Przez zamieszanie z Derekiem i
alarmem Stiles nie miał czasu na zajrzenie do zdjęć dokumentów, które zrobił na
komisariacie. Zabrał się za to zaraz po powrocie do domu, ciągle nie wierząc,
że Derek omal nie zginął i że tak po prostu wrócił do lasu bez walki z łowcami.
Których nawet tam nie było, żeby go powstrzymać.
Stiles już nic z tego nie
rozumiał. Postanowił zabrać się za coś, co dało się logicznie wyjaśnić.
Zaczął spisywać na kartce
wszystkie nazwiska, które przejawiały się w dokumentach. Już wcześniej rzuciło
mu się w oczy, że Peter, Derek, Laura i reszta stada pojawiła się na liście
osób zaginionych.
Po chwili zastanowienia zrobił
kilka kolumn. W jednej wpisał wszystkie zaginione według policji osoby. Było to
łącznie 25 osób, w tym jedenastu żyjących członków stada (Isaac, 17 lat; Boyd,
17; Erica, 17; Peter, 37; Aiden, 5; Ethan, 5; Laura, 25; Natalia, 3; Cora, 17; Derek, 23; Liam, 16), 4
ludzi (Angela Moron, 21; Oscar White, 22; Sarah Mickey, 22; Anna Ford, 27) oraz
nieżyjący członkowie stada (Malia, 16; Jacob, 68; Hope, 68; Nicola, 43; Patryk, 43; Oliwer, 12; Matthew, 25; Andrew
Wilson, 23; Lilieth, 19; Brian, 1; Samantha, 23).
Nie trudno było się tego
domyślić, skoro wszyscy prócz Andrew mieli na nazwisko Hale. Stiles
podejrzewał, że kiedy kobiety wychodziły za mąż, zamieszkiwały w stadzie
swojego partnera. Pewnie dlatego praktycznie każdy, kto był w tym stadzie, miał
na nazwisko Hale. Wyjątek mogły stanowić osoby, które zostały przemienione, tak
jak na przykład Boyd, Erica i Isaac. Laura twierdziła, że stado liczyło już
tylko 11 osób, nie miała powodu, żeby kłamać. 5 z 6 osób zaginionych musiało
też należeć do stada, jeśli wierzyć informacjom od Laury (mówiła, że 8 osób
dołączyło do stada). 5 zginęło, 3 zostały (Boyd, Erica i Isaac). To dawało 1
osobę zaginioną, która była martwa, a której ciała nie odnaleziono. Jedną.
Podejrzane? Może.
W drugiej kolumnie wpisał osoby,
które zginęły. Według danych policji wszyscy zostali zaatakowani przez bestię,
na ciele ofiar znaleziono liczne ślady pazurów i kłów. Ofiary dosłownie
rozszarpano na kawałki – niektóre zwłoki były rozczłonkowane, niektóre miały
rozerwane gardła i kostki, inne wyrwane narządy takie jak serce czy wątroba.
Trzy ofiary nie pasowały do wzoru, bo wykrwawiły się na śmierć (Alan Deaton,
49; Maria O’Connor, 23; Ben Bann, 24).
Zdjęcia były bardzo drastyczne, więc Stiles je chwilowo pominął. Wpisał w
kolumnę wszystkie martwe osoby: pani Clarkson, 72; Kate Argent, 30; Talia Hale, 45; Joachim Hale, 48; Patricia Thompson, 43; Alan Deaton, 49; Conrad
Peterson, 36; Travis Collins, 52; Alicja
Ferguson, 31; Maria O’Connor, 23; Ben Bann, 24. Pierwsze 4 ofiary, czyli
Alicja, Travis, Conrad i pani Clarkson, nie miały nic wspólnego ze stadem,
musiały znaleźć się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Żadne z
nich nie zaginęło w lesie tak jak pozostałe ofiary. Piątą ofiarą była Kate
Argent, co mogło wyjaśniać, dlaczego łowcy tak osobiście podchodzili do sprawy.
Może chcieli złapać przede wszystkim tego, kto zabił jednego z nich, a nie
tego, kto zabił wszystkich innych? To mogła być ważna informacja. Co ciekawe,
pierwsze dwa ataki (Alicja Ferguson i Conrad Peterson) policja badała bardzo
dokładnie. Koroner był przekonany, że ktoś tylko podszywa się pod zwierzę. W
sprawie kolejnych nie było już żadnych wątpliwości, że sprawcą nie jest
człowiek.
W trzeciej kolumnie wpisał osoby,
które z pewnością nie żyły, a o których policja nie miała pojęcia. Byli to
Malia, Jacob, Hope, Nicola, Patryk, Matthew, Oliwer, Andrew Wilson, Lilieth,
Brian i Samantha. Wszyscy najprawdopodobniej zamordowani przez łowców.
Z tych kolumn mógł wywnioskować,
że Maria i Ben byli tymi nieszczęśnikami, którzy zostali przemienieni w
wilkołaki i zginęli w walce z łowcami. Deaton nie pasował do żadnego wzorca.
Stiles obstawiał, że był tą osoba, która wcześniej pomagała wilkołakom, aż łowcy
go złapali i zabili. To by wyjaśniało, dlaczego rany tych ofiar nie wyglądały
na dzieło zwierzęcia – cała trójka została zabita przez łowców i zmarła z
powodu utraty zbyt dużej ilości krwi. To oznaczało, że według prawa po Beacon
Hills grasowały dwie grupy zabójców – Argentowie, którzy zabijali wilkołaki i
jakiś wilkołak/inna nadprzyrodzona istota/bardzo zręczny zabójca potrafiący
pozorować ataki zwierząt, który zabijał ludzi.
