piątek, 8 września 2017

Rozdział 13[G2]

– Shit.
Spojrzałem na Pascala, który grzebał namiętnie w plecaku, szukając czegoś.
– Nie wziąłeś tych kartek i pendrive’a, które leżały na biurku, prawda? – spytał.
– Te do twojej prezentacji?
– Taa.
– Nie, sorry. Myślałem, że je spakowałeś.
– Egh, ja też. Okej, fuck it, pójdę po to teraz. Widzimy się na następnych zajęciach, okej?
– Em, jasne. Okej.
Pascal pocałował mnie szybko w policzek, odwrócił się na pięcie i odszedł. Czułem, że coś jest totalnie nie tak. Pokręciłem głową i poszedłem na seminarium z profesorem Barkerem, który w tym semestrze zastępował swojego kolegę z urazem kręgosłupa.

Usiadłem przy stoliku obok Kazury, nowego kolegi, który grzebał namiętnie w swoim telefonie. Wyciągnąłem zeszyt i otworzyłem go idealnie na środku, gdzie zrobiłem sobie kalendarz. Zaznaczyłem kolejny krzyżyk przy seminarium, które Pascal właśnie zamierzał ominąć.
Coś było cholernie nie tak.
Od początku semestru minęło sześć tygodni. Tylko swojej nienawiści do Pascala mogłem dziękować, że od razu się pokapowałem, że coś jest nie tak.
Pascal nie należał do grupy ludzi, które z błahych powodów omijają zajęcia. Potrafił wstać na nie po maratonie seksu i wytrwać do końca, nawet jeśli przychodziło mu to z wielkim trudem. Wiedziałem o tym dobrze, bo za każdym razem, gdy Pascal wylewał się na zajęcia na naszym pierwszym roku, byłem mega szczęśliwy. I dla jasności – nie zdarzało się to zbyt często.
Pascal chodził na zajęcia. Mógł nie odrobić zadania domowego, nie przeczytać tekstu i przemilczeć całe półtorej godziny, ale był na zajęciach. Z jakiegoś powodu w tym semestrze się to nagle zmieniło. Przez pierwszy miesiąc nie rozumiałem, o co chodzi, więc zrobiłem sobie kalendarz i z pomocą Weroniki zacząłem w nim zaznaczać, kiedy Pascala nie było i na czym. Dopisałem też przyczyny jego nieobecności. Po sześciu tygodniach już wiedziałem.
Pascal omijał zajęcia profesora Barkera. Samo zwijanie się z wykładów i seminarium zupełnie bym olał, ale nie chodziło tylko o to. Od jakiegoś czasu koszmary Pascala się nasiliły. Co kilka dni budził się z krzykiem lub zlany potem. Był dziwnie nieswój i zamyślony. Zaczął palić. Próbowałem go podpytać, o co chodzi, ale mnie zbywał. Twierdził, że to przez to, iż Travis został ostatnio postrzelony na służbie i to go tak wytrąciło z równowagi. Przemogłem się nawet i zadzwoniłem do jego brata, żeby wyprostować fakty. Travis powiedział mi, że nie, nie został postrzelony, tylko draśnięty i że po dwóch tygodniach wraca do pracy w terenie. Nie chciało mi się wierzyć, że coś takiego mogłoby do tego stopnia wyprowadzić Pascala z równowagi. Nie na tyle, żeby zaczął palić, na litość boską.
No i fakt, że Pascal omijał głównie profesora Barkera, nie pomagał mi rozwiązać zagadki.
No więc… byłem w kropce. Wiedziałem, że ten matoł nie będzie chciał ze mną o tym rozmawiać. Stało się to dla mnie jasne już jakiś czas temu.
Spojrzałem na wymówki, jakie Pascal podał, żeby nie pójść na poszczególne z zajęć. Był tylko na dwóch, a zaczął się już siódmy tydzień zajęć!
Drugie zajęcia opuścił, bo wydawało mu się, że zostawił włączoną kuchenkę w mieszkaniu.
Trzecie zajęcia opuścił tak o, bo był zmęczony po całej nocy pełnej seksu. Te opuściłem razem z nim, bo też byłem, do cholery, zajechany w pizdu. Serio, gdybym go nie znał pomyślałbym, że nałykał się Viagry zanim zaczęliśmy się seksić.
