niedziela, 15 stycznia 2017

12.Śledztwo

 Chodzenie do szkoły wielkości Beacon Hills High School miało to do siebie, że informacje rozprzestrzeniały się błyskawicznie, zwłaszcza jeśli dotyczyły tych popularnych dzieciaków. Jasne, kto by się tam interesował kimś takim jak Stiles Stilinski? Jego życie nie było wystarczająco ekscytujące – czy ważne dla innych – by wziąć go na języki.
Z kimś takim jak Jackson Whitemore było jednak zupełnie inaczej.
- Stary, słyszałeś? – szepnął do niego Scott na początku pierwszych zajęć, korzystając z nieuwagi nauczyciela. – Jackson ześwirował.
Stiles uniósł brwi. W jego opinii Jackson nigdy nie był całkiem normalny, ale nie mówił tego głośno. Wolał nie dawać Jacksonowi więcej powodów do przemeblowania mu twarzy.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem – rzucił, bo w końcu to był Scott, który też średnio lubił szkolną gwiazdkę drużyny lacrosse i w życiu by tego nie powtórzył. No, może Allison, ale to tyle. Stiles mógł z tym żyć.

- Stary, ale tak… serio ześwirował! – mówił Scott. – Trafił do szpitala nawalony jak messerschmitt i poraniony i opowiadał na prawo i lewo, że widział jakąś młodą laskę rozrywającą inną babkę na strzępy. – Stiles zrobił gest ręką, każąc Scottowi kontynuować. – Teraz będzie najlepsze. Jackson zarzekał się, że laska miała pazury i kły i jej oczy świeciły na niebiesko. Mówił, że ledwo uszedł z życiem. Policja nie znalazła żadnego ciała i nikt mu nie wierzy. Ponoć zażył jakieś dragi i to wszystko mu się wydawało.
- Widział, jak ta babka wyglądała? – spytał Stiles z wyraźnym zaciekawieniem.
Scott spojrzał na niego jak na wariata.
- Stary, to ten moment, kiedy mówisz, że Jackson ześwirował i planujemy jak się z niego ponabijać w porze lunchu.
Stiles chrząknął i szybko się zreflektował.
- Em, haha, jasne, tak… Tylko sprawdzałem twoją reakcję, haha, bezbłędna – paplał bez ładu i składu, byle tylko coś mówić.
Scott już chyba przywyknął do jego dziwnego zachowania ostatnio, bo nie skomentował tego. Nauczyciel klasnął dłonie i zaczął lekcję, dając Stilesowi wymówkę, by nic nie mówić.
Babka. Świecące na niebiesko oczy. Czyżby ta sama, która go zaatakowała? Inni mogli się śmiać, ale on nie sądził, by Jackson rzeczywiście zmyślał. Był na tyle głupi, by o tym paplać, to pewne, ale zmyślać? Nie, podał zbyt dużo informacji zaskakująco pokrywających się z tymi, które zebrał Stiles.
To nie był przypadek. Ta babka, kimkolwiek była, była wilkołakiem. Lub inną nadprzyrodzoną istotą, ale Stiles obstawiał wilkołaka. Była być może jedynym, który żył w Beacon Hills tuż pod nosem łowców. To oznaczało, że albo była niezwykle sprytna i dobrze się ukrywała, albo łowcy o niej wiedzieli i pozwalali jej hasać po mieście. Nie miał zbytnio możliwości, żeby się dowiedzieć, z którą opcją miał do czynienia. Wątpił też, by odkrycie tożsamości tej kobiety było proste. Tak samo motywu, miał za mało informacji. Jeśli jednak była rzeczywiście odpowiedzialna za morderstwa, które policja obecnie miała w kartotece, dokładne zbadanie ich powinno mu w tym pomóc.
- Idziesz z nami po lekcjach na kręgle? – spytał Scott. – Allison będzie mnie uczyć.
- Sorry, mam już inne plany – powiedział Stiles.
Scott spojrzał na niego podejrzliwie.
- Inne plany? Czyli co?
Stiles podrapał się po głowie.
- Uhm, ten chłopak, który mi się podoba… mam okazję spędzić trochę czasu w jego towarzystwie i zobaczyć, czy wytrzyma ze mną więcej niż pięć minut.
- Sam na sam? – spytał Scott z szerokim uśmiechem. Matko, był taki łatwowierny. Stiles zdecydowanie musiał wziąć się za niego i uświadomić mu, że istnieje coś takiego jak kłamstwo i używanie tego może znacznie ułatwić jego życie.
- Nie, nic takiego, ale i tak…. Jeśli wytrzyma ze mną choć z pięć minut, będzie to spory wyczyn.
Scott zaśmiał się.
- Okej, ale musisz mi wszystko powiedzieć! Wszystko.
- Jasne, że ci powiem! Miałbym coś przed tobą zataić?!
Będę się smażył w piekle, pomyślał Stiles, kiedy Scott uśmiechnął się szeroko, wyraźnie zadowolony z tego zapewnienia…
… które nim ani trochę nie było.
No nieważne. Stiles miał ważniejsze rzeczy na głowie, niż pójście na kręgle ze Scottem.
Miał dziwne przeczucie, że czas na rozwikłanie zagadki się kończy, a on jeszcze nic tak naprawdę nie wiedział. Jeśli Argentowie chcieli wojny z wilkołakami, znalezienie prawdziwego mordercy nie rozwiąże problemu. Stiles nie sądził, żeby łowcy się wycofali, ale… z jakiegoś powodu czuł, że znalezienie sprawcy może im pomóc. Tak czy siak, nawet jeśli nie pomoże to wilkołakom, z pewnością pomoże jego ojcu. Te zabójstwa doprowadzały go do szału.
Wojny z łowcami i tak nie zdoła powstrzymać. Nie miał żadnego wpływu na to, co zrobi Peter czy Argentowie. Na tym polu był zupełnie bezradny. Chciał im pomóc, ale nie wiedział jak. Danny też jeszcze nie odkrył, do kogo należała broń znaleziona w mieszkaniu Matta. I czemu część nieżyjącej watahy uważana była za zaginioną, skoro już dawno nie żyli? Jakim cudem ta babka podróżowała sobie między lasem a miastem i alarm nie wył?
Nic z tego nie rozumiał.
Pojechał do domu i wyciągnął akta, które skopiował na komisariacie i jeszcze raz zaczął je przeglądać. Alicji Ferguson nie brał pod uwagę, bo została zabita przez łowców. Cała zabawa zaczynała się przy drugiej ofierze, którą był Conrad Peterson, trzydziestosześcioletni mechanik. Wdowiec. Mieszkał sam na obrzeżach miasta, miał swój własny warsztat. Sierota. Jego żona zmarła pięć lat wcześniej na raka. Nie mieli dzieci. Dom ciągle stał pusty, więc nie zastanawiając się długo pojechał tam.
W trawnik był wbity znak „for sale”. Nie za bardzo mógł węszyć w mieszkaniu w środku dnia, więc zapukał do sąsiedniego domu. Otworzyła mu mniej więcej dwunastoletnia dziewczynka.
- Hej – przywitał się.
- Hej – rzuciła, patrząc na niego podejrzliwie.
- Jest ktoś dorosły? Mama? Tata?
- Nie.
- Hmm, i tak otwierasz drzwi nieznajomym? Wiesz, że mógłbym cię porwać, prawda?
Zmierzyła go wzrokiem od stóp do głowy i rzuciła mu spojrzenie typu „chyba kpisz”.
Mądrala.
- Okej, dobra. Chciałem zapytać o waszego byłego sąsiada, Conrada Petersona. Robię wywiad do gazety na temat ataków bestii i zabójstw w naszym mieście w ostatnim czasie.
- Nie robisz żadnego wywiadu! – oceniła od razu. – Wiesz, że widać, kiedy kłamiesz, prawda?
Stiles sapnął z irytacją i podparł się pod boki.
- Pomożesz mi czy nie?
Mała wywróciła ostentacyjnie oczami, oparła się o futrynę i splotła ręce na piersi. Stiles nie miał pojęcia, kogo przedrzeźniała, ale gdyby nie był sfrustrowany jej przemądrzałością, totalnie by jej pogratulował.
- Co chcesz wiedzieć?
- Czy Conrad zachowywał się ostatnio dziwnie? Czy pojawiali się tutaj jacyś dziwni ludzie? Wiesz, zupełnie nowi?
- Cóż, był tutaj bardzo przystojny facet. Znany prawnik z naszego miasta. Jeden z Hale’ów.
- Peter Hale? – podpowiedział z zaskoczeniem.
- Tak, chyba tak. Wydaje mi się, że się bzykali ze sobą.
Stiles wybałuszył na nią oczy.
- Co?
- Okej, dobra, może się nie bzykali. Możliwe, że tylko naprawiał mu samochód. Czasami widywałam go w warsztacie wujka Conrada. Mówił mi, że znają się ze szkoły.
To mogła być prawda. Według akt Peter miał 37 lat, a Conrad 36. Faktycznie mogli się znać.
- Okej, czyli Conrad był mechanikiem Petera. Czy pojawił się jeszcze ktoś dziwny?
- Nope.
- Nie pomagasz.
- Kto ci powiedział, że pomogę?
Stiles westchnął ciężko i pokręcił głową. Podziękował małej i zdecydował spróbować u innego sąsiada. Z irytacją pomyślał, że jeszcze się okaże, iż to Peter pozabijał tych wszystkich ludzi. Szczerze mówiąc, nie zdziwiłoby go to zbytnio.
Inni sąsiedzi nie powiedzieli mu o wiele więcej. Conrad trzymał się na uboczu. Nie szukał sobie nowej żony i zdecydowanie nie szukał sobie przyjaciół. Wszyscy wiedzieli, że chodził do klubu „Gate Away”, gdzie podrywał kobiety na jedną noc. To zgadzało się też z raportem policji, bo niedługo przed śmiercią widziano go właśnie w tym klubie. Wpuszczano do niego od szesnastu lat, więc Stiles postanowił pójść tam wieczorem.
Kolejna na liście była pani Clarkson. Mieszkała w ładnym bloku z drugiej strony miasta, bardzo blisko lasów okupowanych obecnie przez „bestie”. Włamanie się do jej mieszkania było bajecznie proste, gdy już zorientował się, że jej drzwi zostały tylko zatrzaśnięte z zewnątrz i nawet nikt nie pofatygował się, by zamknąć je na klucz. Nie miały z zewnętrznej strony klamki, więc wsunięcie karty bibliotecznej między futrynę a drzwi wystarczyło, by dostać się do środka.
Wszystko ciągle zaklejone było policyjną taśmą, pozaznaczano miejsca, gdzie znaleziono materiał dowodowy. Na ścianach i podłodze było pełno krwi. Stiles skrzywił się. Cokolwiek dopadło tą biedną starą kobietę, na pewno nie było człowiekiem.
Nie bardzo wiedział, co z tym zrobić. Wątpił, by ta kobiecina mogła komuś podpaść. Jaki ktoś mógł mieć motyw, by ją zabić? I czemu akurat ją? Wybrano ją celowo czy może jednak była zupełnie przypadkową ofiarą? I czy mogła być przypadkową ofiarą, skoro zamordowano ją w jej własnym mieszkaniu? I dlaczego po wszystkim zaciągnięto jej zwłoki do lasu? Jak to możliwe, że nikt niczego nie zauważył? Czy może nikt nie chciał zauważyć? A może były osoby, które widziały całe zajście, ale uznały, że to nie jest możliwe? W końcu nie każdy chce paplać tak jak Jackson, że widział kobietę ze świecącymi na niebiesko oczami, kłami i pazurami. Coś takiego wielu skłoniłoby do milczenia. No, pod warunkiem, że to ta babka  była odpowiedzialna za te zabójstwa.
Stiles rozejrzał się jeszcze raz po zdemolowanym mieszkaniu. Odszukał w telefonie zdjęcia akt pani Clarkson i spojrzał na datę jej śmierci, a potem sprawdził, czy była wtedy pełnia księżyca.
I bingo. Była.
Świeżo przemienione wilki nie panują nad sobą podczas pełni, przypomniał sobie. Erica i Boyd ciągle nie potrafili nad sobą zapanować, a spędzili z watahą już dobrych kilka miesięcy. Co, jeśli ta babka też została przemieniona i nad sobą nie panowała? Co, jeśli straciła kontrolę i rozerwała babulkę na strzępy, ulegając swoim wilczym instynktom?
Tego samego dnia z domu wywleczono też Travisa Collinsa i to z bloku naprzeciwko. Spotkało go dokładnie to samo – najpierw dosłownie go zmasakrowano, a potem wywleczono zwłoki do lasu.
Było w tym wszystkim zbyt dużo zbiegów okoliczności jak na gust Stilesa. Nie miał dowodów na poparcie swojej teorii, ale nie przeszkadzało mu to. Wątpił, żeby w przypadku rzeczy nadprzyrodzonych dowody rzeczywiście jakoś mocno się liczyły. Poza tym czuł, że ma rację.
No i to też tłumaczyłoby raporty koronera, który upierał się, że przy zabiciu Alicji i Conrada ktoś tylko upozorował atak zwierzęcia. Jeśli ta babka została przemieniona mniej więcej w czasie tych zabójstw, pani Clarkson mogła być jej pierwszą ofiarą. Więc albo Conrad trafił do puli przypadkowo i nie miał nic wspólnego z całą sprawą, albo jego morderstwo było z jakiegoś powodu zaplanowane z zimną krwią. Znajomość z Peterem mogła mieć z tym coś wspólnego.
Wyszedł z budynku i zrobił zdjęcie nazwisk przy domofonie. Może w bloku mieszkał ktoś, kto był sprawcą. Pewne nazwiska często przejawiały się w śledztwach, jedne mając wielkie znaczenie, inne żadne. Stiles nie chciał niczego pominąć.
To samo zrobił w drugim bloku. Na pierwszy rzut oka nie znalazł nikogo znajomego, ale postanowił zająć się tym później.
Ofiarą numer pięć była Kate Argent, a o to za bardzo nie mógł rozpytywać, jeśli chciał zachować życie. Potem pojawiały się już przypadkowe ofiary i to większość podczas pełni.
W domu zapisał wszystko, co udało mu się odkryć oraz wszystkie pytania, na które nadal nie znał odpowiedzi. Potem pojechał do klubu, w którym widziano przed śmiercią Conrada. Nie chciał za bardzo rozpytywać, żeby nie ściągać na siebie uwagi. Miał jednak szczęście, bo jeden z kelnerów wisiał mu przysługę.
Był to Ayumu, młody Japończyk, którego ważny biznesmen z ich miasta oskarżył o kradzież. Stiles potwornie się nudził w tym okresie, więc zaczął szperać i odkrył, że to nie Ayumu, który czyścił im basen, a syn biznesmena wynosił z domu drogie przedmioty i pieniądze, gdy jakieś znalazł. Dzięki temu Ayumu zaoszczędzono sporo kłopotów i wstydu.
- Siema, stary, jak leci? – przywitał się z uśmiechem.
- Czego chcesz? – spytał Ayumu, patrząc na niego podejrzliwie.
Stiles tylko sapnął. Dlaczego wszyscy reagowali na niego jak na jakąś zarazę? Czy coś było z nim nie tak? Miał co prawda ADHD, ale bez przesady.
- Nie mogę się chcieć po prostu przywitać ze starym kumplem?
- Nie jesteśmy kumplami. Więc?
Nastolatek westchnął ciężko.
- Potrzebuję informacji na temat Conrada Petersona.
Ayumu zmarszczył brwi.
- Kogo?
Stiles wyciągnął z kieszeni zdjęcie mężczyzny i pokazał mu go.
- Ten facet był widziany w tym klubie tuż przed swoją śmiercią kilka miesięcy temu. Potrzebuję informacji na temat tego, czy z kimś się tutaj spotkał, czy może ktoś opuścił z nim ten klub… Każda informacja jest cenna.
Ayumu zaśmiał się i pokręcił głową.
- Ktoś już ci mówił, że masz cholerne szczęście? – Stiles spojrzał na niego bez zrozumienia. Ayumu powiedział z krzywym uśmiechem: - Wiem, jakich informacji szukasz. Żeby była jasność. Powiem ci, co wiem, i jesteśmy kwita.
- Pod warunkiem, że twoje informacje będą znaczące.
- Na pewno będą. Chodź.
Ayumu pociągnął go na tyły i wyprowadził przed klub drzwiami dla personelu. Wyciągnął z kieszeni papierosy i zapalił sobie jednego. Stiles był czujny. Ayumu wydawał się nieszkodliwy, ale to nie oznaczało, że rzeczywiście taki był.
- Wyluzuj, nic ci nie zrobię – powiedział. Po chwili dodał: – Masz na sobie zapach watahy.
Zanim Stiles zdążył zareagować, oczy Ayumu już świeciły się na jaskrawy pomarańcz. Stiles krzyknął i odskoczył.
- Co, do cholery?! Jesteś wilkołakiem?
- Nie, idioto. Kitsune.
- Kitsune! Jasne, bo to takie oczywiste! – rzucił Stiles sarkastycznie.
Oczy Ayumu wróciły do swojego naturalnego koloru. Japończyk wywrócił oczami.
- Powiesz mi, co wiesz? Czy będziemy tu stać cały wieczór?
Ayumu westchnął.
- Okej. Powiem ci to, czego nie powiedziałem policji, bo i tak by mi nie uwierzyli. Ten facet opuścił klub sam, ale na parkingu czekała na niego kobieta. Ciemnowłosa, piękna kobieta. Wsiedli razem w jego samochód i odjechali.
- Czemu nie powiedziałeś tego policji?
- Bo widziałem ich z dachu klubu? Normalny człowiek nie byłby w stanie niczego zobaczyć z takiej odległości, zwłaszcza że było ciemno. Poza tym, ta babka należała do rodziny łowców. Nie zamierzam im się narażać. Ba! Nawet nie zamierzam im zdradzać swojego istnienia.
- Łowców? – zdumiał się Stiles. – Masz na myśli Argentów?
Ayumu skinął głową.
- Czego łowcy mogliby chcieć od Conrada?
- Tego nie wiem. Wyczułbym, gdyby był jednym z nas. Ale nie był.
- Czyli Conrad pojechał gdzieś z jakąś babką od Argentów i tyle go widziano – skomentował Stiles. Pokręcił głową. – Chyba powoli zaczynam rozumieć, co się dzieje.
- Zawsze miałeś smykałkę do takich rzeczy – powiedział Ayumu z lekkim podziwem. – Jesteś bystry. I masz szczęście. To, że nie ja okradłem wtedy tamtego idiotę, nie było takie oczywiste.
Stiles wyszczerzył się.
Po chwili ciszy spytał z zaciekawieniem:
- Dlaczego mi powiedziałeś, że jesteś kitsune, skoro chcesz to zachować w tajemnicy?
- Już ci powiedziałem. Nosisz na sobie zapach watahy. Wiem, że im pomagasz. Każda nadprzyrodzona istota w tym mieście wie. Wszyscy trzymamy za was kciuki.
- Czekaj, czekaj… - Stiles spojrzał na niego wielkimi oczami. – Ile nadprzyrodzonych istot tutaj tak naprawdę jest?
- Nie tak wiele, jak próbujesz sobie wyobrazić, idioto. – Ayumu pacnął go w głowę. – Ale trochę. Wszyscy dobrze się ukrywają. Łowcy są skupieni na wilkach, więc reszty z nas nie ruszają. Wątpię, żeby wiedzieli o naszym istnieniu, ale w dzisiejszych czasach nic nie jest pewne.
Ayumu wyrzucił peta i zagasił go wzrokiem. Uśmiechnął się, widząc podekscytowaną minę Stilesa.
- Mam nadzieję, że uda ci uratować wilki. Hale’owie to zacne stado. Szkoda by było, gdyby wyginęli.
Stiles skinął. Nie rozumiał, dlaczego reszta istot nie próbuje im pomóc, skoro wiedzą, że wilkołaki mają problemy, ale cóż… Nie wszyscy byli tacy odważni jak Derek czy Cora. Niektórzy bali się o swoje życia. To, że te istoty miały nadnaturalne zdolności nie oznaczało, że są wojownikami. Większość z nich prowadziła normalne życie. Nikt nie chciał mieszać się w wojnę, jeśli można było tego uniknąć, to całkiem normalne. Głupie, zdaniem Stilesa, ale normalne.
- Możemy wymienić się numerami? W razie gdybyś coś jeszcze sobie przypomniał?
- Nic sobie nie przypomnę. Powiedziałem ci wszystko, co wiem.
- Proszę?
Ayumu wywrócił oczami, ale wziął telefon od Stilesa i wpisał mu swój numer.
- Nie próbuj tego nadużywać, bo cię usmażę. – Jego oczy ponownie zajarzyły się na pomarańczowo.
Stiles pokiwał gorliwie głową.
Oczywiście, że zamierzał tego nadużyć.
Kolejnego dnia poszedł do lasu. Nie wiedział, czego ma się spodziewać. Nie był też pewny, czy łowcy nie ustrzelą go zza jakiegoś drzewa i tyle będzie z całej historii. Pamiętał, jak bardzo bał się wejść do lasu i bestii, które mogły go tam dopaść. Teraz, o ironio, to w lesie czuł się bezpiecznie. Przy watasze.
Podróż minęła mu bez ekscesów, co przyjął z wielką ulgą. Natknął się na Isaaca w formie wilka i Boyda w swojej ludzkiej formie, ale żaden z nich nie próbował do niego podejść ani z nim porozmawiać. Ani pomóc mu z rzeczami, które dla nich niósł i przez co cały się zapocił.
Tym razem nikogo nie było przed domem. Zapukał więc tylko do drzwi, mimo że wilkołaki pewnie wiedziały już o jego przybyciu, i wszedł do środka. W kuchni zastał Corę.
- Hej – przywitał się.
Dziewczyna warknęła tylko na niego. Stiles aż się cofnął.
- Co? – spytał z niezrozumieniem. – Co ja znowu zrobiłem?
Cora tylko prychnęła i obróciła głowę, wyraźnie obrażona. Stiles zdjął torbę z zakupami i postawił ją blisko drzwi. Nie zamierzał podchodzić do Cory. Nie chciał, żeby go rozerwała na strzępy.
Wycofał się i poszedł na górę w poszukiwaniu reszty. Chciał porozmawiać z Peterem. Cora nie wyglądała, jakby chciała mu w czymkolwiek pomóc, więc pytanie ją o cokolwiek mijało się z celem.
Zapukał do pokoju, który Natalia kiedyś wskazała mu jako biuro taty.
- Wejdź, Stiles – usłyszał ze środka.
Westchnął cicho i nacisnął klamkę, otwierając drzwi. Peter siedział przy biurku i zamyślony patrzył na swój regał z książkami.
- Czemu zawdzięczam tę wizytę? – spytał, błyskając na niego czerwonymi oczami.
- Chciałem pogadać.
Peter wskazał mu krzesło. Stiles usiadł i spojrzał na Petera. Po dłuższej chwili ciszy w końcu zaczął:
- Okej, więc… już wcześniej o to pytałem… No, tak jakby, ale… Egh… Naprawdę myślisz, że Gerard Argent celowo chciał rozpocząć z wami wojnę?
Peter uniósł jedną brew.
- Z grubej rury. Lubię cię, Stiles. Interesujący z ciebie nastolatek.
Stiles skrzywił się. Peter gapił się tak dziwnie, że aż go przechodziły ciarki.
- Dzięki, ale nie jesteś w moim typie – wypalił. – Mógłbyś odpowiedzieć na pytanie?
- Tak.
- Tak, czyli?
- Już odpowiedziałem. – Peter uśmiechnął się drapieżnie.
- Tak, Gerard chciał rozpocząć z wami wojnę?
- Dokładnie.
- Motyw?
- No, cóż, pomyślmy… - Peter udał, że się zastanawia. – Może dlatego, że jest maniakiem opętanym rządzą zabijania istot nadprzyrodzonych? Może dojść do tego też fakt, że od dawna chciał się do nas przyczepić, ale nie do końca wiedział, jak. A co? Nadal uważasz, że łowcy zupełnie nieświadomie nas dziesiątkują?
Stiles pokręcił głową.
- Nie. Po prostu… Gerard nie jest głupi. – Peter uśmiechnął się lekko. – Nie zamierzam go lekceważyć. To dobry strateg, a przynajmniej tak mi się wydaje. Mam dziwne wrażenie, że zaplanował sobie to wszystko, co teraz właśnie się dzieje. Że wszystko idzie po jego myśli, nie wiem tylko, dlaczego to robi. I czy reszta łowców o tym wie.
- Co masz na myśli?
- To tylko moja teoria, okej? – Peter skinął. – Gerard dobrze zna wilkołaki i sposób funkcjonowania stada, to oczywiste. Wiedział, że moc Talii przejmie Laura i że jest zbyt młoda, żeby sobie poradzić. Wydaje mi się, że specjalnie zmusił cię do zabicia jej na oczach watahy. Chciał was w ten sposób osłabić. Podzielić. Już jesteście osłabieni. Przejąłeś władzę i nikt nie chce cię słuchać… Jako jedyny masz wiedzę i doświadczenie. To dzięki twoim radom Laura utrzymała was tak długo przy życiu.
- A więc sugerujesz, że Gerard ustawił całą tą walkę na polanie.
Stiles skinął.
- Ten wilkołak, którego wyczułeś… Skąd wiedziałeś? Dlaczego inni się nie zorientowali?
Peter milczał przez chwilę.
- Łowcy wyraźnie przegrywali, a Gerard nie tracił pewności siebie. Wiedziałem, że ma coś w zanadrzu. Nie wyczułem jej, zauważyłem ją. Zorientowałem się, co chce zrobić, więc zadziałałem instynktownie.
- Instynktownie zabiłeś swoją siostrzenicę – skomentował Stiles z uniesionymi brwiami. – Super. Postaraj się nigdy nie działaś instynktownie, kiedy chodzi o mnie, okej?
Peter tylko patrzył na niego z zaciśniętymi zębami.
- Nie prowokuj mnie.
- Tylko stwierdziłem fakt – bronił się Stiles. Widząc minę Petera, skinął głową. Nie chciał go denerwować, tym bardziej że Peter był jednym z niewielu, którzy dawali mu w tym miejscu prawo głosu. Reszta stada z reguły go zbywała lub ignorowała. Peter był alfą. Nie był lubiany, ale miał władzę. Skoro uważał, że Stiles ma coś ważnego do powiedzenia, nic innego się nie liczyło. – Wracamy do mojego kolejnego pytania. Myślisz, że wszyscy łowcy są świadomi poczynań Gerarda?
 - Czemu pytasz?
- Bo jeśli Gerard zdołał podzielić wasze stado, ujawnienie jego prawdziwej natury może podzielić jego rodzinę – powiedział. Peter przekrzywił głowę, patrząc na niego z zainteresowaniem.
- Mów dalej.
- Nie wiem, jak to zrobić, nie patrz tak na mnie. To tylko pomysł, a cała reszta to moje teorie.
- Masz bardzo ciekawe pomysły i teorie, Stiles.
- Taa. W każdym razie, gdyby się okazało, że chociaż część rodziny nie zna jego zamiarów i ma jaja, by mu się przeciwstawić… - urwał wymownie.
Peter zaśmiał się.
- Lubię cię, Stiles. Naprawdę bystry z ciebie dzieciak.
- Em, dzięki? – Stiles uniósł jedną brew. – Czemu zawdzięczam sobie tę opinię?
- Bo trafiłeś w dziesiątkę. Chris Argent nie powinien brać udziału w tym, co stało się w lesie, kiedy zginęła Laura. Wiesz czemu? – Stiles pokręcił głową. – Bo jest ojcem kolejnego przywódcy rodziny.
- Co?
- Słyszałeś. Argentowie mają bardzo ciekawe tradycje, wiesz? W ich rodzinie chłopcy szkoleni są na żołnierzy, a dziewczynki na przywódców. Po śmierci żony Gerard przejął chwilowo wodze, szkoląc Kate na kolejnego przywódcę. Gdy jednak teraz umarła, dalej on sprawuje piecze nad ich rodzinnym biznesem, podczas gdy do obowiązków Chrisa należy szkolenie córki na przyszłego lidera.
- Allison? – spytał z niedowierzaniem. – Chcesz mi powiedzieć, że Allison ma wydawać rozkazy jak trochę podrośnie?
- I przejdzie szkolenie. Gerard przejmie piecze nad jej szkoleniem, gdy młoda już sporo się nauczy. Teraz jest to zadanie Chrisa.
- Allison nic nie wie na temat wilkołaków. Wiem, bo mój przyjaciel to jej chłopak. Jej rodzice pilnują, żeby niczego się nie dowiedziała.
- Skończyła już osiemnaście lat?
- Nie.
- To masz swoją odpowiedź.
Stiles przetarł twarz dłońmi.
- A teraz, Stiles, dlaczego Chris Argent był obecny podczas walki? Co on tam robił?
- Widział, jak zabijasz Laurę – powiedział wolno. – Och, fuck. Widział jak zabijasz Laurę!
Peter uśmiechnął się pod nosem.
- Chris Argent to jeden z tych idiotów, którzy rzeczywiście próbują podążać za kodeksem. Gerard dobrze o tym wiedział. Albo chciał, żeby Chris zobaczył we mnie potwora i wyzbył się wszelkich skrupułów i wyrzutów sumienia, że nas zabijają, albo chciał, żebyśmy my zabili Chrisa, dzięki czemu będzie mógł szkolić Allison od samego początku i wyprać jej mózg, tak jak zrobił to z Kate.
- Więc znalezienie prawdziwego mordercy już was nie uchroni przed łowcami. Nawet jeśli udowodniłbym, że to nie wy pozabijaliście tych wszystkich ludzi, może już być za późno.
- Tak podejrzewam. Chris to uparty osioł. Jeśli wziął sobie za cel zabicie nas, będzie do tego dążył za wszelką cenę.
- Znasz jakieś istoty nadprzyrodzone w mieście?
- Znam to za dużo powiedziane. Jestem świadomy ich istnienia. A co?
- Są tam jakieś wilkołaki?
- Nie. Te istoty to zwykli cywile, nie wojownicy. Czemu?
- Cóż, jeden się pojawił. Kobieta. I to chyba ona zabija. No, przynajmniej wszystko na to wskazuje.
- Myślisz, że dasz radę ją znaleźć?
- Wątpię. Heloł, zwykły nastolatek tutaj. Nie mam waszych super mocy, żeby móc ją wytropić.
- Czyli gdyby udało nam się przeszmuglować kogoś do miasta, kto mógłby się rozejrzeć…
- Wiesz, jak to zrobić?
Peter skinął głowa.
- Kolejna pełnia będzie do tego najlepsza. Ten wilkołak chyba nie umie panować nad sobą podczas pełni. To powinno nam ułatwić złapanie go.
- Do pełni jeszcze dwa tygodnie.
Stiles i Peter opracowali razem plan działania. Nie był idealny, ale nic lepszego nie byli w stanie wymyślić. Miasteczko było za duże, by szybko znaleźć jednego wilkołaka. Musieli poczekać, aż ten kogoś zabije i wtedy spróbować wyśledzić go po zapachu.
Gdy skończyli, było już bardzo późno i zupełnie ciemno. Stiles pożegnał się z Peterem i zszedł na dół. Aż podskoczył, kiedy stanął twarzą w twarz z Derekiem.
- Jezu, mało nie dostałem zawału! – poskarżył się, kładąc sobie rękę na piersi. Derek się nie odezwał, tylko się na niego patrzył. Stiles zagryzł dolną wargę. – Em…
Spojrzał na niego niepewnie. Nie wiedział, co powiedzieć, a to… to mu się nie zdarzało.
- Wracasz już? – spytał w końcu Derek.
- Tak, już późno i obgadałem wszystko z Peterem, więc… - wzruszył ramionami.
- Odprowadzę cię – powiedział spokojnie Derek.
- Okej, spoko – rzucił Stiles, mijając go w drzwiach i schodząc po stopniach. Oczywiście, że na koniec tego dnia nie potrzebował nic innego niż niezręcznej podróży w towarzystwie Dereka, podczas której ten będzie milczał jak zaklęty. – Chciałeś o czymś porozmawiać czy coś? – zagadał, kiedy weszli między drzewa.
- Nie – odparł nonszalancko Derek, wsuwając ręce w kieszenie. Mógł sobie na to pozwolić, bo w końcu jego moce nie pozwoliłby mu wywrócić się na twarz w widowiskowy sposób.
- Okej – skomentował Stiles z uniesionymi brwiami. Pokręcił głową. Serio, nie miał pojęcia, jak rozmawiać z tym kolesiem.
Zapadła niezręczna cisza. Bardzo dużo niezręcznej ciszy i… jeszcze więcej niezręcznej ciszy. Przez całą drogę od domu Hale’ów aż do wyjścia z lasu.
Gdy wreszcie byli blisko, obaj zatrzymali się. Derek lustrował wzrokiem okolice sprawdzając, czy jest bezpiecznie. Stiles patrzył na jego nieprzeniknioną twarz i chciał coś powiedzieć, ale kompletnie nie wiedział, co.
- Jesteś na mnie dalej zły? – wypalił w końcu.
- A zamierzasz dalej pakować się w kłopoty? – spytał Derek,  obracając głowę i patrząc mu w oczy.
Stiles westchnął.
- Tak.
- To znasz odpowiedź na swoje pytanie.
- Och, weź! Nie możesz być zły za to, że wam pomagam. Poza tym. Chris Argent wie, że to robię i nie mam pojęcia, czemu ci to powiedziałem, ale zamykam się już w tej właśnie chwili. Matko, jestem taki głupi!
Derek spojrzał na niego zaalarmowany.
- Argent wie?
- Uh-huh.
- Stiles!
- Dobra, dobra! Wie! Przyłapał mnie ostatnio! Postraszył mnie trochę i dał mi spokój.
Derek jęknął i schował twarz w dłoniach.
- Kiedyś przyprawisz mnie o zawał – powiedział wyraźnie zrezygnowany.
- I kto to mówi?
Znowu zapadła cisza. Stiles oblizał usta. Przez ostatnie wydarzenia nawet nie miał okazji zastanowić się nad tą całą sprawą z więzią. No, pewnie gdyby to zrobił, też do niczego konstruktywnego by nie doszedł. Osobom zaangażowanym ciężko spojrzeć na sytuację obiektywnie, więc…
Bądź mężczyzną, pomyślał, biorąc głęboki oddech. Skoro Scott dał radę i jako pierwszy zaprosił Allison na randkę, to on też mógł się wykazać.
Szybko zrobił krok w stronę Dereka i spróbował go pocałować w usta, ale Derek obrócił twarz i nie pozwolił mu na to. Serce Stilesa stanęło.
Cofnął się i zagryzł dolną wargę aż do bólu, by tylko nie pokazać, że drży. Chciało mu się płakać. Nie, żeby odrzucono go po raz pierwszy, ale to i tak bolało.
- Ugh, lepiej już pójdę – rzucił lekko łamiącym się głosem. Chyba właśnie dostał odpowiedź, co Derek myślał o tej całej więzi. Pewnie go wcale nie chciał. Był w stosunku do niego opiekuńczy, bo jego wilcza strona tego od niego oczekiwała i…
Zrobił zaledwie dwa kroki, kiedy Derek złapał go za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Wilkołak westchnął ciężko i objął go ramionami w pasie, ocierając się policzkiem o jego ramię. Znacząc go swoim zapachem.
- Uhm, Derek? – wyszeptał Stiles zdezorientowany.
- To nie jest dobry moment – odparł wilkołak równie cicho. Powtórzył po chwili głucho: - To nie jest dobry moment.
Stiles odsunął się lekko i spojrzał mu w oczy.
- Co? Co masz na myśli?
Derek sapnął z frustracją.
- To – zrobił nieokreślony ruch ręką – wszystko. Z więzią. To nie jest dobry moment na coś takiego, Stiles.
- A kiedyś będzie jakiś?
- Nie wiem. Ale gdyby jakimś sposobem udało mi się przeżyć… Obiecuję, że ci to wynagrodzę, dobrze?
- Chcesz być ze mną? – spytał Stiles wprost. Przy tych wszystkich niewiadomych chciał mieć jasność chociaż co do jednej kwestii.
- Przestaniesz tu przychodzić, jeśli powiem, że nie?
- Nie – odparł Stiles. Widział, że Derek przysłuchuje mu się uważnie.
- Chcę – powiedział szczerze.
Stiles wiedział, że Derek chciał go chronić. Czy to z powodu więzi czy innych pobudek. Jeśli historia Cory i Laury odnośnie więzi była choć w połowie prawdziwa, wcale mu się nie dziwił.
Nie zmieniało to faktu, że było mu smutno. Po raz pierwszy w życiu miał szansę u kogoś, kto cholernie mu się podobał i nie mógł tego mieć z powodu zaistniałych okoliczności? Jak okrutny los jeszcze zamierzał dla niego być?
Odetchnął głęboko i skinął głową. Zamierzał pomóc watasze. Nawet nie przyjmował do wiadomości, że Derekowi może coś się stać. Wojna z łowcami się skończy i wtedy wreszcie będzie mógł być z Derekiem. Derek go chciał. Sam to powiedział.
- Pocałuj mnie? Proszę?
Derek zawahał się, ale tylko na chwilę. Potem jego usta spoczęły na ustach Stilesa, muskając je zapraszająco. Stiles złapał go za szyję i odwzajemnił pocałunek. Przez chwilę tylko muskali się wargami, badając ich powierzchnię. Derek przejechał językiem po dolnej wardze Stilesa. Nastolatek rozchylił usta, wpuszczając go do środka i jęcząc cicho w jego usta. Całowanie Dereka było takie super.
Wilkołak objął go ręką w pasie i złapał za tyłek, cały czas namiętnie całując. Stiles zacieśnił ręce na jego karku, oddając z pasją każdy jeden pocałunek. Miał nadzieję, że to nigdy się nie skończy, ale niestety, w końcu Derek odsunął się od niego lekko i oblizał usta.
- Powinieneś już iść.
- Jeszcze do tego wrócimy – zapowiedział Stiles, odsuwając się niechętnie.
Derek skinął głową na znak zgody. Stiles zawahał się chwilę, po czym niezdarnie objął go i przytulił się, a potem odwrócił się i poszedł w kierunku swojego samochodu z sercem bijącym mocno w piersi.

 ***
Okej, totalnie uzależniłam się od dostawania kudosów na ao3, ten rozdział praktycznie sam się napisał =.=
No i sama już chcę dotrzeć w końcu do sexy time, więc rozdziały są dłuuugie i w ogóle. Nikt pewnie nie będzie narzekał z tego powodu. Staram się wrzucić trochę akcji do każdego rozdziału, ale cóż... No i zbliżamy się wielkimi krokami do końca... pierwszej części ;)
Jeśli Stiles jest trochę inny niż w serialu, to cóż, starałam się? Kreowanie go to rzeźnia.
I nie skasowały mi się wcięcia na początku akapitu! Po raz pierwszy od... ugh, 2 lat może?
Mam nadzieję, że rozdział się podobał! Czekam na Wasze opinie i pozdrawiam!


12 komentarzy:

  1. Kreowanie Stilesa wychodzi ci świetnie. To jego zachowanie i odpowiedzi są jak w serialu.
    Co do akcji too dzieje się. Nie mogę się doczekać złapania tej babki.
    Ostatnia scena była po prostu piękna. Chociaż obawiam się, że może coś pójść nie tak i któremuś się coś stanie (ale to ma chyba być happy end, nie? Więc uważaj,bo cię dopadnę xD).
    Łoł czyli szykuje się druga część. No spoczko, tych wilczków nigdy mało 😁 Już nie wyrabiam z czekaniem na - jak to nazwałaś - sexy time. U ciebie te sceny wychodzą po mistrzowsku. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny kochana 😆
    ~Demi Lerman

    OdpowiedzUsuń
  2. Suuuuper, coraz ciekawiej:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. AH wcięcia- to wina bloggera. Jak dajesz to "urwanie" to jak widzę robi ci się wolna przestrzeń- chyba serio mają oni jakieś problemy *usunęło mi ostatnio opowiadanie :/ *. A tak zaraz po publikacji trzeba usuwać te puste linijki (akapity) w tekście. Miło by było, gdyby oni coś z tym zrobili ;^;.
    Opowiadanie było boskie! Nie spodziewałam się, że Stiles w końcu wykaże trochę swojej inicjatywy i będzie przy nim śmielszy- po prostu to było urocze <3. Życzę Ci Obsesjo więcej wiary w siebie i weny! :3
    Pozdrawiam
    Hashi

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział jest genialny i czuję po nim... moc XD To znaczy, po ostatnim rozdziale było lekkie podłamanie, a teraz Stiles wziął się w garść (btw. wykreowałaś go super, nie oglądałam serialu, ale ten Stiles jest boski) i coś próbuje, z Derekiem też :) Awww, świetnie! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Dużo weny!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Inne istoty nadprzyrodzone? Wow, nieźle to wszystko się rozwija. Naprawdę jestem pod wrażeniem tego co tu wymyśliłaś. Dobrze że Peter stara się zachować trzeźwy osąd sytuacji i daje Stillesowi dojść do głosu, może wspólnymi siłami dadzą radę zapobiec tej wojnie.
    Oczywiście również nie mogę się doczekać większej zażyłości między naszymi chłopakami, ale takie stopniowanie wrażeń też jest super 😀
    Dzięki bardzo i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam to opowiadanie :)
    I jaka wiadomość, będzie II część, ale super :)
    Jeszcze więcej tego cuda :)
    Nie spodziewałam się, że pojawią się inni nadprzyrodzeni, ale to rozwija tylko akcję, która jest mega interesująca i intrygująca.
    Ciągle zastanawiam się, kto jest mordercą.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jezu to jest epickie:O
    Mimo tego zagmatwania, jakimś sposobem wszystko rozumiem, a to już wyczyn;)
    A te rozdziały cud miód. Nie mogę doczekać się rozwiązania całej historii.
    Pozdrawiam;)
    ~kira

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam!
    A Stiles jak najbardziej dobrze wykreowany. On ogólnie jest roztrzepany, wygadany i taki narwany.
    Uwielbiam te opowiadanie. Jest epickie! A taki Derek... Uh, jeszcze lepszy, niż w serialu!
    Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały! No i na ten kulminacyjny moment... Ekhem... No
    Pozdrawiam ~

    OdpowiedzUsuń
  9. Super ale trochę z mało Stereka a za dużo zawiłości. Nie za bardzo lubię takich kryminalnych zagadek ale mimo to będe czytać dalej ��

    OdpowiedzUsuń
  10. Kocham, kocham ❤❤❤❤❤ czekam na więcej akcji Stereka ����

    OdpowiedzUsuń
  11. "Ten rozdział sam się napisał " mówisz? Wow! Jest naprawdę dobry , mam nadzieję ze następne też się sama napiszą. Czekam cierpliwie ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam,
    bosko, Derek chce Stillsa, jak cudownie, a ta rozmowa z Peterem, miło, że właśnie ten liczy się z jego zdaniem, i są w mieście inne nadprzyrodzone istoty, Kitsume bardzo polubiłam...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)