Coś mu umykało.
Coś musiało, skoro dalej nie potrafił zawęzić liczby
podejrzanych. Nie potrafił ustalić, kim była „Kitty” i dlaczego wsadziła mu
pendrive do kieszeni. Nie miał pojęcia, jak ona jest z tym wszystkim powiązana.
Co tak naprawdę spotkało Matta i dlaczego? Co się stało z ciałem Angeli Moron?
Kto zabijał? Angela Moron miała alibi przy dwóch pierwszych morderstwach, więc
to nie mogła być ona. Sprawdził. Czego tak naprawdę chciał Gerard? Jak go
powstrzymać? Czy Chris Agent był świadomy tego, jak bardzo szalony jest jego
ojciec?
Pytań było o wiele więcej, a Stiles nie potrafił znaleźć
odpowiedzi na żadne z nich. Zaczynał rozumieć frustrację swojego ojca, który po
pracy wracał do domu, jadł obiad i nawet nie miał sił na piwo czy mecz, po
prostu szedł się kąpać i spać. Stiles chwilami miał ochotę rzucić wszystkim w
kąt i zacząć krzyczeć z frustracji.
Coś mu umykało. Coś musiało umykać. To wszystko musiało się
jakoś ze sobą łączyć. Wiedział to. Wiedział, że te wszystkie wydarzenia to
puzzle tworzące jakiś większy obraz, ale on nie potrafił ich ułożyć. Nie miał
wszystkich elementów i nieważne, jak bardzo się starał zgadnąć, co przedstawiał
obrazek, bez kompletu puzzli nie mógł tego zrobić.
Spojrzał na zdjęcie dwudziestojednoletniej Angeli Moron.
Była ładną, ciemnowłosą kobietą. Wzięła sobie rok przerwy na uniwersytecie,
żeby zaopiekować się swoją chorowitą mamą. Pewnej nocy wyszła z domu i nikt jej
już więcej nie widział. Mówiono, że zaginęła w lesie. Znaleźli się świadkowie,
którzy widzieli podobną kobietę w okolicach lasu, ale nikt nie miał pewności,
że to była rzeczywiście ona.
Stiles wiedział, że gdyby weszła do lasu, na pewno nie
musiałby się głowić nad jej sprawą. Byłaby teraz częścią watahy. Co przydarzyło
się Angeli Moron?
Pokręcił głową i odetchnął głęboko. Miał dość, musiał wyjść
trochę na świeże powietrze, zanim oszaleje. Zgarnął swoje rzeczy z biurka i
pojechał do Hale’ów. Peter obiecał, że mu pokaże sposób na wyjście z lasu bez
włączania alarmu. Stiles był tego bardzo ciekawy, bo to dałoby mu odpowiedź na
pytanie, jakim cudem kobieta wilkołak przemieszczała się między lasem i miastem
i alarm nigdy nie zawył. Istniało, oczywiście, prawdopodobieństwo, że było ich
więcej, ale Stiles w to wątpił. Wilkołak nie należący do stada nie zdołałby się
przed nim ukryć. Ta babka musiała spędzać czas w mieście i tylko okazjonalnie
zaglądać do lasu. Jej timing też był dość zaskakujący, jeśli Stiles miał być ze
sobą szczery.
Gdy dotarł przed dom Hale’ów, Erica walczyła z Corą. Obie
były mocno zakrwawione, ale żadna nie odpuszczała. Stiles dalej nie rozumiał,
dlaczego się tak nie znosiły i ciągle skakały sobie do gardeł, ale cóż… Nigdy
nie rozumiał kobiet i nie zapowiadało się na jakieś zmiany na tym froncie.
- Twoje serce bije jak oszalałe – zauważył Liam. Siedział
niedaleko łowcy i zajadał się jakimiś orzeszkami.
- To pewnie Adderall. Miałem frustrujący dzień. - Liam
uśmiechnął się kącikiem ust. – Jest tu gdzieś Peter?
- Za domem. On, Derek i Isaac noszą drewno na opał.
- I pozwolili ci się obijać?
- Ostatnio prawie rozniosłem szopę. Wolę mnie tam nie
wpuszczać.
Stiles zaśmiał się. Podejrzewał, że Liam zrobił to celowo.
Rzeczywiście, za domem znajdowały się wilkołaki. Derek i
Peter rąbali drewno, a Isaac nosił je do szopy i układał. Stiles uważnie
przejechał wzrokiem po odsłoniętym torsie Dereka. Czuł ekscytację na samą myśl,
że teoretycznie może tam podejść i dotknąć i są duże szanse, że nie dostanie za
to w łeb.
Peter też się dobrze prezentował. Każdy w tym cholernym
stadzie dobrze się protestował, to było totalnie nie fair.
- Hej, Stiles – przywitał się Isaac.
- Hej.
- Twoje serce bije jak szalone – powiedział Derek, marszcząc
brwi.
- Ugh, to
Adderall, lek na ADHD. Miałem dzisiaj ciężki dzień.
- Coś nowego w twoim małym śledztwie?
Stiles wywrócił oczami, słysząc pełen dezaprobaty ton
Petera.
- Cieszę się, że doceniasz moje starania.
Peter tylko uśmiechnął się lekko.
- Przyszedłeś po coś konkretnego, prawda?
- Tak. Mówiłeś, że możecie wyjść z lasu bez włączania
czujnika. Chciałbym, żebyś mi pokazał, jak.
Derek i Isaac spojrzeli na niego z zaskoczeniem.
- Można wyjść bez włączania alarmu? – zdumiał się Isaac.
Derek wyglądał na równie zdezorientowanego.
- Okazuje się, że tak – przyznał Peter, wzruszając
ramionami. – Odkryłem to przypadkiem jakiś czas temu jak patrolowałem granice.