Czwarte zajęcia opuścił, bo dostał strasznej migreny i wrócił do domu się położyć.
Piąte ominął, bo jakoś tak wyszło, że wizyta u dentysty mu się zbiegła w czasie z tymi zajęciami.
Na szóste przyszedł, ale milczał jak zaklęty, mimo że rozmawialiśmy na tematy, które zdecydowanie go interesowały w architekturze. Wiedziałem o tym, bo sam mi kiedyś powiedział.
Teraz siedziałem na siódmych zajęciach, a on zapomniał tego nieszczęsnego pendrive’a. Czy też może specjalnie go zostawił w domu, żeby móc się po niego wrócić. O wykładach już nawet nie zamierzałem wspominać. Nawet Zhaoyu był na większej ilości wykładów, a biorąc pod uwagę nieogarnięcie Chińczyka, był to doprawdy ogromny wyczyn.
Nie rozumiałem jego zachowania. Nie lubił profesora Barkera? Nie widziałem innego powodu dla jego głupich wymówek i unikania zajęć. Z drugiej jednak strony, jeśli rzeczywiście było to zwykłe nielubienie, Pascal zachowywał się niezwykle szczeniacko, co nie było w jego stylu. I skąd te koszmary? Skąd palenie fajek? Miałem wrażenie, że coś mi umyka, ale nie wiedziałem co.
Nie mogłem uwierzyć, że się o niego martwiłem. Ze wszystkich ludzi, o których mógłbym się martwić, nie spodziewałem się, że padnie akurat na niego.
Był zawsze taki uśmiechnięty. Beztroski. Szczęśliwy. Wszędzie go było pełno. Gdy na niego patrzyłem, miałem ochotę sam się uśmiechać i podskakiwać tak o, bo czemu nie. A teraz? Teraz nagle odjebało mu w totalnie drugą stronę, a ja nie miałem zielonego pojęcia, dlaczego.
I martwiłem się. I wkurwiało mnie, że się martwiłem, bo martwienie się nie leżało w moim charakterze.
Do klasy weszła Weronika i Zhaoyu. Polka usiadła obok mnie, patrząc na mnie z uniesionymi brwiami. Westchnąłem ciężko, otwierając zeszyt na swoich ostatnich notatkach z tych zajęć.
– Zabiję gnojka – powiedziałem do niej, splatając ręce na piersi. Miałem dosyć tej całej sytuacji. Postanowiłem, że jak tylko wrócimy do domu, od razu poruszę z nim temat tego cholernego unikania zajęć. Serio, to się musiało skończyć. A jeśli nie, to chociaż chciałem usłyszeć dobry powód, dlaczego Pascal nagle doświadczył zaniku wszelkich komórek mózgowych i zaczął się tak kretyńsko zachowywać.
– Porozmawiaj z nim – poradziła Weronika.
– Taki mam zamiar – powiedziałem przez zaciśnięte zęby. – A potem zabiję gnojka.
Prychnęła i wywróciła oczami.
– Jasne, już to widzę. Dałbyś się dla niego poćwiartować.
Spojrzałem na nią spod byka.
– Wcale nie – zaprzeczyłem z pełną mocą.
– Phil, ciągle tylko o nim nawijasz – rzuciła, patrząc na mnie z politowaniem.
– Nieprawda.
– Ugh, prawda. Co nie, Zhao? – szturchnęła Chińczyka. Chłopak spojrzał na nią z pytającą miną. – Phil ciągle gada o Pascalu, jak go z nami nie ma, prawda?
Chińczyk pokiwał żywo głową.
– Totalnie, stary. Na okrętkę. Widać, że nieźle cię walnęło.
– Ugh, mieszkamy razem, więc…
– To nie to i dobrze o tym wiesz.
– Wcale nie! – zaprzeczyłem po raz kolejny. Niemożliwe, żebym doświadczył tak dużego zaniku szarych komórek, by mówić tylko o czymś tak nieznaczącym jak Pascal. Serio. Nie gadałem o nim. Nope.
– Dokładnie tak. Ciągle tylko „Pascal to i Pascal tamto”. Raz liczyliśmy z Zhao, ile razy wypowiedziałeś jego imię. Przez godzinę naliczyliśmy pięćdziesiąt siedem i to wzięliśmy pod uwagę tylko to, jak wypowiadałeś jego imię. Ciągle o nim nawijasz. I nawet się nie kłóć! – ostrzegła widząc, że już otwieram usta. – Widzę, jak na niego patrzysz, nawet jeśli ty sam nie zdajesz sobie z tego sprawy. Na Lucy nigdy tak nie patrzyłeś.
Westchnąłem ciężko. Zmierzyłem ją wzrokiem, dając jej do zrozumienia, że to jakaś bzdura i wcale nie nawijam o Pascalu na okrętkę, ale….
Nie, nie, nie, nie, nie. Nie miała racji i już. Płynąłem z prądem, ale to tyle. Byłem zauroczony, może nawet na dobrej drodze do zakochania, ale to kiedyś miało mi przejść. Nie było sensu się tym przejmować. Na to miejsce wolałem się zająć bieżącym problemem, a podejrzewałem, że łatwo nie pójdzie.
Po zajęciach poszedłem na fajkę. Dostałem esemesa od Pascala z pytaniem, gdzie jestem. Odpisałem mu, że znowu nawiedzam miejscówę Malika i że tam może mnie znaleźć. Nic mi nie odpisał, więc podejrzewałem, że za chwilę się pojawi.
I nie myliłem się.
Wyszedł na zewnątrz, marszcząc brwi.
– Nie ma go? – spytał, rozglądając się uważnie.
– Nope.
– Mówiłem ci już, że powinieneś się od niego trzymać z daleka.
Taaa. Wszyscy to mówili. Ja jakoś nie potrafiłem uwierzyć w to, że metr sześćdziesiąt cherubinka było w stanie zrobić cokolwiek z tego, co mu zarzucano. Takie chuchro? Podejrzewałem, że ktoś postury Pascala bez problemu dałby sobie z nim radę, a chociaż Pascal dużo ćwiczył i miał mięśnie, były zdecydowanie szczupły. Po prostu… wyrzeźbiony i zgrabny, ale nie mocno umięśniony. Uwielbiałem jego wąskie biodra i szczupłe uda, zwłaszcza jak owijały się wokół mojego pasa.
Brunet pacnął mnie w ramię.
– Myślisz o seksie!
– No i? – spytałem, gasząc fajkę. – Powinieneś się cieszyć z tego powodu.
– Będę się cieszył, jak dojdziemy do konkretów.
Prychnąłem, wstając i otrzepując spodnie na pośladkach.
– Jak będziesz grzeczny – powiedziałem – to może pozwolę ci pieprzyć moje usta.
– Grzeczny? – spytał, też wstając. Uśmiechnął się szeroko. Nie wiedział, do czego piję, pewnie myślał, że chodzi o coś zupełnie innego, ale miałem to gdzieś. Tak czy siak wątpiłem, żeby dzisiejszy dzień skończył się na seksie, skoro zamierzałem z nim poruszyć temat jego uciekania z zajęć.
– Chodźmy, bo się spóźnimy. Lepiej, żebyś pojawił się na czas na swoją prezentację, skoro już wróciłeś się po pendrive’a i notatki.
– Egh, racja. Okej, chodźmy.
Wróciliśmy do domu trochę zamroczeni, bo na dworze padało i było jakoś tak generalnie nieprzyjemnie. Nie powstrzymało mnie to jednak przed szukaniem sposobu na zaczęcie rozmowy, na którą czekałem kilka ładnych godzin.
Udało mi się wytrzymać do czasu, kiedy prawie zjedliśmy obiad. Zagryzłem dolną wargę. Nie chciałem się kłócić ani psuć tego, co mieliśmy, nasz związek był totalnie zajebisty, ale unikanie problemów jeszcze nigdy nikomu nie pomogło, więc i ja nie zamierzałem ulegać złudzeniu, że w naszym przypadku będzie inaczej. Komunikacja to podstawa każdego związku, powtarzałem sobie. Jeśli chciałem, by ten związek rzeczywiście funkcjonował, nie mogłem mieć oporów przed otwartym poruszaniem pewnych tematów i mówieniem tego, co myślę.
Okej. Tak wewnętrznie przygotowany na konfrontację, spojrzałem na niego i powiedziałem:
– Okej, więc… Zamierzasz mi powiedzieć o co chodzi z tym całym unikaniem zajęć profesora Barkera?
Pascal z wrażenia aż opuścił widelec. Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Co?
– Pytam, o co tak naprawdę chodzi z profesorem Barkerem? I nie rób takiej głupiej miny, jakbym się czepił czegoś totalnie z dupy. Obaj wiemy, że namiętnie opuszczasz jego zajęcia. Pascal, ty nie opuszczasz zajęć.
Pascal uniósł brwi.
– Skąd możesz wiedzieć, że nie opuszczam zajęć?
Uśmiechnąłem się pod nosem.
– Bo nie znosiłem cię jak psa i cieszyłem się za każdym razem, kiedy cię nie było? Wierz mi, nie dałeś mi wielu powodów do radości.
Pascal spojrzał na mnie lekko pustym wzrokiem, jakby nie mógł uwierzyć, że to powiedziałem.
– Więc? O co chodzi? – dopytałem, kiedy milczał. – Wiem, że nie może chodzić tylko o nielubienie kolesia, to byłoby szczeniackie i nie w twoim stylu.
– Nie chcę o tym gadać – powiedział od razu.
– Tym razem ta strategia nie zadziała – zaznaczyłem od razu. – Widzę, że coś jest nie tak. Czekałem cierpliwie przez wiele tygodni, ale ty totalnie nie chcesz mi nic powiedzieć. Chyba nadeszła pora, by to z ciebie wydusić.
– Skoro wiesz, że nie chcę o tym gadać, to czemu nalegasz? Jezu, to tylko jedne głupie zajęcia. Z czym masz taki wielki problem? Nawet nie sprawdzają tam obecności.
– No i? To cię nie usprawiedliwia i obaj o tym wiemy.
– Odpuść – poprosił.
– Nie. Nie ma mowy. Nie chodzi tylko o te pieprzone zajęcia! Zacząłeś palić fajki.
– Już kiedyś paliłem – powiedział od razu.
– I? Nagle ci się przypomniało i stwierdziłeś, że pora wrócić do nałogu?
Sapnął z irytacją.
– Może napatrzyłem się na ciebie i postanowiłem wrócić do nałogu?
– Nie wiedziałem, że jesteśmy z powrotem w gimnazjum i takie rzeczy rzeczywiście się dzieją. Ale, dobra, niech ci będzie. Jak wyjaśnisz to, że tak często śnią ci się koszmary? Miałeś je od czasu do czasu, jasne, ale teraz… Pascal, wiem, że coś się dzieje, po prostu pogadaj ze mną, okej?
– Nie ma o czym mówić! – upierał się. Wstał od stołu i włożył swój talerz do zlewu. Obrócił się i wyraźnie chciał opuścić kuchnię, ale wstałem i złapałem go za rękaw. Wyrwał mi rękę. – Powiedziałem, że nie będę o tym gadać.
– Nie zachowuj się jak przedszkolak! – naskoczyłem na niego. – Chcę ci pomóc, ty głupi fiucie! Martwię się o ciebie! A ja się, kurwa, nie martwię o ludzi!
– Więc może powinieneś przestać, skoro to takie niezwykłe dla ciebie.
Był wyraźnie poirytowany i zły. Wyszedł z kuchni, a ja zaraz za nim, depcząc mu po piętach. Parsknąłem, kiedy zobaczyłem, że ubiera buty.
– Gdzie idziesz?
– Przejść się i ochłonąć, zanim powiem coś, czego będę żałował.
Miałem ochotę go udusić! Prychnąłem tylko i poszedłem z powrotem do kuchni. Co niby miałem zrobić? Siłą go zatrzymać w mieszkaniu? Niech trochę ochłonie. Jak wróci, zaczniemy rundę drugą.
Wziąłem się energicznie za mycie naczyń. Jeden talerz wyśliznął mi się z rąk i upadł do zlewu z hukiem.
– Przestań tłuc te cholerne talerze! – krzyknął na mnie z korytarza.
Aż się zapieniłem ze złości.
– Nie zrobiłem tego specjalnie, ty irytujący, głupi... – Szarpnął mnie nagle za rękaw i odwrócił w swoją stronę. Talerz wyleciał mi z ręki i stłukł się z głośnym hukiem. – I zobacz, co zrobiłeś! – krzyknąłem wściekły. A potem mi wytyka, że to ja tłukę talerze!
Pascal sapnął tylko i przyssał się do moich ust. Nasze zęby obiły się o siebie przy tak gwałtownym i silnym ruchu. W pierwszej chwili próbowałem mu się wyrwać. Nie chciałem, żeby myślał, że wszystko jest w porządku, bo mnie pocałował znienacka. Zaraz jednak uświadomiłem sobie, że szarpiemy się za ubrania naprawdę mocno. Jego żelazny uścisk na moich bicepsach wręcz bolał, więc nie zastanawiając się długo, ugryzłem go mocno w dolną wargę.
Jęknął, ale nie puścił mnie. Złapałem go za sweter na biodrach i pociągnąłem mocno, po czym wpiłem się w jego usta ze złością. Popchnąłem go do tyłu i podstawiłem mu nogę, żeby się wywrócił.
Upadliśmy na podłogę, obaj wściekli i podnieceni. Byłem zły. Tak bardzo zły, że nie chciał mi powiedzieć, że zmusił mnie, bym się o niego martwił, że tak dziwnie się zachowywał. Chciałem mu zrobić krzywdę.
Złapałem go za włosy i pociągnąłem mocno w bok, żeby wyeksponować jego szyję. Jęknął z bólu, ale olałem to. Należało mu się.
Miałem wrażenie, że jesteśmy w jakimś amoku. Tarzaliśmy się po zimnej podłodze, całując ze złością i w końcu zdzierając z siebie ubrania. Próbował rozsunąć mi nogi, ale dość brutalnie odsunąłem jego ręce. Tym razem to on miał być tym, który dawał. Chyba dotarło do niego, że nie zamierzam w tym względzie negocjować, bo pozwolił mi na wdrapanie się pomiędzy jego nogi i wsunięcie w siebie palca. Dyszeliśmy ciężko, nie tyle z ekscytacji czy po pocałunkach, co ze zmęczenia po szamotaniu się.
Splunąłem na rękę, wcierając ślinę w swojego penisa i bez ceregieli próbując w niego wejść. Jęknął głośno, boleśnie zaciskając palce na moich bokach. Cały się spiął. Do tej pory jeszcze nam się nie zdarzyło bez odpowiedniego przygotowania i nawilżenia, ale cóż, kiedyś musiał być ten pierwszy raz, prawda?
Nie było przyjemnie. Nie tak, jak zawsze. Dopiero w trakcie uświadomiłem sobie, że nie tylko nie użyłem lubrykantu, ale w dodatku nie miałem na sobie prezerwatywy. Byłem już jednak za daleko w tym szaleństwie, żeby coś z tym zrobić. Zamknąłem tylko oczy i zabrałem się za pieprzenie go.
Było inaczej. Nie potrafiłem określić, czy wynikało to z faktu, jak trudno było mi się w nim poruszać bez odpowiedniego nawilżenia, czy może jednak chodziło o huśtawkę emocjonalną, na której obaj się znajdowaliśmy. Cokolwiek wpływało na nas tak silnie, sprawiło, że seks był zupełnie inny. Po raz pierwszy miałem wrażenie, że przekazuję tym wszystkie swoje uczucia, emocje, obawy. Po raz pierwszy podczas seksu miałem wrażenie, że wyrażam siebie w całości. Po raz pierwszy miałem wrażenie, że on to rzeczywiście rozumie.
Doszliśmy obaj niemal jednocześnie. Słyszałem tylko nasze urywane oddechy. Poza tym panowała głucha cisza.
Pascal oddychał pode mną ciężko i drżał lekko. Miał zamknięte oczy, więc nie mogłem wyczytać z nich, czy wszystko jest w porządku. Zacząłem się bać.
Bałem się z niego wysunąć i zajrzeć w dół. Bałem się, że zobaczę tam krew. Bałem się, że działając w amoku zrobiłem mu krzywdę i zniszczyłem bezpowrotnie to, co do tej pory zdołaliśmy zbudować. Nie mogłem jednak przeciągać tego w nieskończoność, więc w końcu odsunąłem się lekko i wysunąłem z niego najostrożniej, jak mogłem. Kamień spadł mi z serca, gdy zobaczyłem, że nie ma żadnych śladów krwi. Tylko sperma. Cała masa spermy powoli wyciekającej z niego.
Przeniosłem wzrok na jego twarz. Patrzył na mnie spokojnie. Z jego twarzy nic nie mogłem wyczytać.
– Przepraszam, że nie użyłem gumki – powiedziałem w końcu cicho. Wiedziałem, że należało za to przeprosić. Nawet nie poruszaliśmy wcześniej tego tematu. Zawsze ich używaliśmy podczas stosunku. Nie kwestionowałem tego i on też nie.
– W porządku – powiedział cicho. Odsunąłem się od niego niepewnie.
Był na mnie zły? Wydawał się taki obojętny. Nie chciałem, żeby był obojętny. Pascal nigdy nie był obojętny, gdy chodziło o mnie. Nieważne, czy były to pozytywny czy negatywne emocje – Pascal zawsze coś czuł, gdy chodziło o mnie.
Ręce zaczęły mi drżeć. Moje oczy zaszkliły się podejrzenia. Nie mogłem oddychać. Czemu nie mogłem oddychać? Próbowałem złapać oddech, próbowałem z całych sił, ale nie mogłem. Zupełnie jakbym po tych wszystkich latach zapomniał, jak się oddycha.
A potem usłyszałem jego głos i poczułem, że obejmuje mnie i przyciąga do siebie, szepcząc coś wprost do mojego ucha. I nagle wszystko wróciło, a ja znów mogłem nabrać powietrza w płuca.
– Hej, jest okej, jest okej, uspokój się – mamrotał cicho, gładząc ostrożnie moje plecy.
Wczepiłem się w niego jak rzep i odetchnąłem głęboko. Nie był zły?
Nie wiem, ile czasu tak siedzieliśmy. Może minuty, a może całe godziny. Potem Pascal zaproponował prysznic i poprosił, żebym mu pomógł się umyć. Zrobiłem to bez wahania. Ciągle nie docierało do mnie to, co właśnie zrobiliśmy.
Po prysznicu prawie nie rozmawialiśmy. Trochę się uspokoiłem. Poszedłem do sklepu po zakupy, a kiedy wróciłem, kuchnia była już posprzątana. Widząc jego zachowanie dotarło do mnie, że wszystko jest w porządku. Obaj wyładowaliśmy swoją złość podczas seksu. Obaj potrzebowaliśmy czasu, żeby przemyśleć swoje zachowanie. Nie byłem na niego dłużej wściekły, nie tak jak wcześniej i podejrzewałem, że tak samo było w jego przypadku.
Chciałem porozmawiać, ale on z pewnością chciał czasu. Nie poruszyłem więc więcej tego tematu, zdeterminowany by ten czas mu dać. Nawet jeśli uważałem, że miał go już wystarczająco. Nawet jeśli chciałem już wiedzieć, by móc mu jakoś pomóc.
Gdy położyliśmy się wieczorem spać, Pascal szybko zasnął, obrócony do mnie plecami. Ja tylko leżałem do niego przodem i gapiłem się na niego i ciągle się zastanawiałem, co właściwie stało się kilka godzin wcześniej.

Od tego zdarzenia minął tydzień. Wszystko mniej lub bardziej wróciło do normy. Nadal nie rozmawialiśmy o tym, dlaczego Pascal zaczął palić, opuszczając zajęcia i miewać koszmary. Widziałem, że nie chce o tym gadać i nawet jeśli ja chciałem, bałem się powtórki z rozrywki. Dalej nie miałem pojęcia, co właściwie się między nami wydarzyło tego dnia. Zaczęliśmy pełnym złości i frustracji seksem, a skończyliśmy… sam nie wiedziałem czym. W każdym razie, bałem się pytać, by nie powtórzyć tego po raz kolejny. Pascal trochę się rozluźnił, kiedy zobaczył, że nie pytam i chyba nie zamierzam. Chyba musiałem pogodzić się z tym, że się nie dowiem. Wszystko na to wskazywało. Może to faktycznie nie było aż takie ważne?
Sam już nie wiedziałem. Po prostu… nagle wszystko na chwilę zupełnie mi się posypało. Na samą myśl, że Pascal mógłby mnie zostawić poczułem strach tak dławiący, że zaparło mi dech w piersiach. Nie chciałem tego. Nie chciałem tego psuć, więc… chwilowo postanowiłem dać sobie spokój i go obserwować. Jeśli sytuacja się nie poprawi, będę próbował dalej. Jakaś przyczyna i rozwiązanie musiały być.
Weronika przyszła na zajęcia wyglądając, jakby ją zdjęto z krzyża. Gdy ją zapytałem, co ona znowu tak długo czytała, powiedziała:
– Nic. Dostałam okres. Nienawidzę tego. Za każdym razem po tym, jak się wysikam i spoglądam do kibla, mam wrażenie, jakby ktoś odprawiał tam jakiś starożytny magiczny rytuał, w którym niezbędna jest dziewicza krew. Czemu nie urodziłam się facetem?
Czy muszę mówić, że pożałowałem swojej ciekawości?
Cieszyłem się, że Pascal chociaż przyszedł na zajęcia Barkera. Siedział cicho, ale przynajmniej był obecny.
Profesor chyba zauważył, że Pascal dość konkretnie olał sobie jego przedmiot, bo poprosił, by ten został po zajęciach.
– Poczekać na ciebie? – spytałem. Weronika marudziła, że jest głodna i jednocześnie nie jest i ma duży brzuch przez ten okres i jeszcze chce jej się żreć.
Pascal skinął mi głową.
Wyszedłem z klasy i stanąłem blisko drzwi.
– Jak chcesz to idź, dołączymy do ciebie – powiedziałem.
– Poczekam – odparła.
Miałem wrażenie, że robiła to specjalnie, bo potrzebowała jakiegoś gej przyjaciela, któremu mogłaby ponarzekać na to, jak ciężkie jest życie kobiety podczas okresu i że to nie jest sprawiedliwe, że mamy fiuty i masturbowanie się jest dla nas takie proste, podczas gdy one przez całe życie mają pod górkę. Jak tak jej słuchałem to faktycznie zrobiło mi się żal wszystkich bab. Lucy nie raz mi marudziła, ale najwyraźniej nie potrafiła się skarżyć tak barwnie jak Weronika, skoro jej wynurzenia do mnie nie docierały.
– W ogóle – zaczęła z wyraźnym rozbawieniem – Zhaoyu napisał do mnie wczoraj oburzony. Złożył życzenia urodzinowe jakiejś lasce, którą poznał na jednodniowej wycieczce i z którą się zajebiście bawił. No a że miała urodziny, wysłał jej życzenia na Facebooku. I pluł się, bo mu napisała „Thank you, Dave”.
Zaśmiałem się.
– Dave?
– Dave – potwierdziła. – Cisnął się jak nie wiem, że tak trudno było przepisać jego imię, skoro już nie pamiętała, że wszyscy mówią na niego Jerry.
Pokręciłem głową. Weronika i Zhaoyu tak zajebiście do siebie pasowali, że to było aż przykre, że jeszcze się nie zeszli. Polka opowiadała mi kolejną głupawą historię o tym, jak kilka dni wcześniej ją i Zhao zaczepił jakiś dziwny koleś i zaczął się zachwycać urodą Zhao i go komplementować tak totalnie z dupy, po czym wreszcie się ogarnął i sobie poszedł, zanim którekolwiek z nich zdążyło zareagować. Opowiadała w swój zwyczajny, pełen sarkazmu i ironii sposób, ale ja po raz pierwszy od początku naszej znajomości nie byłem w nastroju do śmiania się z jej historii, nieważne jak bardzo zabawnej. Uśmiechnąłem się więc tylko blado z nadzieją, że nie będzie na mnie zła za to, że błądzę myślami gdzie indziej.
Minęło może z pięć minut, zanim Pascal wreszcie wyszedł. Po jego twarzy poznałem, że jest zdenerwowany, wręcz… roztrzęsiony? Złapałem go za rękę.
– W porządku? – spytałem od razu. Przyzwyczaiłem się do tego, że jest kuleczką pierdolonego szczęścia i uśmiechu. Kompletnie nie radziłem sobie z tą przygnębioną osobą, w którą nagle się zamienił.
Pokiwał głową, że tak, ale po jego bladej twarzy widziałem, że nie. Ścisnąłem jego rękę uspokajająco i pocałowałem go w policzek. Rozluźnił się wyraźnie i oparł czoło o moje na krótką chwilę.
– Idziemy do mensy? Umieram z głodu – powiedział.
Nie powiedział, czego chciał od niego profesor, a my nie zapytaliśmy.
– Jasne, chodźmy.
 Weronika spojrzała na mnie pytająco, ale tylko pokiwałem głową, że nie wiem.

To był pierwszy raz, kiedy szedłem z Pascalem po uczelni za rękę i to nie dlatego, że chciałem wepchnął innym nasz związek do gardła. Trzymałem go mocno, bo czułem, że z jakiegoś powodu bardzo tego potrzebował.

8 komentarzy:

  1. Pisałam już jeden komentarz i napisałam już naprawdę wielką ścianę tekstu, kiedy mój telefon postanowił odświeżyć stronę. ;-;
    Dzisiaj ja właściwie cały dzień odświeżałam i patrzyłam, czy przypadkiem nie wstawiłaś rozdziału wcześniej. A czytając go, ryczałam dwa razy.
    Matko... To był tak smutny, poruszający i trudny rozdział, że chyba najbardziej mi się podobał ze wszystkich... Przygnębiony Pascal doprowadza mnie do płaczu, mam ochotę zabić, byleby znowu był szczęśliwy....
    Mam swoje podejrzenia co do jego zachowania.
    Albo Barker był w wypadku Pascala, albo go kiedyś molestował (ale bardziej prawdopodobna wydaje mi się pierwsza opcja)...
    Dzisiaj chodziłam jak na szpilkach, czekając na rozdział. Za tydzień to ja będę chora z niecierpliwości. Cały dzień będę czekać, ryczeć i płakać a jak w końcu zobaczę, że dodałaś rozdział, to się popłaczę jeszcze raz ze strachu przed przeczytaniem, a potem kolejny raz podczas czytania i kolejny, gdy już go skończę. Ech... Pozostaje mi czekać jedynie do przyszłego tygodnia :')
    Pozdrawiam cieplutko
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  2. 1. Albo ten profesor go szantazuje czyms
    2. Albo jest jakims zboczencem i namawia Pascala do seksu
    3. Albo nie mam pojecia, moze chce go wywalic z uczelni? Chociaz to jest nieeemozliwe, no bo po co i czemu?
    No, no. Cos mi sie tu nie podoba. A moze Pascal zdradza Phila?
    Mialem nadzieje, ze to sie wyjasni w tym rozdziale, ale no jakze by inaczej. Trzeba nas potrzyma w niepewnosci. Dobry sposob na zatrzymanie czytelnika :D
    I czemu Pascal mialby byc tak poruszony, ze Baker byl przy jego wypadku, bo nie rozumiem?

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero niedawno znalazłam czas na nadrobienie rozdziałów tego opowiadania i już mogę Ci powiedzieć, że chyba będę je lubiła tak, jak dawniej pierwszą część. I to chyba nawet pomimo tego, co podejrzewam. Bo ta sprawa z Pascalem i profesorem... To jest to o czym myślę i czego bardzo nie lubię, prawda? Skurwiel go skrzywdził?
    Pascal jest świetny, ale i Phil dobrze ci wyszedł. Nadal jest fiutem, ale da się go lubić. A nie podejrzewałam, że jeszcze go polubię po ostatnich rozdziałach Granicy...
    Ale, ale... Powiedz mi proszę, co z Więź 2? Wrócisz jeszcze do tego opowiadania?
    Pozdrawiam i życzę Ci wiele pomysłów i czasu do ich spisywania :)
    Ariana

    OdpowiedzUsuń
  4. Po prostu...genialne.

    OdpowiedzUsuń
  5. P o p r o s t u .... G e n i a l n e

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    droga autorko, choć już dawno, dawno temu natrafiłam na Twój blog, to nie czytałam, teraz wróciłam, właśnie niedawno skończyłam czytać opowiadanie na Twoim drugim blogu... teraz zamierzam i tutaj czytać... mam zamiar się zabrać za opowiadanie „więź”, jeden jak i dwa, a potem nie wiem jeszcze, ale powiem tak miałam przyjemność czytać „światło w ciemności” jednak wtedy nie komentowałam, a spodobało mi się bardzo, więc pewnie ono będzie w dalszej kolejności... ale tak masz nowego czytelnika... choć dość rzadko będę się pojawiać, ze względu na ograniczony czas...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Cała ta sytuacja z profesorem i Pascalem wydaje się być śliska. Czyżby coś wcześniej między nimi się wydarzyło. Na początku pomyślałam o tym, że był sprawcą wypadku, ale teraz już nie wiem. Weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Co to za profesor? Czemu na niego tak reaguje Pascal?
    Obstawiam, że ma to coś wspólnego z wypadkiem Pascala, ale co? Ile ten profesor ma lat? Może był jego chłopakiem?
    Phil się martwi, a Pascal się na niego wścieka. Co to będzie?
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)