Tomek spał na kanapie, przodem do oparcia i tyłem do
pozostałej czwórki, która była w pomieszczeniu. Wszyscy siedzieli w ciszy, nie
bardzo wiedząc, co powiedzieć.
Zack wziął ze sobą swojego brata, Tylera, i obaj dali radę
jakoś uspokoić Tomka. Gdy Tomek się obudził, znowu płakał, ale nie był to już
ten histeryczny płacz, jakim wybuchł na początku. Ten późniejszy był być może
nawet gorszy, bo kiedy patrzyło się w oczy Tomka, można było wręcz utonąć w
smutku i żalu, jakie się tam znajdowały.
Kacper nie wierzył, że jego starzy wciąż żyją i mają się
dobrze, a Tomek musiał stracić matkę w tak młodym wieku. Z chęcią by się z nim
zamienił.
– Więc… kiedy lecicie? – zapytał Zack w końcu, przerywając
ciszę.
– Jutro – powiedział Kacper cicho. – Zamówiłem już bilety przez
internet.
– Chciałbym móc polecieć z wami – mruknął brunet – ale
rodzice mi w życiu nie pozwolą. Już za dużo sobie nagrabiłem, żeby móc tak po
prostu polecieć.
Kacper skinął głową. Wcale nie oczekiwał, że chłopak Tomka
poleci z nimi na pogrzeb. Tomek może i go potrzebował, ale pewne rzeczy musiał
sobie poukładać w głowie sam.
Przygotował się mentalnie na to, że najbliższe miesiące będą
ciężkie. Wiedział, że Tomek nie będzie chciał go do siebie dopuścić, bo i czemu
miałby, ale Kacper był świadomy, że nie może go zostawić samemu sobie i czas
się nim zainteresować. Nie zamierzał lekceważyć po raz kolejny jego problemów.
Jego syn już raz otarł się o śmierć i starczy z niego. Czas zagryźć zęby i
nauczyć się obsługiwać potworki zwane nastolatkami. Zwłaszcza te, które mają
pecha doświadczyć więcej bólu niż niektórzy ludzie doświadczają przez całe
swoje życie.
Był środek nocy, kiedy Zack i Tyler zdecydowali się wrócić
do domu. Rozmawiali długo z Tomkiem, pijąc z nim uspokajające zioła i próbując
mu jakoś pomóc. Nie było łatwo patrzeć na jego łzy i czuć się tak cholernie
bezradnym. Tyler płakał razem z nim. Zack nie potrafił płakać, nie w obecności
obcych ludzi. Strata Tomka dotknęła i jego i było mu okropnie smutno, ale wolał
udawać twardego. Tomek potrzebował kogoś twardego. Tyler był jego przyjacielem,
więc mogli płakać razem. Zack był jego ostoją.
Lot mieli z rana, około godziny dziesiątej. Kacper miał
jeszcze wystarczająco czasu, żeby zajrzeć do firmy, powiedzieć że znika na
trochę i zdążyć dojechać na lotnisko.
W nocy przed wylotem do Polski nad Tomkiem czuwał Paul, żeby
Kacper też miał szansę zaznać choć odrobinę snu.
Tomek nie do końca wiedział, co się wokół niego dzieje. Jego
ciało wykonywało polecenia zupełnie automatycznie, bez najmniejszej ochoty do
sprzeciwiania się albo próby analizowania rozkazu. Słyszał, jak Kacper dzwoni
do Anny i mówi jej o śmierci jego matki, o tym, że Tomek będzie potrzebował
kolejnych sesji. Słyszał, jak Kacper wydawał polecenia w firmie, gdzie wstąpili
przed wylotem, jak niemal kłóci się z jakimś mężczyzną o jakieś spotkanie,
które było nie do ruszenia.
Lot był jedną wielką plamą, podczas której praktycznie w
ogóle się do siebie nie odzywali. Kacper zapytał go tylko czy kupić mu coś do
picia albo jedzenia, a kiedy Tomek pokręcił przecząco głowa, on i tak coś dla
niego wybrał.
