piątek, 22 września 2017

Rozdział 15[G2]

Obudziłem się w szpitalu z Pascalem wciśniętym w róg łóżka zaraz obok mnie. Trzymał mnie za nieuszkodzoną rękę, skulony na samym brzegu, żebym miał wystarczająco dużo miejsca. Zawsze w filmach i książkach mijało trochę czasu po przebudzeniu, zanim do ludzi docierało, co im się przydarzyło. Ja wiedziałem od razu. Wiedziałem, że ktoś chciał skrzywdzić Pascala i mnie przy okazji i że mu się to nie udało. Wiedziałem, że pojawiła się policja i że dopiero, kiedy wziąłem Pascala w ramiona, moje ciało wreszcie się poddało i zemdlałem. Nie dziwiło mnie, że wylądowałem w szpitalu. Głowa pękała mi w szwach.
Obróciłem ją lekko, starając się nie robić tego gwałtownie i przyjrzałem się Pascalowi. Wyglądał normalnie. Chyba nic mu nie było. Odetchnąłem z ulgą.
Podejrzewałem, że już nastawili mi bark. Spróbowałem nim poruszyć. Bolało jak diabli. Pascal poruszył się i zamrugał. Miał wory pod oczami wielkości ciężarówek i był wyraźnie zmęczony. Nie miałem pojęcia, która godzina, ale policja prawdopodobnie nieźle go przemaglowała, zanim mógł przyjechać do szpitala.

– Obudziłeś się – wymamrotał śpiąco, trąc ręką zaspane oczy.
– Ty też – odparłem. Chrząknąłem, kiedy głos odmówił mi posłuszeństwa.
– Jak się czujesz? – spytał, siadając. Ziewnął szeroko.
– Połóż się z powrotem – poprosiłem.
– Za chwilę – odparł, schodząc z łóżka. Patrzyłem, jak bierze z szafki szklankę i nalewa do niej wody. Podszedł do mnie i pomógł mi się napić. Nawet nie wiedziałem, że byłem spragniony, ale jak już zorientowałem, sam wycedziłem całą szklankę prostując zażarcie, gdy chciał mi zabrać. – Jezu – rzucił tylko, patrząc na mnie szeroko rozwartymi oczami. – Naprawdę chciało ci się pić.
Odetchnąłem tylko, kładąc głowę na poduszce. Pascal nalał wody jeszcze dla siebie i napił się, po czym wrócił do łóżka. Wsunął się pod kołdrę i przysunął blisko mnie.
– Wszystko w porządku? – spytałem cicho.
– Teraz już tak – odparł po chwili. Przeczesał palcami moje włosy i pocałował mnie w policzek. – Jutro cię wypuszczą. Masz lekki wstrząs mózgu, ale wszystko powinno być w porządku. Porządnie mnie nastraszyłeś, wiesz?
– Ty mnie też – odparłem cicho. – Nie wiedziałem, czy ten psychopata ci coś zrobił. Czego on w ogóle chciał?
Pascal westchnął ciężko.
– Chcesz o tym rozmawiać teraz? Jest – zerknął na swój telefon – piąta rano.
– Chcę wiedzieć – powiedziałem stanowczo. I rzeczywiście tak było. To nie był przypadek, że Pascal unikał zajęć profesora Barkera, a ten nagle próbował nam zrobić krzywdę.
Brunet westchnął cicho i złapał mnie za rękę. Bawiąc się moimi palcami, powiedział:
– Pięć lat temu, kiedy przydarzył mi się ten wypadek… kierowca zbiegł z miejsca wypadku i mimo śledztwa, nie udało się go znaleźć i pociągnąć do odpowiedzialności. Gdy się obudziłem po dwóch latach śpiączki, nie powinienem nic pamiętać z wypadku. Dość konkretnie uderzyłem się w głowę. Ludzie zazwyczaj nie pamiętają, ale… ja pamiętałem. – Urwał na chwilę i wziął głębszy oddech. Zacisnąłem palce na jego dłoni, chcąc mu dodać otuchy. Chyba wiedziałem, w jakim kierunku zmierza ta historia. – Było ciepło. Noc przepiękna, drogi praktycznie puste, idealny czas na przejażdżkę. Zatrzymałem się na światłach. Mogłem przejechać na czerwonym, nie raz i nie dwa mi się zdarzyło, ale tym razem postanowiłem zastosować się do przepisów ruchu drogowego i poczekać. Samochód z mojej lewej strony zatrzymał się na światłach na krzyżówce, więc niedługo u mnie powinno zapalić się zielone. Z jakiegoś powodu minęły jakieś dwie minuty, zanim światło zmieniło się na zielone. Ruszyłem przed siebie. Ze zdumieniem zobaczyłem, że samochód z mojej lewej też ruszył… prosto za mną. Prosto na mnie. Potem wbił kierunkowskaz i zaczął mnie wyprzedzać. A potem skręcił gwałtownie na mnie, uderzając we mnie z pełną premedytacją. Pamiętam, że leżałem przy drodze, cały poharatany i przygnieciony do asfaltu motorem, krztusząc się własną krwią. Kierowca osobówki wysiadł i stanął tuż przy mnie. Spojrzałem na niego. Patrzył na mnie beznamiętnie przez krótką chwilę, po czym po prostu odjechał, zostawiając mnie na pewną śmierć. – Pascal przełknął ciężko ślinę. Zagryzłem dolną wargę. Poczułem wyrzuty sumienia, że wcześniej kpiłem sobie z niego i jego wypadku. Co prawda nie z tego, że cierpiał, ale miałem wyrzuty sumienia za samo poruszanie tego tematu. – W moich ustach było coraz więcej krwi. Nie czułem bólu, tylko strach. I krew. Jej metaliczny posmak w ustach i świadomość tego, że się nią duszę i że nikt mi nie pomoże. Że… – urwał. – To cud, że udało mi się przeżyć. Za każdym razem, kiedy śnią mi się koszmary… właśnie to mi się śni. Jak zjeżdżam z autostrady do tej nieszczęsnej krzyżówki, a potem ten samochód we mnie uderza. Wiem, że umieram. Mimo tego, że mnie nie boli, jestem niespokojny. I boję się. Gdybym mógł o tym zapomnieć, byłbym przeszczęśliwy.
Pascal umilkł na chwilę. Obróciłem się na bok i przysunąłem bliżej niego. Objął mnie ramieniem.
– W każdym razie – kontynuował – pamiętałem sprawcę. Od samego początku wiedziałem, że potrącił mnie profesor Barker i że zrobił to z pełną premedytacją. Nie wiedziałem tylko, dlaczego. Nic mu nie zrobiłem, nigdy mu niczym nie podpadłem. Nie mieliśmy nawet zbytniej styczności. Nie rozumiałem, dlaczego to zrobił. Pierwsze tygodnie po wybudzeniu się ze śpiączki były dla mnie torturą. Nie dość, że moje ciało nie chciało współpracować, to jeszcze bałem się, że Barker wróci i dokończy to, co zaczął. Bałem się komukolwiek o tym wspomnieć, bałem się, że jakimś cudem się wywinie i wróci po mnie. Podejrzewam, że nie widział we mnie zagrożenia, dlatego sobie darował. Może dowiedział się, że nie pamiętam i nie widział powodu, dla którego miałby mnie dalej gnębić? W końcu mój wypadek uznano właśnie za to… nieszczęśliwy wypadek. Kierowca mógł zbiec ze strachu, w takich sytuacjach ludzie potrafią zachowywać się bardzo dziwnie. W każdym razie, minęły tygodnie, a potem miesiące, a Barker się mną kompletnie nie interesował, więc mogłem odetchnąć z ulgą. Skupiłem się na rehabilitacji, na spędzeniu czasu z bratem i ojcem i moje życie wróciło do normy. Właściwie to było nawet lepsze, bo po tym, co mnie spotkało, zacząłem doceniać, jak wielkim darem jest to, że mogę chodzić o własnych siłach czy poradzić sobie w toalecie czy z umyciem własnych włosów. Kiedy jednak Barker nagle pojawił się na zastępstwie za innego profesora… spanikowałem.
– Bałeś się go – stwierdziłem.
– Jak diabli – potwierdził. – Wiem, że zachowywałem się głupio i tylko dałem mu do myślenia, ale nie potrafiłem inaczej. Ilekroć na niego patrzyłem, widziałem jego wzrok, gdy stał nade mną i patrzył na mnie z wyraźnym obrzydzeniem i niechęcią. I radością z tego, co mi się stało. To nie była normalna ludzka reakcja. Gdy widzisz kogoś w takim stanie… nie reagujesz w ten sposób. Wiedziałem, że Barker to psychol i zacząłem go unikać.
– Zorientował się – zrozumiałem. – Że pamiętasz, kto spowodował wypadek.
– Tak. Zachowywałem się podejrzanie. Zatrzymał mnie wtedy po zajęciach i zaczął jakoś dziwnie do mnie gadać. Widział, jak na niego reaguję i chyba zdecydował, że musi pozbyć się świadka. Wymyślił więc sobie, że napisze do mnie wiadomość z obcego numeru, podając się za mojego ojca i w ten sposób sprowadzi mnie tam, gdzie chciał. Potem pewnie zabiłby mnie i ukrył zwłoki i nikt nie dowiedziałby się, co się ze mną stało. Wystarczyło, że zabrałby mój telefon.
Zdałem sobie sprawę, że tak pewnie by było. Z przerażeniem uświadomiłem sobie, że gdyby Pascal poszedł po te papiery sam, tak jak mi to proponował… Gdyby tak się stało, prawdopodobnie już bym go więcej nie zobaczył.
Coś mnie boleśnie chwyciło za serce. Nie wiedziałem, co to było, ale nie było to przyjemne uczucie. Na samą myśl, że mógłbym go stracić… Nawet nie chciałem o tym myśleć.
Nachyliłem się i pocałowałem go namiętnie w usta, próbując przekazać cały swój strach, desperację, miłość, ulgę, że skończyło się, jak się skończyło. Bo mogło skończyć się o wiele gorzej. Pascal oddał pocałunek, więc wsunąłem mu niemal brutalnie język w usta, wkładając w ten pocałunek całego siebie. Bolał mnie bark, ale starałem się to zignorować. Liczyło się tylko to, że był obok mnie i nic mu się nie stało, że był cały i zdrowy, a ten psychopata w pierdlu, z którego szybko nie powinienem wyjść.
– Kocham cię – usłyszałem echo swojego głosu jakby z oddali. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to ja to powiedziałem. I że totalnie tak czułem.
Wystawiłem się po raz kolejny. Dałem mu władzę, którą wcześniej wykorzystano przeciwko mnie. Robin, Lucy… Oboje mnie zranili, bo zbyt dużo przed nimi zdradziłem. A teraz zrobiłem to po raz kolejny, pozwalając Pascalowi na to samo, co im. Podskórnie podejrzewając, że skończy się dokładnie tak samo, ale po raz pierwszy mając gdzieś to, że tak może się stać. Kochałem go. Chciałem, żeby o tym wiedział, nawet jeśli on tego w ten sposób nie odb…
Pascal wydał z siebie nieartykułowany odgłos i przyssał się do moich warg, obejmując mnie ręką w pasie.
– Kocham cię – wyjęczał prosto w moje usta, gdy oderwał się na krótką chwilę od moich warg. Jęknąłem cicho, zdesperowany, by poczuć go bliżej, by poczuć na własnej skórze, co miał na myśli, wypowiadając te dwa słowa. Byłem w jakimś amoku. – Tak bardzo cię kocham. – powtórzył, całując mnie po szyi. – Zauroczyłeś mnie od pierwszej chwili, kiedy cię zobaczyłem, mimo twojej niewyparzonej gęby. A potem, kiedy zamieszkaliśmy razem, przepadłem. Tak bardzo cię pragnąłem. Nawet pojechałem w te cholerne góry, żeby spędzić z tobą więcej czasu. Twoja mama od razu mnie wyczuła i szybko mi powiedziała, gdzie dokładnie mogę cię znaleźć.
Jęczałem tylko aprobująco, próbując wciągnąć go na siebie. Chciałem go blisko, w sobie, jak najbliżej. Pascal chyba rozumiał, bo ostrożnie ułożył się na mnie, pod kołdrą. Gdzieś tam w zakamarkach mojej głowy plątała się myśl, że zagadka odnośnie tego, czemu Pascal tak chętnie zaproponował mi wspólne mieszkanie, właśnie się rozwiązała, ale to nie było ważne, nie w tym momencie.
Rozpiąłem mu rozporek i zsunąłem bieliznę, zostawiając ją zaraz pod jego jądrami. Też był już twardy. Rozsunąłem uda. Miałem na sobie tylko szpitalny fartuch, więc cały mój tył był odkryty i łatwo dostępny. Pascal splunął na rękę, wcierając ślinę w moje wejście, potem jeszcze raz, by nawilżyć też trochę siebie.
Sapnąłem, kiedy z cichym jękiem wsunął się we mnie chwilę później. Cały czas szeptał, że mnie kocha, że mnie pragnie, że jestem najważniejszą osobą w jego życiu i że nie wie, co by zrobił, gdyby mnie stracił. Odpowiadałem na te szepty w podobnym tonie, dodając jeszcze, żeby mnie wziął, że go kocham i że chcę go poczuć.
Czułem, jak porusza się we mnie. Uczucie nie było do końca przyjemne, bo bolało trochę, ale nawet się z tego cieszyłem. W ten sposób mogłem w pełni poczuć, że on rzeczywiście ze mną był, że to nie był tylko wytwór mojej wyobraźni. To wszystko, co się stało, mocno nami wstrząsnęło, a seks był najlepszym sposobem na ujście emocji, jaki udało nam się do tej pory odkryć.
Zanim skończyliśmy, obaj płakaliśmy w najlepsze, trzymając się mocno w ramionach i zmierzając nieubłaganie w kierunku spełnienia. Pascal doszedł we mnie pierwszy, a ja niedługo po nim.
Pomyślałem, że znowu zrobiliśmy to bez gumki, ale jakoś nie miałem sił się tym przejmować. Czułem się spełniony nie tylko w tym cielesnym sensie, ale i duchownym. Nigdy wcześniej się tak nie czułem. Z Lucy nie byłem nawet blisko czegoś takiego. Miałem wrażenie, jakby pierś miała mi wybuchnąć z nadmiaru emocji. Jakbym cały miał wybuchnąć, nie potrafiąc ich w żaden sposób wyrazić.
Pascal wysunął się ze mnie ostrożnie i zaczął doprowadzać nas do porządku. Znalazł jakieś chusteczki, którymi na bieżąco wycierał wypływającą ze mnie spermę, żebym nie miał mokrej plamy na łóżku. Normalnie by mnie to krępowało, ale z nim… z nim już nic takie chyba nie było.
– Dziękuję – wymamrotałem, kiedy skończył. Wyrzucił chusteczki do kosza i pocałował mnie czule w usta.
– Kocham cię – wyszeptał.
– Kocham cię – odparłem, wtulając się w niego mocno.

Od razu po wyjściu ze szpitala pojechaliśmy na komisariat, żebym mógł zostać przesłuchany. Wolałem mieć to jak najszybciej z głowy.
Policja początkowo nie była do mnie zbyt ciepło nastawiona. Szybko zorientowałem się, że dość konkretnie uszkodziłem buźkę Barkera, podczas gdy on nie miał żadnej broni.
– Skąd wiedziałeś, czego użyć? – spytał policjant.
Szybko zorientowałem się, że bardzo inteligentnie zadami pytanie. Mógł spytać, czy wiedziałem, czego chcę użyć, ale on od razu zasugerował, że dobrze wiedziałem, co robię. Mógłbym ściemniać, ale czy był sens? Facet próbował mnie zabić, miałem prawo się bronić.
– Jestem zajebisty z chemii – przyznałem bez cienia skromności. – Chciałem zrobić bombę zapalającą, żeby szybko wzniecić duży pożar. Wiedziałem, że to ściągnęłoby co najmniej straż.
– Ale? – ciągnął policjant.
– Nie zdążyłem. Barker znalazł mnie, zanim dałem radę ją skończyć. Wziąłem więc to, co miałem pod ręką.
– Czyli nie wiedziałeś, co to jest?
Spojrzałem na mnie spokojnie.
– Oczywiście, że wiedziałem. Barker zachowywał się jak psychol. Zepchnął mnie ze schodów, chciał mnie zabić. Nie ryzykowałbym rzucania w nim czymś, co mogłoby nie zadziałać. Użyłem stężonego kwasu siarkowego, bo jest bardzo silny i powinien go zająć na tyle, by nie mógł mnie ścigać. Chciałem w tym czasie zadzwonić po pomoc i znaleźć Pascala, ale Malik już pewnie was zawiadomił, skoro tak szybko się zjawiliście.
Policjant zapisał wszystko, co mówiłem. Spojrzał na mnie sceptycznie.
– Nie było tam nikogo prócz ciebie – powiedział. – Już wcześniej twierdziłeś, że niejaki Jake Malik pomógł ci dostać się do klasy i cię tam zostawił. Przesłuchiwaliśmy go, ale ma alibi. Nie było go w budynku w tym czasie.
Zagapiłem się na pałkarza.
– Oczywiście, że był. Tylko dzięki niemu dałem radę pozbierać się spod tych nieszczęsnych schodów.
– Nie, nie było go – powiedział z naciskiem. – Byłeś tam tylko ty. Uderzyłeś się mocno w głowę, może w ten sposób twój mózg próbował ci pomóc uciec przed niebezpieczeństwem. To się często zdarza.
Wcale nie, miałem to już na końcu języka, ale powstrzymałem się. Malik totalnie był tam i mi pomógł! Mało tego, jakimś cudem znalazł otwarty pokój, w którym mnie zostawił. Byłbym tam zupełnie bezpieczny, gdybym nie narobił hałasu. Miałem też podejrzenia, że to Malik powiadomił policję. Musiał. Kto, jak nie on?
Nie rozumiałem, czemu policjant próbuje mi wcisnąć ten kit. Nie jebłem się w łeb aż tak mocno, żeby do tego stopnia poprzekręcać fakty.
– Był – spróbowałem po raz kolejny.
Policjant pokręcił głową. Patrzyłem na niego przez chwilę. On też patrzył prosto na mnie, niemal wyzywająco. Zdecydowałem, że nie ma sensu się siłować, więc westchnąłem tylko z irytacją.
– Okej, dobra, niech ci będzie! – powiedziałem. Nie było sensu się spierać. Skoro policja z jakiegoś pokręconego dla mnie powodu nie chciała, żeby obecność Malika podczas całej akcji wyszła na jaw, proszę bardzo. Niech go pominą w raporcie i chuj im w dupę. Ważne, że Barker był zapuszkowany.
Opowiedziałem całą historię. Gdy skończyłem, policjant podał mi do przeczytania to, co napisał. Uśmiechnąłem się pod nosem widząc, że Malik nie pojawił się tam ani razu, ale nie skomentowałem tego. Coś było na rzeczy, ale to już mnie nie obchodziło. Był czy go nie było, ważne, że wszyscy wyszli z tego cało. Podpisałem papierek i byłem wolny.
– Wiecie, czemu Barker w ogóle chciał zabić Pascala? – spytałem. – Mam na myśli ten pierwszy raz, kiedy go potrącił.
Policjant westchnął, odkładając dokumenty na bok i wstając.
– Barker miał małego synka, który nagle zachorował – wyjaśnił. – Ubiegał się o pozycję rektora, bo to oznaczało dużo większe zarobki, za które mógłby dziecko leczyć. Ojciec Pascala zdobył tę pozycję i pieniądze. Syn Barkera zmarł niedługo po tym. Podejrzewamy, że oszalał po jego śmierci i postanowił się zemścić.
– Oko za oko – stwierdziłem.
Policjant skinął.