- Co? Czemu nic nie powiedziałeś? – spytał Isaac
oskarżycielsko.
- A co zrobiłbyś z tą wiedzą, hmm?
- Co za różnica?
- Czemu cię to interesuje, Stiles? – spytał Derek spokojnie.
- Próbuję zebrać informacje o tej babce, która pojawia się w
najmniej oczekiwanych momentach.
- To znaczy? – spytał Isaac.
- No, próbowała mnie zabić, potem pojawiła się podczas
waszej walki z łowcami, no i Jackson widział jak zabija jakąś kobietę. Której
ciało wreszcie znaleziono. Podejrzewam, że to ona stoi za tymi wszystkimi
zabójstwami.
- Mówiłem, że zajmiemy się tym podczas kolejnej pełni –
zauważył Peter. – Cierpliwość to cnota.
- Nie w przypadku, kiedy Argentowie mogą w każdej chwili was
zaatakować. Im więcej informacji zdobędziemy, tym łatwiej będzie nam się przed
nimi bronić.
Peter westchnął ciężko.
- Okej, możemy sobie w sumie zrobić małą przerwę. Po naszej
ostatniej rozmowie wiem, że lepiej ci dać co chcesz, to się wtedy zamkniesz.
Stiles uśmiechnął się szeroko, pokazując mu uniesione
kciuki. Peter tylko spojrzał na niego spod byka. Wziął Dereka i Isaaca i poszli
w stronę wyjścia z lasu. Gdy przechodzili przez podwórko, Stiles obejrzał się
na Ericę i Corę.
- Erica już nie ma problemów z atakami, prawda? – spytał.
- Ugryzienie – jeśli się przyjmie, oczywiście - potrafi wyleczyć
z większości chorób. Epilepsja jest najwyraźniej jedną z nich.
Stiles skinął. Podejrzał to już po rozmowie z Laurą, kiedy mu
powiedziała, że Patricia została wyleczona z AIDS.
Peter zaprowadził ich pod samą granicę. Wilkołaki najpierw
dobrze sprawdziły, czy gdzieś w pobliżu są łowcy, po czym Peter zaprowadził ich
w odpowiednie miejsce.
- To tutaj – powiedział.
- Tutaj? To znaczy?
- Między tymi dwoma drzewami – wskazał Peter - jest przerwa.
Czujniki są zamontowane na tych drzewach tyłem do siebie. Tworzą wąską bramkę i
nie reagują, kiedy ktoś przechodzi. Patrz.
Peter jakby nigdy nic zaczął iść przed siebie. Stiles ze
zdumieniem zobaczył, że ten wyszedł z lasu bez najmniejszego problemu.
Alarm nie zawył.
Peter spojrzał na nich z kpiącym uśmieszkiem i wrócił z
powrotem na teren lasu.
Stiles spojrzał w górę na czujniki.
A więc miał rację. Kimkolwiek była ta kobieta wilkołak,
musiała współpracować z łowcami. Musiała współpracować z Gerardem lub tym, kto
założył czujniki w lesie. Stiles tylko nie rozumiał, dlaczego łowca miałby
połączyć siły z wilkołakiem, żeby zabić inne wilkołaki? Żadna ze stron nie
powinna tego chcieć.
I nagle go tknęło.
„…Patricia była od
niego starsza o 6 lat i chorowała na AIDS. Poprosiła mamę o przemienienie jej.
Mama się zgodziła. Gdy Patricia już nie musiała martwić się chorobą, wreszcie
mogła pozwolić sobie na luksus, jakim było dziecko…”
„… aż tak dostał w kość
po jednym wypadzie do lasu?
- Nie tyle wyjście do
lasu co fakt, że ma raka w zaawansowanym stadium…”
„…Ugryzienie potrafi wyleczyć
z większości chorób…”
Czyżby… czyżby o to w tym wszystkim chodziło? Tego szukał
Gerard? Lekarstwa?
- Peter, co się dzieje z łowcą, który zostaje ugryziony? –
spytał Stiles.
- Ich kodeks przewiduje samobójstwo. Czemu?
Stiles pokręcił głową. Kodeks przewiduje… Ponoć przewidywał
zabijanie tylko tych istot, które przelały ludzką krew. Skoro Gerard nie
stosował się do tej części, resztę też pewnie traktował wybiórczo.
Lekarstwo. Gerard chciał cholernego lekarstwo na raka.
Ludzie takowego nie mieli, ale istoty nadprzyrodzone już tak. Gdyby Gerarda
ugryzł alfa i go przemienił, ten nie musiałby już dłużej martwić się swoją
chorobą.
Stiles podejrzewał jednak, że to tylko część tego całego
zamieszania. Gdyby chodziło tylko o ugryzienie, Gerard złapałby sobie jakiegoś
alfę i go do tego zmusił. Miał jeszcze inny cel w zaatakowaniu Hale’ów i Stiles
musiał go szybko odkryć. Gerardowi kończył się czas. W niedługim czasie pewnie
wykona kolejny ruch. Do tego czasu już musi wiedzieć.
- Powiedziałeś wcześniej „jeśli się przyjmie” – zauważył. –
Czy to znaczy, że może się nie przyjąć?
- Oczywiście. Szansa jest mała, ale istnieje.
- Co się wtedy dzieje?
Peter wzruszył ramionami.
- Umierasz.
- Uhm… czy coś jeszcze was osłabia oprócz tojadu?
- Stiles, zadajesz szereg bardzo dziwnych pytań, zdajesz
sobie z tego sprawę? – wytknął mu Peter.
- Oczywiście. Inaczej bym nie pytał. Nic nie mogę poradzić
na to, że mój mózg po takiej ilości Adderallu funkcjonuje w cokolwiek zabawny
dla was sposób - wystrzelił na jednym wydechu.
- Jarząb pospolity – wtrącił Derek. Peter spojrzał na niego
krzywo. – Nie tyle działa jak trucizna jak tojad, co bariera… Ciężko to wyjaśnić,
ale to nas zdecydowanie może osłabić.
- Jak go zdobyć?
Derek wzruszył ramionami.
- W zielarskim powinni trochę mieć.
- Super. Dzięki, Derek. Pa.
Cała trójka wilkołaków spojrzała na niego dziwnie, jak im
zamachał i po prostu sobie poszedł.
Nastolatek napisał wiadomość do Scotta, żeby on i Allison
przyszli dzisiaj do niego, bo musi z nimi poważnie porozmawiać. Scott był
zaskoczony i chyba trochę zaniepokojony. Stiles pisał tak do niego tylko w
najgorszych przypadkach, wiec musiał wiedzieć, że coś jest na rzeczy.
I było.
Stiles wiedział, że sam już nie da sobie rady i musi mieć po
swojej stronie Scotta i Allison, jeśli jego plan ma się udać.
No, miał też nadzieję, że Allison rzeczywiście jest taką
słodką dziewczyną, na jaką wygląda, i nie naskarży na niego. Do tej pory nie
ufał nikomu, bo życiu mu jeszcze było miłe, ale teraz, jeśli chciał
rzeczywiście przysłużyć się wilkom, musiał zaryzykować.
Dla Dereka.
Nie wiedział, czemu ma aż tak wielką obsesję na jego
punkcie. Dlaczego tak bardzo mu na nim zależy. Jasne, Derek był zabójczo
przystojny, ale wygląd to nie wszystko, prawda? Stiles wiedział, że ma trudny
charakter. Mało kto dałby radę z nim wytrzymać. Derek do tej pory był raczej
cichy i zamknięty w sobie, skupiony na tym, by jak najbardziej przysłużyć się
watasze. Bez wahania oddałby życie za każdego jej członka, Stiles dobrze o tym
wiedział, ale… to nie znaczyło, że im się uda. Prawda?
Scott akurat zajechał od jego dom. Stiles westchnął i
spojrzał na swoją tablicę i wszystkie inne materiały, które zdobył do tej pory.
Zgromadził całkiem pokaźny materiał dowodowy. Nie miał pojęcia, jak Allison na
to wszystko zareaguje, ale cóż… nie byli już dziećmi. Skoro miała być przyszłą
głową rodziny, powinna wiedzieć, że musi wziąć odpowiedzialność za jej czyny.
- Hej, Stiles – powiedział Scott, uchylając drzwi do jego
pokoju. Już od lat miał klucz do domu Stilesa, tak jak Stiles miał klucz do
jego domu. – Coś się stało? Przestraszyłeś mnie tą wiadomością.
- Musimy pogadać – powiedział tylko. – Lepiej usiądźcie.
Allison i Scott spojrzeli na siebie.
- Okej, więc zabrzmi to jakbym totalnie ześwirował… ale tak,
totalnie totalnie ześwirował. Okej, więc na początek chcę wam pokazać to. –
Włączył na komputerze filmik i podał laptop Scottowi i Allison. – Po tym, jak
wyrzucono mnie w lesie, w kieszeni znalazłem pendrive z tym filmikiem. Jest
słabej jakości, ale powinniście rozpoznać chociaż jedną osobę z nagrania.
- Mój dziadek – powiedziała Allison zszokowana. Scott
zerknął na niego z niedowierzaniem, po czym wbił z powrotem wzrok w komputer.
Oboje podskoczyli, kiedy Gerard zastrzelił dziewczynkę.
- C-co to jest? – głos Allison zadrżał.
- To materiał poważnie obciążający twojego dziadka, Allison
– powiedział, odstawiając laptop na biurko. – Ta dziewczynka, którą zastrzelił,
to Malia. Malia Hale. Miała szesnaście lat. Okej, więc czas na całą historię.
Wtedy, kiedy tamta banda wyrzuciła mnie w lesie, to nie rodzina Allison mnie
uratowała. To znaczy, znaleźli mnie, ale… wcześniej zostałem zabrany do
jakiegoś domu, gdzie udzielono mi pierwszej pomocy. Dopiero jak ci ludzie
zostawili mnie na skraju lasu, zostałem znaleziony przez rodzinę Allison. Okej,
więc, prawda jest taka, że… Ugh, ale nie oszalałem, okej?! No, więc… - Stiles wziął głęboki oddech i… zaczął.
Krążył po pokoju, gestykulując zawzięcie. Im dłużej mówił, tym bardzo Allison i
Scott byli zszokowani.
Gdy wreszcie skończył, zapadła głucha cisza.
- Stary, wilkołaki? – spytał w końcu Scott.
- Cała masa wilkołaków – odparł Stiles. Spojrzał na Allison,
która patrzyła na jego tablicę, na której miał wszystko czarno na białym. – Nie
wierzysz mi, prawda? Nie wierzysz mi i zaraz pójdziesz do swojego ojca, a on
postrzeli mnie ze swojej wyczepistej kuszy i…
- Wierzę ci – powiedziała Allison, patrząc na niego z wysoko
uniesioną głową. – Wierzę, że mój dziad… Gerard – poprawiła się – byłby zdolny
do czegoś takiego. Wiem, że mój tata podejrzewa go o zamordowanie mojej babci –
przyznała. – Ale nigdy nie uwierzę, że mój ojciec by na to pozwolił. Tego nie
dam sobie wmówić, Stiles.
- Szczerze mówiąc nie wiem, ile twój ojciec tak naprawdę wie
– przyznał. – Możliwe, że Gerard poprzeinaczał mu fakty i nie powiedział mu o
wielu rzeczach.
Scott pokręcił głową.
- Jak mogłeś trzymać w tajemnicy coś takiego?! – spytał. –
Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.
- Daj spokój, Scott. Chyba nie sądzisz, że tak bezmyślnie
wciągnąłbym cię w coś takiego? Poza tym – podrapał się po głowie, zerkając na
Allison – bałem się, że powiesz Allison, a ona swojej rodzinie i…
- Stiles! – krzyknęli oboje oskarżycielsko.
- Wiem, wiem! – Uniósł ręce w poddańczym geście.
- Czemu nam o tym mówisz? – spytała trzeźwo Allison. – Czego
chcesz?
- Okej, więc – Stiles zaczął chodzić po pokoju – mam pewną
teorię, czego Gerard chce od stada. Przynajmniej częściowo. I potrzebuję waszej
pomocy, żeby go przechytrzyć.
- To znaczy?
- Gerard jest ciężko chory, z pewnością bierze jakieś leki…
Witaminy, suplementy, cokolwiek.
Allison zmarszczyła brwi.
- Tak, ma swoje tabletki, ale…
- Chcę, żebyś podmieniła je z tymi, które zrobię ja.
- Chcesz go otruć? – zdumiał się Scott. – To chyba lekka
przesada, stary.
Stiles uśmiechnął się.
- Nie otruję go. To ma być moje…
- Nasze – poprawił go Scott.
Stiles skinął.
- … nasze zabezpieczenie w razie gdybym miał rację. No
wiesz, z tym, czego on tak naprawdę chce. Jeśli się mylę, nic mu się nie
stanie. Skoro rzeczywiście ma raka w zaawansowanym stadium, żadne leki mu już
nie pomogą, więc podmienienie ich nie powinno na niego zbytnio wpłynąć. To jak?
Mogę na was liczyć?
Scott pokiwał głową.
- Jasne, stary, ale totalnie musisz nas zabrać do lasu.
- Myślę, że mój tata powinien się o tym wszystkim dowiedzieć
– powiedziała Allison.
- Allison, nie, nie ma mowy.
- Stiles, na pewno zrozumie! Jeśli Gerard rzeczywiście…
- Nie zaryzykuję życiem watahy ani swoim! – upierał się
Stiles. – Nie mogę liczyć na to, że być może twój ojciec rzeczywiście nic na
ten temat nie wiem. Co, jeśli wie? Co, jeśli na to wszystko pozwolił? Co wtedy,
Allison?
Allison wyglądała, jakby chciała go uderzyć. Patrzyła na
niego z wyraźną złością. Pokręciła głową, jakby nie wierzyła, że Stiles może
choć przez chwilę wątpić w jej ojca.
- Allison, twój ojciec postrzelił Dereka z kuszy i władował
w stado kilka magazynków. Serio, nie jest na mojej liście ludzi, którym mogę
zaufać.
Allison też dla niego tak do końca nie była. Jej upór mógł
pokrzyżować mu plany. Chyba wiedziała, o czym myślał, bo powiedziała:
- Chodźcie.
- Co? Dokąd?
- Chciałeś podmienić Gerardowi leki. Kiedy jak nie teraz?
Poza tym, chyba muszę ci coś pokazać.
- Em, jeszcze ich nie przygotowałem. Poza tym nie wiem, jak
wyglądają.
- Ja wiem – zapewniła Allison.
- Masz wszystko, żeby je zrobić? – spytał Scott.
- Nie, ale mogę to dość łatwo zdobyć.
- Okej, to chodźmy.
Scott pojechał do sklepu zielarskiego po jarząb pospolity, a
Allison i Stiles do kliniki Deatona. Stiles wiedział, że jest nie czynna od
czasu śmierci mężczyzny, ale nie została oczyszczona z zapasów, więc powinien
znaleźć wszystko, by móc zrobić swoje własne tabletki.
- Serio chcesz się tutaj włamać? – spytała Allison widząc,
że wyciąga z Jeepa nożyce do cięcia grubego metalu.
- Przecież i tak nikogo tutaj nie ma.
Dziewczyna westchnęła, ale nie protestowała więcej. Po
chwili dojechał do nich Scott. Przygotowanie odpowiednich tabletek było
bajecznie proste z tym, co Deaton miał w swoim arsenale. Scott był trochę
niepewny całej akcji, ale Allison wyglądała na zdeterminowaną. Wyraźnie chciała
udowodnić, że jest godna zaufania.
Z jej pomocą wszystko okazało dziecinnie proste. Nikt się
nie zdziwił, widząc z nią Scotta i Stilesa. Jej ojciec tylko spojrzał na niego
spod byka, ale nic nie powiedział Matka Allison patrzyła na nich ze swoją
zwyczajową zabójczą miną.
- Okej, Gerarda nie ma w domu – powiedziała cicho, zamykając
za sobą drzwi od łazienki. – Przesypuje tabletki do swojego pudełka, ale
wszystkie trzyma tutaj. – Wyciągnęła z szafki kilka pudełek z różnymi
tabletkami. Otworzyła je i wysypała ich zawartość na rękę. Stiles ostrożnie
wrzucił do pudełka te zrobione przez siebie i wyglądające tak samo i zamknęli
je. Po podmienieniu większości wyślizgnęli się z łazienki i uciekli do pokoju.
– Na pewno nic mu przez to nie będzie? – upewniła się Allison.
- Nie, jeśli nie będzie próbował zrobić tego, co myślę, że
chce zrobić.
Scott spojrzał na niego pytająco. Stiles pokręcił głowa.
- Chodźcie, chcę wam jeszcze coś pokazać – powiedziała
Allison. Klęknęła obok łóżka i sięgnęła pod nie, wysuwając jakiś karton z toną
papierzysk. Zaczęła je wyciągać po kolei. W końcu trafiła na składaną ramkę z
fotografiami. Przetarła ją rękawem i pokazała Stilesowi.
Chłopak wziął ją w rękę i zmarszczył brwi. Było to zdjęcie
drużyny pływackiej sprzed jakichś dziesięciu lat. Jedna strona przedstawiała
całą drużynę razem, a druga każdą pływaczkę z osobna z jej imieniem i
nazwiskiem pod spodem. W pierwszej chwili Stiles nie rozumiał, o co chodzi.
Potem to zobaczył.
Kate „Kitty” Argent.
Zamarł, otwierając szeroko oczy.
- Kate „Kitty” Argent – powiedział głucho. Pokręcił głową. –
Ale przecież…
Czy to mogło być możliwe? Kate Argent nie żyła! Jej zwłoki
zostały zidentyfikowane i…
- Między innymi dlatego ci wierzę, Stiles – powiedziała
Allison. – Miałeś ją na swojej tablicy, widziałam tam jej imię. Skąd
wiedziałbyś o tej ksywce?
- A-ale jak? Przecież… Jej ciało zostało zidentyfikowane.
- Przez Gerarda – wtrąciła Allison. - Mój ojciec nawet go
nie widział.
Scott zmarszczył brwi.
- Sugerujesz, że zidentyfikował inne ciało jako Kate? –
spytał.
- To sukinsyn! – powiedział Stiles z niedowierzaniem.
Wszystko nagle zaczęło nabierać więcej sensu.
- Czy to w ogóle jest możliwe? – spytał Scott. – Stiles,
można odwalić taki numer?
Stiles uśmiechnął się niewesoło. Zaczął krążyć po pokoju.
Jego myśli galopowały.
- Jeśli masz wystarczająco dużo kontaktów, tak. A on
koleguje się z szeryfem. Mój tata cały czas narzeka, że rodzina Allison za dużo
się miesza do pracy policji.
- Żona szeryfa pracuje w kostnicy – powiedział Scott. – Moja
mama często się na nią skarży, bo ta babka ciągle bierze wolne bez większych
powodów.
- Nie mogę w to uwierzyć! – powiedziała Allison, kręcąc
głową. – To jakiś obłęd. O co w tym wszystkim chodzi?! – Nikt jej nie
odpowiedział. – Stiles!
Nastolatek pokręcił głową.
Ciężko było mu się wyrwać, ale Allison i Scott w końcu go
puścili. Pewnie dlatego, że na dworze było już ciemno. Stiles obiecał im, że
spotkają się następnego dnia i wszystko obgadają i lepiej, jeśli się z tym
prześpią. Nie byli zadowoleni, ale w końcu się zgodzili.
Stiles wsiadł w samochód i pojechał do swojego domu. Musiał
sobie wszystko przemyśleć. Po drodze zadzwonił do niego Danny, któremu udało się
ustalić, do kogo należała broń znaleziona w mieszkaniu Matta. Ani trochę go nie
zdziwiło, kiedy usłyszał, że kradzież zgłosił Chris Argent. Musiał jeszcze
zajrzeć w dokumenty, ale podejrzewał, że już wiedział, co tak naprawdę się
działo.
W nocy nie mógł spać. Przewracał się z boku na bok, próbując
dopasować do siebie wszystkie informacje. Niektórych elementów puzzli nadal
brakowało, ale zaczynał już dostrzegać, co znajdowało się na obrazku.
Było około 3 nad ranem, kiedy rozdzwonił się jego telefon.
Serce zabiło mu mocno, kiedy zobaczył, że to wataha. Nacisnął zieloną
słuchawkę.
- Stiles! Musisz przyjechać! – usłyszał spanikowany głos
Erici. Słyszał w oddali krzyki, płacz i nawoływania. – Ktoś podpalił dom, nie
możemy wyjść!
- Co? – zerwał się z łóżka i pognał na dół. Po drodze
zgarnął kij baseballowy tak na wszelki wypadek. – Co masz na myśli, co…?
- Przyjedź!
- Czemu nie możecie wyjść? – spytał, wsiadając do samochodów
i odpalając go. - Erica, czemu nie możecie wyjść?
- Jarząb pospolity – powiedziała. Potem połączenie zostało
przerwane.
Stiles wcisnął gaz do dechy. Nie wiedział, co robić. Dalej
nie do końca rozumiał, czemu wilkołaki nie potrafiły wydostać się z domu.
Nie rozumiał też, jakim cudem ktoś zdołał podejść tak
blisko.
Jasną łunę widział już z daleka. Znowu wjechał do lasu
samochodem, ale to już nie było ważne. Jeśli utknie, Allison i Scott będą znali
prawdę.
Wybiegł z samochodu, klnąc. Wszystko stało w ogniu.
Zauważył, że tuż przy ścianie domu rozsypany jest czarny proszek. Nachylił się
i wziął trochę w garść.
Jarząb pospolity.
Bariera.
Derek mówił, że to bariera, więc…
Stiles padł na kolana i zaczął zgarniać proszek na jedno
miejsce, przerywając linię. Widać to pomogło, bo ktoś nagle wyskoczył przez
okno, tłukąc szybę z głośnym hukiem.
Nastolatek odsunął się pospiesznie. Po krótkiej chwili w
ślad za Liamem podążyła reszta. Derek miał w ramionach Natalię. Potem pojawił
się Ethan i Aiden. Po dłuższej chwili wyskoczyła Cora. I Isaac. Potem wyszedł
łowca i zemdlał niemal od razu po opuszczeniu domu.
- O mój boże. – Stiles złapał się za głowę. Minęła dłuższa
chwila, zanim pojawił się Peter częściowo przemieniony. Ciągnął za sobą
wyrywającego się Boyda.
- Puść mnie, muszę jej pomóc! – warczał i krzyczał Boyd, ale
Peter trzymał go w żelaznym uścisku.
- Już jej nie pomożesz, nawet ja nie przeżyłbym czegoś
takiego! – syknął Peter, rzucając go na trawę.
Cora zakasłała, rozmazując smołę po całej swojej twarzy.
Wszyscy byli dość mocno poparzeni. Do Boyda nie docierało, ciągle sprzeciwiał
się Peterowi, więc ten w końcu zacisnął zęby i uderzył go w tył karku. Boyd
padł nieprzytomny na trawę.
Stiles cofnął się bardziej, patrząc na płonący dom.
Erica została w środku.
Erica została w
środku.
Nikt nic nie mówił. Dzieci płakały. Derek też. Tulił do
siebie Natalię, która zanosiła się głośno. Jej włosy były w większości spalone,
a nóżki dość mocno poparzone.
Na twarzy Petera malowała się czysta nienawiść. Stał z
zaciśniętymi pięściami i wpatrywał się w swój dom prawie że obłąkanym wzrokiem.
I nie był jedyny. Isaac, Liam, Cora… Wszyscy byli głęboko poruszeni.
- Co się stało? – spytał Stiles łamiącym się głosem. – Kto
to zrobił?
Peter obrócił się i spojrzał na niego. Jego oczy błysnęły
niebezpiecznie.
W następnej chwili już trzymał go w górze za szyję.
- Kto zabił Malię? Co się stało z resztą naszej watahy?!
- N-nie wiem! – wykrztusił Stiles, machając nogami w
powietrzu. Skąd miał wiedzieć, co się stało z resztą?
- Kłamiesz! – syknął Peter, mocniej zaciskając dłoń na jego
szyi. – Wilkołaki słyszą bicie serca, Stiles, wiem, kiedy kłamiesz.
- W tej pozycji na pewno ci dużo nie powie – zauważyła Cora.
– Gdyby nie on, już byśmy byli martwi.
- Nie sądzę – wykrztusił Stiles.
Wilkołaki spojrzały na niego ze zdumieniem. Peter warknął i
puścił go. Stiles jęknął z bólu. Wiedział, że będzie miał masę siniaków.
- To prowokacja – powiedział, rozcierając sobie gardło. –
Chyba wiem, czego on chce. I kto zabija.
- Mów! – wywarczał Peter. Wyglądał, jakby był o krok od
rozerwania mu gardła.
- Gerard to wszystko ustawił. Nie wiem, jak to zrobił, ale
wszystko było zaplanowane. Te morderstwa, to wszystko jego sprawka. Jego i Kate
Argent.
- Kate Argent nie żyje. Od tego się wszystko zaczęło!
- Wydaje mi się, że żyje. Żyje i ma się dobrze. Ciemnowłosa
kobieta z jarzącymi się na niebiesko oczami, która zabija… To ona. To Kate
Argent. Gerard zrobił lukę w alarmie i jej ją pokazał, żeby mogła się bezkarnie
poruszać między miastem i lasem. Chciał, żeby wina spadła na was.
- Dlaczego myślisz, że ta dziwka żyje? – spytała Cora.
- Laska o tym samym pseudonimie wyrzuciła mnie do lasu i
dała mi pendrive z filmikiem, na którym Gerard zabija Malię.
Peter warknął zwierzęco. Stiles podskoczył i mimowolnie się
cofnął. A potem przewrócił, kiedy coś zakłuło go mocno w stopę. Dopiero wtedy
uświadomił sobie, że był boso. Tak się spieszył, że nie ubrał butów ani
skarpetek. I był w piżamie. Nie marzł tylko przez ciepło, które buchało z
płonącego domu.
- Angela Moron. Zaginęła w pobliżu lasu. Była jedynym
człowiekiem, którego nie znaleźliście wy ani policja. Ale ona nie żyje. Kate ją
zabiła, a potem Gerard zidentyfikował jej zwłoki jako zwłoki Kate. Chciał
wywołać wojnę. Nie wiem, po co się tak męczył z tymi morderstwami i innym
shitem, skoro totalnie rządzi w rodzin…
- Ja wiem – uciął Peter, zaciskając zęby.
Stiles umilkł. Peter z powrotem skupił całą swoją uwagę na
płonącym domu.
- Macie godzinę – odezwał się nagle. – Godzinę na wyleczenie
swoich ran i doprowadzenie się do porządku. Potem idziemy po Gerarda. Czas to
zakończyć.
Stiles rozejrzał się po twarzach pozostałych, ale nikt nie
zaprotestował.
- To szaleństwo! – zaprotestował on, bo ktoś musiał. – On
tego właśnie chce! To celowe zagranie! – kłócił się. Wiedział, że wykazywał się
zerowym instynktem samozachowawczym i że Peter pewnie zaraz go zabije, ale ktoś
musiał mu przemówić do rozumu.
- Pora. To. Zakończyć – wycedził Peter. – Ty już swoje
zrobiłeś, Stiles. Wracaj do domu i przestań się mieszać.
- Ale… - Peter spojrzał na niego ostrzegawczo. – Nie myślisz
trzeźwo! Prześpij się z tym chociaż i dopiero wtedy…
Peter tylko prychnął.
- Godzina – powtórzył, po czym zmienił się w wilka i zniknął
w lesie. Stiles tylko popatrzył za nim bezradnie.
- Chyba nie zamierzacie go słuchać?! – spytał Stiles,
patrząc na resztę watahy. – To czyste szaleństwo!
- Sam mówiłeś, że powinniśmy się go słuchać – burknął Liam.
– Erica nam powiedziała.
- Tak, bo myślałem, że ma trochę oleju w głowie, ale
najwyraźniej się myliłem. Nie może tak po prostu…
- Stiles – przerwał mu spokojnie Derek. Nastolatek spojrzał
na niego pytająco. – Pomożesz mi obmyć rany Natalii w jeziorze? – Otworzył
usta, chcąc wrócić do tematu, ale coś we wzroku Dereka go powstrzymało. Skinął
tylko niemrawo głową. Nie zamierzał tego tak zostawić.
W ciszy pokonali drogę nad jezioro, gdzie Derek rozebrał
małą i posadził ją ostrożnie w wodzie. Mała syknęła, ale poza tym nie
zaprotestowała. Jej rany już w większości się zagoiły, ale ciągle była brudna i
nawet Stiles czuł od niej i Dereka smród spalonej skóry.
Derek rozebrał się w ciszy do naga i usiadł na brzegu zaraz
obok małej, powoli obmywając swoje ramiona i czyszcząc je mokrym piaskiem.
Stiles przełknął ślinę, patrząc na to. Było ciemno, ale dość dobrze wszystko
widział. Wszedł do wody i nabrał trochę piasku w ręce, po czym zaczął szorować
plecy Dereka. Były całe okopcone.
- Nie zamierzasz chyba słuchać Petera, prawda? – spytał
cicho. – Gerard specjalnie go sprowokował.
- Peter dobrze o tym wie – powiedział spokojnie Derek. –
Zapewniam cię, że jeśli ktoś potrafi podjąć rozsądną decyzję w takich
okolicznościach, jest to właśnie Peter.
- Cóż, tym razem totalnie mu nie wyszło!
- Od początku wiedziałem, że tak to się właśnie skończy. To
była tylko kwestia czasu.
- Peter zaprowadzi was na śmierć.
- Peter zaprowadzi nas na polowanie.
- Tylko że to wy będziecie przekąską.
- Może. W tej sytuacji pozostało mi tylko zaufać alfie.
Peter czegoś nam nie mówi. Wiem, że ma plan. Jeśli moja śmierć pomoże mu go
zrealizować, jestem na to gotowy.
Stilesowi opadły ręce. Gotowy na śmierć? On nie był gotowy
na śmierć Dereka! Derek nie mógł umrzeć. Laura, Erica, kto jeszcze? Stiles miał
dość tracenia przyjaciół.
Derek musiał wyczuć jego smutek i zdenerwowanie, bo odwrócił
się i pocałował go delikatnie. Stiles przylgnął do niego mocno, nie przejmując
się, że moczy sobie spodnie i koszulkę. Skóra Dereka ślizgała się pod jego
palcami, ale trzymał się go kurczowo i nie puszczał, całując go głęboko,
wkładając w to wszystkie swoje uczucia i emocje. Derek objął go w pasie,
przyciągając bliżej. Ten pocałunek podejrzanie przypominał pożegnanie.
Gdy wreszcie Derek odsunął się lekko, spojrzał mu w oczy i
powiedział cicho:
- Przykro mi, Stiles.
Już więcej nie rozmawiali. Gdy skończyli w jeziorze, wrócili
przed dom. Boyd odzyskał już przytomność, tak samo przemieniony łowca.
Większość kręciła się nerwowo, czekając na powrót Petera i dalsze rozkazy. Cora
była podekscytowana. Wreszcie miała okazję walczyć. Wreszcie miała okazję pomścić
swoją rodzinę.
Gdy Peter w końcu wrócił, całe stado zebrało się wokół niego
w napięciu.
- Naszym celem jest Gerard. Nie Kate, nie Christopher czy
jego żonka, nie pozostałe pionki. Gerard i tylko Gerard. Po jego śmierci, w
zależności od tego, jak rozwinie się sytuacja, podejmiemy kolejne stosowne
kroki. Teraz chodzi nam tylko o Gerarda. Zrozumiano? – Wszyscy pokiwali
zgodnie. – Derek, Cora, Boyd, Liam… Wasza czwórka przemieni się całkiem.
Zaatakujecie jako pierwsi. Isaac, będziesz ich oczami. Zostaniesz z tyłu i
dopilnujesz, żeby łowcy nie mogli ich łatwo zajść od tyłu. Ja postaram się
znaleźć otwarcie i zabić Gerarda, ale jeśli ktoś z was będzie miał okazję, nie
wahajcie się. – Wzrok Petera spoczął na Stilesie. – Ty weźmiesz dzieci i
ukryjesz je w swoim samochodzie. Jeśli nie uda nam się wygrać, zawieziesz je do
Satomi Ito i przekażesz je tylko i wyłącznie w jej ręce. To dobry alfa, który z
chęcią przygarnie młode. Jej adres znajdziesz bez problemu w bazie danych
policji. Zrozumiałeś?
Stiles skinął. Nie było sensu się kłócić. Nie miał szans ich
przekonać. Wszyscy już podjęli decyzję.
- Jedź jako pierwszy – powiedział alfa, patrząc krzywo na
przemienionego łowcę. – Nie ufam temu tutaj.
Stiles westchnął cicho, przecierając twarz. Wziął Natalię na
ręce i zaniósł ją do swojego samochodu.
- To się dobrze nie skończy – powiedział pod nosem. Dobrze
wiedział, że i tak wszyscy go usłyszą. -
Powodzenia.
Aiden i Ethan nie byli zadowoleni, ale Peter szybko uciął
ich protesty. Chwilę później odjechali, zostawiając wilkołaki przed zgliszczami
domu. Stiles miał nadzieję, że las się nie zapali, bo to byłaby katastrofa.
Zacisnął mocno zęby i spojrzał na dzieci. Natalia siedziała
pomiędzy bliźniakami cała zapłakana. Ethan też szlochał cicho, a Aiden zagryzał
mocno wargę, próbując się nie rozpłakać.
- Wszystko będzie dobrze – powiedział Stiles uspokajająco.
Wziął głęboki oddech i chwycił za telefon. – Wszystko będzie dobrze, okej? Nie
pozwolę, żeby im się coś stało.
Natalia pokiwała głową, tuląc się do Aidena. Ethan otarł
oczy i skinął, ale dolna warga dalej mu drżała. Aiden tylko na niego spojrzał,
tuląc swoją siostrę.
- Wszystko będzie dobrze – powtórzył Stiles, próbując
przekonać nie tylko dzieci, ale i samego siebie.
***
Hej :) Mam nadzieję, że rozdział się podobał i wszystko nabrało choć trochę więcej sensu. Najbliższe dwa rozdziały powinny wyjaśnić większość niewiadomych.
Kolejny rozdział - starcie. Jakieś pomysły? ;) Mam nadzieję, że opowiadanie nie jest zbyt przewidywalne, nawet jeśli dość sporo rzeczy wzięłam z kanonu.
Powoli, powoli zbliżamy się do tego, na co wszyscy czekamy.
Czekam na Wasze opinie i pozdrawiam!
*-* Nie mogę się doczekać zatem kolejnego rozdziału <3 Weny !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Chomik
Mam nadzieje, że z watahy nikt więcej nie zginie. Długo podejrzewałam, że Peter jest tym złym a Scott i Allison nie będą mieli żadnego wkłądu w histprie. Jak zwykle zaskoczenie :>. Teraz czekam na happy end głównych bohaterów. Rozdział oczywiście świetny, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPeter to mój ukochany drań! Jesteśmy mniej więcej w połowie całej historii, więc wszystko się jeszcze wyjaśni no i będzie więcej Scotta i Allison. I wreszcie Sterek :D Pisanie tego kryminalnego bullshitu było mega frajdą, ale nic tak nie cieszy jak konkretny slash.
UsuńPozdrawiam!
Jak teraz dostałam prawie zawału czytając to, to co będzie przy następnym rozdziale. Jezu.. Oby wszystko poszło dobrze i nikt już nie umarł. Kurde, przykro mi, że Erica umarła 😢😢 Może Allison im pomoże? Pozostaje mi czekać tylko na następny rozdział. Weny 😱
OdpowiedzUsuń~Demi Lerman
Szczerze mówiąc nie wiem, czemu pozabijałam w tym opowiadaniu tyle ludzi... To chyba dowód na to, jak bardzo jestem ostatnio zestresowana. No i ciężko o wojnę łowcy-wilkołaki bez ofiar, więc wyszło jak wyszło.
UsuńPozdrawiam!
Och, mam nadzieję że w następny rozdziale dowiemy się więcej:-)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze pytanie po takim cudownym rozdziale, kiedy kontynuacja?
OdpowiedzUsuńIle akcji w jednym rozdziale :)
Ile zagadek zostało rozwiązanych :)
Dobrze, że Stilles ma oddanych przyjaciół, którzy mu pomagają :)
Mam nadzieję, że Derekowi nic się nie stanie.
Intryguje mnie to, co wie Peter, a nie mówi innym.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Prawie wszystko wyjaśni się w następnym rozdziale:)Akurat to, co wie Peter, to jedna z rzeczy, które najbardziej lubię w tym opowiadaniu :D Ktoś się domyśla? Już widziałam poprawną odpowiedź pod którymś z rozdziałów, więc pewnie ten wątek nie będzie zaskoczeniem, ale i tak mega się na niego cieszę.
UsuńWłaściwie to zastanawiam się nad side story do tego opowiadania, która opowie właśnie historię Petera, bo lubię drania i mogłoby to fajnie wyjść. No ale zobaczymy.
Kiedy kolejny rozdział? Standardowa procedura, 9 dni maks. Mam nadzieję, że spodoba Wam się to, co tam zaplanowałam.
Pozdrawiam!
To teraz pozostało mi przeczytać wszystkie komentarze :>, żeby dowiedzieć się więcej!
UsuńCóż za niedosyt;P
OdpowiedzUsuńZostawić tak czytelnika z wieloma niewiadomymi to niewybaczalne grzech;)
Nie pozostaje nic innego jak duuużo weny;*
Pozdrawiam:)
~kira
No teraz to zdecydowanie ma sens :) Gerard to okropny człowiek, mam nadzieję że Stilles pokrzyżuje mu plany tymi tabletkami. Dobrze że Stilles zaufał przyjaciołom, mam tylko nadzieję że przy tym starciu nikt więcej już nie ucierpi. Przede wszystkim Derek musi wyjść z tego cało żebyśmy mogli o ich wspólnej nocy poczytać 😉Fajnie że w tym opowiadaniu cały czas jest akcja :) Bardzo dziękuję i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy 😀
OdpowiedzUsuńPrzewidywalne? Co ty opowiadasz??? W każdym odcinku walisz w nas sensacją. Genialne jest to co piszesz. Pisz szybko kolejne części bo nie mogę się doczekać co dalej wymyślisz. Jesteś boska
OdpowiedzUsuńOgląda ktoś z was norweski serial SKAM?
OdpowiedzUsuńTaak! Wielbie go 😄👑👌
Usuńomg.... nieeeeeeeee dlaczego tak mało? ;) czytałam czytałam a tutaj się skończyło ;( Dzieciaki muszą być bardzo wystraszone...
OdpowiedzUsuńweny!!1 :)
O JA PIERDOLĘ, CO TU SIĘ DZIEJE, CÓŻ ZA ZWROTY AKCJI! CUDOWNE, CHCĘ WIĘCEJ! <3
OdpowiedzUsuńSzkoda, że uśmierciłaś Ericę...Nie mam słów na ten rozdział, jest po prostu mega wbijajacy w fotel
W sumie to Stiles mógłby sam z zaskoczenia zabić Gerarda. Piszesz przecudownie! Czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńo tak lepiej dać Stillsowi to co chce przynajmniej wtedy się zamknie... boskie było to, ze najpierw zadaje pytania, a potem mówi pa pa, dobrze, że Scota i Alison wtajemniczył, mam nadzieję że nic złego się nie stanie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia