To chyba jakiś żart,
myślał Joe.
Leżał nieruchomo,
starając się oddychać regularnie. Udawał, że śpi, w razie gdyby Colinowi coś
odwaliło. Wolał poczekać, aż szatyn zaśnie niż narażać się na to, że facet
przez sen zmaca go na wszelkie możliwe sposoby. Jakby, cholera, zgadł.
Colin wcale nie kwapił
się do spania. Nawet nie przeszkadzał mu koc, który Joe profilaktycznie ułożył
między nimi, żeby ograniczyć mu dostęp do swojego ciała. Szatyn wiercił się na
swoim miejscu, wzdychając cicho za każdym razem, kiedy zmieniał pozycję. Joe
niemal widział te trybiki przeskakujące mu w mózgu, kiedy zastanawiał się, co
zrobić.
– Joe…? – spytał
cicho.
Chyba kpisz, stary,
pomyślał chłopak, trwając w bezruchu.
Colin sapnął cicho,
naciągając na siebie kołdrę. Rudy ze zgrozą pomyślał, że jeśli Colin naprawdę
jest nim zainteresowany, to on może teraz jest… Jest…