Erica zawarczała, uważnie śledząc
ruchy Dereka. Isaac nie zamierzał się czaić, natarł na starszego chłopaka bez
zastanowienia, wydając z siebie głośny ryk. Derek też ryknął na niego i powalił
go na ziemię jednym szybkim uderzeniem w kark.
Cora wykorzystała chwilową
nieuwagę brata i wskoczyła mu na plecy, łapiąc go mocno za szyję i dusząc.
Erica ryknęła i przyłączyła się do walki, ostrymi pazurami rozrywając Derekowi
skórę od prawego sutka aż po pępek. Derek ryknął i zrzucił z pleców Corę prosto
na Ericę. Kiedy dziewczyny zbierały się z ziemi, brunet dopadł Isaaca, łapiąc
go za gardło i ciskając nim w pobliskie drzewo.
Cora jako pierwsza wstała i znowu
zaatakowała Dereka. Ten zrobił salto w tył, kopiąc ją przy tym w klatkę
piersiową i twardo lądując na dwóch nogach. Uchylił się przed atakiem Erici i
kopnął ją z półobrotu w twarz, znowu powalając ją na ziemię. Isaac zawarczał i
spróbował jeszcze raz zaatakować. Udało mu się uderzyć Dereka w twarz jeden,
drugi, trzeci raz, zanim ten złapał go za rękę i wykręcił mu ją na plecy,
łamiąc bez najmniejszego wahania. Isaac zaskomlał, upadając na kolana.
- To takie zajebiste! –
skomentował Stiles, obserwując walkę z bezpiecznej odległości i aż podskakując
jak piłka w miejscu z ekscytacji. Peter siedział zaraz obok na drewnianym
podwyższeniu i czytał książkę, czasami tylko spoglądając na walczących z
politowaniem.
Erica i Cora znowu rzuciły się na
Dereka, ale weszły sobie w drogę i zanim się do niego dostały, ten bez problemu
chwycił je obie za gardło i podniósł. Trzymał je chwilę w górze, warcząc na nie
ostrzegawczo. Erica poddała się jako pierwsza. Cora wiła się i próbowała kopać,
ale Derek nawet nie drgnął. W końcu, gdy jego młodsza siostra przestała na
niego warczeć, puścił obie na ziemię i odetchnął ciężko.
Isaac krzyknął z bólu,
nastawiając sobie kość i patrząc na Dereka ze złością.
- Jeszcze raz! – warknął.
Derek otarł pot z czoła i
wyprostował się. Rany, które zadała mu Erica, już prawie się zasklepiły. Z
powodzeniem można by pomyśleć, że ktoś go pochlapał czerwoną farbą. Stiles nie
mógł uwierzyć, że rany wilkołaków tak szybko się goiły.
Każde jedno z walczącej czwórki
było niesprawiedliwie ładne, ale to Derek był w centrum uwagi Stilesa. On i
Isaac nie mieli na sobie koszulek, tylko buty i spodnie, a dziewczyny spodenki
i top. Widząc ich ostre pazury i to, jak się haratały bez chwili wahania, wcale
się nie dziwił, że chcieli oszczędzić na t-shirtach.
Oczywiście, Derek Hale nie mógł
być jednym z tych ludzi, którzy urodzili się z ładną – piękną, piękną, tak
bardzo piękną – twarzą. Nie, on jeszcze musiał być cholernym wilkołakiem z
nadnaturalnymi zdolnościami i mieć ciało jak młody Bóg. Stiles nie mógł oderwać
wzroku od jego niesamowitych mięśni. Całej góry mięśni. Które były dosłownie wszędzie.
Silne bicepsy i przedramiona oraz szerokie barki. Między łopatkami tatuaż z
trzema dziwnymi spiralami, który tylko dodawał mu uroku. Brzuch z delikatnie
zarysowanymi mięśniami i wąską ścieżką czarnych włosków prowadzących od pępka w
dół i znikający w spodniach… Stiles dopiero po chwili zorientował się, że
oblizał usta, śledząc wzrokiem każdy jego ruch jak pies, któremu macha się
przed nosem kiełbasą. Dobrze, że się w porę opanował, bo dużo nie brakowało,
żeby zaczął się ślinić.
Nie ważne, że obie Cora i Erica
były niezwykle piękne i sto razy bardziej przystępne (no, może Erica, bo Cora
patrzyła na niego zupełnie jak Derek), ale i tak z jakiegoś powodu ślinił się
na widok Dereka. Nie wiedział dlaczego, nawet nie był gejem, ale patrząc na
tego mężczyznę w czarnych, dość obcisłych spodniach z dziurami na kolanach i w
znoszonych butach robiło mu się ciasno w majtkach. To totalnie nie było fair,
że nawet w brudnych, miejscami podartych i zniszczonych ubraniach Derek Hale
prezentował się jak ósmy cud świata. Stiles nie chciał myśleć o tym, jak ten
mężczyzna może wyglądać po długim prysznicu, ogoleniu twarzy i porządnym ubraniu
się.
Wilkołak poruszał rękami i głową,
rozluźniając mięśnie i kiwając na Isaaca.
- Dawaj.
Spędzanie czasu w domu Hale’ów
szybko stało się dla Stilesa rutyną. Po tym pierwszym razie pojawiał się na
terytorium wilkołaków co dwa-trzy dni. Czasami nawet nie po to, żeby przynieść
im jedzenie czy inne zapasy, tylko żeby spędzić z nimi czas. Peter powiedział
mu, gdzie trzyma pieniądze (wyśmiał go samym wyrazem twarzy, kiedy Stiles
przyznał, że zapomniał go o to dopytać za pierwszym razem), więc bez problemów
mógł iść do sklepu i kupić im, co tylko chcieli. Przyniósł im też telefon, żeby
mogli dać mu znać, gdyby coś się działo. Gdy bateria im się rozładowywała,
wymieniał się z nimi swoim telefonem, ładował go i zamieniał z powrotem, kiedy
ten drugi trzeba było naładować.
Najlepiej rozmawiało mu się z
Ericą, Corą i Laurą. Dziewczyny chętnie się z nim drażniły, żartowały i trochę
opowiadały o wilkołakach.
Laura była alfą, ale ani trochę
nie radziła sobie z rolą przywódcy. Gdyby nie rady Petera, żadnego z tych
wilkołaków już by nie było na tym świecie, a bestia strasząca Beacon Hills
byłaby tylko wspomnieniem. Cora groziła mu pięścią za każdym razem, kiedy
wygrał z nią słowną potyczkę, a Erica już dwa razy przywaliła mu w twarz i to
tylko tak dla zasady.
Isaac był zamknięty w sobie i
pierwszy do walki z innymi członkami watahy, odpowiadał monosylabami i czasami
sprawiał wrażenie osoby, która kompletnie nie miała pojęcia o obowiązujących
normach społecznych. Stiles odnosił wrażenie, że dziecko z autyzmem miałoby
więcej wyczucia niż on. Isaac był okej, ale raczej na odległość. Derek mierzył Stilesa
wzrokiem, ilekroć ten się pojawiał i sprawiał, że przechodziły mu ciarki po
plecach. Oczywiście wtedy, kiedy w ogóle był w pobliżu. Derek często szedł
pobiegać, kiedy Stiles do nich przychodził. Szatyn nie wiedział, czy jest z
tego powodu zadowolony, czy jednak nie. (Zdecydowanie nie.)
Peter był aroganckim i irytującym
dupkiem, który wszystko wiedział najlepiej i większość czasu spędzał
naśmiewając się ze Stilesa i członków swojego stada. Lub czytając. Odzywał się
raczej mało, ale jak już się odezwał, były to zazwyczaj docinki i to takie, że
każdemu by poszło w pięty. Stiles odszczekiwał mu się za każdym jednym razem.
Peter był inteligentny i oczytany, nie było co do tego żadnych wątpliwości, ale
Stiles też nie był głupi i nie zamierzał dać się takiemu kutasowi jak Peter.
Mężczyzna był najstarszy w stadzie. Gdyby nie to, z jaką troską i cierpliwością
zajmował się swoimi dziećmi, Stiles uznałby go za totalnie pokręconego i
nieczułego dupka. (W sumie to i tak uważał go za pokręconego i nieczułego
dupka.)
Boyd trzymał się z Ericą i
praktycznie w ogóle się nie odzywał – ona gadała za nich dwoje. Zachowywali się
jak para, ale ciężko było stwierdzić na pewno, bo całe stado ciągle się
dotykało i trzymało razem. Stiles nie za bardzo wiedział, co myśleć o Boydzie.
Kompletnym przeciwieństwem Boyda
był Liam. Tak samo jak Isaac, Boyd i Erica był człowiekiem przemienionym w
wilkołaka. Poprzedni alfa stada, Talia Hale, matka Dereka, Laury i Cory oraz
siostra Petera, znalazła go śmiertelnie rannego na drodze podczas jednej z
podróży służbowych. Samochód zmiażdżył mu nogi, a kawałek szyby przebił
tętnicę. Talia go przemieniła, żeby uratować mu życie. Dopiero po kilku dniach
okazało się, że Liam miał zaburzenie eksplozywne przerwane. Jeśli Stiles nie
wiedziałby wcześniej, co to jest IED, to napady szału, w jakie wpadał Liam
zupełnie bez powodu, szybko pomogłyby mu ułożyć definicję. To był jedyny
członek stada, którego Stiles trochę się bał. Nie dlatego, że Liam był złym
chłopakiem. Właściwie to gadało się z nim całkiem fajnie. Był trochę arogancki,
ale odrobina samouwielbienia jeszcze nikogo nie zabiła. Problem polegał na tym,
że Liam był kompletnie nieprzewidywalny. Raz przemienił się w wilka i rozwalił
drzwi od domu i dwa krzesła tylko dlatego, że skończyły się cukierki.
Dzieci Petera były absolutnie…
peterowate. Pięcioletnie bliźniaki odziedziczyły po nim niebieskie oczy i
arogancję. Całe cholerne pokłady arogancji. Nie słuchały nikogo poza Peterem,
wariowały na całego i często się biły. Ethan był bardziej opanowany, ale łatwo
dawał się namawiać bratu dosłownie do wszystkiego. Aiden to skrzętnie wykorzystywał.
Bliźniaki potrafiły zamienić się w jednego, całkiem sporego wilka, co było
unikalną zdolnością nawet wśród wilkołaków. Córeczka Petera, Natalia, była
słodka do bólu – kiedy coś chciała - i potrafiła wymusić od innych absolutnie
wszystko, uśmiechając się lub robiąc smutną minkę. Derek kompletnie sobie z nią
nie radził. Naciągała go jak chciała, patrząc na niego swoimi brązowymi,
niewinnymi oczkami i mówiąc tym swoim głosikiem „wujku Delek, a mogę tego
ciukielka?”
Odkąd Stiles zaczął przynosić im
zapasy, wilkołaki więcej czasu spędzały w okolicach domu. Nie musiały biegać po
lesie i polować na gryzonie lub większą zwierzynę.
- Nie myśleliście o tym, żeby
zaatakować łowców? – spytał nastolatek, patrząc na Petera.
Mężczyzna przewrócił stronę.
- Z tą bandą dzieciaków? Chcesz,
żebyśmy wszyscy zginęli? – odezwał się spokojnie.
- Przecież potrafią walczyć.
- Tak samo jak łowcy z tą
różnicą, że łowcy atakują z daleka. Żadne z nich nie miałoby z nimi szans w
bezpośrednim starciu.
- Musi być jakiś sposób – mruknął
Stiles niezadowolony.
- To go znajdź – odparł spokojnie
mężczyzna. Isaac ryknął, kiedy znowu wylądował na tyłku. Derek zamknął oczy i
po chwili jego kły i pazury zniknęły, tak samo jak włosy na jego policzkach i
zgrubienia w okolicach brwi i czoła. Tym razem nie obszedł się z pozostałą
trójką tak łagodnie jak wcześniej. Każde z
nich miało sporo głębokich ran, z których lała się krew.
Brunet podszedł do barierki przy
patio, na której zostawił swoją koszulkę, zarzucił ją sobie na ramię i poszedł
do lasu. Cora i Erica kłóciły się, czyja to było wina, że znowu przegrali, mimo
że mieli przewagę liczebną. Liam wybiegł z domu niemal wyważając drzwi – znowu
– i zmieniając się w biegu w szarego wilka. Dopadł najbliższe drzewo, drapiąc
je zawzięcie przednimi łapami i warcząc, jakby to był wróg. Sądząc po stanie
drzew w okolicy, działo się to dość często. Stiles uniósł brwi. Nie śmiał tego
skomentować. Nie był pewny, czy znalazłby się ktoś, kto powstrzymałby wilkołaka
przed rozerwaniem mu gardła albo wyrwaniem nogi.
Lub dwóch.
- Już? Wyżyłeś się? – spytał Peter
po chwili, gdy Liam już zmienił się z powrotem i stał nagi przed drzewem,
dysząc ciężko i patrząc na swoje dzieło. Blondyn spojrzał na mężczyznę przez
ramię, ciągle wściekły. Człowiek nie usłyszałby słów Petera z takiej
odległości, ale wilkołaki słyszały o wiele, wiele lepiej niż ludzie. –
Świetnie. Teraz zobacz, co zostało z twojej ostatniej pary butów. – Liam
obejrzał się. W miejscu, w którym się zmienił, leżały strzępki ubrań i butów.
Zawarczał. – Też tak myślę – dodał Peter, nie odrywając wzroku od książki.
- Nie ma jakieś sposobu, żeby to
kontrolował? – spytał szatyn patrząc, jak Liam wraca do drapania drzewa, tym
razem zmieniając się tylko częściowo, tak jak wcześniej Derek, Isaac, Cora i
Erica.
Peter uśmiechnął się do siebie.
- Nie. Moja siostra ugryzła
tykającą bombę. Byś widział jej minę jak Liam wpadł w szał po raz pierwszy.
- Domyślam się.
Liamowi w tym wszystkim wcale nie
pomagał fakt, że bliźniaki specjalnie go prowokowały i robiły mu na złość. Już
nie raz sprowokowały go na tyle, że przegonił je po lesie.
Telefon zawibrował Stilesowi w
kieszeni. Po odblokowaniu ekranu okazało się, że to Danny wysłał mu wiadomość.
„mam nagrania. bede w Mc za 1h”
Stiles spojrzał na zegarek.
- Będę się zbierał – powiedział,
wstając i otrzepując spodnie. – W razie czego jesteśmy w kontakcie.
Peter mu nie odpowiedział, ale
Stiles wcale tego nie oczekiwał. Skinął Liamowi, który przypominał mu trochę rozjuszonego
byka i ruszył w drogę powrotną. Coraz lepiej już ją znał i przejście jej
zajmowało mu trochę więcej niż pół godziny. Wiedział, że nie musi się martwić,
bo w razie czego jeden z wilkołaków kręcących się w okolicy mu pomoże.
Dziwiło go, jak łatwe było
wejście i wyjście z lasu. Był ostrożny za każdym razem, ale w większości
przypadków nawet nie musiał się przejmować, bo łowcy byli gdzieś het daleko.
Wsiadł do samochodu i pojechał do
MacDonalda, nie mogąc się doczekać wyników pracy swojego kolegi ze szkoły.
Danny znał się na komputerach i hakowaniu, co Stiles uważał za niezwykle
przydatne, niestety nakłonienie go do pomocy było często niemożliwe. (Danny
podkochiwał się w Scotcie, ale Stiles jeszcze nie znalazł sposobu na namówienie
przyjaciela do pomocy na tym froncie.) Na szczęście Danny był pechowcem,
któremu ostatnio policja skonfiskowała fałszywy dowód. Stiles zabrał go z
komisariatu, gdy odwiedzał ojca i nikt nie patrzył. Dzięki temu mógł poprosić
go o prześledzeniu obrazu z różnych kamer. Zobaczenie tego mogło rzucić nowe
światło na sprawę, której kompletnie nie rozumiał.
Danny miał mu nagrać, co
zarejestrowały kamery w pobliżu sklepu komputerowego z dnia, w którym Stiles
został postrzelony oraz nagranie ze sklepu, kiedy pierwszy raz zobaczył Dereka.
Dopiero jadąc uświadomił sobie, że dziewczyną, którą uznał za złodziejkę, była
Cora. To wtedy łowcy ją ciężko ranili.
Mulat był ze swoimi znajomymi
przy jednym ze stolików. Kiedy go zobaczył, przeprosił ich, wstał ze swojego
miejsca i podszedł do Stilesa.
- Cześć – przywitał się, sięgając
do kieszeni spodni.
- Hej. Masz wszystko? – spytał
Stiles.
- Prawie – odparł Danny, podając
mu pendrive. – Tak jak podejrzewałeś, nagrania ze sklepu komputerowego nie ma.
Ktoś skasował też nagranie z marketu z tej godziny, o której mówiłeś, ale udało
mi się złapać kilka interesujących rzeczy z pobliskiej stacji benzynowej. Mam
też ujęcia wszystkich kamer z okolic sklepu komputerowego.
- Jesteś wielki – odparł Stiles z
uśmiechem. Schował pendrive do kieszeni. – Policja powinna ci częściej zabierać
dowód.
Danny spojrzał na niego z kwaśną
miną.
- Nie jesteś zabawny.
- Jestem najzabawniejszą osobą na
świecie. Dzięki za pomoc.
- Wzajemnie – odparł chłopak,
odwracając się na pięcie i wracając do swoich znajomych. Stiles już wcześniej
oddał mu jego dowód. Danny zawsze spłacał swoje długi, wszyscy to wiedzieli.
Był to też jedyny popularny dzieciak z ich szkoły, który nie miał problemu z
byciem miłym dla frajerów. Takich jak Stiles na przykład. Nic więc dziwnego, że
wszyscy go znali i lubili.
Jadąc do domu kilka razy
przekroczył dozwoloną prędkość, ale nie mógł się doczekać. Chciał zobaczyć, co
Danny’emu udało się odkryć. Przez ostatnie dni próbował dostać się do akt
swojego taty na komisariacie, ale było to praktycznie niemożliwe. Ilekroć
Stiles wpadał do niego z obiadem, zawsze ktoś kręcił się w pobliżu i
uniemożliwiał mu zajrzenie do dokumentów. Szatyn wiedział, że jego ojciec ma
specjalną teczkę dla osób zaginionych po pierwszym lipca, kiedy to zaczęły się
te wszystkie ataki i istnienie bestii zostało oficjalnie ogłoszone. Można to
było sprawdzić poprzez gazety, ale istniało prawdopodobieństwo, że czyjeś
zaginięcie nie zostało zgłoszone.
W pierwszej kolejności Stiles
obejrzał nagranie ze stacji benzynowej. Przez chwilę nic się nie działo,
podjechał jakiś czerwony samochód i zatankował. Kilka sekund po tym, jak
odjechał, z mroku wyszedł mężczyzna, dosłownie wlekąc za sobą ledwo przytomną
dziewczynę. To byli Derek i Cora. Brunet schował się za metalową konstrukcją
podpierającą zadaszenie stacji i zarzucił sobie dziewczynę na plecy. Rozejrzał
się uważnie i pędem ruszył przed siebie, znikając w mroku tak samo szybko jak
się pojawił.
Peter miał rację co do łowców. W
tamtym markecie Derek nawet nie próbował podjąć walki. Po prostu uciekł, a
przecież bez problemu radził sobie z trzema atakującymi wilkołakami
jednocześnie.
Kolejne nagrania dotyczyły napadu
na sklep komputerowy. Na pięciu z nich nie było kompletnie nic, żadnych
mężczyzn ani kobiety. Dopiero na ostatnim, szóstym filmiku, pojawił się znajomy
samochód i słynne trio.
- Bingo! – zawołał ucieszony
Stiles. Auto zatrzymało się przy pobliskim sklepie spożywczym. Wysiadł z niego
jeden mężczyzna i wszedł do sklepu, wracając po chwili z paczką papierosów.
Nagranie nie było najlepszej jakości, ale Stiles rozpoznał tego mężczyznę.
Mówili na niego Matt. To on go postrzelił. Rejestracja samochodowa była
idealnie widoczna, bo pod sklepem można było parkować tylko prostopadle do
chodnika. Stiles wpisał ją w notatki w telefonie. Była to kolejna rzecz, którą
musiał sprawdzić na komisariacie. Tylko jak?
Okazja nadarzyła się sama
zupełnie przypadkiem już kilka dni później. Stiles był właśnie na zajęciach z
ekonomii, kiedy nagle zawył alarm, zwiastujący nadejście bestii.
Rozejrzał się zaskoczony, nie
mogąc w to uwierzyć. Nikt nie zwrócił na to uwagi, bo wszyscy się dziwili.
„Bestia” do tej pory opuszczała las tylko wieczorem lub nocą. Wszyscy byli
przerażeni faktem, że zmieniła swoje dotychczasowe zwyczaje.
Stiles był zmartwiony z innego
powodu. Wilkołaki chwilowo nie miały powodu, żeby opuszczać las. To, co do tej
pory im zaniósł, używali z głową. W chwili obecnej mogliby przeżyć dobry
tydzień na zapasach, które zdążyli już zrobić z rzeczy przynoszonych przez
nastolatka.
Coś musiało być nie tak.
- Spokojnie, nie wpadajcie w
panikę. Proszę zostawić wszystkie swoje rzeczy i udać się do kotłowni. Tam was
przeliczę. – Nauczycielka wstała, biorąc dziennik. Była wyraźnie poruszona.
Szuranie krzeseł zabrzmiało nie
tylko w ich klasie, ale we wszystkich pobliskich również. Stiles wyciągnął z
plecaka klucze i portfel i schował je do kieszeni, dołączając do reszty
uczniów. Wszyscy szli do kotłowni, której część stanowiła schron. Wejścia
strzegły spore metalowe drzwi, które nawet wilkołak miałby problem sforsować.
Scott obejmował Allison, która
wyglądała na lekko przestraszoną. Kiedyś Stiles jej się wcale nie dziwił, w
końcu jej rodzina polowała na potwory. Jej krewni mogli zginąć w każdej chwili.
Teraz, znając prawdę, patrzył na to trochę inaczej.
Gdy przechodzili obok toalet,
wślizgnął się niepostrzeżenie do jednej i zamknął w niej. Wyciągnął telefon z
ręki i zadzwonił na telefon, który zostawił Laurze.
- Co się dzieje? – spytał od
razu. – Czemu wyje alarm?
- To Aiden i Ethan –
odpowiedziała Erica wyraźnie zdenerwowana. – Pokłócili się z Laurą i…
- Chcesz powiedzieć, że tak po
prostu wyszli z lasu? – zdumiał się.
Erica warknęła zirytowana.
- Chcieli zrobić Laurze na złość.
Wiedzą, że nikomu nie pozwala wychodzić z lasu. Peter, Derek, Laura i Cora już
po nich idą.
- Jezu Chryste, myślisz, że łowcy
mogą zaatakować Aidena i Ethana?
Erica zaśmiała się gorzko. Nic
nie musiała mówić, to była wystarczająca odpowiedź.
- Informuj mnie na bieżąco –
rzucił i rozłączył się. Alarm oznaczał, że łowcy i policja będą w pogotowiu.
Ich uwaga skupi się przede wszystkim na szkole i szpitalu, gdzie byli bezbronni
ludzie. Komisariat będzie praktycznie pusty.
Nie zastanawiając się, pobiegł na
tyły szkoły i wyszedł przy hali gimnastycznej. Przemknął na parking, usiadł za
kierownicą swojego samochodu i po chwili już jechał w kierunku komisariatu.
Miał nadzieję, że nikt go nie zauważy. Nie miał pojęcia, jak się wytłumaczyć ze
swojego głupiego zachowania.
Zaparkował kilkaset metrów od
komisariatu i resztę drogi pokonał biegiem. Tak jak podejrzewał, na
komisariacie były tylko dwie osoby. Wbiegł do środka zdyszany.
- Stiles! – Policjantka spojrzała
na niego zszokowana. – Co ty tutaj robisz? Nie powinieneś być w szkole?
Nastolatek uśmiechnął się z
zakłopotaniem. Musiał uśpić jej czujność.
- Wybrałem najgorszy moment w
życiu na wagary – przyznał zawstydzony. - Tutaj miałem najbliżej. Mogę zostać?
- Oczywiście, wchodź. Wszystko w
porządku? Widziałeś coś podejrzanego?
Pokręcił głową.
- Nie, na szczęście wszystko było
w porządku. Kurczę, musisz przyznać, że mam wyczucie czasu. Matko, czemu akurat
teraz? Jeszcze nigdy bestia nie opuszczała lasu za dnia.
Policjantka rozłożyła ręce.
- Mogę zaczekać tutaj na tatę? –
spytał, wskazując biuro jego ojca.
- Jasne. Gdyby działo się coś
podejrzanego, zamknij się od środka, dobrze? Nie chciałabym, żeby coś ci się
stało.
- Jasne, dziękuję. To wiele dla
mnie znaczy.
Rebeka, policjantka, z którą
rozmawiał, bardzo go lubiła. Albo jego ojca, ciężko było powiedzieć. Nastolatek
zbytnio nie wiedział, ale bawiło go, że wszystkie kobiety tak bardzo chciały
usidlić jego ojca. Czasami żałował, że jego staruszek kompletnie tego nie
widział, mając w głowie tylko swoją zmarłą żonę.
Wślizgnął się do gabinetu swojego
ojca i przymknął drzwi. Żaluzje były zasunięte, więc Rebeka i Hans siedzący w
innym gabinecie nie mogli go zauważyć.
Stiles usiadł przy biurku i
ostrożnie odsunął jedną z szuflad, szukając interesujących go dokumentów. Alarm
ciągle wył, co sprawiało, że się denerwował. Miał nadzieję, że dorośli zgarną
bliźniaki i bezpiecznie wrócą do lasu.
Przeszukał trzy szuflady, zanim
dotarł do interesujących go danych. Wyciągnął foldery i telefon i zaczął robić
zdjęcia każdego po kolei. Nie miał czasu przejrzeć ich dokładnie, Rebeka mogła
do niego zajrzeć w każdej chwili, ale rzuciło mu się w oczy, że Peter, Derek,
Laura, właściwie chyba całe stado było wpisane na listę osób zaginionych.
Zdumiało go to, ale nie miał czasu o tym myśleć. Robił zdjęcie za zdjęciem,
powoli aczkolwiek sprawnie kopiując potrzebne dokumenty.
Usłyszał ciche kroki, więc położył
pospiesznie foldery na kolanach, przysunął się z krzesłem bliżej masywnego
biurka i udał, że bawi się telefonem. Rebeka zajrzała do środka i uśmiechnęła
się.
- Hej, zrobiłam ci kawy –
powiedziała, stawiając przed nim spory kubek. – Z mlekiem i cukrem, tak jak
lubisz.
- Jesteś kochana, Rebeka – rzucił
szczerze, uśmiechając się do niej szeroko. Musiała seeeerio lubić jego ojca,
skoro tak się starała. – Tata nie będzie zachwycony, że nagradzasz uciekiniera
kawą.
- Pff! – Machnęła ręką. – Ważne,
że tutaj jesteś i nic ci się nie stało. Jak dobrze pójdzie to twój ojciec się
nawet nie dowie.
- Jak mu nie powiesz, że
uciekłem, będziesz moją ulubioną osobą w tym życiu.
- Akurat! – parsknęła rozbawiona.
– Jakbyś kiedykolwiek był w stanie przehandlować Scotta. – Pokręciła głową. –
Wracam do czekającego na mnie stosu papierów. Gdybyś czegoś potrzebował, daj mi
znać.
- Jasne. Jeszcze raz dzięki.
Gdy tylko Rebeka wyszła, Stiles
od razu spoważniał i wrócił do robienia zdjęć. Zajęło mu to prawie pięć minut,
ale w końcu mu się udało.
Złamanie hasła do komputera ojca
zajęło mu jakieś dwie minuty. Jego ojciec powinien wiedzieć, że ustawienie
„St!les” to za mało, żeby powstrzymać wścibskiego syna od myszkowania. Nie po
tym, jak bez problemu udało mu się złamać poprzednie hasło, brzmiące „Claud!a”.
Wykrzyknik zamiast „i” w imieniu jego i jego matki? Prościzna.
Komputer na biurku jego ojca był
idealnym przykładem modelu złomowego, włączającego się trzy miliony lat, ale w
końcu udało mu się wpisać w odpowiednie miejsce zapisane w telefonie numery
rejestracyjne.
Jak się okazało, samochód należał
do niejakiego Daniela Columba, ale mężczyzna zgłosił kradzież ponad dwa
miesiące wcześniej. Kradzież udowodniono Benowi Winstonowi, który już trafił za
to za kratki w innym stanie.
To był ten sam mężczyzna, który
napadł na sklep i pomógł Kitty i Mattowi porzucić go w lesie. Miał do odsiadki
pięć lat. Jego szczęście, że nie dopisali mu do listy przestępstw usiłowania
zabójstwa, bo nie wyszedłby przez najbliższe trzydzieści.
Stiles wyłączył komputer i
odsunął się do tyłu na krześle, biorąc łyk kawy. Alarm ciągle wył, co nie
wróżyło niczego dobrego.
Scott w międzyczasie wysłał mu
kilka esemesów zaskoczony jego zniknięciem. Stiles odpisał, że jest na
komisariacie i że zobaczą się później.
Jego telefon zawibrował,
pokazując numer, który dał Hale’om.
- Halo?
- Derek nie wrócił – powiedziała
cicho Erica.
Serce Stilesa na chwilę stanęło.
- Co? – wykrztusił.
- Derek jako pierwszy się
zorientował, że bliźniacy zniknęli – przyznała. – Kazał Boydowi powiedzieć
reszcie, a sam po nie pobiegł. Aiden powiedział nam, że łowcy ich ścigali, więc
Derek odwrócił ich uwagę, żeby mogli wrócić bezpiecznie do lasu. Laura, Cora i
Peter spotkali ich na granicy. Derek do tej pory nie wrócił.
- Myślisz, że go zabili? – spytał
z wyraźnym napięciem w głosie.
- Nie. Nie, gdyby tak się stało,
alarm już by przestał wyć, ale…
- Derek wróci! – krzyknęła Cora z
daleka. – Nawet nie wasz się sugerować, że już po nim, ty suko!
- Wcale tak nie powiedziałam! –
syknęła Erica wyraźnie zła. W oddali słychać było dziecięcy płacz.
Nie panikuj, pomyślał Stiles i
wziął głęboki oddech. Derek żył. Musiał żyć. Wyjący alarm oznaczał, że wilkołak
wciąż walczył, ale… na ile starczy mu sił?
***
Hej :)
Chciałam podziękować za komentarze pod ostatnim rozdziałem. Cieszę się, że mimo przerwy ciągle tutaj jesteście ;) Mam nadzieję, że ten rozdział też się podobał.
Publikuję też to opowiadanie na ao3 pod tytułem "Więź", bo "Więź 2" rodziłaby pytania, gdzie pierwsza część, a ta nie ma nic wspólnego z fandomem TW, jeśli kogoś by to dziwiło.
Kolejny rozdział prawdopodobnie w przyszłą niedzielę.
Pozdrawiam!
Tak,jesteśmy i czekamy z niecierpliwością na wszystkie Twoje wpisy. Życzę Ci wielu wspaniałych pomysłów i sił do pisania.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJezu!! Czekalam i sie doczekalam!!!:) ale sie za szybko skonczylo :p weny zycze i czekam na nastepny rozdzial!!!:3
OdpowiedzUsuńOcho akcja się rozwija.... Rozdział świetny ale tradycyjnie za krótki —_—
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Po przeczytaniu opisu Derek'a sama się o mało nie pośliniłam ... Trochę na początku opowiadania przeszkadzało mi, że nie zmieniłaś imion bohaterów. Jakoś nie umiałam sobie wyobrazić Derek'a w parze z jakimkolwiek facetem. Za to Stiles jest po prostu słodki, jak wreeeeszcie przyjdzie co do czego Derek biedaka "zje" w dwóch kęsach:P Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy! Pozdrawiam Karo
OdpowiedzUsuńCudne, dzięki za rozdział:-)
OdpowiedzUsuńJezu kocham to opo ♡ sterek 4ever *w* pisz dalej :* nie moge sie doczekac kolejnych rozdzialow :3
OdpowiedzUsuńO jezu. Mam nadzieję, że z Derekiem będzie wszystko ok. Coś czuję, że pewnie Stiles po niego pójdzie xD nie wiem jak doczekam następnego rozdziału 😂😂 wenyy
OdpowiedzUsuńOczywiście, że się podobał :)
OdpowiedzUsuńStiles jest bardzo sprytną bestią :) Idealnie kombinuje, a przy okazji jest zawsze na bieżąco ;)
fascynuje mnie to, dlaczego Derek nie gada ze Stilesem? Czy w tym opowiadaniu wilkołaki będą wykrywać swoich partnerów zapachem? (przeważnie tak jest w innych opowiadaniach, ale nie oglądałam serialu, więc może tam jest jakoś inaczej).
Dobrze, że nikt nie zauważył śliniącego się Stilesa xD Dopiero było by u głupio xD
Co się stało z Derekiem? Czy Stiles zdąży mu pomóc?
Akcja nabiera obrotów :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Omo, jestem wielką fanką TW i od samego początku shippuje Stereka. Opowiadanie zapowiada się zajebiście i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Żeby tylko z Derekiem było wszystko w porządku ☺️
OdpowiedzUsuńZ zapartym tchem czekam cały czas na rozdziały ;) Ja taka biedna i cichuta, zawsze z opóźnieniem pisze komentarze jak jestem na laptopie XD
OdpowiedzUsuńWeny życzę immmm Derek Stiles :P Aż się nie umiem doczekać ^^ ~`zboczeniec ze mnie xd
weny ^^
Jak?! Jak możesz kończyć w takim momencie ?! Super piszesz :*
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, ze "Więź 2" podoba mi się bardziej od "Więzi".
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne rozdziały!
Bardzo mnie to cieszy, bo za "Więzią" to ja sama nie przepadam ;)
UsuńPozdrawiam!
Może źle to ujęłam. Właściwie to "Więzi" przekonały mnie do Twojego blogu i innych opowiadań. Lubie klimaty fantasy w opowiadaniach męsko - męskich, do normalnych nie jestem przekonana. Nie przeszkadzało mi to jednak pochłonąć w jeden dzień historii o nauczycielu chemii i jego uczniu - a romansideł typu nauczyciel - uczeń nie trawię (Twojej jednak było mega wciągające). Później było o modelu i fotografie - do którego też nie byłam przekonana na początku a przeczytałam go w dwa dni. Normalnie czary ٩(๑❛ᴗ❛๑)۶ Także mega weny życzę!
UsuńUuuu widze nowy wystrój bloga ♡ śliczny :*
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że Derekowi nic się nie stanie, no i oby ojciec Stilsa się o tym nie dowiedział...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia