środa, 19 czerwca 2024

Wszystko albo nic - darmowy fragment

– Nie możecie mi tego zrobić! – krzyknął Cael, zrywając się ze swojego miejsca.
Przeczuwał tarapaty od chwili, kiedy rodzice z grobowymi minami posadzili ich w salonie. Nigdy by jednak nie przypuszczał, że wyskoczą z czymś takim. Oscar, bliźniak Caela, siedział cicho i patrzył na nich bez wyrazu. Cael nie miał zamiaru tak łatwo się poddać.
Ich tata, Huro, zmarszczył srogo brwi.
– Zrobić czego? – spytał sarkastycznie. – Zapewnić godnego życia, młody człowieku? Bo właśnie to próbujemy zrobić z twoją matką!
– Wcale nie! Próbujecie zniszczyć mi życie! Odkąd pamiętam chciałem grać zawodowo w piłkę! Jestem wystarczająco dobry, ale wy martwicie się tylko o to, co ludzie powiedzą!
Nie żartował. Dwie akademie piłkarskie wyraziły nim zainteresowanie mimo jego sekundarnej orientacji. Musieli widzieć w nim potencjał, skoro byli gotowi przymknąć oko na fakt, że był cholernym Omegą. Ale nie, jego rodzice musieli wszystko zepsuć i nie zgodzić się na to, by poszedł do którejś z nich.
– Piłka to hobby! – wtrąciła jego matka, Aemi, masując skronie. – H–O–B–B–Y, a nie sposób na życie! Boisko to nie miejsce dla Omegi! Wystarczy jedna kontuzja, żeby przekreślić całą twoją karierę i to tylko pod warunkiem, że uda ci się do czegokolwiek dojść! To cholerna mrzonka i pora, żebyś wreszcie się obudził, Cael!
– Chcesz być kurą domową, proszę bardzo! – krzyknął jej prosto w twarz. – Ale ja nie mam zamiaru! 
Huro zawarczał na niego ostrzegawczo, skutecznie uciszając. Oscar wyprostował się na fotelu, zaciskając ręce w pięści. W przeciwieństwie do Caela, Oscar był Alfą i choć jego twarz ukryta była zwykle za maską obojętności, miał silny instynkt opiekuńczy i tendencję do szybkiego przechodzenia do rękoczynów. Zwłaszcza, gdy w grę wchodził Cael.
– Nie będziesz zwracał się w ten sposób do matki! – pouczył Huro starszego z bliźniaków. Złapał go za ramiona i potrząsnął. – Cael, otrząśnij się, masz już osiemnaście lat! 
– Nie dotykaj mnie! – Cael wyrwał się ojcu i cofnął o krok. Spojrzał przez ramię na Oscara. – Nic nie zamierzasz powiedzieć?! To też twoja przyszłość!
To była cholerna ironia, że Cael, który marzył o byciu zawodowym sportowcem, okazał się Omegą, podczas gdy jego głupi bliźniak marzył o byciu zawodowym szefem kuchni i był cholernym Alfą. Ktoś na górze ostro zjebał robotę, zdaniem Caela, bo gdyby się zamienili, nie byłoby tematu. Ale nie. Sport był dla alf, kuchnia dla omeg. Koniec, kropka. Jego rodzice zaparli się i nie zamierzali ustąpić. Zamiast cieszyć się z tego, że obaj mieli marzenia i byli wystarczająco dobrzy, by je zrealizować, ich rodzice postanowili wszystko zepsuć. I w imię czego? Reputacji? Kogo obchodziło, co myślą sąsiedzi? Czy ich szczęście nie było ważniejsze?
– Oscar rozumie, że tak należy postąpić – stwierdziła matka.
Cael parsknął szyderczo.
– Ta, jasne! Ta pizda zwyczajnie nie ma jaj się sprzeciwić! – zarzucił bratu.
– Odwal się, dupku! Jestem tak samo niezadowolony jak ty! – zirytował się Oscar, patrząc na niego spod byka.
– To czemu się na to godzisz?! Akurat ty możesz się ich nie posłuchać! Czemu się nie sprzeciwiasz?!
Mieli ukończone osiemnaście lat, a to oznaczało, że Oscar nie musiał słuchać rodziców. W świetle prawa był dorosły. Mógł wyrwać się z tej dziury i nie oglądać się wstecz. Cael to zupełnie inna historia. Dopiero w wieku dwudziestu pięciu lat będzie mógł podejmować własne decyzje. Do tego czasu za jego los odpowiadał jego Alfa – jego rodzic lub opiekun lub partner, gdyby się z kimś związał. I Cael nie miał prawa się sprzeciwić. Choćby krzyczał i tupał, ojciec był jego Alfą i mógł wysłać go do jakiejkolwiek szkoły chciał. Ba! Mógłby zmusić do zaakceptowania jakiegoś głupiego Alfy i Cael nie mógłby się z tego w żaden sposób wykręcić.
Oscar patrzył na niego beznamiętnie. Cael kopnął go w kostkę z nadzieją, że się obudzi.
– Oscar!
Miał ochotę nim potrząsnąć.
– Koniec dyskusji, Cael – uciął Huro. – Będziesz studiował w Murase, na wydziale dla omeg. Możesz wybrać dowolny kierunek, jaki tam oferują. Oscar wybierze coś dla siebie w Tago. To nasza ostateczna decyzja.
– Nienawidzę was! – Cael spojrzał na rodziców z oczami błyszczącymi od łez.– Możecie nam wmawiać, że to dla naszego dobra, ale tak wcale nie jest! Jesteście cholernymi egoistami i was nienawidzę! 
Z tymi słowami obrócił się na pięcie i pobiegł na górę do swojego pokoju. Ojciec krzyczał za nim, ale miał to gdzieś. Zatrzasnął drzwi z hukiem.
– Dżizas, chcesz mi rozbić nos? – Oscar wszedł do środka i zamknął normalnie drzwi. Cael spojrzał na niego z wściekłością.
– Przydałoby ci się, ty kutasie! Dlaczego nic nie powiedziałeś?! Może gdybyśmy obaj się sprzeciwili…
Oscar westchnął cicho, siadając na łóżku obok bliźniaka. Było to łóżko piętrowe, które dzielili przed laty, a które Cael polubił na tyle, że nie chciał się z nim rozstać nawet gdy ich rodzice zdecydowali, że byli już za duzi, by dzielić pokój. Cael oparł się o ścianę, podkulając pod siebie nogi i przyciskając do piersi poduszkę. Po jego policzkach płynęły łzy frustracji i rozczarowania.
– To nic by nie zmieniło.
– Skąd wiesz? Nawet nie spróbowałeś!
– Ogarnij się! – warknął na niego Oscar, rozciągając się na łóżku. – Prędzej strzelą sobie w łeb niż pozwolą nam na coś takiego!
– To nie fair! Dostałem pełne stypendium. Jedyne, co muszą zrobić, to się zgodzić! Kurwa!
– Nikt nie zabrania ci dalej grać.
– Na wydziale dla omeg nie ma drużyny piłkarskiej, sprawdziłem. Drużyna uniwersytecka nie akceptuje omeg. To jeden z najstarszych uniwersytetów w naszym kraju, dla nich nadajemy się tylko do ruchania i robienia dzieci. To jakiś koszmar.
