączni.
- Ty... - syknął Szymon, ale Bill mu
przerwał.
- Zamknij się, bo ci przywalę!
Wszyscy wybuchli śmiechem. Szymon
był o głowę wyższy od młodego Cogera, a poza tym tęższy. Chudy Bill nie
wyglądał na specjalnie silnego.
- Ale się boję. Ojej, już biegnę do
mamusi - ironizował chłopak.
- Lepiej zacznij!
- Jesteś żałosny! Że niby ty... -
zaczął drwić Szymon, ale Bill, nie namyślając się długo, wyprowadził szybki i
celny cios pięścią, trafiając zdziwionego metalowca w nos.
Tom poczuł ból w ręce i zaśmiał się,
kiedy Szymon upadł na tyłek.
- Cholera, boli! - warknął Bill,
machając dłonią.
Poszkodowany złapał się za nos, z
którego buchnęła krew i patrzył na Czarnego jak na wariata. Nie sądził, że
chłopak zrealizuje groźbę.
- Jak śmiesz... - zaczął Adam, ale
Tom szybko zareagował.
- Spadaj! - powiedział i uderzył go
w twarz najmocniej, jak tylko mógł w takim stanie.
Adam padł na ziemię i już nie wstał.
Był nieprzytomny. Tom się cieszył, że wcześniej poharatał sobie tylko
wewnętrzną stronę dłoni, inaczej chyba by się popłakał z bólu przy takim
uderzeniu.
- Chodźmy stąd! Nic tu po nas -
rzekł Bill, obserwując nieprzyjazne twarze.
Tom tylko zaśmiał się w odpowiedzi.
Czarny podszedł do niego, wcisnął mu się pod ramię i pomagając mu iść, wyszli z
groty. Blondyn trochę kulał, ale był w stanie kontynuować wędrówkę.
- Znowu sami - westchnął cicho.
- Tak... - odparł Bill.
- Żałujesz?
- Może trochę. Ale to teraz
nieważne. Musimy znaleźć wodę, trzeba wreszcie zmyć z ciebie krew i opatrzyć
twoje ręce.
- Eh, dobra. Idźmy przy samej
ścianie, te dziwne stwory krążące w górze nie wyglądają zbyt zachęcająco.
Czarny spojrzał do góry. Kilkanaście
metrów nad ziemią w kółko latały dziwne postacie. Były całe czarne i miały
skrzydła. Z tej odległości nie można było dostrzec dokładnego wyglądu, ale
bracia byli pewni, że cokolwiek to jest, na pewno nie ma nic wspólnego z
człowiekiem.
- Spadajmy stąd, zanim nas zaatakują
- powiedział Tom.
- Dlaczego nas nie ruszają? Nic z
tego nie rozumiem.
- Nie myśl o tym. I przestań siorbać
tym nosem, na litość boską! Wiesz jakie to jest denerwujące?
- Przepraszam, ale nic na to nie
poradzę! Przeziębiłem się.
Tom tylko westchnął. Nie dość, że
odgłosy wydawane przez Billa działały mu na nerwy, to jeszcze szli w żółwim
tempie. Zapowiadał się bardzo długi dzień.
Przez kilka godzin żaden z nich się
nie odezwał. Bill był coraz bardziej zmęczony, prowadzenie brata nie było
łatwe. Może by mu szło lepiej, gdyby nie był przeziębiony, a może nie.
- Rety, Tom! Jeśli z tego wyjdziemy,
zrzuć parę kilo! Ważysz z tonę!
Blondyn tylko prychnął.
- Ważę siedemdziesiąt kilogramów. To
idealna waga przy moim wzroście.
- Nie dla kogoś, kto musi cię
prowadzić!
- Nie narzekaj! Zawsze mogło być
gorzej.
- To chyba się stanie moją dewizą
życiową.
- Ta...
Pod wieczór chłopcy znaleźli grotę,
w której mogli przenocować. Szczęście im dopisało, ponieważ w środku z jednej
ze ścian wypływał malutki strumyk. Zadowoleni ugasili pragnienie.
- Oderwij kawałek swojej koszulki -
powiedział nagle Bill.
- Dlaczego moja koszulka?!
- Bo jest taka długa, że nawet jeśli
oderwiesz spód to i tak bez problemu włożysz ją w spodnie.
- Nie zgadzam się.
- Chcesz chodzić cały uświniony we
krwi? Poza tym, w ranę może wdać się zakażenie. Mielibyśmy już całkiem
pozamiatane.
Tom burcząc pod nosem, jak bardzo
nie znosi brata, ściągnął bluzę i koszulkę, po czym oderwał cały spód. Był
wściekły, bo to była jego ulubiona, ale nie miał wyjścia. Nałożył na siebie
resztki swojej koszulki i włożył bluzę. W grocie było bardzo zimno.
Bill kazał mu przemyć twarz i ręce w
strumyku. Kiedy Tom już to zrobił, Czarny dokładnie starł z niego krew i porwał
koszulkę na mniejsze pasy, które przypominały bandaż.
- Robiłeś to kiedyś? - spytał Tom.