Tomek nie miał kompletnie apetytu, ale Kacper kazał mu to
zjeść, więc… zjadł. Dla świętego spokoju.
Wciąż miał nadzieję, że jego mama żyje. Czuł, że nie, ale
mówią, że to nadzieja umiera ostatnia, więc… Tak bardzo chciał, żeby to był
tylko głupi sen albo kawał. W głębi serca jednak… wiedział, że Kacper go nie
okłamał. Że to nie było jakieś kolejne zagranie z jego strony, żeby Tomka
podręczyć. Jego mama naprawdę nie żyła.
Naprawdę.
Sam widział, jak zmieniła się przez tych kilka miesięcy.
Była blada, wykończona, smutna. Wiedziała. Wiedziała, że już go więcej nie
zobaczy. Być może chciała, żeby spędził z nią swoje osiemnaste urodziny, bo
czuła, że niedługo umrze? A może wiedziała jeszcze zanim wysłała go do Kacpra?
Nie miał pojęcia. Ciężko było się nie zastanawiać, co by się
stało, gdyby nie wyjechał do Stanów. Gdyby został z nią. Powiedziałaby mu? A
nawet jeśli, co zrobiłby po jej śmierci? Kacper by mu pomógł, gdyby się
dowiedział, czy może jednak nie? Może musiałby sobie sam radzić, nie mając
wsparcia nikogo? Może przygarnęliby go rodzice Pawła, gdyby zaczął z nim
rozmawiać po tej całej akcji w szkole? A nawet gdyby mimo wszystko Kacper
zabrał go do siebie, to czy poznałby Zacka? Złapałby taki dobry kontakt z
Tylerem? Może wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej?
Może właśnie tak miało być?
– Ciii – szepnął Kacper uspokajająco. Tomek spojrzał na
niego zdziwiony i zorientował się, że jego pole widzenia jest zamazane. – Cii,
spokojnie…
Chłopak otarł łzy rękawem bluzy. Nawet nie zdawał sobie
sprawy, że zaczął płakać i trząść się. Ręka Kacpra zacisnęła się uspokajająco
na jego udzie. Chłopak miał ochotę ją strącić, ale obecność drugiej osoby
naprawdę pomagała. Wiedział, że jeśli teraz się podda i przestanie walczyć o
swoje ja, już nigdy nie uda mu się wydostać z tego bagna na powierzchnię. Nie
wiedział tylko, czy jest w stanie wygrać tę walkę, czy może po wielu próbach
wreszcie przegra i tak czy siak spadnie na samo dno?
Po wylądowaniu Tomek zorientował się, ze Kacper wynajął
samochód, którym pojechali do jego domu. Spotkali tam mężczyznę w średnim
wieku, który dał im klucze. Rozmawiał też z Kacprem na temat uroczystości
pogrzebowej i różnych formalności, które muszą zostać dopełnione. Dotyczyły one
w dużej mierze Tomka, który to zignorował.
– Mogę ją zobaczyć? – spytał cicho.
Kacper i ten drugi mężczyzna przerwali rozmowę i spojrzeli
na niego.
– Chciałbyś ją zobaczyć? Jutro już pogrzeb…
– Chcę ją zobaczyć teraz.
Mężczyzna westchnął.
– Jeśli ci tak bardzo zależy, możemy to zorganizować. Też
chcesz jechać?
Kacper tylko skinął głową.
Gdy Tomek stanął przy ciele swojej matki, jego dolna warga
zaczęła drżeć mocno. Dotknął delikatnie jej zimnej ręki i rozszlochał się jak
małe dziecko.
– Tomek…
Chłopak pokręcił tylko głową. Co więcej miał zrobić? Mógł
tylko płakać. Tylko to mu zostało.
Noc była jeszcze gorsza. Budził się często, nękany
koszmarami, które nie do końca pamiętał, a które zaczynały się od nowa zaraz po
tym, jak ponownie udawało mu się zasnąć.
Przed samym pogrzebem wziął kilka tabletek uspokajających,
które znalazł w łazience w szafce. Kacper wciąż krążył gdzieś w pobliżu, a
nawet jeśli potrzebował gdzieś wyjść, wszędzie go ze sobą ciągnął, zupełnie
jakby się bał, że jak tylko spuści go z oczu, to Tomek zrobi coś głupiego.
Tomek miał ochotę zrobić coś głupiego, ale tylko przez
chwilę. Kiedy nie był w stanie już uronić ani jednej łzy, pozostała tylko
pustka. Pustka i wyrzuty sumienia, które nękały go już od dłuższego czasu.
Teraz były jeszcze gorsze, bo jego matka nie tylko poświęciła mu najlepsze lata
swojego życia, to jeszcze w dodatku zmarła, zanim mogła nacieszyć się życiem,
kiedy on zniknął na jakiś czas z horyzontu.
To wszystko była jego wina. Jego i nikogo innego. No, może
po części Kacpra, że nie pokazał jaj, kiedy trzeba, i pozwolił jego matce go
zatrzymać. Ale to była już osobna historia.
W dniu pogrzebu była piękna, wiosenna pogoda. Świeciło
słońce, a na niebie nie było prawie ani jednej chmurki. Tomek chciał, żeby
padał deszcz, żeby na dworze było tak ponuro, jak tylko może być. Jego mama
umarła, ale wszystko inne żyło swoim życie, kompletnie ten fakt ignorując.
Cała uroczystość trwała może z półtorej godziny. Dzięki
tabletkom Tomek po prostu stał tam oszołomiony, zaciskając palce na ramieniu
Pawła i przytrzymując się go, żeby nie upaść. Przyszło sporo ludzi. Sąsiadów,
znajomych z pracy… było nawet sporo osób ze starej szkoły Tomka, które zdawały
się tam przyjść bardziej ze względu na niego niż jego mamę. Wszyscy go
przytulali i mówili mu, jak im przykro z powodu jego straty, ale żadne z nich
tak naprawdę nie wiedziało, ile stracił.
A potem było po wszystkim. Nim się obejrzał, żegnał się z
Pawłem, bo za kilka godzin miał wracać do Stanów, z walizką pełną rzeczy, które
miały dla niego wartość sentymentalną. Wziął perfumy swojej mamy, które używała
chyba od zawsze, kilka jej drobiazgów, biżuterię… Telefon, dziennik z
kalendarzem i domowej roboty książkę kucharską ze wszystkimi przepisami, które
odziedziczyła po swojej babci. Miał też wszystkie zdjęcia i nagrania, jakie
tylko znalazł. Część zdjęć zamierzał oprawić w ramkę. Nie zamierzał zapomnieć
swojej mamy. Nigdy.
– Kacper? To ty?
Mężczyzna oderwał wzrok od miejsca, gdzie kilka godzin
wcześniej pochowano Olę Dulską, i obejrzał się. Zacisnął mocno zęby, kiedy
zorientował się, kto przed nim stoi.
– Mamo. Tato. Co za niespodzianka – powiedział z sarkazmem.
Jego rodzice nie zmienili się zbyt dużo przez te prawie
dwadzieścia lat, podczas których ich nie widział. Postarzeli się, oczywiście,
jego ojciec wyłysiał i miał dużo zmarszczek, matka też wyraźnie się postarzała,
ale wciąż… wciąż byli elegancko ubrani, wyniośli i dumni. Widział to po nich.
– Co ty tutaj robisz? – spytał jego ojciec, patrząc na niego
ze zmarszczonymi brwiami.
– Stoję? – Kacper uniósł brwi.
– Dowcipny i sarkastyczny jak zawsze, widzę – powiedziała
jego mama, przyglądając mu się uważnie. Miała już sześćdziesiąt lat, ale
należała do tej grupy kobiet, które starzeją się z klasą. To po niej
odziedziczył niebieskie oczy i blond włosy. – Minęło dziewiętnaście lat, a nic
się nie zmieniłeś.
– To samo można powiedzieć o was. I tym kraju.
– Och. Więc wciąż wolisz mężczyzn od kobiet? – spytał
ojciec.
No, tak… Umarłby, gdyby nie zapytał.
Z jego rodzicami problem był taki, że wywodzili się z
wyższych sfer. Jego ojciec był posłem, a matka założyła firmę projektancką,
która szybko się rozwinęła. Oboje zarabiali mnóstwo pieniędzy i obracali się w
tym „lepszym” towarzystwie. I tu leżał pies pogrzebany. Wszystko musiało być
zawsze idealne i zrobione pod publiczkę. Kacper nigdy nie mógł bawić się z
plebsem jako dziecko, umawiać z plebsem, rozmawiać z plebsem. Pobierał lekcję
gry na pianinie, uczył się hiszpańskiego, francuskiego i angielskiego, jeździł
konno… Musiał robić wszystko, co upodabniało go do znajomych jego rodziców z
Anglii, którzy tak właśnie chowali swoje dzieci. Były reguły, które trzeba było
przestrzegać. A Kacper… Cóż, łamał je wszystkie.
Nie znosił gry na pianinie, nie cierpiał uczyć się
francuskiego, a koni bał się od malutkiego, kiedy jeden z nich go ugryzł w
rękę. Nie to jednak dla jego rodziców było najgorsze, o nie.
Najgorsze było to, że Kacper wolał chłopców od dziewczyn.
Jego rodzice wierzyli, że jest dla niego nadzieja, skoro uważał się za osobę
biseksualną. Myśleli, że z czasem się naprostuje. Właściwie to próbowali go
naprostować. Byli zbyt konserwatywni, żeby pozwolić mu być z mężczyzną, nawet
jeśli w Anglii ludzie byli pod tym względem odrobinę bardziej tolerancyjni.
Gdy na studiach Kacper zaczął umawiać się z Olą, jego
rodzice byli zadowoleni. Ola nie była wymarzoną kandydatką na synową, właściwie
to jedną z najgorszych, ale była KANDYDATKĄ. Nie kandydatem, więc… postanowili
ją tolerować. Tym bardziej że miała potencjał. Potem jednak Kacper z nią
zerwał, nigdy nie mówiąc rodzicom czemu, postanowił polecieć do Stanów i tam
poszukać szczęścia. Miał trochę pieniędzy, no i do urodzenia dziecka też miało
trochę minąć… nie mogło mu się nie udać, dobrze o tym wiedział.
Przed samym wyjazdem, o którym nie powiedział rodzicom,
poszedł z nimi na bankiet, na którym przedstawił pewnego chłopaka jako swoją
drugą połówkę. W ramach zemsty na rodzicach, oczywiście. Zanim zdążyli jakoś
zareagować na tak jawną „zniewagę”, Kacpra już nie było. Zostawił tylko kartkę:
„lecę do Stanów, pa”. I tyle. Od tamtego czasu nie miał pojęcia, co się z nimi
działo, ale najwyraźniej wszystko było u nich w porządku, skoro stali przed
nim… zimni i dumni jak zawsze.
– Oczywiście – powiedział Kacper, wzruszając ramionami. – Co
wy tutaj właściwie robicie?
– O to samo moglibyśmy spytać ciebie. Ale jeśli już tak
bardzo chcesz wiedzieć, to dzisiaj jest rocznica śmierci cioci Felicji, którą
tak uwielbiałeś – powiedziała z sarkazmem jego matka. No tak, przykleił ciotce
gumę do włosów i podpalił jej szopę… To były piekne czasy. – Więc? Co ty tutaj
robisz? Bo chyba coś naprawdę ważnego, skoro przyleciałeś aż ze Stanów? No
chyba, że tam nie mieszkasz?
Nie miał powodów się tłumaczyć, ale w sumie… z chęcią wbije
im jeszcze jedną szpilę.
– Przyjechałem na pogrzeb Oli.
– Oli? – jego tata uniósł brwi.
– Oli Dulskiej. Chodziłem z nią na studiach.
– Ola? Studentka medycyny? – zdziwiła się jego matka. – Nie
żyje?
– Miała raka.
– Utrzymywaliście kontakt?
Kacper uśmiechnął się złośliwie.
– Ogółem nie, ale skoro już mamy syna, to wypadało go
chociaż wspierać finansowo. – Jego rodzice wybałuszyli na niego oczy. Kacper
zaśmiał się w duchu. Ta dwójka despotów zawsze chciała mieć wnuki do urabiania.
A tu taki numer! Mieli wnuka przez osiemnaście lat, tylko… nie mieli pojęcia o
jego istnieniu. Jakim skurwysynem był, nie mówiąc im o tym? Miał nadzieje, że
największym z możliwych. – Och? – zrobił głupią minę. – Nie wspominałem o tym
przed wyjazdem? Hmm… Jaka szkoda.
– Naprawdę masz syna? – spytał jego ojciec. – Chcemy go poznać.
– To raczej nie będzie możliwe.
– Bo to tylko twój wymysł? – wtrąciła kobieta. – Kolejny
plan, by zaleźć nam za skórę?
– Nie, dziecko nie jest moim wymysłem. Macie wnuka.
Osiemnastoletniego już, niedawno obchodził urodziny. Z pewnością by chciał
poznać dziadków, gdyby nie to, że właśnie zmarła mu matka. I jest gejem, więc
podejrzewam, że jest poza waszym obszarem zainteresowania. A teraz wybaczcie,
ale śpieszę się na samolot.
Kacper widział, że jego ojciec chce coś jeszcze powiedzieć,
ale matka go powstrzymała i pozwoliła mu odejść. Był ciekawy, czy wiedziała, że
ojciec go bił? Nigdy się nie zdradziła, że wie cokolwiek na ten temat, ale to
nie oznaczało, że nie miała o tym pojęcia.
Jego ojciec był najgorszym ojcem na świecie, a on sam… cóż,
widać poszedł w jego ślady. Też był fatalnym ojcem. Kompletnie nie wiedział jak
ma teraz postępować z Tomkiem, a przecież jego syn nie był zbyt skomplikowany.
Mógł trafić na kogoś z o wiele bardziej pokręconą osobowością.
Westchnął, wychodząc z cmentarza. Kiedy jego spokojne i
poukładane życie stało się tak skomplikowane?
Kacper działał mu na nerwy. Tomek ledwo przetrwał lot
powrotny do Seattle. Do Kacpra nie pasowało martwienie się o kogoś. Był
wyrachowanym człowiekiem i nie robił rzeczy, które mogłyby sprawić przyjemność
innym ludziom. Dlatego Tomek kompletnie nie kupował jego nowego ja i tego, że
Kacper wyglądał, jakby naprawdę mu zależało. Drażniło go też to, że dopiero
teraz nagle zaczął choć trochę się przejmować. Gdzie był przez całe jego życie?
Dlaczego nie zaopiekował się nim, kiedy do niego przyjechał? Traktował go jak
powietrze, nie reagował na to, co robiła mu Lilith. Zwyczajnie miał to gdzieś.
Tomek nie chciał od niego litości. Jeśli nigdy mu na nim nie zależało, nie
musiał teraz nagle zaczynać udawać, że jest inaczej. Czy naprawdę było z nim aż
tak źle, że osoba pokroju Kacpra poczuła potrzebę, by się nad nim litować?
Nie wiedział.
I chyba nawet nie chciał wiedzieć.
– Chcesz coś ze sklepu?
– Nie – burknął Tomek.
Gdy samochód zatrzymał się przed domem Kacpra, Tomek wysiadł
i podszedł do bagażnika po swoje rzeczy. Wyjął je w ciszy.
– Daj, pomogę ci z tym – rzekł Kacper, chcąc wziąć od niego
jedną z walizek.
– Nie trzeba – powiedział Tomek sucho. – Dam sobie radę.
– Jesteś pewny?
– TAK.
Tomek wziął obydwie walizki i zaniósł je do domu.
– Słuchaj, wiem, że jest ci ciężko po stracie matki, ale nie
myśl sobie, że pozwolę ci mówić do siebie takim tonem – warknął Kacper,
wpadając do domu ze swoim rzeczami. – Przygarnąłem cię pod swój dach, chociaż
wcale nie musiałem. Mieszkasz w moim domu, gdzie panują moje zasady. I nawet
jeśli jesteś rozgoryczony i zdenerwowany, nie masz prawa mówić do mnie w ten
sposób, rozumiesz?! Próbuję być miły i wyrozumiały. Doceń to.
Chłopak spojrzał jedynie na niego. No, tego Kacpra znał.
– Nikt ci nie kazał być miły.
– Och, wybacz, ale nie zamierzam mieć na sumieniu
osiemnastolatka, który postanowi się powiesić w swoim pokoju, bo „nikt go nie
kocha”.
Tomek zacisnął dłonie w pięści, kierując się do kuchni.
– Nie zamierzam się zabijać! – warknął. – A już na pewno nie
przez ciebie.
– Dobrze, że sobie to wyjaśniliśmy. To teraz jeszcze bądź
tak dobry i okaż trochę wdzięczności, to wszyscy będą zadowoleni.
Nastolatek zaśmiał się kpiąco, odwracając się twarzą do
Kacpra. On sobie z niego kpił, prawda? Musiał kpić.
– Wdzięczności? – spytał Tomek. – Chcesz mojej wdzięczności?
Za co? Za ignorowanie mnie przez całe moje życie? Za bycie najgorszym ojcem na
świecie? – Kacper zmrużył oczy, starając się nie pokazać po sobie, że jest
zaskoczony. – Tak, wiem, że jesteś moim ojcem. Wiem od dnia, kiedy tutaj
przyleciałem, mama powiedziała mi przed wyjazdem. Przyjechałem tutaj i co? Co
takiego mi dałeś? Ubrania? Dom? Zapłaciłeś za moje wizyty u psychologa? – Tomek
zaśmiał się przez łzy. W tym śmiechu nie było ani krzty radości. – Ignorowałeś
mnie przez ponad pół roku mojego pobytu tutaj. Kiedy mnie nie ignorowałeś, to
albo coś ode mnie chciałeś, albo robiłeś mi krzywdę. Miałeś w dupie, że Lilith
zamknęła mi drzwi od domu i nie mogłem wejść do środka przez całą noc. Miałeś w
dupie, że wylądowałem w szpitalu z zapaleniem płuc i nawet mnie nie
odwiedziłeś. Kiedy Zack zadzwonił do ciebie i powiedział, żebyś mnie odebrał ze
szpitala, bo nie mają miejsc, to… –Tomek udał, że się zastanawia. – Och, no
tak, znowu mnie olałeś. Tak samo jak olewałeś mnie przez całe moje życie! –
wykrzyknął ostatnie zdanie. Kacper tylko na niego patrzył. – Gdzie byłeś, kiedy
się urodziłem?! Gdzie byłeś, kiedy mama wybierała mi imię?! Gdzie byłeś, kiedy
płakała przy stole, nie mając pojęcia jak zapłacić za wszystkie rachunki? Kiedy
ledwo starczało nam na jedzenie? Kiedy Patryk Mruczko uderzył mnie w twarz w
drugiej klasie, wybił mi zęba i połamał moje kredki? Kiedy siedziałem sam w
domu przerażony, czekając aż mama wróci z pracy, bo nie było ją stać na
opiekunkę? Pomyślałeś o mnie chociaż raz przez te osiemnaście lat, od kiedy się
urodziłem? – Tomek rozpłakał się. Otarł łzy i krzyczał dalej. – Powiedz mi, za
którą z tych rzeczy chcesz mojej wdzięczności? Bo sorry, ale ja nie sądzę,
żebym mógł być ci za cokolwiek wdzięczny! Zostawiłeś mamę samą! Wiedziałeś, że
nie ma żadnej rodziny, ale i tak ją zostawiłeś! Pozwoliłeś jej rzucić studia!
Pozwoliłeś, żeby zmarnowała całe swoje życie! – Tomek zamilkł i podszedł do
Kacpra, zbliżając ich twarze do siebie. Patrząc mu prosto w oczy, dodał. –
Niczego nie żałuję tak bardzo, jak tego, że zdecydowała się mnie urodzić.
Powinieneś choć raz mieć takie duże jaja jak udajesz, że masz i zmusić ją do
aborcji. Ale oczywiście tego nie zrobiłeś, zwyczajnie zostawiając ją za sobą
jak jakiś stary mebel.
– Skończyłeś? – spytał Kacper spokojnie. Z jego miny nie
dało się nic wyczytać. Po zaskoczeniu nie został nawet ślad.
Tomek zaśmiał się, ocierając łzy.
– Masz kompletnie gdzieś to, co właśnie ci powiedziałem,
prawda? Ani trochę cię to nie obchodzi…
Jak zawsze. Pobzykałeś, zostawiłeś, a teraz nagle błąd sprzed dwudziestu
lat wrócił, żeby ugryźć cię w dupę. Tak to widzisz, prawda? Nie martw się, nie
będę wchodził ci w drogę. I kompletnie nie musisz się mną przejmować. Sam sobie
poradzę ze śmiercią mamy. Po prostu trzymaj się ode mnie z daleka.
Kacper przymknął oczy, słysząc że Tomek wychodzi. W drzwiach
kuchni zobaczył zdezorientowanego Paula.
– Co się stało? – zapytał. – Czemu on wyszedł?
– Bo widocznie jestem najgorszym ojcem na świecie.
Kacper oczekiwał jakiejś reakcji od Paula. Szoku.
Zdziwienia. Czegokolwiek? Nie zobaczył nic z tych rzeczy, miał tylko wrażenie,
że coś kliknęło w umyśle Paula, bo w jego oczach pojawiło się nagłe
zrozumienie.
Blondyn zmarszczył brwi.
– Nie jesteś zaskoczony – stwierdził. Zabrzmiało to niemal
ostrzegawczo.
Paul pokręcił głową.
– Tomek już dawno mi o tym powiedział.
Kacper zmrużył oczy. Jeśli Paul chciał dolać oliwy do ognia,
świetnie mu się to udało.
– DLACZEGO MI, KURWA, NIE POWIEDZIAŁEŚ?!
Wreszcie stało się to o czym marzyłam xD xD
OdpowiedzUsuńPłacze :_:
OdpowiedzUsuńPłacze :_:
OdpowiedzUsuńJej.. Nie potrafię opisać wszystkiego, co czułam, gdy to czytałam. Rewelacyjny rozdział. Tak wiele się działo *-* Niestety nie mam w tej chwili czasu, by się bardziej rozpisywać, ale nadrobię to przy kolejnym rozdziale.
OdpowiedzUsuńAwww, to jest cudowne! Tomek, Tomek<3 W końcu mu wygarnął wszystko. Nareszcie :) Tak bardzo chcę już nowy rozdział, droga obsejso. Ale niestety nie da się zapłacić esemesem za kolejne rozdziały, takze:( Muszę nauczyć się cierpliwości. Życzę wełny i mam nadzieję, że kolejne opowiadanie będzie równie cudowne.
OdpowiedzUsuńWeny* przepraszam, ale piszę z telefonu:)
UsuńZawsze jeszcze pozostaje konkurs:) nie trzeba naprawde sie mocno rozpisywac ani nic wiec jesli Ci zalezy moze warto sprobowac?
UsuńPozdrawiam
obsesja
Dlaczego ktoś chce płacić smsem. Przecież jak się nie ma karty, konta, można wypełnić przekaz i wpłacić kasę na poczcie. Ja tak zrobiłam.
UsuńTaaaak. Masz chyba racje i spróbuje swoich sił w konkursie. Zaraz naskrobię co nieco i może Ci się to spodoba.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Klaudia.
Jeah! Ostatnie zdanie jakoś poprawiło mi humor, mimo depresji w ostatnich dwóch rozdziałach... Jestem dziwna.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej.
Weny :*