piątek, 29 września 2017

Rozdział 16[G2]

– Jesteś pewny? – spytał Pascal trochę zaniepokojony.
Wywróciłem oczami z irytacją. Wziąłem go jako wsparcie moralne a nie idiotę, który na każdym kroku będzie podawał w wątpliwości moją pewność siebie.
– Tak, jestem. A ty? Tak się cisnąłeś, że to jest dobry pomysł. Zwątpiłeś?
– Nie, oczywiście, że nie – odparł szybko. – Po wypadku zostałem bez przyjaciół, nadal praktycznie ich nie mam… Byłoby super, gdyby udało ci się nawiązać kontakt z kimś, kto tak wiele dla ciebie znaczył.
Spojrzałem na niego z zaciekawieniem.
– Dlaczego twierdzisz, że nie masz przyjaciół?
– Bo to prawda – powiedział spokojnie. – Widziałeś kiedyś, żebym z kimś gdzieś wychodził? Mam mnóstwo znajomych, z którymi mogę imprezować i robić różne inny zwariowane rzeczy, ale tacy bliscy przyjaciele… Nope.
– Przestali się z tobą kolegować po twoim wypadku?
Westchnął cicho.

– Można tak powiedzieć? Nie zrozum mnie źle, to nie była ich wina… Po prostu… byłem dwa lata w śpiączce. Wiele się w ich życiu wydarzyło, niektórzy nawet się pożenili i założyli rodziny, nawiązali nowe kontakty… Kiedy odwiedzali mnie po wypadku, czułem się jak intruz i jeszcze dołowali mnie. Miałem przez nich depresję. Słuchałem, jak zmieniło się ich życie, jak szczęśliwi są, przynajmniej niektórzy z nich, i zazdrościłem im tego czasu, który mnie odebrano. Fakt, że byłem kaleką i nie wiedziałem, czy to kiedykolwiek się zmieni, wcale mi nie pomógł. Odepchnąłem ich od siebie. Widzieli, że nie jestem zadowolony z ich zainteresowania, więc postanowili dać mi trochę przestrzeni. Nadal jestem z nimi w kontakcie, czasami się spotykamy lub piszemy do siebie, ale nigdy już nie będziemy tak bliskimi przyjaciółmi jak wcześniej. Dlatego cieszę się, że zdecydowałeś się chociaż przeprosić swojego przyjaciela. Zobaczysz, że będzie ci o wiele lżej. Mnie było, gdy stanąłem na nogi i ich przeprosiłem. Wiedziałem, że przyjaźń już nie wchodzi w grę, ale i tak dobrze było mieć świadomość, że nikt nie ma do ciebie pretensji, wiesz?
Mruknąłem coś tylko bez ładu i składu.
 Całe to przedsięwzięcie stresowało mnie w chuj. Miałem cykora wielkości dziury ozonowej – jest całkiem duża, prawda? – ale nie zamierzałem się poddawać ani rezygnować. Chciałem wreszcie to zrobić. Byłem też ciekawy, co Robin będzie miał do powiedzenia i w ogóle.
Tak, jechałem do Monachium, żeby porozmawiać z Robinem. Zbierałem się do tego tylko… jakieś dwie godziny od momentu, kiedy postanowiłem go przeprosić i spróbować się pogodzić. Zadzwoniłem do Hanysa – ciągle miał ten sam numer – i poprosiłem go o numer do Robina. Wiedziałem, że go ma, jako jeden z niewielu był z nim w kontakcie od samego początku, kiedy Robin wyprowadził się z Sebastianem do Monachium. Ku mojemu zaskoczeniu, nawet zbytnio nie protestował i po krótkiej chwili miałem już numer w swoim telefonie. Chwilę później dzwoniłem już do mojego byłego najlepszego przyjaciela z sercem bijącym mi dosłownie w uszach. Oczywiście, jak to ostatnio bywało z moim szczęściem, odebrał Sebastian. Byłem szczęśliwy, jak bardzo zszokował go mój telefon, chociaż trochę wkurzony, że to akurat on musiał odebrać. Przy okazji dowiedziałem się też, że ciągle są razem. Robin zawsze szedł na całość w tym, co robił. Fakt, że nadal byli razem, nie powinien być taki zaskakujący, ale z jakiegoś powodu był. Myślałem, że Sebastian się rozłączy i zablokuje mój numer, ale z niechęcią zawołał Robina – „kochanie! Nie uwierzysz, kto do ciebie dzwoni” – i po chwili miałem już przy telefonie niepewnego Robina. Nie wdając się w żadne szczegóły powiedziałem, że chciałbym się spotkać i porozmawiać i czy ma czas i ochotę, by to zrobić. Szybko ogarnął, że to poważna sprawa, skoro mu powiedziałem, że jeśli się zgodzi, przyjadę specjalnie do niego do Monachium. Obawiałem się też, że każe mi się pierdolić – totalnie sobie na to zasłużyłem – ale on powiedział tylko, że najbliższy weekend ma wolny i może się wtedy ze mną spotkać. Dogadaliśmy miejsce i czas i było po wszystkim.
Przez następne trzy dni spoglądałem na telefon z niedowierzaniem, no bo, kurwa, zgodził się. Byłem pewny, że się nie zgodzi i tyle z tego wszystkiego będzie, ale naprawdę się zgodził.
No i tak oto ja i Pascal znaleźliśmy się w jego aucie w drodze do cholernego Monachium, żebym mógł się kajać przed swoim byłym najlepszym przyjacielem. I opierdolić go za co nieco, bo przecież też święty nie był. Miałem swoje za uszami, jasne, wcale się tego nie wypierałem, ale on też nie był fair w stosunku do mnie. Nie miałem pojęcia, czy kiedykolwiek uważał się choć za trochę winnego, że się pożarliśmy i nasza przyjaźń się skończyła. Nie wiedziałem nawet, czy kiedykolwiek choć przez chwilę pożałował, że tak się stało. Być może nie, może to tylko mnie cisnęło przez te lata. Może to tylko ja czułem się z tym źle, może to tylko ja nie potrafiłem o tym zapomnieć i znaleźć sobie innych przyjaciół. Może. Po to tam jechałem, żeby te wszystkie „może” zniknęły, zastąpione konkretnymi informacjami.
Pascal miał rację. Jeszcze się z nim nawet nie spotkałem, a już czułem ulgę, że mój mózg wreszcie przestanie terroryzować samego siebie i wreszcie będę wiedział, na czym stoję. Tak jak w przypadku Pascala, tak i w moim i Robina prawdziwa przyjaźń już raczej nie wchodziła w grę, ale to nie było ani trochę ważne.
Na samą myśl o jego minie, kiedy przedstawię mu Pascala jako swojego faceta, na mojej twarzy pojawiał się mimowolny uśmiech.
Zajechaliśmy idealnie na czas. Miałem dokładnie dziesięć minut na wyczołganie się z auta, spanikowanie i wejście tam. W pierwszej chwili nawet rozważyłem ucieczkę – nie zamierzałem stchórzyć, tylko rozważałem! – ale w końcu zebrałem się w sobie, dałem sobie mentalnego kopa w dupę i z duszą na ramieniu wszedłem do kawiarni, w której mieliśmy się spotkać. Pascal został na zewnątrz. Powiedział, żebym puścił mu sygnał, jak będę chciał, żeby wszedł do środka i przywitał się z Robinem. Miałem zamiar go wysłać tak czy siak, gdyby się okazało, że Robin przyprowadził ze sobą chemika.
Nie zrobił tego. Zauważyłem go niemal od razu po wejściu do kawiarni. Siedział przy jednym ze stolików przy oknie, bawiąc się serwetką. Zmienił się trochę, ale i tak go rozpoznałem bez problemu. Miał teraz trochę krótsze włosy, sterczące we wszystkie strony świata, zupełnie jakby dopiero co wygrzebał się z łóżka. Jego twarz nabrała bardziej męskich rysów i chyba był trochę masywniej zbudowany – nie gruby, bardziej umięśniony – ale poza tym, nic się nie zmienił.
Podszedłem do jego stolika. Czułem, jak serce wali mi w piersi. Nie mogłem uwierzyć, że to naprawdę się działo.
– Hej – rzuciłem lekko zachrypniętym głosem. Chrząknąłem cicho, chcąc się pozbyć nagłej guli w gardle.
– Hej – odparł chyba równie zestresowany tym wszystkim, co ja.
Patrzyliśmy na siebie niezręcznie, nie wiedząc, co zrobić. W końcu podrapałem się po nosie i usiadłem naprzeciwko niego.
– Zamówiłem nam gorącą czekoladę. Jeśli wolałbyś kawę… – urwał sugestywnie.
– Nie, nie, czekolada jest w porządku – powiedziałem szybko. Na chwilę zapadła cisza. Odetchnąłem cicho, próbując się rozluźnić. – Nie byłem pewny, czy będziesz chciał się ze mną spotkać – przyznałem. – Podejrzewałem, że każesz mi spadać na szczaw.
Robin uśmiechnął się lekko. Dalej bawił się serwetką.
– Byłem zbyt zaskoczony, by to zrobić. Gdybym miał chwilę dłużej, pewnie tak właśnie by się to skończyło.
– Cóż… W takim razie dobrze, że miałem element zaskoczenia – powiedziałem spokojnie. Im więcej gadałem, tym lepiej i pewniej się czułem. – Więc… – urwałem, zagryzając dolną wargę.
– Więc – zgodził się Robin – co cię tak nagle wzięło na spotkanie? Niedługo miną dwa lata od czasu, jak przestaliśmy ze sobą gadać.
Podeszła do nas kelnerka i postawiła przed nami filiżanki gorącej czekolady. Podziękowaliśmy zgodnie. Poczekałem, aż odejdzie, zanim powiedziałem szczerze:
– Trochę się wydarzyło ostatnio w moim życiu i przemyślałem sobie niektóre sprawy, więc… – wzruszyłem ramionami.
– Hanys wspominał, że zerwałeś z Lucy – przyznał.
Zaśmiałem się. Trafił w samą dziesiątkę, czyż nie? W końcu od nieszczęsnej Lucy się zaczęło. Gdyby nie jej skok w bok, pewnie dalej bylibyśmy parą i psioczyłbym na Pascala ile się da. Nie nawiązałbym znajomości z Weroniką – która zeszła się z Zhaoyu dzięki nam, bo tak nią wstrząsnęło nasze przeżycie, że złapała Chińczyka za fraki i wepchnęła mu język do ust, bo yolo – i nie zszedłbym się z Pascalem. Kto wie, może Pascal nawet by nie żył, zamordowany przez Barkera i pogrzebany gdzieś, gdzie nikt by go nie znalazł? Wszystko było możliwe.
– Taa – odparłem z lekkim uśmiechem. – Rozstaliśmy się kilka miesięcy temu. Przespała się z jakimś pisarzem czy kimś tam.
– Przykro mi – rzucił.
Prychnąłem.
– Wcale nie! Nie lubiłeś jej.
– Prawda – potwierdził. Uśmiechnął się lekko, co uznałem za sukces.
– I nie ma powodu. Zerwanie z nią to najlepsze, co mi się przytrafiło.
Robin uniósł brwi zaskoczony.
– Mówisz serio? Byłeś gotowy całować ziemię, po której stąpała.
– Wyrosłem z tego. I totalnie mam kogoś innego.
– O tym też Hanys napomknął – przyznał.
Upiłem łyk swojej czekolady.
– Hanys gówno wie. – Wywróciłem oczami. – W każdym razie… omal nie zostałem zamordowany jakiś tydzień temu i postanowiłem, że pora wygarnąć sobie to i owo i oczyścić powietrze. – Spojrzałem prosto w jego pełne zdumienia oczy. – Męczyło mnie to, jak się pokłóciliśmy i w ogóle, ale nie miałem jaj, żeby to zmienić. Skoro już jednak byłem jedną nogą na tamtym świecie zdecydowałem, że może lepiej jednak chociaż spróbować.
– Co się stało? – spytał zaskoczony. Ten dzień miał być dla niego pełen zaskoczeń.
Słyszał o tym, że jeden z profesorów próbował zamordować swoich uczniów. Powiedziałem mu tylko, że byłem jednym z nich. Na razie nie wspominałem o Pascalu. Chciałem, żeby mój związek z innym facetem był gwoździem programu.
– … więc zdecydowałem się zadzwonić. Mam zacząć ci wygarniać, czy chcesz zrobić to pierwszy? – uniosłem zadziornie brwi.
Zaśmiał się.
– Nic się nie zmieniłeś – wytknął mi.
– Oj, mylisz się – zaprzeczyłem. – Zmieniłem się i to bardzo. Gdybym się nie zmienił, nie byłoby mnie tutaj.
– Pewnie masz rację.
– Okej, więc… przepraszam? – Spojrzałem na niego pytająco. – Za to, że cię pocałowałem. Za to, że cię uderzyłem, zwyzywałem i pozwoliłem Lucy rozpowiedzieć po całej szkole, że jesteś gejem i bzykasz nauczyciela.
– Wow. Od razu do sedna widzę.
– Nie zamierzam owijać w bawełnę. Zachowałem się jak cham, jestem tego świadomy.
– Okej, ale czemu to zrobiłeś? – spytał. – Nigdy tego nie rozumiałem. Jasne, byłeś zły, nie lubiłeś Sebastiana, ale twoje zachowanie… to była totalna przesada.
– Naprawdę się dziwisz? – spytałem i rzeczywiście byłem zaskoczony. – Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi przez lata. Mówiłem ci o wszystkim. Wiedziałeś, kiedy straciłem dziewictwo i z kim. Wiedziałeś, że kochałem się w tej piździe Lucy i wiedziałeś, kiedy pierwszy raz się z nią pocałowałem i przespałem. Wiedziałeś, że była dziewicą. Mówiłem ci absolutnie o wszystkim i we wszystkim się z tobą konsultowałem. A ty? Zginęli twoi rodzice, okej, to było nagłe i na pewno bolesne, ale zupełnie się ode mnie odciąłeś. Ignorowałeś mnie przez całe tygodnie po ich śmierci, a potem nagle wróciłeś do szkoły i cały czas mnie okłamywałeś. Nie przyznałeś się, że mieszkasz z Sebastianem, że zacząłeś z nim sypiać, że jesteś gejem, że cię pociągałem. Naprawdę? – Spojrzałem na niego z wyrzutem. Patrzył tylko na mnie w ciszy, za co byłem wdzięczny. – Myślisz, że bym tego nie zrozumiał? Że przestałbym cię lubić? Nigdy nie dałem ci odczuć, że jestem homofobem. Gdybyś od początku był ze mną szczery…
– A więc to dlatego – powiedział cicho.
Westchnąłem.
– Byłem wściekły. Gdy poskładałem wszystko do kupy… miałem ochotę was obu rozszarpać na strzępy. Ciebie za te ciągłe kłamstwa i odsunięcie naszej przyjaźni na bok jakby nic kompletnie nie znaczyła, a jego za to, że mi ciebie zabrał. Chciałem dać wam obu popalić, a zrobienie tego, co zrobiłem, wydawało mi się jedynym sposobem, więc… – Rozłożyłem ręce. – Nie zmienia to jednak faktu, że zachowałem się okropnie, outując cię przed szkołą. Za co przepraszam. Nie miałem do tego prawa. Tak jak i do całowania i bicia. Jest mi wstyd, przyznaję.
Robin tylko się na mnie gapił dłuższą chwilę. Wyglądał, jakby próbował sobie poukładać w głowie to, co usłyszał. A może był zaskoczony tym, co powiedziałem? Tym, że w ogóle go przeprosiłem? Nie byłem typem, który przepraszał, chociaż ostatnio coraz częściej zdarzało mi się to robić.
– Nigdy tak o tym nie myślałem – przyznał w końcu. – Zachowałeś się jak ostatni dupek. I wiedziałem, że robiłeś to wszystko złośliwie, co nie pomagało mi w wybaczeniu ci. Mogłeś ze mną pogadać o tym, że tak się czujesz, ale zamiast tego wziąłeś się za jakąś chorą zemstę.
– Prawda – przyznałem. Dokładnie tak było.
Robin znowu był zaskoczony. Chyba nie spodziewał się, że tak spokojnie zaakceptuję to, co mówił, ale cóż… Miał rację.
Nasza rozmowa szła o wiele łatwiej niż przypuszczałem. Myślałem, że wyjdzie o wiele bardziej dramatycznie, ale obaj byliśmy cywilizowani i szczerzy. Gdy się rozgadaliśmy i zniknęła niezręczność, zaczęliśmy gadać prawie jak przed laty. Czułem, że Robin jest zadowolony z tego spotkania. Może też mu było przykro, że się pokłóciliśmy?
Szybko przeszliśmy od tego, co nas poróżniło do tego, co działo się przez ostatnie dwa lata.
– Och, spadaj! – burknął, kiedy spytałem, co tam u naszego ulubionego nauczyciela od chemii. – Ma się dobrze – powiedział w końcu. – Obaj mamy się dobrze. Seba uczył mnie trochę na pierwszym roku, bo wmanewrowano go w niefortunne zastępstwo, ale było okej.
– Znowu musieliście się ukrywać?
– Ugh, powiedzmy. To zdecydowanie historia na inny raz. Zdarzyło nam się pożreć kilka razy tak konkretnie, ale jakiej parze nie? Ogólnie nie narzekam. – Wzruszył ramionami. – Zależy mi na nim. Nie sądzę, żeby to się kiedyś zmieniło. A u ciebie? Hanys wspominał, że masz nową dziewczynę?
Uśmiechnąłem się pod nosem.
– Prawie – powiedziałem, patrząc na niego zadziornie. – Ma na imię Pascal.
Robin zakrztusił się własną ślinę. Wybałuszył na mnie oczy.
– Pierdolisz! – niemal krzyknął zszokowany.
Zaśmiałem się.
– Nope. Mam faceta. To on był celem tego psychola, o którym tak głośno w wiadomościach.
– Tak się poznaliście? – spytał zaciekawiony.
– Nie – pokręciłem głową. – Pascal jest w mojej grupie na studiach. Jest od nas o kilka lat starszy, bo miał wypadek na motorze, dwa lata leżał w śpiączce, potem rehabilitacja… Dlatego zaczął studia razem z nami. Z czego byłem bardzo niezadowolony. – Skrzywiłem się. Robin uśmiechnął się szeroko i pokręcił głową. – Kiedy Lucy się przespała z jakimś facetem, dramatycznie się spakowałem i wyprowadziłem. Potem się pochorowałem i nie mogłem znaleźć nic na wynajem. Pascal dowiedział się o tym pocztą pantoflową i zaproponował mi mieszkanie u siebie, bo miał wolny pokój.
– Pierdolisz! Prawie dokładnie to samo przydarzyło się mnie. Seba też mi zaproponował, żebym u niego zamieszkał.
– Domyśliłem się. No więc… wprowadziłem się, ciągle niechętnie do niego nastawiony i w ogóle. Był mega miły i słodki i generalnie nie wiedziałem, czemu taki jest, skoro go tyrałem na każdym jednym kroku, ale no… Poznałem go i jakoś… przekonałem się do niego. Przelizaliśmy się po pijanemu, potem jakoś zdecydowaliśmy się na ruchanie i w walentynki oficjalnie zostaliśmy parą. Po tym wszystkim, co stało się z tym szurniętym profesorem, w Hollywoodzkim stylu wyznaliśmy sobie miłość i teraz możemy odjechać na białym koniu w stronę słońca. – Uniosłem tylko jedną brew. Robin zaśmiał się zgodnie z oczekiwaniem.
– Jesteś niemożliwy.
– Wiem, wszyscy mi to mówią – wyszczerzyłem się. – A ty? Jak ty i chemik się zeszliście? Jakoś tak… nie widziałem tego.
– Och, no wiesz, nie miałem gdzie się podziać, więc mnie przygarnął. Śniły mi się koszmary i w ogóle, więc pozwolił mi spać ze sobą, żeby było mu mnie łatwiej budzić – zesztywniałem, bo dokładnie to samo było u mnie i Pascala! – i już tam jakoś zostałem. Pocałowaliśmy się raz, drugi, zdecydowaliśmy się na seks, potem okazało się, że to coś więcej. Nie różni się to zbytnio od tego, co ty mi przed chwilą powiedziałeś.
– Mhm, widzę właśnie.
– Nie mogę uwierzyć, że masz faceta! Ty! Znaczy, pocałowałeś mnie i w ogóle, ale byłeś tak zapatrzony w Lucy! Byłem przekonany, że ten pocałunek był tylko po to, by zrobić mi na złość.
Bo był.
– Chcesz go poznać? – spytałem. – Przyjechał tutaj ze mną.
– Jest tutaj? – spytał podekscytowany. Dawne krzywdy i urazy totalnie poszły w niepamięć. Może to i dobrze, że czekałem prawie dwa lata, zanim go skonfrontowałem. – Jasne, że chcę!
Prychnąłem cicho i wyciągnąłem telefon z kieszeni. Puściłem Pascalowi strzałkę. Nie widziałem go przez okno.
Po chwili stanął w drzwiach, rozglądając się po kawiarni za nami.
– Whohoho – skomentował Robin cicho, przyglądając mu się uważnie, jak szedł w naszym kierunku. – Ktoś ma dobre oko.
– Pff.
– Hej – przywitał się Pascal z szerokim uśmiechem. Chyba wyczuł, że Robin i ja jesteśmy rozluźnieni i jeszcze nie skoczyliśmy sobie do gardeł, więc pertraktacje utrzymały stosunek pokojowy. – Ty to pewnie Robin. Jestem Pascal. – Wyciągnął do niego rękę z szerokim uśmiechem. – Phil wiele mi o tobie mówił.
Widziałem jak Robin pęka pod naporem tego niewinnego i radosnego spojrzenia i uśmiechu i uściska mu rękę, ciągle w szoku, ale już gotowy, by jeść mu z ręki.
– Kłamał – rzucił Robin, pewnie spodziewając się samych najgorszych rzeczy.
Pascal zaśmiał się cicho, siadając obok mnie.
– To były dobre rzeczy – rzucił.
– Już się tak nie podlizuj – zgasiłem go od razu.
Pascal tylko wystawił mi język. Wywróciłem oczami.
Robin wpatrywał się w nas jak w obrazek.
– Seba totalnie padnie, jak mu o was powiem – stwierdził.
– Trupem? – spytałem cwaniacko.
– O mój Boże! – jęknął Pascal, najwyraźniej przerażony moim zachowaniem.
– Jakim cudem z nim wytrzymujesz? – spytał Robin Pascala.
Ten uśmiechnął się tylko zadziornie i odparł bezwstydnie.
– Rżnę tak długo, aż nie ma siły się odszczekiwać.
Robin omal się nie zapluł. Ja też. Spojrzałem na Pascala zażenowany i zawstydzony i miałem ochotę drania zabić!
Palnąłem go w łeb.
– No co? Przecież to prawda!
– Wcale nie! – zaprzeczyłem, cały czerwony na twarzy.
Wystawił mi znowu język.
– Pokonałem cię właśnie twoją własną bronią. Zobacz, jak to jest odczuć twoje przytyki z pierwszej ręki.
– Ja cię draniu zabiję! – warknąłem, mając ochotę go rozszarpać przy tych wszystkich ludziach i Robinie. – Barker to nic w porównaniu z tym, co dla ciebie przygot…
Pascal zamknął mi usta pocałunkiem. Ja zamknąłem się od razu. Prawie natychmiast odsunął się ode mnie, ale już i tak straciłem wątek, więc tylko patrzyłem na niego złowrogo.
Wrrr… co on sobie myślał?! Nie widziałem Robina dwa lata, a on nagle wyskakuje z czymś takim!
Co za dziad! Zmieniłem zdanie! Ani trochę go nie kocham! Się nie da i już! Nie kogoś takiego! Co za… Wrr!!!
– Mam ochotę robić zdjęcia i kręcić filmiki, jesteście razem tacy uroczy – powiedział Robin, siedząc z policzkiem podpartym na dłoni i przyglądając nam się szeroko otwartymi oczami. Po tonie jego głosu poznałem, że nie był to sarkazm. On był śmiertelnie poważny.
– Wcale nie! – zaprzeczyłem. – Zrywam z tobą! – rzuciłem do Pascala. – Robisz mi wstyyyd!
Brunet tylko prychnął, nic sobie nie robiąc z moich fochów. Cmoknął mnie tylko w czoło i spytał o coś Robina, ale byłem zbyt zajęty wkurzaniem się na niego, by tego słuchać.
Reszta tego spotkania minęła w przyjemnej atmosferze. Pascal zdecydowanie przypadł Robinowi do gustu. Byli dla siebie niezwykle serdeczni i mili i szybko żartowali jak starzy znajomi. Nie dziwiło mnie to zbytnio. Pascal zawsze taki był z innymi ludźmi. Potrafił pogadać z tobą na każdy temat, nieważne, czy była to jakaś zupełna głupota, czy coś śmiertelnie poważnego. Taki już był. I takiego go koch… Egh… Nie, nie, nie. Już nie. Nie zasłużył sobie.
Gdy nadeszła pora, by się zbierać, Robin i ja już kompletnie nie myśleliśmy o tym, co stało się w przeszłości. Był chętny, żeby się od czasu do czasu spotykać – Pascal obiecał, że już on o to zadba – i że chętnie odnowi ze mną znajomość, jeśli ja też jestem chętny. Brakowało mu mojego psioczenia.
Uściskaliśmy się na pożegnanie.
Pascal miał rację. Czułem, jakby z moich barków ktoś zdjął ogromny ciężar. Robin mi wybaczył, a ja wybaczyłem jemu. Nie wisiało to dłużej nade mną. Teraz za każdym razem, kiedy przyjdzie mi na to ochota, mogłem sięgnąć po telefon i do niego zadzwonić bez obawy, że się rozłączy jak tylko wyczuje, kim jestem.
Nigdy nie będziemy najlepszymi przyjaciółmi. Nasze drogi się rozeszły, mieszkaliśmy zbyt daleko, by móc odbudować naszą więź, ale to nie miało znaczenia. Przeprosiłem go. On przeprosił mnie. Wybaczyliśmy sobie i obiecaliśmy zapomnieć o przeszłości i myśleć tylko o przyszłości. Tyle mi wystarczyło do pełni szczęścia.



4 komentarze:

  1. Czułam prawdziwe szczęście czytając ten rozdział. Prawie jakbym to ja się pogodziła z przyjacielem xD Cieszę się, że mają to już za sobą. Może kiedyś uda im się wrócić choćby odrobinę do tego co było kiedyś. Sebastian faktycznie chyba padnie trupem jak się dowie o Pascalu xD fajnie by było jeszcze coś z Robinem i Sebastianem przeczytać.
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Weny
    ~Demi Lerman

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy to ostatni rozdzial? Bo tak brzmi :o
    Tez poczulem ulge, ze w koncu sie przeprosili i wszystko jest w porzadku. Oboje dorosli, zrozumieli pewne sprawy. Ale i tak Robin jakos... no nie wiem. Troche go znielubilem. Tzn nie przez ten rozdzial, ale bardziej chyba wole Phila. On wydaje sie taki bardziej prawdziwy xd
    A Sebastiana chyba nigdy nie lubilem. Nie pamietam co do niego czulem czytajac 1 czesc. No jego tez nie lubie, mimo ze jest dobrym czlowiekiem xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Łohohohoho...
    Zgodzę się z kolegą wyżej, że to brzmi jak ostatni rozdział. I króóóóótkooooo... Jeśli na tym rozdziale skończysz to opowiadanie, to Ci nogi z dupy powyrywam. Dobra, nie, bo mi jeszcze dasz bana, albo coś...
    Rozdział jak zwykle cudowny, czekam na następną część. Buźki <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniale opisane spotkanie dwóch najlepszych przyjaciół :)
    Phil przeszedł ogromną metamorfozę, w pierwszej części nie lubiłam go, wydawał się taki próżny, a teraz, inna osoba, która wie co najważniejsze jest w życiu.
    Myślałam, że może Sebastian czai się gdzieś na zewnątrz, ale może jeszcze coś napiszesz o nim.
    W sumie super byłoby przeczytać o reakcji Sebastiana, gdy Robin mu powie o Pascalu i Philu, mogłoby być zabawnie xD
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)