wtorek, 6 grudnia 2016

07.Głosujemy

Przez zamieszanie z Derekiem i alarmem Stiles nie miał czasu na zajrzenie do zdjęć dokumentów, które zrobił na komisariacie. Zabrał się za to zaraz po powrocie do domu, ciągle nie wierząc, że Derek omal nie zginął i że tak po prostu wrócił do lasu bez walki z łowcami. Których nawet tam nie było, żeby go powstrzymać.
Stiles już nic z tego nie rozumiał. Postanowił zabrać się za coś, co dało się logicznie wyjaśnić.
Zaczął spisywać na kartce wszystkie nazwiska, które przejawiały się w dokumentach. Już wcześniej rzuciło mu się w oczy, że Peter, Derek, Laura i reszta stada pojawiła się na liście osób zaginionych.
Po chwili zastanowienia zrobił kilka kolumn. W jednej wpisał wszystkie zaginione według policji osoby. Było to łącznie 25 osób, w tym jedenastu żyjących członków stada (Isaac, 17 lat; Boyd, 17; Erica, 17; Peter, 37; Aiden, 5; Ethan, 5; Laura, 25;  Natalia, 3; Cora, 17; Derek, 23; Liam, 16), 4 ludzi (Angela Moron, 21; Oscar White, 22; Sarah Mickey, 22; Anna Ford, 27) oraz nieżyjący członkowie stada (Malia, 16; Jacob, 68; Hope, 68; Nicola, 43;  Patryk, 43; Oliwer, 12; Matthew, 25; Andrew Wilson, 23; Lilieth, 19;  Brian, 1;  Samantha, 23).
Nie trudno było się tego domyślić, skoro wszyscy prócz Andrew mieli na nazwisko Hale. Stiles podejrzewał, że kiedy kobiety wychodziły za mąż, zamieszkiwały w stadzie swojego partnera. Pewnie dlatego praktycznie każdy, kto był w tym stadzie, miał na nazwisko Hale. Wyjątek mogły stanowić osoby, które zostały przemienione, tak jak na przykład Boyd, Erica i Isaac. Laura twierdziła, że stado liczyło już tylko 11 osób, nie miała powodu, żeby kłamać. 5 z 6 osób zaginionych musiało też należeć do stada, jeśli wierzyć informacjom od Laury (mówiła, że 8 osób dołączyło do stada). 5 zginęło, 3 zostały (Boyd, Erica i Isaac). To dawało 1 osobę zaginioną, która była martwa, a której ciała nie odnaleziono. Jedną.
Podejrzane? Może.
W drugiej kolumnie wpisał osoby, które zginęły. Według danych policji wszyscy zostali zaatakowani przez bestię, na ciele ofiar znaleziono liczne ślady pazurów i kłów. Ofiary dosłownie rozszarpano na kawałki – niektóre zwłoki były rozczłonkowane, niektóre miały rozerwane gardła i kostki, inne wyrwane narządy takie jak serce czy wątroba. Trzy ofiary nie pasowały do wzoru, bo wykrwawiły się na śmierć (Alan Deaton, 49; Maria O’Connor,  23; Ben Bann, 24). Zdjęcia były bardzo drastyczne, więc Stiles je chwilowo pominął. Wpisał w kolumnę wszystkie martwe osoby: pani Clarkson, 72; Kate Argent, 30;  Talia Hale, 45;  Joachim Hale, 48;  Patricia Thompson, 43; Alan Deaton, 49; Conrad Peterson, 36; Travis Collins, 52;  Alicja Ferguson, 31; Maria O’Connor, 23; Ben Bann, 24. Pierwsze 4 ofiary, czyli Alicja, Travis, Conrad i pani Clarkson, nie miały nic wspólnego ze stadem, musiały znaleźć się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Żadne z nich nie zaginęło w lesie tak jak pozostałe ofiary. Piątą ofiarą była Kate Argent, co mogło wyjaśniać, dlaczego łowcy tak osobiście podchodzili do sprawy. Może chcieli złapać przede wszystkim tego, kto zabił jednego z nich, a nie tego, kto zabił wszystkich innych? To mogła być ważna informacja. Co ciekawe, pierwsze dwa ataki (Alicja Ferguson i Conrad Peterson) policja badała bardzo dokładnie. Koroner był przekonany, że ktoś tylko podszywa się pod zwierzę. W sprawie kolejnych nie było już żadnych wątpliwości, że sprawcą nie jest człowiek.
W trzeciej kolumnie wpisał osoby, które z pewnością nie żyły, a o których policja nie miała pojęcia. Byli to Malia, Jacob, Hope, Nicola, Patryk, Matthew, Oliwer, Andrew Wilson, Lilieth, Brian i Samantha. Wszyscy najprawdopodobniej zamordowani przez łowców.
Z tych kolumn mógł wywnioskować, że Maria i Ben byli tymi nieszczęśnikami, którzy zostali przemienieni w wilkołaki i zginęli w walce z łowcami. Deaton nie pasował do żadnego wzorca. Stiles obstawiał, że był tą osoba, która wcześniej pomagała wilkołakom, aż łowcy go złapali i zabili. To by wyjaśniało, dlaczego rany tych ofiar nie wyglądały na dzieło zwierzęcia – cała trójka została zabita przez łowców i zmarła z powodu utraty zbyt dużej ilości krwi. To oznaczało, że według prawa po Beacon Hills grasowały dwie grupy zabójców – Argentowie, którzy zabijali wilkołaki i jakiś wilkołak/inna nadprzyrodzona istota/bardzo zręczny zabójca potrafiący pozorować ataki zwierząt, który zabijał ludzi.
Pozostały tylko cztery osoby: Angela Moron, Oscar White, Sarah Mickey i Anna Ford, których nie umiał dopasować. Trójka z nich z pewnością nie żyła. Tylko jedno było człowiekiem, weszło do lasu i przepadło jak kamień w wodę. Wystarczyło spytać kogoś przy następnej wizycie w lesie, kto nie należał do stada. To pomoże mu ustalić, czyjego ciała brakuje.
Włączył laptop i jeszcze raz obejrzał nagranie, jak starszy mężczyzna zabija nastolatkę. Zagryzł dolną wargę. Wcześniej wydawało mu się, że to wina jakości nagrania, ale nie, oczy dziewczynki jarzyły się na żółto. W tle było słychać warkot zwierzęcia, to nie mogła być pomyłka.
Dziewczynka była wilkołakiem.
Stiles przejrzał jeszcze raz dokumenty. Kto to mógł być? To musiało mieć coś wspólnego z tym całym zamieszaniem. Ten pendrive nie pojawił się przypadkowo. To musiał być ktoś z Hale’ów, kto zaginął, a kogo policja nie odnalazła. Dziury po kuli w głowie dziecka nawet najlepszy zabójca nie byłby w stanie ukryć.
Hope odpadała, bo była to starsza kobieta, pewnie babcia Laury i jej rodzeństwa. Samantha miała 23 lata, więc też nie pasowała. Zostawała więc Malia, przybrana córka Petera lub Lilieth. Któraś z nich. Nagranie i zdjęcia w telefonie były zbyt niedokładne, żeby dopasować imię do ofiary. Wszyscy Hale’owie mieli ciemne włosy, ciężko było określić na tak słabej kopii, kto jest kim. Tylko… po co ktoś to zrobił? Po co zabijać nastolatkę i jeszcze to filmować? Po co podrzucać mu materiał dowodowy? To nie miało najmniejszego sensu. Pozostawało też pytanie, gdzie podziały się ciała zabitych Hale’ów.
- Tyle pytań i zero odpowiedzi – mruknął.
Wiedział, że nic więcej już z tych dokumentów nie wyciśnie, więc chwilowo odłożył to wszystko na bok. Według bazy danych policji jeden ze sprawców napadu na sklep nazywał się Ben Winston. Był to ten sam facet, którego Stiles wcześniej wpisał na tablicę jako znak zapytania. Facet siedział w pace w innym stanie, dotarcie do niego nie było możliwe.
Przydałby się Danny, pomyślał Stiles z westchnieniem. Danny mógłby poszperać tu i tam, przetrzepać facetowi pocztę, konta bankowe i inne tego typu rzeczy. Być może udałoby się w ten sposób znaleźć pozostała dwójkę zamieszaną w napad. Z ich zachowania można było wywnioskować, że Ben był tylko narzędziem. „Kitty” albo Matt, któreś z nich, pociągało za sznurki. Tylko które?
Rozmyślenia przerwał mu dzwonek do drzwi. Schował tablicę za meble, nie chcąc, żeby ktoś ją zobaczył. Zszedł na dół i otworzył.
- Scott, hej! – uśmiechnął się szeroko, wpuszczając przyjaciela do środka. – Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
- Chciałem sprawdzić, czy wszystko u ciebie okej po tym ataku. – Scott zdjął buty i wszedł po schodach. – Całe miasto trzęsie gaciami ze strachu, że bestia będzie coraz częściej atakować. Tym razem ofiarą jest jakaś nastolatka.
- Czekaj, czekaj! – Stiles złapał go za ramię i odwrócił w swoją stronę. – Ktoś zginął?
Scott uniósł brwi.
- To nie wiesz? Jakąś godzinę temu znaleziono rozerwane na strzępy zwłoki niedaleko starych magazynów. Jeszcze identyfikują ciało, ale to prawdopodobnie Marika Grayson. Jej babcia zgłosiła wczoraj na policję, że Marika nie wróciła ze szkoły. Wcale jej tam nie było, wszyscy wiedzą, że Marika lubi… lubiła wagarować. Wygląda na to, że bestia ją dorwała. Myślałem, że wiesz.
Stiles pokręcił głową osłupiały. Kto, do cholery, zabijał tych wszystkich ludzi? I czemu? To przecież nie mogły być wilkołaki! No, nie te, które znał! Cała wataha wróciła do lasu, a Derek spał w jego łóżku, więc to nie było żadne z nich. Chyba że kłamali, ale szczerze w to wątpił.
To dlatego las nie był obstawiony, pomyślał. Nikt nie szukał wilkołaka w pobliżu granicy, kiedy rozerwane ciało znaleziono po drugiej stronie miasta. Łowcy szukali śladów przy magazynach, więc Derek mógł się przemknąć bez najmniejszego problemu.
- Tata mi nic nie powiedział. Nie chce, żebym się w to mieszał.
- Mhm, moja mama też. I słyszałem, jak Allison kłóciła się ze swoim ojcem na ten temat. Ta niewiedza ją dobija.
- Jak nas wszystkich – burknął Stiles. – I pomyśleć, że jeszcze rok temu narzekaliśmy, że w tym miasteczku się nic nie dzieje. – Pokręcił głową i uśmiechnął się do Scotta. – Chcesz w coś pograć?
- Czytasz mi w myślach.
Resztę dnia spędził ze Scottem, grając na Playstation i wymyślając teorie spiskowe dotyczące lasu i bestii. Chętnie powiedziałby przyjacielowi o wilkołakach, ale to było zbyt niebezpieczne. Nie tylko dla wilkołaków, ale też dla niego samego i Scotta. Im mniej Scott wiedział, tym bezpieczniejszy był. Jeśli łowcy kiedyś złapią Stilesa, pójdzie na dno sam. Nie zamierzał ciągnąć tam nikogo ze swoich bliskich.
Następnego dnia w szkole Harris zrobił niezapowiedzianą kartkówkę na chemii. Scott niemal zjechał z krzesła pod ławkę, kiedy usłyszał słowo „kartkówka”. Stiles się w sumie nie dziwił, jego stopnie pozostawiały wiele do życzenia.
- Nie uczyłem się! – krzyknął szeptem.
Danny, który siedział obok, spojrzał na niego z politowaniem. Allison też się obejrzała ze zmarszczonymi brwiami. Nikt nie był zaskoczony, że Scott się nie przygotował.
- To będziesz musiał to nadrobić później – odparł Stiles. Uśmiechnął się lekko do Danny’ego, chcąc wybadać teren. Potrzebował jego pomocy z komputerami.
Danny go kompletnie zignorował.
Stiles westchnął ciężko. Potrzebował. Pomocy. Tego. Kolesia. I już. To był jedyny człowiek z drużyny, z którym dało się porozmawiać i Stiles naprawdę nie chciał mu podkładać świni, żeby coś z niego wyciągnąć, ale postanowił, że jeśli zmusi go do tego sytuacja, to się nie zawaha.
- Psst! Danny! Ej, możesz mi pomóc z jeszcze jedną malutką… - Danny nawet na niego nie spojrzał, kutas jeden.
Okej. Dobra. W miłości i na wojnie wszystko dozwolone, więc…
Stiles odwrócił się do Scotta.
- Pozwolę ci się podpisać swoim imieniem i nazwiskiem jak mi z czymś potem pomożesz – szepnął do Scotta, tak żeby nikt nie usłyszał.
Scott przez chwilę wyglądał, jakby mu ulżyło. Potem przyszedł zdrowy rozsądek.
- Co zamierzasz…? – Harris wreszcie znalazł kartkówki, których tak usilnie szukał i zaczął je rozdawać. Scott był rozdarty. Wiedział, że potrzebował pozytywnej oceny, a Stiles zawsze takie dostawał. Z drugiej strony wiedział, że jeśli Stiles czegoś od niego chciał, to pewnie całe przedsięwzięcie nie skończy się dobrze. – Okej – westchnął cicho.
Stiles uśmiechnął się.
- Chociaż się postaraj dobrze pozaznaczać, okej?
- Ugh…
Niezapowiedziane kartkówki u Harrisa zawsze były A, B, C, D, więc rozpoznanie pisma było dla niego praktycznie niemożliwe, zwłaszcza że Stiles i Scott potrafili podrobić swój podpis… tak na wszelki wypadek.
Stiles podpisał się imieniem i nazwiskiem przyjaciela i rozwiązał mniej więcej dwie trzecie kartkówki. Wiedział, że nie może tego zdać za dobrze, bo Harris mógłby się zorientować.
Po zajęciach pojechał do domu i przespał prawie całe popołudnie. Wstał akurat na czas, żeby zrobić późny obiad dla siebie i taty i jeszcze odrobić część lekcji. Scott jeszcze się nie dowiedział, co go czeka, ale Stiles wiedział, że nie będzie zadowolony.
John był zmęczony po pracy. Zazwyczaj Stiles jakoś to wykorzystywał i udawało mu się wyciągnąć od niego coś więcej, ale tym razem przestał się odzywać, gdy tylko Stiles zapytał o znalezione ciało. Nastolatek wiedział, kiedy się przymknąć, więc zaczął opowiadać o Lydii Martin, która przy całej szkole narobiła wstydu chłopakom z drużyny lacrosse tylko dlatego, że jej chłopak – kapitan drużyny – nie chciał iść do kina na jakieś romansidło. Słuchanie jej inteligentnych wywodów było mega zabawne, tym bardziej, że żaden z „poszkodowanych” nie miał pojęcia, jak zareagować. Tyrada była na tyle dobra, że nawet Stiles musiałby się chwilę zastanowić, żeby się odszczeknąć.
Jego ojciec słyszał opowieści o Lydii od samego początku szkolnej kariery syna. Już pierwszego dnia szkoły Stiles wrócił do domu bez zęba, bo zdenerwował Lydię Martin i ta namówiła innego chłopca, żeby ten uderzył go w twarz w zamian za kawałek ciasta od Lydii. Dziewczyna od małego wiedziała, jak i gdzie się zakręcić i kogo zmanipulować.
Stiles przysięgał, że Lydia zostanie jego żoną. Był nią oczarowany od samego początku i nie przeszło mu ani trochę przez następne lata, kiedy dorastali obok siebie – Lydia, urodzona liderka i Stiles, niezdarny i nadpobudliwy chłopiec z dziwnym imieniem, który zawsze pakował się w kłopoty.
Nastolatek wolał nie uświadamiać ojca, że ostatnio obiekt jego zainteresowań się diametralnie zmienił. Nie, żeby był to ktoś, kogo Stiles mógł mieć. Tak samo jak w przypadku Lydii, ta walka była z góry skazana na porażkę, ale cóż, zawsze mógł sobie chociaż pomarzyć… Z tego co wiedział, wilkołaki nie potrafiły czytać w myślach, więc powinien być bezpieczny.
Wieczór spędził z ojcem przed telewizorem, oglądając mecz, który ani trochę go nie interesował. Odkąd zabrakło jego mamy, wiele się zmieniło w ich życiu i wszystko na gorsze. Po jej śmierci wszystko się skomplikowało i żaden z nich nie potrafił sobie poradzić ze stratą. Z czymś takim zwyczajnie nie dało się przejść do porządku dziennego.
Odłożenie wyprawy do lasu na kilka dni przez ten cały raban był dla Stilesa trudny. Nie mógł nawet się skontaktować z wilkołakami, bo prawdopodobnie padł im telefon. Nikt do niego nie oddzwonił, więc pewnie nawet nie wiedzieli, że próbował się do nich dobić. Nie, żeby miał rzeczywiście do powiedzenia coś, co nie mogło poczekać kilku dni.
Za dokładnie pięć dni miała być pełnia księżyca. Stiles chciał do tego czasu chociaż raz odwiedzić stado. Był ciekawy, jak pełnia oddziałuje na wilkołaki. Miał nadzieję, że nie wpływa na nich tak, jak jest w różnych podaniach i że będzie mógł spędzić z nimi ten czas. Zdecydowanie chciał się przekonać na własnej skórze, jeśli przebywanie blisko nich nie wiązało się z niebezpieczeństwem.
Gdy wreszcie nadszedł czas wyprawy, jak zwykle zrobił porządne zakupy, uwzględniając preferencje każdego z mieszkających w lesie wilkołaków i z torbą wypchaną po brzegi udał się do lasu. Porządnie się zapocił, dźwigając wałówkę taki kawał. Może nawet wyrobi sobie trochę mięśnie. Byłoby miło, naprawdę, nie żeby Derek miał kiedykolwiek na niego…
Nie. Żadnego myślenia o Dereku. Nie i już.
Stiles zastał tym razem przed domem Petera. Mężczyzna stał z rękami splecionymi na piersi i instruował bliźniaki podczas walki.
- Nie uciekaj, Ethan! – warknął widząc, że jeden z wilków jest o krok od schowania się za jego nogami przed swoim bratem. – Jesteś sprytniejszy. Walcz!
Jeden z wilków obnażył zęby – Aiden? – i natarł na niemal identycznego wilka. Ten drugi zawahał się przez chwilę, co dało przeciwnikowi czas na wgryzienie się w jego szyję. Jaśniejszy wilk pisnął, odpychając napastnika mocno łapami. Jakoś dał radę się oswobodzić i tym razem to on natarł, zachęcany przez swojego ojca. Aiden się tego nie spodziewał, więc tym razem to Ethan dał radę powalić go na ziemię i zatopić kły w jego szyi.
- Wystarczy! – zarządził Peter. – Teraz zmierzycie się ze mną. – Peter skinął Stilesowi głową. – Laury nie ma, ale zaraz powinna wrócić.
- Spoko, chętnie popatrzę.
Bliźniacy zmienili się z powrotem w ludzi. Stali obok siebie, zupełnie nadzy i ze śladami zębów na ciele, które z każdą chwilą były coraz mniej widoczne. Peter kazał im połączyć się w jedną postać. Aiden położył dłoń na plecach brata. Stiles aż zadrżał, słysząc dźwięk przesuwających się kości. Nie miał pojęcia, jakim cudem bliźniaki to robią, ale wyglądało to fenomenalnie.
Po chwili w miejscu dwóch pięciolatków stał mniej więcej dziesięciolatek, patrzący na Petera czujnie.
- Okej. Zasada jest taka jak zawsze – powiedział Peter, pochylając się lekko do przodu.
- Czyli jaka? – spytał Stiles ciekawy.
Eidan – tak nazywano bliźniaki w tej postaci - uśmiechnął się pod nosem.
- Nie ma żadnych zasad – odparł, błyskając żółtymi oczami. Jego paznokcie i zęby zaczęły się zmieniać i po chwili miał już długie, ostre pazury i kły.
- Nie powinieneś uczyć dzieci takich rzeczy – stwierdził Stiles. Nie był ani trochę zaskoczony. To było cholernie podobne do Petera.
Mężczyzna nawet tego nie skomentował. Zaczął zbliżać się do bliźniaków, zmieniając się powoli tak jak oni. Każdy jeden krok stawiał szybciej niż poprzedni, aż w końcu dopadł Eidana z warkotem i popchnął go do tyłu.
Peter ani trochę się nie hamował, co trochę Stilesa przerażało. Rozumiał, że czasy były ciężkie i dzieci musiały umieć się bronić, ale patrzenie, jak dorosły wilkołak atakuje z całą mocą swoje pięcioletnie dzieci nie było ani trochę przyjemne. Eidan jęknął z bólu, kiedy Peter uderzył go z pięści w twarz, posyłając na ziemię.
- Tato! – jęknął, ale Peter nie przestał, szykując się już do kolejnego ataku. Eidan chyba zrozumiał, że jego – ich? matko – ojciec nie zamierza się powstrzymywać.
- Co tak stoisz? – spytała Erica, wychodząc z domu. – Masz jedzenie?
Stiles bez słowa podał jej torbę, nawet na chwilę nie odrywając wzroku od Petera i Eidana. Dzieciak zrobił unik i przeszedł ojcu między nogami, kopiąc go przy tym w tyłek.
- Dobrze! – sarknął Peter, nacierając po raz kolejny.
Eidan nie miał szans, ale walczył dzielnie. Starał się blokować ciosy i nie pozwalać, żeby lądowały w strategicznych miejscach. Gdy w pewnym momencie Peter znowu powalił go na ziemię, Eidan sypnął mu piasku w oczy. Peter syknął, odsuwając się i momentalnie zasłaniając twarz. To dało czas Eidanowi na kopnięcie go z obrotu – skąd dzieciaki znały takie ruchy? – i powalenie na ziemię.
Eidan dopadł Petera dosłownie w sekundę, siadając mu na klatce piersiowej i zaczął go okładać pięściami. Bił mocno, precyzyjnie i szybko. Długo to nie trwało, bo w końcu Peter złapał go za ręce i zrzucił z siebie.
- Wystarczy – zarządził.
Eidan od razu przestał, ocierając krew z twarzy i wstając. Peter też podniósł się z ziemi i otrzepał.
Stiles na chwilę odwrócił wzrok, a kiedy spojrzał z powrotem na walczących, przed Peterem stało już dwóch małych chłopców. Obaj z pokiereszowanymi twarzami i zakrwawieni, ale wyraźnie zadowoleni z rezultatów swojej walki.
Nastolatek zauważył Dereka między drzewami idącego w stronę domu. Na jego ramionach siedziała Natalia, trzymając go za ręce i mówiąc coś z przejęciem.
- Co musicie zrobić, kiedy natrafimy na łowcę? – spytał Peter.
- Poczekać, aż reszta stada rozpocznie walkę – powiedział Aiden. – Wtedy uciekamy i chowamy się.
- Co, jeśli stada przy was nie ma? – zadał kolejne pytanie.
- Dajemy znać reszcie stada, gdzie jesteśmy, a potem… walczymy choćby nie wiem co – odparł Ethan.
- Dlaczego? - spytał Peter spokojnie.
Stiles sam był ciekawy.
- Każda sekunda to dodatkowy czas dla reszty stada, żeby nas uratować – wyrecytował Aiden.
Peter uśmiechnął się lekko. Klęknął na ziemi i rozłożył ramiona. Chłopcy przylgnęli do niego, obejmując go mocno.
- Dokładnie tak. Dobrze się dzisiaj spisaliście – pochwalił ich. – Umyjcie się i ubierzcie. Jestem pewny, że Stiles przyniósł wam coś dobrego.
- Taak! - wykrzyknął uradowany Aiden, uśmiechając się szeroko i pokazując niekompletne uzębienie. Było to tak naturalne dla dziecka w jego wieku, że gdyby nie krew na jego ciele, Stiles zacząłby się zastanawiać, czy wcześniejsza walka nie była tylko wytworem jego wyobraźni.
Derek skinął mu lekko głową, odstawiając Natalię na ziemię. Mała krzyknęła „ceść, Stiles!”, sepleniąc trochę i wbiegła do domu, zapewne skuszona zapachem świeżego jedzenia.
- Wykrztuś to z siebie – powiedział Peter, splatając ręce na piersi i patrząc na niego wyczekująco.
- Ktoś zamordował nastolatkę – przyznał, wsuwając ręce w kieszenie. – Tej samej nocy kiedy Derek był u mnie. – Stiles spojrzał na młodszego wilkołaka. – To dlatego nikogo nie było przy granicy i nikt nie próbował cię powstrzymać. Łowcy byli zajęci zwłokami i tropieniem zabójcy.
- Co?
Stiles poskoczył, kiedy usłyszał głos Laury z odległości kilku metrów. Szła w ich stronę szybkim krokiem, zmartwiona. I goła. Stiles wydał z siebie nieartykułowany odgłos i zakrył pospiesznie oczy. Czuł, że pieką go policzki.
- Ktoś zabił dziewczynę – powtórzył, nie mając odwagi spojrzeć. Nie widział do tej pory na żywo gołej kobiety i wolał, żeby tak zostało. – Nazywała się Marika Grayson, była w moim wieku. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, miała takie same obrażenia jak… Czy mogłabyś się ubrać?
- Czyli to sprawka wilkołaka? – spytał Peter. Nie wydawał się ani trochę przejęty zawstydzeniem nastolatka. Stiles rozsunął palce skupiony na tym, żeby nie odrywać wzroku od Petera.
- Na to wygląda – odparł.
- Stiles… Wiesz, że to nie my, prawda? – spytała Laura. Laura, Peter, Derek… cała trójka patrzyła na niego w ciszy. To znaczy, Stiles podejrzewał, że Laura patrzy na niego. On sam nie odważył się choćby spojrzeć w jej stronę.
- Nie jestem głupi. To, co uruchamia alarm to najzwyklejszy na świecie czujnik, który reaguje na podwyższoną temperaturę ciała. Łowcy dokładnie wiedzą, kiedy i ile osób wychodzi z lasu. Gdyby to był ktoś z was, od razu by was złapali.
- Co sugerujesz? – Laura uniosła brwi.
- Jest ktoś jeszcze. Jakiś wilkołak, który żyje w mieście i zabija. Ostatnio nie musieliście opuszczać lasu, więc morderstwa ustały. Gdy jednak Derek utknął w mieście na jakiś czas, wilkołak wybrał sobie kolejną ofiarę. To coś chyba chce, żeby cała wina spadła na was.
- Łowcy nie są tacy głupi, Stiles. – Peter uśmiechnął się kpiąco. – Mordują nas, bo chcą, a nie dlatego, że ktoś ich robi w konia.
- Nie twierdzę, że robią to przez pomyłkę… Cholera, masz rację. Ugh, nie wiem… nie miałem czasu się jeszcze nad tym zastanowić. Tak czy siak, Marika jest martwa i nic tego nie zmieni. Właśnie! – Stiles nagle sobie przypomniał. – Udało mi się włamać do bazy danych policji i sprawdzić, jak sprawy stoją według nich. – Peter zagwizdał. – Co?
- Nic, nic. Kontynuuj.
- Em, okej. No więc… Z połowa martwych ludzi uważana jest za zaginionych. Wy wszyscy też. Nikt nie ma pojęcia, co się z wami stało. Policzyłem wszystkich według tego, co wiem od was i brakuje mi jednego ciała.
- To znaczy? – spytała Laura.
- Sporo ciał, głównie… waszych krewnych nie zostało odnalezionych, więc nie brałem ich w ogóle pod uwagę. Powiedziałaś, że zginęło dwadzieścia osób z waszego stada, więc nie trudno było policzyć ludzi. Pomijając Boyda, Isaaca i Ericę, według danych policji do lasu weszło i nie wróciło 6 osób. 5 należało do stada, wiec zostaje jeszcze jedna, która nie pasuje do żadnego wzorca.
- Gdyby ktoś zginął w lesie, wiedzielibyśmy o tym – powiedział Derek.
- Ta sprawa może nie być w ogóle powiązana z całą resztą – zauważył Peter.
- Może, ale nie chciałbym niczego pominąć. Maria i Ben byli z wami, to już sam ustaliłem. Zostali jeszcze Oscar, Angela, Sarah i Anna. Kto z nich nie należał do stada?
- Angela – odpowiedziała Laura.
Stiles zmarszczył brwi, próbując sobie jak najwięcej przypomnieć z akt.
- Zaginęła na samym początku lipca, zaraz po odnalezieniu czwartego ciała. Do dziś nie wiadomo, co się z nią stało. Nie powiecie mi, że to nie jest podejrzane.
- To nie ma w tej chwili wielkiego znaczenia. Rozwikłanie zagadki nie pomoże nam w walce z łowcami – powiedział spokojnie Derek. Stiles był zaskoczony, że w ogóle się odezwał. Z tego, co zdążył zauważyć, Derek nie wtrącał się do podejmowania decyzji.
- To prawda – zgodził się Peter. - Gerard chce nas martwych. Znalezienie prawdziwego sprawcy nie powstrzyma go przed polowaniem na nas.
- Więc ich po prostu wytłuczmy! – Drzwi otworzyły się z hukiem, niemal wylatując z zawiasów. Laura tylko westchnęła, widząc to. Cora dosłownie wyskoczyła z budynku, cała nabuzowana i wyraźnie gotowa do burdy. Stiles trochę się jej bał. – Mamy siedzieć i czekać, aż po nas przyjdą? Weźmy ich z zaskoczenia!
Tuż za nią z domu wyszła Erica, a potem jeszcze Isaac. Reszta wilkołaków musiała buszować po lesie.
- Nie wierzę, że to mówię, ale zgadzam się z nią – rzuciła Erica, dołączając do reszty. Spojrzała na swoje paznokcie. – Czekanie działa na naszą niekorzyść. Jeśli zaatakujemy…
- Jesteśmy za słabi, żeby sobie z nimi poradzić – odparła trzeźwo Laura.
- Im dłużej czekamy, tym słabsi jesteśmy! – krzyknęła Cora. – Mam już dosyć siedzenia i czekania, aż po nas przyjdą! Dlaczego nie chcecie walczyć?! Rozprawmy się z nimi raz na zawsze! Niech wszyscy wiedzą, że nie można tak sobie na nas polować!
Laura zawahała się.
- Mama nie chciałaby…
- Mamy tu nie ma! – krzyknęła Cora. – I czemu? Bo zamiast walczyć, zdecydowała się uciekać! Tak samo jak ty teraz!
Spomiędzy warg Laury wydostał się cichy warkot. Gdy się odezwała, jej głos był bardziej zwierzęcy niż ludzki.
- Przeginasz! I uważaj co mówisz!
- Dobrze wiesz, że mam rację, Laura. Powinniśmy od razu zaatakować.
- I zginąć miesiące temu – wtrącił Peter z wyraźną ironią. Uśmiechnął się półgębkiem, patrząc na Corę z lekkim politowaniem. – Jedyne osoby, które miałyby jakiekolwiek szanse w walce z łowcami, to ja, Laura i Derek. – Cora zawarczała, patrząc na Petera iskrzącymi się na żółto oczyma. – Proszę cię. Ty, Isaac i Erica nie możecie sobie poradzić z jednym Derekiem, który, przypominam, ledwo przeżył ostatnie spotkanie z łowcami. Banda nastolatków nie przechytrzy wyszkolonych zabójców. Wszyscy zginiemy.
- Siedząc na dupie i nic nie robiąc zginiemy tak czy siak!
Peter tylko wywrócił oczami.
- Możemy to poddać pod głosowanie – powiedziała Laura, splatając ręce na piersi i kręcąc głową. – Wszyscy wiemy, że sytuacja nie jest idealna, ale moim zdaniem atakowanie na ślepo nie rozwiąże naszych problemów. Nie tego uczyła nas mama. Jestem na nie. Peter?
- Nie – odparł spokojnie, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Derek? – Laura spojrzała na młodszego brata.
Derek patrzył na nią przez chwilę. Pokręcił głową.
- Jestem z alfą. Jak zawsze.
Laura uśmiechnęła się lekko do niego.
Cora spojrzała na Dereka z niezadowoleniem.
- Ja jestem na tak.
- Ja też – powiedziała Erica.
- Nie – powiedział Isaac. – Peter ma rację. Jesteśmy za słabi.
- Stiles?
Nastolatek spojrzał na Laurę ze zdumieniem. Jej ciche pytanie tak go zaskoczyło, że aż zapomniał o tym, że jest goła.
- Ja? – spytał zdumiony, wskazując na siebie palcem.
Laura skinęła.
- Jesteś jednym z nas.
Stiles zagryzł dolną wargę. Atak mógł być całkiem dobrym rozwiązaniem, ale… Mimowolnie pomyślał o ciężko rannym Dereku, krwawiącym czarną krwią i tym, jak mało brakowało, żeby zginął. Pomyślał o sytuacji, kiedy po raz pierwszy zobaczył ciemnogłowego wilkołaka. Rannego. Nie chciał widzieć tego już nigdy więcej.
Pokręcił głową.
- Nie. To samobójstwo.
- Dlaczego on ma mieć głos? – spytała Erica. – Nic do niego nie mam, wiem, że nam pomaga, ale nie jest jednym z nas.
- Tu akurat się zgadzam – rzucił Peter.
Stiles spojrzał na niego spod byka.
- Wszyscy dobrze wiecie dlaczego – fuknęła Laura.
Stiles nie miał pojęcia, o co chodzi, ale to zdanie skutecznie uciszyło wszystkie protesty.
- Głos Stilesa oznacza, że nawet jeśli Liam i Boyd będą za, i tak jesteśmy przegłosowani – mruknęła Erica. – Cholera.
- Tchórze – rzuciła Cora, patrząc krzywo na członków swojego stada.
Laura spojrzała na nią czerwonymi oczami alfy.
- Zostałaś przegłosowana. Sprawa zamknięta. Zrozumiano?
Cora zawarczała, ciągle niezadowolona, ale w końcu ugięła się pod ciężarem spojrzenia alfy i przestała, odchylając głowę w bok i obnażając szyję w geście poddania.
- Co w takim razie robimy? – spytała Erica, splatając ręce na piersi.
- Kontynuujemy trening tak jak do tej pory. Kiedy przyjdą, będziemy gotowi.
- Możemy zacząć już teraz – mruknęła Cora i rzuciła się na Dereka ze zwierzęcym rykiem. Stiles aż podskoczył i odsunął się, nie chcąc wejść im w drogę.
Postanowił chwilowo nie wspominać o pendrivie i jego zawartości. Reszta mogła tego nie widzieć, ale w tym wszystkim chodziło o coś więcej. Jeszcze nie wiedział, o co, ale przysiągł sobie, że się dowie.
Tym razem do granicy odprowadziła go Erica. Szła pewnie przez ciemny las tak jak reszta wilkołaków, zapewne świetnie widząc w ciemności. Zawsze lubiła sobie z nim żartować, ale tym razem wyraźnie nie była w nastroju. Pożegnali się krótko i Stiles poszedł już dalej sam, grzebiąc w kieszeni za kluczykami do samochodu zaparkowanego za kilkoma młodymi sosnami.
Chciał otworzyć samochód, kiedy coś warknęło na niego z boku i powaliło na ziemię.
Krzyknął zaskoczony i odruchowo uderzył napastnika kluczami w twarz. Było za ciemno, by dojrzeć zamachowca. Widział tylko parę świecących na niebiesko oczu.
Napastnik zacisnął mu rękę na gardle z pomrukiem zadowolenia, wytrząsając z niego ostatnie cząsteczki powietrza. Stiles wił się i wiercił, próbując wyrwać ze stalowego uścisku, ale był za słaby. Czy też raczej… napastnik był za silny. Oparł dłonie na klatce piersiowej napastnika, chcąc go odepchnąć, ale nie przyniosło to żadnych rezultatów.
Przynajmniej umrę, macając babskie cycki, pomyślał widząc ciemne plamy przed oczami.
Cichy świst przeciął powietrze i wyrwał jęk bólu z ciała atakującej go kobiety. Nim Stiles się obejrzał, już jej – w końcu złapał za cycka, prawda? - nie było.
Zakaszlał, łapiąc się za pulsujące bólem gardło i wstając w mgnieniu oka. Adrenalina i szok szybko postawiły go na nogi.
- W porządku?
Podniósł głowę i spojrzał prosto na ojca Allison, który stał kilkanaście metrów dalej z kuszą w ręce.
- Pan Argent – wychrypiał, klnąc w myślach. Był w tarapatach. Czy był  tarapatach?
Cholera…
- Co ty tutaj robisz, Stiles? Już dawno powinieneś być w domu. W tych lasach nie jest bezpiecznie.
- Chciałem się trochę wyluzować na świeżym powietrzu – odparł z ironią. Nie było sensu w udawaniu, że znalazł się w pobliżu lasu przypadkiem. Ojciec Allison nie był taki głupi.
Zaraz mnie zabije, pomyślał, masując obolałe gardło.
- Idź się wyluzować gdzieś, gdzie nie grasują krwiożercze bestie. Matko, dzisiejsza młodzież. Nic do was nie dociera? Gdyby mnie tutaj nie było, już byś był martwy.
- W takim razie dobrze, że pan był. Egh… Lepiej pojadę do domu.
Chris Argent zmierzył go surowym spojrzeniem.
- Nie pokazuj się tu więcej. Mówię poważnie.
Stiles wsiadł do samochodu, mierząc go ostrożnie wzrokiem. Bał się, że mężczyzna nagle zmieni zdanie i pośle go do piachu tak jak resztę stada Hale’ów. Nic takiego się jednak nie stało.
Łowca obserwował uważnie, jak zapala samochód i odjeżdża, ani razu nie wykonując żadnego podejrzanego ruchu.
Mimo to przez całą drogę aż do domu Stiles pilnował, czy aby na pewno nikt za nim nie podąża.

***
Hej!
Wspominałam na ao3, że następny rozdział pojawi się za jakieś 8 dni. Wychodzi na to, że kłamałam xd
Ogółem rzecz biorąc, wstawiam Wam rozdział o wiele wcześniej, bo: 
- są Mikołajki (prawda?)
- pomijając kaszel męczący mnie od miesiąca, cały dzień źle się czułam (Niemcy najwyraźniej są o krok przed nami i serwują w stołówce jajecznicę z kartonu - czy ktoś się jeszcze dziwi, że cały dzień chodziłaś struta?)
- mam jutro prezentację, która rozniesie mnie w proch, więc w sumie opublikuję co mogę, w razie gdybym tego nie przetrwała
- WSZYSCY chcemy już dojść do jakiejś porządnej akcji, ja też, a że w tym rozdziale nie ma wielu interakcji - przyspieszam trochę cały proces ;)
No więc rozdział dla wszystkich tych, którzy mieli dzisiaj okropny dzień, którzy jutro mają okropny dzień i którzy nie mogą się doczekać kolejnego weekendu. (Jesli ktoś z Was w ogóle dotarł do tego miejsca moich wynurzeń, następny rozdział za 8-9 dni, tym razem na serio;)
Pozdrawiam!


8 komentarzy:

  1. Cudowny Mikołajkowy prezent, za który mega dziękuję :)
    Masz rację przydała by się już jakaś akcja, ale coś tak myślę, że gdy już się pojawi, to powali mnie na kolana i będę codziennie zaglądać, kiedy pojawi się następny rozdział.
    "- Wszyscy dobrze wiecie dlaczego – fuknęła Laura." - ale ja nie wiem, chociaż się troszeczkę domyślam ;) Zastanawia mnie to, że Stilles nie podejmuje tego tematu.
    Nie spodziewałam się, że Stilles zostanie zaatakowany i to przez dziewczynę, dobrze, że mu się nic nie stało. Dziwne, że Erica nic nie wyczuła. Gdzie był Derek, gdy był potrzebny?
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten atak na końcu wyglądał mi na pozorowany - przez łowców oczywiście. Pewnie boją się go zabić bo jest synem policjanta i chcą go nastraszyć, albo ustawić przeciwko wilkom. Chyba jednak nie wzięli pod uwagę że Stilles już ich wszystkich dobrze zna. Zastanawia mnie ten pendrive, kto mu go podrzucił i po co?
    I oczywiście mam wielką nadzieję że to "wiesz dlaczego " wiąże się z Derekiem 😆
    Pięknie dziękuję za tą Mikołajkową niespodziankę :) Dużo zdrowia i weny życzę 😀

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny prezent. Przy koncowce mialam taki zawał ze podskoczylam na lozku. Jej...
    Dziekuje za Mikolajkowy prezent :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow ! Jak szybko nowy rozdział :D jesteś the best <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow ! Jak szybko nowy rozdział :D jesteś the best <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Super. Czekam na więcej 😘

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    o tak, czyli Stilles jest traktowany jak członek stada, coś czuję, ze marzenia się ziszczą....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)