czwartek, 31 marca 2016

09.Antarktyda


- Nu-da.
Damon nie zareagował.
- Nuda, nuda, nuda!
Damon dalej nie zareagował.
Theo westchnął ciężko i przewrócił stronę, oglądając jakieś dziwne obrazki w dziwnej książce napisanej dziwnym językiem, dziwną czcionką i dziwną farbą. Tak, wszystko było dziwne.
Na początku, kiedy Damon zabrał go do biblioteki swojego wuja, znajdującej się w podziemiach i mającej rozmiary cholernego Tesco, Theo był bardzo podekscytowany. W końcu w takim miejscu musiało być coś, co dotyczyło wampirów i pomogłoby mu zrozumieć ich zwyczaje i je same. Jak się jednak okazało, wampiry nie były głupie i nie zamierzały tak łatwo dzielić się swoimi sekretami. Wszystkie książki były napisane w dziwnym języku, który znały tylko one. Ekscytacja wiec szybko mu przeszła, a kiedy znudziło mu się oglądanie obrazków, już całkiem nie wiedział, co ze sobą zrobić. Chciał zirytować Damona, żeby już sobie stamtąd poszli, ale ten ignorował go bez większego problemu.

- Daj mi do czytania coś, co zrozumiem, zanim zanudzę się tu na śmierć! – zawołał niemal błagalnie. Siedział na schodach blisko stołu, przy którym rozsiadł się Damon, rozkładając wokół siebie różne ciężkie tomiska.
- Damon! – marudził dalej.
Wampir po dłuższej chwili obrócił głowę w jego stronę i uśmiechnął się pod nosem.
- Wiesz, że te książki są napisane ludzką krwią? – spytał.
Theo sapnął i upuścił książkę, którą miał w rękach.
- S-serio? – spytał. – Fuj! Dotykałem tego! Ale obleha! Ble!
Damon wyszczerzył się, widząc jego reakcję, po czym wrócił do czytania. Theo wytarł dłonie, tyle ile mógł, w swoją bluzę po bokach. Zdecydował, że nie dotknie już ani jednej rzeczy w tej bibliotece. Napisane krwią ludzką? Co to miało być?! Naprawdę nie stać ich było na atrament czy coś? Ludzie sobie jakoś radzili, ale niee, wampiry musiały spisywać swoje księgi ludzką krwią.
Ble.
Po prostu… ble.
Westchnął cicho patrząc na swoje buty. Byłoby o wiele ciekawiej, gdyby mógł cokolwiek odczytać z tych ksiąg, ale pooo cooo?
Nagle coś poruszyło się pomiędzy regałami po jego prawej stronie. Zanim zdążył tam spojrzeć, to coś w mgnieniu oka znalazło się przy Damonie i pchnęło go mocno. Damon nie zdołał się zasłonić i uderzył plecami w jeden z odległych regałów, przewracając go z hukiem.
Theo zerwał się na równe nogi, nie mając pojęcia, o co może chodzić. To nie były jakieś czary prawda? To nie dlatego, że biblioteka zdecydowała się chronić swoje skarby czy jakieś inne bzdury z książek i filmów.
Nie.
Chłopak ze zdumieniem zdał sobie sprawę, że dziwna postać, aktualnie pochylająca się nad Damonem, miała identyczną maskę i pelerynę jak ta, która powstrzymała Damona przed zabiciem go. Do tej pory Theo chciał wierzyć, że te postacie uratowały go zupełnie przypadkiem lub po prostu były dobre. Teraz jednak widząc, jak jedna z nich uderza Damona raz za razem już nie był taki pewny.
Nie zastanawiając się nad tym, co robi, podbiegł do walczących i wskoczył zamaskowanej postaci na plecy. Czując pod sobą silne mięśnie bez problemu domyślił się, że napastnikiem jest mężczyzna.
Postać kopnęła Damona, powalając go na podłogę, po czym złapała Theo za ramię i rzuciła nim mocno o ścianę, jakby był piłeczką. Theo padł na podłogę, przez chwilę nie wiedząc, co się dzieje ani dlaczego nie może oddychać. Dopiero po dłuższej chwili, gdy już zaczynał wpadać w panikę, udało mu się zaczerpnąć powietrza.
Damon nie był słabym wampirem, ale miał wyraźne problemy z bronieniem się. Theo ani myślał czekać, aż atakujący go wykończy, mimo że to rozwiązałoby wszystkie jego problemy. Jeśli zamachowiec nie zabiłby go zaraz po Damonie, oczywiście.
Z trudem wstał z podłogi i otarł krew z wargi, którą skaleczył sobie przy upadku. Odetchnął głęboko.
- Noż, kurwa! – krzyknął Damon wściekły, zgrabnie uchylając się przed kopniakiem i trafiając pięścią w dół maski napastnika. Skruszyła się częściowo, odsłaniając brodę i usta, ale nadal nie można było dostrzec, kto się za nią krył.
Cios Damona sprawił, że napastnik aż zrobił krok w tył, a jego głowa odskoczyła w bok, jednak po chwili uśmiechnął się kącikiem ust i zaatakował Damona z pełną mocą.
Theo zebrał się w sobie, gotowy znowu spróbować swoich sił, kiedy nagle przed oczami stanęły mu te wampiry, które chciały go zeżreć na ulicy. Pochorowały się od jego krwi.
Zdechły od jego krwi.
Rozejrzał się pospiesznie. Rzucił się na stolik, na którym stała szklana popielniczka i szklanka wody. Bez zastanowienia stłukł szklankę i wziął w rękę kawałek szkła. Nie chcąc stchórzyć, po prostu zamknął oczy i rozciął sobie głęboko nadgarstek. Jęknął, czując przeszywający ból i ciesząc się, że więcej nie będzie musiał tego robić.
Napastnik zdołał już całkiem powalić Damona na podłogę i zyskał jeszcze większą przewagę. Theo bez zastanowienia wskoczył zamaskowanej postaci na plecy i przycisnął mu do ust swój nadgarstek, pomagając sobie drugą ręką.
Mężczyzna warknął, próbując odsunąć głowę i chyba zupełnie przypadkiem otwierając lekko usta. Theo z całych sił się go trzymał, nie pozwalając się tak po prostu zrzucić.
Nagle napastnik sapnął i znieruchomiał. Theo zauważył, że Damon podniósł się z podłogi i zdołał wbić mu sztylet w klatkę piersiową.
- Skurwiel! – warknął zły, odpychając mężczyznę z maską razem z Theo. – Zdychaj!
Nastolatek upadł na podłogę czując, że jego ciało pulsuje tępym bólem. Napastnik zrobił kilka kroków w tył, rzucił im jedno, szybkie spojrzenie i ulotnił się z pomieszczenia tak szybko, jak się pojawił.
Damon wstał i otarł wargę, patrząc za nim ze zmrużonymi oczami i zaciśniętymi zębami. Nie wyglądał na zadowolonego z obrotu sytuacji.
- Kto to był? – spytał Theo, siadając i patrząc na wampira z niepokojem.
Damon odgarnął swoje jasne włosy do tyłu i podszedł do Theo. Złapał go za ramiona i pomógł mu wstać, całą uwagę skupiając na jego nadgarstku. Odsunął rękaw i zlizał pospiesznie krew. Possał też trochę ranę. Cały proces trwał może minutę, aż rana przestała krwawić, a skóra się zasklepiła. Theo odetchnął z ulgą czując, że ból także w większości ustąpił, przynajmniej z tego miejsca.
- Damon? – spytał Theo cicho, nie chcąc go rozgniewać. Spojrzał na niego z niepokojem. – Kto to był?
Wampir spojrzał mu prosto w oczy.  W pierwszej chwili wyglądał, jakby zamierzał go rozszarpać, potem jednak wyraz jego twarzy delikatnie złagodniał.
- Tego musimy się dowiedzieć.
Jacob nie był zachwycony, kiedy zobaczył stan, w jakim znajdowała się część jego biblioteki, ale nie skomentował tego mocno. Wydął tylko usta jak małe, obrażone dziecko i patrzył na Damona, jakby ten zamierzał zepchnąć go w jakąś przepaść, a nie zdemolował mu kilka regałów w prywatnej bibliotece.
- Gdzie dokładnie znajdę tę czarownicę? – spytał Damon.
- Już ci powiedziałem, że na Antarktydzie – odparł Jacob.
- Na Antarktydzie? – spytał zaskoczony Theo. – I… czarownica?
Wampiry go zignorowały.
- Sama Antarktyda zbytnio nic mi nie mówi, to cały cholerny kontynent.
- Sam zbyt wiele nie wiem. Nie przepada zbytnio za gośćmi. Wiem, że mieszka gdzieś w Górach Transarktycznych przy Ziemi Wiktorii nad Morzem Rossa. Jestem jednak pewny, że nie zbliża się do żadnych stacji badawczych ani nic, tylko ma jakiś swój obszar, na który nie wpuszcza obcych. Lepszych wskazówek ci nie dam. Gdy cię wyczuje, powinna ci się ukazać.
- A jeśli nie?
Jacob wzruszył ramionami.
- To masz pecha.
Damon spojrzał na niego z niezadowoleniem.
- Nie znasz kogoś, kto mógłby dokładniej określić tę lokalizację?
- Pewnie Jonas.
Jonas, zdziwił się Theo. Pewnie ten sam Jonas, z którym mieszkał Dennis. Jonas był jednym z pierwszych i to pewnie jeszcze starszy niż Damona. Theo nie rozumiał, jakim cudem Jonas mógł nie wiedzieć o więzi. To było niemożliwe, musiał wiedzieć. Z jakiegoś jednak powodu nie chciał się do tego przyznać i Theo się zastanawiał nad powodem jego zachowania. Nie chciał, żeby Damon wiedział zbyt wiele na temat więzi czy może chodziło o coś innego? A jeśli tak, to o co?
- Czego w ogóle nie wie Jonas, co? – spytał Damon z przekąsem. – Czy tylko ja mam wrażenie, że on jest zbyt dobrze poinformowany we wszystkich sprawach?
Jacob tylko uśmiechnął się lekko.
- Jonas to Jonas. Powodzenia.
Mężczyzna ulotnił się, a Damon i Theo poszli do swojego apartamentu.
- Mówisz, że Jonas jest we wszystkim dobrze poinformowany? – spytał Theo.
Damon spojrzał na niego z politowaniem.
- Masz  w ogóle pojęcie, kim jest Jonas?
Theo wzruszył ramionami.
- Jeden z pierwszych wampirów, syn Ojca czy jak go tam nazywacie. Dennis z nim mieszka i uratował go, jak chciałeś go zamordować. – Damon tylko się uśmiechnął, widząc jego niezadowoloną minę. - Czy teraz możesz mi odpowiedzieć na pytanie?
- Tak.
- Więc?
- Już ci odpowiedziałem.
- C- co? Ale… Ach! Okej. No więc… ja gadałem z Dennisem o tym wszystkim, zanim mi wyjaśniłeś, o co w ogóle chodzi z tą całą więzią, Dennis spytał o to Jonasa.
- I? – Wampir spojrzał na niego znudzony.
- Jonas mu powiedział, że nie słyszał o żadnej więzi wampira z człowiekiem.
- Pff… Jasne.
- No właśnie. Dlaczego go okłamał?
- Skąd wiesz, że to nie twój kolega okłamał ciebie?
- Eee, no bo… Uhm, nie wiem? No to by było bez sensu, gdyby mnie okłamał. Nie miałby w tym żadnego celu.
- Mhm, tak, tak. Przebierz się w coś wygodnego, idziemy na zakupy.
- Zakupy?
- No, chyba że chcesz lecieć na Antarktydę tak jak stoisz? – Damon uniósł brwi.
- Naprawdę lecimy na Antarktydę?
- Jeśli czarownica naprawdę wie, jak mogę cię zapierdolić i przy tym nie zginąć, to warto to sprawdzić, nie uważasz?
Theo spojrzał na niego z miną zbitego psa. Nie podobało mu się ani trochę to, co powiedział Damon, ale obserwując wszystkie wydarzenia dookoła odnosił jakieś dziwne wrażenie, że nie umrze tak szybko, jak Damon by tego chciał. Nie chciało mu się wierzyć, że po tylu latach wampiry dalej nie potrafiły zerwać tej więzi przed czasem, a to oznaczało, że nikt nie chciał zdradzić Damonowi prawdy. Może ten dodatkowy czas mu wystarczy, żeby nakłonić wampira do zmiany decyzji? Ich rozmowy były całkiem cywilizowane, więc czuł, że jeszcze jest dla niego nadzieja.
Przebrał się szybko w czyste i wygodne ubrania i poszli razem na zakupy. Damon dobrze znał miasto. Bez zająknięcia wytłumaczył taksówkarzowi, gdzie ma ich zabrać.
Zakupy zajęły im jakąś godzinę. Damon wziął pierwsze lepsze rzeczy, które pasowały i które sprzedawca określił jako idealne na taką wyprawę. Mało nie kosztowały, ale Damona najwyraźniej było na to stać, bo wyciągnął kartę płatniczą – wampiry miały karty płatnicze? – i po chwili już wracali z powrotem do hotelu.
- Jutro wylatujemy – oznajmił mu w pokoju hotelowym. – Wyśpij się porządnie. Kto wie, czy jutro nie będziesz musiał uciekać przed niedźwiedziami polarnymi?
- Myślałem, że na Antarktydzie nie ma niedźwiedzi polarnych – odparł Theo.
- Nie martw się, jakiegoś ci znajdę, żebyś się nie nudził. – Damon uśmiechnął się do niego z wyraźnym zadowoleniem.
Theo zmarszczył brwi.
- Żeby nie było! Nie zamierzam umierać na Antarktydzie! Jeśli chcesz mnie zabić to chociaż dowlecz mnie do domu!
Damon parsknął, ale nie skomentował tego. Theo widząc, że to zapewne koniec rozmowy, wziął swoje ciuchy do spania i poszedł wziąć prysznic. Przez zdarzenie w bibliotece był cały spocony i się lepił w kilku miejscach. Nie było to przyjemne.
Mimo zmęczenia nie mógł zasnąć. Na samą myśl, że leci na cholerną Antarktydę, coś przewracało mu się w żołądku z ekscytacji. Do tej pory nawet by nie pomyślał, żeby się tam kiedykolwiek wybrać, a tu proszę.
Damon kilka razy kazał mu się przestać wiercić i oskarżył go o to, że oddycha za głośno, ale Theo go zignorował. Wampir w końcu odpuścił albo po prostu zasnął.
Następnego dnia Theo przeklinał swoje podekscytowanie, bo był wykończony. Emocje związane z podróżą trochę z niego zeszły i czuł się okropnie. Miał zamiar przespać się w samolocie, żeby zregenerować siły, w końcu czekał ich naprawdę długi lot. Z przesiadką, ale jednak. W dodatku rano Damon upomniał się o swój posiłek, co dodatkowo go osłabiło. Nie jakoś mocno, bo wampir skończył tak szybko, że Theo nawet nie zdążył się porządnie podniecić – a zazwyczaj szło mu to bardzo szybko – ale wystarczająco dużo, żeby poczuł się senny i przemęczony. Trochę bardziej niż był do tamtej pory, oczywiście.
Jacob nie dał im żadnych porządnych wskazówek co do miejsca pobytu czarownicy, więc Theo przygotował się na to, że spędzę tam sporo czasu. Przeszukanie Antarktydy z pewnością nie należało do łatwych zadań.
- Ile jest tam teraz stopni? – spytał Theo już w samolocie, kiedy zajął swoje miejsce i zamknął oczy gotowy do snu.
- Jakieś minus pięćdziesiąt. Najgorzej jest tam w sierpniu.
- Minus pięćdziesiąt? – jęknął Theo. – Jak będę chciał się tam wysikać to mi mały zamarznie.
Damon parsknął.
- Jeden problem mniej dla mnie. A jak nie chcesz się go pozbyć, to lepiej go dobrze pilnuj. Nie, żebyś miał tam za wiele.
Theo pokazał mu środkowy palec, wkurzony. Co jak co, ale krytykowanie wielkości czyjegoś penisa należało do tych rzeczy, których po prostu się nie robiło. A już na pewno nie mówiło się tego komuś w twarz, gdy rzeczywiście miało się to na myśli.
Przebrali się w samolocie w ciepłe ciuchy. Gdy wylądowali, okazało się, że Damon wynajął samochód, którym mieli podjechać blisko miejsca, które wskazał im Jacob. Theo patrzył przez okno wyrażając swój zachwyt za każdym razem, kiedy coś mu się spodobało.
A podobało mu się bardzo dużo. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział. Tyle śniegu, zupełnie pusta przestrzeń, zupełnie jak pustynie, tylko z piaskiem zamiast śniegu. W oddali widać było góry, w stronę których zmierzali. Miejscami spod śniegu wyglądał lód i Theo poważnie się zastanawiał, czy oni czasem nie jaką po jakimś zamarzniętym akwenie wodnym. Było to bardzo możliwe, w końcu przy tak niskiej temperaturze nie było mowy o tym, żeby lód się roztopił. Theo był ciekawy, czym trzeba by było wjechać na ten lód, żeby go ukruszyć. O przebiciu się przez niego nawet nie myślał.
Damon nie komentował jego ciągłych komentarzy na temat krajobrazu, tylko skupiał się na jeździe. Komputer pokładowy wskazywał im, że do celu mieli jakieś trzy godziny drogi, potem mieli zacząć wędrówkę na pieszo.
- Korzystaj z ostatnich chwil ciepła, bo jak wysiądziemy z auta, nie zamierzam znosić twojego narzekania – zakomunikował Damon w pewnej chwili.
- Nie będę narzekał, nie jestem dzieckiem.
- Jaasne.
Theo miał dużo pytań odnośnie miejsca, w którym się znajdowali – np. dlaczego woda tam nie zamarza – ale wolał zachować je da siebie. Damon pewnie i tak nie wiedział, a nawet jeśli, to zapewne nie chciałby mu powiedzieć. Theo będzie musiał się dowiedzieć jak już wrócą gdzieś, gdzie był Internet.
Resztę drogi przebyli praktycznie w milczeniu. Gdy byli już w pobliżu gór, Theo odwrócił na chwilę wzrok od tego, co miał za oknem i spojrzał na godzinę. Kiedy spojrzał z powrotem w boczną szybę, ze zdumieniem zauważył wielki zamek z lodu.
- Co do…? – Aż się poderwał z siedzenia. Przetarł nawet oczy, żeby się upewnić, że to nie zwidy, ale nie. Zamek jak stał tak stał. Ogromny, ze strzelistymi wieżyczkami, ogromną bramą i herbem na drzwiach. Były na tyle duże, że nawet z tej odległości nie miał problemów z zauważeniem szczegółów.
Damon zahamował gwałtownie, przez co ich samochód wpadł w poślizg i obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Wampir też wyglądał na zaskoczonego.
- Widzisz ten zamek czy to tylko ja mam zwidy? – spytał Theo.
Damon pokręcił głową, wędrując wzrokiem po robiącej wrażenie fortecy.
- Przed chwilą tego tutaj nie było! Skąd on się wziął?
- Może wyczuła wampira i nam go pokazała? – Damon zmarszczył brwi. – Tak czy siak, zdaje się, że trafiliśmy. To było proste.
- Ugh… - Theo spojrzał na zamek nieufnie. – Nie sądzisz, że trochę za łatwo nam poszło?
Damon wzruszył ramionami.
- Nie. Siedź tutaj. – Wampir zabrał z tylnego siedzenia kurtkę i zaczął ją zakładać.
- Co? Mam tutaj zostać? – zdziwił się Theo. – Nie ma mowy, chcę do zamku!
- Ale nie pójdziesz. Siedź tutaj i czekaj, aż wrócę.
- Ale…
- Żadnych ale – uciął Damon. Ubrał resztę ciuchów, naciągnął porządnie czapkę na uszy i wysiadł z samochodu. Theo patrzył, jak wampir idzie żwawym krokiem w kierunku magicznego zamku. Zagryzł dolną wargę. Też chciał pójść! Nie zawsze można zobaczyć coś takiego w środku pustkowia! Zresztą, to była cholerna Antarktyda! Jak Damon mógł go tak po prostu zostawić w samochodzie?!
Wytrzymał może jakieś dziesięć minut, zanim sięgnął do tyłu po kurtkę i resztę swoich rzeczy. Nie zamierzał spędzić tej podróży tylko oglądając wszystko z zewnątrz. Nie i już. Zajrzał jeszcze tylko, czy Damon na pewno jest wystarczająco daleko, żeby go nie zwęszyć – ani nie usłyszeć dźwięku otwieranych drzwi – i wysiadł z samochodu. Zadrżał, czując nieprzyjemny chłód na policzkach. Minut pięćdziesiąt, co?
Zamknął drzwi, przeklinając temperaturę na zewnątrz. Zrobił kilka pajacyków i podskoków  w miejscu, żeby się rozgrzać. Zimno zdawało się nie robić na Damonie żadnego wrażenia, więc albo wampiry miały podwyższoną tolerancję na chłód, albo po prostu Damon zgrywał twardziela.
W pobliżu zamku zaczynały się już góry. Jakieś dwadzieścia minut drogi i pewnie byliby już nimi otoczeni.
Theo wzruszył ramionami i poszedł w kierunku jednej ze ścian zamku. Damona już nie było widać.
- No, dobra – mruknął do siebie. – Idziemy.
Zanim dotarł do lodowej ściany, minęło sporo czasu, ale warto było. Nigdy wcześniej nie widział czegoś tak wspaniałego i pięknego. Gładki niczym tafla lustra lód świecił delikatnie. Theo przejechał po nim odzianą w rękawiczkę ręką, szczerząc się do siebie. To było absolutnie zajebiste!
Rozejrzał się. Po bokach znajdowały się zaspy śniegu, a w jednej bawiły się nawet małe niedźwiedzie. Były absolutnie urocze i…
Theo zamarł.
Niedźwiedzie. Małe niedźwiedzie. Czyżby naprawdę na Antarktydzie były niedźwiedzie polarne? Do tej pory był przekonany, że nie, bo jest tam dla mnich za ciepło, ale…
Korzystając z tego, że jeszcze go nie zauważyły, zaczął powoli się wycofywać, kiedy nagle usłyszał warkot zza siebie. Odwrócił się jak na komendę, patrząc prosto w oczy niezadowolonej matki maluchów.
W pierwszej chwili zamarł, nie wiedząc co zrobić. Niedźwiedzica ryknęła na niego wściekła, jakby robił krzywdę jej młodym, a nie tylko na nie patrzył. Widząc jej wielkie zęby i ogromną posturę, gdy się wyprostowała, mimowolnie odwrócił się na pięcie i zaczął uciekać.
Wtedy dopiero zdał sobie sprawę, że przecież przed niedźwiedziami się nie ucieka, bo te zwierzęta traktują uciekiniera jak zdobycz. Za późno już jednak było na zmianę zdania, bo miś ryknął i zaczął go gonić. Theo obejrzał się nerwowo przez ramię, gnając przed siebie najszybciej jak mógł.
Wiedział, że nie ma szans. Niedźwiedzie były zbyt szybkie dla człowieka, zwłaszcza że Theo musiał biec po śniegu, po którym poruszał się o wiele wolniej niż po ziemi.
- Damon! – ryknął spanikowany, mając nadzieję, że wampir jest w stanie go usłyszeć. Wątpił w to, ale była to jego jedyna szansa na ratunek.
Pośliznął się, ale jakoś udało mu się utrzymać równowagę. Biegł wzdłuż ściany zamku, aż wreszcie niedźwiedź dosłownie pchnął go w plecy. Theo przewrócił się, zwijając się w kulkę i szczekając zębami ze strachu.
Ku jego zdumieniu, miś go nie zaatakował, lecz zaskomlał i oddalił się.
- Możesz mi powiedzieć, co ty, do cholery, wyprawiasz?! – Ręka – ludzka, zdecydowanie ludzka, pomyślał z ulgą – chwyciła go boleśnie za ramię i podniosła do pionu. Damon patrzył na niego z wściekłością. – Kazałem ci zostać w samochodzie!
- Wiem, ale…
 W tym momencie zarwała się pod nimi warstwa śniegu. Obaj polecieli w dół.
Następne sekundy były bolesną torturą. Theo turlał się w dół po gołym lodzie, czując ból w każdym miejscu, które miało styczność z twardym podłożem. W końcu wylądował w zaspie śniegu, a Damon zaraz za nim.
- Aua! – jęknął Theo, siadając i patrząc w górę, nadal w szoku. Adrenalina jeszcze z niego nie zeszła, pewnie dlatego tak szybko udało mu się usiąść.
- Och, cholera! – sapnął Damon, wytrzepując sobie śnieg z kaptura. – To wszystko twoja wina! – warknął, popychając go z powrotem w śnieg.
Theo zakaszlał, kiedy sporo lodowatego śniegu dostało mu się do ust.
Spojrzał jeszcze raz w górę. Spadli jakieś trzydzieści metrów w dół.
- Wiesz jak stąd wyjść? – spytał Theo.
Damon spojrzał na niego z rządzą mordu. Wyglądał, jakby chciał mu przyłożyć.
- Nie.

***
Trochę czytałam o Antarktydzie, ale nie jestem ekspertem (wikipedia też nie) i pewne rzeczy mogą odbierać od normy. Doszłam jednak do wniosku, że to jest opowiadanie fantasy, a więc może się w nim stać wszystko.
Przez święta epilog BL pojawi się dopiero jakoś w okolicach 3 kwietnia.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Czekam na Wasze opinie.
Pozdrawiam!

12 komentarzy:

  1. W tym opowiadaniu akcja jest non stop, super, uwielbiam jak się tyle dzieje ☺ Theo jaki bohaterski, rzucił się na pomoc Damonowi, a ten niewdzięcznik nawet mu nie podziękował, ale może trochę zmięknie przez to? Swoją drogą bardzo ciekawe dlaczego zaatakowali Damona? Czyżby wymyślili sobie że poprzez więź osłabią Damona i będą mogli go zabić? Tylko to wydaje mi się sensowne, ale co ja tam wiem :) Zastanawiam się czy czarownica specjalnie ich nie zrzuciła w dół, może to jakieś wejście do tego jej zamku, hehe. Fajnie przedstwiłaś Antarktydę, nie wiem czy chciałabym tam pojechać bo jestem raczej ciepłolubna ale ten ogrom śniegu, lodu i przestrzeni bardzo do mnie przemawia ☺ Dziękuję bardzo 😀

    OdpowiedzUsuń
  2. Hura, w końcu nowy rozdział :)
    Zastanawia mnie kto wszedł do domu Jacoba. Myślałam, że nie można od tak naruszyć przestrzeni domostwa danego wampira, jakaś podejrzana sprawa. Może ktoś się chciał zemścić na Damonie za to, że to on zabił te wampiry, a tak naprawdę to nie on? Nie wiem, nie potrafię tego rozgryźć.
    Theo wykazał się wielką odwagą, a Damon mu nawet nie podziękował, a mógł zginąć, co za buc.
    Jestem ciekawa co wydarzy się w następnym rozdziale.
    Jak wyjdą z tej dziury? Kim jest ta czarownica i co im powie. Myślę, że to będzie interesujące, szczególnie dla Damona, bo czarownica mu powie nie ma sposobu, chyba że umrzesz czy coś takiego.
    Ogólnie mówiąc rewelacja :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z każdym rozdziałem nakręcam się coraz bardziej... Kocham to opowiadanie........ °…° <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Robi się słodko i ciekawa jestem dalszego ciągu...

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham to opowiadanie!Jesteś najlepsza! Ciągle nie mogę się doczekać nowego rozdziału, każdy trzyma w napięciu i chciałbym żeby to opowiadanie nigdy się nie kończyło :D (i nie mecz mnie już i daj jakąś pikantną scenę! pls!! <3)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytam twojego bloga już od jakiegoś czasu ale komentuje dopiero teraz. twoje opowiadania bardzo mi się podobają zwłaszcza Światło w ciemności czy Czarny ale pozostałe też są ok. Obecnie czytam tez Więź i mam nadzieje, że będzie mi się podobać. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy możemy się spodziewać Body Language? Nie mogę się doczekać...
    ~Queen T

    OdpowiedzUsuń
  8. kiedy nowy rozdział więzi?

    OdpowiedzUsuń
  9. Myslalem, ze Theo jest bardziej rozgarniety, ale jego niezdarnosc i glupota jest taka urocza xd

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam,
    kto zaatakował Deamona w bibliotece? no a jak widać Theo próbował bronić, mógł nic nie robić i pojechali na Antarktydę. czyżby ta wiedźma ich wyczuła i dlatego zobaczyli ten zamek? no i co Teraz Theo wpadł do dziury?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej,
    wspaniały rozdział, zastanawiam się kto zaatakował Deamona w tej bibliotece? jak widać Theo próbował bronić, a mógł nic nie robić i juhu? pojechali na Antarktydę... znajdą tam to czego szukają? czyżby ta wiedźma ich wyczuła i dlatego zobaczyli ten zamek? Theo wpadł do dziury i co teraz?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej,
    wspaniały rozdział, ale kto zaatakował tutaj Deamona? uuu pojechali na Antarktydę... ciekawe czy znajdą tam to czego szukają... czyżby ta wiedźma ich wyczuła i dlatego zobaczyli ten zamek?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)