– Mi to mówisz? – burknął Oscar. – Mam wybrać sobie kierunek, który zrobi ze mnie prawdziwego mężczyznę. Czy to nie cholerna ironia, że tak się składa, że jestem gejem?
Cael parsknął.
– Może powinniśmy im to powiedzieć. Zejdą na zawał i będziemy mieć problem z głowy.
Oscar uśmiechnął się pod nosem. Zapadła cisza. Każdy z nich pogrążył się we własnych myślach. Cael ułożył się na materacu obok bliźniaka, podpierając głowę na ręce.
– Oski?
– Co jest?
– Czemu im się nie sprzeciwiłeś?
Oscar otworzył oczy i patrzył na niego przez chwilę w ciszy. Potem znowu zamknął oczy.
– Za trzy lata będą mógł zostać twoim prawnym opiekunem, Caelski – zauważył. – Musisz wytrzymać do tego czasu.
– To nie odpowiedź – mruknął Cael, uderzając go kolanem w udo. – Przynajmniej będziesz mógł wyrwać dupę na uniwersytecie. Nawet ktoś z twoją gębą powinien dać radę złowić jakąś rybę.
– Mamy taką samą twarz. – Usłyszał w odpowiedzi znany tekst.
– Ja noszę ją lepiej.
Cael rozluźnił się trochę, przemawiając się z bratem w sposób, w jaki przemawiali się tysiące razy, choć nadal kipiał ze złości.
Nie zamierzał się tak łatwo poddać. Skoro nie mógł grać na uniwersytecie, być może dałby radę znaleźć jakiś lokalny klub, który zgodziłby się go przyjąć? Oscar miał lata praktyki w podrabianiu pisma ich ojca, które bezlitośnie wykorzystywał, gdy Cael czegoś chciał i mu tego odmawiano. Czemu teraz miałoby być inaczej, zwłaszcza że będą z daleka od domu? Szczególnie Oscar. Żadnemu z nich nie podobało się, że rodzice postanowili ich rozdzielić. Cael czuł, że coś ściska go boleśnie w żołądku na samą myśl, żeby być z daleka od Oscara. Jego bliźniak był totalnym dupkiem, okej, ale to dalej jego bliźniak. Byli razem od chwili poczęcia przez osiemnaście lat. Cael nie wyobrażał sobie, by nagle miało go zabraknąć.
Przez kilka kolejnych dni w domu panowała napięta atmosfera. Cael traktował rodziców jak powietrze, ignorując wszystkie próby załagodzenia sytuacji. Oscar podszedł do problemu subtelniej, bo odpowiadał monosylabami na pytania matki i ojca, ale robił to sucho i beznamiętnie. Cael posunął się nawet do tego, by odmówić jedzenia ugotowanego przez mamę, nawet jeśli oznaczało to czekanie, aż Oscar zwlecze się rano z łóżka i coś mu przygotuje.
Cael widział, że doprowadza ich do szału, ale cóż. Po kimś miał geny upartego sukinsyna. Ani myślał ustąpić. Nie wzruszały go łzy matki ani irytacja ojca, który kazał mu dorosnąć. Krótko mówiąc, Cael miał dosyć tego gówna i bezsensownego pierdolenia.
Nawet ich znajomi zauważyli, że są wycofani i przygnębieni. Gdy Benjamin, ich kapitan rok wcześniej, spytał spokojnie, czy coś się stało, Cael zalał go potokiem słów, wyrzucając z siebie cały żal i złość. Niestety, ani on, ani Stan, nie mieli dla nich rozwiązania tego problemu. Benjamin był Betą, w dodatku niezwykle ułożonym i religijnie przestrzegającym reguł. To zwykle on powstrzymywał bliźniaków przez zrobieniem czegoś głupiego, co mogłoby ich wpędzić w tarapaty. Stan sam był w dość unikalnej sytuacji, bo choć całe życie mieszkał w ich kraju, gdzie dominujący był biały kolor skóry, jego ciemna karnacja wciąż odwracała głowy gdziekolwiek poszli. Miał szczęście być Alfą, a jego rodzice bardzo luźno podchodzili do karania go czy strofowania, ale musiał uważać, by nie zrobić czegoś nieodpowiedniego, bo karano go o wiele surowiej niż innych. W podstawówce Cael wielokrotnie zrzucał na niego winę za różne wybryki i przewinienia, a gdy nauczyciel wybrał mu surowszą niż to konieczne karę, z błyskiem w oku przyznawał się do winy.
Cael kombinował na wszystkie strony świata. Gdy dotarło do niego, że żaden plan zwyczajnie nie zadziała, bo w świetle prawa był, krótko mówiąc, ubezwłasnowolniony, wracał do błagania, gotów poświęcić swoją dumę, byleby tylko dostać szansę robienia tego, co kochał. Obiecał, że skończy jakieś studia korespondencyjnie, nigdy więcej już się im nie sprzeciwi, był nawet gotów zgodzić się na Alfę, którego mu wybiorą. Niestety, jego matka pozostawała nieugięta, a w ślad za nią szedł ich ojciec, kręcąc przecząco głową. Oscar obserwował to w ciszy, obojętny i niewzruszony jakby ich życie nie legło właśnie w gruzach.
Rozwiązanie ich problemu zdzieliło ich w twarz samo w pewne sobotnie popołudnie, kiedy siedzieli w salonie i grali na konsoli w Fifę. Ich rodzice pojechali odwiedzić znajomych w Tegoi, mieście oddalonym od ich miejscowości o ponad dwieście kilometrów, i mieli wrócić dopiero w niedzielę wieczorem. Po szybkim rajdzie na pobliskie sklepy spożywcze bliźniacy rozsiedli się w salonie z zamiarem przebimbania całego popołudnia. Kłótnia z rodzicami pozostawiła na tyle nieprzyjemny posmak w ich ustach, że nie mieli ochoty wychodzić nigdzie ze znajomymi.
– Jesteś beznadziejny – stwierdził Oscar, strzelając mu czwartą bramkę. W jakieś pięć minut. Cael zawarczał ze złości. – Czy ty w ogóle próbujesz?
– Wal się, Oski! Jeszcze zjesz te słowa!
– Jasne, jasne, frajerze – brzmiała odpowiedź. Oscar zaśmiał się chwilę później, strzelając mu jeszcze jedną bramkę. Cael zaklął głośno. – Mogę grać z zamkniętymi oczami.
– Siedź cicho.
– Albo jedną ręką.
– Bo cię walnę.
– Albo zamienić się z tobą dżojstikiem i wygrać z tobą twoją własną drużyną. To dopiero byłoby zajebiste.
– Oski, ty… – Cael urwał, a cała złość z niego wyparowała. Wyprostował się i otworzył szeroko usta, upuszczając dżojstik na podłogę. – Och!
Oscar uniósł jedną brew. Cael był czasami strasznym dziwakiem.
– Zamienić się – mruknął Cael, robiąc wielkie oczy.
Spojrzeli na siebie. Po chwili obaj złapali się za głowę.
– Oski!
– Caelsi!
– Możemy? 
– Ale…
– Nie!
– Ale na pewno…?
Obaj umilkli. Tysiąc myśli przeszło im przez głowę na sekundę.
Czy daliby radę to zrobić?
– To idealne rozwiązanie! – stwierdził Cael po chwili. – Że też wcześniej na to nie wpadliśmy! Uniwersytet w Tago ma świetną drużynę piłkarską. Mógłbym dołączyć, a ty mógłbyś wybrać program kulinarny na wydziale dla omeg w Murase. Powiedzieli, że możemy wybrać, co chcemy.
– Jak ktoś nas złapie będziemy mieć przechlapane!
– Kogo to obchodzi? To nasza szansa, Oski! Nikt się nie zorientuje, wyglądamy identycznie!
Oscar wahał się przez krótką chwilę, głównie dlatego, że jeśli rzeczywiście to zrobią, Cael wylądowałby w akademiku dla alf. Owca pośród wilków, a Oscar byłby sześć godzin drogi od niego, niezdolny mu pomóc, gdyby coś poszło nie tak.
Błagalny wzrok Caela szybko rozwiał jego wątpliwości.
– Jesteś pewny, Caelski?
– Na sto procent, Oski!
Tego dnia siedzieli w salonie do późna w nocy, starannie notując wszystko, co będą musieli zrobić przez najbliższe miesiące, żeby ich plan się powiódł. Choć wydawał się prosty, realizacja go wymagała sporo wysiłku i szczegółowego planowania.
Po pierwsze, rodzice wybrali dla Caela uniwersytet w Murase, które było na tyle blisko Kane, ich domu, że mógł spokojnie dojeżdżać pociągiem. Musieli ich przekonać, żeby pozwolili Caelowi zamieszkać w akademiku. Jako dzieci zamienili się kilka razy i udało im się zdezorientować rodziców, ale na dłuższą metę by to nie przeszło. Ich mama od razu by się zorientowała, że coś jest nie tak.
Po drugie, ich włosy. Cael zapuścił swoje na tyle, by dało się je zebrać z małą kitkę, podczas gdy Oscar preferował wygolone boki i dłuższą górę. Obaj musieliby się ściąć na krótko, żeby utrudnić ludziom rozpoznanie ich na pierwszy rzut oka.
Po trzecie, ich sekundarna orientacja. Nie tak łatwo było ukryć swoje feromony oraz biologię. Oscar nie czuł się pewnie z myślą, żeby Cael polegał na samych plastrach i neutralizatorach zapachu czy tabletkach, które regulowały jego ruję. Jeśli Cael rzeczywiście miał mieszkać pośród alf, musiał przejść na inhibitory w zastrzykach, a te były administrowane tylko za zgodą alfy albo na życzenie Omegi w prywatnych klinikach. Oscar też nie mógł tak po prostu zamieszkać wśród omeg. Był gejem, ale to nie zmieniało faktu, że ich feromony na niego działały. Nie wspominając o tym, że obaj musieli znaleźć komfortowe miejsce, w którym będą mogli przejść ruję bez ingerencji z zewnątrz.
Po niemal dwóch tygodniach narad opracowali plan. Pierwszym krokiem było przekonanie rodziców, że Cael powinien mieszkać w akademiku. Okazja nadarzyła się dość niespodziewanie, kiedy ojciec dał im formularze zgłoszeniowe na uniwersytet. Cael początkowo patrzył tylko na kartkę z rękami zaciśniętymi w pięści i oczami pełnymi gniewu, bólu i frustracji. Po długiej ciszy uniósł wzrok i spojrzał ojcu prosto w oczy.
– Okej, dobra. Chcesz, żebym studiował na tym głupim uniwersytecie? W porządku. Ale chcę mieszkać w akademiku.
– Dojazd na uniwersytet nie zajmie ci nawet godziny – wtrąciła jego mama, marszcząc brwi z niezadowoleniem. – W akademiku będziesz musiał dzielić pokój. To utrudni ci naukę.
– To już mój problem – zaparł się Cael. Oscar przysłuchiwał się tej rozmowie w ciszy, spokojnie wypełniając swój formularz. Umówili się wcześniej, że Oscar zapisze go na filologię angielską. Cael szybko łapał takie rzeczy i w klasie przeganiała go tylko dziewczyna, która kilkanaście lat mieszkała w Londynie. Studiowanie czegoś, co lubił i przychodziło mu z łatwością, da mu więcej czasu na treningi.
– Huro, przemów mu do rozsądku, bo ja już nie wiem, jak do niego dotrzeć.
– Jeśli się zgodzimy, obiecasz, że przestaniesz narzekać? – spytał Huro, upatrując w tym swoją szansę na załagodzenie konfliktu. Zbyt dobrze zdawał sobie sprawę, jak uparty potrafił być Cael, gdy sobie coś wbił do głowy. Jeśli chciał coś od niego, musiał dać mu coś w zamian. Zawsze tak było i Huro wiedział, że tym razem nie będzie inaczej.
Cael przez chwilę nic nie mówił, rozważając ofertę. Potem skinął głową.
– W porządku.
– Dobrze. – Jego ojciec odetchnął z ulgą. – Będziesz przyjeżdżał do domu na weekend co dwa tygodnie.
– Raz w miesiącu – odbił od razu piłeczkę Cael. Kątem oka widział, jak kącik ust Oscara drga lekko. Cael zawsze był ostrym i dziecinnym negocjatorem. Gdyby ojciec zaproponował przyjeżdżanie do domu raz na miesiąc, Cael kłóciłby się, że chce wracać co dwa. Taki już był z niego zawzięty skurczybyk.
– Co trzy tygodnie i to moja ostatnia propozycja.
Cael splótł buntowniczo ręce na piersi.
– Jezu, dobra! Co trzy!
– Chryste Panie, czemu się tak upierasz? To nawet nie godzina drogi! – zauważyła jego mama. Grzebała po szafkach w poszukiwaniu tabletek na ból głowy. Ostatnimi czasy każda interakcja z Caelem przyprawiała ją o ostrą migrenę. – Rozumiem, że Oscar będzie wracał rzadziej, biorąc pod uwagę dystans i cenę biletów, ale ty nie masz co narzekać!
Sęk w tym, pomyślał Cael, że to ja będę płacił za bilety. Bo skoro miał udawać brata w Tago, to właśnie on będzie musiał łapać przejazd w tę i z powrotem. Pociąg z Murase do Tago to koszt prawie czternastu tysięcy plus drugie tyle na powrót. Taka suma prawie pokryłaby koszt akademika na miesiąc. Oscar musiał dojść do tego samego wniosku, bo rzucił mimochodem:
– Ja też chcę tak wracać. I chciałbym, żeby czasami Caelski mnie odwiedził.
– Bilety do Tago i z powrotem są bardzo drogie  – zauważyła jego mama. – Jesteś dorosłym mężczyzną, możesz wracać rzadziej. Powiedzmy, raz na dwa miesiące? Przyda ci się trochę odpoczynku od Caela. Wszystko robicie razem. Nadszedł czas, żeby każdy z was zaczął żyć własnym życiem.
Cael parsknął. Jego rodzice nie mieli pojęcia, o czym mówili.
– Ten frajer miesiąca beze mnie nie przeżyje – burknął Oscar.
Cael kopnął go pod stołem w piszczel.
– Goń się, Oski!
– Chłopcy, błagam. Ile wy macie lat? – Obaj spojrzeli na matkę spod byka. Aemi nachyliła się i zamrugała, gdy zobaczyła, na jaki kierunek Cael składał papiery. – Gotowanie? Chcesz gotować? Nie masz pojęcia o gotowaniu!
Huro podszedł do nich i nachylił się nad formularzem. Cael próbował zasłonić kartkę ramionami, ale rodzice już i tak wszystko widzieli.
– Cael.
– Co? Nie pozwalacie Oskiemu gotować, to się nauczę i wszystko mu powiem! – skłamał gładko.
– Tak z ciekawości, Oscar, co ty wybrałeś?
– Angielski.
Ich rodzice jęknęli ze zgrozą. Dla nikogo nie było tajemnicą, że Oscar był nogą z angielskiego.
– Wychodzę. – Aemi pomasowała skronie z miną męczennika. – Ty sobie z nimi radź, ja nie mam sił.
– Czemu angielski? Oscar, ty nawet nie lubisz angielskiego.
Oscar wzruszył ramionami.
– Nic innego nie przypadło mi do gustu.
– Jeśli próbujecie się w ten sposób na nas odgryźć, to wybraliście kiepski sposób. – Huro miał wyraźnie dość. – Chciałbym wam tylko przypomnieć, że ja i wasza mama już skończyliśmy szkołę. Nie sabotujecie naszej przyszłości, tylko własną. Dobrze to przemyślcie.
Z tymi słowami wyszedł z kuchni, zostawiając ich samych. Bliźniacy spojrzeli tylko na siebie porozumiewawczo i w ciszy wypełnili formularze do końca. Potem wymienili się nimi, żeby sprawdzić, czy drugi nie popełnił błędu. Gdy skończyli, wstali od stołu i poszli do pokoju Caela.
– Mamy przejebane – mruknął Cael dużo później, gdy ich rodzice już dawno spali. Cael znowu wdrapał się na materac na dole piętrusa, wciskając się między Oscara a ścianę. Rozmawiali szeptem w obawie, że któreś z ich rodziców ich podsłucha. Bywały noce, że ich mama biegała do łazienki jak nawiedzona. – Jak my za to wszystko zapłacimy? Same przejazdy pociągiem i moje inhibitory wypalą nam w portfelu dziurę wielkości Australii.
Po długich poszukiwaniach znaleźli w Tago klinikę, w której Cael mógłby przyjmować zastrzyki. Niestety ceny zwalały z nóg. Jeden zastrzyk kosztował siedemdziesiąt tysięcy, a musiał przyjąć taki co cztery miesiące. Nie wspominając już nawet o badaniach, które musiał najpierw zrobić, by dobrano mu odpowiednie inhibitory, a potem wizytach kontrolnych co dwa miesiące. Gdy zdali sobie sprawy, jak kosztowne jest takie rozwiązanie, Cael zaproponował, że zostanie przy tabletkach, ale Oscar nawet nie chciał o tym słyszeć. Gdyby się zagapił i zapomniał ją zażyć mieszkając w akademiku dla alf… Nawet nie chciał o tym myśleć.
– Pójdę do pracy. – Oscar podrapał się po policzku. – Jeśli ty będziesz miał czas na treningi, ja będę miał czas na pracę. Zatrudnię się w jakiejś restauracji na zmywak czy coś.
– Oski…
– Nie patrz tak na mnie, robię to przede wszystkim dla siebie. Chcę mieć własną restaurację, okej? Nikt nie mówił, że będzie łatwo.
– Wiem, wiem, Jezu.
Jeśli coś rywalizowało z marzeniem Caela o zawodowym graniu w piłkę, to było to marzenie jego bliźniaka o posiadaniu własnej restauracji. Na marginesach swoich zeszytów Oscar często rysował logo, które miałaby nosić jego restauracja. Przez lata jego plany nabierały coraz wyraźniejszych kształtów. Cael nie rozumiał, jak jego rodzice mogli tego nie widzieć.
 – Koniec z wydawaniem pieniędzy na głupoty – zarządził Oscar.
Cael pokiwał głową na znak zgody. Obaj mieli kieszonkowe, za które kupowali słodycze, gry lub jedzenie na mieście, kiedy gdzieś wychodzili większą grupą. Po przeanalizowaniu, ile pieniędzy będą obaj potrzebować na miesiąc, zdecydowali się sprzedać część wartościowych rzeczy, które nagromadzili przez lata. Dopóki chodzili do szkoły, nie mogli podjąć oficjalnie pracy, zwłaszcza Cael, ale mogli dorobić tu i ówdzie, pomagając sąsiadom.
– Okej, ty bierzesz tych po lewej, a ja po prawej – zarządził Cael.
Oscar wzruszył ramionami.
– Do Sandersonów nie idę. Od razu wypaplają mamie.
– To co? Pamiętaj, zbieramy na nową konsolę. A oni mają kasy w bród. Przyznaj się, że nie chcesz tam iść, bo ich córka za tobą szaleje.
Oscar wywrócił oczami. Przeszli się po wszystkich sąsiadach, oferując pomoc w pracach domowych za kieszonkowe. Wiedzieli, że dużo w ten sposób nie zarobią, ale Cael nie znosił bezczynności. Obawiał się, że każdy grosz będzie na wagę złota. Wyliczyli swój budżet i wydatki tylko z grubsza, a przepaść była ogromna.
Na koniec dnia udało im się wyciągnąć kilka tysięcy za umycie okien, zrobienie zakupów, wysprzątanie garażu, wkręcenie żarówki i – niech szlag trafi Oscara – ugotowanie obiadu starszemu państwu na końcu ulicy. Cały łup wrzucili do słoika ukrytego w szafie Oscara.
***
Przez kolejne tygodnie łapali się każdej drobnej pracy, jaka im się nawinęła. Przy tych bardziej obrzydliwych grali w kamień, papier, nożyce. Początkowo mieli wykonywać te ohydne na zmianę, ale Oscar za każdym razem stawiał na swoim, wkręcając go w granie o to, i ostatecznie to Cael przepychał toaletę jednemu zdesperowanemu pracownikowi spożywczaka, pomagał w stadninie koni i nosił zakupy największej choleryczce, jaką w życiu widział. Cael zaczął wyciągać pieniądze od rodziców na różne błahostki: pizzę, nową bluzę, wyjście na arkady. Rodzice nic nie podejrzewali. Nie zwracali też uwagi na to, że po domu przestały walać się drobniaki. Wszystko szło do słoika i choć nie było to wiele, po kilku tygodniach łowów nazbierali wystarczająco, by opłacić badania Caela w klinice oraz przejazd ich dwóch do Tago i z powrotem. Pozostawała jeszcze kwestia opłacenia inhibitorów, ale umówili się, że Oscar znajdzie w wakacje pracę, a Cael dogadał się z Benjaminem, którego rodzina co roku potrzebowała pomocy na swoich plantacjach truskawek. Była to ciężka praca w słońcu i niezbyt dobrze płatna, niestety jedyna, którą mógł ukryć przed rodzicami.
Między nauką, treningami oraz dorabianiem po szkole i w weekendy zostało im mało czasu na cokolwiek innego. Całą energię włożyli w dopracowanie każdego szczegółu. Chcieli przygotować się na wszystko, nawet jeśli w praktyce było to niemożliwe. Przegadali plan działania co najmniej kilkadziesiąt razy.
– Myślisz, że powinniśmy zamienić się numerami telefonów? – spytał Cael, ślęcząc nad ich listą rzeczy do zrobienia.
– Jeden telefon od matki i wpadniemy jak śliwki w kompot.
– Co z mediami społecznościowymi? Wszyscy wiedzą, że często coś wrzucam. I mogę przestać na trochę i powiedzieć, że to mój przejaw buntu na to, co zrobili mi rodzice, ale długo tak nie pociągnę. Znowu nie wrzucanie niczego związanego z piłką będzie zaskoczeniem dla ludzi w Tago, więc…
– Może stwórz drugi profil na Instagramie? Będziesz mógł tam wrzucać zdjęcia. Powiemy rodzicom, że zamierzam grać w piłkę w drużynie uniwersyteckiej, nie powinni się zorientować, że to ty, jeśli będziesz ostrożny.
Oscar i Cael obaj grali od czasu, kiedy byli dwoma hiperaktywnymi gówniarzami i ich matce skończyły się pomysły, jak ich zmęczyć. Na boisku rozumieli się bez słów, ale w przeciwieństwie do Caela, który żył kopaniem piłki, Oscar był prawdziwie szczęśliwy tylko przy garach w kuchni.
– Okej, czyli telefony zostają bez zmian. Wymienimy się portalami społecznościowymi. Nie sądzę, żebyśmy spotkali jakieś znajome twarze, a nawet jeśli, oszukanie ich nie powinno być specjalnie trudne.
– Mhm.
Przed świętami Bożego Narodzenia obaj ścięli włosy na krótko. Ich mama wydawała się zaskoczona tą nagłą zmianą, ale łatwo się wytłumaczyli, że skoro pójdą do różnych szkół, nie było sensu się odróżniać. Wcześniej kombinowali z różnymi fryzurami głównie dlatego, że non stop ich mylono. Zdarzało się nawet, że ludzie wyznawali im swoje uczucia, biorąc za tego drugiego. To dopiero było niezręczne. Po którejś z rzędu takiej sytuacji Cael wybuchł i zaciągnął ich do sklepu z farbą. Przez miesiąc nie mogli wychodzić z domu po szkole, gdy ich matka zobaczyła rezultaty, ale w końcu ochłonęła i wspólnie ustalili, że lepiej było ściąć inaczej włosy niż tak ostentacyjnie je farbować.
Zmiana stylu była nieprzypadkowa. Dorabianie odbiło się na ocenach Oscara, szczególnie z angielskiego i literatury. Całą przerwę świąteczną, kiedy wychodzili z Benjaminem, Stanem i kilkoma innymi znajomymi, testowali na nich swoje umiejętności zamiany. Doprowadzali tym znajomych do szału i tylko Benjamin był w stanie na pierwszy rzut oka ocenić, który jest który. Stan potrzebował trochę więcej czasu, by się im dokładniej przyjrzeć, ale jeśli zamienili się ciuchami, nie był w stanie powiedzieć, który jest który, dopóki nie otworzyli ust. Wypytali Benjamina, jak ich rozpoznawał, z nadzieją, że nauczą się minimalizować te różnice.
– Język ciała nie kłamie – odparł ich senior, patrząc na nich uważnie. Zupełnie jakby podejrzewał, że coś ma się na rzeczy. – Cael ma bardzo… ekspresyjną twarz. Gdy jest podekscytowany, jego oczy jakby nabierały blasku. Poza tym sposób, w jaki się poruszacie, manieryzm. Tego nie da się oduczyć. 
Obaj wzięli sobie jego słowa do serca. Cieszyli się, że Benjamin już skończył szkołę, bo dostałby zawał, widząc, jak po świętach wkraczają do szkoły ramię w ramię, podając się za tego drugiego. Wybrali ten dzień nieprzypadkowo: Oscar miał poprawić dwa testy z angielskiego, które zawalił w grudniu. Wspólnych znajomych mieli tylko w drużynie piłkarskiej. Uczyli ich inni nauczyciele i chodzili na większość zajęć z innymi ludźmi. To stwarzało idealne warunki do przetestowania ich małej maskarady.
Cael nie wiedział, czego się spodziewać. Nastawił się, że podawanie się za bliźniaka będzie bardzo trudne, ale okazało się to bajecznie proste. Oscar był małomówny, wystarczyło więc udawać znudzonego wszystkim, kiwać głową na pytania “tak” lub “nie” i trzymać gębę na kłódkę. Nikomu nawet nie przyszło do głowy, że Oscar to tak naprawdę Cael.
Po lekcjach odnalazł nauczyciela od angielskiego – Oscar pokazał mu jego zdjęcie wcześniej – i razem zajęli miejsce w rogu gabinetu nauczycielskiego.
– Proszę, oto arkusz. Powodzenia – powiedział mężczyzna.
Cael skłonił lekko głowę i wziął od niego kartkę. Przejechał wzrokiem po pytaniach i wywrócił w myślach oczami. Z Oscara był straszny kretyn jeśli nie potrafił tego zrobić. Wziął do ręki długopis i powoli odpowiedział na pytania, robiąc trochę błędów. Nie chciał, żeby ktoś go podejrzewał o podstęp czy ściąganie.
Gdy skończył, na brzegu testu narysował logo Matel’s Delights, bo tak miała nazywać się jego restauracja. Oscar przyozdabiał w ten sposób wszystkie swoje testy, więc Cael zrobił to samo. Gdy podał nauczycielowi arkusz, oko mężczyzny drgnęło w nerwowym tiku, zapewne na widok logo na marginesie. Ledwo powstrzymując się od głupkowatego uśmieszku, skinął głową nauczycielowi i odszedł.
W porze lunchu spotkali się na dachu. Jedno spojrzenie na drugiego wystarczyło, by ich twarze rozjaśnił szeroki uśmiech. Przybili piątkę.
– Tak!
– Nikt się nie zorientował?
– Totalnie nikt! Czemu nie zrobiliśmy tego wcześniej? Mógłbyś napisać za mnie wszystkie sprawdziany z matmy.
– A ty za mnie z angielskiego. Nienawidzę angielskiego – mruknął Oscar z niezadowoleniem.
– Za miesiąc egzaminy wstępne – westchnął Cael. – Dostałeś już maila z potwierdzeniem, widziałeś?
Oscar skinął głową.
– Egzaminy zakończą się o dwunastej. Umówiłem ci już spotkanie w klinice na trzynastą. Przyślą maila z potwierdzeniem tydzień przed.
– Ekstra! Ostatnia prosta. Lepiej zdaj swoje, Oski!
– Się wie, Caelski.
Egzaminy Oscara składały się z części teoretycznej i, jeśli ktoś dobrze sobie poradził, praktycznej. Ich rodzice byli przekonani, że Cael w życiu tego nie zda – i mieli rację, jego level w gotowaniu był na poziomie minus dwa – i będzie kolejnym wolnym elektronem bez pomysłu na życie napędzającym statystyki w ich kraju. Cael dogryzał im, że gdyby puścili go do akademii piłkarskiej, nie byłoby tego problemu, i dla zmyłki gotował z Oscarem, udając, że przygotowuje się do egzaminów. Oscar miał w zwyczaju wyrzucać go szybko z kuchni, nie mogąc znieść jego nieporadności. Tym razem nie miał wyjścia, co Cael wykorzystał, będąc tak nieznośnym jak to tylko możliwe. Skończyło się na turlaniu po podłodze i szarpaniu za ubrania, z ryżem we włosach (Cael) i w majtkach (Oscar). Matka wyrzuciła ich po tym z kuchni, uziemiając z maniakalnym błyskiem w oku.
Pod koniec stycznia Oscar założył im konto w banku, do którego upoważnił Caela. Mieli już po jednym, ale ich rodzice mieli do niego wgląd. Dla bezpieczeństwa woleli mieć osobne. Wpłacili tam wszystkie swoje oszczędności i zamówili po jednej karcie debetowej dla każdego. Coraz bardziej zbliżając się do godziny zero, zaczynali odczuwać presję czasu, pomieszaną z ekscytacją i przerażeniem. Pójście na uniwersytet miało nie tylko zbliżyć ich do realizacji swoich marzeń, ale też oddalić od siebie nawzajem. Cael nie wiedział, jak się z tym czuć.
Egzaminy w Murase były pierwsze, zaledwie kilka dni przed egzaminami w Tago. Ich tata początkowo chciał wziąć wolne i zawieźć Caela pod wskazany w mailu adres. Studia to w końcu poważna sprawa. Nie mogli sobie jednak na to pozwolić. Cael miał tylko lekkie wyrzuty sumienia z powodu tego, co mu odpowiedział na tę propozycję:
– Dzięki, obejdzie się. Jestem tak chętny studiować na tym głupim uniwersytecie, że zaraz skoczę z mostu z radości. – Wywrócił oczami dla lepszego efektu. – Sam trafię pod właściwe drzwi.
Aemi wyglądała, jakby chciała się kłócić, ale Huro tylko westchnął i pokręcił głową, żeby nic nie mówiła. Po tym komentarzu nikt już więcej nic nie powiedział na temat egzaminów i w dzień, w którym miały się odbyć, ich rodzice poszli normalnie do pracy.
Żeby ujść za Omegę, Oscar założył dzień wcześniej do spania przepoconą koszulkę bliźniaka. W dodatku spali jeden obok drugiego, z Caelem nie używającym żadnych plastrów blokujących zapach, by skóra Oscara i jego włosy nim przeszły. Oscar natomiast użył najmocniejszego plastra blokującego dla alf, jaki mieli w aptece, zaklejając wszystkie gruczoły. Dzięki temu kolejnego dnia pachniał świeżo i zachęcająco, jakby rzeczywiście był Omegą.
– To takie dziwne – mruknął, obwąchując swój nadgarstek. – Naprawdę pachnę jak ty.
– Czyli jak najseksowniejszy Omega w okolicy?
– Spróbuj najbardziej irytująca osoba w tym mieście.
– Też cię kocham, ty dupku. Lepiej, żebyś nie wrócił do domu z podkulonym ogonem.
Oscar pokazał mu środkowy palec i pojechał do Murase. Cael chciał jechać z nim, nawet wyżebrali od rodziców na to pieniądze. Potem jednak doszli do wniosku, że lepiej wrzucić to do słoika. Oscar był dużym chłopcem, nie potrzebował, żeby trzymać go za rękę.
Cael całe popołudnie spędził na graniu na konsoli. Kiedy zbliżała się godzina powrotu jego mamy z pracy, wymknął się z domu na stację kolejową. Oscar pojechał wcześnie rano i od tamtej chwili ślad po nim zaginął. Dopiero około piętnastej napisał, że już wraca, ale nie chciał zdradzić ani słowa na temat tego, jak mu poszło.
Cael nie byłby jednak jego bliźniakiem, gdyby nie rozpoznał charakterystycznego błysku w oczach Oscara, gdy ten wysiadł z pociągu.
– I jak? – spytał, unosząc brew.
Oscar wywrócił oczami.
– Proszę cię.
Zbili piątkę. Wymienili się ciuchami w łazience na stacji, a potem wrócili na piechotę do domu.
– Sporo pytań było podchwytliwych, ale spodziewałem się czegoś trudniejszego – wyznał Oscar. – Jeden koleś zasnął na stole i przespał cały egzamin – dodał.
Cael parsknął.
– Jesteśmy!– powiedzieli obaj w wejściu do domu, zdejmując buty.
Zza rogu wyjrzała ich mama.
– Hej! Jak poszło? – spytała, patrząc na Caela z wyczekiwaniem.
Cael wzruszył ramionami.
– Bułka z masłem. – Oscar wywrócił oczami. – Oficjalne wyniki w przyszłym tygodniu.
– Ugotowałam obiad, umyjcie ręce i siadajcie do stołu.
Mruknęli na znak zgody. Gdy przechodzili obok, mama złapała Oscara za przedramię, patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami. Nachyliła się i powąchała go, robiąc dziwną minę.
– Czemu pachniesz jak Cael? – spytał skonfundowana.
– Fuj, naprawdę? – Oscar skrzywił się. Cael kopnął go w kostkę. – Musiałem przez przypadek założyć jego koszulkę do spania. Wezmę prysznic i zaraz do was dołączę.
Twarz Aemi wygładziła się ze zrozumieniem.
– Dlatego uważam, że pójście do różnych szkół dobrze wam zrobi – poinformowała ich i pokręciła głową.
Kilka dni później przyszła kolej egzaminów w Tago i kolejny moment, kiedy ich rodzice postanowili im utrudnić życie.
– Po co masz tam jechać? – spytał Huro. Patrzył na Caela z niezrozumieniem. – Twój brat jedzie na egzaminy, nie jesteś mu tam do niczego potrzebny.
– Oski pojechał ze mną, ja chcę pojechać z nim.
– To co innego. Twoje egzaminy były w Murase, to niecała godzina komunikacją miejską. Podróż do Tago to sześć godzin w pociągu, a bilety są naprawdę drogie.
– No to co? Mnie nie robi różnicy, ile trwa podróż. To super okazja, żeby zobaczyć Tago. Czemu zawsze mi wszystko utrudniacie?
– Nic ci nie utrudniamy. Nie widzimy sensu w bezsensownym wydawaniu pieniędzy.
– Och, czyli jak sam sobie zapłacę za przejazd to mogę jechać?
Huro westchnął ciężko.
– W porządku.
– Ekstra! To idę kupić bilet!
Oscar niemal parsknął, widząc jak ich rodzice wymieniają niepewne spojrzenie. Cael nie był znany z oszczędzania. Zwykle puszczał swoje miesięczne kieszonkowe w pierwszy tydzień, a przez resztę miesiąca żerował na Oscarze. Nic dziwnego, że nie spodziewali się, że ma taką kwotę.
Gdy ich wzrok przeniósł się na niego, Oscar wzruszył ramionami:
– Na mnie nie patrzcie. Nie wiem, skąd ma na to hajs.
Nie uwierzyli mu. Nie miało to wielkiego znaczenia: stanęło na tym, że Cael jedzie.
Ten dzień wymagał od nich ostrożnego planowania. Żeby nie powielać kosztów transportu, Oscarowi udało się umówić Caela na badania na ósmą rano. Po badaniach Cael miał pojechać na uniwersytet i zdać egzamin, a po egzaminie w klinice oczekiwali go na pierwszy zastrzyk. Zwykle trwało to dłużej, ale Oscar wyjaśnił, że mieszkają daleko i czas jest dla nich priorytetem. A że była to prywatna klinika i płacili za to, by obsłużono ich na jak najwyższym poziomie, udało im się to zaaranżować w ten sposób.
To niestety oznaczało, że wsiedli w pociąg do Tago o północy. Udało im się zdrzemnąć tu i tam, ale nie było to ani wygodne, ani przyjemne miejsce do spania, mimo że firma przewozowa słynęła z czystości i komfortu. Gdy wysiedli na stacji w Tago czuli się, jakby ktoś zdjął ich z krzyża. Cael marudził, że chce jeść, ale nie mógł, jeśli badania miały wyjść poprawnie.
– Niech mnie ktoś dobije – mruknął, trąc zaspane oczy.
– Siedź cicho. – Oscar przez chwilę rozglądał się, a potem poprowadził ich do najbliższej stacji metra. Tam wsiedli w linię numer 11 jadącą w kierunku centrum. Cael podążył za nim jak zombie.
Recepcjonistka w klinice zamrugała na ich widok.
– Jesteśmy umówieni na badania. Cael Matel.
– Zgadza się – mruknęła potakująco po krótkiej chwili grzebania w komputerze. – Proszę zająć miejsce w poczekalni, doktor Lenning przyjmie państwa chwilę w gabinecie numer pięć. Będą państwo potrzebować zgodę Alfy na wykonanie badań, dokument tożsamości i ten – podała im kartkę A4 – formularz. Wszystkie dane są poufne i niezbędne do wdrożenia jakiegokolwiek programu leczenia. W razie pytań służę pomocą.
– Myślałem, że w prywatnych klinikach nie trzeba mieć zgody Alfy? – Cael usiadł w poczekalni i ziewnął szeroko, pochylając się nad formularzem. Była to standardowa karta medyczna, zawierająca jego płeć oraz sekundarną orientację, wiek, przebyte choroby i szczepienia. Z westchnieniem zaczął wpisywać niezbędne informacje.
– Nie do końca. Ja podpisałem twoją zgodę. W ten sposób takie miejsce wykorzystują lukę w prawie. Prywatne instytucje nie mają dostępu do krajowej bazy danych, więc mogą się łatwo wytłumaczyć, że nie wiedzą, kto tak naprawdę jest Alfą danej Omegi. Prezydent Chin może podpisać ci zgodę i nikt nawet nie mrugnie okiem.
– I jeszcze nikt tego nie ogarnął?
– Widać nie chcą tego ogarnąć.
Zapadła cisza. Cael skończył wypełniać formularz i odchylił się na krześle. Oparł głowę o ścianę i zamknął oczy.
– Oski?
– Co jest, Caelski?
– Wejdziesz ze mną?
Oscar spojrzał na niego, jakby wyrosła mu druga głowa.
– Myślałem, że zawsze wchodzisz sam?
– To co innego! – burknął Cael. Policzki mu poczerwieniały ze wstydu. – Zwykle tylko mnie ważą i mierzą i wypytują o cykl. Mam dziwne przeczucie, że tym razem się na tym nie skończy.
– Czyli co? Mam wejść do środka, żeby zobaczyć twój goły tyłek?
Cael szturchnął go łokciem w bok.
– Oski ty dupku! – warknął.
Oscar nie pozostał mu dłużny, więc Cael szturchnął go jeszcze raz, mocniej. Zanim zdążyli przejść do konkretnych rękoczynów, drzwi gabinetu numer pięć otworzyły się i młoda pielęgniarka w pastelowo-różowym kitlu wywołała jego imię. Cael wstał i otrzepał ubranie, patrząc na Oscara spod byka. Oscar uszczypnął go w tyłek, wlecząc się za nim do środka.
Pielęgniarka przez chwilę wyglądała, jakby chciała go wyprosić, ale musiała zwątpić, kiedy zdała sobie sprawę, że ma przed sobą bliźniaki.
Doktor Lenning okazała się młodo wyglądającą kobietą o arystokratycznych rysach i burzą kruczoczarnych loków ujarzmionych całą artylerią wsuwek i spinek. Dłuższe pasma upięła w niedbały kok, który zaskakująco pasował do jej gładkich policzków i bystrych oczu. Przywitała ich profesjonalnych uśmiechem, szybko kryjąc swoje zaskoczenie na widok dwóch identycznych twarzy.
– Dzień dobry, nazywam się doktor Maja Lenning. Który z was to Cael Matel?
Cael podniósł rękę jak w szkole zupełnie odruchowo. Oscar wywrócił oczami.
– Co mogę dla pana zrobić?
– Wystarczy Cael – poprawił. – Chciałbym przejść na inhibitory w zastrzykach.
– Czy kiedykolwiek wcześniej brałeś takie zastrzyki?
Cael pokręcił przecząco głową.
– Cóż, oczywiście możemy to zrobić, ale musisz mieć świadomość, że choć jest to zdecydowanie ułatwienie dla omeg, są pewne kwestie, o których należy pamiętać. Po pierwsze, nawet po dokładnych badaniach dobranie odpowiednich inhibitorów może trochę potrwać. Zwykle udaje nam się to za pierwszym lub drugim razem, czasami trzecim. Może się jednak okazać, że zastrzyki nie są dla ciebie i będziesz musiał zostać przy tabletkach. – Cael skinął. Czytał o tym w internecie. – Po drugie, zastrzyk wywołuje pewne skutki uboczne, nawet jeśli preparat jest odpowiedni.
– Jakie skutki uboczne? – spytał Oscar.
– Osłabienie, gorączka, zmęczenie, ból mięśni, wymioty – wyrecytowała. – Nic niepokojącego i groźnego dla zdrowia. Efekty utrzymują się zwykle przez jeden dzień, jeśli występują dłużej niż trzy dni konieczna jest wizyta u lekarza. Warto też wiedzieć, że po każdych trzech zastrzykach należy zrobić przerwę i pozwolić, by ciało przeszło ruję. Preparat, który wstrzykujemy, to silny inhibitor. Nadużywanie go może prowadzić do wielu powikłań zdrowotnych i bezpłodności. Jakieś pytania?
Pokręcili przecząco głową. Doktor Lenning wypytała Caela dokładnie o jego dotychczasowy cykl, historię medyczną oraz seks. Cael z zawstydzeniem przyznał, że nie był aktywny seksualnie. Miał nadzieję, że to powstrzyma ją przed zaglądaniem w miejsca, w jakie nikt jeszcze nigdy nie zaglądał, ale nie miał tyle szczęścia. Z niechęcią poszedł za wskazany parawan i ułożył się w krześle – łóżku? – które śniło mu się po nocach od chwili, kiedy matka po raz pierwszy zaciągnęła go do lekarza dla omeg. Nigdy wcześniej nie był dokładnie badany. Doktor Lenning miała inne plany. Zagryzł dolną wargę i spiął się, kiedy bezceremonialnie zaczęła coś w niego wsuwać.
– Spokojnie, to nie jest bolesne badanie – uspokoiła go. – Może trochę nieprzyjemne na początku.
Oscar nie mógł zostawić tego bez komentarza.
– Oj, Caelski, mam tam przyjść i potrzymać cię za rękę?
– Jesteś najgorszym bratem na świecie! – warknął Cael. Żałował, że zawołał go ze sobą do gabinetu. – Nie wiem, co zrobiłem, że mnie tobą pokarali.
– Też nie wiem, co zrobiłem, że mnie tobą pokarali.
– Jesteś beznadziejny – wysyczał Cael przez zaciśnięte zęby.
Doktor Lenning poprosiła go łagodnie, by się rozluźnił. Łatwo jej było powiedzieć. Odetchnął i zapatrzył się w sufit. To było wybitnie nie fair, że musiał przez to przechodzić, podczas gdy cholerny Oski, który powstał z dosłownie tej samej bzykniętej komórki, nigdy nie będzie musiał się przejmować takimi rzeczami. Cael czasami nie znosił swojego życia. Nie dość, że ktoś grzebał w miejscach, w których nawet on sam nie odważył się grzebać, to jeszcze za to słono płacił! Życie miało przewrotne poczucie humoru.
– Okej, wszystko wydaje się w porządku – powiedziała doktor Lenning, wycierając go ostrożnie i odsuwając się lekko. – Pobrałam kilka próbek, które rutynowo zbadamy, ale nie widzę nic niepokojącego. Możesz się ubrać. Mika pobierze jeszcze krew i na tę chwilę to wszystko. Widziałam, że jesteście umówieni na popołudnie?
– Zgadza się – odparł Cael, ubierając się. Jeśli zrobił to trochę szybciej niż zazwyczaj, nikt nie musiał o tym wiedzieć.
Pielęgniarka posadziła go na stołku przy małym stoliku na uboczu. Była zaskakująco sprawna i wbiła się w żyłę za pierwszym razem. Po pobraniu krwi poczęstowała go batonikiem.
– Daj kawałek – upomniał się Oscar.
Cael pokazał mu język, a potem wgryzł się w batonik, jakby od tego zależało jego życie. Oscar spojrzał na niego nieprzychylnie.
Doktor Lenning uśmiechnęła się, widząc ich zachowanie. Dała im ulotki, które zawierały szczegółowe informacje o inhibitorach i ich działaniu, a potem pożegnała ze słowami, że zobaczą się później.
Uniwersytet znajdował się tylko kwadrans drogi piechotą od kliniki, więc śledząc GPS w telefonie dotarli tam bez problemu. Oscar postanowił przeczekać egzaminy w kawiarni naprzeciwko, żeby nikt nie zobaczył ich razem. Cael miał szczęście, bo po zaznaczeniu, że chce dołączyć do drużyny piłkarskiej, uniwersytet odpisał, że będą szczęśliwi móc go “gościć w swoich progach”. Oscar mógł nie być tak dobry, jak on, ale przez lata grania wyrobił sobie reputację silnego zawodnika. Był wystarczająco dobry, by grać na uniwersytecie w Tago. Mimo wszystko Cael napisał egzamin najlepiej, jak umiał. Wielu rzeczy nie wiedział, ale nie widział w tym niczego złego. Gdyby wszystko już umiał, po co miałby to studiować?
Po egzaminie wrócili do kliniki, gdzie Cael przyjął bolesny zastrzyk w pośladek. Oscar mało nie zemdlał na widok igły, którą trzymała w rękach pielęgniarka. Po zastrzyku kazali Caelowi leżeć przez pół godziny, a gdy po tym czasie nie działo się nic niepokojącego, pozwolono mu opuścić gabinet. Zapłacili w recepcji i umówili się od razu na wizytę kontrolną za dwa miesiące. Wychodząc z kliniki, przepychali się i przemawiali. Niemal stratowali młodego Alfę, który mijał ich w drzwiach. 
Pierwsze skutki uboczne zastrzyku Cael poczuł, kiedy czekali na stacji na pociąg. Zakręciło mu się w głowie na tyle mocno, że złapał Oscara za rękaw w obawie, że się przewróci.
– Caelski, dobrze się czujesz?
– Chyba… chyba tak – odparł niepewnie. – Zakręciło mi się trochę w głowie.
Oscar rozejrzał się po peronie. Złapał go za nadgarstek i pociągnął na ławkę, która stała kilkanaście metrów dalej. Było tam wystarczająco dużo miejsca dla jednej osoby.
– Masz, napij się. – Oscar wyciągnął z plecaka butelkę wody i podał mu ją. Cael napił się z wdzięcznością, czując jak coś boleśnie wywraca mu się w żołądku.
Podróż do domu była potworna. Miał mdłości i zawroty głowy. Bolał go tyłek w miejscu wkłucia. Nadmiernie się pocił. Oscar twierdził, że jest rozpalony, a on drżał z zimna. Pięć razy szli do łazienki, bo brało go na wymioty. Po dwóch godzinach dreszcze i gorączka wymęczyły go na tyle, że zasnął z głową na kolanach bliźniaka, skulony w niewygodnej pozycji, żałując wszystkich decyzji, które doprowadziły go do tego momentu w życiu. Oscar przykrył go swoją kurtką, żeby było mu cieplej.
Organizm Caela walczył ze wstrzykniętym preparatem przez prawie dwa dni. Cael nie był nawet pewny, jak Oscar wyjaśnił jego “chorobę” rodzicom. Cieszył się tylko, że to nie on musiał odpowiadać na ich pytania. Oscar został z nim w domu, pilnując, by jego symptomy nie wydostały się spod kontroli, dzięki czemu o nic nie musiał się martwić.
Trzeciego dnia Cael obudził się wypoczęty i głodny jak wilk. Przeciągnął się na łóżku, czekając, aż wszystkie kości wskoczą mu na miejsce z satysfakcjonującym trzaskiem. Do pokoju wpadał strumień światła między zasłonami, przecinając pokój na pół.
W całym domu panowała cisza. Cael wymacał pod poduszką telefon i sprawdził godzinę. Dziewiąta. Oscar zwykle jeszcze spał o tej porze.
Ziewając szeroko, Cael 
zszedł po drabince w dół. Przeczesał włosy palcami, krzywiąc się. Były przepocone jak reszta jego ciała. Prysznic jednak musiał poczekać, bo coś innego wymagało jego większej uwagi. Poczłapał na boso do kuchni w poszukiwaniu czegoś do picia. Oscar stał przy kuchence, nucąc cicho pod nosem. Cael chciał go wystraszyć, ale zdradził go jego własny brzuch, burcząc głośno. Unosząca się w powietrzu woń sprawiała, że napływała mu ślinka do ust.
Oscar i tak podskoczył i obejrzał się na niego.
– Jezu, uspokój tego potwora.
– Jestem głodny, długo jeszcze?
– Około dziesięć minut. Nie spodziewałem się, że tak szybko wstaniesz. – Cael odburknął coś tylko niezrozumiale, siadając do stołu i opierając czoło o zimny blat. Oscar podał mu szklankę soku pomarańczowego. – Lepiej? – spytał, przyglądając mu się z uwagą.
– Umieram. Ale będzie mi lepiej jak mnie nakarmisz, Oski.
– Nie dramatyzuj. Mówiłem, że zaraz będzie gotowe. – Oscar obrócił się przodem do kuchenki, zmniejszając ogień pod patelnią. Dodał mimochodem: – Przyszły wyniki egzaminów z obu uniwersytetów.
Cael uniósł głowę i spojrzał na niego wyczekująco. Oscar uśmiechnął się półgębkiem.
– Tak! – Cael zerwał się ze swojego miejsca, niemal podskakując z radości. Zaczął tańczyć na środku kuchni.
– Skoro ci lepiej, nakryj do stołu.
Uśmiech spełzł z twarzy Caela.
– Zawsze wszystko psujesz.
***
Hej!
Dawno mnie tu nie było -.-
Podrzucam fragment mojego tekstu, który można nabyć na Bucketbook (Wszystko albo nic). Główną inspiracją był film "Ona to on", może ktoś z Was zna :)
Dziękuję wszystkim osobom, które już zakupiły te opowiadanie. Mam nadzieję, że Wam się podobało.
Za jakiś czas tu znowu wpadnę z, miejmy nadzieję, dobrymi wieściami. Trzymajcie kciuki :D
Do usłyszenia :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze :)