- Co ty chcesz zrobić? –
spytał Theo, patrząc na to wszystko szeroko rozwartymi oczami. Zobaczenie
kobiety i dziecka w tym stanie sprawiało, że miał ochotę zwymiotować, a co
dopiero oglądanie rzeczy, które wampir najwyraźniej dla nich przygotował. –
Damon, przestań!
- Niby dlaczego? – spytał
wampir, łapiąc chłopca za włosy i wyrywając go z ramion matki. Podniósł go do
góry, trzymając w powietrzu za włosy, co musiało być niezwykle bolesne. Dziecko
piszczało i krzyczało z bólu, wijąc się i płacząc.
- Mamo! – wołało. – To boli!
Mamo, pomóż mi! Mamo! Mamo!
- Od kogo powinienem zacząć?
– spytał Damon udając, że się zastanawia. Kobieta doczołgała się do niego i
złapała go za nogawkę dżinsów, próbując jakoś dostać się do swojej pociechy,
ale Damon kopnął ją w klatkę piersiową i upadła na ziemię, płacząc cicho. –
Może od małego, żeby wreszcie się zamknął? Nie znoszę bachorów – dodał Damon z
obrzydzeniem.
- Pomocy! – wyszlochała
kobieta, patrząc błagalnie na Theo. Był jedynym świadkiem całego zdarzenia i
zapewne zrozumiała, że wampir nie zamierza go atakować. – Błagam! Błagam, ratuj
moje dziecko!
- No, właśnie, Theo, ratuj
jej dziecko – mruknął Damon wyraźnie z siebie zadowolony, ponownie ją kopiąc,
kiedy złapała go za nogawkę. – Co, nie chcesz jej pomóc?
- Nie mogę się zgodzić na
twoje warunki – powiedział słabo, czując łzy napływające mu do oczu. Nie mógł
się zgodzić, po prostu nie mógł, tylko jakoś argumenty za tym przemawiające
zupełnie wyparowały mu z głowy, kiedy patrzył na poczynania wampira.
- Och, doprawdy? – spytał
Damon, podnosząc chłopca jeszcze wyżej.
- Puść go – poprosił Theo.
Damon przekrzywił głowę i
uśmiechnął się tylko.
- Myślisz, że możesz mi
rozkazywać? Jesteś tylko jedzeniem. Dość upartym, ale na to mam swoje sposoby.
- Damon, puść go! – krzyknął
Theo. Nie mógł znieść odgłosów, jakie wydawał z siebie chłopiec. – Damon!
Wampir nie słuchał. Theo
podbiegł do niego i spróbował jakoś pomóc chłopcu, ale Damon popchnął go w
pierś na tyle mocno, że Theo poleciał prawie dwa metry do tyłu.
- Siedź! – rozkazał, ale
nastolatek zerwał się na równe nogi i doskoczył do niego po raz kolejny.
- Cholerne larwy – warknął
Damon, odpychając szlochającego nastolatka.
Kobieta płakała głośno,
dziecko wiło się i kwiczało z bólu. Dopiero po dłuższej chwili Theo zdał sobie
sprawę, że sam też krzyczy, desperacko próbując powstrzymać Damona, ale nie
miał z nim najmniejszych szans. Damon był nieruchomy jak głaz.
- Cholerny bachor.
Wampir rzucił dzieckiem o
ścianę. Chłopiec padł na ziemię nieprzytomny. Uderzenie było na szczęście zbyt
słabe, żeby go zabić.
Kobieta zaczęła się czołgać w
stronę dziecka, ale Damon chwycił ją za głowę w dziwny sposób i Theo już
wiedział.
- Nie, nie, nie, nie,
przestań! – wrzasnął spanikowany, płacząc. – Wygrałeś, wygrałeś, poddaję się,
poddaję, przestań!
Damon spojrzał na niego
swoimi czerwonymi oczami i uśmiechnął z zadowoleniem.
- Wiedziałem, że w końcu
zmądrzejesz – powiedział, od razu tracąc zainteresowanie kobietą i jej
dzieckiem.
Theo podbiegł do nieznajomej,
szlochając. Chciał klęknąć obok niej i jakoś jej pomóc, ale Damon popchnął go
na ziemię obok niej. Nastolatek dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że wampir ma
podkrążone oczy, a jego skóra wydaje się jakby szarawa. Oddychał ciężko, jakby
zmęczony.
- Muszę zadzwonić po… -
spróbował, ale Damon kompletnie go zignorował, pchając z powrotem na ziemię.
Usiadł mu na biodrach, odsłonił jego szyję i z cichym westchnieniem ulgi wgryzł
się w wybrane przez siebie miejsce.
Wszystkie myśli odpłynęły z
głowy Theo, który przestał się bać, przestał płakać. Czuł tylko przyjemność.
Przez chwilę, bo kiedy tylko Damon zaspokoił głód, po złości rozszarpał mu
kłami skórę, chcąc go w ten sposób ukarać.
- Jak już z tobą skończę –
powiedział cicho wprost do jego ucha – a skończę na pewno, postaram się być
naprawdę kreatywny przy zabijaniu cię. Zrobię to tak wolno i okrutnie, jak
tylko będę w stanie. Będziesz się wił i krzyczał z bólu, błagając mnie o
śmierć, a ja, wyobraź sobie, nie znam takiego słowa jak litość. – Uśmiechnął
się, wyraźnie zadowolony ze swoich słów, a potem po prostu odszedł, zostawiając
go na ziemi razem z kobietą i dzieckiem.
Zanim nieznajoma dała radę
zadzwonić po pogotowie, Theo doszedł do siebie na tyle, że dał radę wstać.
Kręciło mu się w głowie i czuł, że jego głowa i kończyny są bardzo ciężkie, ale
nie mógł tam zostać. Przyjazd karetki oznaczał przyjazd policji, a powiązanie z
dwoma tak dziwnymi sprawami zaczęłoby zastanawiać policję. Nie mógł sobie na to
pozwolić.
Zaczął padać deszcz. Theo
oparł się o ścianę i podpierając się o nią, szedł najszybciej jak mógł. Musiał
stąd odejść. Już, natychmiast.
- Dokąd idziesz? – spytała
kobieta, tuląc w ramionach dziecko. – Hej, zaczekaj, zaraz przyjedzie pomoc!
- M-mamo… - zaskomlało
dziecko.
- Och, Boże, mój Boże, Matt, Matt,
ciii…
Straciła zainteresowanie,
pomyślał Theo z ulgą. Odepchnął się od ściany i ruszył przed siebie, czując
mocne pieczenie w miejscu, gdzie kły Damona poraniły jego skórę. Czekała go
długa droga do domu.
Zanim udało mu się wrócić,
minęło kilka ładnych godzin. Zdążył już w miarę oprzytomnieć. Gdy tylko
przyszedł do domu, po prostu rzucił się na swoje łóżko i rozpłakał się. Napisał
wiadomość do Liama.
„Noe dałem rady sorry :(”
A potem zasnął, zbyt
zmęczony, żeby to wszystko analizować.
Całą niedzielę ignorował
wszystkich, dał im tylko znać, że żyje i na tym się skończyło. Na szczęście
Liam nie wpadł na pomysł, żeby do niego przyjść, Theo naprawdę nie chciał
nikogo widzieć.
W poniedziałek rano musiał
się mocno postarać, żeby zakryć siniak, jaki mu został w miejscu, gdzie Damon
się do niego dopadł. O kobiecie z dzieckiem trąbiono we wszystkich
wiadomościach. Po raz pierwszy mieli świadka, który był w stanie zidentyfikować
zabójcę. Wspominali też o portretach pamięciowych dwóch osób, zabójcy i pewnie
jego, ale z pewnością były zbyt niedokładne, żeby mogli ich użyć. Damona rozpoznaliby
szybciej, bo kobieta miała więcej czasu, żeby się przyjrzeć. Ale on? Nie, na
szczęście stan, w jakim się znajdowała, działał na jego korzyść. Była zbyt
rozkojarzona, żeby mu się dobrze przyjrzeć.
Liam i Dennis dosłownie od
samego rana wpatrywali się w niego z oczekiwaniem. Theo wiedział, że prędzej
czy później będzie musiał im powiedzieć, ale postanowił sobie to zostawić na
porę lunchu. Gdy ta wreszcie nadeszła i już usiedli przy swoim ulubionym
stoliku, nikt się nie odezwał, a Dennis i Liam patrzyli na niego z
oczekiwaniem.
Theo westchnął ciężko, mając
ochotę się po prostu rozpłakać.
- Laska z dzieckiem z
wiadomości to jego sprawka – burknął tylko. – On chciał…
- Siemka! – Zain usiadł obok
Liama ze swoim jedzeniem, stawiając tacę na stole. – No, teraz możesz
kontynuować – rzucił do Theo. – Skoro już ktoś usiłował mnie zabić, chcę
wiedzieć, dlaczego.
Przy stoliku znowu zapadła
cisza. Cała trójka patrzyła na Zaina z niedowierzaniem.
- No? – ponaglił brunet, nic
sobie nie robiąc z tych spojrzeń.
- Nie sądzę, żeby… - zaczął
Liam, ale Theo machnął ręką.
- Nieważne – chrząknął i
rozejrzał się. Nikt na nich nie patrzył,
więc odsunął kołnierz bluzki i pokazał im ślad, który Damon zostawił mu na
szyi.
- O, kurwa! – skomentował
Dennis, robiąc wielkie oczy. – Był nieźle wpieniony, co?
- Nawet mi nie mów – mruknął
Theo. – Ta laska z dzieckiem...
- Byłeś tam? – spytał Zain,
patrząc na niego z niedowierzaniem.
- To było show. Dla mnie. –
Teraz jak się nad tym zastanawiał, wiedział, że zrobił głupio. Jasne, ta
kobieta i dziecko by zginęli, ale wtedy Damon już by wiedział, że nie zdoła go
złamać. Więcej już by nie zabił, gdyby sam chciał żyć, tyle tylko, że Theo taki
nie był. Nie potrafił poświęcić dwójki ludzi w celu ratowania innych, nie i
już. Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby pozwolił tym ludziom zginąć. Damon był
okrutnym wampirem, gotowym zrobić wszystko, żeby osiągnąć swój cel. Theo
wiedział, że nigdy nie będzie mógł się z nim równać. – Nie mogłem pozwolić,
żeby ich zabił, po prostu nie mogłem…
- W porządku, nigdy by pewnie
tego nie wytrzymał – pocieszył go Liam.
- Boję się go. To psychol –
przyznał Theo.
- Dobrze, że nic ci nie może
zrobić – skomentował Dennis.
- Nie martw się, obiecał mi, że
zabije mnie w męczarniach, kiedy przyjdzie na to czas. – Uśmiechnął się gorzko.
Dennis pokręcił głową.
- Nie mogę uwierzyć, że Jonas
nic na ten temat nie wie. Jest synem Ojca, powinien coś wiedzieć o tym całym
cyrku. Egh… Udało mi się za to podsłuchać, że ktoś zasztyletował dwie córki
Celeste, Trację i Gaję.
- Celeste? – Liam spojrzał na
niego pytająco.
- Siostra Jonasa. Damon jest
synem Mario, kolejnego brata Jonasa.
- A Damon to? – spytał Zain.
- To wampir, który próbował
nas zabić – wyjaśnił Liam.
- A chciał nas zabić, bo…? –
dopytywał Zain.
- Nie powinieneś się w to
mieszać – burknął Theo. – Ostatnie czego potrzebuję, to kolejnej osoby na
sumieniu.
- No jedno ci powiem,
wkurwiłeś go przednio, skoro zabił dwóch swoich – przyznał Dennis. – Dawno o
czymś takim nie słyszałem, ale Celeste nie jest zadowolona.
- Więc niech się nim zajmie,
ja się nie obrażę!
Dennis tylko parsknął.
- Kompletnie nie znacie ich
praw. Celeste nie kiwnie palcem. Jej dzieci mają tysiące lat, powinny umieć się
bronić.
- Możemy zmienić temat?
Serio, mam już dosyć historii o wampirach. Zain, jeśli naprawdę chcesz się w to
mieszać, proszę bardzo, niech Liam ci wszystko opowie. Ale nie płacz potem, jak
tobie albo komuś z twoich bliskich stanie się krzywda.
- Klara się tam cieszy,
dostała dwutygodniowe L4 – zaśmiał się Dennis. Theo i Liam spiorunowali go
wzrokiem. W tej sytuacji nie było nic zabawnego.
Od tego całego cyrk minęły
cztery dni, ale Damon nadal był kurewsko wściekły. Nie mógł uwierzyć, że Theo
śmiał mu się przeciwstawić. Oczywiście, wiedział, że złamie dzieciaka, to było
kwestią czasu, ale sam fakt, że ten mały robak pomyślał, że może mu stawiać
warunki… Damon miał ochotę coś rozwalić – albo kogoś zabić – za każdym razem,
jak sobie o tym przypominał.
Więź wpływała w niego w
najgorszy z możliwych sposobów. Nie był w stanie kontrolować emocji, które
zaczęły nim targać, gdy więź została zawiązana. Starał się z całych sił
oddzielić swoje emocje od tych Theo, ale mu to nie wychodziło. Więź była zbyt
silna, żeby na to pozwolić.
Już kiedy wchodził na
podwórko Theo, czuł potworny strach, którym emanował dzieciak. Strach,
zmęczenie, obawę… Mnóstwo negatywnej energii, która powoli zaczynała odbijać
się na Damonie. Jakoś to wszystko od siebie odpychał, kiedy miał styczność z
dzieciakiem, ale teraz emocje zdawały się jeszcze silniejsze i obawiał się, że
prędzej czy później dobiorą mu się do dupy.
Żeby chociaż wiedział, jak
zerwać tę cholerną więź. Musiał być jakiś sposób, po prostu musiał, tylko nikt
nie chciał puścić pary z ust. Jego ojciec twierdził, że musi być cierpliwy, bo
więź w końcu sama osłabnie, ale on nie chciał czekać. Miał dosyć Theo, jego
nastoletnich problemów i buzujących w nim hormonów. Był arystokratą, na litość
boską, jak mogli mu to zrobić i uwiązać go do tego bachora? Ktokolwiek krył się
za maskami i pelerynami, Damon zamierzał ich znaleźć i się z nimi rozprawić.
Gdy wszedł do pokoju, Theo
akurat grzebał w szafie. Połową ciuchów zarzucił spory kawałek podłogi.
- Noż, cholera – mruknął,
wyłaniając się stamtąd w końcu. Krzyknął krótko, opadając na tyłek, kiedy go
zobaczył. – Jezu! – złapał się za serce. – Nie mógłbyś się nauczyć wchodzić
drzwiami?!
Damon tylko się uśmiechnął.
Słowa Theo brzmiały niemal… ostro, a jednak smród strachu stał się tylko
bardziej wyczuwalny.
Theo się go bał i bardzo
dobrze, nie będzie sprawiał mu więcej problemów.
- Miejmy to już za sobą –
mruknął nastolatek, wstając z podłogi i idąc w stronę łóżka. Wszedł na nie i
położył się, podkulając nogi.
Damon usiadł obok niego i
oparł się po obu stronach jego głowy. Koszulka na ramiączkach odsłaniała
wszystkie interesujące go rejony. Jego uwadze nie umknął spory siniak, który
rozlał się dzieciakowi pod skórą. Wyglądał pewnie o wiele gorzej niż mu
dokuczał, ale każda kara była dobra za to, co Theo usiłował mu zrobić.
Spojrzał mu krótko w oczy, po
czym nachylił się i zatopił kły w skórze dzieciaka. Theo momentalnie odpłynął,
a uczucie strachu zajęło wyraźne podniecenie. Damon ledwie zdusił jęk, kiedy i
jego ciało zaczęło reagować na podniecenie dzieciaka. A jego krew…
Oderwał się od niego niemal
od razu, ocierając usta. Krew smakowała strachem. Za pierwszym razem był zbyt
głodny, żeby się przejmować jej smakiem, ale teraz… teraz było to jeszcze
wyraźniejsze. Była o wiele gorsza niż na początku. Czyżby kolejny aspekt więzi?
Może to dlatego jego stary tak bardzo dbał o swoich partnerów? Czy to możliwe,
że jeśli ludzki partner czuł się źle albo był zastraszony to smak jego krwi
zmieniał się na gorszy? Było to niezwykle nieprzyjemne odkrycie, tym bardziej,
że zdążył się już przyzwyczaić do faktu, iż krew Theo smakowała mu o wiele
bardziej niż kogokolwiek wcześniej. Była też bardziej syta.
- Czego się boisz? – spytał z
irytacją. – Przecież nie mogę ci nic zrobić – przyznał, chcąc go uspokoić. Był
głodny, a ta krew była okropna.
Theo tylko spojrzał na niego
z niezrozumieniem, lekko zamroczony.
- Egh, nieważne – warknął i
ponownie zatopił kły w jego szyi. Pił przez chwilę, starając się nie skupiać na
smaku, lecz panować nad podnieceniem. Gdy dzieciak doszedł i Damon poczuł, że
przez tę małą szuję on sam też już jest blisko, oderwał się od niego
pospiesznie.
Spojrzał na krocze Theo,
okryte bawełnianymi spodenkami od piżamy i skrzywił się, widząc tam sporych
rozmiarów mokrą plamę. Cholerne nastolatki i ich pieprzone hormony.
Westchnął ciężko, masując
nasadę nosa. W tym mieście już niczego nowego się nie dowie. Sprawdził
wszystko, co mógł, wszystkie tropy i nic. Nie było nikogo ani niczego, co
mogłoby mu pomóc z rozwiązaniem więzi natychmiast. No, może Jonas, który
najdłużej przebywał z Ojcem i mógł mieć jakieś informacje od niego, ale po tym,
jak zaatakował tego dzieciaka, którym Jonas się opiekował, jego wuj raczej nie
będzie skory do współpracy. Jego ojciec, Mario, nic nie wiedział – lub też nie
chciał nic powiedzieć – tak więc na niego też nie mógł liczyć. Celeste była
zbyt przejęta śmiercią swoich dwóch córek i o ich śmierć oskarżała Damona.
Gdyby zwrócił się do niej o pomoc, pewnie ucięłaby mu łeb. Gloria też odpadała,
z całego rodzeństwa to Celeste była jej najbliższa, więc pewnie pomogłaby
Celeste go zamordować, gdyby dopadła go w swoje łapy. Pierdolić ich w takim
razie, poszuka rozwiązań gdzieś indziej, czyli u Jacoba, najmłodszego syna
Ojca. Jeśli Jacob nie będzie umiał mu pomóc, to prawdopodobnie nikt nie będzie.
Jacob jednak nie mieszkał w Los Angeles, lecz w Nowym Yorku. Nie mógł tak po
prostu odseparować się od swojego jedzenia, co oznaczało, że gdziekolwiek nie
będzie chciał się ruszyć, dzieciak musiał iść z nim.
Pokręcił głowę, widząc jak
wolno chłopak dochodzi do siebie. Sięgnął po czekoladę, która leżała na stoliku
nocnym przy łóżku i wepchnął mu kostkę do ust. Może ona pomoże mu ogarnąć się
szybciej, nie zamierzał siedzieć przy nim całej nocy.
Theo dość szybko się
zorientował, że coś jest nie tak i Damon jeszcze nie wyszedł. Zamrugał kilka
razy i podciągnął się wyżej, siadając i opierając się plecami o ścianę.
- Czemu jeszcze tu jesteś? –
spytał podejrzliwie.
- Jutro – powiedział cicho –
przyjdę po ciebie wieczorem i masz być gotowy do drogi.
- Do drogi? – zdumiał się
nastolatek. – Jakiej drogi?
- Lecimy do Nowego Jorku, mam
tam sprawy do załatwienia.
- Nie mogę sobie tak po
prostu… - protestował dzieciak, ale Damon nie pozwolił mu skończyć.
- Lepiej, żebyś był gotowy
jak po ciebie przyjdę – ostrzegł.
- Moi rodzice w życiu się
nie…
- To coś wymyśl – wzruszył
ramionami. – Tak czy siak cię stąd zabiorę.
Theo gapił się na niego z
otwartymi ustami.
- Ja po prostu nie wierzę,
że… - zaczął, ale wampir znowu mu przerwał, zezując na jego krocze.
- Ja też.
To skutecznie zamknęło nastolatkowi
usta. Damon wstał i podszedł do okna. Rzucił dzieciakowi jeszcze jeden, pełen
satysfakcji uśmiech i wyszedł z jego pokoju. Odetchnął głęboko, czując jak
powoli wszystkie emocje z niego schodzą. Całe szczęście. Kto by pomyślał, że
jeden taki przeciętny nastolatek może czuć tyle na raz? Na szczęście strach
został zastąpiony wzburzeniem, co dawało nadzieję, że następny posiłek będzie
smakował o wiele lepiej.
- On jest niemożliwy! –
jęknął Theo, waląc głową w książki trzymane na kolanach. – Zakomunikował mi to
i się ulotnił i niby co ja mam teraz zrobić?!
Liam oddychał ciężko po
przebytym biegu. Od dłuższego czasu biegał i jeździł na zawody, szybko stając
się jednym z lepszych biegaczy w szkole. Niestety, lekkoatleci nie byli na
czele szkolnej hierarchii, ale to zbytnio Liamowi nie przeszkadzało. Lubił
biegać i już.
- Hm, już ustaliliśmy, że nie
dasz rady mu się sprzeciwić.
- No wiem! Jak się wkurzy to
i tak mnie wyciągnie z domu! Liam, ratuj! – jęknął Theo. Jego przyjaciel zawsze
potrafił znaleźć wyjście z sytuacji, więc teraz pewnie też jakoś da sobie radę.
Liam potarł brodę w
zamyśleniu.
- Rodzicom nie możesz o tym
powiedzieć. Poszliby na policję, a to mogłoby wywołać kolejną masakrę. Hmm, to
trochę zawęża pole działania.
- Trochę?! To zawęża całe
pole działania.
- Niekoniecznie. Możesz
upozorować ucieczkę z domu.
Theo tylko spojrzał na niego
z miną, jakby miał się rozpłakać.
- Uziemią mnie do
trzydziestki jak mnie znajdą.
- Właśnie o to chodzi. Jeśli
Damon przyjdzie po ciebie wieczorem, nie zorientują się do rana, że ciebie nie
ma. Może nawet dłużej, może zobaczą dopiero wieczorem? To da ci więcej czasu
niż jakbyś upozorował porwanie. Zaginionych ludzi tak szybko się nie szuka,
wiesz? Pamiętasz moją kuzynkę Heather? Zaczęli jej szukać po dwudziestu czterech
godzinach, bo była już zbyt duża, żeby wszcząć poszukiwania natychmiast. Dawno
będziesz za miastem, kiedy się pokapują, że cię nie ma.
- Zaczną was przesłuchiwać.
Liam skinął głową.
- Tak, a ja im powiem, że
ostatnio zachowywałeś się dziwne. Że znikałeś na całe dnie i oszczędzałeś
pieniądze. Że byłeś rozkojarzony bardziej niż zwykle. Dobry kit to pół sukcesu.
- Nie chcę cię w to mieszać.
- Nie masz wyjścia, Theo.
- Wiem. Ciągle się
zastanawiam, czemu padło akurat na mnie.
- Na kogoś musiało.
Westchnął. To też wiedział.
Zapadła cisza. Liam
uśmiechnął się do niego pokrzepiająco, po czym dołączył do swojej grupy, która
miała po raz kolejny przebiec dwa kilometry.
Theo w tym czasie zaczął
pracować nad planem swojego zniknięcia. Do samego końca nie wierzył, że to
robi, ale cóż, nie miał wyjścia.
Jego rodzice bardzo rzadko
zaglądali do jego pokoju, więc bez problemu spakował najpotrzebniejsze rzeczy w
małą sportową torbę. Wziął wszystkie pieniądze, jakie miał, portfel, telefon i
ładowarkę. Nie miał pojęcia, co może mu się przydać ani kiedy wróci, Damon
oczywiście nic mu na ten temat nie powiedział. Na ręce zawiązał sobie bandanę,
tym razem pozwalając ciemnym lokom rozsypać się wokół jego twarzy i nadać mu o
wiele młodszy wygląd.
Damon przyszedł po niego
około godziny dwudziestej drugiej, kiedy na dworze było już kompletnie ciemno.
- Gotowy? – spytał
lakonicznie.
- Na ile wyjeżdżamy?
- Na tyle, ile trzeba.
To mu niczego nie mówiło.
Pokręcił więc tylko głową i zostawił na poduszce list do rodziców, żeby go nie
szukali. Damon tego nie skomentował.
Już po chwili szli w ciszy
ulicą. Theo obejrzał się jeszcze na swój dom. Zastanawiał się, czy jeszcze
kiedykolwiek go zobaczy.
***
Zgodnie z obietnicą wstawiam kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się podobał.
Pozdrawiam!
Najlepszy jak do tej pory! Z chęcią pożarłabym następny, uwielbiam narracje Damona i Liama uwielbiam,może od biegania jego uda będą sie bardziej podobały koledze ;)
OdpowiedzUsuńBardzo się podobał i chce się więcej:-)
OdpowiedzUsuńMiałam łzy w oczach na początku xd rozdział super ale szkoda,że tak żadko
OdpowiedzUsuńcuuudne.... ale pozostawia niedosyt ;)
OdpowiedzUsuńJesteś coraz bardziej sadystyczna, zaczynam myśleć że Harry miał luzik z Luisem hehe. Ciekawe ile jeszcze będziesz męczyć biednego Theo? Może teraz jak zaczną więcej czasu ze sobą spędzać to Damon jeszcze bardziej się wczuje w Theo i może coś się zmieni? Super rozdział, dzięki :)
OdpowiedzUsuńA plaujesz zrobić, że oni będą razem czy nie?
OdpowiedzUsuńGdybym nie planowała, nie wpisałabym tego opowiadania jako slash w bocznej zakładce;)
UsuńPozdrawiam!
I to jak się podobał :) Ja chcę więcej!
OdpowiedzUsuńSzczerze, to nie myślałam, że Damon będzie taką szują, ale w końcu to wampir, czego mogłam się spodziewać skoro uważa się za "boga". Przecież to było do przewidzenia, że Harry nie pozwoli umrzeć tej kobiecie, nikt by nie pozwolił skoro by wiedział jak jej pomóc i jej dziecku. Przez Damona będą mieć traumę do końca życia.
Pojawiła się wypowiedź Damona, i co okazuje się, że Harry w jakiś sposób na niego oddziałuje, może to w końcu go zmieni.
Damon jest strasznie apodyktyczny, a biedny Harry musi się mu podporządkować, bo inaczej znowu zabije lub zaatakuje jego bliskich.
Jestem ciekawa, jak rodzice Harrego zareagują na jego ucieczkę, nie wiem czy pochwalać ich pomysł czy stwierdzić, że jest głupi.
Jestem ciekawa co przyniesie NY?
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Świetny rozdział. Mam też pytanie: ile będzie mieć rozdziałów to opowiadanie?
OdpowiedzUsuńNa chwilę obecną nie jestem w stanie stwierdzić, ile ich będzie. Obstawiam, że ponad 20, ale dokładnie nie wiem.
UsuńPozdrawiam!
Kiedy można spodziewać się kolejnego rozdziału?
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńoch szkoda, że Theo się poddał, no a teraz jedzie z nim w poszukiwaniu ojca... mam nadzieję, że nic nie znajdzie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwielka szkoda, że Theo się poddał u uległ w końcu Deamonowi, a teraz czeka ich wycieczka w poszukiwaniu "ojca"
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, choć szkoda, że Theo się jednak poddał i uległ w końcu Deamonowi, no pięknie teraz czeka ich wycieczka w poszukiwaniu "ojca"...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza