czwartek, 29 listopada 2012

~~.12.~~



Bill czuł okropny ból w całym ciele. Znowu. Nie miał pojęcia, co się stało, ale to było teraz bez znaczenia. Z trudem otworzył oczy. Otaczała go zupełna ciemność. Nie wiedział, gdzie się znajduje.
- Tom? - wyszeptał cicho.
Odpowiedziała mu cisza. Spróbował się podnieść, ale jego cierpienie tylko się wzmogło, więc dał sobie spokój. Wyciągnął przed siebie rękę i zaczął macać ziemię wokół siebie. Leżał na trawie. Przypomniał sobie porwanie i to, co ten stwór z nim robił. Westchnął ciężko. Tylko taki idiota jak on mógł sprowokować takie monstrum. To będzie dla niego nauczka, żeby nigdy nie podskakiwać do większych od siebie. Trochę się zdziwił, kiedy natrafił ręką na pień drzewa. Pamiętał, że ten dziwny potwór zostawił go na trawie, a nie w lesie. Co więc robi pod drzewem? Przypomniał sobie, że jedną noc tak spędzili razem z Tomem. Ucieszył się, że brat go znalazł, ale szybko sprowadził się na ziemię. Ciekawe jakim cudem Tom miałby wspiąć się na górę? Nie miał najmniejszych szans, ktoś jednak mu pomógł.
- Halo? Kto tu jest? - wyszeptał.
Chciał odezwać się głośniej, ale wszystko go bolało i bał się, że tylko przysporzy sobie bólu.
W zasięgu jego lewej ręki nie było już nic ciekawego, tak więc opuścił ją luźno i zaczął badać teren drugą. Natrafił na coś ciepłego. Zdziwiony, wyciągnął rękę dalej i pomacał dokładniej. Zdał sobie sprawę, że to skóra! Zaczął opuszkami palców jej dotykać. To była twarz, tylko czyja?
Tom.
Chcąc się upewnić, odszukał usta i zaczął szukać kolczyka z lewej strony. Odczuł niewyobrażalną ulgę, kiedy go znalazł.
- Tom! - wychrypiał.
Brat spał jak zabity. Bill zaciskając zęby, szarpnął się w bok i przewrócił się na brzuch. Klnąc cicho, uniósł się na łokciach i wyciągnął rękę w stronę bliźniaka. Złapał go za bluzę na ramieniu i zacisnął mocno rękę, bojąc się, że drugim razem już nie da rady tego zrobić.
- Tom! - szarpnął go lekko.
Gdy nie zareagował, Bill znowu zaczął go ciągnąć za bluzę.
Umierałbym tutaj, a on by spał, pomyślał z irytacją.
- Tom! - warknął coraz bardziej zły.
- He? Billy? - spytał blondyn, odwracając się w jego stronę.
- Srilly, do cholery!
- Billy! - wykrzyknął Tom, natychmiast zrywając się do siadu.
Czarny stracił równowagę i padł z jękiem na ziemię.
- Au! Uważaj trochę, co?!
- Dopiero się obudziłeś, a już się irytujesz.
- Odwróć mnie, dobra?
Tom złapał bliźniaka za ramię i odwrócił go na wznak.
- Uff! - westchnął Bill.
- Dawno się obudziłeś? Jak się czujesz? Coś cię boli? - pytał blondyn z prędkością karabinu maszynowego.
- He?
- He? - powtórzył bezmyślnie za bratem.
- Zwolnij! Mój mózg nie potrafi tak szybko przetwarzać informacji.
- Dziwnie gadasz. Masz problemy z mówieniem?
- Trochę. Jak mnie znalazłeś? Wspiąłeś się do góry? Przecież to niemożliwe!
- Demony mi pomogły.
- Co?!
- Serio. Byłem u bliźniaków i prosiłem ich o pomoc, ale kategorycznie odmówili. Oni… Ee, nie chcieli mi pomóc. Demony same do mnie przyleciały i zabrały mnie na górę.
Bill przez chwilę się nie odzywał, przyjmując wszystkie informacje do wiadomości.
- A ten zły? Ten, który mnie porwał?
- Ulotnił się gdzieś.
- Tom, ich było potem więcej.
- Mam wrażenie, że te stwory nie dogadują się między sobą.
- Dobrze cię widzieć, Tom. Tak się bałem, że już po nas.
- Ja też! Ale nareszcie wszystko zaczęło się układać! Mamy mapę, Billy!
Bill prychnął cicho.
- Naprawdę! Kiedy byłeś nieprzytomny, jeden z tych stworów wyczarował tablicę z mapą. Zaznaczył na niej wyjście i nasze położenie. Kiedy tylko poczujesz się lepiej, spadamy stąd.
- Wkręcasz mnie!
- Słowo, że nie! No i mam coś dla ciebie.
Czarny był lekko zdezorientowany, kiedy brat wcisnął mu w rękę jakąś rzecz.
- Co to jest? - spytał zdziwiony.
- To śliwka. Długo musiałem jej szukać, ale udało mi się! Tylko postaraj się tego nie zwrócić.
Bill był zbyt słaby, żeby zjeść samemu, więc Tom zaczął go karmić.
- Hej, dobre!
- To dobrze. Ja też sobie podjem. Jak się czujesz?
- Wszystko mnie boli, ale jeszcze dycham.
- Zjedz i śpij. Musisz dużo wypoczywać, żeby jak najszybciej wrócić do formy.
Przez chwilę panowała cisza, którą przerwał młodszy Coger.
- Tom, zdałem sobie sprawę z tego, że jestem świrem.
- Billy, w tych śliwkach nie ma alkoholu, nie wkręcisz mnie!
- Mówię serio! Kilka metrów ode mnie biły się dwa potwory, a ja miałem to w dupie! Jestem świrem, tylko świry tak reagują!
- Daj spokój!
- Zwariowałem tutaj!
- Nawdychałeś się za dużo smrodu z tej trawy, zaćpałeś się!
Bill westchnął. Tom na pewno mu nie uwierzy. Trudno, on wie swoje. Jego reakcje nie były normalne. Skończył jeść i westchnął, czując przyjemne uczucie w brzuchu. Co prawda nadal nie był to wymarzony obiad mamy, ale zawsze lepsze to niż nic.
Ich rozmowa była bardzo dziwna, ale chyba nie potrafili inaczej. Od razu podzielili się ze sobą wszystkimi informacjami i przemyśleniami, ciesząc się, że wszystko wróciło do normy i są razem. Chociaż ich sytuacja nadal była beznadziejna, przynajmniej byli razem i cokolwiek by ich nie spotkało, wspólnie będą walczyć o przetrwanie.
- Idę spać. Dobranoc, Tommy.
- Odpoczywaj. W razie czego, jestem obok.
- Wiem.
Zapadła cisza, którą po chwili przerwał Bill.
- Tom, obiecasz mi coś?
- Co?
- Obiecaj mi, że będziesz zawsze, bez względu na wszystko.
- Obiecuję. Nie martw się, idź spać.
- Nie traktuj mnie jak dziecka.
- Jesteś moim młodszym braciszkiem. Nie narzekaj tylko śpij.
Czarny westchnął teatralnie i zamknął oczy. Odpłynął w mgnieniu oka.

Gdy otworzył oczy, był w jakimś dziwnym miejscu. Przypominało to kopułę z gałęzi. Światło docierało do środka tylko z małego wejścia, w którym akurat ukazała się głowa Toma.
- Dzień dobry, śpiochu - powiedział z uśmiechem.
- Hej. Gdzie byłeś?
- Szukałem wody. No i sukces! W pobliżu płynie rzeczka. Zaraz cię tam dociągnę i wreszcie zajmiemy się twoimi obrażeniami.
- Bardziej boli mnie chyba urażona duma, że wpieprzył mi cień.
- Dodaj do tego, że miał ponad dwa metry wysokości i pochodzi z innego świata, może twoja duma poczuje się lepiej.
- Zabawne - mruknął Bill.
- Ktoś tu chyba nie ma humoru - rzucił śpiewnym głosem Tom.
- Bujaj się!
Blondyn zaśmiał się. Obaj zjedli po dwie śliwki, a potem Bill opornie zgodził się wyjść z ich obecnego miejsca zamieszkania. Z pomocą starszego bliźniaka jakoś udało mu się dosłownie wyczołgać na zewnątrz. Spróbował iść sam, ale okropnie trzęsły mu się kolana, tak więc musiał skorzystać z pomocy brata. Trochę mu było głupio, że taka z niego baba, ale nie komentował tego. Tom też nic o tym nie mówił. Obaj chyba uznali to za temat tabu, a może po prostu nie chcieli rozmawiać o swoich słabościach.
Gdy już wreszcie doszli do upragnionej wody, Tom pomógł bratu zmyć z siebie krew. Potem usiedli na trawie.
- Załatwiłeś sobie twarz tak samo, jak ja na tamtej ścianie - powiedział blondyn, przyglądając się bratu.
- Nom. Teraz wyglądamy jak prawdziwi bliźniacy.
- Ta... Pieprzyć takie podobieństwo. Teraz moja kolej zabawienia się w lekarza.
- To nie jest zabawa! Mnie to naprawdę boli! – oburzył się Bill.
- Wiem, bo mnie też bolało! Poza tym, wyczuwam to, zapomniałeś? Nie musisz mnie więc przekonywać o tym, jak bardzo cierpisz. Czuję to na własnej skórze.
- No, tak... Z czego zrobimy bandaże?
- Nie wiem... Mógłbym oddać ci swoje, ale nie jestem pewien, czy się nadają.
- Dobra, obejdzie się bez.
- A co z moją zabawą?
- Nie ma pan bandaża, panie doktorze, przykro mi.
Tom westchnął zawiedziony. Bill patrzył na niego z uśmiechem. Nagle dostrzegł coś za jego plecami. Przesunął się trochę, żeby to zobaczyć, stracił równowagę i poleciał głową do wody. Zanim zdążył tam cały wpaść, Tom chwycił go za bluzkę na plecach i szybko z powrotem posadził na miejsce. Zdezorientowany czarnowłosy pluł i parskał wodą. Tom też parsknął, ale ze śmiechu.
- To nie jest śmieszne! - krzyknął Bill na brata, ale ten tylko jeszcze bardziej się roześmiał.
- Uch, Billy!
- Tom, patrz! Tam są krzaki z pomarańczowymi kropkami.
- He?
Tom ciągle się śmiejąc, pomógł bliźniakowi wstać i razem poszli we wskazanym miejscu. Obaj byli zdumieni, gdy dostrzegli krzewy z mandarynkami.
- Myślałem, że to pomidory - powiedział Bill.
- To mandarynki nie rosną na drzewach? - spytał Tom.
- Ee... Wiesz, że nie wiem? Widocznie nie. Zabieraj, ile się da. Będziemy mieli dzisiaj prawdziwą ucztę!
- Zaprowadzę cię najpierw do naszego mieszkania, a potem wrócę tu po nie. Nie dam rady prowadzić ciebie i jeszcze dźwigać żarcie.
- Do naszego mieszkania... Nie powiem, jak to brzmi!
- Niby jak?
- Jakbyś co najmniej willę postawił! Że nie wspomnę już o tym, że znowu poczułem się jak pedał.
- Ktoś tu ma chyba nieczyste myśli. Sam jestem zdziwiony, ale to nie ja. A właśnie... Jesteś prawiczkiem? Nie, żebym był zainteresowany, pytam z ciekawości!
Bill zarumienił się i zrobił tak komiczną minę, że Tom wybuchnął śmiechem. Czarny uderzył go łokciem w brzuch i spróbował kopnąć, ale brat nic sobie z tego nie robił. Śmiał się jak wariat i nie mógł przestać. Musieli na chwilę przystanąć. Poszli dalej dopiero wtedy, kiedy skończył.
Bill jakoś wczołgał się do środka, a Tom poszedł po mandarynki. Czarny cierpliwie na niego czekał, ale czas strasznie mu się dłużył. Kiedy bliźniak wrócił, nadal był uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Przestań wreszcie, wcale nie jesteś zabawny! - warknął do niego Bill.
- Hej, a może zrobimy sobie wieczór szczerości?
- Wieczór szczerości? - zdziwił się Czarny.
- Nom. Będziemy zadawać sobie nawzajem pytania i musimy powiedzieć prawdę.
- Już raz się w to ze mną bawiłeś, dobrze to pamiętam.
- Wcale nie uważam, że Agata to brzydkie imię.
- Och, daj spokój! - jęknął Bill, kiedy brat znowu wybuchnął śmiechem.
- Zgadzasz się? - spytał Tom po chwili.
- Musimy odpowiadać szczerze? - upewnił się Czarny.
- Tak. Można pytać o wszyściutko. Będziemy zadawać sobie pytania na przemian.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? Nie mam nic do ukrycia, ale...
- A co chcesz robić? Zanudzimy się tu na śmierć. Jeśli naprawdę nie masz nic do ukrycia, to nie powinieneś się bać. Spójrz na to inaczej. Możesz dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy.
Bill wahał się. Bardzo chciał się dowiedzieć kilku rzeczy o bracie, ale obawiał się, że sam się zdradzi. Doszedł jednak do wniosku, że coś za coś. Jeśli naprawdę chce nawiązać z Tomem solidny kontakt, musi mu wyjawić swoje tajemnice. To nie jest proste, ale dla bliźniaka też nie będzie.
- Będę tego żałował, ale zgadzam się.
- Super. Jak zacznie się ściemniać, zaczniemy.
- Dlaczego po ciemku?
- W ciemności łatwiej będzie nam wyjawić prawdę.
- Racja. A co będziemy robić teraz?
- Nudzić się.
Bill westchnął. Leżał przez chwilę i myślał o wszystkim i o niczym.
- Tom, a może zagramy w jakąś grę? - spytał po dłuższej chwili ciszy.
- W grę? Jaką?
- No, nie wiem. Państwa-miasta odpadają, bo nie mamy kartek, ale... Wiem. Powiedz jakiś wyraz.
- Gówno.
- Może być. Ostatnia litera to o. To teraz ja na o... Obiad.
- Dupa.
- Akwarium.
- Masturbacja.
- Tom!
- Przegrałeś! - zaśmiał się blondyn.
- Jesteś niemożliwy! - powiedział Czarny, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Bill, to głupia gra.
- Nie gadam z tobą! - obruszył się młodszy.
- Billy! No, nie obrażaj się! - mówił Tom, przeciągając wyrazy. Kiedy Bill dalej nie reagował, dodał: - Nie umiesz przegrywać.
Młodszy spojrzał na niego tak morderczym wzrokiem, że Tom znowu wybuchnął śmiechem.
Czarny patrzył na brata i sam miał ochotę się roześmiać, ale odwrócił głowę i nic nie powiedział. Zagryzł tylko wargę, żeby nie ulec pokusie. Leżał tak i leżał. Nim się połapał, zasnął.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział 20



- To już wszystko?
Eric spojrzał ze zgrozą na ogromną ilość, walizek, toreb, kartonów i reklamówek wypchanych rzeczami Andreja. Nie miał pojęcia, jak oni to wszystko pomieszczą.
- Tak, tak mi się wydaje.
- Połowa twojego dobytku to same książki – mruknął z lekką urazą Richards.
- Nie marudź, to najlepsze książki na świecie.
Szatyn wywrócił jedynie oczami, ale nic więcej nie powiedział. Chciało mu się związku ze skrzyżowaniem mola książkowego z modelką, to teraz musi ponosić tego konsekwencje.
Kiedy Andrej żegnał się z matką i Igorem, on z uporem maniaka wpychał rzeczy ukochanego do samochodu, w którym nie było już na nie miejsca. Zdecydował się jednak, że zabierze wszystko jednym kursem, w końcu to była przecież tylko jedna osoba… Cóż, zapomniał, że mimo tego, iż Andrej zajmuje swoją osobą raczej małą przestrzeń, to jego garderoba i pozostałe klamoty wręcz przeciwnie. Szkoda, że dopiero teraz na to wpadł.
Cudem udało mu się poukładać wszystko tak, żeby wszystkie drzwi i bagażnik zamknęły się do końca. Andrej szczebiotał wesoło ze swoją rodziną i Eric nie miał serca go ganić za gromadzenie wielu nieprzydatnych, jego zdaniem, rzeczy. Takie książki na przykład… Kto w dzisiejszych czasach kolekcjonuje książki?
Cóż, Andrej, odpowiedział mu wewnętrzny głosik.
- Uważaj na siebie, kochanie - szlochała matka Andreja, przytulając go mocno.
- Nie wyprowadzam się na koniec świata, mamo, tylko w inną część miasta. Pół godziny tramwajem i jesteś na miejscu – powiedział młody Pejic.
- Zapomniałeś wspomnieć o czterech przesiadkach - mruknął Igor.
Andrej tylko wywrócił oczami.
- Spadaj. Ciesz się lepiej, że zostawiłem ci pokój.
- Mam być wdzięczny za to, że postanowiłeś zostawić mi pustą szafę i gołe łóżko?
- Jeśli ich nie chcesz, możemy je zabrać drugim kursem.
- Spadaj!
Andrej zaśmiał się. Jeszcze raz uściskał matkę, przytulił brata i mogli jechać.
Byli ze sobą już rok czasu. Oficjalnie i… układało im się po prostu zajebiście. Ich związek był idealny. Niezbyt słodki, z nutką goryczy, ale wyważony, zgodny i naprawdę dobry. Nie brakowało im seksu, kłótni, wieczorów filmowych i dobrych obiadów. Przy okazji Eric przekonał się, że Andrej to chodząca katastrofa i nie warto pozwalać mu robić cokolwiek w domu, chyba że jest to zwykłe zamiatanie albo składanie ciuchów. Ewentualnie w grę wchodziły jeszcze naczynia. Choć na każdym rogu na Andreja czyhała jakaś pułapka, która nie pozwalała mu dotrzeć do pracy na czas, psuła nowe samochody, rozdzierała spodnie i wywoływała rumieńce zażenowania, młody Pejic parł przez życie z zaraźliwym uśmiechem na twarzy i żywiołowością, która wciąż była dla Erica zagadką.
Po wydarzeniach sprzed roku, Igor zamieszkał z Andrejem i matką. Ojciec chłopaków postanowił wprowadzić się do owdowiałego kolegi. Andrej łożył na jego utrzymanie i lekarstwa, a Igor po swoich wybrykach został zmuszony do zamieszkania z bardziej odpowiedzialnymi członkami rodziny. Mieszkali tak kilka miesięcy i było zdecydowanie… ciasno. Zbyt ciasno jak dla Andreja, bo jego zagracony pokój został zawalony stertą rzeczy Igora. Z czasem Andrej zaczął spędzać coraz więcej czasu w domu Erica, z czasem wręcz u niego pomieszkując. Raz nawet nie wrócił do domu przez tydzień.
Eric twierdził, że to dobrze. Model powoli przyzwyczaił matkę do swoich nieobecności i dzięki temu udało im się uniknąć bolesnego rozstania.
To Richards wyszedł z propozycją. Był w Andreju zakochany i świata poza nim nie widział. Byli razem już rok czasu, czemu więc nie spróbować żyć jak prawdziwa para? Bez wtrącania się osób trzecich, ze wspólnym, podwójnym łóżkiem i jedną łazienką (chociaż co do tej łazienki to Eric był pewien, że będzie tego żałował). Zaproponował to Andrejowi po którymś tam z kolei namiętnym seksie o piątej nad ranem, a Andrej się zgodził.
Wybrali nowe, odrobinę większe mieszkanie, które pasowało im obu. Było specjalne pomieszczenie na garderobę, bibliotekę dla Andreja i pracownię dla Erica. Pomieszczenia były raczej małe, ale przytulne, a i czynsz nie był wygórowany. Zdecydowali, że jeśli z czasem naprawdę się tam zadomowią, kupią to mieszkanie na własność. Chcieli mieć odrobinę wspólnej przestrzeni.
Mieli też mały ogródek. Obecnie był raczej miejscem bujnego porostu wszelakiej roślinności, ale wkrótce miało się to zmienić. W ogródku była też podwójna, romantyczna (według Andreja) huśtawka, na której mogli spędzać cieplejsze wieczory i gdybać…
Można więc powiedzieć, że układało im się raczej bajkowo. Tak bajkowo, że aż dwa razy się pobili (Eric do tej pory był w szoku, że Andrej ma taki silny prawy sierpowy), Andrej nieumiejętnie wyprał ulubioną koszulę Erica, kurcząc ją tak, że nawet krasnoludek by jej nie założył, kilka nagich fotek modela dostało się w łapy Emily (Pejic przez miesiąc schodził jej z oczu, rumieniąc się za każdym razem, kiedy ktoś choćby o niej wspomniał)… Rok obfity w wydarzenia, można by tak powiedzieć.
Mark się… odczepił. W sumie nie miał wyjścia, ojciec chciał, żeby zarządzał magazynem w innej części kraju, więc nie mając wyjścia, spakował manatki i się wyniósł. Stało się to tak nagle, że Eric nawet nie zdążył się zdziwić. Czasami widywał byłego przyjaciela, kiedy ten wpadał do miasta, ale starał się go zignorować.
Gdy zajechali pod dom, wzięli się za wypakowywanie rzeczy modela. Było tego naprawdę sporo. Rzeczy Erica były już w środku i również czekały na rozpakowanie, chociaż było ich zdecydowanie mniej.
- Od czego zaczynamy? – spytał Andrej z błyszczącymi oczami.
Szatyn nie miał pojęcia, czym on się tak ekscytował. Przy samobójczych zapędach Andreja minie tydzień, zanim się urządzą w nowym lokum.
- Od kawy – odpowiedział spokojnie Eric, kierując się do kuchni.
- Ej! W takim tempie to nie skończymy tego do przyszłego miesiąca!
- I tak się nie wyrobimy, więc przynajmniej możemy się napić dobrej kawy.
- Ze śmietanką? – spytał zadziornie model.
- Czytasz mi w myślach.
Andrej w podskokach pobiegł do kuchni. Jego kraciasta koszula powiewała zabawnie, ukazując szczupłą talię okrytą czarną, przylegającą koszulką. Eric zachichotał, kiedy model usiadł na stole i rozsunął mocno nogi, mrugając do niego z parodii… No, cokolwiek to było, na pewno miało związek z seksem.
- Podano do stołu – wyszeptał Pejic, podciągając lekko czarny podkoszulek. Eric nawet nie musiał przetrzeć, żeby wiedzieć, co jest pod spodem.
- Podano co? – spytał mężczyzna obojętnie. Och, uwielbiał tą grę!
Andrej udawał, że się zastanawia, machając szczupłymi nogami. Czerwone trampki cholernie mu pasowały do tej wstrętnej koszuli.
- Śniadanie – mruknął chłopak z lekkim uśmiechem.
Eric podszedł do niego i zbliżył swoją twarz do twarzy blondyna. Przez tą nagłą bliskość jego serce zabiło mocniej, a oddech lekko przyspieszył.
- Taki duży i nie wie, że śniadanie podaje się do łóżka?
W kilku zgrabnych ruchach fotograf ściągnął chłopaka ze stołu i zaniósł go do ich sypialni. Rzucił modela na łóżko, przyglądając mu się lubieżnie. Miał go już tak wiele razy, a nadal na samą myśl o zanurzeniu się w jego ciele jego penis twardniał w zaskakującym tempie.
- Krawat zostaw! – powiedział blondyn, kiedy Eric zaczął się rozbierać. Od rana pracował, tak więc miał na sobie swoje służbowe ubranie. Z kpiącym uśmiechem rozebrał się, posłusznie zostawiając krawat.
- Mały perwers!
- Ja? – spytał niewinnie Andrej, zdejmując z siebie ubrania. Och, już nie mógł się doczekać tego zbliżenia!
- A co, może ja?
Eric wszedł na czworaka na łóżku i nachylił się nad modelem. Mimo regularnego dokarmiania wciąż był tak samo chudy jak wcześniej. Fotograf zaczął składać czułe pocałunki w miejscach, gdzie chłopak miał pieprzyki, a miał ich naprawdę dużo.
- Przestań – mruknął blondyn. – Są okropne.
- Mnie się podobają – odparł Eric, trącając brodą męskość Andreja. – Lubisz być pieszczony, co?
- Może sprawdzimy? – spytał Andrej zadziornie.
- Może później… Teraz chcę czegoś innego.
Eric przekręcił się tak, żeby jego krocze było blisko twarzy Andreja.
- Jeśli wygram, robisz kolację – powiedział szatyn z figlarnym błyskiem w oku.
- Jeśli ja wygram, pomagasz mi rozłożyć książki w bibliotece.
Szatyn jęknął cicho, ale kiwnął głową na zgodę. Andrej nachylił się i wziął w usta penisa kochanka, czując, że jego męskość też już znajduje się w ciepłych ustach. Na początku obaj jęknęli, a potem zabrali się do roboty, pieszcząc zapamiętale. Już od jakiegoś czasu narzucali sobie w ten sposób pewne obowiązki. Częściej wygrywał Eric – był doświadczonym gejem i pozycja 69 nie była dla niego specjalną nowością. Andrej preferował wcześniej płeć piękną, więc takowa zabawa nie wchodziła w grę, ale szybko się uczył i zaczynał dotrzymywać kochankowi kroku na tym polu. Zasada była prosta – ten, kto szybciej dojdzie, przegrywa. Wszystkie chwyty dozwolone.
Na samym początku było mu bardzo trudno, potem spróbował pomyśleć o niedawno przeczytanej książce i recytować w myślach niektóre wyrażenia, co pomogło mu jakoś opanować orgazm. Nie wiedział, jakie sposoby ma Eric, ale też były bardzo skuteczne.
Andrej ssał go mocno, wkładając i wysuwając z ust, ale kiedy szatyn się zaparł, nie tak łatwo było go doprowadzić do orgazmu. Pejic jęknął, kiedy fotograf zaczął go pieścić w swój ulubiony sposób – drażnił językiem rowek na czubku i ręką delikatnie ugniatał jego jądra. Kto by pomyślał, że taka zabawa będzie taka… fajna? Chociaż może to dobrze, że wcześniej jej nie odkrył, jeszcze by mu się zachciało bawić w to z Marco albo innym znajomym.
Eric niespodziewanie jęknął i spuścił się wprost do ust Andreja. Chłopak uśmiechnął się triumfalnie i odsunął.
- Cholera!
- Nie przestawaj – skarcił go model. – Już robisz kolację i pomagasz w biblioteczce, mogę coś jeszcze wymyślić.
- Wstręciuch jeden.
- I tak mnie kochasz.
- Pff.
Wystarczyło kilka szybszych ruchów ręką i było po sprawie. Andrej nie musiał się już powstrzymywać.
- Dobra, to od czego zaczynamy?
- Od porządnego snu, na przykład.
- Ale…
- Śpij. Zaczniemy później.

 ***
Jest. Krótki, bo krótki, ale jest. Niesprawdzony ani nie przeczytany nawet raz, ale wolę dodać taki niż wcale. Nie wiem, ile będzie miał odcinków. Możliwe, że tom II będzie sporo krótszy od pierwszego, po prostu jest jeden wątek, który chciałabym tu umieścić.
Pozdrawiam!