- Nie. Jak będzie za mocno to mów.
- Ok.
Bill wiedział mniej więcej, jak
powinien zawiązać koszulkę. Zrobił to w miarę sprawnie. Niestety nic nie mógł
zrobić z podrapaną twarzą bliźniaka. Tom musiał po prostu czekać, aż te rany
się zagoją.
- Jestem wykończony... - westchnął
poszkodowany, kładąc się na ziemi.
- A ja głodny - mruknął Bill, idąc w
ślady brata.
Blondyn jęknął.
- Nie przypominaj mi o tym!
- Nic nie poradzę na to, że chce mi
się jeść!
- Trzeba było najpierw spytać o
jedzenie, a dopiero potem bić tamtego gościa.
- Jeśli myślisz, że jesteś zabawny,
to...
- Daj spokój. Ja lepiej nie będę cię
denerwował, bo jeszcze mi przyłożysz, tak jak tamtemu.
Bill spojrzał na brata z taką miną,
że ten wybuchnął śmiechem.
- Zamknij się i śpij!- warknął do
niego Czarny, szturchając go w bok.
Tom nic nie powiedział, tylko z
uśmiechem zamknął oczy. Szybko zasnął.
***
Trochę nieadekwatnie do dzisiejszego święta, ale co tam.
Miłego weekendu!
Tego to ja się nie spodziewałam, naprawdę...
OdpowiedzUsuńPrzewidywałam wszystko, ale nie to, że ktokolwiek będzie w tym przedziwnym miejscu razem z nimi...
Hah, Bill dobrze mu przyłożył, jestem z niego dumna xD
No to teraz do soboty <3
Mój Billy i jego charakterek <3
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością
O jeeeej. Dzisiaj padłam. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, bardzo mnie tym zaskoczyłaś ale nadal jest to dla mnie bardzo interesujące i intrygujące jednocześnie ;) Czekam na nowy odcinek. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNie, no zaskoczyłaś mnie totalnie. Co to jakaś przechowalnia bliźniaków czy miejsce gdzie trafiając skłócone rodzeństwa by dostać szkołę życia? Totalnie nie mam pojęcia, ale wyobraźnie masz mega. Odcinek bardzo fajny, Bill pokazał swój charakterek. Uwielbiam twoje dialogi. Czasem rozbawiają mnie do łez. Czekam na kolejny odcinek. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPS. U mnie pojawił nowy odcinek na www.granicemilosci-twincest.blogspot.com
Kitty
Teraz to już nic z tego nie rozumiem... Ale podobało mi się, jak Bill przywalił temu kolesiowi. :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Haha, Billy się wkurzył :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się pomysł z tymi bliźniakami jednojajowymi. I oczywiście Tom się nabija z Czarnego,a on jak zwykle coś wypali, uwielbiam te dialogi.
"- Rety, Tom! Jeśli z tego wyjdziemy, zrzuć parę kilo! Ważysz z tonę!
Blondyn tylko prychnął.
- Ważę siedemdziesiąt kilogramów. To idealna waga przy moim wzroście.
- Nie dla kogoś, kto musi cię prowadzić!"
Tylko nie rozumiem, gdzie podziały się zwłoki tego "anioła", bo skoro rozerwało go na strzępy to coś powinno spaść oprócz piór. Ale to pewnie tylko moja wizja. ;)
Fajny odcinek. Szkoda tylko, że nie dogadali się z tamtymi. W sumie, lepiej trzymać się w grupie.. Ale we dwójkę chyba też sobie dadzą radę.
OdpowiedzUsuńSzczerze, to i ja nic jeszcze z tego nie rozumiem, więc.. Trzeba czekać na ciąg dalszy.
Może coś się wyjaśni.
Pozdrawiam. : D
Boże, co to za miejsce, że nie są tam sami, a w dodatku trafiają tam tylko (chyba) bliźniaki jednojajowe? Jakieś przeklęte piekło dla bliźniaków, czy co? Bo niebo to to nie jest xD
OdpowiedzUsuńHa! W Billu obudził się potwór :D Brawo! Tamtemu się należało.
Kiedy się to wszystko wyjaśni?
Nie no! Ten odcinek przerósł moje oczekiwania <3 Jesteś świetna, a twoja wyobraźnia czasem mnie przeraża xD Co to ma być za miejsce? Jak na razie nic z tego nie rozumiem, ale mam nadzieję, że niedługo wszystko się wyjaśni. Brawo dla Billa! Należało się tamtemu! Nie powinien zaczynać z bliźniakami Coger!
OdpowiedzUsuńWENY! :D
PS. Zapraszam do mnie na: es-ist-gegen-meinen-willen.blogspot.com
Jest nowa notka :)
http://deadly-psychopath.blogspot.com/ pojawiła się dziewiątka. Zapraszam.
OdpowiedzUsuńSerdecznie chciałabym zaprosić moją idolkę opowiadań do przeczytania i ocenienia mojego pierwszego dzieła. Byłoby mi szalenie miło, gdybyś odwiedziła.
OdpowiedzUsuńzapraszam na
http://niewolnik-kaulitz.blogspot.com/