… półtora roku później,
Portugalia
– Tata, pić.
– Em, już. Buduj dalej.
Kacper podniósł się z piasku i podszedł do swojego leżaka,
przy którym stała jego torba. Wyciągnął z niej picie dla małego, po czym zapiął
ją z powrotem i usiadł na piasku w cieniu parasola obok Samuela. Odkręcił mu
butelkę i podał. Samuel napił się łapczywie. Najwyraźniej upał też dawał mu się
we znaki, nawet jeśli Kacper dbał, aby mały nie wychodził zbyt często na mocne
słońce.
Mały oddał mu butelkę i wrócił do budowania. Kacper siedział
po turecku po drugiej stronie zamku i pomagał mu zbudować jedną z czterech
wieży, które miała mieć forteca Samuela.
– Poczekaj, tatuś ci przyniesie więcej wody z morza, okej?
Będzie ci łatwiej budować.
Samuel skinął głową, podając mu swoje wiadereczko.
Kacper uśmiechnął się lekko do niego i podszedł do morza,
aby nabrać trochę wody. Paul moczył dupsko gdzieś dalej. W wodzie było tyle
ludzi, że Kacper nawet nie był w stanie wyhaczyć go z tego tłumu.
Samuel był bardzo cichym dzieckiem. No, może nie przez
pierwszy rok swojego życia. Kacper już myślał, że nie przeżyje posiadania
małego dziecka, ale jakoś dali wspólnie radę. Samuel w końcu się uspokoił,
zaczął spokojnie przesypiać noce i coraz więcej czasu spędzał bawiąc się
samemu. Jak na szkraba, który nie skończył jeszcze nawet dwóch lat, mówił
bardzo ładnie, ale był kompletnie bezradny w kontaktach z obcymi ludźmi, w
obecności których nie chciał powiedzieć ani słowa. Był tak cholernie nieśmiały
i uroczy przy tym…
Mimo dość burzliwego początku, Kacper zaskakująco szybko
odnalazł się w roli ojca. Duma, która rozpierała go jak Samuel powiedział
pierwsze słowo czy też zrobił pierwszy krok była tak żałosna, że miał ochotę
zwymiotować. Albo się rozpłakać, jedno z dwóch. Okazało się, ze dziecko jakimś
cudem wpasowało się w jego życie. Wymagało, oczywiście, wielu poświęceń. I
uwagi. To nie była zabawka, którą można było przestawiać z kąta w kąt. To była
żywa istota, z którą musieli się liczyć i która jakimś cudem była ostatnim,
brakującym elementem w rodzinie. Teraz Kacper już rozumiał, dlaczego Ola tak
bardzo się uparła, żeby urodzić Tomka. Dlaczego poświęciła dziecku najlepsze
lata swojego życia. Ba! Połowę swojego życia.
Uśmiechnął się do siebie, pamiętając jak pół roku wcześniej
była impreza dla pracowników firmy i Paul zaproponował, żeby wziął Samuela,
skoro inni pracownicy też biorą swoje dzieci, robiąc z tego bardziej festyn
rodzinny niż cokolwiek innego. I Kacper jakimś cudem dał się w to wrobić. W
firmie huczało chyba z miesiąc po tym, jak ktoś się go zapytał, czy to jego
dziecko, a on odpowiedział, że tak. Najwyraźniej nikt się po nim dziecka nie
spodziewał. Ciekawe czemu?
Wychylił się i poprawił dziecku chustkę, którą przed
wyjściem z hotelu zawiązał mu na głowie. Jasne włoski Sama były już dosyć
długie, ale mały nie był zbyt chętny, aby je obciąć, więc musieli to zrobić
jakoś podstępem. Błękitne oczy były dokładnie takie same jak Kacpra i Tomka i
niech go cholera, ale nawet gdyby bardzo chciał, nie mógłby się wyprzeć małego.
Byli podobni jak dwie krople wody. Już teraz widział, że Samuel będzie w
przyszłości tak samo zjawiskowy jak Tomek i tak, z tego powodu też czuł
nieopisaną dumę.
– Co robicie? – spytał Paul, wychodząc powoli z wody.
Otrząsnął się jak pies i odsunął mokre włosy z czoła.
Podszedł do nich i nachylił się do Kacpra, całując go w
czoło.
– Zamek – odparł spokojnie Samuel, uśmiechając się lekko.
Paul odwzajemnił uśmiech. Kompletnie stracił głowę dla
Samuela już na samym początku i z każdym dniem Samuel zdawał się owijać go
sobie coraz bardziej wokół palca.
– Jak woda?
– Cieplutka, nawet o tej porze – westchnął błogo. – Super,
że mogliśmy się wyrwać. Brakowało mi tego.
– Mnie też.
Paul przez całe miesiące przygotowywał się psychicznie na
operację plastyczną i to, że mogą być powikłania. Czasami proste zabiegi
kończyły się fatalnie, a on nie był zbyt ufny w takich przypadkach, więc był to
dla niego ciężki czas, aż w końcu… w końcu jakieś trzy miesiące przed
zaplanowaną operacją, przyszedł ze szkoły i ogłosił, że się wycofuje i nie chce
tej operacji. W pierwszej chwili Kacper był zaskoczony. Potem przyszło
szczęście, że Paul wreszcie poszedł po rozum do głowy, a potem miał ochotę
sukinsyna zabić, bo to on musiał się tłumaczyć, dlaczego nagle operacja się nie
odbędzie. Koniec końców, historia zdawała się mieć dobre zakończenie. No i Paul
w końcu przestał się wstydzić swojego wyglądu. To, że paradował w samych
gaciach na plaży w Portugalii, gdzie były setki ludzi, tylko tego dowodziło.
No a Tomek… Na początku Kacper był przekonany, że Tomek
odziedziczył po nim wygląd, ale brakowało mu siły charakteru. Kiedy go zobaczył
po raz pierwszy, Tomek wyglądał na tak kruchego i smutnego, tak złamanego, że
nawet na nim zrobiło to wrażenie. W tej kwestii też się mylił. Tomek był
silniejszy niż on czy Ola, szedł przez życie jak czołg, czego nikt by się po
nim nie spodziewał. Poradził sobie z tym wszystkim, co zesłał na niego los i
zachował swoje ja, czego wielu ludzi nie potrafiłoby zrobić. A nawet gdyby nie
był taki silny, nawet gdyby był inny, Kacper i tak by go kochał. Bo był JEGO i
tylko jego.
Kacper nigdy by się nie spodziewał, że jego życie potoczy
się właśnie tak. Po tym, co przeżył w dzieciństwie, obiecał sobie, że nigdy
nikogo nie skaże na taki sam los. Przez cały czas był przekonany, że skończy
sam, opuszczony przez wszystkich i spełniony w jednych aspektach swego życia
kosztem innych. I do czego go doprowadziło takie myślenie i wystrzeganie się
obowiązków i dzieci jak ognia? Pff. Do skończenia w gejowskim, obrzydliwie
wręcz słodkim związku i posiadaniem dwójki cudownych dzieciaków. I nie, w życiu
by się nie przyznał, że tak o nich myśli, gdyby ktoś go spytał.
W końcu był Kacprem Małeckim, prawda? Bycie kutasem było
jego świętym obowiązkiem.
… 14 lutego, Londyn
Dominik nie mógł już doczekać się chwili, kiedy wreszcie
dotrze do domu, ściągnie buty i wywali się do góry brzuchem na kanapie w
salonie. Nogi dosłownie wchodziły mu w dupę po całym dniu serwowania posiłków,
napojów i sprzątania po klientach. Wątpił, żeby miał siłę chociażby na
walentynkowe bzykanko z Damianem. No, chyba że on będzie tylko leżał, a Damian
bzykał. Już raz mu się zdarzyło zasnąć dosłownie w momencie, kiedy Damian
zsuwał mu majtki. Jego chłopak oczywiście nie był z tego powodu zbyt zachwycony,
ale cóż… Dominik nie zamierzał brać kasy od rodziców, jeśli mógł sam na siebie
zarobić. To on chciał iść za Damianem do Londynu i to on powinien wziąć za to
odpowiedzialność, a praca kelnera ogółem nie była zła, tylko te cholerne
walentynki… Ludzie pchali się drzwiami i oknami.
Z ulgą zamknął za sobą drzwi od mieszkania i rzucił klucze
na szafkę. Zdjął buty i kurtkę i poszedł od razu do salonu, z którego
dochodziło delikatne światło.
Stanął jak wryty w progu, kiedy zobaczył ładnie zastawiony
stół, na którym było ustawionych kilka zapachowych świeczek. W pierwszej chwili
pomyślał, że to może Emil przygotował kolację dla swojej dziewczyny, ale zaraz
sobie przypomniał, że Emil zabrał ją do zoo i wesołego miasteczka i mieli
pojawić się w mieszkaniu dopiero następnego dnia.
– Cześć! – rzucił
Damian, dosłownie materializując się u jego boku. Pocałował go w policzek,
obejmując go od tyłu ramionami. – Jesteś idealnie na czas, zaraz wszystko
będzie gotowe.
– Przygotowałeś kolację? – spytał Dominik zdumiony. Damian nie
był jakimś tam kulinarnym beztalenciem, potrafił ugotować to i owo, ale do
szefa kuchni było mu daleko, nie wspominając już o tym, że Damian nie lubił
gotować. – Ze świecami?
– Oczywiście. W końcu dzisiaj walentynki, prawda? Święto
zakochanych. A ja jestem w chuj w tobie zakochany. – Dominik pokręcił głową.
Kompletnie się tego nie spodziewał. – Wiem, że mówiłeś, że nie lubisz
walentynek, ale ja nie zamierzam znowu jeść pizzy i oglądać Batmana.
– To klasyk.
– Może dla ciebie. Leć pod prysznic, a ja wszystko tutaj
skończę. Jak wyjdziesz kolacja będzie na stole.
– Sugerujesz, że śmierdzę? – spytał zaczepnie Dominik,
kierując się do łazienki.
– Sugeruję, że poczujesz się lepiej, jak się odświeżysz.
Gdy Dominik wyszedł spod prysznica, wszystko czekało już na niego
na stole. Damian wskazał mu jego miejsce i usiedli. Dominik niemal rzucił się
na jedzenie, wyglądało wspaniale. I nieźle też smakowało.
Damian uśmiechał się do niego prawie cały czas, patrząc na
niego roziskrzonymi oczami. Dominik widział, jaki jest przy nim szczęśliwy i
dumny ze swojej niespodzianki. Na samym początku, im bardziej zbliżała się
przeprowadzka do Londynu, tym bardziej był przekonany, że zrobił błąd. Szybko
jednak się okazało, że właściwie to nie, nie zrobił, bo Emil był naprawdę w porządku,
a z Damianem zaskakująco dobrze się dopasowali. Dominik nie był przekonany co
do tego całego mieszkania razem, to nigdy nie wróżyło dobrze związkowi,
zwłaszcza początkującemu, ale po jakichś dziesięciu tysiącach starć w końcu
doszli do porozumienia niemal na każdym polu.
I tak, Dominik też był „w chuj w Damianie zakochany”. Każdy
nowy dzień, każda chwila spędzona z tym człowiekiem go w tym upewniała. Przez
ten czas, kiedy byli ze sobą, Dominik poznał wiele różnych obliczy Damiana i to
w pozytywnym sensie. Im więcej o nim wiedział, tym bardziej go kochał. Jego
osobowość, głupotę, często niezdarność… Na początku Damian wydawał się być
typowym chłopakiem z małego miasteczka, pustym i myślącym, że chwycił Pana Boga
za nogi, bo grał w drużynie piłkarskiej i leciały na niego dziewczyny. No, nie
wspominając już o homofobii. A jednak taki nie był, był dokładnym
przeciwieństwem takiego obrazu i Dominik mógł tylko dziękować, że miał
wystarczająco oleju w głowie, żeby dać mu szansę.
Gdy zjedli, odstawili brudne naczynia do zlewu, zgasili
świecę i poszli do swojego pokoju. Pomieszczenie było większe od tego, które
zajmował Emil. Na początku to on w nim mieszkał, ale skoro Dominik i Damian
byli razem, logicznym było, żeby to oni dwaj wzięli większy pokój. Mieli spore
łóżko, dużą szafę typu komandor, dwa stoliki nocne i kilka regałów zapchanych
głównie książkami Dominika. Na jednej ścianie wisiało kilka plakatów Damiana. W
rogu pokoju stało podwójne biurko oddzielone płytą, tak żeby sobie wzajemnie
nie przeszkadzali podczas nauki. Dominik rzadko z niego korzystał, wolał się
uczyć leżąc na łóżku. Jakimś cudem w pokoju było całkiem czysto.
Dominik westchnął zadowolony, gdy tylko się położył na
łóżku.
– Nareszcie. Czekałem na to cały cholerny dzień – mruknął.
– Aż tak źle? – spytał Damian, bawiąc się guzikiem od
koszuli Dominika.
– Żartujesz? Przez cały dzień, odkąd tylko otworzyliśmy,
pojawiali się klienci. Wypadło w niedzielę, więc wiesz, wolne i takie tam.
Wszystko było tak zapchane, że niektórzy ludzie zamawiali i zajmowali te
stoliki przed restauracją mimo pogody. W dodatku Heather zachorowała i miałem
przez to dwa razy więcej roboty. A, no i punkt dnia. Przyszła para okropnie
irytujących żabojadów, którzy omal nie bzyknęli się na stoliku. Rozumiem, że
oni lubią wszystko takie z rozmachem, ale mogliby się pohamować w tłumie.
– Jak na osobę bardzo zmęczoną zaskakująco dużo gadasz –
wytknął mu Damian.
Dominik parsknął.
– Już nic nie mówię. Idę spać.
– A walentynowy seks?
– Bzykaj ile chcesz – burknął Dominik, zamykając oczy. –
Tylko bądź tak miły i użyj wystarczającej ilości nawilżacza, żeby mnie jutro
nie bolała dupa. Nie zamierzam znowu uczyć się na koło na brzuchu, bo nie
jestem w stanie na dłużej usiąść.
Damian sapnął, drapiąc się po karku. Dominik nigdy mu tego
nie zapomni.
– Połóż się na brzuchu, zrobię ci masaż.
– Mhm, teraz mówisz z sensem.
Dominik uśmiechnął się, widząc jak Damian wywraca oczami.
Gdy ciemnowłosy wybierał olejek, który nadawałby się od masażu, Dominik odezwał
się cicho.
– Damian…?
– Hmm?
– Kocham cię.
Damian obrócił głowę i spojrzał na niego lekko zaskoczony.
To, oczywiście, nie był pierwszy raz, kiedy Dominik powiedział to swojemu
chłopakowi, ale Dominik tak nagle z tym wyskoczył, że Damian pewnie się
zastanawiał, co go tak nagle wzięło.
– Ja ciebie też – odparł Damian, zatrzaskując szafkę i na
podchodząc na kolanach bliżej Dominika. Pocałował blondyna w czoło. – Bardzo.
Nawet jeśli potrafisz być naprawdę irytujący.
– Hm, ty też, ale nigdy się nie zmieniaj. Obiecujesz?
– Obiecuję.
Uśmiechnęli się do siebie lekko. Związki dookoła nich się
tworzyły i rozpadały, a oni musieli być sobie zwyczajnie pisani, bo żadna
katastrofa zdawała się ich nie sięgać. Jakimś cudem udało im się sprawić, że
ten związek naprawdę działał. Kochali się. Szanowali. Czego więcej mogli
chcieć?
… 10 marca, Seattle
– Gotowy?! – zawołał Tomek, przyglądając się swojemu odbiciu
w lustrze. – Bo ja już!
– Już wychodzę!
Po chwili Zack wyłonił się z łazienki, odwalony w swoje
najlepsze ciuchy, wyperfumowany i w ogóle cały taki mrau.
– Bo pomyślę, że idziesz na randkę – rzucił Tomek z lekką
ironią.
– Idę. – Zack pokazał mu język i schylił się po jednego
buta.
– Nie idziesz. Idziemy na koncert Tylera, chyba że o czymś
nie wiem.
Zack wywrócił oczami, zakładając jeden but i biorąc do ręki
następnego.
– Sam się odwaliłeś jakbyś miał spotkanie z prezydentem to
się nie czepiaj. Jest duże prawdopodobieństwo, że będziemy w telewizji, muszę
dobrze wyglądać, a już zwłaszcza po tym cholernym wywiadzie.
Tomek zaśmiał się, zapinając kurtkę. Jakiś miesiąc wcześniej
ukazał się wywiad z Tylerem na temat jego przeszłości i co najmniej połowa
dotyczyła Zacka. Tyler głównie mówił o tym, jak bardzo blisko jest ze swoim
bratem i jakim Zack był dla niego oparciem, kiedy wszyscy dosłownie się na
niego wypięli. Nie owijał w bawełnę ani trochę. Wprost powiedział o tym, że nie
był zbyt popularny w szkole, że często się z niego naśmiewano i w ogóle, mimo
że nic złego nie zrobił. Laski zdawały się to kupować, więc pozwolono mu pewnie
to wszystko powiedzieć. Tyler też powiedział o tym, że Zack zawsze był we
wszystkim lepszy i w ogóle, więc ludzie wiele oczekiwali po bracie Tylera
Warrowa, sławnego piosenkarza.
Jak sławnego, to Tomek nawet nie chciał myśleć. Czuł dumę,
że miał swój udział w popchnięciu Tylera w tym kierunku. Mimo całego tego
gówna, które towarzyszyło sławie, Tyler był naprawdę szczęśliwy. Zrobił się
sławny w mgnieniu oka, sprzedał setki tysięcy płyt w zaledwie dwa tygodnie i
miał rozplanowaną trasę koncertową na cały rok. Na O2 Arena w Londynie dodali dwa
koncerty, bo bilety wykupiono w dosłownie kilka minut. Zresztą, na wszystkie
koncerty bilety były wyprzedane w ciągu tygodnia. To było wręcz nie do
pomyślenia, a jednak… Jednak mały Tyler dał radę i naprawdę mu sława
odpowiadała. Wreszcie znaleźli się ludzie, którzy go dostrzegli, prawda? Już
nikt nie przejdzie obok niego obojętnie. Z tego duetu to Matthias okazał się
tym, który nie był gotowy na sławę i jej konsekwencje. Początki mu się
podobały, ale z każdym miesiącem sława zdawała się go coraz bardziej
przytłaczać. Tomek nie był pewny jak, ale jakoś powoli go wyciągnęli z dołka i
postawili na nogi. Oczywiście, Tyler też miał swoje gorsze momenty, jak na
przykład wtedy, kiedy zszedł się z Dianą, a nie pozwolono mu tego ujawnić i
wręcz nakazano z nią zerwać. Wiele rzeczy Tyler musiał robić pod publiczkę, na
wiele kłamać. Miał zakaz rozmawiania o tym nawet z Zackiem, ale on i tak mu
wszystko mówił.
– Ej! – Zack pstryknął mu palcami przed nosem. Tomek
otrząsnął się.
– Przepraszam. Idziemy?
– Mhm. Musimy, bo jeszcze się spóźnimy.
– Jak zwykle…
Zack puścił ten komentarz mimo uszu.
Tomek schował ręce w kieszenie, kiedy uderzyło w niego zimne
powietrze i krople deszczu. To nie była najlepsza pogoda, na szczęście hala
była zadaszona, więc na nikogo nie powinno napadać.
Na początku, kiedy Zack już skończył liceum i miał iść dalej
Tomek bał się, że Zack wyjedzie do jakiegoś innego wielkiego miasta i będą się
widzieli tylko na weekendy albo coś w tym stylu. W końcu takie miasta jak Nowy
York czy Los Angeles kuszą wszystkich, nie tylko obcokrajowców. Zack jednak go
zaskoczył, decydując się na uniwersytet w Seattle, po czym zaskoczył go jeszcze
bardziej tak zupełnie z dupy decydując się na weterynarię. Gdy Tomek próbował
wcześniej wyciągnąć z niego, co dokładnie zamierza studiować, Zack cały czas
kręcił i się wymigiwał aż w końcu Tomek się poddał, nie chcąc go za bardzo
cisnąć. W końcu jeśli będzie chciał mu powiedzieć to zrobi to, prawda?
Weterynaria była jednak dziwna jak na Zacka i jego zainteresowania, ale może…
Może jednak miało to sens? Tomek nie miał zbyt dużo czasu, żeby się nad tym
zastanawiać, bo sam lepszy nie był. Został mu rok do studiów i musiał decyzję
podjąć już wcześniej, żeby móc uczęszczać w szkole na odpowiednie przedmioty.
Długo myślał i myślał, szukał czegoś interesującego, ale nic nie przychodziło
mu do głowy.
I wtedy jak z nieba spadł mu Kacper, patrząc na niego tym
swoim pełnym politowania wzrokiem i sugerując, żeby wybrał coś z grafiką, w
końcu jest wiele kierunków, na których można porysować kredkami. Tomek na
początku nie wiedział, czy ma być zły za ten komentarz, czy wdzięczny za
podpowiedź, bo jak się okazało, Kacper miał rację. W Stanach było duże zapotrzebowanie
na grafików komputerowych, ludzi zajmujących się grafiką ogólnie, takich,
którzy potrafią tworzyć komputerowo efekty specjalne w filmach. Renata
zhakowała mu z neta jeden program, w którym tworzy się takie rzeczy i Tomek był
naprawdę pod wrażeniem. Mógł wybrać coś, co go interesowało i jednocześnie miał
pewność, że po skończeniu studiów nie będzie na łasce Kacpra. W końcu gdzie
indziej jak nie w Stanach jest zapotrzebowanie na grafików? Ten kraj był jedną
wielką grafika, bilbordy, masa filmów, reklam, wszystkiego. Tutaj ten kierunek
naprawdę miał przyszłość. Zawsze mógł do tego dorobić jakąś fotografię czy coś.
Nic nie stało mu na przeszkodzie.
Gdy myślał teraz o tym wszystkim, co przeszedł, nie wierzył,
że wciąż jest w pełni władz umysłowych. Pamiętał, jakie ciężkie były to dla
niego dni, jak bardzo tęsknił za mamą i jak bardzo był smutny i samotny, mimo
ludzi dookoła niego. Teraz może tęsknił za mamą jeszcze bardziej, bo tak bardzo
by chciał, żeby mogła go teraz zobaczyć. Dorabiał na boku jako model do
katalogów z kosmetykami, które polecił mu ojciec, szło mu dobrze na studiach i
no wciąż miał u swego boku Zacka. Zacka, z którym wynajął sobie malutkie
mieszkanko i z którym mieszkał już ponad pół roku. Powoli budowali razem swoje
życie, uzupełniając się nawzajem i wspierając w trudnych chwilach. Razem nazbierali
na nowy telewizor, łóżko, nowe meble do ich sypialni… Odkładali też na jakiś
lepszy samochód i naprawdę niewiele im brakowało. Mogli, oczywiście, po prostu
przyjąć to wszystko od rodziców albo Tylera, ale chcieli zrobić to sami. To
było takie wspaniałe uczucie, kiedy mogli pójść do sklepu i kupić to za swoje
pieniądze, na które obaj ciężko pracowali. To wszystko, jak i to, że Kacprowi
raz się wymsknęło i powiedział mu, że go kocha i jest z niego dumny, no i
Samuel, Paul i wszyscy inni… To wszystko czyniło go niezmiernie szczęśliwym.
Nawet Paweł i Renata czasami ich odwiedzali. Sami też byli
zabiegani między studiami a pracą. Zack ciągle się nabijał z tego, że związek
Pawła i Renaty przetrwał dzięki grze Battlefield, w którą Paweł i Renata grali
razem online przez rok, zanim Paweł wreszcie przyleciał do Stanów. Tomek też
podejrzewał, że gdyby nie ta gra, to kontakt urwałby im się całkiem, ale nigdy
nie odważył się tego Pawłowi wprost wytknąć. Paweł był szczęśliwy z Renatą, nie
chciał tego w żaden sposób popsuć.
Tomek i Zack wciąż mieli swoje lepsze i gorsze dni, wciąż
potrafili się kłócić jak wariaci, by potem uprawiać wściekły seks, ale zawsze
widzieli, że mogą na siebie liczyć. I że ten drugi go kocha.
– Co ty tak bujasz w obłokach, co? – spytał Zack, wyciągając
z kieszeni rękawiczkę. Tomek założył ją i splótł swoje palce z palcami Zacka.
Robili tak często. Każdy z nich miał jedną rękę schowaną w kieszeni kurtki, a
drugą w ciepłej rękawiczce. Zawsze wtedy szli, trzymając się za ręce.
Tomek spojrzał na Zacka i uśmiechnął się lekko.
– Nic. Po prostu… jak myślę o ostatnich latach swojego
życia, to wszystko wydaje się takie ciemne i mroczne. Przerażające. Nie
chciałbym jeszcze raz przez to przechodzić. Odkąd się pojawiłeś to jakby
błądzić gdzieś po ciemku i zobaczyć w oddali światło. Wiesz, wciąż jest ciemno
i wciąż błądzisz, jesteś przerażony, ale to światło daje ci jakiś kierunek.
Nadzieję, że z tego mroku jednak można się wydostać i że warto walczyć. Że ta
męka wkrótce się skończy… Ty byłeś tym małym, pozornie nie mającym wielkiego
znaczenia światłem, które pojawiło się w moim życiu i które pomogło mi obrać
właściwy kierunek. – Tomek pokręcił głową. – Sam nie wiem jak ci to inaczej
wytłumaczyć.
Zack uśmiechnął się szeroko i cmoknął go szybko w policzek,
nie zatrzymując się nawet na chwilę.
– Po prostu powiedz mi, że mnie kochasz.
– Kocham cię – powiedział Tomek od razu.
– Ja ciebie też. Ale ruszaj dupsko, bo naprawdę się
spóźnimy.
Koncert był wspaniały. Ba! Lepiej niż wspaniały. W życiu by
się nie spodziewał, że młody Warrow ma taką parę w płucach. I że w ogóle umie
śpiewać, jeśli już o tym w ogóle mowa.
Bastian właściwie nie zamierzał wybierać się na ten koncert.
Nie był entuzjastą tego typu muzyki, nawet jeśli znał więcej ich piosenek niż
by chciał. Znajomi jednak nie dawali mu żyć, kiedy się dowiedzieli, że Bastian
zna Tylera. Znać to dla Bastiana za dużo, w końcu znał Tylera tylko z widzenia.
To Zack był tym, którego mógł określić jako znajomego, ale jego znajomym nie
robiło to różnicy.
Westchnął cicho. Cóż, skoro już go tu przyciągnęli siłą i
kazali mu jeszcze za to zapłacić, mógł ostatecznie chociaż spróbować się dobrze
bawić, prawda? No. I udawać, że wcale a wcale nie idzie po koncercie spotkać
się z Adamem Wolfem.
Stresował się bardziej niż przed czymkolwiek innym. Po tym,
jak Adam zmienił szkołę i dosłownie rozpłynął się w powietrzu, Bastianowi udało
się nawiązać z nim kontakt, ale tylko chwilowo. Potem, na prośbę Adama, kontakt
znowu się urwał i dopiero po prawie półtora roku on i Adam wpadli na siebie
przypadkiem na imprezie w kampusie. W pierwszej chwili Bastian go nie poznał.
Adam bardzo się zmienił od czasu, kiedy go ostatnio widział, a potem… Potem
jakoś tak zupełnie przypadkiem ich wzrok się spotkał i jako że Bastian nigdy w
życiu nie mógłby zapomnieć tych zielonych oczu, od razu się zorientował, że to
Adam Wolf. Pierwszy w życiu chłopak, z którym uprawiał seks. Pierwszy, któremu
obciągnął i pierwszy, który obciągnął jemu. No i nie było sensu zaprzeczać, że
to głownie dzięki kopniakom Adama tak szybko uporał się ze swoim problemem,
jakim było zaakceptowanie swojej orientacji.
Sporo musiał wypić na tej cholernej imprezie, żeby mieć
odwagę zagadać do Adama. Na szczęście alkoholu nie brakowało, więc już po
jakiejś godzinie siedział w kącie obok Adama i gadał do niego głupoty. Mogło mu
się też czasem przypadkiem wymsknąć, że cholernie za nim tęskni i że jest gotów
i inne bzdury, ale oczywiście, gdyby ktoś go spytał, wyparłby się wszystkiego.
Była też prośba o spotykanie, której chłopak nie odrzucił. Umówili się późnym
wieczorem na rundkę po pubach, nawet jeśli Adam nie mógł jeszcze pić legalnie
alkoholu.
Bastian chciał wypaść jak najlepiej, nawet jeśli to nie
miało sensu, bo w końcu Adam nie był głupi i dobrze go znał. Ale i tak…
Tym razem Bastian nie zamierzał tego zepsuć. Tym razem chciał,
żeby wszystko było tak, jak powinno. Zamierzał zrobić wszystko co w jego mocy,
żeby Adam Wolf był z nim. Teraz, gdy już był na studiach rozumiał, jak śmieszny
był w liceum. Jak cholernie liczyła się dla niego popularność i jak chełpił się
tym, że jest kapitanem drużyny futbolowej… trochę podrósł i to wydawało się
wręcz żałośnie żenujące, że oceniał ludzi na postawie tego, do jakiej grupy
przynależeli w szkole. Wstydził się też tego, że nie chciał nikomu pokazać, jak
blisko jest z Adamem, bo Adam był kujonem, a kujon nie był dobrym dodatkiem dla
jednego z najpopularniejszych chłopaków w szkole. Był taki głupi…
No ale teraz przyszedł czas, żeby to naprawić. Więc, jak już
wspominał, wszystko musi być idealnie. Adam nie wyglądał na kogoś, kto zamierza
go po prostu spławić. Nie zachowywał się też jak ktoś, kto jest w związku. To
znaczy, Bastian nie sądził, żeby to było widać czy coś, po prostu miał
nadzieję, że Adam nikogo nie ma. A nawet jeśli ma, to wtedy będzie musiał się
go pozbyć.
Koncert przeleciał mu w mgnieniu oka, ale to nic dziwnego,
skoro na nic nie zwracał uwagi. Znajomi byli wyraźnie zaskoczeni jego
zachowaniem, ale tak szybko się z nimi pożegnał, że nawet nie mieli okazji go o
to zapytać.
Adam już na niego czekał. Stał oparty tyłkiem o ławkę i grzebał
czubkiem trampka w ziemi. Wyglądał bardziej jak wersja siebie sprzed kilku lat,
przynajmniej jeśli chodzi o ubiór. Bastian nawet trochę się cieszył, że Adam
nie założył glanów. Nie chciałby zostać skopany takimi butami, gdyby powiedział
coś nie tak, a Adam mógłby być do tego zdolny.
– Cześć – powiedział z niepewnym uśmiechem, podchodząc do
młodszego chłopaka. Nie miał nawet pojęcia, jak powinien się z nim przywitać.
Adam podniósł głowę i odwzajemnił uśmiech.
– Hej. To co? Gdzie najpierw?
Bastian rozejrzał się i wzruszył ramionami.
– Tam, gdzie najbliżej.
– Okej.
– To… co studiujesz? – spytał w drodze do pierwszego pubu. –
Ostatnio nie miałem okazji zapytać.
– Biologię. Chcę w przyszłości wykładać na uniwerku. A tobie
jak idzie?
– Zaskakująco dobrze. – Bastian schował dłonie w kieszenie.
Na dworze było piekielnie zimno. – Jestem w pierwszym składzie praktycznie od
drugiego semestru na pierwszym roku. Mam stypendium sportowe, ale o tym już ci
mówiłem. Może kiedyś uda mi się dostać gdzieś wyżej, ale na razie o tym nie
myślę.
Na chwilę zapadła cisza.
– Możesz mi powiedzieć, czego tak właściwie ode mnie chcesz?
– Prosto z mostu i do celu. Typowe. Bastian chyba nawet zbytnio się nie
zdziwił, kiedy to usłyszał. Adam nie należał do ludzi lubiących owijać w bawełnę.
Bastian zatrzymał się, gapiąc się przez chwilę na swoje
buty, a potem spojrzał na Adama.
– Najpierw chciałbym cię zabrać gdzieś na randkę, która
byłaby najlepszą w twoim życiu. Potem na kolejną i jeszcze jedną, po której
poszlibyśmy do ciebie albo do mnie i…
– To twój biznes plan? – spytał Adam, unosząc brwi.
Bastian zarumienił się lekko.
– Możesz sobie mówić co chcesz, nie dam się wyprowadzić z
równowagi. Czasy, kiedy każdy wodził mnie za nos jak chciał się skończyły.
Powiedziałeś mi kiedyś, że mam przyjść, kiedy będę wiedział, czego chcę. I
teraz już wiem.
– Więc?
– To proste. Chcę ciebie.
Za wcześnie, żeby mu mówić, że go kocha. Za wcześnie, żeby
prosić o cokolwiek z jego strony. Nadszedł już jednak czas, żeby wyłożyć karty
na stół. Bastian miał wystarczająco dużo czasu, żeby poukładać sobie wszystko w
głowie. Wiedział, że chce Adama tak samo jak wiedział, że ma na imię Bastian.
Po prostu wiedział. Adam był jego kotwicą; osobą, która ściągała go z chmur
niezależnie od sytuacji i obdzierała przed nim rzeczywistość ze złudzeń, ale
nie zostawała go samego na polu walki. Kiedyś Adam był dla niego tylko głupim
kujonem, ale kiedy zniknął z jego życia, Bastian szybko się przekonał, że to
właśnie jego chce. Teraz wiedział już, że jeszcze nie jest za późno, żeby go
mieć.
Musi się tylko trochę wysilić.
Adam uśmiechnął się lekko i pokręcił głową.
– Nic się nie zmieniłeś.
– Ty też, ale i tak cię chcę.
Adam parsknął śmiechem i przymknął na chwilę oczy, po czym
wzruszył ramionami, podszedł do Bastiana, wspiął się na palce i pocałował go w
usta. Rudy bez zastanowienia oddał pocałunek, chociaż nie spodziewał się, że
pójdzie mu tak łatwo.
– Dobra, wielkoludzie – rzucił Adam wprost w jego usta –
chodźmy do twojego mieszkania i przekonajmy się jak bardzo mnie chcesz. Czy też
może raczej… jak ja chcę ciebie.
Bastian zmarszczył brwi i spojrzał Adamowi w oczy. Wiedział,
co Adam ma na myśli. Wiedział, że go testuje i najprawdopodobniej będzie to
robił w najbliższym czasie, żeby się przekonać, czy warto w to ponownie
wchodzić. Nie zamierzał oblać tego testu.
Rozłożył ręce.
– W porządku – odparł powoli. Chciał, żeby Adam był jego
pierwszym. – Jestem calutki twój.
Adam złapał go niespodziewanie za ramiona i wymierzył celny
cios kolankiem w klejnoty Bastiana. Rudy skulił się, jęcząc cicho w bólu i nie
wierząc, że Wolf to zrobił.
Adam poklepał go lekko po plecach.
– Teraz jesteśmy kwita. I możesz być calutki mój.
***
No i koniec:) Niektóre wątki pewnie podobały Wam się bardziej, inne mniej, ale mam nadzieję, że całość była na tyle fajna, że jeszcze do tego tekstu wrócicie. Ja je zawsze będę tratować z sentymentem.
DZIĘKUJĘ WAM ZA WYTRWAŁOŚĆ, ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE DO OPOWIADANIA I WSPARCIE PRZEZ TEN CZAS, KIEDY POWSTAWAŁO.
Jest to najdłuższy slash, jaki tu opublikowałam. Teraz zajmę się tekstami krótszymi, mającymi tak 100-200 stron, a przynajmniej na to się zanosi.
Byłabym wdzięczna, oczywiście, za komentarze. Może nie tyle do epilogu, co całości tekstu. Zapraszam do komentowania również tych, którzy ten tekst kupili i przeczytali wcześniej. Jakie są Wasze odczucia? Co się Wam podobało? Co jeszcze należy poprawić? Jakie tekst wywarł na Was wrażenie? Natchnijcie mnie do pisania kolejnych tekstów :)
Nie przedłużając, mam nadzieję, że dobrze się przy tym tekście bawiliście.
A tak z innej beczki, dodałam na ao3 "Zapach domu" jako ff. Jeśli komuś łatwiej tam czytać, rozdziały będą się pojawiać jednocześnie tu i tu.
Pozdrawiam!
coś kiedyś wspominałaś o 2 części Granic;) wiesz już może czy na pewno się za to zabierzesz? a jak tak to kiedy? :)
OdpowiedzUsuńNa pewno to nigdy nic nie wiadomo. Wpadnę pod pociąg i będzie po moim "na pewno" ;) A tak serio to mam to w planach, ale kiedy dojdzie do realizacji tych planów? Nie mam pojęcia. Pomysł na opowiadanie jest (zarówno na drugą część Granic jak i sequel do pierwszej), ale w chwili obecnej piszę coś innego i Granice zeszły na dalszy plan. Na 90% opowiadanie powstanie, ale nic nie obiecuję.
UsuńPozdrawiam!
mam nadzieję, ze wypali i to w miarę jak najszybciej, ponieważ Granice tak zapadły mi w serduchu, że przeczytałam je (nie żartuję) z 15 raz;)
UsuńPozdrawiam i życzę dużo weny, bo wiem jak jest potrzebna.. (zaczęłam pisać opowiadanie w czerwcu, ma prolog i niespełna 2 rozdziały.. taki zastój złapałam, że się płakać chce..) :)
Przeczytałam ŚWC jak tylko było możliwe, wcześniej śledziłam wszystkie rozdziały na bieżąco i muszę ci pogratulować, do tej pory Granice i Odkryć Siebie były moimi ulubionymi (i najlepszymi moim zdaniem) tekstami w twoim wykonaniu, ten spokojnie mogę dopisać do tej listy. Będę często do niego wracała. Pięknie wykreowałaś bohaterów, bardzo jasno i klarownie - bywało śmiesznie, bywało dramatycznie. nie wiem na ile wynikalo to z tekstu,, na ile to moje własne przeczucie ale od samego początku wiedziałam że kacper nie jest takim hujem za jakiego go mamy, Pytasz o ale to chyba mogę wymienić tylko jedną rzecz, wg mnie niepotrzebnie wkleciłaś w to wątek miłośny tego chłopaka który pobił Tomka, zaczęłaś za to pisać o związku przyjaciela Tomka i nie dokończylaś tego wątku. Reszty jesli była to nie pamiętam
OdpowiedzUsuńSuper wszytko mi się podobało:-)
OdpowiedzUsuńWeszłam tu i takie "co", z dosyć długim przedłużeniem na samogłoskę, wydobyło się z moich ust. Nie wierzę, że to już i najchętniej czytałabym o nich wszystkich dalej. Oj, a z wszystkich najbardziej mi Dominik przypadł do gustu - ten jego charakter! Ale ja nie o tym powinnam... Będę tęsknić za tym opowiadaniem i pewno kiedyś do niego wrócę, było cudowne. Zdecydowanie to jedno z moich ulubionych.
OdpowiedzUsuńIdealnie nam dawkowałaś doznania, w trakcie trwania opowiadania. I choć w epilogu było dość sentymentalnie i słodko - zakończyłaś zabawnym akcentem, przez co zdobyłaś moje serce. Nie wiem co tu można jeszcze dodać... I love it. Chyba tyle.
Weny na następne dzieła życzę <3
Jedno z najlepszych i najcudowniejszych opowiadań jakie czytałam. Jeśli chodzi o twoją twórczość to moje ulubione. Będę strasznie tęsknić za bohaterami. Strasznie się do nich przywiązałam. ;/ Na pewno wrócę nie jeden raz do tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny na kolejne super opowiadania ♥
Świetne opowiadanie. Doskonale zbudowani bohaterowie. Wspaniała historia. Nic dodać, nic ująć. Gratuluje pomysłu i życzę weny.
OdpowiedzUsuńps. Uwielbiam Bastiana i Adama. Bardzo im kibicowałam. Aż szkoda, że nie wiem, co się z nimi dalej stanie. Ani, co się z nimi dokładnie działo po odejściu Adama ze szkoły.
Aż trochę mi się przykro zrobiło, że to już koniec. Wierz mi, to opowiadanie było świetne. Błyskotliwe na swój sposób i jakieś takie wyjątkowe, sam nie wiem do końca, jakby to określić. Wspaniała historia, wszystkie wątki poprowadzone doskonale. Moi ulubieni bohaterowie, to Adam i Bastian. Ach i ta chemia pomiędzy nimi. Czekam niecierpliwie na coś nowego. I jednocześnie dziękuję Ci za to, że mogłem uczestniczyć od samego początku w publikacji ŚWC. Pozdrawiam, powodzenia przy następnych opowiadaniach.
OdpowiedzUsuńJej boskie zakończenie. 😊
OdpowiedzUsuńDużo weny
Pozdrawiam
Przeczytałam ŚWC jako pierwsze z Twoich opowiadań, no i wiem, że wkrótce rzucę się na kolejne. Nie wiem nawet dlaczego zaczęłam od ŚWC, ale wiem, że dobrze trafiłam :) Kacper jest the best, skomplikowana super postać.
OdpowiedzUsuń♥♥♥
OdpowiedzUsuńBosz, to opowiadanie zjadło mi ten tydzień i lekcje polskiego (na szczęście 2h nic nie robienia, wypowedzi ustne całej klasy zajmują dość dużo czasu xD).
OdpowiedzUsuńJestem pod wielkim wrażeniem, że pod żadnym pozorem nie byłam w stanie wyczuć tutaj wyraźnego podziału na wstęp, rozwinięcie i zakończenie, co było dość fajną odmianą. Nie nudziłam się w przy żadnym rozdziale, a wielowątkowość sprawiła, że nawet momentami niecierpliwiłam się, kiedy kolejny akapit z tymi a tymi bohaterami :> Prócz tego ogromny plus o brak zatracania się w szczegółach - kiedy zdążyłam już o czymś zapomnieć, to wracało :>
Pierwszy rozdział mnie lekko odrzucił, albowiem martwiłam się, że Tomek będzie jakimś irytująco chorym psychocznie dzieckiem. Jak dobrze, że się przełamałam, albowiem po prostu musiałam przeczytać to opowiadanie.
Gratulacje wytrwałości przy takiej ilości rozdziałów i czasu poświęconego na nie. Czy jest szansa, że odpowiesz mi, ile mniej więcej stron ci ono i jakiej wielkości czcionką?
Życzę powodzenia w dalszym tworzeniu, jestem twoją fanką :>>
Piszę 12 TNR, tekst ma jakieś 450 stron. Można go pobrać z chomikuj albo beezar w formacie PDF, jeśli ktoś ma takie życzenie.
UsuńDziękuję za komentarz i bardzo się cieszę, że Ci się podobało.
Pozdrawiam!
Nie wiem czy jeszcze czytasz te komentarze, ale dopiero odkryłam tego bloga i Twoje opowiadania są tak dobre że czułam się jakbym czytała książkę 😃😍 I to naprawdę świetną❤
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę, Twoja nowa fanka Klaudia 😝
Kocham to opowiadanie <3 Tydzień i całość skończona, aż troszkę żałuję, że tak bardzo to pochłonęłam. Po prostu świetne i na długo będę pamiętać (szczególnie przyjemną przemianę Kacpra i fakt, że jednak mu się ułożyło z Paulem. A Tomek, Adam i Bastian to prawdziwe cudo! Fajny był też wątek z Damianem i Dominikiem, wprowadzili pewną świeżość do opowiadania i normalność - Polską zwykłość xD AWWWWW!)
OdpowiedzUsuńUwielbiam te opowiadanie. Czytam juz drugi raz. I ciesze sie, ze niektore fakty wylecialy mi z glowy, bo mialem pare niespodzianek :P
OdpowiedzUsuńCiagle mi sie zdawalo, ze Tomek w ktoryms momencie kloci sie z ojcem i chce sie powiesic, ale moze pomylilem z innym opowiadaniem 🤔
Uwielbiam tych bohaterow, fabule, dialogi, opisy... wszystko.
Mam nadzieje, ze za pare miesiecy znow o wszystkim zapomne i wroce tu czytac kolejny raz.
najpewniej pomyliło Ci się z odkryć siebie (choć nie wiem na 100% ;p)
UsuńI znów.. przeczytałam po raz kolejny, i musze przyznać, że pod względem stylistycznym, fabularnym i ogolnie.. to najlepsze opowiadanie napisane twoją ręką ;P bardzo mi smutno, że juz zakonczyłam je czytać, ale zawsze to co dobre, musi sie skonczyć, życzę Ci weny na kolejne dłuższe i równie dopracowane dzieła :)
OdpowiedzUsuńeghh czuje tylko malusienke rozczarowanie, ze wiecej juz o Adamie i Bastianie nie przeczytam ;_: chociaż kto wie, może takie zakonczenie, bo ma byc jakas dalsza czesc... XD nic nie sugeruję.. broń boże XDD
Wielkie dzięki, za umielenie mi dnia :3!
Hej a ja mam wrażenie że niektóre wątki są nie końca takie jakie powinny być !!!!!! hmm może będzie TOM 2 ???po cichu na to liczę :)
OdpowiedzUsuńAle jakie np watki? Jak nie powiesz to nikt sie nie domysli o co chodzi. Po co ciagnac cos co mialo definitywne zakonczenie.
Usuń