poniedziałek, 31 grudnia 2012

~~.15.~~



Bill siedział wygodnie na swoim stworze i trzymał się sierści na jego karku. Zwierzę było na tyle duże, że położył się na nim i przytulił lewy policzek do jego futra. Było takie miękkie i puszyste! Czarny jeszcze nigdy nie przytulał się do czegoś tak wspaniałego.
Stwór biegł spokojnie lasem. Tuż obok niego, w odległości jakichś dwóch metrów, na podobnym zwierzęciu poruszał się Tom. On również przytulił się do sierści tamtego. Reszta nie poszła za nimi.
Bill patrzył obojętnym wzrokiem na brata i wszystko dookoła. Na początku rozglądał się z zachwytem, szybko jednak mu się to znudziło. Im bliżej byli celu, tym bardziej się bał.
Wiedział, że jest słaby nie tylko fizycznie, ale również i psychicznie. Miał wiele różnych słabości i na pewno nie uda mu się ich przezwyciężyć. Lęk wysokości był tylko jedną z nich. Ktokolwiek ich tam będzie poddawać próbom, na pewno będzie wiedział o nich dosłownie wszystko. Co się z nim stanie, jeśli sobie nie poradzi? Co on wtedy zrobił? Tom był silny, na pewno świetnie przejdzie wszystkie testy. Ale on?
Czarny zastanawiał się, co by zrobił, gdyby musiał zostać w tym świecie sam, gdyby musiał spędzić tutaj całą wieczność. Na samą myśl o tym oblewał go zimny pot i żołądek podchodził mu do gardła. Nie wytrzymałby. Nie było takiej opcji. Umarłby tu z głodu albo coś by go zabiło. Jeśli by nie stało się nic takiego, sam popełniłby samobójstwo. Zupełnie by oszalał. Bez Toma byłoby tu całkiem pusto i ponuro.
Wiedział, że musi jakoś przejść ten cały test, ale miał tyle wątpliwości...
Ta sytuacja kompletnie go dobijała. Czuł, że drży ze strachu i miał tylko nadzieję, że jego bliźniak tego nie dostrzega. Kiedy jeszcze żył, był przekonany, że to, co robi mu Tom jest najgorszą rzeczą, jaka mogła go spotkać. Jak bardzo się pomylił! Po szkole, jaką dostał w tym miejscu, dowiedział się, co to znaczy prawdziwy strach i cierpienie.
Przeżył osiemnaście lat, nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo powinien się cieszyć ze wszystkiego, co ma. Matka nigdy im niczego nie żałowała, wolała oddać im pieniądze niż kupić coś sobie. Robiła dla nich tyle dobrego! Dała im tak dużo, chociaż sama miała niewiele. Przez długi czas ciągnęła dwie prace tylko po to, żeby zaoszczędzić jak najwięcej pieniędzy na ich studia. Wszystko, co tylko udało jej się zarobić, inwestowała w nich. Żałował, że nigdy jej za to nie podziękował, że nie powiedział jej, jak bardzo docenia jej starania. Że nie potrafił cieszyć się prostymi rzeczami, że przyjmował je jako coś oczywistego w swoim życiu. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że niektórzy ludzie nie mają nawet tego. Czy jak uda mu się jakoś przejść ten test, to czy wróci do domu? Jeśli tak, to na pewno będzie patrzył na pewne sprawy inaczej. Już nie będzie tak marnował swojego życia. O ile mu się uda...
Bał się, tak strasznie się bał, że nie da sobie rady! Strach wyżerał mu wnętrzności, wypalał szare komórki, pozostawiając dojmującą pustkę. Tak bardzo mu zależało na tym, żeby się stąd wydostać! Ale to wcale nie oznacza, że mu się to uda. Jakżeby chciał mieć tyle siły co Tom! On potrafił zachować zimną krew w każdej sytuacji. Nie miał praktycznie żadnych słabości, był utalentowany i bystry. Szybko wyciągał trafne wnioski i świetnie sobie radził. Dlaczego on taki nie był? Dlaczego to on był słabszy? Dlaczego to on jest kłębkiem nerwów, podczas gdy Tom jest spokojny i wyluzowany? Nienawidził siebie za te wszystkie słabości, bo przeczuwał, że to one go zgubią.
Nie wytrzyma! Nie wytrzyma tego! To uczucie niepewności było takie przytłaczające, wręcz dławił się nim. Strach go paraliżował, nie wiedział już, co ma myśleć. Powinien jakoś psychicznie się przygotować. Naprawdę powinien to zrobić, ale zdawał sobie sprawę, że w żaden sposób nie jest w stanie sprostać temu wyzwaniu. Nic nie może mu pomóc przez to przebrnąć. Musi to zrobić tylko i wyłącznie sam. Bez matki, ojca, brata. Tylko on sam i test. Nikt mu nie pomoże, będzie mógł liczyć tylko na siebie. Jeżeli da ciała, przepadnie. I tego obawiał się najbardziej.
Gdyby chociaż Tom mógł ze mną być, myślał gorączkowo. Może one tylko chciały nas nastraszyć? Może będziemy tam razem? Wtedy na pewno wszystko byłoby dobrze. Na pewno! Tom nie pozwoliłby nam tam przegrać, walczyłby do upadłego.
On sam przy nim też by taki był, pewność brata dodawała sił i jemu. Kiedy bliźniak był obok niego, zaczynał wierzyć, że jest w stanie podbić cały świat. Tom dawał mu oparcie i poczucie bezpieczeństwa, jakiego nie potrafił zapewnić mu nikt inny. Dlaczego więc teraz chcą mu go odebrać? W momencie, kiedy najbardziej go potrzebował, bliźniak nie mógł z nim być. To nie było fair!
Cały dzień Bill był pogrążony we własnych myślach i widział przed oczami coraz to mroczniejsze scenariusze. Wyobraźnia podsuwała mu tak makabryczne sceny, że kiedy zatrzymali się na noc w jakiejś grocie, Czarny cały się trząsł i nie był w stanie wypowiedzieć nawet słowa. Czuł w żołądku bolesny ucisk. Bestie znalazły dla nich jedzenie, ale nie był w stanie niczego przełknąć. Usiadł pod ścianą dosyć daleko od brata i podkulił nogi, opierając łokcie na kolanach. Palce wplótł we włosy i wbijał w swoje stopy zrozpaczony wzrok. Nie da rady! Na pewno mu się nie uda!
- Bill, co się dzieje? Jesteś jakiś dziwny - rzekł Tom, siadając przy nim.
Czarny pokręcił tylko przecząco głową. Nie chciał teraz rozmawiać, bo bał się, że okaże swój strach. Nie chciał płakać, nie teraz, kiedy mieli przed sobą najważniejszą chwilę w ich życiu. Nie mógł rozpraszać bliźniaka. Gdyby z jakiegoś powodu bratu nie udało się zdać testu, czułby się winny. Nie chciał, żeby Tom się o niego martwił. Nie teraz, a być może już nigdy.
- Billy... Wiesz, że mi możesz powiedzieć, prawda? - ponownie odezwał się blondyn.
Jego głos był niezwykle łagodny. Tylko do niego się tak odnosił i to wtedy, kiedy naprawdę się martwił.
Czarny kiwnął potakująco głową. Chciał mu odpowiedzieć, że wszystko jest w porządku. Było ciemno i bliźniak na pewno nie wyczułby kłamstwa. Bał się jednak, że kiedy wypowie chociaż słowo, jego głos się załamie i dla Toma wszystko stanie się jasne.
- Jesteś pewien, że nie chcesz mi powiedzieć? - odezwał się blondyn po chwili ciszy.
Bill pokiwał tylko głową. Tom westchnął ciężko.
- Wiem, że martwisz się tym całym testem, ale niepotrzebnie. Jesteś silniejszy niż ci się wydaje. Przeżyłeś dwa lata, znosząc nieustanne poniżanie, wyszydzanie, znęcanie się... Byłeś z tym wszystkim sam, a jednak wytrwałeś. To wielki wyczyn. Mało kto dałby sobie z tym radę. Cokolwiek nas tam czeka, wiem, że sobie poradzisz. Wierzę w ciebie, Billy. Wierzę w nas. Jesteśmy bliźniakami Coger. Teraz, kiedy już nareszcie wszystko sobie wyjaśniliśmy, nikt ani nic nas nie rozdzieli. Nie pozwolę na to. Ty też walcz do końca, dobrze?
Czarny pokiwał głową, zaciskając zęby. Zbierało mu się na płacz.
- Nigdy się nie poddawaj, Bill. Pamiętaj, że ja w ciebie wierzę. A reszta niech się pocałuje w dupę!
Bill uśmiechnął się lekko, słysząc ostatnie stwierdzenie brata. Tom uścisnął go lekko i odszedł. Świetnie rozumiał jego rozterki i wiedział, że potrzebuje czasu, żeby to wszystko sobie jakoś poukładać. Wyczuwał jego strach, jakby był jego własnym. Nie wiedział tylko tego, jak bardzo Czarny jest przerażony tym wszystkim. To właśnie to, jak bardzo się boi, chciał ukryć.
Kiedy położyli się spać odwróceni do siebie plecami, bestie ułożyły się przy wylocie groty z zamiarem czuwania. To, że ktoś chciał im pomóc wcale nie oznaczało, że inni nie będą próbowali ich zabić. Obaj to świetnie wiedzieli. Ten czarny demon, który go porwał, na pewno ostrzy sobie na nich kły. Zniknął, bo wiedział, że był na straconej pozycji. Nie był taki głupi, za jakiego można by go uważać. Świetnie to sobie zaplanował i gdyby nie wtrąciły się inne demony, Bill na pewno już by nie żył. Musieli się śpieszyć, jeżeli nie chcieli napytać sobie biedy. Nie mieli pewności, że bestie dadzą sobie ze wszystkimi radę.
Następnego dnia wyruszyli wcześnie rano. Bill wmusił w siebie dwie gruszki, które przyniósł mu czarny stwór w pysku. Zignorował fakt, że owoc był ośliniony. Napili się jeszcze wody w pobliskim źródełku i znowu dosiedli czworonogi.
To miał być ten dzień. Były trzy opcje: wszystko pójdzie dobrze i obaj jakoś się stąd wydostaną, będzie tak sobie i jeden z nich zostanie w tym dziwnym świecie albo wszystko skończy się tragicznie i obaj utkną tu na zawsze. Tylko pierwsza opcja podobała się młodszemu Cogerowi i bardzo chciał, aby to właśnie ona stała się faktem. Pozostałe dwie napawały go lękiem. Nie chciał zostać w tym miejscu, a jeszcze bardziej nie chciał, żeby Tom musiał tu przebywać. Wiedzieć o tym i nie móc nic zrobić... Bezsilność była zdecydowanie jednym z uczuć najbardziej znienawidzonych przez obu Cogerów.
Po kilku godzinach szybkiego biegu lasem nagle wyrosła przed nimi bardzo stroma ściana skalna. Bill odnosił wrażenie, że to powtórka z rozrywki. Miał już dość takich ścian, w ich pobliżu zawsze działy się złe rzeczy.
Ta jednak różniła się od innych głównie tym, że znajdowała się w niej przeogromna grota. Miała z piętnaście metrów wysokości i z dziesięć szerokości. Było w niej ciemno i Bill nie mógł dostrzec, czy coś jest w środku. Nad grotą był wyryty jakiś dziwny napis, którego Czarny nie potrafił odczytać.
- Co tam pisze? - spytał.
- Wejście do Komnaty Czterech Prób, a pod spodem Tunel Ostatniej Nadziei. Jeżeli tutaj nie dacie sobie rady, nadzieja na wydostanie się stąd jest złudna - rzekła czarna bestia.
I po co pytałem, pomyślał ponuro Bill.
- Dalej nie możemy wam towarzyszyć. Tu nasze zadanie się kończy. Teraz wszystko zależy od was - rzekł biały zwierz.
- Dzięki za wszystko - powiedział Czarny.
- Nie bójcie się w środku, wasze naszyjniki zadziałają jak latarki. Powodzenia, chłopcy! - rzekło czarne zwierzę.
Obaj skinęli głową z lekkimi uśmiechami. Bestie pochyliły przed nimi łby, po czym odbiegły w las. Jeszcze przez chwilę było je widać, a potem znikły między drzewami.
Tom i Bill spojrzeli na siebie. Ich twarze były nieprzeniknione. W tym samym momencie skinęli sobie lekko głowami, po czym odwrócili się przodem do wejścia jaskini i weszli do niej wolnym krokiem. Nie musieli długo czekać aż ich łańcuszki zaczęły się świecić. Dawały tak dużo światła, że mieli oświetloną drogę na jakieś dziesięć metrów.
Nie odzywali się do siebie. Słowa były zbędne w tym wypadku. Wiedzieli, co mają do zrobienia. Wyczuwali nawzajem swój strach i choć z jednej strony czuli się niepewnie, z drugiej strony byli zadowoleni, że mają z kim się tym wszystkim dzielić. To prawda, że lepiej jest cierpieć w grupie. Nie zadaje się wtedy pytania, dlaczego tylko mnie to spotkało. Zaczyna się tworzyć pewnego rodzaju solidarność, która z czasem przesadza się w prawdziwe więzi. Zamiast skupiać się na swoich problemach, zaczyna się myśleć o tym, jak pomóc innym. Tak też było z bliźniakami. To trudności i partnerstwo w niedoli tak ich do siebie zbliżyły.
Szli jakąś godzinę. Z każdą chwilą tunel był coraz mniejszy aż wreszcie miał wysokość jakichś dwóch metrów i szerokość trzech. Był półokrągły.
W pewnym momencie zatrzymali się i z niedowierzaniem patrzyli przed siebie. Tunel rozgałęział się na dwa osobne korytarze. Stwory mówiły, że na pewno będą wiedzieć, gdzie iść. Czy to miało oznaczać, że muszą się już teraz rozstać?
- Mam wrażenie, jakbym grał w jakimś kiepskim filmie - westchnął Tom.
- Ja też - mruknął Bill.
- Myślisz, że to już?
- Po co pytasz, skoro doskonale znasz odpowiedź?
- Może miałem nadzieję, że zwariowałem i instynkt mnie zawodzi.
Zapadła cisza. Obaj przez dłuższą chwilę patrzyli w ziemię, nie odzywając się nawet jednym słowem. Dopiero po pewnym czasie spojrzeli sobie głęboko w oczy. Stali tak i patrzyli na siebie aż wreszcie w tym samym momencie rzucili się sobie w ramiona. Obaj mieli w oczach łzy. Obaj wiedzieli, że to być może ich ostatnie spotkanie. Jeśli cokolwiek nie pójdzie tak, jak powinno, już się nie spotkają. To była ostatnia chwila, w której mogli coś sobie powiedzieć. Ostatnia, w której mogli się przytulić i nawzajem pocieszyć.
Potem mogło już być za późno.
- Bill, proszę. Uważaj na siebie! - powiedział cicho Tom.
- Ty również! Wiem, że sobie poradzisz, ale... Bądź ostrożny! Nie rób nic głupiego.
- Spokojnie. Wiesz przecież, że nawet ja potrafię podejść do sprawy poważnie. Jeśli muszę, oczywiście…
- Wiem. Powodzenia.
- I vice versa.
Odsunęli się od siebie i spojrzeli na tunele. Tom pierwszy zaczął wchodzić do swojego. Chciał mieć to wreszcie za sobą.
- Tommy? - zawołał go jeszcze Bill.
- Tak? - spytał chłopak, nie odwracając się.
- Kocham cię.
Tom uśmiechnął się lekko. Wiedział o tym, ale nie miał pojęcia, czym sobie na to zasłużył.
- Ja ciebie też, Billy.
Obaj odetchnęli głęboko i każdy z nich wszedł do swojego tunelu. Czarny poczuł się nagle bardzo samotny. Po raz drugi w tej całej wyprawie był zupełnie sam. Za pierwszym razem omal nie zginął, uratowało go pojawienie się demonów i Toma. Chociaż był nieprzytomny, świetnie zdawał sobie z tego sprawę. Jak więc skończy się to teraz?
Nie chcesz tego wiedzieć, pomyślał ze złością. Naprawdę nie chcesz.
To dziwne, ale nie pomyślał o tym, żeby zawrócić i nie wchodzić do tego tunelu. Szedł przed siebie z nadzieją, że kiedy to wszystko się skończy, znowu będzie miał wspaniałego brata i wszystko wróci do normy. Będzie szczęśliwy, choćby koledzy Toma dalej katowali go w szkole. Jeśli tylko Tom będzie z nim, reszta jest nie ważna. Musi tylko przejść cztery testy.
Tylko, a może aż, cztery testy.
Niech to wszystko się już skończy, pomyślał.
Nie wiedział, co go czeka.

Tom ani przez chwilę nie tracił czujności. Nie wiedział, czego ma się spodziewać, dlatego wolał zachować ostrożność. Tutaj miał niby przejść test, ale to wcale nie oznacza, że ktoś nie będzie próbował go zabić. Bardziej niż sprawdzianem martwił się o bliźniaka. Dobrze widział, jaki był przerażony i załamany. Bill bał się, że mu się nie uda. Blondyn był na siebie zły, bo nie wiedział, jak mógłby mu pomóc. Mógł tylko życzyć mu powodzenia.
Cholerny test! Durny świr, który ich w to wciągnął. Pieprzeni sanitariusze, którzy nie przyjechali na czas! To przez to wszystko Czarny był w tak kiepskim stanie. Tom miał poważne wątpliwości, czy Bill naprawdę nie oszalał. Kiedy wrócą, będzie musiał go nieźle przepytać. Oczywiście, jeśli im się uda...
Prychnął cicho. Oczywiście, że im się uda. Obawiał się jednak o swój test. Na pewno będą chcieli uderzyć w niego poprzez Billa. To był chyba jego najsłabszy punkt w tej chwili. Najsłabszy i jednocześnie najmocniejszy.
W pewnym momencie tunel się skończył. Były jakby drzwi z jakimś dziwnym napisem, którego nie umiał odczytać. Miał jednak wrażenie, że wiedział, co tam pisze. To było takie dziwne uczucie! Nie widział wcześniej tych znaków, a jednak...
Wzruszył ramionami i pchnął je. Drzwi czy nie, nie miały klamki.
Ustąpiły z lekkim trzaskiem. Tom bez wahania wszedł do środka i...
Zamarł widząc, że jest na ulicy. Było już ciemno, światło dawały tylko lampy. Wiedział, co to za miejsce, nie raz przychodził tutaj z kolegami. Znajdował się w pobliżu starych magazynów. Było ich tutaj mnóstwo, ale nie nadawały się do użytku. Miały zostać rozebrane, a w ich miejsce mieli postawić nowe, nikt jednak się z tym nie śpieszył.
Tom zastanawiał się, czy to czasem nie jest wyjście, ale pomyślał, że w końcu ma do zdania test. Jeśli tamte dwie bestie ich nie wkręcały, to pewnie była to część jego sprawdzianu. Tylko co on ma tutaj zrobić?
Rozejrzał się zrezygnowany. Miał nadzieję, że nie musi w pojedynkę rozbierać tych magazynów, z rok by mu to zajęło.
Nagle usłyszał jakiś krzyk. Miał wrażenie, że to głos Billa. Wystartował jak z procy i biegł w kierunku, z którego dochodził ten rozdzierający wrzask. Długo nie musiał biec.
Między dwoma magazynami znajdowało się kilka osób. Stali w kółku i śmiali się, co chwilę popychając i kopiąc kogoś w środku. Jakieś dwie lampy, które świeciły się akurat nad tym miejscem, dawały dość dużo światła. Jego naszyjnik zgasł.
Znał wszystkich, którzy tutaj byli. Mateusz, Piotrek, Paweł, Aleks, Marcel, Fabian i... Kevin. Kevin Zakrzewski. To była w sumie ich cała paczka, brakowało tylko jego samego. Co oni tutaj robią?
Był jeszcze Bill. Cały obdarty i zakrwawiony. Twarz miał mokrą od łez, ziemi i krwi. Leżał skulony i trzymał się za brzuch. Tom wpadł we wściekłość, widząc, w jakim jest stanie.
- Zostawcie go! - warknął do chłopaków.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Co ci odbiło, Tom? Przecież sam go tutaj przyprowadziłeś - powiedział Mateusz.
Tom znieruchomiał.
- Co? - zdziwił się.
- Uderzyłeś się w głowę jak poszedłeś się odlać? - zaśmiał się Paweł.
- Dajcie mu spokój! - odparł zły.
- Nie! Miał przecież być przykładem dla innych, którzy będą próbowali z nami zadzierać. Piotrek, dawaj nóż! - rzekł Kevin z ohydnym uśmiechem na twarzy.
Tom patrzył z niedowierzaniem, jak Piotrek podaje nóż Kevinowi, a ten podchodzi do jego brata. Bill miał szeroko otwarte oczy, cały drżał. Wpatrywał się w przedmiot jak zahipnotyzowane zwierzątko.
- Co wy pieprzycie? Zostawcie go w spokoju! Zupełnie wam odbiło! - blondyn podszedł bliżej.
- Uspokój się! To tobie coś odbiło! Wszyscy ustaliliśmy, że zabijemy tego szmaciarza, więc przestań nagle udawać zatroskanego braciszka i przytrzymaj go, żeby się za bardzo nie wyrywał. Nie chcę pobrudzić sobie ciuchów jego krwią, wydałem na nie mnóstwo kasy - odezwał się Kevin.
- Zaraz się pobrudzisz, ale własną! Jeżeli go nie zostawisz w spokoju, wbiję ci ten nóż w dupę! - krzyknął Tom coraz bardziej wściekły.
- Stary, wyluzuj - odezwał się Fabian.
- Właśnie. Ogarnij się, bo jesteś jakiś dziwny - dodał Marcel.
- Tom chyba nie chce już należeć do naszej paczki - rzekł Kevin, wywracając oczami.
- Jasne, że nie chcę! Wszyscy macie nasrane w łepetynach!
- W takim razie... Zabawimy się trochę inaczej. Tak bardzo zależy ci na braciszku? Dobrze. Puścimy go wolno w zamian za... ciebie.
Tom patrzył ze zdumieniem na Kevina. Czy on właśnie mu zaproponował, że wypuści jego brata, jeśli on sam da się tutaj zasztyletować? Zupełnie mu odbiło! I reszcie tak samo.
- Co się z wami stało? Gdzie nasze zasady? Jedna z nich mówiła, że nigdy nie posuwamy się do takich przestępstw – powiedział, patrząc na wszystkich.
Twarze jego kolegów były nieprzeniknione.
- Zasady się trochę zmieniły. Co wybierasz? Życie tego śmiecia czy swoje? Radzę ci się szybko zastanawiać, muszę być w domu przed drugą.
Czy to możliwe, że to wszystko w tamtym dziwnym świecie to była tylko jego wyobraźnia? Czy naprawdę posunął się tak daleko, że przyciągnął brata między te magazyny i zostawił go na pastwę losu tym wyjętym spod prawa świrom? Zrobił to?
Jeśli nie było lasu i reszty, to nigdy nie pogodził się z Billem. On nadal trwa w przekonaniu, że są wrogami i że nie może liczyć na jego pomoc. Było to w sumie widać w jego oczach. Przez chwilę patrzył na niego z mieszaniną strachu i nadziei, szybko jednak wbił wzrok w ziemię. Nie wierzył, że uda mu się z tego wyjść cało. Bał się, że umrze. Kevin stał nad nim z nożem, a on nawet się nie ruszał. Już nie krzyczał. Najzwyczajniej w świecie czekał, aż to wszystko się skończy.
Jeśli jednak jest to jego test, zapewne musi jakoś go uratować. Tylko dlaczego Bill patrzy na niego tak, jakby nie wierzył w to, że się zmienił? Dlaczego ma tak przerażająco puste oczy? Tom nie wiedział, czy starczy mu odwagi, żeby mu pomóc.
Przypomniał sobie swoje słowa, że powinien zostać zadźgany w jakimś ciemnym zaułku za to, co mu zrobił. Teraz chyba właśnie przyszedł moment, żeby naprawdę dać się zabić w taki sposób.
Bał się. Wiedział, że Kevin na pewno nie będzie dla niego miły, że z premedytacją wbije mu nóż w brzuch, a być może nawet zrobi to kilka razy. To był jego koniec. Definitywny koniec. Czuł, że ogarnia go paniczny lęk, a jednocześnie złość. Miał ochotę złapać tego irytującego szatyna za włosy i walnąć jego głową w ścianę.
Przełknął głośno ślinę i podszedł do swojego bliźniaka. Chłopacy stali czujni i wpatrywali się w niego z zaciekawieniem. Bill również na niego patrzył. Jego wzrok był... dziwny, a źrenice nienaturalnie zwężone.
On się boi, że to ja go zabiję, pomyślał smutny.
Nachylił się nad nim i delikatnie oplótł ramionami w pasie. Nie wiedział, jakie jego brat ma obrażenia, a nie chciał sprawić mu jeszcze więcej bólu. Pomógł mu wstać. Gdy Bill stał już na nogach i patrzył na niego, nic nie rozumiejąc, Tom spytał cicho:
- Dasz radę sam wrócić do domu?
Bill wpatrywał się w niego szeroko rozwartymi oczami. Kiwnął lekko głową, przełykając ślinę.
- Idź jak najszybciej, Bill. Postaram się ich tutaj zatrzymać.
- Tom... - wyszeptał cicho.
Blondyn zagryzł dolną wargę. Jeszcze raz zastanowił się na całą tą sytuacją. Jeśli naprawdę nie było lasu całej tej ich zwariowanej przygody…
Nie miał już nic od stracenia.
- Bill, przepraszam cię. Za wszystko. Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz. A teraz idź.
- Tom... - powtórzył zdezorientowany.
- Kocham cię, młody.
- Ja...
- Idź, Bill. Już.
- Ale...
- Wynoś się!
Czarny patrzył na niego. Jego oczy zaszkliły się od łez.
- Patrzcie, zaraz znowu się rozbeczy - zaśmiał się Fabian.
- Co za mięczak - dodał Piotrek.
Bill przytulił go mocno, szepcząc mu do ucha tak, że tylko on to usłyszał.
- Dziękuję.
- Billy...
- Ja już ci wybaczyłem, Tom.
- Idź już.
Czarny spojrzał na niego ostatni raz z rozpaczą w oczach, a potem, kulejąc lekko, zaczął odchodzić. Co chwilę się oglądał. Po chwili zniknął za jednym z magazynów.
- Jeśli któryś z was coś mu zrobi, zabiję was! Wszystkich! - powiedział Tom zimno.
- Mocne słowa jak na trupa. Marcel, Aleks. Przytrzymajcie go - rzekł Kevin, wpatrując się w nóż.
Dwóch chłopaków podeszło do niego i złapało go za ramiona. Nie bronił się. Wiedział, że nie ma szans przeciwko tylu osobom. Został kopnięty pod kolanami i mimowolnie się przewrócił.
- Zawsze chciałem cię zobaczyć właśnie w takiej pozycji. Na kolanach, przede mną - rzucił Kevin, stając przed nim.
- Jeszcze mi za to zapłacisz!
- Tak, oczywiście. Cały się trzęsę!-  zaśmiał się, a potem podsunął mu nóż pod sam nos. - Widzisz to? Ostrze ma dokładnie dwanaście centymetrów. Nigdy nie byłem dobry z biologii, ale to naprawdę sporo, jeśli chce się go wbić komuś w brzuch, nie uważasz? W sumie to chyba nie zacznę od tej części ciała. Hmm...
Blondyn zacisnął zęby, przygotowując się na najgorsze. Już kiedyś widział u Kevina taki wzrok. Wyszli wtedy na jakąś imprezę i zobaczył mężczyznę z dziwną blizną na twarzy. Mruknął do siebie coś w stylu „Zapłacisz mi za tamto”, a potem tak po prostu złapał go za fraki i wywlókł na zewnątrz. Nawet najprawdziwszy pistolet w rękach tamtego faceta nie powstrzymał go przed zmasakrowaniem go. Tom nie bardzo rozumiał, o co poszło, ale wydawało mu się, że miało to coś wspólnego z dzieciństwem Kevina. Cokolwiek to jednak nie było, sprawiło, że tamten mężczyzna na długo wylądował w szpitalu i nawet nie śmiał złożyć skargi.
Szatyn z głupim uśmiechem zamachnął się i wbił mu ostrze w lewe udo. Tom jęknął, czując okropny ból. Zakręciło mu się w głowie. Spojrzał na swoją nogę, spodnie powoli robiły się czerwone od krwi. Jego oprawca nachylił się tuż nad nim i patrząc mu w oczy ze słodkim uśmiechem, wyrwał nóż z jego nogi. Tom ponownie jęknął.
- Kevin, co ty wyprawiasz? Mieliśmy go tylko nastraszyć! - powiedział spanikowany Mateusz.
- Zamknij się! Nikt cię o zdanie nie pytał - odparł Fabian.
- Ale... - zaczął Piotrek.
- Ani słowa! Teraz rozmawiam z Tomem, potem mogę zająć się wami, jeśli tak bardzo wam zależy - odezwał się Kevin, po czym ponownie przeniósł wzrok na klęczącego blondyna.
- Teraz trochę inaczej śpiewasz, co? - zaśmiał się chłopak, obracając nóż w ręce. Krew spływała po ostrzu i kapała na brudną ziemię. Zakrzewski patrzył na to z prawdziwą przyjemnością.
Tom nie wytrzymał. Wiedział, że to dolewanie oliwy do ognia, ale czuł, że nie przeżyje tej nocy. Nie mając nic do stracenia, poczekał, aż Kevin się ponownie nad nim nachyli, a potem napluł mu w twarz. Jeśli miał umrzeć, to przynajmniej ze świadomością, że zalazł temu sadyście za skórę.
Rany, jak on nienawidził Kevina Zakrzewskiego! Z całej paczki swoich kumpli, tego chłopaka od samego początku nie mógł strawić. A teraz jeszcze to…
- Ty... - syknął chłopak, ale blondyn tylko ponownie na niego napluł.
Kevin zmrużył groźnie oczy, odsunął się i wytarł twarz. Nawet w tak słabym świetle było widać, że jest wściekły i ledwo trzyma swoje emocje na wodzy.
Tom jęknął, kiedy nagle Marcel i Aleks popchnęli go na ziemię, po czym zaczęli go bić. Tom, skulony, znosił wszystkie kopniaki i ciosy pięściami, chociaż całe ciało potwornie go bolało. Nie mieli zamiaru go oszczędzać. Jedno bardzo silne uderzenie trafiło go w twarz i trochę zamroczyło.
- Starczy - odezwał się szatyn.
Chłopacy przytrzymali go ponownie za ramiona, nie pozwalając mu wstać, a jeden jeszcze nadepnął mu na ranę na udzie. Tom krzyknął i spojrzał na swojego największego wroga z mordem w oczach. Już chciał coś powiedzieć, kiedy Kevin pochylił się i z premedytacją dźgnął go w brzuch. Coger poczuł potworny ból i otworzył szeroko oczy. Przez chwilę nie mógł złapać powietrza. Patrzył na chłopaka nic nierozumiejącym wzrokiem.
- Przestań, zabijesz go! - usłyszał jakiś przerażony głos.
Kevin wyrwał ostrze, po czym ponownie wbił je w jego ciało, a potem zrobił tak jeszcze raz, tym razem nie wyciągając go z jego brzucha.
Zdezorientowany Tom patrzył na swoje ubranie. Choć bluza była obszerna, znajdowały się na niej już duże plamy krwi. Słyszał czyjeś krzyki i inne podniesione głosy, ale docierało to do niego jakby przez ścianę. W uszach mu szumiało. Uścisk na ramionach zelżał. Nie widział już ani Kevina, ani reszty chłopaków. Patrzył tylko na plamę krwi na bluzie, która z każdą chwilą robiła się coraz większa. Całe ciało miał wręcz sparaliżowane z bólu. Słyszał odgłosy kroków, jakby ktoś gdzieś biegł. Pomyślał, że pewnie wszyscy uciekli. Podsunął bluzę do góry, ale nie był w stanie dostrzec rany. Przyłożył dłoń do brzucha, a potem podniósł ją na wysokość oczu i spojrzał na nią. Była cała we krwi i drżała.
Zamrugał, próbując coś dostrzec. Nie mógł złapać oddechu. Poczuł, że ktoś głaszcze jego warkoczyki. Rozchylił mocniej powieki i zobaczył rozmazaną twarz Kevina, który pochylał się nad nim. Przyłożył rękę do jego rany na brzuchu, jakby chciał zatamować krwotok. Tom jęknął z bólu. Zaczął się dławić. Był oszołomiony i nie bardzo wiedział, co się wokół niego dzieje. Pomyślał, że przynajmniej udało mu się uratować bliźniaka.
Obraz zaczął mu się rozmazywać przed oczami, a ból przenikał całe ciało. Nie ruszał się, bo wtedy tylko jeszcze bardziej cierpiał. Zamknął oczy. To był koniec.
- Spokojnie, Coger. Zdałeś – mruknął cicho Kevin, odchodząc.


*** 
Wkleiłam znowu dwa połączone rozdziały. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.


 A oto Kevin. AkFa użyczyła mi to zdjęcie (za co bardzo dziękuję). Kevin wygląda prawie dokładnie tak, jak od początku go sobie wyobrażałam, tylko jest na tym zdjęciu trochę za ładnie uśmiechnięty, ale... hm, jeszcze wszystko może się zdarzyć;).
Pozdrawiam i SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!