środa, 10 maja 2017

19.Atak

 Stado Caren od lat miało problemy. Mało ziemi, otoczeni przez o wiele większe stada, gotowe wydrzeć im ich własność w każdej chwili. Poprzednik Caren trzymał porządek żelazną ręką i nie wahał się zabijać tych, którzy wchodzili mu w drogę, bez względu na to, czy byli to wrogowie, czy członkowie jego własnej watahy. Każdy, kto stanowił dla niego zagrożenie, prędzej czy później kończył martwy. Stado długo cierpiało, nie potrafiąc mu się postawić i bojąc się zagrożenia z zewnątrz. To byli zwykli ludzie, prowadzący proste życie. To, że mieli kły i pazury nie oznaczało, że potrafili ich używać. Nawet gdyby część z nich wystąpiła przeciwko alfie, ich zwycięstwo było mało prawdopodobne, no i co potem? Zmiana alfy oznaczała ponownie zawiązywanie paktów z innymi stadami,  które nie były tak ugodowe, jak oni, i łatwo mogłyby się ich pozbyć, by odebrać im ziemię i iskrę alfy.
Tak przynajmniej Deaton miał zapisane w jednej z najstarszych ksiąg, jakie Stiles widział w swoim życiu. Kto by się spodziewał, że weterynarz trzymał w swoim gabinecie księgi, w których miał spisane historie o nadprzyrodzonych istotach oraz populacje wilkołaków. Stiles nie był do końca pewny, na ile może wierzyć tym zapiskom, ale podejrzewał, że większość z nich jest prawdziwa. Wszystkie informacje, jakie zgromadził na własna rękę, zgadzały się z tymi z księgi. Według danych Deatona, stado McGregor – bo tak miał na nazwisko poprzednik Caren - liczyło dwunastu członków. Co ciekawe, jednym z nich była Alicja Ferguson – omega, od której zaczęła się wojna stada Hale z łowcami. Początkowo Stiles był przekonany, że Gerard chciał w ten sposób rozpocząć wojnę, ale teraz już nie był tego taki pewny.
- Jesteś pewna? – zapytał Allison, która siedziała obok niego w zamkniętym biurze Deatona i porównywała jego notatki z tymi, które znalazła w rupieciach po Gerardzie i które podprowadziła ojcu, jak nie patrzył. Cały budynek ogrodzili linią jarzęba pospolitego, by inne wilkołaki nie mogły się przedostać i dorwać do tych wszystkich dokumentów. Stiles podejrzewał, że niektóre watahy dałyby się rozerwać na strzępy za informacje, które znajdowały się obecnie w ich rękach.
- Tak – odparła, pokazując mój plik na komputerze, który przeglądała. – Gerard wyraźnie napisał, że pojechali na teren stada McGregor pertraktować z ich alfą.
- Pertraktować, w sensie zlikwidować go? – prychnął Stiles.
- Tak podejrzewam… - Allison zmarszczyła brwi. – Gerard w ten sposób szyfrował te dane. Wiem od taty.
- Mówi ci o takich rzeczach? – zdziwił się Stiles.
- Zaczął nie szkolić na łowcę – powiedziała. – Kobiety w mojej rodzinie są szkolone na przywódców. Po śmierci mojej babci zdecydowano, że to ja obejmę władze, gdy przejdę odpowiednie szkolenie, ale tata czekał, aż skończę osiemnaście lat. Do tego czasu rządzić miał Gerard. Tata jest prawie pewny, że Gerard zabił swoją żonę tylko po to, by przejąć władzę i móc wpłynąć na mnie.
- Twój dziadek był chorym fiutem.
- Nawet mi nie mów. – Westchnęła. – Wracając do tematu. Jak spojrzysz na datę to widać, że jest to na krótko przed rzekomą śmiercią Kate.
- A wcześniej twoja walnięta ciotka była człowiekiem – dopowiedział Stiles. – Więc Kate wyjeżdża z Gerardem do stada McGregor, gdzie zostaje ugryziona…
- A alfa zabity – dopowiedziała. – Ale dużo później, inaczej Gerard miałby to gdzieś zapisane.
- Podejrzewam, że Gerard nie miał z tym nic wspólnego. Moim zdaniem pojechał tam, by dogadać się z alfą i kazał mu ugryźć Kate.
- Ale po co? Czemu alfa miałby w czymkolwiek mu pomagać? To łowca – zauważyła. – No i czemu Gerard miałby chcieć, by ugryzł Kate?
- Ugh… - Stiles przeciągnął się czując, jak mu przeskakują kości. – No nie wiem. Stado McGregor miało spore problemy terytorialne. Może Gerard rozpoczął już swój plan.
- Czemu nie poprosić, by alfa go po prostu ugryzł? Byłoby po sprawie.
- Ale nie zniszczyłby Hale’ów, a usilnie chciał odciągnąć twojego ojca od Petera, co, swoją drogą, bleh.
Allison westchnęła ciężko i spojrzała na niego krzywo.
- Weź mi nie mów. To nie ty musisz słuchać tego, co wyprawiają w nocy w sypialni. Sądząc po hałasie to chyba rzucają się po ścianach.
- Jestem ciekawy, który jest aktywem, a który pasywem.
- Zmieniają się – powiedziała Allison bez mrugnięcia okiem.
Stiles zakrztusił się własną śliną.
- Okej, dobra, nie chcę wiedzieć, skąd masz takie informacje.
- I dobrze.
Stiles pokręcił głową, uśmiechając się.
- Dobra, wracając do tematu. Czyli co? Gerard jedzie do stada McGregor. Podejrzewam, że chce się z nimi dogadać. Obiecuje alfie ziemie Hale’ów… w ten sposób rozwiązałby ich problemy, no nie? Alfa jest podejrzliwy, więc Gerard każe mu ugryźć Kate jako zabezpieczenie. Alfa daje się nabrać na jego sztuczki, a Gerard zaczyna pierwszą fazę planu.
Allison zamyśliła się na chwilę.
- Brzmi logicznie. Nie mogę uwierzyć, że Gerard był zdolny do obmyślenia czegoś takiego. – Pokręciła głową. – Co dalej? Gerard dogaduje się z alfą i tak dalej, wracają do Beacon Hills.
- Alicja Ferguson bierze sprawy w swoje ręce i przyjeżdża do Hale’ów prosić o pomoc?
- Mogła wiedzieć o umowie Gerarda z ich alfą. Mogła też zwyczajnie chcieć poprosić Hale’ów o interwencję w sprawie ich alfy.
- Mhm, to bardzo prawdopodobne. Miała pecha, bo Gerard dopadł ją pierwszy, zanim zdołała skontaktować się z ówczesnym alfą, Talią.
Stiles nie był pewny, ile rzeczywiście się wydarzyło, a ile dośpiewał sobie z Allison. Podejrzewał, że Caren i jej stado chcieli wykorzystać słabość Hale’ów i odebrać im ich ziemie. W ten sposób pozbyliby się silnego sąsiada i pokazali innym, że należy się z nimi liczyć. Pokazaliby siłę i mieliby ziemię, co rozwiązałoby ich wszystkie problemy.
Na to, że on i Allison mieli rację, wskazywała też inna rzecz – syn alfy. Poprzednik Caren, którego tak bardzo nie lubiano, miał syna, Matthew. Chłopak nie miał nazwiska po ojcu, lecz po matce, której nazwisko brzmiało Gallagher. Matt Gallagher. Ten sam suczysyn, który postrzelił Stilesa i wpadł na błyskotliwy pomysł wyrzucenia go do lasu na pożarcie bestii. Matt mógł wiedzieć, że to wilkołaki żyły w tym lesie. Mógł też nie wiedzieć i uwierzyć w bajeczki, które opowiadała mu Kate. Mógł też myśleć, że Hale’owie go rozerwą tak czy siak i udawać, że wierzy w bestię przed swoim kolegą, który był razem z nimi. Stiles nie wiedział, ale to zdecydowanie był ten sam Matt.
Stiles miał dokładna listę członków stada McGregor. Prócz tych, którzy przybyli, martwego alfy, Matta i Alicji Ferguson brakowało jeszcze jednej osoby. Niestety ta osoba nie była wpisana z imienia i nazwiska, lecz jako „emisariusz”. Każde jedno stado w księdze miało taką adnotację. Niektóre z nich miały w nawiasie podane imię lub ksywkę, ale w tym akurat nie.
- Masz jakieś informacje o tym, kto to jest emisariusz? – spytał Stiles. Tak jak podejrzewał, wspólnymi siłami z Allison zdołali połączyć sporo faktów. Dalej nie wiedzieli nic o stadzie omeg, które zaatakowały podczas pełni, ale byli coraz bliżej rozwiązania zagadki.
- Tata mi mówił, że emisariuszem jest doradca alfy. To człowiek, który posiada rozległą wiedzę o istotach nadprzyrodzonych i służy radą alfie w różnych sytuacjach. Zna też podstawy magii.
- Magii?
- Stiles, jestem prawie pewna, że to ty – powiedziała, patrząc na niego spokojnie.
- Co? Nie znam magii.
- Potrafisz skłonić jarząb do posłuszeństwa. To ten rodzaj magii, którym posługują się emisariusze. Poza tym, cały czas pomagasz Peterowi. To dzięki tobie część watahy zdołało przetrwać. Nie raz zauważyłam, że Peter często cię podpuszcza i testuje. Dał ci te wszystkie księgi, byś mógł zacząć się szkolić. Derek uczy cię walczyć. Teraz Peter kazał ci rozejrzeć się i poszukać osoby odpowiedzialnej za atak. Konsultuje się z tobą przed podjęciem ważnych decyzji, nawet jeśli udaje, że twoja odpowiedź go nie interesuje lub jest skrajnie głupia. Podejrzewam, że szykuje cię na kolejnego emisariusza.
Stiles tylko się na nią patrzył. Kompletnie mu to nie przyszło do głowy. Do tej pory był przekonany, że Peter ciągle zadaje mu takie głupie pytania, bo chce go podpuścić i ponabijać się z niego. Poza tym, to był Peter. Czego więcej można się po nim spodziewać, jak nie bycia dupkiem? Tylko że to, co mówiła Allison, miało sens. Peter faktycznie mógł go szkolić na kolejnego emisariusza. Stiles miał być parterem Dereka, więc już z tego powodu należało mu się miejsce w stadzie. Gdyby Peter wciągnął go bardziej w strukturę watahy i przydzielił mu konkretne zadanie, miałby po swojej stronie także policję. Dopóki ojciec Stilesa był szeryfem, wiele rzeczy byli w stanie sprawdzić lub, w razie konieczności, zatuszować. A nawet po jego przejściu na emeryturę ciągle mieliby kontakty w policji. To spore ułatwienie, kiedy było się istotą nadprzyrodzoną i chciało się ukryć niektóre wydarzenia przed innymi ludźmi.
- Masz rację. Peter totalnie mnie szkoli… Egh, cholera…
- Mhm.
- Ej, mogę ci zadać pytanie? – Jeszcze jedna kwestia wydawała mu się niezwykle ważna w całym tym bałaganie.
- Jasne.
- Co się dzieje z tobą i Scottem?
Allison westchnęła z irytacją odgarniając włosy za ucho.
- Chciałabym to wiedzieć! Wszystko było w porządku, aż tu nagle Scott mi wyskakuje, że jak chcę to mogę sobie iść do Olafa bla bla bla. Nawet nie wiedziałam, o co mu chodzi. Najwyraźniej ubzdurał sobie, że ja i Olaf mamy się ku sobie.
Olaf był członkiem watahy Caren, który ostrzył sobie zęby na Allison i ani trochę się z tym nie krył.
- Więc Olaf się do ciebie przyczepił i postawił sobie za punkt honoru, by skłócić cię ze Scottem.
- Dziękuję! Naprawdę się cieszę, że chociaż ktoś to widzi! Jakbyś mógł to wytłumaczyć Scottowi, byłoby super! W ogóle do niego nie dociera, co mówię! Powtarzam mu raz za razem, że chcę tylko jego, ale on tylko Olaf to i Olaf tamto. – Westchnęła ciężko. – Zaczyna mnie to wkurzać.
- Mówił, że się do niego nie odzywasz.
- Daję mu czas na zmądrzenie.
Stiles skinął głową. A więc miał rację. Olaf wyraźnie próbował skłócić Scotta i Allison. Col bankowo doprowadzał Dereka do szału sugerując, że jest zainteresowany Stilesem. Hayden uczepiła się Liama. Ian wyraźnie włóczył się za Corą, przez co Cecyl dostawał szajby. Stiles nie był pewny, ale miał wrażenie, że Sarah dość podejrzanie często wgapiała się w Dereka. Zauważył też, że Tinker, kolejny beta Caren, chodził za Isaac’iem. Caren pilnowała Petera, a Carl udawał wielkie zainteresowanie bronią Chrisa. Obstawili ich z każdej strony.
Caren i Carl tylko próbowali odseparować Chrisa i Petera, ale to tyle. Wiedzieli, że na tym etapie związku już nie daliby rady ich skłócić, nie w tak krótkim czasie. Nie po tym, co Peter i Chris ostatnio przeszli. Ale reszta… Scott i Allison byli zakochani do bólu, ale Scott miał okropnie niskie poczucie własnej wartości. Raz frajer, zawsze frajer. Supermoce powinny mu trochę z tym pomóc, ale na to potrzeba było czasu. Scott zawsze czuł, że Allison jest dla niego zbyt dobra i Olaf dobrze to wykorzystywał. Był starszy, potrafił panować nad swoimi mocami i nie brakowało mu urody. Col wyraźnie żerował na niepewności Dereka co do Stilesa. Derek miał obawy, że ich związek może się łatwo posypać i że Stiles go zostawi, gdy na horyzoncie pojawi się ktoś inny. Colowi łatwo było go zmanipulować. Derek był dobrym facetem, ale przepychanki i gry psychologiczne nie leżały w jego charakterze. Derek nie potrafił manipulować i nie wychwytywał takich rzeczy, przez co stanowił łatwy cel dla ludzi takich jak stado Caren czy Peter, który był cholernym mistrzem manipulacji. Liam był najmłodszy i przez swoją chorobę trochę odstawał. Hayden prawdopodobnie była jego pierwszą miłością. Biedak był bez szans. A Isaac? Isaac przyjaźnił się z Ericą i Boydem. Teraz, kiedy ich zabrakło, musiał czuć się trochę samotny. Tinker był co prawda starszy, bo miał dwadzieścia dziewięć lat, ale coś w nim imponowało Isaac’owi.
- Myślisz, że byłabyś w stanie wykorzystać to na naszą korzyść? – spytał.
- To, że Olaf się przyczepił?
Stiles skinął.
- Jasne. – Wzruszyła ramionami. – Nie wygląda mi na specjalnie bystrego.
- Super. Postaraj się go wypytać o emisariusza. Każda informacja może być cenna. Płeć, przybliżony wiek, imię, ksywka, cokolwiek. Jeśli Caren przejęła władzę w ciągu ostatnich miesięcy, nie miała zbyt wiele czasu na dokładne opracowanie planu. A skoro ona i jej stado opuścili swoje ziemie i są tutaj, jej emisariusz też pewnie się pojawił.
- Jakie są szanse, że uda nam się znaleźć ta osobę?
- Małe. Wystarczy, że ktoś ma tutaj rodzinę i przyjedzie, powiedzmy, w gości. Nie ma szans, żeby jakiś system to wyłapał. Mogę pogadać z Dannym i poprosić go, by pomógł mi wyłapać tych, którzy przyjechali do Beacon Hills w ostatnim czasie, ale nie uda nam się wyłapać wszystkich.
Allison skinęła, przewracając stronę w księdze. Zastanawiali się już nad jakimś planem, by wywabić emisariusza i go złapać, ale  nic nie przychodziło im do głowy.
- Nie móc nic Scottowi – poprosił, przypominając sobie o tym po jakimś czasie. – Scott nie potrafi udawać. Gdyby zrozumiał, że Olaf cię faktycznie nie interesuje, mógłby ci przeszkodzić.
Allison uśmiechnęła się szeroko.
- Odnajdujesz się w stadzie jak mało kto, zdajesz sobie z tego sprawę?
- Ugh…
- Chcesz, żeby ktoś jeszcze zaczął węszyć?
Stiles zmarszczył brwi.
- Nie jestem pewny? Scott, Derek i Liam odpadają. To nie ich broszka, są zbyt… prostolinijni. Mogliby nam tylko wejść w paradę. Ale Isaac mógłby nam pomóc. I Cora.
- Derek mógłby wyciągnąć informacje od Sarah.
 Stiles parsknął.
- Derek nie wyciągnąłby informacji podstępem nawet wtedy, gdyby od tego zależało jego życie. Od razu widać, jak coś kręci. Lepiej go w to nie mieszać.
- Skoro tak mówisz.
Allison mu nie wierzyła. Była przekonana, że Stiles chce trzymać Dereka z daleka od szponów Sarah i po części miała rację. Stiles wierzył Derekowi i wierzył w to, że jego chłopak by jej nie ruszył, ale nie zmieniało to faktu, że sama myśl o Sarah i Dereku sprawiał, że zieleniał z zazdrości. No i Derek nie nadawał się do wyciągania z kogoś informacji. Ani trochę.
On i Allison wrócili do przeglądanie materiałów, które zgromadzili w nadziei na to, że uda im się znaleźć jakieś poszlaki. W końcu te omegi musiały się skądś wziąć, prawda? Chociaż część powinna być w tych zapiskach. Mieli ich imiona i nazwiska, więc to powinna być kwestia czasu.
Jeszcze tego samego dnia Stiles miał okazję porozmawiać z Corą i Isaac’iem. Żadne z nich nie było zainteresowane wilkami, które się ich uczepiły i oboje całkiem dobrze potrafili się odnaleźć w potyczkach słownych, jeśli chcieli. Cora wzruszyła ramionami i powiedziała, że żaden problem. Uśmiechała się przy tym dziwnie. Isaac westchnął, jakby nie bardzo mu się to podobało, ale ostatecznie też się zgodził. Nawet nie pytał, co Stiles chciał w ten sposób osiągnąć. Cora chciała wiedzieć, ale jej nie powiedział. Nie była zadowolona.
Derek był poza miastem przez kilka dni. Pojechał odwiedzić swojego młodszego brata, Oliwera, który znajdował się pod opieką Satomi Ito. Stiles nie znał szczegółów. Nie wiedział nawet, dlaczego Oliwer nie wrócił po rozprawieniu się z Gerardem. Może sam zadecydował, że chce tam zostać, a może Peter mu nie pozwolił. Stiles miał tylko nadzieję, że Derek spędzi z bratem wspaniałe chwile i wzajemnie pomogą sobie po stracie tak wielu krewnych. Stado wydawało się dobrze prosperować – przynajmniej powierzchownie – ale Stiles wiedział, że to tylko pozory. Stracenie jednego członka rodziny jest ciężkie, gdy jest się z nim blisko, a co dopiero stracenie tak wielu. Wystarczyło popatrzeć na pozostałych członków watahy, by zrozumieć ich ból. Nie pokazywali tego po sobie, ale Stiles i tak widział, kiedy czasami milkli, pogrążeni we własnych myślach. Derek czasami mamrotał przez sen imię swoje starszej siostry. Cora nie spychała innych ze schodów dlatego, że była niespełna rozumu czy że miała taki sposób bycia. Podejrzewał, że przemocą odreagowywała stratę. Z ich wyostrzonymi zmysłami brak członków rodziny musiał być jeszcze dotkliwszy.

Był późny wieczór, kiedy Stiles pojechał po zakupy. Wybrał ten sam, w którym po raz pierwszy zobaczył Dereka. Mimowolnie uśmiechnął się na to wspomnienie. Miał wrażenie, że od tego czasu minęły wieki, a przecież było to zaledwie kilka miesięcy temu. Aż nie mógł uwierzyć, że jeszcze jakiś rok temu nie miał pojęcia o istnieniu wilkołaków. Teraz było to dla niego zupełnie oczywiste.
Nie był pewny, co go zaniepokoiło. Jakoś tak… czuł, że coś jest nie tak, gdy tylko wysiadł z samochodu. Rozejrzał się dyskretnie, ale wszystko wyglądało normalnie.
Dziwne uczycie nie opuszczało go nawet na chwilę. Miał wrażenie, że ktoś go obserwuje. Może była to paranoja po wydarzeniach ostatnich miesięcy, a może wyczulone zmysły biły na alarm, że ktoś ma w stosunku do niego złe zamiary. Stiles powoli uczył się ufać swoim instynktom i nie zamierzał ich ignorować.
Zrobił zakupy, przyglądając się innym klientom. Tak jak tej nocy, kiedy łowcy zaatakowali Dereka i Corę, nie było ich wielu. Zaledwie kilka osób kręciło się po wielkim markecie. Sklep znowu przeorganizował swoje wyposażenie, więc Stiles potrzebował dłuższej chwili, by zlokalizować wszystkie potrzebne rzeczy.
Zapłacił za zakupy i wyszedł ze sklepu. Otworzył drzwi i wrzucił siatki z zakupami na siedzenie pasażera, kiedy nagle zobaczył czyjeś odbicie w szybie. Schylił się w ostatniej chwili zanim kij baseballowy zderzył się z szybą w miejscu, w którym jeszcze chwilę wcześniej była jego głowa.
Chciał się obrócić, ale tym razem cios napastnika trafił w odpowiednie miejsce. Zrobiło mu się ciemno przed oczami. Słaniając się na nogach, próbował zasłonić głowę. Kolejny cios spadł na jego ramię, potem plecy. Stiles uchylił powieki, ale było ciemno, a on prawie zupełnie zamroczony. Nic nie udało mu się dostrzec, nieważne jak bardzo chciał zobaczyć cokolwiek, co pomogłoby mu zidentyfikować napastnika.
Kolejny cios trafił w tył jego głowy. Stiles stracił przytomność.

Gdy się obudził, do jego świadomości najpierw dotarł ból. Potworny ból płynący przez całe jego ciało jak niekończąca się fala. Oblizał suche wargi, pojękując cicho z bólu.
Otworzył oczy, ale nie pomogło mu to zbytnio. Było ciemno i zimno. Dłuższą chwilę leżał bez ruchu, próbując pozbyć się zawrotów głowy i mdłości. Spróbował poruszyć delikatnie nogami, a potem rękami by sprawdzić, czy wszystko jest sprawne. Nie był do końca pewny, co się stało. Był prawie pewny, że ma wstrząs mózgu.
Gdy uczucie mdłości zelżało, Stiles sięgnął do kieszeni. Ciągle miał tam telefon. Drżącą ręką wyciągnął go i odblokował ekran. Nagłe światło było niczym igły wbijające się w jego oczy. Po policzkach pociekły mu łzy bólu. Dopiero po chwili udało mu się przeciągnąć palcem po ekranie i zmniejszyć jego jasność na tyle, by móc sprawdzić godzinę i zasięg.
Zasięgu nie było. Godzina nic mu nie mówiła, bo dalej nie był pewny, co mu się stało. Gdy jego wzrok przyzwyczaił się do światła bijącego od telefonu, Stiles zwiększył jasność ekranu i poświecił telefonem by sprawdzić, gdzie jest.
Była to jakaś grota bez wyjścia, głęboka w ziemi na jakieś pięć metrów. Ktoś musiał go do niej wrzucić i go tam zostawić. Stiles przyciemnił ekran i spojrzał w górę. Widział pojedyncze gwiazdy na niebie.
- Kurwa – zaklął cicho. Z trudem udało mu się unieść do pozycji siedzącej, a potem stojącej. Próbował złapać zasięg, ale nigdzie go nie było.
Powoli dotarło do niego, że ktoś go zaatakował na parkingu i ten ktoś zapewne go wrzucił do tej dziury. Wydrapanie się z niej byłoby trudne bez urazu głowy, a ze wstrząsem mózgu, które Stiles najprawdopodobniej miał, niemożliwe. Gdyby spadł i znowu uderzył się w głowę, pewnie by już więcej nie wstał.
Rozważył swoje opcje. Mógł zwyczajnie czekać, chociaż do rana i wtedy ocenić, jakie szansa ma na wyjście z tej dziury o własnych siłach. Mógł też dalej próbować z zasięgiem. Była też opcja napisania wiadomości i wyrzucenia telefonu z dziury, by tam złapał zasięg, ale w ten sposób pozbawiłby się źródła światła i zegarka.
Nie miał pojęcia, co robić. Nie powinien spać. Nie mógł wyjść.
Bał się.
Ostatecznie stanęło na tym, że całą noc przesiedział skulony, próbując wymyślić jakiś inny sposób wyjścia z tej dziury. Gdy zaczęło świtać i do środka wdrapały się pierwsze promienie słońca, Stiles zaczął badać strukturę ścianek dziury. Nigdy się nie wspinał. Ścianki były bardzo strome, ale miejscami miały sporo korzeni i kamieni, które wyglądały solidnie i mogły wytrzymać pod jego ciężarem.
Zagryzł dolną wargę, wahając się chwilę. Potem zdecydował, że nie ma innego wyjścia. Możliwe, że już go szukali, ale znalezienie go mogło trochę zająć. Obawiał się, że jest skazany tylko na siebie.
Wziął głęboki oddech, złapał za najbliższe korzenie i ostrożnie rozpoczął wspinaczkę. Był osłabiony i obolały, więc wiele ruchów przychodziło mu z trudem, ale powoli piął się w górę. Nie miał pojęcia, jak długo to wszystko trwało. Może minutę, a może całą godzinę. Mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa, kiedy ostrożnie unosił stopy i opierał się na kolejnych korzeniach, powoli wspinając się wyżej.
To byłoby zbyt proste, pomyślał, kiedy nagle korzeń urwał się i Stiles poleciał w dół.
Stracił przytomność.
Gdy ocknął się po raz kolejny, słyszał podniesione głosy. Jęknął cicho.
- Spokojnie – powiedział ktoś, trzymając go mocno za rękę. – Nic ci nie grozi.
Stiles zakwilił cicho. Jego ból był dziwnie przytłumiony. Otworzył oczy i zerknął na osobę, która siedziała za nim i trzymała go w ramionach.
Col. To był Col. Z jakiegoś powodu był z nim w dziurze i siedział tuż za nim, opierając go o swoją klatkę piersiową. Jego ręce zaciskały się na nadgarstkach Stilesa. Nie trudno było zauważyć czarne żyły świadczące o tym, że Col przejmował jego ból.
- Długo jeszcze? – krzyknął Col, unosząc głowę. Stiles ostrożnie uniósł wzrok do góry. Zobaczył głowy Petera, Sarah, Liama i Hayden, patrzące w głąb dziury. – Ocknął się.
Stiles nic nie powiedział. Miał wrażenie, jakby ktoś zdjął mu z barków ogromny ciężar. Zdał sobie sprawę, że był to strach, który łapał go za gardło i tylko cudem nie doprowadził do ataku paniki.
- Co się stało? – spytał cicho. Pamiętał, że został zaatakowany, ale Col nie musiał o tym wiedzieć.
- Przepadłeś wczoraj wieczorem – powiedział Col, opierając podbródek na jego ramieniu. – Wszyscy się martwili. Ja i Liam znaleźliśmy cię tutaj nieprzytomnego. Liam ma lęk wysokości, więc to ja po ciebie zszedłem. Mam nadzieję, że twój chłopak nie rozerwie mnie przez to na strzępy.
Stiles tylko wymruczał coś. Nie było to zrozumiałe nawet dla niego. Zamknął oczy, zupełnie wykończony. Col był ciepły, więc mimowolnie oparł się mocniej plecami o jego klatkę piersiową. Jego ramiona zadrżały mimowolnie. Col objął go szczelniej, widząc że ma dreszcze.
- Nie zasypiaj – poprosił. – Nie wiemy, jak poważnie uderzyłeś się w głowę.
Stiles znowu coś tylko mruknął. Był taki zmęczony.
Col westchnął cicho. Z góry cały czas dochodziło do nich nawoływanie i podniesione głosy, ale Stiles bez problemu to wytłumił.
Kolejne wydarzenia pamiętał jak przez mgłę. Do jamy w ziemi wrzucono linę, którą Col go obwiązał. Gdy wilkołak przestał zabierać jego ból, Stiles poczuł nawrót mdłości. Obraz rozmazywał mu się przed oczami, więc je zamknął w obawie przed tym, że zwymiotuje.
Wilkołaki bez problemu wciągnęły go do góry. Col chwilę później wyskoczył z jamy. Drogi do szpitala nie pamiętał. Wiedział, że budzono go co jakiś czas. Słyszał podniesione i przyciszone głowy. Czuł, że ktoś go trzyma za rękę. I non stop go budzono. Dużo, dużo później wrócił do siebie na tyle, że był w stanie zrozumieć, co się wokół nie dzieje. Ba! Zaczęło go obchodzić, co się wokół niego dzieje. Wcześniej myślał tylko o tym by zasnąć i obudzić się dopiero wtedy, jak już będzie zdrowy.
Było jasno, kiedy otworzył oczy i zdał sobie sprawę, że nie czuje żadnego bólu. Spojrzał w dół i zdał sobie sprawę, że Derek zaciska dłoń na jego nadgarstku, a jego żyły są czarne od bólu, który z niego wysysał. Mimowolnie westchnął, dziękując niebiosom za wilkołacze czary mary, dzięki któremu nie musiał więcej cierpieć.
- Derek? – spytał cicho. Nie chciał go obudzić, jeśli ten jeszcze spał.
- Jestem – odparł wilkołak od razu, wciskając noc w jego szyję.
Stiles mimowolnie zachichotał.
- Wiem, że jesteś – odparł. – Widzę.
- Jak się czujesz?
Głos Dereka był dziwny. Stiles zmarszczył brwi, próbując zrozumieć, co pobrzmiewało w głosie jego chłopaka, że poczuł się zaniepokojony.
- Dobrze – wychrypiał. – Mogę wody?
Derek wstał z łóżka i nalał mu wody z dystrybutora. Podszedł do niego i ostrożnie podał mu plastikowy kubek, pomagając mu unieść głowy i napić się z niego. Stiles odetchnął z ulga. Nawet nie wiedział, że tak bardzo chciało mu się pić.
- Lepiej? – spytał wilkołak, siadając na łóżku i ponownie łapiąc go za nadgarstek.
Stiles westchnął z ukontentowaniem i skinął powoli głową.
- Ile czasu spałem? – zapytał.
- Prawie dwa dni. Byłeś wykończony po całej nocy w jamie, w której cię znaleźli.
- Jest tu ktoś oprócz naszych?
Derek pokręcił głową.
- Wydaje mi się, że emisariusz ich stada nie był zachwycony postępem w moim małym śledztwie – mruknął. Wiedział, że Derek i tak usłyszy. – I chyba myśli, że wiem więcej, niż rzeczywiście wiem.
- Zostaw to. Teraz liczy się tylko twoje zdrowie. Wyjechałem tylko na dwa dni, a ty omal nie zginąłeś. Następnym razem jedziesz ze mną.
- Uh-huh.
Stiles nie skomentował tego. Podejrzewał, że Derek szalał, gdy dowiedział się o jego zniknięciu.
- Jak mocno uszkodziłem sobie głowę? – spytał.
Derek westchnął.
- Całkiem słabo, biorąc pod uwagę to, co się zdarzyło. To znaczy, co udało nam się ustalić, że się zdarzyło.
- Ktoś przywalił mi kijem baseballowym na parkingu, a potem wrzucił do dziury w środku lasu i tam zostawił. Próbowałem wyjść, ale spadłem.
Derek wdrapał się na łóżko obok niego, wzdychając cicho.
- Następnym razem jedziesz ze mną – powtórzył cicho, splatając z nim swoje palce.
Stiles uśmiechnął się lekko, czując kluchę w gardle. Szok sprawił, że nie panikował, gdy leżał w tamtej dziurze. Jakoś tak… miał przeczucie, że go w końcu znajdą. Ten atak nie był przypadkowy, ale nie miał go zabić. To było ostrzeżenie, że jeśli będzie się mieszał, to źle skończy. I przez chwilę pozwolił sobie spanikować i pozwolić, by strach nim zawładnął. Ale tylko na chwilę, bo potem… Potem przypomniał sobie, że stawka w grze się nie zmieniła. Tak jak w walce przeciwko Gerardowi, tak i tutaj na szali było życie Dereka i innych członków stada. Wycofanie się nie wchodziło w grę, nieważne, ile razy jakiś debil walnie go w głowę. Nie zamierzał pozwolić, by coś stało się jego bliskim. Był gotowy walczyć do upadłego, jeśli zajdzie taka potrzeba.
A poza tym... Jeśli ktoś zadał sobie trud, by go zastraszyć, wyraźnie poczuł się zastraszony przez niego, a to oznaczało, że Stiles szedł w dobrym kierunku. To oznaczało, że był coraz bliżej rozwikłania zagadki i odkrycia tożsamości emisariusza, który prawdopodobnie stał za tym atakiem. Ktokolwiek to był, czuł w nim zagrożenie.
I właśnie popełnił błąd.

***
Hej! Wybaczcie, że kazałam Wam czekać tak długo, ale nie mogłam się ogarnąć z tym rozdziałem ani trochę. I zboczyłam trochę z toru, więc musiałam jeszcze raz przemyśleć całą fabułę, ale wreszcie jest! Ugh! 
Ważne! Do końca pozostało już zaledwie kilka rozdziałów. Początkowo zamierzałam rozwinąć tę część opowiadania mniej więcej tak, jak część z Gerardem i Kate, ale ostatecznie życie mnie zweryfikowało =.= Uznałam, że nie ma co tego niepotrzebnie rozwlekać. Zawarłam tu wszystko, co chciałam, i starczy.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Z kolejnym postaram się wyrobić szybciej.
Pozdrawiam!

18 komentarzy:

  1. I kolejny rozdział, który odpowiedział na najbardziej nurtujące czytelników pytania. :> A więc Peter i Chris zmieniają się pozycjami :> Nie powiem nurtowało mnie to...
    Mam nadzieje, że Col trochę napsoci w związku Dereka i Stilesa. Ci też fajnie się dobrali Pan muskuły i Pan mózgowiec. Warto czekać na takie rozdziały. Ale jak to jeszcze tylko parę rozdziałów? Nie, nie, nie, nie... Tak dobrze się to czyta, dla mnie może mieć nawet parę tomów.Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam liczę, że w ostatecznym rozrachunku Stiles nie zachowa się jak skończony idiota. Znaczy, że jeśli nie będzie absolutnie zmuszony do milczenia w sprawie Cola, to a końcu wyjasni to Derekowi. Dla mnie to takie podstawowe błędy w komunikacji, których dałoby sie uniknąć... (Jednak, jeśli nie będzie miał wybory jakoś to wybaczę xd)

      Usuń
    2. Właśnie... Błędy w komunikacji... Stiles jest na to za inteligentny...

      Usuń
  2. A może to drugie stado dołączy do Halow i stworzą jedno silne? Halom przydało by się trochę ludzi po tym co ich spotkało... Nie wiem tak sobie pomyślałam bo Col pomógł Stilesowi i w sumie miło by było gdyby się potrafili dogadać ☺ Ale atak emisariusza jakoś temu przeczy więc to tylko takie pobożne życzenia ;) W ogóle to Stilles raczej nie słucha swojej intuicji bo gdyby tak było to poszedłby do innego sklepu, a on jak taka owca na rzeź...
    Tak czy siak cieszę się że w końcu się pojawił nowy rozdział bo nie mogłam się doczekać :) Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam jedno pytanie - Serio myślisz, że pomoc Cola jest w 100% nieustawiona?
      Badzmy szczerzy smierdzi od niego na kilometry i nie zdziwiloby mnie gdyby ta pomoc byla czescia planu, to jak sie z nim obchodzil w jej czasie dodatkowo to potwierdza.

      Usuń
    2. Mimo to zgadzam sie, ze nowi powinni przestac swirowac z "sklucomy sobie cale stado bedzie fajnie" i zaczeli myslec o polaczeniu sil. Jesli toto zaproponuja byloby to wielkim skokiem w relacjach stada.

      Usuń
  3. Kto śmiał zaatakować Stillsa? Przecież to złoty chłopak, tylko bardzo ciekawy, co doprowadziło go do poznania Dereka, czyli same plusy :)
    Still jest już blisko rozwiązania zagadki.
    Teraz Derek, ani na minuty go nie zostawi, aby nie stała mu się krzywda.
    Peter i Chris tworzą wybuchową parę, a ciekawość Alison i Stillsa nie zna granic xD
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy następny rozdział bo już nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hello :)
    Od razu zaznaczam, że nie chce denerwować autorki bloga natarczywymi pytaniami o kolejne rozdziały (serio...). Chciałam tylko wiedzieć, co słychać? Jak idą przygotowania? Czy wszystko jest ok? I czy czasem nie masz Obsesjo zamiaru zawiesić bloga, a tego bardzo bym nie chciała. To takie moje niepewności.
    Pozdrawiam!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) Nie, blog nie będzie zawieszony. No, nic takiego nie mam w planach, to na pewno. Wiem, że rozdziały pojawiają się mega nieregularnie i rzadko, ale mam sporo na głowie i zwyczajnie nie mam czasu się tym zająć. 15 czerwca wyjeżdżam na ponad trzy miesiące i do tego czasu muszę się ze wszystkim spiąć. Zamierzam do 15 czerwca zakończyć to opowiadanie, bo to kwestia kilkudziesięciu stron, niestety nie jest to mój priorytet na chwilę obecną. Gdy tylko uporam się z całym shitem na uczelnię i związanym z wyjazdem, wezmę się za bloga, ale na razie siedzę nad innymi, bardziej naglącymi rzeczami.
      Dla przypomnienia, podczas mojej nieobecności w wakacje, na blogu będzie pojawiać się "Granice 2", więc jeśli ktoś jeszcze tekstu nie kupił, wkrótce będzie mógł go przeczytać za darmo na blogu :) W ten sposób blog nie zostanie zawieszony na czas mojej nieobecności.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Dzięki za konkretną odpowiedź. Mam nadzieje, że wszystko w Twoim życiu się ułoży na tyle, byś miała czas na swoje przyjemności :> (znaczy się niewolnicze zalewanie nas nowymi opowiadaniami). Trzy miesiące bez Ciebie? Będzie ciężko, bo mam w nawyku wchodzenie na Twojego bloga po kilka razy dziennie. Hmm, ciekawe czy to podchodzi pod stalking?
      Obyś odpoczęła przez wakacje na tyle, żeby wena zrobiła swoje.
      https://www.tenor.co/view/stiles-stilinski-teenwolf-gif-5729147

      Usuń
  6. Czy tylko ja jestem zaniepokojona faktem że to opowiadanie się kończy ? Naprawdę mi przykro, bardzo mi się podoba :) Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy następny rozdział ?!?! Zniecierpliwiona fanka twojego bloga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autorka już odpowiedziała na to pytanie, przeczytaj sobie jej komentarz

      Usuń
  8. Hej :D trafiłam na Twojego bloga pare lat temu, czytałam i czytałam, i zamiescilam nawet pare komentarzy. Uwielbiam Granice, ktore czytalam kilka razy. Czytam Twoje posty, ktore zamieszczalas pod rozdzialami, az w koncu naszla mnie pewna mysl. Dlugo sie zastanawialam, czy to pisac, bo zawsze moge sie mylic, ale mam wrazenie, ze Cie znam :P Powiazalam fakty i doszlam do wniosku, ze nawet jesli jestem w bledzie, to czemu nie, nic mi nie szkodzi zapytac, zwlaszcza, ze daty mi sie zgadzaja. Jestem nawet pewna, ze sie znamy i chyba bylas nawet moja wspollokatorka xD co mnie bardzo rozbawilo i jesli to prawda, to zbieg okolicznosci bije na glowe wszystko :P Pod ktoryms z rozdzialow pisalas, ze okazalo sie, ze Twoja wspollokatorka rowniez czyta slash, takze... to chyba ja xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy nowy rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    wspaniale, widać że Derek naprawdę się tutaj martwi, ciekawe kto jest tym emisariuszem tamtej watahy... cudownie Peter wybrał Stillsa na swojego przedstawiciela w zasadzie to od początku dla niego liczyło się zdanie Stillsa...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)