wtorek, 4 grudnia 2018

9.Więź doskonała


 Kolejne dni minęły zaskakując spokojnie. Jacob wreszcie przestał celowo doprowadzić do kłótni za każdym razem, gdy Dante się odezwał. Dzięki temu spędzanie  czasu z Jacobem przestało być tak uciążliwe, jak do tej pory. Udało im się nawet zamienić kilka neutralnych zdań nie kończących się sprzeczką ani wyzwiskami.
Dante chciał uważać to za ogromny sukces, ale z jakiegoś powodu czuł tylko niepokój. Miał wrażenie, że to tylko cisza przed burzą stulecia. Pojawił się też pewien zasadniczy problem.
Żaden z nich nie był pewny, co dalej. Brunet początkowo obawiał się, że Jacob chwyci za nóż i będzie próbował się zabić, tak jak chciała jego wataha. Gdy jednak czas mijał, a Jacob nie wydawał się zainteresowany popełnieniem samobójstwa, Dante uznał, że się pomylił i nie pilnował wilkołaka tak gorliwie jak wcześniej. Ich największą nadzieją było znalezienie watahy, która mogła coś wiedzieć na temat więzi. Problem polegał na tym, że wataha Jacoba była w przyjaznych stosunkach z wieloma innymi. Jacob nie był pewny, z którymi dokładnie, przez co zwrócenie się do jakiejś w ciemno mogło być śmiertelnie niebezpieczne. Jacob stał się wrogiem publicznym numer jeden, więc każdy potencjalny sojusznik watahy mógł go zaatakować. Dante sam nie mógł tak po prostu zaczepić jakiegoś wilkołaka i poprosić o pomoc. Najpierw by go wyśmiano, a potem rozerwano na strzępy. Jacob mógł sobie mówić, co chciał, ale wilki wcale nie były takie święte, jak chciały być postrzegane. Głównie przez to minęło kilka dni, zanim podjęli decyzję, co powinni zrobić. Po niemal tygodniu od ataku, Dante i Jacob spakowali się i ruszyli w dalszą drogę.

Jacob nawet przestał protestować, gdy Dante chciał się najeść. Nadal nie pozwalał gryźć się w szyję, ale bez problemów pozwalał Dante z siebie pić i to tyle, ile wampir tylko chciał. Co stało się alarmujące, to fakt, że napady Jacoba najwyraźniej zgrały się z głodem Dante, bo za każdym razem, gdy Dante czuł drapanie w gardle, Jacob skarżył się na uderzenia gorąca, a jego przyrodzenie stawało się twarde jak skała. Jacob nie pozwalał się dotykać podczas picia krwi. Chociaż zapierał się rękami i nogami, Dante wiedział, że Jacob się bał kontroli, jaką dałby mu, pozwalając w takiej chwili na pieszczoty. Dla wampira było to niezwykle ironiczne, zwłaszcza że Jacob jeszcze nie tak dawno był gotowy się zabić bez zadania choćby jednego pytania, a myśl, że Dante mógł go niecnie wykorzystać sprawiała, że od razu podkulał ogon.
- Wszystko? – spytał Dante, zatrzaskując bagażnik i obracając klucze od samochodu na palcu.
- Wszystko – potwierdził Jacob, wrzucając na tylne siedzenie swój plecak.
Host był w pracy, więc nie mieli okazji się pożegnać, ale Dante nawet wolał się rozstać w ten sposób. Część rzeczy w pokoju uległa zniszczeniu po ataku wilkołaków i chociaż Jacob i Dante naprawili, co mogli, i wysprzątali pokój na błysk, niektóre przedmioty przepadły bezpowrotnie.
Jechali jakieś dwie godziny, nie zamieniając ze sobą ani słowa, kiedy Dante w końcu poruszył kwestię, która nurtowała go tygodnia.
- Tak właściwie, jak to możliwe, że przeżyłeś spotkanie z bratem? – spytał. Nie dawało mu to spokoju od samego początku. Nie chciało mu się wierzyć, że istniał ktoś, kto mógł do tego stopnia spartolić robotę, by nie wykończyć osoby dobrowolnie idącej na rzeź. – Nawet jeśli Damon i Theo ci pomogli, wilkołaki mogły przecież cię zabić w imię wyższego dobra.
- Nie rozumiem pytania.
- Jak to możliwe, że cię nie zabili po tym, jak udało im się ciebie odseparować i zabrać w miejsce bez świadków?
- Chcieli, żebym sam się zabił, a potem wtrącił się Damon, przecież wiesz.
 Dante westchnął cicho.
- Nie łatwiej byłoby cię po prostu zabić?
- Bratobójstwo przynosi pecha.
Wampir zamrugał. Chyba coś źle zrozumiał.
- Pecha? – dopytał ostrożnie.
- No tak. – Jacob nawet na niego nie spojrzał, patrząc za okno. Cała ta podróż strasznie go nudziła. – Według tradycji i wierzeń wilkołaków, brat zabijający brata nie może być dobrym przywódcą. Gdyby Finn tak po prostu mnie zabił, nieważne w jakich okolicznościach, zemściłoby się to na nim w przyszłości.
Dante przez chwilę tylko patrzył przed siebie, próbując pojąć to, czego właśnie się dowiedział.
- Więc, podsumowując, twój brat nie wykorzystał być może jedynej szansy na położenie kresu całej tej historii, bo w przyszłości mógłby mieć przez to pecha? – spytał z niedowierzaniem.
- Zgadza się. – Jacob wzruszył ramionami.
Dante aż zabrakło słów.
- Ty… Wy…
To… To nie miało najmniejszego sensu! Najmniejszego!
Ale w sumie nie powinien się dziwić. To były cholerne wilkołaki. Dante już miał okazję się przekonać, że te istoty mają swój świat i swoje kredki. Według niego idioctwem ze strony Jacoba było podążenie za członkami watahy, którzy wyraźnie mieli wrogie zamiary, ale to… to już był zupełnie inny poziom głupoty.
Nic dziwnego, że wilkołaki i wampiry się nie dogadywały. Gdyby to Dante znalazł się na miejscu Jacoba, a Borys na miejscu Finna, jego brat nie zawahałby się ani sekundy. Wykorzystałby pierwszą nadarzają się okazję, by pozbawić go życie. Nie wspominając już o tym, że Dante nigdy w życiu by z nim nie poszedł, jak zrobił to Jacob, choćby obiecywano mu złote góry i hektolitry jego ulubionej krwi.
Ciągle nie mógł zrozumieć, dlaczego wilkołaki tak nisko ceniły własne życie. Wydawało mu się to niezwykle głupie. I tak żyły krótko, po co jeszcze skracać ten czas?
- Zdajesz sobie sprawę, że to niezwykle egoistyczne z jego strony? – spytał Dante. Widział tyle dziur w rozumowaniu wilkołaka, że to aż przestawało być śmieszne. – Jeśli rzeczywiście zależałoby mu tylko na dobru watahy, nie wahałby się ani chwili. Zabiłby cię i poniósł konsekwencje, nawet jeśli oznaczałoby to dla niego „pecha” – Dante parsknął kpiąco – w przyszłości.
- To nie do końca tak – kłócił się Jacob. – Finn przejąłby moc po ojcu, a to oznacza, że zabicie mnie teraz mogłoby w przyszłości zagrozić naszemu stadu. Jeśli sam odebrałbym sobie życie, nikt nie miałby krwi na rękach i problem by się rozwiązał. Proste i logiczne.
Wcale nie, miał ochotę kłócić się Dante. Nic z tego nie było ani proste, ani logiczne. Poza tym wątpił, by brat Jacoba był na tyle ogarnięty, by planować tyle kroków naprzód.
- A twój ojciec? Nie bał się, że zabijając cię ściągnie na waszą watahę „pecha”?
- Już ci mówiłem, to ja go zaatakowałem. Możliwe, że w ogóle nie chciał mnie zabić, przynajmniej nie od razu. Dlatego chciałem z nim porozmawiać.
- Ale twierdził, że musisz zginąć.
- Ludzie mówią dużo rzeczy. To nie oznacza, że by to zrobił.
- Mhm, mógł ci po prostu kazać się zabić. Pewnie zrobiłby z tego cały rytuał i zaznaczył, jak wielką wykazujesz się odwagą, poświęcając się dla ich dobra. Co za cudowne rozwiązanie ich wszystkich problemów.
- Czuję sarkazm. Nie gadam z tobą więcej.
Jacob obruszył się i obrócił bardziej do okna, kończąc tym samym rozmowę. Dante westchnął cicho.
Robiło się coraz ciekawiej. A miało być jeszcze lepiej.
Nadchodziła pełnia księżyca. O ile Dante nie sądził, by Jacob w tym wieku miał jeszcze problem z kontrolowaniem się w postaci wilka, o tyle jakoś niespecjalnie cieszył się z powodu pełni.
Gdy już zaczął o tym myśleć, zdał sobie sprawę, że nigdy jeszcze nie widział Jacoba w wilczej formie. Nie przebywał często w towarzystwie wilkołaków, to oczywiste, ale wszyscy wiedzieli, że te istoty lubiły obie formy i chętnie wybierały się na przechadzki i polowania w tej bardziej dzikiej formie. Jacob był niezwykle energicznym nastolatkiem, więc tym bardziej powinno go ciągnąć do przemiany. Zwłaszcza że tyle czasu spędził w zamknięciu. Tymczasem Dante nie widział go jeszcze przemienionego.
Wieczorem zatrzymali się w przydrożnym motelu. Dante powoli zaczynał odczuwać w kościach długie siedzenie za kierownicą. Mimo tego, że był osobą lubiącą się wylegiwać z książką w cieple kominka i brak ruchu nie był mu obcy, nawet on zaczynał czuć się niespokojny i miał ochotę trochę rozruszać kości. Nawet nie chciał myśleć, jak takie siedzenie wpływało na hiperaktywnego Jake’a.
Dante kilka razy zauważył podejrzliwy wzrok recepcjonistki, prześlizgujący się z niego na ziewającego i zmęczonego Jacoba i z powrotem. Miał ochotę spytać ją, o co jej chodzi, ale ostatecznie się na to nie zdecydował, nie chcąc przykuwać jeszcze większej uwagi.
Gdy szli już w stronę swojego pokoju, podzielił się swoim spostrzeżeniem z wilkołakiem.
Jacob ziewnął szeroko.
- A czego się spodziewałeś? Wziąłeś pokój z jednym łóżkiem dla naszej dwójki. Nic dziwnego, że wzięła cię za zboczeńca. Pewnie pomyślała, że chcesz mnie przelecieć i zastanawia się, czy mam osiemnaście lat – skomentował chłopak.
- Nie wyglądasz aż tak młodo – mruknął Dante, trochę obruszony myślą, że ktoś mógłby wziąć go za pedofila.
- Dla takich dewotek każdy młodzieniec wygląda jak przynęta na pedofila. Ja bym się tam zbytnio nie przejmował.
- Jasne, że nie, bo to nie ciebie wzięła za… zboczeńca. – Dante skrzywił się. O ile zabijanie uważał za część swojej natury, o tyle gwałt go nigdy nie pociągał, a już zwłaszcza na osobach niepełnoletnich.
Jacob otworzył drzwi do ich pokoju i wszedł do pokoju, Dante depcząc mu po piętach. Wilkołak rzucił swój plecak na podłogę niedaleko drzwi i dosłownie padł na łóżko.
- Zamierzasz tak spać? – spytał wampir. Po całej podróży nie wyobrażał sobie nie wziąć choć krótkiego prysznica, by się odświeżyć.
Jacob mruknął coś tylko niezobowiązująco w poduszkę, czubkami palców zsuwając z nóg buty. Dante westchnął i zostawił go w spokoju, a sam poszedł wziąć szybki prysznic. Ciągle jeszcze nie dowierzał wilkołakowi, więc trzymał w pogotowiu spodnie i buty, ale jego czuły słuch nie wyłapał niczego podejrzliwego.
Gdy chwilę później wrócił do pokoju, Jacob pochrapywał cicho w poduszkę, kompletnie nietomny.
- Jake? – spytał cicho. Nie chciał go obudzić, ale był już trochę głodny.
Wilkołak ani drgnął, więc Dante westchnął cicho i postanowił poczekać do rana. Jacob nie dałby mu żyć, gdyby obudził go tylko dlatego, że chciał napić się krwi. Na tyle już zdążył go poznać.
Mimo zmęczenia długo przewracał się z boku na bok, zanim wreszcie udało mu się zmrużyć oczy. Niestety, nie trwało to długo, bo z głębokiego snu wyrwał go głośny trzask. Zerwał się do siadu. Kątem oka zobaczył, że drzwi do ich pokoju zostały wyważone, a stojąca w wejściu kobieta trzyma wycelowaną w nich strzelbę.
Odruchowo zasłonił ciałem Jacoba i zepchnął go na podłogę po drugiej stronie łóżka, z daleka od zagrożenia. Pierwszy strzał trafił go w prawą nerkę. Impet uderzenia rzucił go na stolik nocny. Jacob patrzył na niego z podłogi szeroko rozwartymi oczami.
Kobieta przeładowała broń i przymierzyła się do kolejnego strzału.
- Zostaw go! – warknęła do Dante i ponownie wystrzeliła. Tym razem wampir zdołał zmienić położenie na tyle, by uniknąć strzału. Syknął cicho z bólu, trzymając się za krwawiący bok.
– To tak się w dzisiejszych czasach traktuje klientów?! – wybuchł. Był zmęczony i nie miał sił użerać się z jakąś wariatką.
- Zostaw chłopaka w spokoju – powiedziała kobieta, ponownie przeładowując broń i trzymając krwawiącego Dante na muszce. Była to recepcjonistka, która wcześniej wydała im klucz do pokoju. – Nie chcę tutaj takich, jak ty.
- Mogłaś mi to powiedzieć, zanim wynajęłaś nam pokój! – warknął.
- Kochanie, chodź do mnie – powiedziała do Jacoba łagodnym głosem, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z wampira. – Obiecuję, że ten potwór ci nic nie zrobi.
Jacob zamrugał i spojrzał to na Dante, to na recepcjonistką.
- Tak szczerze mówiąc, z was dwojga to ty jesteś bardziej niebezpieczna – zauważył Jacob, wstając z podłogi i stając tuż obok wampira. – I masz w rękach naładowaną broń.
- Dobrze wiesz, o czym mówię – odparła. – Nie musisz się bać. Obiecuję, że się nim zajmę.
- Spasuję. Pozwolisz nam opuścić hostel bez nadziewania nas śrutem czy mamy cię do tego zmusić? – spytał.
Kobieta zmarszczyła brwi.
- Och, a więc jesteś jednym z tych. Liczysz na to, że zdobędziesz nieśmiertelność, karmiąc to ścierwo od czasu do czasu?
- Nie, wcale nie.
- A może jesteś jednym z tych wariatów, którzy lubią igrać z własnym życiem?
- Nie, dlatego byłbym wdzięczny, gdybyś odłożyła tę broń – powiedział Jacob, patrząc na nią z niezadowoleniem. Nawet nie chciał myśleć o krwi, którą Dante z niego wyciągnie, by zregenerować ciało po takiej ranie.
- Rozumiem – odparła recepcjonistka.
Oczy Dante rozszerzyły się w wyrazie zrozumienia. Odepchnął Jacoba w bok, gdy kobieta nagle wycelowała i strzeliła do wilkołaka. Gdy Jacob klął i zaczął warczeć, Dante zebrał się w sobie i zaatakował. Uniknięcie kolejnego pocisku było dziecinną igraszką. Wyrwał recepcjonistce strzelbę z ręki i rzucił ja na podłogę, a potem złapał kobietę za gardło i uniósł do góry.
- Trafiła cię? – spytał dla pewności wampir.
- Nie, nic mi nie jest – odparł Jacob.
Dante zmarszczył brwi i zacisnął mocniej dłoń na gardle kobiety. Próbowała się wyrwać, charcząc i kopiąc go desperacko, ale on kompletnie się tym nie przejmował. Była bezbronna i dobrze o tym wiedziała.
Wampir wahał się przez chwilę. Nigdy nie był zwolennikiem niepotrzebnego rozlewu krwi, ale nie zamierzał puścić wolno kogoś, kto bez powodu go zaatakował. I bez chorych psychicznie ludzi mieli wystarczająco dużo na głowie.
- Jakieś propozycje, co z nią zrobić? – spytał wilkołaka, patrząc na wilkołaka przez ramię.
- Ogłusz ją i zostaw – zdecydował natychmiast Jake. – Nie ma sensu jej zabijać.
Dante nie był tego taki pewny. Podejrzewał, że nie byli pierwszymi, których zaatakowała i jeśli pozwolą jej żyć, na pewno nie będą ostatnimi. A jeśli faktycznie już wcześniej zdarzało się jej napadać na niespodziewające się ataku wampiry, najprawdopodobniej zdołała jej pozabijać, co ani trochę mu się nie podobało. Zostawienie jej przy życiu mogło oznaczać śmierć dla kolejnych wampirów, które wcale nie musiały być złe.
- Skąd wiedziała, że jestem wampirem? – zastanawiał się, poluźniając trochę uścisk, by kobieta mogła złapać choć odrobinę powietrza. Nie chciał, by się udusiła, zanim podejmie decyzje, co z nią zrobić.
- Twoje oczy zaczynały zmieniać barwę – zauważył Jacob. – Może przez to? Zostaw ją i chodźmy. Nie chcę już tutaj być. Co, jeśli ma wspólnika?
Dante patrzył na kobietę jeszcze przez chwilę. Jej oczy ciskały błyskawice, mimo czającego się w nich strachu. Po krótkiej chwili wampir podjął decyzję.
- Trochę zaboli – powiedział do niej, przekrzywiając głowę. – Ale pewnie nie bardziej, niż nabój w moim boku.
Szybkim ruchem wbił kobiecie palce w gałki oczy, w celu pozbawienia jej wzroku . Zaczęła wrzeszczeć i skomleć, ale nie sądził, by ktoś na to zareagował, skoro nikt nie pojawił się, słysząc strzały. Puścił ją, nie zważając na jej przekleństwa i wrzaski.
- Idziemy.
Jacob wziął swój plecak z podłogi, patrząc na niego z lekkim niedowierzaniem.
- Co to miało być? – spytał kompletnie zdumiony. – Miałeś ją tylko ogłuszyć!
- Nie, to ty chciałeś, żebym ją tylko ogłuszył – odparł wampir, unosząc zakrwawioną koszulę i oglądając swoją ranę. Skrzywił się. Powoli zaczynała się goić, ale przez to, że był głodny, proces ten był znacznie wolniejszy niż normalnie. – Niech się cieszy, że darowałem jej życie za to, co zrobiła.
- Pozbawiłeś ją wzroku!
- Unieszkodliwiłem – upierał się Dante, wychodząc z budynku i idąc do ich samochodu. – W ten sposób nikogo już więcej nie skrzywdzi.
- To niby łaska?
- Przeżyła, czyż nie?
- Cholerni z was sadyści – warknął Jacob, wyraźnie niezadowolony, ale w jego głosie brakowało przekonania. Albo był zbyt zmęczony, by się przejmować tamtą kobietą, albo w głębi ducha przyznawał Dante rację.
- Masz. – Dante rzucił chłopakowi klucze do samochodu. Gdy wilkołak spojrzał na niego zaskoczony, wampir wskazał na swój krwawiący bok. – Z tym nie dam rady prowadzić, za wolno się goi.
- Mógłbyś mnie ugryźć? – spytał niepewnie Jacob, jakby sam nie wierzył, że to proponuje.
- Wtedy żaden z nas nie będzie się nadawał do jazdy. Zatrzymamy się w następnej miejscowości, jakaś powinna być przed nami za kilkadziesiąt mil. Do tego czasu ty poprowadzisz.
Jacob wzruszył ramionami. Wsiedli so samochodu.
- Umiesz prowadzić, prawda? – Coś tknęło wampira, by zapytać.
- To nie może być aż takie trudne – odparł Jacob. Nacisnął gaz… i wjechał w skrzynkę pocztową, która znajdowała się jakiś metr od ich tylnego zderzaka.
Dante zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu.
- Nie umiesz – mruknął do siebie. Mógł się tego spodziewać.
Jacob zarumienił się lekko i pospiesznie przełączył bieg odpowiednio, by samochód jechał do przodu, a nie do tyłu.
- Wasz gatunek nigdy nie przestanie mnie zadziwiać – marudził Dante, wyjątkowo niezadowolony z obrotu sprawy.
- Już przestań marudzić – odparł Jacob, wyjeżdżając na główną drogę tylko trochę za mocno wchodząc w zakręt. – Przecież jadę, nie?
- Gdybyś musiał prowadzić samochód z manualną skrzynią biegów, twoja jazda zakończyłaby się wraz ze śmiercią tamtej skrzynki pocztowej, bo pewnie nie ruszyłbyś już z miejsca.
- Tego nie wiesz.
- Oj wiem.
- Jakiś gadatliwy się zrobiłeś. Kto by pomyślał, że kule mają na ciebie taki wpływ.
- A może po prostu jestem zmęczony, głodny i wykrwawiam się właśnie na śmierć?
- Diabli licha nie biorą, więc pewnie nic ci nie będzie. Przestań srać.
Dante chciał się odszczeknąć, ale ugryzł się w język. Nie zamierzał dać się podpuścić tak dziecinnym zagraniom.
Jak na złość, w połowie drogi do kolejnego miasteczka minęli radiowóz. Jacob jechał przepisowo, z ich samochodem wszystko było w porządku, ale ten dzień nie należał do zbyt udanych, bo policja włączyła sygnał i mrugnęła im światłami, że mają zjechać.
- Eee… I co teraz? – spytał Jacob, wyraźnie zagubiony. Normalnie kontrola policyjna nie byłaby takim wielkim problemem. Alan pożyczył im samochód, żaden z nich nie był poszukiwany przez organy ścigania, a Dante miał prawo jazdy, nawet jeśli nie przy sobie. Problemem był fakt, że za kółkiem siedział Jacob, a dół koszuli Dante cały nasiąknął krwią. Z rany postrzałowej nie tak łatwo się wytłumaczyć, nawet w Stanach, gdzie całkiem sporo ludzi posiadało broń. To prowadziło do niewygodnych pytań, a tych lepiej było unikać.
- Zwolnij i udawaj, że zjeżdżasz na pobocze – odparł wampir.
- Oszalałeś? Jak zajrzą do środka, to obu nas zamkną! – warknął wilkołak.
- Choć raz zrób, co mówię! – zirytował się Dante.
Jacob spojrzał na niego ze zniecierpliwieniem, ale posłusznie zjechał na pobocze i się zatrzymał.
- Poczekaj, aż wysiądą z samochodu i gazu.
- Co? – Jacob spojrzał na niego z zaskoczeniem.
- Nie co tylko gazu! Już!
Wilkołak wcisnął gaz do dechy, aż ich wbiło w siedzenia i ledwo zmieścili się na drodze. Samochód Alana był porządny i miał niezłego kopa, więc dość szybko udało im się nabrać sporej prędkości. Dante obserwował w bocznym lusterku, jak policjanci w pierwszej chwili zamarli, by potem biegiem wrócić do samochodu. Zanim jednak udało im się ruszyć w pościć, Jacob zdołał ich już nieźle odstawić.
- Szybciej, wciśnij gaz do dechy, musimy się bardziej oddalić – rozkazał wampir. Jacob wykonał polecenie posłusznie, uśmiechając się szeroko.
- Ale jazda! Zaczyna mi się podobać to całe uciekanie!
- Zaraz spodoba ci się jeszcze bardziej – stwierdził wampir. – Wyłącz światła.
- Co?
- Czy ty głuchy jesteś? – zirytował się Dante. Gdyby Jacob był człowiekiem, mógłby nie usłyszeć, ludzie lubili puszczać wiele rzeczy mimo uszu, ale Jacob był cholernym wilkołakiem. Wyostrzone zmysły były częścią definicji jego gatunku! – Wyłącz światła.
- Ale gdzie? – Jacob zagapił się na różne przyciski na kierownicy i licznik. Dante pospiesznie złapał za kierownicę i przytrzymał ją w miejscu, gdy wilkołak przez przypadek skręcił w bok i omal nie wyrzuciło ich z drogi. Warcząc z irytacji, Dante nachylił się bardziej i wyłączył światła, czyniąc w ten sposób ich samochód niewidocznym.
- Aa, tutaj są! – Dante nawet tego nie skomentował, krzywiąc się z bólu. Każdy gwałtowny ruch i nagły zryw samochodu sprawiły mu spory ból. – Okej, co teraz, panie wiem wszystko lepiej?
- Teraz gaz do dechy. Tylko nas nie rozbij – mruknął wampir. – I uważaj na inne auta.
- Prócz policji nikt nas jeszcze nie minął.
- No to będzie miał okazję zrobić to teraz. Nie marudź i jedź.
Dzięki temu, że obaj dobrze widzieli w ciemności, nie mieli najmniejszych problemów z widocznością. Jacob całkiem wprawnie radził sobie na drodze. W pewnym momencie, gdy jechali przez las, Dante kazał mu zwolnić i wjechać w leśną drogę, a potem skręcić w kolejną i zgasić silnik.
- To dość oczywista kryjówka – burknął Jacob, nie do końca przekonany, że w ten sposób uda im się umknąć policji.
 - Dla nas, bo dobrze widzimy w ciemności – odparł wampir, przymykając lekko czy. – Ludzie mają o wiele słabszy wzrok. Nie znajdą nas tutaj.
- Zobaczymy – burknął Jacob, odchylając się bardziej na siedzeniu. Westchnął cicho.
Długo nie minęło, kiedy samochód policyjny przejechał niedaleko nich na sygnale, widowiskowo gubiąc ich trop.
- I co? To już? – burknął Jacob. – Udało nam się ich zgubić? Ale żenada… W filmach jakoś tak pościgi wyglądają lepiej.
- Dobrze, że to nie film, bo już nie mielibyśmy czym jechać dalej – odparł spokojnie Dante, zamykając oczy. Osobiście nie przepadał za tym, jak w filmach wszystko było przerysowywane dla lepszego efektu.
Jacob ziewnął szeroko.
- Głupia krowa – mruknął pod nosem. – Tak dobrze mi się spało.
Dante mruknął tylko potakująco i zamknął oczy. Był zmęczony, obolały i głodny.
- Więc… zostajemy tutaj? – spytał po chwili Jacob, zerkając na niego. Wampir mruknął potakująco. Nie widział najmniejszego sensu w wychylaniu się. Do świtu jego ciało powinno uporać się z raną, a wtedy będzie mógł się przebrać i siąść za kółko. Nawet jeśli policja ich wtedy zatrzyma, nie zdołają im udowodnić, że to oni wtedy im uciekli.
Wilkołak milczał przez chwilę, po czym podsunął mu pod nos swój nadgarstek. Dante spojrzał na niego pytająco.
- Wiem, że korciło się od wielu godzin, by się napić. Masz. – Pomachał mu ręką przed nosem. – Szybciej wrócisz do swojego nudnego jak flaki z olejem „ja”.
Dante zagryzł dolną wargę, myśląc. Picie krwi oszołomi wilkołaka na trochę, więc pilnowanie, by nic im się nie stało, spadnie na barki osłabionego Dante. Nie sądził, by miał z tym większe problemy, a pożywienie się powinno znacznie mu pomóc w regeneracji.
- Dzięki – mruknął, przytrzymując nadgarstek bliżej twarzy i wbijając ostrożnie kły w skórę. Jacob skrzywił się – to nie było coś, do czego można się było przyzwyczaić – ale nie zaprotestował. Odchylił się bardziej na siedzeniu i zamknął oczy, pozwalając Dante wypić tyle, ile chciał.
Wampir wziął więcej niż kiedykolwiek do tej pory, bo jakoś musiał odzyskać krew, którą stracił w wyniku postrzału. Starał się jednak nie przesadzać i w końcu z niechęcią oderwał się od nadgarstka, językiem zasklepiając ślad po wkłuciu się. Jacob zabrał dłoń i ułożył ją na swoich kolanach. Dante obserwował go przez dłuższą chwilę dla pewności, że nie wziął za dużo, ale Jacob wiercił się jak zawsze, próbując znaleźć w miarę wygodną pozycję na siedzeniu. Ostatecznie obaj dość sporo się wiercili, zanim pousypiali, każdy w swoim siedzeniu.
Dante do samego końca nie mógł otrząsnąć się z wrażenia, że coś jest wybitnie nie tak. Nie miał tylko pojęcia, co.

 ***
Hej!
Wybaczcie, że tak długo kazałam Wam czekać... I dalej nic właściwie nie wiadomo. Kolejny rozdział postaram się wstawić wcześniej. Biorę się też od razu za odpowiadanie na Wasze komentarze pod dwoma ostatnimi rozdziałami, bo z tego wszystkiego jeszcze tego nie zrobiłam :( 
Dajcie znać, co myślicie o rozdziale.
Pozdrawiam i do następnego!




11 komentarzy:

  1. Dobrze, że wróciłaś 😍
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze to nawet nie mam pojęcia co może się szykować... Będzie ciekawie ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś tu jest nie tak. I bez tych słów miałam podobne myśli. Jacob stanowczo obniżył obroty, a jego ADHD nie odzywa się już tak gwałtownie, a przynajmniej tego nie widać. To mocno podejrzane:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Krótko, ale fajnie <3
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super jak zwykle. Oby ich relacja rozwijała sie dalej 😂

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo się cieszę, że już wróciłaś z nowym rozdziałem :)
    Kolejny rozdział, a w mojej głowie mnożą się pytania odnośnie opisanych sytuacji i coś czuję, że i tak mnie zaskoczysz, jak wszystkie tajemnice zostaną rozwikłane, ale postaram się wymyślić coś kreatywnego :)
    Staruszka była nawiedzona, rozumiem nietolerancję, ale to to już była przesada. Dobrze, że Dante szybko się goi, bo było by cienko z Jakiem w przyszłości, bo ciągle chce się poświęcić dla watahy.
    Dziękuję za Twoją pracę :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To zbyt proste. Jacob traci ADHD, do tej pory sie nie przemienil, nie ciagnie go do lasu i odpuscil watache...Dante z kolei ma mozg nakrecony jak katarynka ktory nadinterpretowuje fakty a tego co potrzeba nie ogarnia...Jezu jaki tu bedzie plot twist XD Czekam na to jak spotkaja stado wilkolakow bo Jacobowi odwali podczas pelni :P Weny dziewczyno ;) Z niecierpliwoscia czekam na rozdzial :) Nie odpowiadaj na moj komentarz - zachowaj czas dla siebie i na pisanie - wiem ze to przeczytasz :) Wspieram Ciebie i Twoja tworczosc calym soba :D BTW wychwycilem dosyc duzo bledow w tekscie. Byl betowany? Jesli potrzebujesz pomocy z betowaniem moglbym sprobowac ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę nie odpowiedzieć, jak zadajesz mi bezpośrednio pytanie :D
      Co do bety... Gdyby tekst miał przechodzić jeszcze przez jedne ręce, czekalibyście wieki :( Dlatego to, co leci na bloga, będzie niestety lecieć, jakie jest, żeby niepotrzebnie nie przedłużać. Ale odezwę się, jeśli będę potrzebować pomocy ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  8. Super!!! :))))))

    OdpowiedzUsuń
  9. Niby udało im się pozbyć wilkołakow, choć pewnie tylko tymczasowo... Ale wygląda na to że rzeczywiście pech ich prześladuje ;) Najpierw ta szalona recepcjonistka, a potem policja... Swoją drogą podobało mi się w jaki sposób Dante unieszkodliwił tą babę. Nie mógł jej przecież tak po prostu puścić ;) A co do sposobu życia wilkołakow to sama idea życia tak blisko z innymi ludźmi rzeczywiście w dzisiejszych czasach wydaje się być dziwna. Pewnie dlatego że sobie nie ufamy, ale jak tu ufać, jak ludzie potrafią być okrutni i dbają tylko o siebie? A te wilkołaki też niestety takie są - oczywiście nie wszystkie. Naiwne i dziecinne wydaje mi się ze Jacob jeszcze tego po prostu nie widzi, mimo że zna tych ludzi od urodzenia. No ale pobędzie jeszcze trochę z tym sceptycznym wampirem i się wyrobi ;) Dziękuję bardzo i weny życzę :) I przy okazji zdrowych i pogodnych świąt Bożego Narodzenia 😘

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejka, hejka,
    fantastycznie, bardzo zastanawiam się co się tutaj szykuje, ta babka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)