piątek, 31 maja 2013

15.Granice



Sebastian
- W związku z tym, że już za dwa tygodnie zaczynają się wasze ferie, zaplanowałem naszej klasie wycieczkę na trzy dni w góry. Jest to niedziela, poniedziałek i wtorek. Wybrałem schronisko w Norymbergii. Dostaniemy śniadanie i obiadokolację. Pokoje dwu-trzy osobowe. Trochę pozwiedzamy, między innymi kościół św. Sebalda, dom Albrechta Dürera i Tucherów, Muzeum Narodowe i jeszcze jakieś do wyboru. Na pewno jeszcze Muzeum Transportu. Tych, którzy będą niegrzeczni, zabiorę do Muzeum Zabawek. Przewiduję, że większość czasu spędzimy na stoku, jeżdżąc na nartach. Wybierzemy się też do kina na jakiś film. W podziemiach schroniska jest dyskoteka, w tych dniach sala jest wolna, więc możemy sobie tam zrobić kameralną imprezę. Wyjazd w niedzielę o piątej rano. Koszt to czterysta pięćdziesiąt euro. Większość z was już zapłaciła, chociaż pewnie jeszcze o tym nie wie. Uprzedzam tylko, że mimo ukończenia lat osiemnastu nadal jesteście uczniami tej szkoły i jeśli ja albo pan Atkinson, który jedzie z nami, złapiemy was na piciu lub robieniu czegoś niedozwolonego, macie przechlapane i lecę po sprawowaniu. To z grubsza tyle. Czy ktoś ma jakieś pytania? Nie? W takim razie proszę usprawiedliwienia.

czwartek, 30 maja 2013

~3~



Kevin Zakrzewski siedział na dachu jakiegoś bloku z nogami zwisającymi w dół. Budynek miał aż dziesięć pięter. Miał nadzieję, że nikt go tutaj nie wypatrzy, jeszcze by go wzięli za samobójcę.
Odpalił sobie papierosa i zaciągnął się dymem. Musiał się trochę odstresować. Po spotkaniu z Cogerem był okropnie zdenerwowany. Trochę się wyżył na tych dwóch kretynach, ale nadal czuł złość. W dodatku uszkodził sobie nadgarstek. Naprawdę uroczy początek studiów. Jakby tego było mało, wszystkie dzieciaki w jego grupie patrzyły na niego jak na biedaka spod mostu. Doprowadzało go to do szewskiej pasji. Tylko dlatego, że ubierał się jak skejt, miał na sobie znoszone spodnie i buty po przejściach, uważano go za gorszego. Nienawidził takich ludzi. Nienawidził być traktowany z góry, ale wiedział, że jeszcze się na nich odegra. Ciężko pracował, żeby dostać się na tę uczelnię i nie pozwoli się teraz tak po prostu z niej wykopać. Zresztą wiedział, że nigdy go nie zaakceptują. Jego ubrania przecież były oryginalne, zapłacił za nie mnóstwo pieniędzy. O co im więc chodziło?

środa, 29 maja 2013

5.Twarzą w twarz



- Czy kiedy dawałem ci te zeszyty, nie prosiłem, żeby wróciły do mnie w takim samym stanie, w jakim je dostałeś?
Starannie modulowany i pozornie spokojny głos Billa wpędził Toma w jeszcze większe poczucie winy. Chociaż Czarny wyglądał jak oaza spokoju, jego oczy zdradzały tłumione emocje. Dredziarz był pewny, że on zaraz wybuchnie i to nie będzie przyjemne, a przecież po raz pierwszy naprawdę nie chciał go drażnić!
Spojrzał na niego ze skruchą.
- Przepraszam – powiedział szczerze. – Naprawdę, NAPRAWDĘ nie chciałem tego zrobić. To był wypadek. Tylko wypadek. Wierzysz mi, prawda?
Oczy Billa ciskały błyskawice.
- Przestań robić te pieprzone oczy kota ze Shreka. Moje notatki nadają się na śmietnik!
- Przepiszę ci je, dobra? Co, też nie? Co mam w takim razie zrobić?
- Nie ruszać się! – warknął Bill, podciągając rękawy bluzy.

piątek, 24 maja 2013

14.Granice



Sebastian
Przewróciłem dzieciaka na wznak i patrzyłem na niego dłuższą chwilę. Był tak czerwony, że aż nie mogłem w to uwierzyć. Co chwilę zerkał na moje krocze, które zasłaniał jedynie biały ręcznik. Wyglądał na zdenerwowanego, co oznaczało, że nie jest taki głupi, na jakiego mógł czasami pozować.
Kiedy mu powiedziałem, że go „wezmę”… Jego reakcje były tak komiczne, że zachowanie pokerowej twarzy kosztowało mnie naprawdę wiele wysiłku. Prawiczek… Aż się nie chce wierzyć. Zastanawiałem się, jak on się skumał z tym przeklętym Brownem? Przecież ta dwójka różniła się jak dzień i noc.
Młody spojrzał mi nieśmiało w oczy, a moje serce nagle zabiło mocno.
Był naprawdę ładny. Chociaż nie znosiłem Xaviera, musiałem przyznać, że był przystojny i Robin zdecydowanie odziedziczył urodę po nim.
- Ściągnij – powiedziałem spokojnie, kiedy po raz kolejny zerknął szybko na ręcznik skrywający moje krocze.
- N-nie, ja…
- Ściągnij. Przyznaj, że chcesz go zobaczyć – rzuciłem. – No, dalej. Nie bój się.
Robin jęknął, chowając twarz w dłoniach.

czwartek, 23 maja 2013

~2~



Bill usłyszał irytujący dźwięk budzika. Sięgnął ręką po telefon i wyłączył go. Z cichym westchnieniem usiadł na łóżku i przetarł zaspane oczy. Nienawidził wstawać wcześnie rano.
Pierwszy dzień studiów. Rety, nie chciało mu się wierzyć, że już skończył szkołę średnią i studiuje! Jak to szybko zleciało.
Wstał z łóżka i poszedł do łazienki. Na pralce leżały już czyste ciuchy, które sobie specjalnie wczoraj zostawił. Wszedł pod prysznic i ustawił odpowiednią temperaturę wody. Zajęło mu to więcej czasu niż zwykle, ale przynajmniej się obudził. Wciągnął na siebie czyste ciuchy i poszedł do kuchni. Włączył cicho radio i zabrał się za robienie śniadania. Ustalili z Tomem, że robią je na zmianę, Bill miał gotować obiady, a kolacja należała do starszego Cogera. Dzisiaj akurat wypadła kolej Czarnego.
Wstawił wodę, po czym poszedł obudzić bliźniaka. Tom patrzył na niego z mordem w oczach, on również nie lubił wcześnie wstawać. Gdy blondyn brał prysznic, Bill przygotował kanapki i zaparzył herbatę. Akurat zdążył postawić to na stole, gdy do kuchni wkroczył Tom. Usiadł na krześle i chwycił się za chleb.
- Umieram z głodu – mruknął, z zadowoleniem wgryzając się w kanapkę.

niedziela, 19 maja 2013

13.Granice



Ta dam! Wstawiam trzynastkę;). Coś więcej napiszę pod spodem, bo pewnie i tak wszyscy to ominą o_O
***


Sebastian
Siedziałem przy łóżku Robina w szpitalu. Po raz pierwszy od jakichś dwóch godzin mogłem odetchnąć z ulgą.
Lekarze jeszcze nie wiedzieli, jaki dokładnie środek doprowadził chłopaka do takiego stanu. Na szczęście już nic mu nie groziło.
Pojechałem z nim do szpitalu tak jak stałem. Na chwilkę go tylko zostawiłem, żeby założyć spodnie, udało mi się nawet wziąć buty i bluzę, która i tak nie nadawała się do noszenia, bo Robin na nią zwymiotował. Po długiej rozmowie z lekarzem udało mi się go przekonać, że powinien pozwolić mi zabrać nastolatka do domu na noc.
W międzyczasie lekarz podał mi wyniki badań, które zapaliły mi w głowie ostrzegawczą lampką.
- Powinienem zadzwonić na policję – rzekł doktor. – To silne narkotyki, które są nielegalne na terenie naszego kraju.

piątek, 17 maja 2013

12.Granice



Robin
- Zabiję tego…! Tego…! Wrr! To wszystko jego wina! Lucy powiedziała, że musimy przystopować! Przystopować, wyobrażasz sobie?! Nie pozwoliła mi się nawet pomacać po cyckach, a to wszystko przez tego…! Tego…! Tego… pieprzonego kretyna!
Phil chodził w kółko, paląc już chyba czwartą fajkę z kolei. Ja przysiadłem na grubym konarze i już powoli kręciło mi się w głowie od obserwowania, jak drepta w tę i we w tę. Powoli paliłem swojego papierosa. Mieliśmy teraz okienko i na palarni (tak nazwaliśmy to miejsce) nikogo nie było.
- Nie masz pewności, że to przez niego – powiedziałem.
- Mam! Tara mi powiedziała, że Cleo rozmawiała z Lucy i Lucy jej powiedziała, że przez Boota nie chce już tego robić, nawet jeśli jej się podobało. Wystraszyła się, że on skądś wie i powie jej rodzicom, ale, do cholery, niby skąd mógłby to wiedzieć?!
No, właśnie, skąd, pomyślałem z rozbawieniem, starając się zachować powagę.
Phil sam był sobie winny. Gdyby nie zadzwonił do mnie w środku nocy, chemik o niczym by się nie dowiedział. A tak? Wiedział i genialnie to wykorzystał.
- Nie wiem – odparłem. – To trochę głupia sytuacja.
- Głupia? – jęknął Phil z irytacją. – Tragiczna! Chce mi się ruchać! Muszę coś szybko wymyślić, żeby przekonać Lucy. Pomożesz mi?
Prychnąłem.
- A co ja jej powiem? Może „Hej, Lucy, Phil ze szczegółami opowiedział mi przebieg waszego pierwszego razu. Nie przejmuj się chemikiem, na pewno nie miał na myśli tego, co sugerował”.
- Szlag. Racja. Lepiej, żeby nie wiedziała, że wiesz.
- Wtedy szybciej wyrwałbyś sprzątaczkę niż namówił ją na kolejny numerek.
Phil jęknął załamany.
- Cholerne baby! Zawsze wszystko komplikują. Chyba nigdy się nie ożenię.
- Pff… Nie mów tego przy Lucy.
- Noo…


Sebastian
- Walkers – dwa na dziewięć. Brown – dwa. Chyba naprawdę nie próżnowaliście. Linn – osiem. Ładna praca, ale naucz się wreszcie dzielić przez dwa. – Robin zarumienił się, kiedy cała klasa wybuchła śmiechem. – Rogers, Rejer, Schmidt – po siedem. Również ładnie. Reszta wszyscy po pięć punktów. Nie jest źle, ale mogłoby być zdecydowanie lepiej. Po lekcji zostawcie mi swoje zeszyty z zadaniem domowym. Klauser, nawet mi nie zgłaszaj, że zapomniałeś zeszytu. Masz jeszcze całe trzydzieści minut, żeby te zadania rozwiązać. Inaczej lufa, jasne? Co macie takie miny? Przecież mówiłem, że to sprawdzę.
Małe, okropne bachory. Linn najwyraźniej nieźle się bawił, kiedy psułem humor wszystkim jego kolegom i koleżankom z klasy.
- Linn, choć no tutaj. Przepisz tą tabelkę na tablicę, a wy wszyscy macie to mieć w zeszytach. To też sprawdzę. Ach, Brown, pan Atkinson narzeka, że wiecznie się z Linnem spóźniacie. Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy. Pan Atkinson uważa, że masz na Linna zły wpływ.
- Ale…
- Linn odrobi swoje grzechy dodatkowymi zadaniami domowymi, które odbierze ode mnie dzisiaj po lekcjach.
Robin spojrzał na mnie z miną zbitego psa.
- Ale… czemu?
- Słyszałem, że wybierasz się na typowo chemiczne studia, więc ci nie zaszkodzi trochę dodatkowej roboty.
- Dobrze… - mruknął niechętnie.
Całe szczęście, że nie próbował się wykłócać. W domu, kiedy się przemawialiśmy, nie był taki potulny. Jak to mówią – cicha woda brzegi rwie.
Phil Brown przez całą lekcję bacznie mnie obserwował. Byłem pewien, że mnie nie lubi i z pewnością coś knuje. Miałem nadzieję, że nie zacznie mnie śledzić. Nikt nie wiedział o tym, że Robin ze mną mieszka i wolałem, żeby tak zostało. Obaj mielibyśmy zbyt wiele problemów, gdyby to się rozeszło.
Nie lubiłem Browna. To typowy cwaniaczek, który nie uznaje krytyki, a w jego słowniku nie ma słowa „nie”. Jemu się nie odmawia. Był inteligentny, ale, jak na mój gust, miał zdecydowanie zbyt paskudny charakter, żebym mógł go zaakceptować. Doprawdy, nie mam pojęcia, co Robin w nim zobaczył. W mojej opinii poza ładną gębą nie miał wiele do zaoferowania. Nie zamierzałem jednak się mieszać pomiędzy gówniarzy. Linn jasno powiedział, że nie robi sobie nadziei na związek z Brownem i z chęcią się ze mną trochę pobzyka, więc czemu nie? Mnie taki układ jak najbardziej odpowiadał. Żadnych zobowiązań, czysta przyjemność, a to, że dzieciak jest już w kimś zakochany, działało na moją korzyść. Miałem pewność, że nagle się we mnie nie zakocha. Linn nie był kimś, kogo mógłbym posądzić o niestałość w uczuciach. Jeśli mówił, że kocha się w Brownie, to zapewne kocha się już od dłuższego czasu.
I dobrze. Mniej problemów dla mnie.


Robin
- Znowu się z nas wyśmiewał – marudził Phil. – Co on sobie w ogóle wyobraża? I jak śmie sypać przy wszystkich takimi aluzjami?!
Westchnąłem tylko.
- Za bardzo bierzesz to do siebie, Phil – stwierdziłem. – Nie reaguj, to da ci spokój.
- Ta, a Lucy nigdy więcej się ze mną nie prześpi.
- Tylko na tym ci zależy?
- Przecież o to w tym wszystkim chodzi.
- O seks? – spytałem z powątpiewaniem.
- Mmm… Przecież to oczywiste. Ona jest dziewczyną, więc ją przytulam, całuję, pocieszam, dbam, żeby się nie nudziła i znoszę jej humorki, kiedy dostaje okres. Wierz mi, dla każdego faceta to prawdziwe wyzwanie. My chcemy w zamian seksu. To przecież uczciwa wymiana.
- Zawsze mi się wydawało, że kochasz się w Lucy, a nie chcesz ją tak po prostu przelecieć.
- Bo tak było, ale skoro mogę mieć też seks, to czemu nie?
- Za bardzo się na tym skupiasz.
- Może, ale byliśmy parą idealną, a przez kilka uwag tego obślizgłego chuja wszystko się posrało.
Obślizgły chuj… Tego jeszcze nie słyszałem.
- Wszystko się ułoży.
- Mam nadzieję, ale i tak nie puszczę mu tego płazem.
- Hm? To znaczy?

Patrzyłem na swoje odbicie w wygaszonym telefonie i widziałem, jaki jestem blady. Cały aż się spociłem ze strachu…
To zdecydowanie nie był dobry pomysł.
- Phil! On nas za to zabije, mówię ci.
Za dobrze o tym wiedziałem. Za dobrze, cholera! Phil co najwyżej dostanie naganę, ale ja… Ja już nie będę miał życia. On mnie zagłodzi, zlinczuje i zgwałci. Co tam zgwałci?! Zgwałci i zabije, zakopie w lesie i… zabawi w BDSM i… przykuje mnie do kaloryfera i…
Już nie żyję!
- Nic nam nie zrobi! Skąd miałby wiedzieć, że to my?
- O tym, że przeleciałeś Lucy też jakoś nie powinien wiedzieć, a jednak dotarła do niego ta informacja.
Philowi zrzedła mina. Przez chwilę się zastanawiał, a potem wzruszył ramionami.
- Mam to gdzieś. Chcę, żeby poczuł to samo, co ja.
- Phil! To się źle skończy! Ja nie chcę!
- Cii! Idzie!
Zjechałem plecami po ścianie i skuliłem się, czując zbliżającą się katastrofę. On nas naprawdę zabije! Mnie zabije!
Minęła cała wieczność zanim usłyszałem odgłos spadającego wiaderka. Drżąc o własne życie, wyszedłem na czworakach z zaułku tak, żeby Seba mnie nie widział i patrzyłem, co się dzieje.
Wiadro, do którego Phil nalał lodowatej wody, leżało obok głowy chemika, który jęczał, próbując podnieść się z podłogi. Miałem ochotę obgryzać paznokcie ze zdenerwowania.
- Nie podnosi się! – „krzyknąłem” szeptem. – Idę mu pomóc!
Zerwałem się ze swojego miejsca, ale Phil złapał mnie w pasie i wciągnął z powrotem do zaułku.
- Ani się waż! – warknął blondyn, trzymając mnie mocno. Próbowałem się wyrwać, ale Phil miał więcej siły. – Zasłużył sobie na to.
- Nic mi nie zrobił.
- Gnoił cię cały pierwszy semestr.
- Mam szóstkę na semestr! PUSZCZAJ!
- Robin, do cholery!
- PUSZCZAJ!
- Nie ma mowy!
Po dość długiej szarpaninie wreszcie udało mi się wyrwać, ale Sebastian już zamknął za sobą drzwi klasy.
- Spadamy! – rzucił Phil. – Zanim wyjdzie i nas zobaczy!
Jęknąłem tylko. Co za idiota! Przecież w szkole były zamontowane kamery, na pewno wszystko się już nagrało.
Czasami nie wierzyłem w to, że Phil jest taki głupi.


Sebastian
Wściekłość to zbyt łagodne słowo, żeby określić moje uczucia. Pomijając już to, że biodro bolało mnie jak jasna cholera, miałem ochotę zabić gówniarza, który mnie tak załatwił.
Naszło mnie też dziwne przeczucie, że Robin będzie wiedział co nieco na ten temat.
Na szczęście ten głupi kawał miał miejsce na moim okienku, więc miałem czas pojechać do domu i się przebrać. Wykorzystałem też okazję i napisałem krótką notatkę do Robina.
„Robin, masz przechlapane. Lepiej żebyś wiedział coś na temat tego, co stało się dzisiaj na piątej lekcji i nie miał oporów przed wydanie osoby, która TO zrobiła. I jestem pewien, że dobrze wiesz, CO. Porządnie wkurwiony Sebastian.”
Zostawiłem mu to na biurku i pojechałem z powrotem do szkoły. Kończyłem dopiero po piętnastej. Czekałem chwilę na Robina, który wyjątkowo się spóźniał. Wyraźnie mu się nie spieszyło. Gdy go zobaczyłem, zdałem sobie sprawę, że idzie jakoś dziwnie. Tak sztywno jakby ktoś wepchnął mu w dupę kij od szczotki.
A więc jednak. Wiedział, co się stało. Cholerny gówniarz.
- Szybciej, szybciej! – ponagliłem go. – Już późno.
Bez słowa wsiadł do auta.
- Znowu śmierdzisz fajkami. Tak właściwie… skąd je bierzesz?
- Tata lubił robić spore zapasy. Miał całą szafę wypchaną papierochami. Zabrałem je.
- Trzymasz je w moim domu?
- Gdzieś musiałem je zostawić. Właściwie co za różnica, skoro i tak nie palę w domu?
Nie skomentowałem tego i nie powiedziałem, że w ogóle nawyk palenia niezbyt mi pasuje. Mnie jakoś to ominęło. Starsi chłopacy, którzy lubili mnie zaczepiać (w tym ojciec Robina), palili bardzo dużo, a ja nie chciałem się do nich upodabniać w żaden sposób, dlatego nie paliłem. Brzydziłem się papierosami, tak jak brzydziłem się nimi.
 W domu tylko czekałem, aż Robin znajdzie notatkę. Podejrzewałem o to wszystko Browna, więc jeśli miałem rację, Linn już o tym wiedział. Skoro Brown spowiada mu się nawet z tak intymnych rzeczy jak seks z koleżankami, tym też z pewnością mu się pochwalił.
Chłopak przyszedł po chwili do kuchni, przebrany w dresy. W ręce trzymał moją kartkę. Minę miał genialną.
- Em… Ja… - zawahał się.
- I tak to z ciebie wycisnę, więc nawet nie próbuj ściemniać.
- No, ale… Ja… No… - jęknął z desperacji. – No wiem kto to, no. Ale… ale nic z tym nie zrobisz, dobrze?
Prychnąłem.
- Jakiś szczyl wylał mi na łeb wiadro lodowatej wody i ja mam nic nie robić? Jestem nauczycielem, nie świętym! Zresztą, z wami to nawet święty by nie wytrzymał.
- Próbowałem go powstrzymać – bąknął.
- Więc wiedziałeś, co zamierza? Świetnie! Piękne dzięki za ostrzeżenie.
Linn spojrzał na mnie z miną zbitego psa.
- Chciałem, ale mi nie pozwolił. Phil się wkurzył, bo…
- Nie martw się. Nie powiem mu, że wiem. Po prostu udekoruję klasę jego flakami.
Robin skrzywił się i westchnął.
- Dobra, rób, co chcesz. Właściwie sam się o to wszystko prosił.
- Dobrze, że się rozumiemy. – Westchnąłem, robiąc sobie kawę. – Robisz coś na obiad?
- Mhm… A co chcesz?
- Rób cokolwiek. Dobrze gotujesz, więc pewnie i tak będzie smaczne.
- Ok, coś wymyślę. – Linn spojrzał z niechęcią na moją kawę. – Nie pij tego tyle, bo pikawa ci siądzie.
- Wolę to niż raka płuc.
Dzieciak prychnął i wziął się za robienie obiadu. Ja poszedłem rozpalić w piecu, a potem rozsiadłem się wygodnie w kuchni i zabrałem za sprawdzanie kartkówek.
Kolejny dzień poleciał wyjątkowo szybko.
Wieczorem podczas kąpieli miałem okazję podziwiać naprawdę wielkiego siniaka na moim biodrze, który miał okropną fioletowo-czerwoną barwę i bolał jak wszyscy diabli. Dzieciakowi oczy wyszły na wierzch, kiedy go zobaczył. Widziałem, że jest mu głupio.
- Nie musisz czuć się winny – powiedziałem. – Odpracujesz to i to bardzo ciężko.
Skinął tylko głową.

Robin
Z jednej strony byłem na siebie zły, że wkopałem Phila, ale z drugiej jednak cieszyłem, że Sebastian nie był na mnie aż taki zły. Pyszny obiad trochę go udobruchał, a pizza, którą zrobiłem na kolację, dokończyła dzieła.
Gdy Seba poszedł się kąpać, wykorzystałem to, żeby pójść zapalić. Znalazłem kilka otwartych paczek w zbiorze ojca, mimo że były pełne. Zignorowałem to, w końcu czy to ważne? Szybko spaliłem jedną, po czym wróciłem na górę. Siniak na kości biodrowej chemika był tak wielki, że momentalnie wrosłem w podłogę. Nie mogłem uwierzyć, że pozwoliłem Philowi na coś takiego. Mógł sobie nie lubić chemika, ale to już była przesada.
- Nie musisz czuć się winny – rzekł. – Odpracujesz to i to bardzo ciężko.
Skinąłem głową. Należało mi się za tę akcję, dobrze to wiedziałem.
- Łazienka już wolna, zaraz przyniosę ci zadania.
- Ok.
Poszedłem do swojego pokoju po czystą bieliznę i koszulkę do spania, kiedy nagle zakręciło mi się w głowie. Momentalnie poczułem, że miękną mi nogi i robi mi się niedobrze.
Zwymiotowałem. Upadłem, próbując się czegoś złapać, ale w zasięgu mojej ręki była tylko torba na książki, leżąca na podłodze. Znowu zwymiotowałem, nie mając pojęcia, o co chodzi.
- Robin? Robin!
Seba podbiegł do mnie i przytrzymał mnie.
- Co się dzieje?
Załkałem, próbując złapać oddech. Czułem się okropnie. Chemik szybko położył mnie na podłodze i ułożył w pozycji bocznej ustalonej, żebym się nie udławił wymiocinami.
- Uspokój się – powiedział ostro, łapiąc mnie za ramię. Kątem oka zobaczyłem, że gdzieś dzwoni. Ponownie zwymiotowałem, mając ochotę umrzeć. Czułem odór wymiocin, płuca rwały mnie boleśnie, a całe ciało wręcz mi sparaliżowało. Obraz zaczął mi się rozmazywać przed oczami.
- Seba… Boli… Boli… - wymamrotałem. Zwymiotowałem ponownie, tym razem samą krwią. Załkałem cicho.
- Wiem, spokojnie. Jeszcze chwila. Zaraz przyjedzie karetka.
- Boli…
- Cii…
Chemik zniknął na chwilę. Zamknąłem oczy…
- Nie, nie zasypiaj! Robin! – poczułem dosyć mocne uderzenie w twarz.
Coś zawyło. Seba wziął mnie na ręce i zaczął gdzieś nieść. Zwymiotowałem na jego koszulę, łkając i przepraszając go gorączkowo.
Znowu przysporzyłem mu trosk.
Położył mnie gdzieś. Próbowałem chwycić go za rękę, ale mi się nie udało.
Straciłem przytomność.


czwartek, 16 maja 2013

~.1.~



Krzyk.
Przeraźliwy wrzask.
Tom Coger usiadł gwałtownie na swoim łóżku. Nie bardzo wiedział, co go obudziło. Przetarł oczy i jęknął cicho. Tak strasznie chciało mu się spać! Mimowolnie zaczął nasłuchiwać. Po chwili do jego uszu znowu dotarł jakiś dziwny dźwięk. Zdziwił się, że to nie był sen. Przez chwilę siedział ze zmarszczonymi brwiami i próbował pobudzić swój mózg do pracy.
Kto tak wrzeszczy?
Jego oczy otworzyły się szeroko. Zerwał się z łóżka, chcąc jak najszybciej wstać, lecz zaplątał się w pościeli i upadł z hukiem na podłogę. Szybko się pozbierał i pognał do pokoju bliźniaka.
Dlaczego Bill tak strasznie krzyczy?
Wbiegł do środka i nachylił się nad bratem. Czarnemu musiał się śnić jakiś koszmar, był cały spocony i okropnie się wiercił.
- Bill...- odezwał się cicho blondyn, potrząsając nim lekko.
Gdy chłopak nie zareagował, Tom złapał go za koszulkę i mocno szarpnął. Krzyk ustał. Czarny gwałtownie otworzył oczy i spojrzał nieprzytomnie na bliźniaka. Był przerażony.
- Tom? - spytał cicho, starając się wyrównać oddech.
- Co ci się śniło?- zapytał blondyn.
- Co tu się dzieje? - spytał kobiecy głos od strony drzwi.
Bracia spojrzeli w tamtą stronę i dostrzegli zaniepokojoną matkę i Aleksa.
- Bill miał zły sen - powiedział spokojnie Tom.
- Krzyczałem? - zdziwił się młodszy Coger.
- Wrzeszczałeś, jakby cię obdzierali ze skóry.
Czarny wplótł palce we włosy i przeczesał je nerwowo.
- Idźcie spać, ja z nim zostanę - rzucił Tom do matki i ojczyma.
- Na pewno? - spytał Aleks.
- Tak, nie martwcie się.
Ania chciała się dowiedzieć, co śniło się jej synowi, ale mąż przekonał ją, że teraz powinna dać mu spokój. Niezadowolona wyszła z pokoju i cicho zamknęła za sobą drzwi.
Tom patrzył na brata. Jego wzrok przyzwyczaił się już do ciemności. Zauważył, że bliźniak cały drży. Zdziwiło go to.
- Dobrze się czujesz? - spytał.
Bill jęknął tylko cicho.
- Boję się. To było straszne - wyszeptał cicho.
- Spokojnie, to tylko głupi sen.
- Nigdy jeszcze takiego nie miałem. To było takie realne, zupełnie jak... Było prawie tak samo, jak w Innym Świecie.
Tom westchnął cicho. Bill nazwał tak miejsce, po którym włóczyli się przez miesiąc w swojej podświadomości, podczas gdy tak naprawdę leżeli w śpiączce w szpitalu.
- Co tam było dokładnie? - spytał blondyn, ziewając.
- Widziałem czarne potwory. Chciały mnie zabić. W ogóle nie mogłem się bronić. Podchodziły do mnie coraz bliżej, a ja nie mogłem im uciec. To było straszne!
- Bill, nie musisz się ich bać. Minął już prawie rok od momentu, kiedy mieliśmy z nimi do czynienia i nic się nie działo przez ten czas. Było nudno jak flaki z olejem.
- Nie mamy co do tego pewności. A jeśli one mogą tutaj przyjść?
- Po co miałyby to robić? Były częścią tamtego świata, miały do wykonania określone zadania. Nie mają powodu, żeby nas ścigać albo atakować.
- Mam złe przeczucia.
- Bill, za bardzo się wszystkim przejmujesz. Jutro wyjeżdżamy z miasta, zaczynamy studia. Może się tym stresujesz i dlatego śnił ci się ten koszmar?
Czarny spojrzał na niego z powątpiewaniem.
- Może... Przepraszam, że cię obudziłem - powiedział młodszy Coger, kładąc się na łóżku i przykrywając kołdrą.
- W porządku.
Tom przyglądał się bliźniakowi. Nadal wyglądał na przestraszonego. Mieli już prawie dziewiętnaście lat, a on nadal postępował z bratem jak dziesięciolatek. Tylko jego przytulał zawsze wtedy, kiedy ten tego potrzebował, tylko Bill wiedział o wszystkich szczegółach z jego życia. Wiedząc, że jeśli nie zapyta, to nie będzie mógł zasnąć do rana, odezwał się.
- Zostać z tobą? Wyglądasz na przerażonego.
Czarny spojrzał na niego z wdzięcznością.
- Mógłbyś? Naprawdę? - spytał niepewnie.
Starszy Coger westchnął. Ach, ci młodsi bracia.
- Posuń się - powiedział, po czym ułożył się obok Billa.
- Nie powiesz nikomu, prawda?
- Ba.
- Dzięki - wyszeptał cicho młodszy, zamykając oczy.
- Śpij, jutro wyjeżdżamy. Musimy mieć dużo sił.
Czarny westchnął tylko. Tom poczekał, aż bliźniak zaśnie i dopiero wtedy pozwolił sobie na sen.

Następnego dnia w kuchni matka koniecznie chciała się dowiedzieć, co takiego męczyło Billa w nocy. Jak niby jej wyjaśnić, że Czarny boi się dziwnych stworów, które omal nie zabiły go w Innym Świecie? Nadal trzymali w tajemnicy to, co się tam stało. To było takie... niesamowite. Przytrafiło im się coś, co na zawsze miało zostać w ich pamięci i przypominać, że są bliźniakami i nic nie może ich rozdzielić.
Tom siedział przy stole i czekał, aż Bill coś wykombinuje. Młodszy Coger z niepewną miną stał przy blacie kuchennym i nakładał na talerz kanapki zrobione przez Anię.
- To... Cóż, nie pamiętam dokładnie. Śniły mi się jakieś potwory - powiedział zakłopotany.
- Potwory? - zdziwił się Aleks, wchodząc do kuchni.- Nie jesteś za duży na takie sny?
- Ee...
Blondyn z głupim uśmiechem patrzył, jak policzki brata pokrywają się szkarłatem. Bill chyba nigdy nie słyszał, że dobry kit to połowa sukcesu.
- N-no...
- Dajcie mu spokój. Coś mu się tam przyśniło i zaraz robicie z tego wielkie halo - rzucił Tom.
- Okropnie krzyczał - wtrąciła Ania.
Bill usiadł obok bliźniaka i podsunął mu talerz pełen kanapek. Obaj zaczęli jeść z apetytem.
- To chyba stres. No, wiesz, przed studiami - rzucił Czarny.
- Możliwe - westchnęła kobieta, również siadając przy stole.
- Mam nadzieję, że spodoba wam się mieszkanie, które wam wynająłem - powiedział Aleks.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że wybraliście ten sam kierunek - kobieta pokręciła głową.
- Ja też nie mogę uwierzyć, że mnie tam przyjęli - westchnął Tom.
- Żałujcie, że nie widzieliście min nauczycieli, kiedy zobaczyli wyniki matur - zaśmiał się Bill. - Babka od matematyki omal nie dostała ataku serca, gdy okazało się, że Tom napisał na siedemdziesiąt procent, a miał u niej ledwo dwóję.
- Wszyscy byli w ciężkim szoku. Muszę przyznać, że mnie również zaskoczyłeś, synku. Bałam się, że możesz zawalić maturę, a ty napisałeś ją prawie tak dobrze, jak Bill.
Tom wiedział, że gdyby nie nauka z bliźniakiem, nigdy by nie zdał. Na szczęście Czarny był obcykany ze wszystkich przedmiotów. Siedzieli po szkole w pokoju i Bill mu wszystko opowiadał. Mówił i mówił, a blondyn słuchał. Naprawdę wiele się nauczył od swojego brata. To dzięki niemu napisał maturę tak, jak napisał. Tematy mu podeszły i wystarczyło tylko się poświęcić i nie wplatać w swoje wypowiedzi potocznych wyrażeń. Sam nie wierzył, że tak dobrze mu poszło. Na szczęście to ostatecznie przekonało matkę, że dobrze robiła, przymykając oko na jego niektóre wybryki.
Wybór kierunku był bardzo trudny. Do samego końca nie był pewny, co będzie robił w przyszłości. Miał swoje marzenia, ale w chwili obecnej nie mógł się im poświęcić. Musiał wybrać coś innego. Dumał i dumał i wybrał... psychologię. Wydarzenia, które miały miejsce w jego życiu skłoniły go do poważnych refleksji. Doszedł do wniosku, że chciałby pomagać takim ludziom jak Bill, że chciałby kiedyś wreszcie go zrozumieć. Przede wszystkim miał nadzieję, że się sprawdzi w tym zawodzie. Pamiętał, jak mieli zajęcia z psychologiem i jak Paulina wyzwała ich od nienormalnych, a na odchodne uderzyła go w twarz. To nie była postawa godna psychologa. On też miał swoje za uszami, ale wierzył, że będzie potrafił jakoś się opanować.
Gdy powiedział o swoim wyborze matce, była w szoku. Nie spodziewała się tego po nim. Bill omal nie spadł z krzesła, gdy to usłyszał. Okazało się, że on dokonał identycznego wyboru. Powiedział, że wie, jak to jest zbierać cięgi od całego świata i chciałby pomóc ludziom, których spotkał taki sam los. On to przeżył i wiedział, jak dana osoba się czuje. Mówił, że on był z tym wszystkim zupełnie sam. Chciał, żeby inni nie musieli dźwigać sami tak ciężkiego brzemienia.
Bliźniacy Coger znowu mieli ruszyć razem na podbój świata. Zapowiadało się naprawdę ciekawie, zwłaszcza że uczelnia, na którą mieli zamiar iść, była bardzo duża. Były tam najróżniejsze kierunku: kilka rodzajów filologii, architektura, prawo, dziennikarstwo, psychologia... Teren uczelni był ogromny. Wszystko było podzielone na kilka oddzielnych budynków, w których realizowano zajęcia na poszczególne kierunki. Budynki były bardzo nowoczesne i od razu przypadły braciom do gustu.
Po śniadaniu chłopcy udali się do swoich pokoi, żeby się spakować. Ania zarzuciła ich ciuchami, które nieustannie prała już od dobrych dwóch dni. Skakała nad nimi jakby mieli po dwanaście lat. Całe szczęście, że nie chciała ich jeszcze spakować. Tego Tom by nie przeżył.
Wziął wszystkie swoje ulubione ciuchy i kilka takich, które mogły mu się przydać na jakieś inne, szczególne okazje. Oczywiście, zabrał ze sobą prawie wszystkie puszki z farbą i końcówki. Miał zamiar obczaić nowe miasto i wybrać sobie kilka miejsc, które mogłyby wyeksponować jego prace.
Aleks był bardzo bogatym człowiekiem, co szybko stało się jasne. Obiecał opłacać im mieszkanie i co miesiąc dawać określoną sumę pieniędzy. Mieli co drugi weekend wracać do domu, ale nie byli pewni, czy to się uda. Tak czy siak, mieli wkroczyć w nowy etap w swoim życiu. Tom miał cichą nadzieję, że będzie dobrze wspominał studia i wszystkie rzeczy z nimi związane. Najważniejsze jednak było to, że miał być razem z Billem. Czasami okropnie go irytował, ale mimo wszystko blondyn uważał, że bliźniak to dobry wynalazek.
Gdy już wreszcie się spakował, była godzina piętnasta. Czekały ich aż trzy godziny drogi. Tak to jest, kiedy wybiera się jedną z najlepszych uczelni w kraju. Cóż, Tom miał dziwne wrażenie, że to za wysokie progi jak na jego nogi, ale nie zaszkodzi spróbować. Przecież go przyjęli, uznali, że się nadaje. Dlaczego miałby w siebie wątpić? Poza tym, Czarny na pewno mu pomoże, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Zniósł swoją torbę na dół i postawił przy drzwiach. Po chwili to samo zrobił Bill. Oprócz tych rzeczy matka zapakowała im jeszcze jedną z prowiantem na drogę i potrzebnymi przyborami szkolnymi.
- Macie być grzeczni, chłopcy. Zwłaszcza ty, Tom - powiedziała Ania ze łzami w oczach, ściskając mocno starszego syna.
- Spokojnie, mamo. Wiesz, że będę - zaśmiał się blondyn.
- Mam nadzieję, że będziecie się tam dobrze uczyć. Trzymam za was kciuki.
Bill przytulił matkę z lekkim uśmiechem. Pożegnali się i wyszli przed dom. Aleks wyprowadził samochód z garażu i pomógł im powrzucać wszystko do bagażnika. Po chwili już mknęli drogą, zostawiając za sobą dom i wszystko to, do czego się przyzwyczaili.
Będą tęsknić jak cholera, to Cogerowie wiedzieli na pewno.
Przez całą drogę prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiali. Bill zasnął na tylnym siedzeniu i leżał tam nadal zapięty pasami.
Pewnie jest mu niewygodnie, pomyślał Tom z cichym westchnieniem. Trzeba było usiąść z tyłu.
Westchnął tylko i rozsiadł się wygodnie na siedzeniu. Studia. Rany, czy on naprawdę ma zamiar zostać studentem? Nie nadawał się do tego! Był grafficiarzem, chłopakiem, który uwielbia bazgrolić po ścianach, kartkach, płytach i Bóg wie czym jeszcze. Cały swój dobytek malarski zapakował w oddzielną torbę. Nie miał zamiaru rozstawać się ze swoimi odpowiednio miękkimi ołówkami, hebanową gumką i temperówką, która przeżyła już nie jedną paczkę kredek i przyborów do rysowania. Zakodował sobie w myśli, że musi kupić sobie kilka bloków, żeby mieć na czym rysować.
Przymknął oczy. Postanowił się zdrzemnąć. Podróż była bardzo męcząca.

Na dworze było już ciemno, kiedy podjechali pod blok, w którym znajdowało się ich mieszkanie. Tom wysiadł i przeciągnął się, ziewając głośno. Miło było rozprostować kości. Miał ochotę paść na łóżko i nie wstawać co najmniej przez rok.
Z głupią miną otworzył drzwi samochodu i szturchnął brata.
- Hej, obudź się! Jesteśmy na miejscu - powiedział spokojnie.
Bill otworzył oczy i spojrzał na niego zupełnie zdezorientowany i nieprzytomny.
- He? - spytał Czarny.
- Jesteśmy na miejscu. Wyłaź!
Młodszy Coger z cichym westchnieniem odpiął pas i zaczął gramolić się po siedzeniu do wyjścia. Otrząsnął się dopiero wtedy, kiedy wypadł z samochodu na trawę. Tom wybuchnął śmiechem.
- Sierota – skomentował, schylając się nad nim i pomagając mu wstać.
Aleks pokręcił tylko głową. Mimo że znał bliźniaków już prawie rok, nadal większość ich zachować wydawała mu się po prostu dziwna. Zresztą bracia bardzo dobrze zdawali sobie z tego sprawę. Byli zagadką dla ojczyma i to taką, której prawdopodobnie nigdy nie uda się rozszyfrować. Wiedzieli, że ciągle im się uważnie przygląda. Co się dziwić, nie zachowywali się normalnie. Chłopacy w ich wieku stoją pewnie na własnych nogach, a oni ciągle szukali oparcia w bliźniaku. Często rzucali sobie porozumiewawcze spojrzenia. Mieli swój własny świat i zazdrośnie pilnowali, aby nikt inny się do niego nie dostał. Nic więc dziwnego, że Aleks miał ich za dziwaków. Na szczęście matka była szczęśliwa, więc się nie czepiał. Chyba nareszcie byli jedną z tych szczęśliwych rodzinek, jakie pokazują zawsze w telenowelach.
Bill złorzeczył wszystkiemu dookoła otrzepując swoje ubranie. Przeciągnął się, mrucząc cicho z zadowolenia, po czym podszedł do bagażnika. Aleks już wyciągał ze środka ich torby. Blok znajdował się prawie idealnie w centrum miasta. Światło dawały lampy, co Tom od razu zanotował jako minus. Jeśli będą tak przez całą noc mu świecić w okno, nie przeżyje tego.
Pozbierali swoje rzeczy i cali obładowani wkroczyli do bloku, w którym mieli mieszkać. Był kolorowy jak większość tego typu budynków w takich miastach. Teraz coraz częściej eksperymentowano z barwami, malując budowle na różne odcienie danego koloru. Ten akurat był wariacko pomarańczowy. Toma aż świerzbiło, żeby wygrzebać spray i pacnąć jakiś napis na czarno.
Z przykrością powitali informację, że winda obecnie nie nadaje się do użytku, ponieważ jeszcze nie została naprawiona awaria. Musieli więc dostać się do mieszkania tradycyjnie.
- To będzie tragedia! - jęknął blondyn, patrząc agresywnie na schody.
Bill zaśmiał się tylko, popijając wodę mineralną.
- Nie będzie tak źle - stwierdził Aleks.
Po ciężkich trudach udało im się doczłapać do odpowiednich drzwi. Ojczym przekręcił klucze w zamku i wpuścił ich do środka. Obaj z ulgą postawili torby w dość szerokim korytarzyku. Tom z ciekawością wszedł w pierwsze drzwi na prawo i zapalił światło. Z prawej strony stały wypasione meble, na wprost było duże okno z parapetem zastawionym różnymi kwiatami, a przy nim stało jedno łóżko. Drugie stało zaraz obok wciśnięte w róg pokoju, a trzecie całkiem z lewej strony, również ulokowane w rogu. Przy każdym znajdował się stolik nocny.
-Dlaczego trzy?- zapytał blondyn.
-Taki jest standard mieszkania.
Podłoga była wyłożona ciemnobrązowymi panelami, a ściany pomalowane na biało. Cóż, o kolorze pomyśli potem. Przeszedł przez pokój i wszedł do drzwi po lewej stronie, między dwoma łóżkami. Znalazł się w przestronnej łazience.
- Nie, nie ma wanny! - Bill jęknął mu nad uchem.
Tom tylko pokręcił głową. Na prawo była duża kabina prysznicowa. Całkiem z lewej strony był sedes, potem o ścianę stała oparta suszarka. W róg wciśnięto pralkę, dalej był kosz na brudne ciuchy, lustro i meble... Łazienka była do połowy wyłożona niebieskimi kafelkami, a na górze pomalowana na biało.
Starszy Coger przeszedł z powrotem przez pokój i wrócił się na korytarz, a potem podążył do drzwi na wprost wejścia do domu. Znajdowała się tam kuchnia. Trochę przypominała tą z ich domu. Meble były ułożone w kształcie litery U. Na wprost znajdowało się okno, całkiem z prawej strony lodówka. Na środku stał stół pomalowany na biało. Meble również był białe, a kafelki na podłodze kremowe z akcentem czerwieni. Uchwyty od szafek również były czerwone i wszystko ze sobą świetnie grało.
- Ekstra! - westchnął Tom, podskakując i sadowiąc się na blacie mebli.
- Jak wam się podoba? - spytał trochę niepewnie Aleks.
- Bomba! - odpowiedzieli zgodnie.
Uśmiechnęli się do ojczyma. Z ulgą odwzajemnił gest.
- Nie musicie się martwić ogrzewaniem, tutaj jest to już wliczone w czynsz. Wystarczy tylko odpowiednio ustawić kaloryfery. Resztę chyba sami rozpracujecie, co?
- Jasne! - powiedział Bill, zaglądając do lodówki. - Hej, tutaj nic nie ma. Gdzie jest jakiś sklep spożywczy? Trzeba zrobić zakupy.
- Jak wyjdziecie z bloku, idźcie w prawo i cały czas prosto. Tam jest jeden całodobowy market. Mam nadzieję, że wasze potrzeby zostaną w nim zaspokojone - rzucił z powątpiewaniem Aleks.
- A ty nie idziesz z nami? - zapytał blondyn.
- Nie. Jest już późno, a ja muszę jeszcze dojechać do domu. Zostawiam wam pieniądze, mądrze nimi gospodarujcie, dobrze?
- W porządku. To... Do zobaczenia.
Bracia pożegnali się z ojczymem. Zeszli z nim na dół i patrzyli, jak odjeżdża. Potem ruszyli w stronę sklepu.
- Bill, co myślisz o dredach? - zapytał Tom.
- Co? - zdziwił się Czarny.
- Chyba rozplotę warkocze i zrobię sobie dredy.
- Nie! Nie rób tego! - wykrzyknął chłopak.
- Dlaczego?
- Po prostu nie!
- Ale dlaczego? - spytał blondyn z miną zbitego psa.
- Daj spokój, do tej pory nie mogę się przyzwyczaić do warkoczyków.
- Mam je już prawie pięć lat!
- No, dobra... Może trochę przesadziłem. Ale nie rób sobie dredów.
- Nie podobają ci się?
- Można to tak nazwać.
- No, dobra. To może ogółem je obetnę?
- Nie, zostaw tak, jak jest. Nie lubię patrzeć na chłopaków z długimi włosami, zwłaszcza kiedy są rozpuszczone, ale... Cóż, ty wyglądasz w tym dobrze. Pasuje ci. Zwłaszcza, kiedy zawiązujesz sobie na głowie bandanę, ale nie jak te wszystkie bandziory, tylko tak jak opaskę. No, wiesz... A w ogóle, to co cię tak nagle wzięło? Chcesz się popisać przed jakimiś dziewczynami czy coś?
- Nie, po prostu pomyślałem, że może czas na zmianę.
Bracia weszli do sklepu. Tom chwycił się za jakiś wózek. Musieli przecież kupić praktycznie wszystko, lodówka była pusta.
- Zostaw swoje kudły z spokoju. Wyglądają świetnie. Koniec, kropka.
Blondyn tylko westchnął cicho. Wkroczyli do sklepu. W sumie to nigdy nie robili jeszcze razem żadnych większych zakupów. Przyszła mu do głowy śmieszna myśl, że zachowują się jak młode małżeństwo. Podzielił się tą myślą z bratem i obaj wybuchli śmiechem. Kilka osób krążących po sklepie patrzyło na nich jak na wariatów. Cóż, przyzwyczają się. Nie znają jeszcze bliźniaków Coger.
Robili zakupy przez ponad godzinę. W sumie to Tom posłusznie pchał wózek i próbował nadążyć za Billem, który z prędkością światła pruł po markecie i wrzucał do wózka dosłownie wszystko. Nie zapomniał o niczym, nawet o płatkach śniadaniowych i maśle orzechowym. Kupił chleb, masło, ogórka, pomidory, kilka rodzajów kiełbasy, serki, kakao, mleko, ser żółty i wiele innych rzeczy, które wpadły mu w ręce. W końcu westchnął.
- Chyba koniec - rzucił.
- Stary, wykupiłeś pół sklepu. Jesteś pewien, że już wszystko? Może o czymś zapomniałeś? - spytał kpiąco Tom.
- Nie zapomniałem. Nie kupiłem jeszcze nic, co nadawałoby się do zjedzenia na obiad. Ale przecież tego nie uniesiemy, prawda?
Blondyn pacnął się z całej siły w czoło.
- Zachowujesz się jak baba - rzucił Tom.
- Ty zachowywałbyś się jak baba już w domu, gdyby nie było czegoś, co lubisz. Zobacz, nie zapomniałem o tobie. Kupiłem ci masło orzechowe i płatki zbożowe. O, i jeszcze czekoladowe. I serki truskawkowe, przecież ty uwielbiasz serki truskawkowe.
- Bill... - jęknął starszy Coger ze zgrozą.
- Odpierwiastkuj się ode mnie! - burknął Czarny, szturchając brata łokciem.
Bliźniacy zerknęli na siebie i znowu wybuchli śmiechem. Podeszli do kasy i zaczęli wszystko wykładać na taśmę. Ekspedientka spojrzała na nich, jakby uciekli z psychiatryka. Tom wyszczerzył się do niej. Kobieta spłonęła rumieńcem i spuściła głowę, biorąc się do pracy. Zdziwiony blondyn przestał się uśmiechać i spojrzał na swojego brata, który zakrył sobie ręką usta, chcąc powstrzymać śmiech.
Rachunek przekroczył dwieście złotych, ale przynajmniej zaopatrzyli się we wszystkie niezbędne produkty. Matka dorzuciła im trochę kasy, właśnie żeby mieli na takie początkowe zakupy.
Mieli małe problemy z zabraniem się, ale ekspedientka wcisnęła im jakieś drogie reklamówki.
- Ale na pewno nie pękną? - spytał Tom z powątpiewaniem.
- Na pewno - zapewniła.
- No, dobra.
Obładowani zakupami skierowali się w stronę wyjścia ze sklepu.
- Zajdźmy jeszcze do apteki - powiedział blondyn. - Muszę się zaopatrzyć w tabletki przeciwbólowe.
- Ok.
Kupili jeszcze leki. Gdy wychodzili z apteki, Bill po prostu wystawił nogę i kopnął w drzwi, nawet nie próbując ich zamknąć w cywilizowany sposób. Usłyszał głuchy jęk.
Zdziwiony obejrzał się i zobaczył tam jakiegoś blondyna zwijającego się z bólu i trzymającego za nos. Na szklanych drzwiach było widać krew.
- Ups - mruknął Czarny.
Chłopak podniósł się i spojrzał na niego z wściekłością. Wyszedł z apteki i podszedł do niego.
- Zupełnie cię porąbało, człowieku?! Uważaj trochę! - krzyknął do niego, odpychając go.
Bill spojrzał w jego niebieskie oczy pełne złości. Całe szczęście, że był wyższy od nieznajomego. Szkoda tylko, że tamten był lepiej zbudowany.
- Przepraszam, nie chciałem! - rzucił Czarny.
- Przepraszam?! Tylko tyle?! Rozwaliłeś mi nos! Ja ci zaraz pokażę...!
Poszkodowany uniósł pięść do góry z zamiarem uderzenia Cogera, ale Tom stanął przed nim i spojrzał zimno na nieznajomego chłopaka.
- Odwal się! - powiedział.
- Nie wtrącaj się, to nie twoja sprawa!
- Uwierz mi, stary, że moja! Chyba nie chcesz sobie narobić kłopotów?
- Grozisz mi? - niebieskooki aż poczerwieniał na twarzy.
- Panowie, co tutaj się dzieje? - spytał ochroniarz, podchodząc do nich.
- Nic, proszę pana. Właśnie wychodziliśmy. Dobranoc - rzucił Bill i prawie biegiem ruszył w stronę drzwi.
Tom podążył za nim, rzucając blondynowi jeszcze jedno ostrzegawcze spojrzenie. Coger był przewrażliwiony na punkcie tego typu sytuacji. Nikt nie miał prawa zbliżyć się do jego brata i robić mu krzywdy. Pozwalał na to w ogólniaku, teraz nie miał zamiaru tego tolerować. Tylko on mógł mu od czasu do czasu przyłożyć, nikt inny.
Wyszli ze sklepu.
- Uważaj trochę - powiedział Tom.
- On chciał mnie zabić! Widziałeś, jak się gapił?!
Wygląda na to, że nasz pobyt tutaj będzie ciekawszy, niż sądziłem, pomyślał blondyn patrząc na oburzonego brata.
Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak trafne są te słowa.


***
No i jest:). Szczerze powiedziawszy to już nie mogę się doczekać, kiedy zacznie się jakaś akcja. Pisałam to dosyć dawno, więc początek jest trochę dziki. Potem będzie lepiej, obiecuję.
Pozdrawiam!