– Nie jesteśmy jeszcze tego pewni. Barker wciąż musi przejść ewaluację psychologiczną, wtedy będziemy znać szczegóły. Najpierw jednak muszą wypuścić go ze szpitala, bo ktoś chlusnął mu kwasem prosto w twarz i nie wiadomo jeszcze, czy w ogóle będzie cokolwiek widział. – Ostatnie zdanie brzmiało jak wyraźna nagana.
– Nie żałuję tego, że się skutecznie obroniłem – prychnąłem.
– Oczywiście, że nie – odparł policjant spokojnie. Wskazał mi drzwi. – To wszystko, młody. Mykaj stąd. Jeśli jeszcze będziemy czegoś od ciebie chcieli, któreś z nas się z tobą skontaktuje.
– Okej – wzruszyłem ramionami i opuściłem pomieszczenie, nie żegnając się w żaden sposób z gliniarzem. Nie zasłużył sobie, próbował zrobić ze mnie wariata.
Pascal czekał na mnie przed budynkiem, paląc papierosa. Był z nim Travis i dwóch innych policjantów.
– Już? – spytał, kiedy pojawiłem się obok.
– Mhm – odparłem, zabierając mu fajkę. – Nie pal. Z nas dwóch to ty jesteś tym grzecznym.
Pascal wywrócił oczami.
– Wszystko okej? – spytał.
– Jaaasne. Tylko wmówili mi, że uroiłem sobie Malika jako rycerza w lśniącej zbroi wybawiającego mnie z opresji.
Travis zachichotał.
– Widać nie dostałeś w tą głowę aż tak mocno, skoro ciągle masz dobry humor – powiedział.
Rzuciłem mu spojrzenie spod byka, zaciągając się papierosem.
– Nie, tylko sturlałem się po schodach, ale kto by się tam przejmował – mruknąłem. – Ugh, idziemy? – spytałem Pascala.
Skinął głową.
– Jasne. Powinieneś coś zjeść, wyszedłeś ze szpitala bez obiadu.
– Tak, mamo – rzuciłem tylko, chociaż miał rację, umierałem z głodu.
Travis znowu się zaśmiał.
– Lubię cię, młody – powiedział.
– To dobrze, bo ja nie lubię ciebie – odpowiedziałem z krzywym uśmieszkiem. – Tego lubienia musi starczyć na nas dwóch.
Pascal uszczypnął mnie w bok z naganą. Podszedł do Travisa i objął go, żegnając się. Travis z chęcią odwzajemnił uścisk, patrząc prosto na mnie. Jego wargi poruszyły się w niemym „dziękuję”. Skinąłem mu tylko głową. Wiedziałem, jak bardzo martwił się o Pascala i jaką musiał czuć ulgę, że ten koszmar wreszcie się skończył. Pascal pożegnał się z nim i dwoma pozostałymi policjantami, a potem pojechaliśmy do domu.
Zmarszczyłem brwi, kiedy stojąc przed drzwiami usłyszałem, że ktoś jest w środku.
– To Weronika – wyjaśnił Pascal, wchodząc do środka. – Poprosiłem ją, żeby przyszła i coś nam ugotowała.
– Mhm, pachnie zajebiście – stwierdziłem.
Pascal stanął jak wryty.
– A wygląda jeszcze lepiej – rzucił cicho.
Zajrzałem mu przez ramię i wybałuszyłem oczy. Z korytarza dobrze widać było część kuchni, w której stała akurat Weronika.
… całująca Zhaoyu.
Liżąca się w najlepsze z Zhaoyu. Staliśmy obok siebie i patrzyliśmy na to, Pascal z niedowierzaniem, ja z zafascynowaniem. Weronika kochała się w nim od lat, a teraz nagle stała w naszej kuchni i lizała się z nim w najlepsze.
Zaburczało mi w brzuchu. Pascal, słysząc to, chrząknął dość głośnie, próbując zwrócić na nas uwagę.
Para oderwała się od siebie pospiesznie i spojrzała na nas jak struchlałe zwierzę oświetlone przez światła pędzonego na nie samochodu.
– Emm… – mruknęła Weronika, drapiąc się po głowie.
Zhaoyu spłonął rumieńcem i wyraźnie się zawstydził. Uśmiechnąłem się szeroko do Weroniki, dając jej jasno do zrozumienia, że chcę wiedzieć absolutnie wszystko. Uśmiechnęła się tylko lekko zakłopotana.
– Ekhem… Obiad gotowy?
Pokręciłem tylko głową.
– Cześć, Jerry – przywitałem się grzecznie z Chińczykiem. Zawstydził się jeszcze bardziej i skinął mi lekko, podając Weronice talerze, żeby mogła na nie nałożyć przygotowany przez siebie obiad. Weronika spojrzała na mnie z naganą. Przypomniałem sobie, że nie znosiła, jak ktoś nazywał Zhaoyu „Jerry”.
Westchnąłem tylko i usiadłem przy stole.
– I co? Wszystko okej? – spytała Polka.
– Tak. Lekarz powiedział, że trochę będzie bolała mnie głowa i żebym ją oszczędzał, a poza tym w porządku. Na komisariacie tylko mnie przesłuchali i po sprawie.
– Wiadomo już, co grozi Barkerowi? – spytał Jer… Zhaoyu, kładąc na stole dwa talerze pełne jedzenia. Aż mi ślinka napłynęła do ust, kiedy poczułem ten zapach. Czyżby Weronika potrafiła dobrze gotować?
 – Jeszcze nie, bo czekają z postawieniem mu zarzutów – odparł Pascal. Tego nie wiedziałem. – Z tego, co dałem radę wyciągnąć od Travisa, jest tego o wiele więcej niż usiłowanie zabójstwa.
– Kto by pomyślał, że taki z niego psychol, co nie? – spytała Weronika. Postawiła wszystko na stole i usiadła, więc oficjalnie zaczęliśmy jeść. – Wydawał się całkiem w porządku.
– Najwięksi psychole zawsze się tacy wydaję – stwierdziłem.
– To prawda – poparł mnie Zhaoyu.
– Czy jest jeszcze ktoś, na kogo powinienem uważać? – spytałem Pascala.
Wywrócił oczami.
– Jesteś niemożliwy!
Zauważyłem, że Zhaoyu drgnął, a Weronika z krzywym uśmieszkiem wyciągnęła dłoń spod stołu i robiąc najniewinniejszą minę na świecie, napiła się soku ze swojej szklanki. Wyszczerzyłem się do niej. Szybka była. Nawet nie wiedziałem, co ją tak nagle wzięło na molestowanie go pod naszym stołem. Ba! Co ją tak wzięło, że z tęsknego wzdychania do gościa nagle znalazłem ją liżącą się z nim w najlepsze na środku naszej kuchni!
– Opowiedz mi jakąś ciekawą historię – poprosiłem Weronikę.
– Znowu? – spytała z westchnieniem. – Już mnie ogołociłeś ze wszystkich fajnych historii! Moje wnuki tyle nie usłyszą ode mnie, co ty!
– Oj weź! Na pewno coś się jeszcze ostało! – marudziłem. Wydąłem usta. – Omal nie zginąłem, należy mi się coś z życia, prawda?
Weronika westchnęła i zaczęła się zastanawiać intensywnie. Zhaoyu patrzył na nią jak w obrazek. Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby się tak przy niej zachowywał. Zazwyczaj był neutralny, jak w stosunku do wszystkich innych. Teraz w jego wzroku coś się zmieniło… Może myślał, że nie ma szans?
– Egh, nic mi nie przychodzi do głowy, ale – dodała szybko widząc, że już otwieram usta–  pomyślę nad tym i coś ci wyśle, okej?
– No dobra – zgodziłem się łaskawie, udobruchany tym, że coś mi jednak wyśle, nawet jeśli musiałem na to czekać.
Weronika i Zhaoyu zjedli z nami obiad i pozmywali po nim, a potem pożegnali się i poszli. Byłem konkretnie obżarty, ale nawet nie chciało mi się spać. Może dlatego, że popijałem sobie kawę, a może zwyczajnie naspałem się w szpitalu, nawet jeśli nie budzono co jakiś czas, żeby sprawdzić, jak się ma moja biedna głowa.
– Za niecałe dwa miesiące kończy się semestr – zagaił Pascal, siadając naprzeciwko mnie. – Chciałbyś gdzieś pojechać?
Spojrzałem na niego.
– Już cię ciśnie w jakieś nowe miejsce? – zdumiałem się.
– Od razu ciśnie… Chciałbym zobaczyć coś nowego.
– W takim tempie przed trzydziestką odwiedzisz cały świat – wytknąłem mu.
– Nieprawda.
– Prawda. Pascal, serio, zluzuj trochę. Wiem, że po otarciu się o śmierć masz mega parcie, by zaznać życia na całego, ale możesz trochę przystopować. Istnieją spore szanse, że dożyjesz późnej starości. Jeszcze się najeździsz.
– A więc nie chcesz?
Pokręciłem głową.
– Tego nie powiedziałem. Możemy jechać, ale może na jakiegoś krótszego tripa? Albo nawet na wakacje do jakiegoś ciepłego kraju, ale będziemy lenić się na plaży, a nie latać z językiem na brodzie po wszystkich zakamarkach? Nie zrozum mnie źle, nasz trip był zajebisty, ale ja lubię się polenić dla samego lenienia się.
Pascal parsknął.
– To nic nowego. Okej, czyli możemy gdzieś jechać, jeśli nie będę szalał z wynajdywaniem miejsc, które chcę zobaczyć?
– Dokładnie.
– Okej, umowa stoi. – Zamyślił się na chwilę. – Hmm, mówisz, że włączyła mi się szwędaczka po otarciu się o śmierć… A  jak wpłynęło to na ciebie?
To było dobre pytanie. Jakoś się nad tym nie zastanawiałem, ale podskórnie czułem się zupełnie inaczej w swoim ciele. Zacząłem patrzeć na siebie i swoje życie z trochę innej perspektywy. To, co zgotował nam Barker, pomogło mi w pewnym sensie dorosnąć i zrozumieć pewne rzeczy.
A przede wszystkim jedną.
– Cóż… Uświadomiłem sobie, że jest coś, co muszę zrobić.
Pascal spojrzał na mnie pytająco, ale tylko uśmiechnąłem się tajemniczo. Nie zamierzałem dać z siebie tego wycisnąć.


7 komentarzy:

  1. Czyżby Phil w końcu zrozumiał, że czas odezwać się do Robina, wyprostować pewne sprawy i przeprosić? Oby!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tez czuje, ze chodzi o Robina. Pojedzie do niego, przeprosi, rzuca sie w sobie w ramiona i znow beda przyjaciolmi. Tak wlasnie bedzie xd
    Seks w szpitalu... a tak chcialem, zeby ktos ich przylapal xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio specjalnie przeczytałam pierwszy tom Granic. Nie zmianiam swojego zdania co do Philla. Był dupkiem w okresie licealnym. Sam był sobie winien. Spieprzył przyjaźń z Robinem, a ciągle to go obwinia o tę sytuację. Eh.
    W każdym razie... Rozdział cudowny. Bardzo mi się podobał i trzymam za chłopaków kciuki. Kocham <3
    Weny i pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Totalnie chodzi o Robina.
    Kocham go i już nie mogę się doczekać :D
    A może jakiś sequel z nim by się przydał? :)

    Stonka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuje, ze bede jedynym, ktory by nie chcial kontynuacji o Robinie :D
      Troche to jak odgrzewanie kotleta, ktory jest dobry tylko na poczatku ;/

      Usuń
    2. Ja też nie chcę Robina. Ale to dlatego, że będzie to dla mnie tak niezręczne, że pominę część "rozmowy" i zerknę tylko jak się skończyła >.<

      Usuń
  5. Jak nic będzie chciał porozmawiać z Robinem i Sebastianem, co może być ciekawe, bardzo.
    W końcu historia kryminalna została rozwiązana. Masz talent do ich pisania, po prostu człowiek czeka na więcej.
    Najważniejsze wyznali sobie uczucia :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)