Pozostały tylko cztery osoby:
Angela Moron, Oscar White, Sarah Mickey i Anna Ford, których nie umiał
dopasować. Trójka z nich z pewnością nie żyła. Tylko jedno było człowiekiem,
weszło do lasu i przepadło jak kamień w wodę. Wystarczyło spytać kogoś przy
następnej wizycie w lesie, kto nie należał do stada. To pomoże mu ustalić,
czyjego ciała brakuje.
Włączył laptop i jeszcze raz
obejrzał nagranie, jak starszy mężczyzna zabija nastolatkę. Zagryzł dolną
wargę. Wcześniej wydawało mu się, że to wina jakości nagrania, ale nie, oczy
dziewczynki jarzyły się na żółto. W tle było słychać warkot zwierzęcia, to nie
mogła być pomyłka.
Dziewczynka była wilkołakiem.
Stiles przejrzał jeszcze raz
dokumenty. Kto to mógł być? To musiało mieć coś wspólnego z tym całym
zamieszaniem. Ten pendrive nie pojawił się przypadkowo. To musiał być ktoś z
Hale’ów, kto zaginął, a kogo policja nie odnalazła. Dziury po kuli w głowie
dziecka nawet najlepszy zabójca nie byłby w stanie ukryć.
Hope odpadała, bo była to starsza
kobieta, pewnie babcia Laury i jej rodzeństwa. Samantha miała 23 lata, więc też
nie pasowała. Zostawała więc Malia, przybrana córka Petera lub Lilieth. Któraś
z nich. Nagranie i zdjęcia w telefonie były zbyt niedokładne, żeby dopasować
imię do ofiary. Wszyscy Hale’owie mieli ciemne włosy, ciężko było określić na
tak słabej kopii, kto jest kim. Tylko… po co ktoś to zrobił? Po co zabijać
nastolatkę i jeszcze to filmować? Po co podrzucać mu materiał dowodowy? To nie
miało najmniejszego sensu. Pozostawało też pytanie, gdzie podziały się ciała
zabitych Hale’ów.
- Tyle pytań i zero odpowiedzi –
mruknął.
Wiedział, że nic więcej już z
tych dokumentów nie wyciśnie, więc chwilowo odłożył to wszystko na bok. Według
bazy danych policji jeden ze sprawców napadu na sklep nazywał się Ben Winston.
Był to ten sam facet, którego Stiles wcześniej wpisał na tablicę jako znak
zapytania. Facet siedział w pace w innym stanie, dotarcie do niego nie było
możliwe.
Przydałby się Danny, pomyślał
Stiles z westchnieniem. Danny mógłby poszperać tu i tam, przetrzepać facetowi
pocztę, konta bankowe i inne tego typu rzeczy. Być może udałoby się w ten
sposób znaleźć pozostała dwójkę zamieszaną w napad. Z ich zachowania można było
wywnioskować, że Ben był tylko narzędziem. „Kitty” albo Matt, któreś z nich,
pociągało za sznurki. Tylko które?
Rozmyślenia przerwał mu dzwonek
do drzwi. Schował tablicę za meble, nie chcąc, żeby ktoś ją zobaczył. Zszedł na
dół i otworzył.
- Scott, hej! – uśmiechnął się
szeroko, wpuszczając przyjaciela do środka. – Nie spodziewałem się ciebie
tutaj.
- Chciałem sprawdzić, czy
wszystko u ciebie okej po tym ataku. – Scott zdjął buty i wszedł po schodach. –
Całe miasto trzęsie gaciami ze strachu, że bestia będzie coraz częściej
atakować. Tym razem ofiarą jest jakaś nastolatka.
- Czekaj, czekaj! – Stiles złapał
go za ramię i odwrócił w swoją stronę. – Ktoś zginął?
Scott uniósł brwi.
- To nie wiesz? Jakąś godzinę
temu znaleziono rozerwane na strzępy zwłoki niedaleko starych magazynów.
Jeszcze identyfikują ciało, ale to prawdopodobnie Marika Grayson. Jej babcia
zgłosiła wczoraj na policję, że Marika nie wróciła ze szkoły. Wcale jej tam nie
było, wszyscy wiedzą, że Marika lubi… lubiła wagarować. Wygląda na to, że
bestia ją dorwała. Myślałem, że wiesz.
Stiles pokręcił głową osłupiały.
Kto, do cholery, zabijał tych wszystkich ludzi? I czemu? To przecież nie mogły
być wilkołaki! No, nie te, które znał! Cała wataha wróciła do lasu, a Derek
spał w jego łóżku, więc to nie było żadne z nich. Chyba że kłamali, ale
szczerze w to wątpił.
To dlatego las nie był
obstawiony, pomyślał. Nikt nie szukał wilkołaka w pobliżu granicy, kiedy
rozerwane ciało znaleziono po drugiej stronie miasta. Łowcy szukali śladów przy
magazynach, więc Derek mógł się przemknąć bez najmniejszego problemu.
- Tata mi nic nie powiedział. Nie
chce, żebym się w to mieszał.
- Mhm, moja mama też. I
słyszałem, jak Allison kłóciła się ze swoim ojcem na ten temat. Ta niewiedza ją
dobija.
- Jak nas wszystkich – burknął
Stiles. – I pomyśleć, że jeszcze rok temu narzekaliśmy, że w tym miasteczku się
nic nie dzieje. – Pokręcił głową i uśmiechnął się do Scotta. – Chcesz w coś
pograć?
- Czytasz mi w myślach.
Resztę dnia spędził ze Scottem,
grając na Playstation i wymyślając teorie spiskowe dotyczące lasu i bestii.
Chętnie powiedziałby przyjacielowi o wilkołakach, ale to było zbyt
niebezpieczne. Nie tylko dla wilkołaków, ale też dla niego samego i Scotta. Im
mniej Scott wiedział, tym bezpieczniejszy był. Jeśli łowcy kiedyś złapią
Stilesa, pójdzie na dno sam. Nie zamierzał ciągnąć tam nikogo ze swoich
bliskich.
Następnego dnia w szkole Harris
zrobił niezapowiedzianą kartkówkę na chemii. Scott niemal zjechał z krzesła pod
ławkę, kiedy usłyszał słowo „kartkówka”. Stiles się w sumie nie dziwił, jego
stopnie pozostawiały wiele do życzenia.
- Nie uczyłem się! – krzyknął
szeptem.
Danny, który siedział obok,
spojrzał na niego z politowaniem. Allison też się obejrzała ze zmarszczonymi
brwiami. Nikt nie był zaskoczony, że Scott się nie przygotował.
- To będziesz musiał to nadrobić
później – odparł Stiles. Uśmiechnął się lekko do Danny’ego, chcąc wybadać
teren. Potrzebował jego pomocy z komputerami.
Danny go kompletnie zignorował.
Stiles westchnął ciężko.
Potrzebował. Pomocy. Tego. Kolesia. I już. To był jedyny człowiek z drużyny, z
którym dało się porozmawiać i Stiles naprawdę nie chciał mu podkładać świni,
żeby coś z niego wyciągnąć, ale postanowił, że jeśli zmusi go do tego sytuacja,
to się nie zawaha.
- Psst! Danny! Ej, możesz mi
pomóc z jeszcze jedną malutką… - Danny nawet na niego nie spojrzał, kutas
jeden.
Okej. Dobra. W miłości i na
wojnie wszystko dozwolone, więc…
Stiles odwrócił się do Scotta.
- Pozwolę ci się podpisać swoim
imieniem i nazwiskiem jak mi z czymś potem pomożesz – szepnął do Scotta, tak
żeby nikt nie usłyszał.
Scott przez chwilę wyglądał,
jakby mu ulżyło. Potem przyszedł zdrowy rozsądek.
- Co zamierzasz…? – Harris
wreszcie znalazł kartkówki, których tak usilnie szukał i zaczął je rozdawać.
Scott był rozdarty. Wiedział, że potrzebował pozytywnej oceny, a Stiles zawsze
takie dostawał. Z drugiej strony wiedział, że jeśli Stiles czegoś od niego
chciał, to pewnie całe przedsięwzięcie nie skończy się dobrze. – Okej –
westchnął cicho.
Stiles uśmiechnął się.
- Chociaż się postaraj dobrze
pozaznaczać, okej?
- Ugh…
Niezapowiedziane kartkówki u
Harrisa zawsze były A, B, C, D, więc rozpoznanie pisma było dla niego
praktycznie niemożliwe, zwłaszcza że Stiles i Scott potrafili podrobić swój
podpis… tak na wszelki wypadek.
Stiles podpisał się imieniem i
nazwiskiem przyjaciela i rozwiązał mniej więcej dwie trzecie kartkówki.
Wiedział, że nie może tego zdać za dobrze, bo Harris mógłby się zorientować.
Po zajęciach pojechał do domu i
przespał prawie całe popołudnie. Wstał akurat na czas, żeby zrobić późny obiad
dla siebie i taty i jeszcze odrobić część lekcji. Scott jeszcze się nie
dowiedział, co go czeka, ale Stiles wiedział, że nie będzie zadowolony.
John był zmęczony po pracy.
Zazwyczaj Stiles jakoś to wykorzystywał i udawało mu się wyciągnąć od niego coś
więcej, ale tym razem przestał się odzywać, gdy tylko Stiles zapytał o
znalezione ciało. Nastolatek wiedział, kiedy się przymknąć, więc zaczął
opowiadać o Lydii Martin, która przy całej szkole narobiła wstydu chłopakom z
drużyny lacrosse tylko dlatego, że jej chłopak – kapitan drużyny – nie chciał
iść do kina na jakieś romansidło. Słuchanie jej inteligentnych wywodów było
mega zabawne, tym bardziej, że żaden z „poszkodowanych” nie miał pojęcia, jak
zareagować. Tyrada była na tyle dobra, że nawet Stiles musiałby się chwilę
zastanowić, żeby się odszczeknąć.
Jego ojciec słyszał opowieści o
Lydii od samego początku szkolnej kariery syna. Już pierwszego dnia szkoły
Stiles wrócił do domu bez zęba, bo zdenerwował Lydię Martin i ta namówiła
innego chłopca, żeby ten uderzył go w twarz w zamian za kawałek ciasta od
Lydii. Dziewczyna od małego wiedziała, jak i gdzie się zakręcić i kogo
zmanipulować.
Stiles przysięgał, że Lydia
zostanie jego żoną. Był nią oczarowany od samego początku i nie przeszło mu ani
trochę przez następne lata, kiedy dorastali obok siebie – Lydia, urodzona
liderka i Stiles, niezdarny i nadpobudliwy chłopiec z dziwnym imieniem, który
zawsze pakował się w kłopoty.
Nastolatek wolał nie uświadamiać
ojca, że ostatnio obiekt jego zainteresowań się diametralnie zmienił. Nie, żeby
był to ktoś, kogo Stiles mógł mieć. Tak samo jak w przypadku Lydii, ta walka
była z góry skazana na porażkę, ale cóż, zawsze mógł sobie chociaż pomarzyć… Z
tego co wiedział, wilkołaki nie potrafiły czytać w myślach, więc powinien być
bezpieczny.
Wieczór spędził z ojcem przed
telewizorem, oglądając mecz, który ani trochę go nie interesował. Odkąd
zabrakło jego mamy, wiele się zmieniło w ich życiu i wszystko na gorsze. Po jej
śmierci wszystko się skomplikowało i żaden z nich nie potrafił sobie poradzić
ze stratą. Z czymś takim zwyczajnie nie dało się przejść do porządku dziennego.
Odłożenie wyprawy do lasu na
kilka dni przez ten cały raban był dla Stilesa trudny. Nie mógł nawet się
skontaktować z wilkołakami, bo prawdopodobnie padł im telefon. Nikt do niego
nie oddzwonił, więc pewnie nawet nie wiedzieli, że próbował się do nich dobić.
Nie, żeby miał rzeczywiście do powiedzenia coś, co nie mogło poczekać kilku
dni.
Za dokładnie pięć dni miała być
pełnia księżyca. Stiles chciał do tego czasu chociaż raz odwiedzić stado. Był
ciekawy, jak pełnia oddziałuje na wilkołaki. Miał nadzieję, że nie wpływa na
nich tak, jak jest w różnych podaniach i że będzie mógł spędzić z nimi ten
czas. Zdecydowanie chciał się przekonać na własnej skórze, jeśli przebywanie
blisko nich nie wiązało się z niebezpieczeństwem.
Gdy wreszcie nadszedł czas
wyprawy, jak zwykle zrobił porządne zakupy, uwzględniając preferencje każdego z
mieszkających w lesie wilkołaków i z torbą wypchaną po brzegi udał się do lasu.
Porządnie się zapocił, dźwigając wałówkę taki kawał. Może nawet wyrobi sobie
trochę mięśnie. Byłoby miło, naprawdę, nie żeby Derek miał kiedykolwiek na
niego…
Nie. Żadnego myślenia o Dereku.
Nie i już.
Stiles zastał tym razem przed
domem Petera. Mężczyzna stał z rękami splecionymi na piersi i instruował
bliźniaki podczas walki.
- Nie uciekaj, Ethan! – warknął
widząc, że jeden z wilków jest o krok od schowania się za jego nogami przed
swoim bratem. – Jesteś sprytniejszy. Walcz!
Jeden z wilków obnażył zęby –
Aiden? – i natarł na niemal identycznego wilka. Ten drugi zawahał się przez
chwilę, co dało przeciwnikowi czas na wgryzienie się w jego szyję. Jaśniejszy
wilk pisnął, odpychając napastnika mocno łapami. Jakoś dał radę się oswobodzić
i tym razem to on natarł, zachęcany przez swojego ojca. Aiden się tego nie
spodziewał, więc tym razem to Ethan dał radę powalić go na ziemię i zatopić kły
w jego szyi.
- Wystarczy! – zarządził Peter. –
Teraz zmierzycie się ze mną. – Peter skinął Stilesowi głową. – Laury nie ma,
ale zaraz powinna wrócić.
- Spoko, chętnie popatrzę.
Bliźniacy zmienili się z powrotem
w ludzi. Stali obok siebie, zupełnie nadzy i ze śladami zębów na ciele, które z
każdą chwilą były coraz mniej widoczne. Peter kazał im połączyć się w jedną
postać. Aiden położył dłoń na plecach brata. Stiles aż zadrżał, słysząc dźwięk
przesuwających się kości. Nie miał pojęcia, jakim cudem bliźniaki to robią, ale
wyglądało to fenomenalnie.
Po chwili w miejscu dwóch
pięciolatków stał mniej więcej dziesięciolatek, patrzący na Petera czujnie.
- Okej. Zasada jest taka jak
zawsze – powiedział Peter, pochylając się lekko do przodu.
- Czyli jaka? – spytał Stiles
ciekawy.
Eidan – tak nazywano bliźniaki w
tej postaci - uśmiechnął się pod nosem.
- Nie ma żadnych zasad – odparł,
błyskając żółtymi oczami. Jego paznokcie i zęby zaczęły się zmieniać i po
chwili miał już długie, ostre pazury i kły.
- Nie powinieneś uczyć dzieci
takich rzeczy – stwierdził Stiles. Nie był ani trochę zaskoczony. To było
cholernie podobne do Petera.
Mężczyzna nawet tego nie
skomentował. Zaczął zbliżać się do bliźniaków, zmieniając się powoli tak jak
oni. Każdy jeden krok stawiał szybciej niż poprzedni, aż w końcu dopadł Eidana
z warkotem i popchnął go do tyłu.
Peter ani trochę się nie hamował,
co trochę Stilesa przerażało. Rozumiał, że czasy były ciężkie i dzieci musiały
umieć się bronić, ale patrzenie, jak dorosły wilkołak atakuje z całą mocą swoje
pięcioletnie dzieci nie było ani trochę przyjemne. Eidan jęknął z bólu, kiedy
Peter uderzył go z pięści w twarz, posyłając na ziemię.
- Tato! – jęknął, ale Peter nie
przestał, szykując się już do kolejnego ataku. Eidan chyba zrozumiał, że jego –
ich? matko – ojciec nie zamierza się powstrzymywać.
- Co tak stoisz? – spytała Erica,
wychodząc z domu. – Masz jedzenie?
Stiles bez słowa podał jej torbę,
nawet na chwilę nie odrywając wzroku od Petera i Eidana. Dzieciak zrobił unik i
przeszedł ojcu między nogami, kopiąc go przy tym w tyłek.
- Dobrze! – sarknął Peter,
nacierając po raz kolejny.
Eidan nie miał szans, ale walczył
dzielnie. Starał się blokować ciosy i nie pozwalać, żeby lądowały w
strategicznych miejscach. Gdy w pewnym momencie Peter znowu powalił go na
ziemię, Eidan sypnął mu piasku w oczy. Peter syknął, odsuwając się i
momentalnie zasłaniając twarz. To dało czas Eidanowi na kopnięcie go z obrotu –
skąd dzieciaki znały takie ruchy? – i powalenie na ziemię.
Eidan dopadł Petera dosłownie w
sekundę, siadając mu na klatce piersiowej i zaczął go okładać pięściami. Bił
mocno, precyzyjnie i szybko. Długo to nie trwało, bo w końcu Peter złapał go za
ręce i zrzucił z siebie.
- Wystarczy – zarządził.
Eidan od razu przestał, ocierając
krew z twarzy i wstając. Peter też podniósł się z ziemi i otrzepał.
Stiles na chwilę odwrócił wzrok,
a kiedy spojrzał z powrotem na walczących, przed Peterem stało już dwóch małych
chłopców. Obaj z pokiereszowanymi twarzami i zakrwawieni, ale wyraźnie
zadowoleni z rezultatów swojej walki.
Nastolatek zauważył Dereka między
drzewami idącego w stronę domu. Na jego ramionach siedziała Natalia, trzymając
go za ręce i mówiąc coś z przejęciem.
- Co musicie zrobić, kiedy
natrafimy na łowcę? – spytał Peter.
- Poczekać, aż reszta stada
rozpocznie walkę – powiedział Aiden. – Wtedy uciekamy i chowamy się.
- Co, jeśli stada przy was nie
ma? – zadał kolejne pytanie.
- Dajemy znać reszcie stada,
gdzie jesteśmy, a potem… walczymy choćby nie wiem co – odparł Ethan.
- Dlaczego? - spytał Peter
spokojnie.
Stiles sam był ciekawy.
- Każda sekunda to dodatkowy czas
dla reszty stada, żeby nas uratować – wyrecytował Aiden.
Peter uśmiechnął się lekko.
Klęknął na ziemi i rozłożył ramiona. Chłopcy przylgnęli do niego, obejmując go
mocno.
- Dokładnie tak. Dobrze się dzisiaj
spisaliście – pochwalił ich. – Umyjcie się i ubierzcie. Jestem pewny, że Stiles
przyniósł wam coś dobrego.
- Taak! - wykrzyknął uradowany
Aiden, uśmiechając się szeroko i pokazując niekompletne uzębienie. Było to tak
naturalne dla dziecka w jego wieku, że gdyby nie krew na jego ciele, Stiles
zacząłby się zastanawiać, czy wcześniejsza walka nie była tylko wytworem jego
wyobraźni.
Derek skinął mu lekko głową,
odstawiając Natalię na ziemię. Mała krzyknęła „ceść, Stiles!”, sepleniąc trochę
i wbiegła do domu, zapewne skuszona zapachem świeżego jedzenia.
- Wykrztuś to z siebie –
powiedział Peter, splatając ręce na piersi i patrząc na niego wyczekująco.
- Ktoś zamordował nastolatkę –
przyznał, wsuwając ręce w kieszenie. – Tej samej nocy kiedy Derek był u mnie. –
Stiles spojrzał na młodszego wilkołaka. – To dlatego nikogo nie było przy
granicy i nikt nie próbował cię powstrzymać. Łowcy byli zajęci zwłokami i
tropieniem zabójcy.
- Co?
Stiles poskoczył, kiedy usłyszał
głos Laury z odległości kilku metrów. Szła w ich stronę szybkim krokiem,
zmartwiona. I goła. Stiles wydał z siebie nieartykułowany odgłos i zakrył
pospiesznie oczy. Czuł, że pieką go policzki.
- Ktoś zabił dziewczynę –
powtórzył, nie mając odwagi spojrzeć. Nie widział do tej pory na żywo gołej
kobiety i wolał, żeby tak zostało. – Nazywała się Marika Grayson, była w moim
wieku. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, miała takie same obrażenia jak… Czy
mogłabyś się ubrać?
- Czyli to sprawka wilkołaka? –
spytał Peter. Nie wydawał się ani trochę przejęty zawstydzeniem nastolatka.
Stiles rozsunął palce skupiony na tym, żeby nie odrywać wzroku od Petera.
- Na to wygląda – odparł.
- Stiles… Wiesz, że to nie my,
prawda? – spytała Laura. Laura, Peter, Derek… cała trójka patrzyła na niego w
ciszy. To znaczy, Stiles podejrzewał, że Laura patrzy na niego. On sam nie
odważył się choćby spojrzeć w jej stronę.
- Nie jestem głupi. To, co uruchamia
alarm to najzwyklejszy na świecie czujnik, który reaguje na podwyższoną
temperaturę ciała. Łowcy dokładnie wiedzą, kiedy i ile osób wychodzi z lasu.
Gdyby to był ktoś z was, od razu by was złapali.
- Co sugerujesz? – Laura uniosła
brwi.
- Jest ktoś jeszcze. Jakiś
wilkołak, który żyje w mieście i zabija. Ostatnio nie musieliście opuszczać
lasu, więc morderstwa ustały. Gdy jednak Derek utknął w mieście na jakiś czas,
wilkołak wybrał sobie kolejną ofiarę. To coś chyba chce, żeby cała wina spadła
na was.
- Łowcy nie są tacy głupi,
Stiles. – Peter uśmiechnął się kpiąco. – Mordują nas, bo chcą, a nie dlatego,
że ktoś ich robi w konia.
- Nie twierdzę, że robią to przez
pomyłkę… Cholera, masz rację. Ugh, nie wiem… nie miałem czasu się jeszcze nad
tym zastanowić. Tak czy siak, Marika jest martwa i nic tego nie zmieni.
Właśnie! – Stiles nagle sobie przypomniał. – Udało mi się włamać do bazy danych
policji i sprawdzić, jak sprawy stoją według nich. – Peter zagwizdał. – Co?
- Nic, nic. Kontynuuj.
- Em, okej. No więc… Z połowa
martwych ludzi uważana jest za zaginionych. Wy wszyscy też. Nikt nie ma
pojęcia, co się z wami stało. Policzyłem wszystkich według tego, co wiem od was
i brakuje mi jednego ciała.
- To znaczy? – spytała Laura.
- Sporo ciał, głównie… waszych
krewnych nie zostało odnalezionych, więc nie brałem ich w ogóle pod uwagę.
Powiedziałaś, że zginęło dwadzieścia osób z waszego stada, więc nie trudno było
policzyć ludzi. Pomijając Boyda, Isaaca i Ericę, według danych policji do lasu
weszło i nie wróciło 6 osób. 5 należało do stada, wiec zostaje jeszcze jedna,
która nie pasuje do żadnego wzorca.
- Gdyby ktoś zginął w lesie,
wiedzielibyśmy o tym – powiedział Derek.
- Ta sprawa może nie być w ogóle
powiązana z całą resztą – zauważył Peter.
- Może, ale nie chciałbym niczego
pominąć. Maria i Ben byli z wami, to już sam ustaliłem. Zostali jeszcze Oscar,
Angela, Sarah i Anna. Kto z nich nie należał do stada?
- Angela – odpowiedziała Laura.
Stiles zmarszczył brwi, próbując
sobie jak najwięcej przypomnieć z akt.
- Zaginęła na samym początku
lipca, zaraz po odnalezieniu czwartego ciała. Do dziś nie wiadomo, co się z nią
stało. Nie powiecie mi, że to nie jest podejrzane.
- To nie ma w tej chwili
wielkiego znaczenia. Rozwikłanie zagadki nie pomoże nam w walce z łowcami –
powiedział spokojnie Derek. Stiles był zaskoczony, że w ogóle się odezwał. Z
tego, co zdążył zauważyć, Derek nie wtrącał się do podejmowania decyzji.
- To prawda – zgodził się Peter.
- Gerard chce nas martwych. Znalezienie prawdziwego sprawcy nie powstrzyma go
przed polowaniem na nas.
- Więc ich po prostu wytłuczmy! –
Drzwi otworzyły się z hukiem, niemal wylatując z zawiasów. Laura tylko
westchnęła, widząc to. Cora dosłownie wyskoczyła z budynku, cała nabuzowana i
wyraźnie gotowa do burdy. Stiles trochę się jej bał. – Mamy siedzieć i czekać,
aż po nas przyjdą? Weźmy ich z zaskoczenia!
Tuż za nią z domu wyszła Erica, a
potem jeszcze Isaac. Reszta wilkołaków musiała buszować po lesie.
- Nie wierzę, że to mówię, ale
zgadzam się z nią – rzuciła Erica, dołączając do reszty. Spojrzała na swoje
paznokcie. – Czekanie działa na naszą niekorzyść. Jeśli zaatakujemy…
- Jesteśmy za słabi, żeby sobie z
nimi poradzić – odparła trzeźwo Laura.
- Im dłużej czekamy, tym słabsi
jesteśmy! – krzyknęła Cora. – Mam już dosyć siedzenia i czekania, aż po nas
przyjdą! Dlaczego nie chcecie walczyć?! Rozprawmy się z nimi raz na zawsze!
Niech wszyscy wiedzą, że nie można tak sobie na nas polować!
Laura zawahała się.
- Mama nie chciałaby…
- Mamy tu nie ma! – krzyknęła
Cora. – I czemu? Bo zamiast walczyć, zdecydowała się uciekać! Tak samo jak ty
teraz!
Spomiędzy warg Laury wydostał się
cichy warkot. Gdy się odezwała, jej głos był bardziej zwierzęcy niż ludzki.
- Przeginasz! I uważaj co mówisz!
- Dobrze wiesz, że mam rację,
Laura. Powinniśmy od razu zaatakować.
- I zginąć miesiące temu –
wtrącił Peter z wyraźną ironią. Uśmiechnął się półgębkiem, patrząc na Corę z
lekkim politowaniem. – Jedyne osoby, które miałyby jakiekolwiek szanse w walce
z łowcami, to ja, Laura i Derek. – Cora zawarczała, patrząc na Petera
iskrzącymi się na żółto oczyma. – Proszę cię. Ty, Isaac i Erica nie możecie
sobie poradzić z jednym Derekiem, który, przypominam, ledwo przeżył ostatnie
spotkanie z łowcami. Banda nastolatków nie przechytrzy wyszkolonych zabójców.
Wszyscy zginiemy.
- Siedząc na dupie i nic nie
robiąc zginiemy tak czy siak!
Peter tylko wywrócił oczami.
- Możemy to poddać pod głosowanie
– powiedziała Laura, splatając ręce na piersi i kręcąc głową. – Wszyscy wiemy,
że sytuacja nie jest idealna, ale moim zdaniem atakowanie na ślepo nie rozwiąże
naszych problemów. Nie tego uczyła nas mama. Jestem na nie. Peter?
- Nie – odparł spokojnie, jakby
to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Derek? – Laura spojrzała na
młodszego brata.
Derek patrzył na nią przez
chwilę. Pokręcił głową.
- Jestem z alfą. Jak zawsze.
Laura uśmiechnęła się lekko do
niego.
Cora spojrzała na Dereka z
niezadowoleniem.
- Ja jestem na tak.
- Ja też – powiedziała Erica.
- Nie – powiedział Isaac. – Peter
ma rację. Jesteśmy za słabi.
- Stiles?
Nastolatek spojrzał na Laurę ze
zdumieniem. Jej ciche pytanie tak go zaskoczyło, że aż zapomniał o tym, że jest
goła.
- Ja? – spytał zdumiony,
wskazując na siebie palcem.
Laura skinęła.
- Jesteś jednym z nas.
Stiles zagryzł dolną wargę. Atak
mógł być całkiem dobrym rozwiązaniem, ale… Mimowolnie pomyślał o ciężko rannym
Dereku, krwawiącym czarną krwią i tym, jak mało brakowało, żeby zginął.
Pomyślał o sytuacji, kiedy po raz pierwszy zobaczył ciemnogłowego wilkołaka. Rannego. Nie chciał widzieć tego już
nigdy więcej.
Pokręcił głową.
- Nie. To samobójstwo.
- Dlaczego on ma mieć głos? –
spytała Erica. – Nic do niego nie mam, wiem, że nam pomaga, ale nie jest jednym
z nas.
- Tu akurat się zgadzam – rzucił
Peter.
Stiles spojrzał na niego spod
byka.
- Wszyscy dobrze wiecie dlaczego
– fuknęła Laura.
Stiles nie miał pojęcia, o co
chodzi, ale to zdanie skutecznie uciszyło wszystkie protesty.
- Głos Stilesa oznacza, że nawet
jeśli Liam i Boyd będą za, i tak jesteśmy przegłosowani – mruknęła Erica. –
Cholera.
- Tchórze – rzuciła Cora, patrząc
krzywo na członków swojego stada.
Laura spojrzała na nią czerwonymi
oczami alfy.
- Zostałaś przegłosowana. Sprawa
zamknięta. Zrozumiano?
Cora zawarczała, ciągle
niezadowolona, ale w końcu ugięła się pod ciężarem spojrzenia alfy i przestała,
odchylając głowę w bok i obnażając szyję w geście poddania.
- Co w takim razie robimy? –
spytała Erica, splatając ręce na piersi.
- Kontynuujemy trening tak jak do
tej pory. Kiedy przyjdą, będziemy gotowi.
- Możemy zacząć już teraz –
mruknęła Cora i rzuciła się na Dereka ze zwierzęcym rykiem. Stiles aż
podskoczył i odsunął się, nie chcąc wejść im w drogę.
Postanowił chwilowo nie wspominać
o pendrivie i jego zawartości. Reszta mogła tego nie widzieć, ale w tym
wszystkim chodziło o coś więcej. Jeszcze nie wiedział, o co, ale przysiągł
sobie, że się dowie.
Tym razem do granicy odprowadziła
go Erica. Szła pewnie przez ciemny las tak jak reszta wilkołaków, zapewne
świetnie widząc w ciemności. Zawsze lubiła sobie z nim żartować, ale tym razem
wyraźnie nie była w nastroju. Pożegnali się krótko i Stiles poszedł już dalej
sam, grzebiąc w kieszeni za kluczykami do samochodu zaparkowanego za kilkoma
młodymi sosnami.
Chciał otworzyć samochód, kiedy
coś warknęło na niego z boku i powaliło na ziemię.
Krzyknął zaskoczony i odruchowo
uderzył napastnika kluczami w twarz. Było za ciemno, by dojrzeć zamachowca.
Widział tylko parę świecących na niebiesko oczu.
Napastnik zacisnął mu rękę na
gardle z pomrukiem zadowolenia, wytrząsając z niego ostatnie cząsteczki
powietrza. Stiles wił się i wiercił, próbując wyrwać ze stalowego uścisku, ale
był za słaby. Czy też raczej… napastnik był za silny. Oparł dłonie na klatce
piersiowej napastnika, chcąc go odepchnąć, ale nie przyniosło to żadnych
rezultatów.
Przynajmniej umrę, macając
babskie cycki, pomyślał widząc ciemne plamy przed oczami.
Cichy świst przeciął powietrze i
wyrwał jęk bólu z ciała atakującej go kobiety. Nim Stiles się obejrzał, już jej
– w końcu złapał za cycka, prawda? - nie było.
Zakaszlał, łapiąc się za
pulsujące bólem gardło i wstając w mgnieniu oka. Adrenalina i szok szybko
postawiły go na nogi.
- W porządku?
Podniósł głowę i spojrzał prosto
na ojca Allison, który stał kilkanaście metrów dalej z kuszą w ręce.
- Pan Argent – wychrypiał, klnąc
w myślach. Był w tarapatach. Czy był
tarapatach?
Cholera…
- Co ty tutaj robisz, Stiles? Już
dawno powinieneś być w domu. W tych lasach nie jest bezpiecznie.
- Chciałem się trochę wyluzować
na świeżym powietrzu – odparł z ironią. Nie było sensu w udawaniu, że znalazł
się w pobliżu lasu przypadkiem. Ojciec Allison nie był taki głupi.
Zaraz mnie zabije, pomyślał,
masując obolałe gardło.
- Idź się wyluzować gdzieś, gdzie
nie grasują krwiożercze bestie. Matko, dzisiejsza młodzież. Nic do was nie
dociera? Gdyby mnie tutaj nie było, już byś był martwy.
- W takim razie dobrze, że pan
był. Egh… Lepiej pojadę do domu.
Chris Argent zmierzył go surowym
spojrzeniem.
- Nie pokazuj się tu więcej.
Mówię poważnie.
Stiles wsiadł do samochodu,
mierząc go ostrożnie wzrokiem. Bał się, że mężczyzna nagle zmieni zdanie i
pośle go do piachu tak jak resztę stada Hale’ów. Nic takiego się jednak nie
stało.
Łowca obserwował uważnie, jak
zapala samochód i odjeżdża, ani razu nie wykonując żadnego podejrzanego ruchu.
Mimo to przez całą drogę aż do
domu Stiles pilnował, czy aby na pewno nikt za nim nie podąża.
***
Hej!
Wspominałam na ao3, że następny rozdział pojawi się za jakieś 8 dni. Wychodzi na to, że kłamałam xd
Ogółem rzecz biorąc, wstawiam Wam rozdział o wiele wcześniej, bo:
- są Mikołajki (prawda?)
- pomijając kaszel męczący mnie od miesiąca, cały dzień źle się czułam (Niemcy najwyraźniej są o krok przed nami i serwują w stołówce jajecznicę z kartonu - czy ktoś się jeszcze dziwi, że cały dzień chodziłaś struta?)
- mam jutro prezentację, która rozniesie mnie w proch, więc w sumie opublikuję co mogę, w razie gdybym tego nie przetrwała
- WSZYSCY chcemy już dojść do jakiejś porządnej akcji, ja też, a że w tym rozdziale nie ma wielu interakcji - przyspieszam trochę cały proces ;)
No więc rozdział dla wszystkich tych, którzy mieli dzisiaj okropny dzień, którzy jutro mają okropny dzień i którzy nie mogą się doczekać kolejnego weekendu. (Jesli ktoś z Was w ogóle dotarł do tego miejsca moich wynurzeń, następny rozdział za 8-9 dni, tym razem na serio;)
Pozdrawiam!
Cudowny Mikołajkowy prezent, za który mega dziękuję :)
OdpowiedzUsuńMasz rację przydała by się już jakaś akcja, ale coś tak myślę, że gdy już się pojawi, to powali mnie na kolana i będę codziennie zaglądać, kiedy pojawi się następny rozdział.
"- Wszyscy dobrze wiecie dlaczego – fuknęła Laura." - ale ja nie wiem, chociaż się troszeczkę domyślam ;) Zastanawia mnie to, że Stilles nie podejmuje tego tematu.
Nie spodziewałam się, że Stilles zostanie zaatakowany i to przez dziewczynę, dobrze, że mu się nic nie stało. Dziwne, że Erica nic nie wyczuła. Gdzie był Derek, gdy był potrzebny?
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Ten atak na końcu wyglądał mi na pozorowany - przez łowców oczywiście. Pewnie boją się go zabić bo jest synem policjanta i chcą go nastraszyć, albo ustawić przeciwko wilkom. Chyba jednak nie wzięli pod uwagę że Stilles już ich wszystkich dobrze zna. Zastanawia mnie ten pendrive, kto mu go podrzucił i po co?
OdpowiedzUsuńI oczywiście mam wielką nadzieję że to "wiesz dlaczego " wiąże się z Derekiem 😆
Pięknie dziękuję za tą Mikołajkową niespodziankę :) Dużo zdrowia i weny życzę 😀
Cudowny prezent. Przy koncowce mialam taki zawał ze podskoczylam na lozku. Jej...
OdpowiedzUsuńDziekuje za Mikolajkowy prezent :)
Dzięki za prezent
OdpowiedzUsuńWow ! Jak szybko nowy rozdział :D jesteś the best <3
OdpowiedzUsuńWow ! Jak szybko nowy rozdział :D jesteś the best <3
OdpowiedzUsuńSuper. Czekam na więcej 😘
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńo tak, czyli Stilles jest traktowany jak członek stada, coś czuję, ze marzenia się ziszczą....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia