Tego dnia John wrócił z pracy
jeszcze bardziej zmęczony i zirytowany niż zazwyczaj. W pierwszej chwili Stiles
pomyślał, że jakimś cudem jego tata dowiedział się o nocowaniu syna poza domem
i jest na niego zły, że go o tym nie powiadomił. Gdy jednak John nic na ten
temat nie powiedział, dziękując cicho za przygotowane przez syna jedzenie i
biorąc się z apetytem za posiłek, Stiles zwątpił w swoje przypuszczenie.
- Coś się stało? – spytał, biorąc
widelec z szuflady i siadając do stołu naprzeciwko ojca. Też był głodny. Po
powrocie z lasu zjadł tylko szybkie śniadanie i wziął się za robienie obiadu
wiedząc, że niedługo wróci jego tata. Stiles rzadko nie przygotowywał posiłków,
a nawet jeśli, zawsze pisał ojcu esemesa, żeby wziął coś na wynos z jakiejś
restauracji po drodze. – No, dalej… Wiem, że chcesz komuś powiedzieć – kusił
Stiles.
John spojrzał na syna znad
swojego talerza.
- Jestem pewny, że to tylko twoja
wybujała wyobraźnia – odparł mężczyzna.
Stiles wywrócił oczami.
- Daj spokój, tato, przecież
widzę, że coś cię gryzie.
John westchnął ciężko.
- Po prostu… - urwał i pokręcił
głową. – Wczoraj po północy doszło do kolejnego morderstwa.
- Ale… alarm nie wył.
- Ugh. Wiem. Łowcy twierdzą, że
ktoś celowo sabotował ich czujniki. – John wywrócił oczami. - Ja, Jordan i kilku
chłopaków chcieliśmy zająć się sprawą morderstwa, ale szeryf nam nie pozwolił.
Odesłał nas na komisariat i powiedział, że powierzy tę sprawę Argentom, bo to
definitywnie robota dla nich. I naprawdę? Policja zostaje odesłana z miejsca
zdarzenia, żeby cywile zajęli się ich pracą? Jak bardzo popieprzona jest ta
sytuacja?
- Szeryf chyba dobrze zna
Argentów, skoro tak bardzo im ufa – zauważył Stiles, chcąc wyciągnąć coś więcej
od ojca.
- On i Gerard Argent to
przyjaciele ze studiów. Szeryf jest przekonany, że jeśli ktoś może złapać
bestię, to tylko oni.
- O ile bestia w ogóle istnieje.
John wzruszył ramionami. Był
bardzo zmęczony. Podkrążone oczy, zapadnięte policzki i bladość skóry jasno to
potwierdzały.
- Bestia czy nie, należy ją
powstrzymać, zanim ucierpi więcej ludzi. Reszta chłopaków też nie jest
zadowolona z tego, co się dzieje, ale w zaistniałych okolicznościach nie ma
czasu na wykłócanie się z szefem. Prawdą jest, że Argentowie mają doświadczenie
w polowaniu. Być może rzeczywiście uda im się złapać bestię, zanim narobi
więcej szkód. Może po prostu jestem do nich uprzedzony…
Stiles uśmiechnął się lekko do
taty.
- Nie ma nic złego w tym, że
chcesz to wszystko zakończyć. Im dłużej bestia hasa na wolności, tym więcej
jest ofiar.
- To prawda. – John westchnął
ciężko. – Chciałbym, żeby to wszystko już wreszcie się skończyło. Nie wiem,
jakim cudem jeszcze nie pojawili się tutaj federalni. Przez ostatnią dekadę nie
było w tym mieście tylu zabitych i zaginionych…
John narzekał dalej. Trudno było
mu się dziwić. Beacon Hills było małym miasteczkiem, liczącym kilkadziesiąt
tysięcy mieszkańców. Tak mała społeczność z reguły nie przysparzała policjantom
większych problemów. Gdyby tylko jego tata miał większą władzę w policji…
Stiles powiedziałby mu o wilkołakach i problem dałoby się o wiele szybciej
rozwiązać. W zaistniałych okolicznościach nie wchodziło to jednak w grę. Jeśli
Gerard Argent miał układy z Szeryfem, Stiles musiał wziąć pod uwagę to, że
Szeryf nie był uczciwy i tuszował zbrodnie Gerarda. W takim wypadku wmieszanie
ojca w cały ten cyrk mogłoby doprowadzić do jego śmierci, a tym Stiles nie
zamierzał ryzykować.
Pod wieczór odezwał się Scott.
Stiles grał w grę na komputerze, kiedy zadzwonił jego telefon.
- Hej stary, co jest? – spytał.
- Hej, masz ochotę na noc filmową
ze mną i Allison? Wracamy właśnie ze sklepu z wałówą.
- Jasne, chętnie! – zgodził się
ochoczo. Przez te całe wilkołacze problemy ostatnio poświęcał swoim
przyjaciołom mało czasu. Wiedział, że spotkanie się z nimi dobrze im wszystkim
zrobi, no i będzie mógł odpocząć od przeglądania akt. Może jego mózg sam mu
podsunie rozwiązanie, gdy da mu trochę odsapnąć. – Mam coś przynieść?
- Nie, chyba wszystko mamy. Poza
tym to i tak kolej Allison na robienie zakupów.
- Okej. Widzimy się za pół
godziny?
- Jasne. Spotykamy się dzisiaj u
Allison, okej? Ma wolną chatę.
- Jasne, już się zbieram i
wychodzę.
- Do zobaczenia.
Stiles rozłączył się i odłożył
telefon na biurko. Wyłączył grę i komputer, pozbierał swoje rzeczy i po chwili
już siedział w samochodzie.
Allison rzadko miała dla siebie
zupełnie wolną chatę, często pilnowała jej chociaż jedna osoba. Argentowie
obawiali się jak mało kto, że bestia może po nią przyjść. Ciekawe, dlaczego?
Po dziesięciominutowej jeździe
zaparkował pod domem swojej przyjaciółki. No, o ile mógł ją tak nazwać, w końcu
nie byli aż tak blisko.
Scott otworzył mu drzwi i
zaprosił go do środka.
- Wybraliście już film? – spytał
Stiles, zdejmując buty.
- Mhm. Na szczęście Allison ma
dobry gust, więc znowu pozwoliłem jej wybrać.
Stiles wywrócił oczami, ale cóż,
nie mógł się spierać w tym względzie. Allison rzeczywiście miała dobry gust,
jeśli chodzi o filmy i rzadko zmuszała Scotta do oglądania głupich romansideł.
Jeśli decydowała się na tego typu film, to było to coś z jajami.
Usiedli w jej salonie na kanapie
z miskami popcornu i chipsów i masą coli pod ręką i zabrali się za oglądanie.
Allison była dziwnie cicha i co chwilę spoglądała w okno.
- Fajnie, że przyszedłeś –
odezwał się w pewnym momencie Scott. Stiles spojrzał na niego zaskoczony. – Ostatnio
ciągle gdzieś znikasz i jesteś strasznie tajemniczy. Masz kogoś? – wypalił
Scott.
Stiles pomyślał o Dereku i
mimowolnie się zarumienił. Scott uśmiechnął się, odbierając jego zachowanie
jako potwierdzenie swoich przypuszczeń.
- Ha! Wiedziałem! – wykrzyknął.
Stiles ani myślał wyprowadzać go
z błędu.
- Czemu tak właściwie nikogo
tutaj nie ma? – spytał. – Wydawało mi się, że w tym domu ciągle ktoś jest.
- Nie próbuj zmieniać tematu! –
Scott aż podskakiwał z ekscytacji. – Kto to jest? Z naszej szkoły? Ile jesteście
razem? Znam ją?
Stiles zamrugał, patrząc na niego
ze zdumieniem. W pierwszej chwili ani trochę nie rozumiał podekscytowania
przyjaciela. Spojrzał na Allison, szukając u niej jakichś wskazówek, ale ona
tylko uśmiechnęła się do niego w ten swój słodki sposób, ukazując dołeczki w
policzkach. Naprawdę była piękna.
Nagle uświadomił sobie, że Scott
odczuwał ulgę. Zawsze byli frajerami razem, a po spiknięciu się z Allison
trochę odstawił go na drugi plan. Widocznie było mu źle z tym, że on sobie
kogoś znalazł, a jego najlepszy przyjaciel nie. Pewnie dlatego bardzo się
ucieszył, kiedy na horyzoncie pojawił się też ktoś dla Stilesa.
Stiles zagryzł dolną wargę,
drapiąc się po policzku. Nie miał nikogo, a i nie chciał kłamać. Najlepsze
kłamstwa są jak najbardziej zbliżone do prawdy. Gdyby powiedział, że kogoś ma,
Scott chciałby poznać tę dziewczynę, a takiej możliwości nie było. Poza tym,
była to też okazja, żeby… oswoić Scotta z inną myślą.
- Ugh… tak właściwie to…
- No? Dawaj, dawaj, czekamy! –
ekscytował się Scott.
Stiles westchnął.
- To nie jest dziewczyna.
- Coo?! – Scott zrobił wielkie
oczy.
Allison zachichotała. Nie
wyglądała na zaskoczoną.
- Masz faceta? – spytała.
Stiles skrzywił się. Gdyby to
było takie proste.
- To za dużo powiedziane? To
znaczy… Jest chłopak, który mi się bardzo podoba, ale… nie sądzę, żebym miał
szansę.
- Kto to jest?
- Ugh, nie znasz. Poza tym,
wolałbym nie wyjawiać jego danych.
- Jak wygląda? – spytała Allison.
– Jest przystojny?
- Bardzo. – Stiles uśmiechnął
się.
- Blondyn? – spytał Scott z
wielkim bananem na twarzy.
Stiles pokręcił głową.
- Brunet. – Wiedział, że nie
dadzą mu spokoju, więc kontynuował. – Ma ciemne, krótkie włosy, trochę dłuższe
niż moje. Umm, oczy zielono-brązowe. Jest trochę wyższy ode mnie, umięśniony i…
No po prostu zajebisty! – dodał na koniec, rumieniąc się mocno.
- Awww! – Allison też udzieliła
się ekscytacja jej chłopaka. – Porządnie cię walnęło, co?
- Pewnie i tak jest hetero… -
dodał ponuro. – I chyba nie za bardzo mnie lubi.
- Kto się czubi, ten się lubi –
skomentowała Allison.
- Gadałeś z nim?! – spytał Scott.
- Taa. Nie jest specjalnie
rozmowny, ale dla mnie okej. – Wzruszył ramionami. – Ja mogę gadać za nas
dwóch.
- Musisz mi go pokazać!
- Ugh, może kiedyś…
Jak już Argentowie sobie stąd
pojadą, dodał w myślach.
Dotarło nagle do niego, że
sytuacja jest bardziej skomplikowana, niż mu się początkowo wydawało. Bo co,
jeśli Gerard i Chris Argent nie dbają o to, kto zabija, tylko chcą zabić
wszystkie wilkołaki w okolicy? Co, jeśli nie spoczną, dopóki tego nie zrobią?
Wataha będzie musiała walczyć z nimi na śmierć i życie. Wtedy albo przeżyją
jedni, albo drudzy. Tak czy siak, skończy się rzeźnią. Cała ich nadzieja w tym,
że Argentowie przestaną, gdy zostanie złapany prawdziwy morderca. Jeśli nie…
Westchnął cicho. Na samą myśl o
śmierci wilkołaków, które poznał w lesie krajało mu się serce. Nie zamierzał do
tego dopuścić. Jeśli było coś, co mógł zrobić, żeby im pomóc… Zrobi wszystko.
Byleby przeżyli.
Byle Derek żył.
A mówią, że zauroczenia nie są
niebezpieczne, pomyślał ponuro. To konkretne najprawdopodobniej mnie zabije,
dodał po chwili.
- Nie smuć się! Jestem pewien, że
ten koleś też cię lubi, tylko nie wie, jak ci to okazać! – powiedział Scott z
szerokim uśmiechem. – Możemy razem wymyślić jakiś plan uwiedzenia go.
Stiles zaśmiał się. Scott był
beznadziejny w tego typu rzeczach i obaj o tym wiedzieli.
Allison spojrzała w okno i
westchnęła cicho.
- Coś się stało? Jesteś dzisiaj
trochę nerwowa. – Stiles zmienił temat.
Scott objął swoją dziewczynę
ramieniem.
- Jej rodzina poszła do lasu
zapolować na bestię – powiedział. Stiles poczuł, że nagle wszystkie kolory
odpływają z jego twarzy i momentalnie robi się biały na twarzy. Serce zaczęło
mu bić w piersi jak szalone. – Wreszcie dostali broń, na którą czekali czy coś…
Allison po prostu się martwi, że jej tacie i mamie może się coś stać. Poza tym…
Stiles już nie słuchał.
- Kiedy pojechali? – przerwał mu.
- Prawie godzinę temu. Mieli się
przegrupować w magazynach na obrzeżach i…
Stiles był już w połowie drogi do
drzwi.
- Stiles! Stiles, co ty wyprawiasz? Gdzie
ty…?
Wybiegł przez przednie drzwi i
dosłownie rzucił się na swój samochód. Wycofał pospiesznie z podjazdu i
popędził w stronę lasu. Próbował dodzwonić się do watahy i ich ostrzec, ale
nikt nie odbierał. Albo akurat nikogo nie było przy telefonie, albo łowcy już
zaatakowali.
Nie, nie, nie, nie, myślał
spanikowany. Nie mogli dopaść watahy. Po prostu nie. Peter i Derek i Laura i
nawet reszta potrafili walczyć. Z pewnością sobie poradzą. Muszą.
Stiles minął samochody łowców
zaparkowane przed lasem i skręcił w leśną drogę która prowadziła prawie pod sam
dom Hale’ów.
Było za późno.
Wiedział, że już było za późno…
Zacisnął mocno zęby i
przyspieszył. Był jakiś kilometr od celu, kiedy zauważył postacie w lesie.
Zatrzymał się pospiesznie i spojrzał w tamtą stronę. Jakieś trzydzieści metrów
od niego grupa łowców strzelała w stronę szarżujących wilków. Z tej odległości
ciężko było określić, który z Hale’ów walczył. Był w stanie rozpoznać tylko Laurę,
której postura od razu rzucała się w oczy.
Laura uniosła jedną ciężką łapę i
machnęła nią na łowcę jak kot, powalając go na ziemię z ogromną siłą. Zaryła
głośno, dając kolejny sygnał do ataku.
Stiles wysiadł z samochodu i
zamknął cicho drzwi. Wiedział, że robi błąd, idąc tam, ale nie mógł tak po
prostu siedzieć i patrzeć na to, co działo się w lesie.
Zamknął cicho drzwi i ostrożnie
wszedł między drzewa tak, żeby łowcy go nie zauważyli. Zarzucił na głowę kaptur
z nadzieją, że to pomoże mu się ukryć.
Łowcy wycofali się odrobinę.
Część z nich strzelała z łuków i kuszy z daleka, część z broni. Praktycznie
wszyscy starali się zachować odległość wiedząc, że jeśli pozwolą wilkom podejść
za blisko, są trupami.
Stiles nie wiedział, jakim cudem
stado tak dobrze komunikowało się ze sobą w formie wilków, ale wyraźnie było
widać ich współpracę. Podczas gdy Laura ściągała tych najbardziej wysuniętych i
niebezpiecznych łowców, reszta stada skrupulatnie próbowała otoczyć pozostałych
łowców, tym samym odcinając im drogę ucieczki. Cora rzuciła się na jednego,
szykującego się do strzału łowcę, powalając go na ziemię i rozrywając mu
gardło. Stiles czuł, że robi mu się niedobrze.
Kolejny czarny wilk rzucił się na
innego łowcę. Zapiszczał, kiedy dwie strzały trafiły go w bok, ale nie przestał
wgryzać się w rękę łowcy, którego powalił na ziemię.
Laura zawyła z bólu, odskakując
od Chrisa Argenta i niemal od razu atakując po raz kolejny.
Wataha zdołała obezwładnić co
najmniej połowę napastników, ale sama też nie wyszła z tego bez szwanku. Na
jasnym futrze przemienionych wilkołaków widać było sporo śladów krwi. Isaac
miał rozerwany bok i wyraźnie kulał, ale warczał tak samo jak pozostałe. Stiles
aż bał się pomyśleć, jakie rany mógł odnieść Derek, Peter, Cora czy Laura,
których futro uniemożliwiało zlokalizowanie jakichkolwiek ran z takiej
odległości.
Kilku łowców miało jeszcze
amunicję, co skrzętnie wykorzystywali, strzelając do ranionych wilków. Niektóre
kule niestety trafiały do celu.
Gerard, Chris i jeszcze jeden
łowca skupili całą uwagę na Laurze, która mimo wszystko dzielnie szła przed
siebie, zupełnie jakby kule nie robiły na niej wrażenia. Udało jej się powalić
Chrisa Argenta na ziemię, uderzając go bokiem i zamachnęła się łapą na stojącego
przy Gerardzie mężczyznę. Ten padł na ziemię, wyjąc z bólu i zasłaniając twarz. Kątem oka Stiles
zauważył ciemnowłosą postać skradającą się lasem. Po kształtach ocenił, że jest
to kobieta.
Ze zdumieniem zobaczył, jak ta
rozpędza się i biegnie prosto na pole walki.
Jeden z czarnych wilków uniósł
pysk znad swojej ofiary. Gerard zdołał uchylić się przed atakiem Laury i jakimś
cudem wyprowadził własny atak, uśmiechając się okrutnie. Odsunął się o krok,
jakby robiąc komuś miejsce.
W następnej chwili kilka rzeczy
stało się na raz.
Peter dopadł do Laury i wgryzł
się w jej gardło, powalając ją całkiem na ziemię. Ciemnowłosa kobieta z trudem
wyhamowała tuż przed samą polaną, obróciła się na pięcie i z nadludzką
prędkością zniknęła między drzewami.
Peter zawył głośno, a potem
warknął przerażająco i rzucił się na Gerarda. Victoria Argent opróżniła cały
magazynek, próbując go powstrzymać. Czas, który dała Gerardowi był
wystarczający, żeby mężczyzna uniknął ataku szarżującego wilka. Ktoś dał sygnał
do odwrotu i ci, którzy byli w stanie, zaczęli się wycofywać.
Peter bezlitośnie zabijał każdego,
kto wpadł mu pod łapy. W ostateczności tylko około piątka łowców zdołała zbiec
z polany, ścigana przez Petera. Żaden z pozostałych wilków za nim nie podążył.
Stiles odczekał chwilę i z sercem
w gardle zbliżył się bardziej do miejsca, w którym doszło do starcia. Zakrył
usta dłonią. Zapach krwi był tak dławiący, że brało go na wymioty.
Wilki zebrały się przy Laurze,
szturchając ją pyskami i próbując wymusić jakąś reakcję, ale nie robiły tego
zbytnio przekonująco. Patrząc na gardło Laury, nie dziwił się. Cały przód jej
szyi był wyrwany. Nawet wilkołak Alfa nie byłby w stanie przeżyć czegoś
takiego.
Isaac przemienił się w człowieka,
przyciskając rękę do swojego poszarpanego boku. Spomiędzy jego palców ciekła
krew. Oddychał ciężko i był wyraźnie zmaltretowany. Niektóre z jego ran już się
zabliźniły, ale sporo jeszcze krwawiło.
- Stiles? Co ty tutaj robisz?! –
spytał, patrząc na niego.
- Allison… - wymruczał, zerkając
na Laurę i poległych łowców. Było mu coraz bardziej niedobrze. – D-dowiedziałem
się, że planują a-atak. Chciałem was os-strzec, ale…
- Oddychaj. – Erica złapała go za
rękę i odciągnęła jak najdalej od ciał. W końcu Laura nie była jedynym trupem
leżącym na polanie.
Stiles oparł się o pobliskie
drzewo, próbując się uspokoić. Zamknął oczy i zaczął powoli liczyć do
dziesięciu. Wypuścił powietrze powoli i nabrał je ponownie w płuca. Miał
nadzieje, że zaraz się obudzi i to wszystko okaże się tylko złym snem.
Nagle na polanie pojawił się
Peter już w swojej ludzkiej postaci. Erica spojrzała na niego podejrzliwie.
Derek od razu go zaatakował.
Peter uchylił się przed ciosem z niemałym trudem. Obaj byli pogruchotani po
walce z łowcami.
Derek nie rezygnował i w końcu
zdołał trafić szczękę swojego wuja pięścią.
Kolejny atak Peter już zdołał
powstrzymać.
- Uspokój się! – warknął. Jego
oczy zaświeciły się na czerwono, wyraźnie chcąc zmusić Dereka do poddania się,
ale ten ani myślał przestać. – Derek! – krzyknął Peter.
Stiles nie wiedział, co o tym
myśleć.
Laura nie żyła.
Peter był… alfą? I dlaczego…?
Nic już nie miało sensu.
- Derek! – spróbował Peter po raz
kolejny, ale Derek tylko na niego zawarczał i ponownie go zaatakował.
Reszta tylko stała i przyglądała
się. Boyd, Erica, Isaac, Cora… Wszyscy z trudem patrzyli na walkę. Erica
zacisnęła dłoń na bicepsie Stilesa, wbijając mu w skórę paznokcie. Stiles zawył
z bólu, próbując się wyrwać. Erica nawet nie zareagowała.
Peter zdołał uderzyć Dereka z
łokcia w twarz i podciąć mu nogi. Złapał go za włosy, odchylając jego głowę do
tyłu i przyłożył pazury drugiej dłoni do jego gardła.
- Derek… Uspokój się. – Głos
Petera drżał z ledwo hamowanej furii. Stiles przeczuwał jednak, że nie jest ona
skierowana w stroję Dereka. Derek szamotał się jeszcze, więc Peter dodał: - Proszę.
Zapada cisza. Z gardła Dereka
wyrwał się ciszy szloch. Stiles poczuł ucisk w sercu. Nawet nie chciał sobie
wyobrażać, co mężczyzna właśnie czuł.
- Zabiłeś moją siostrę! –
wycedził Derek, próbując powstrzymać łzy. – Zabiłeś Laurę! Zabij nas wszystkich
i oszczędź fatygi łowcom!
- Nie bądź śmieszny! –
skomentował Peter. Widząc, że wola walki przeszła Derekowi, puścił go. Brunet
oparł się rękami o ziemię, pociągając nosem i szlochając cicho. – Nie miałem
wyjścia – powiedział.
- Co masz na myśli? – spytał
Boyd. Cora patrzyła na Petera z wyraźną złością. Isaac trzymał ją za
nadgarstek, zapewne powstrzymując ją przed rzuceniem wyzwania Peterowi.
- Był tutaj inny wilkołak –
powiedział Peter, zaciskając dłonie w pięści. – Gdybym pozwolił mu na odebranie
Laurze mocy, nasza wataha przestałaby istnieć.
- Dobra wymówka! – syknęła Cora.
- Właściwie to… Peter chyba mówi
prawdę – wtrącił Stiles.
Cała wataha spojrzała na niego.
Gdzieś w oddali zagrzmiało. Kilka
sekund później spadły pierwsze krople deszczu.
- A skąd ty się tutaj w ogóle
wziąłeś? – spytał Boyd.
- Allison Argent to dziewczyna
mojego najlepszego przyjaciela. Powiedziała mi o tym, że jej rodzina zamierzała
wejść do lasu. Chciałem was ostrzec, ale było już za późno – wyjaśnił. – Nie
widziałem wilkołaka… To znaczy, nie wiem, czy ta kobieta była wilkołakiem… ale
jakaś babka biegła w stronę Laury. Peter dotarł do niej pierwszy. Gdy to
zobaczyła, zawróciła i pobiegła do lasu.
Isaac pokręcił głową.
- Nawet jeśli, nie damy rady jej wytropić.
Zbyt dużo zapachów.
- A deszcz zmyje resztę śladów –
dodała Cora, kręcąc głową.
- Musimy wracać. Liam na pewno
jest zaniepokojony. Tam porozmawiamy o tym, co się stało – zarządził Peter.
Stiles zagryzł dolną wargę. Derek
podszedł do Laury i ostrożnie wziął ją na ręce. Łzy torowały sobie drogę po
jego pobrudzonych krwią i ziemią policzkach. Patrząc na niego Stiles sam miał
ochotę płakać.
Nie tylko Derek był dotknięty
tragedią. Cala wataha zdawała się przygaszona. Cora ukrywała twarz, po kryjomu
ocierając łzy. Nawet Peter wyglądał na przytłoczonego tym, co się stało. Stiles
jeszcze nigdy nie widział ich w takiej rozsypce.
- Co z nimi? – spytała Erica,
pokazując na łowców, którzy nie byli w stanie sami pozbierać się z ziemi.
- Ten tutaj żyje – skomentował
Isaac, odwracając jednego stopą na plecy. Łowca jęknął z bólu.
- Dobij – rzucił Peter, krzywiąc
się.
Stiles spojrzał na niego szeroko
rozwartymi oczami.
- Żartujesz sobie? Chcesz go tak
po prostu zabić? – wykrzyknął.
- Masz coś przeciwko? – Peter
uniósł jedną brew, niezadowolony z tego, że Stiles się odezwał.
- Tak i to całkiem dużo! Nie
możecie go tak po prostu wykończyć!
- Bo?
- Bo nie i już!
W mgnieniu oka Peter już był przy
Stilesie, trzymając go za gardło wysoko nad ziemią.
- Jesteś pewny, że chcesz jeszcze
coś powiedzieć?
Derek zaczął warczeć, patrząc na
Petera z rządzą mordu.
- Puść go! – powiedział. Był
wyraźnie na granicy furii.
Stiles próbował poluźnić uścisk
Petera na swoim gardle, machając nogami w powietrzu, ale wilkołak był zbyt
silny. Nastolatek czuł, że powoli brakuje mu powietrza.
- Drugi raz nie powtórzę! – dodał
Derek.
Peter prychnął.
Stiles widział już czarne plamy tańczące mu przed oczami. Podejrzewał, że
niedługo straci przytomność, jeśli wilkołak go nie puści.
- Nie przyjmuję od ciebie
rozkazów, drogi siostrzeńcze.
Mimo swoich słów, Peter zabrał
rękę. Stiles opadł na ziemię, wciągając gwałtownie powietrze i kaszląc.
- Dobij! – polecił po raz kolejny
nowy alfa.
- Jeśli go zabijesz będziesz
dokładnie taki sam jak Gerard i jego świta – wtrącił Stiles chrapliwym głosem,
bo hej, nie był typem osoby, którą łatwo dało się zastraszyć. I która potrafiła
się zamknąć, choćby od tego zależało jej życie.
- Zgadzam się ze Stilesem –
powiedziała Cora, patrząc na wuja wyzywająco.
- Ja też – poparł ją szybko
Isaac.
- I ja – dodała Erica.
Derek nie skomentował, ale było
widać, po czyjej jest stronie. Stiles był zaskoczony, że reszta stada go
poparła. Nie sądził, że tak chętnie będą chcieli pomóc łowcy. Szybko jednak
dotarło do niego, że nie ma to nic wspólnego z chęcią ratowania czyjegoś życia,
o nie. Wilkołaki były wściekłe za to, że Peter zabił ich alfę. Mało tego, stał
się kolejnym przywódcą. Wilki poparły Stilesa w kwestii rannego łowcy, bo chciały
mu zrobić na złość. Pewnie gdyby Peter zarządził, żeby go uratować, wilkołaki
zarządziłyby, żeby go dobić.
Sytuacja w stadzie stawała się
coraz gorsza. Wcześniej wilkołaki były wściekłe, że zabijano je bez powodu i że
musiały się ukrywać w lesie jak przestępcy, ale chociaż miały siebie nawzajem.
Teraz doszło do rozłamu. Pojawił się przywódca, który na wstępie zrobił coś, co
sprawiło, że nikt mu nie ufał.
I z jakiegoś powodu Stiles miał
dziwne wrażenie, że wszystko idzie dokładnie tak, jak ktoś sobie zaplanował.
Deszcz przybrał na sile, więc nie
mając innego wyjścia, stado musiało wracać. Stiles i Boyd sprawdzili puls
pozostałych ofiar. Jeszcze jeden łowca miał wystarczająco dużo szczęścia i
udało mu się przeżyć, aczkolwiek Stiles nie sądził, żeby mężczyznę dało się
uratować. Tak czy siak, Boyd zarzucił go sobie na plecy i zniknął między
drzewami. Stiles wsiadł w samochód i pojechał pod dom Hale’ów, docierając tam
prawie na równo z wilkołakami.
Liam wybiegł z domu, pytając jak
wygląda sytuacja, ale nikt mu nie odpowiedział.
- Co z nimi zrobimy? – spytał
Isaac, wskazując głową łowców.
- Możecie się nimi pobawić w
piwnicy – rzucił Peter z niesmakiem. Bez ostrzeżenia przemienił się w wilka i
pobiegł w kierunku jeziora. Derek położył Laurę na drewnianym stole pod
zadaszeniem i nakrył ją ciemną poszewką. Nikt nie chciał wracać do tego, co
stało się chwilę wcześniej.
Stiles zagryzł dolną wargę i
pokręcił głową. Nie chciał się odzywać, żeby tylko nie pogarszać sprawy. Już i
tak za dużo się wtrącił. W stadzie prowadzonym przez Laurę czuł się
bezpiecznie. Skoro jednak władzę przejął Peter…
Wziął z łazienki apteczkę i inne
potrzebne rzeczy do udzielenia dwóm rannym pierwszej pomocy. Zbytnio się na tym
nie znał, ale coś musiał zrobić. Nie zamierzał tak po prostu pozwolić im
umrzeć.
W piwnicy z jakiegoś powodu stało
dość spore łóżko. Boyd wytrzepał materac i pościel z kurzu.
- Dasz sobie radę? – spytał.
- Taa.
Wilkołak zostawił go samego z
rannymi łowcami. Stiles najpierw zabrał się za tego, który był w gorszym
stanie. Nie sądził, żeby Peter pozwolił mu zabrać ich do szpitala, więc musieli
się zadowolić jego pomocą.
Zsunął mu kamizelkę z ramion i
rozciął nasiąkniętą krwią koszulkę. Omal nie zwymiotował na widok czterech
długich ran zaczynających się od obojczyka i kończących się tuż za żebrami.
Stiles podejrzewał, że gdyby nie one, to facet już by nie żył.
Nawet nie był pewny, czy był
jakiś sens w próbowaniu czegokolwiek. Te rany zdecydowanie wymagały szwów,
których on nie umiał ani nie mógł założyć. Jedyne, co mógł zrobić to
zdezynfekować ranę i zabandażować ją na tyle mocno, żeby powstrzymać jako tako
krwawienie. Ręce mu się trzęsły, kiedy zabrał się do pracy. Czuł, że nie ma to
wielkiego sensu, ale musiał coś zrobić. Nie chciał mieć tego faceta na sumieniu,
zwłaszcza że ten nie był od niego o wiele starszy. Facet mógł mieć jakieś
dwadzieścia pięć lat. Był za młody, żeby umrzeć.
- Kurwa – zaklął Stiles.
Połatał obu mężczyzn najlepiej
jak mógł i zostawił ich w piwnicy. Nie mógł zostać z nimi na noc, musiał wracać
do domu. O ile, w ogóle, pozostał niezauważony. Jeśli ktoś go przyłapie na
kursowaniu po lesie, będzie kolejnym celem łowców, nad którym nikt się nie
zlituje.
- Okej? – spytał Derek, łapiąc go
za ramię przy drzwiach. Był już ubrany i umyty. Nic nie wskazywało na to, że
jakąś godzinę wcześniej stoczył bój na śmierć i życie.
- Taak. Muszę wracać do domu,
robi się późno – odparł.
- Pojadę z tobą – powiedział
wilkołak. Zapewne wiedział, że jeśli Stiles został lub zostanie zauważony,
powrót do domu nie wchodził w grę. Wjechanie samochodem do lasu nie było jego
najmądrzejszym pomysłem.
Stiles spojrzał na niego ze
zdziwieniem.
- Na pewno? Będziesz musiał
wrócić tutaj na pieszo.
- Dam sobie radę.
- Okej.
Cała droga minęła w ciszy. Przed
wyjazdem z lasu Derek wysiadł i sprawdził okolicę. Po jakichś dziesięciu
minutach zapukał w szybę od strony kierowcy.
- I? – spytał Stiles, opuszczając
szybę.
- Czysto – odparł wilkołak, nachylając
się do niego. – Ale i tak uważaj. Możliwe, że zauważyli cię wcześniej.
Stiles szczerze w to wątpił, ale
skinął na znak zgody. Lepiej przekalkulować w tę stronę niż drugą.
- Co teraz? – spytał cicho
nastolatek.
Derek uśmiechnął się niewesoło.
- Jesteś jedyną osobą, która
wierzy, że mamy jakiekolwiek szanse – powiedział Derek. – Zejdź na ziemię,
Stiles. Myślisz, że dlaczego patrolujemy lasy tak wybiórczo? Czemu tak mało
czasu poświęcamy na ułożenie jakiegoś planu działania? Jesteśmy trupami. Od
miesięcy tylko odwlekamy nieuniknione. – Urwał na chwilę i zmarszczył brwi.
Spojrzał nastolatkowi prosto w oczy. – Jedź do domu i zapomnij o naszym
istnieniu. – Stiles otworzył usta, chcąc zaprotestować, ale Derek mu nie
pozwolił. – Mówię poważnie. Nie wracaj więcej do lasu. Nie wtrącaj się. Nie
wiem, dlaczego w ogóle dla nas ryzykujesz życiem, ale to nie jest tego warte.
Nikt nie będzie miał ci za złe, jeśli się wycofasz.
- Nie mogę tak po prostu… -
próbował zaprotestować z lekkim oburzeniem, ale Derek szybko mu przerwał,
łapiąc go dość brutalnie za koszulkę na piersi, i pociągnął w swoją stronę.
Stiles wydał z siebie nieartykułowany odgłos, przekonany że Derek zaraz stłucze
go na kwaśne jabłko za sprzeciwianie mu się, ale zamiast tego poczuł ciepłe,
miękkie wargi przylegające do jego własnych.
Stiles otworzył usta, próbując
coś powiedzieć, ale był zbyt zszokowany. Derek złapał go za kark, przyciągając
jeszcze bliżej i wsunął język między rozchylone wargi nastolatka. Po krótkiej
chwili, podczas której cała krew z mózgu zdążyła już spłynąć Stilesowi między
nogi, Derek zabrał ręce i odsunął się.
Stiles odruchowo złapał go za
ramię i nie pozwolił mu na to, podnosząc się z siedzenia i całując go mocno.
Nie był jeszcze do końca pewny, co się dzieje, wiedział tylko jedno – chciał,
żeby ten pocałunek nigdy się nie skończył.
Tym razem to Derek wydawał się
zaskoczony, ale szybko się pozbierał i oddał pocałunek. Stiles nie wiedział,
ile czasu ich języki tańczyły ze sobą, poznając się z wyraźną ekscytacją. Był
przekonany, że będzie się czuł niezręcznie albo zrobi coś głupiego i kompletnie
się sfrajeruje, ale… Czuł tylko, że serce bije mu w piersi jak oszalałe, no i
spodnie zrobiły się zdecydowanie za ciasne i od niewygodnej pozycji bolał go
już kark. Mimo tego nie zamieniłby tej chwili na żadną inną ze swojego życia.
Brakowało mu już tchu, kiedy
Derek przerwał pocałunek i mimowolnie oblizał wargi. Patrzyli na siebie w ciszy
przez dłuższą chwilę. Stiles wiedział, że jego twarz jest cała czerwona i nie
wygląda to zbyt ładnie, ale miał to gdzieś. Derek pierwszy go pocałował. Może
więc choć raz Stiles nie zrobi z siebie w takiej sytuacji frajera. No i jeszcze
nie przejechał mu po stopach, więc… No. Nie, żeby w jego życiu było sporo
takich sytuacji. Z całowaniem, rzecz jasna.
Derek zrobił krok w tył,
odsuwając się od samochodu i wsuwając ręce w kieszenie.
- Nie wracaj tutaj – powtórzył
Derek po raz kolejny. – Zastanów się, co przeżywałby twój ojciec, gdybyś zginął
i to w dodatku w tak głupi sposób.
Z tymi słowami odwrócił się i
wszedł do lasu. Po chwili już go nie było.
Stiles był tak zszokowany tym, co
się właśnie stało, że w pierwszej chwili nawet nie dotarły do niego słowa
wilkołaka. Po głowie chodziło mu tylko „Derek Hale mnie pocałował”, „Derek Hale
mnie pocałował”, „i to z własnej nieprzymuszonej woli, łał” i „o kurwa DEREK
HALE MNIE POCAŁOWAŁ! MNIE!”.
Minęło kilka dobrych minut, nim
jego mózg zarejestrował, że powinien stąd jak najszybciej odjechać, zanim
pojawi się ktoś, kto będzie chciał mu zrobić krzywdę. Drżącą ręką wbił jedynkę
i ruszył w drogę do domu, mając w głowie kompletną sieczkę.
- Nie żyje?
- To właśnie powiedziałem –
mruknął Danny z lekką irytacją. – Słuchasz mnie w ogóle?
- Jasne, po prostu… jestem
zaskoczony.
- Egh… nie jestem pewien, czy
chodziło o tego faceta, ale to jedyny „Matt”, jakiego udało mi się znaleźć. Ben
Winston musiał podskoczyć kilku nieodpowiednim ludziom, bo zadźgali go w
więzieniu kilka dni temu. W każdym razie, Matt Gallagher został wyłowiony
martwy z jeziora ponad dwa miesiące temu. Siniaki na jego szyi wskazują, że
ktoś go utopił i zostawił ciało. Sprawca musiał być przekonany, że nie połączą
go w żaden sposób z morderstwem, skoro nawet nie starał się ukryć ciała.
Policja ciągle go szuka.
Coraz ciekawiej, pomyślał Stiles
z westchnieniem.
- Nikogo o ksywce „Kitty”?
- Nie. Ale jest inna ciekawa
rzecz. Matt żył na kreskę przez całe życie. Pieniądze się go zbytnio nie
trzymały. Gdy tylko coś miał, od razu to tracił i jeszcze się zadłużał. Tym
bardziej możesz sobie więc wyobrazić zaskoczenie policji, gdy podczas
przeszukiwania jego mieszania udało im się znaleźć pięćdziesiąt tysięcy w
gotówce zaszytej w jednej z poduszek i broń wartą niemałą sumkę. Próbowałem
dokopać się po numerach do osoby, która mu ją sprzedała, ale jest z tym masa
roboty i jeszcze nie udało mi się tej osoby wyśledzić.
- Czyli… Matt zrobił coś, za co
zapłacono mu okrągłą sumkę, ale nie zdążył tego wydać, bo zaraz pozbyli się
świadka. Był jednak wystarczająco sprytny, żeby dobrze ukryć pieniądze i dzięki
temu nie pozwolił zatrzeć mordercy wszystkich śladów.
Danny wzruszył ramionami.
- Prawdopodobnie. Jest jeszcze
kilka innych opcji, ale też skłaniałbym się właśnie ku tej wersji wydarzeń.
Stiles spojrzał na datę śmierci
Matta. Wiedział, że to ten sam facet, który brał udział w napadzie na sklep
komputerowy. Podejrzewał też, że Ben Winston żył tak długo tylko dzięki temu,
że został aresztowany i mieli problem, żeby go sprzątnąć. Wyglądało jednak na
to, że i jego dorwano. Oznaczało to, że albo owa „Kitty” była już trupem, albo
mózgiem całej operacji.
- Po co ci to w ogóle? – spytał
Danny.
Stiles westchnął i wyjaśnił.
- Matt był tym facetem, który
mnie postrzelił. Jeśli spojrzysz na daty to zobaczysz, że było to kilka dni
przed jego śmiercią.
Danny uniósł brwi.
- Myślisz, że to jest ze sobą
jakoś połączone?
Teoretycznie nic na to nie
wskazywało. Stiles już dawno zostawiłby tą całą sprawę w spokoju, gdyby nie
pendrive. Dałby sobie uciąć głowę, że nie miał go przed napadem na sklep. Ktoś
musiał mu go podrzucić później. Była, oczywiście, opcja, że zrobiono to w
szpitalu, ale jakoś nie chciał w to wierzyć. Gdyby tylko wiedział, jak
wyglądała ta cała „Kitty”…
Zazwyczaj miał dobry instynkt i
postanowił mu ufać. Nie zmieniało to jednak faktu, że szukanie dalej w tym kierunku
nie miało sensu. „Kitty” była nieuchwytna, a nic poza pendrivem – o którym nie
zamierzał mówić Danny’emu – nie łączyło tego z wilkołakami.
Pokręcił głową.
- Sprawdź tylko te numery. Nic
więcej z tego i tak nie wyciśniemy – powiedział. – I dzięki za pomoc.
Danny spojrzał na niego z
irytacją.
- To już ostatni raz, okej? I nie
nasyłaj na mnie więcej Scotta! Serio, dzień, w którym się zorientowałeś, że mi
się podoba, to najgorszy dzień w moim życiu.
- Oj, przestań, nie mogło być aż
tak źle!
Danny prychnął, zarzucając sobie
torbę na ramię.
- Jasne, tylko łazisz za mną za
każdym razem, jak nie możesz się gdzieś dostać. Po prostu… ugh! Poszukam
jeszcze, skąd Matt wytrzasnął broń, ale to tyle. Rozumiemy się?
- Jak słońce. – Stiles uśmiechnął
się szeroko.
- I tak ci nie wierzę – rzucił
Danny. Odwrócił się i poszedł, kręcąc głową.
Stiles spojrzał jeszcze raz na
kartki z informacjami, które Danny’emu udało się znaleźć. Sytuacja robiła się
coraz poważniejsza.
Być może nadszedł czas, żeby
powiedzieć o tym wszystkim Scottowi?
***
Hej:)
Dzięki za życzenia i komentarze, znalazłam ich zaskakująco dużo pod ostatnim rozdziałem :) Najlepszy prezent na święta ^^
Mam mieszane uczucia co to tego rozdziału, ale to może dlatego, że przeczytałam go przed chwilą na szybko. Tak czy siak, czekam na Wasze opinie i ewentualne sugestie. Piszę na bieżąco, więc Wasze komentarze mogą mi pomóc ulepszyć fabułę;)
Co do kolejnych rozdziałów... Postaram się, by pojawiały się faktycznie co 8-9 dni, jak to tej pory, ale czeka mnie 6 ciężkich tygodni i nie mam pojęcia, jak to będzie i na ile będzie mi się chciało siedzieć i pisać tego kolosa. Będę się starała Was informować o ewentualnych poślizgach i tak dalej, chcę tylko zaznaczyć, że dodawanie rozdziałów może zająć mi trochę więcej czasu niż dotychczas.
Nie przynudzając więcej... Dajcie znać, co myślicie o rozdziale - i jednocześnie siłę napędową, żebym spłodziła kolejny w najbliższym czasie - i na koniec życzę Wam jeszcze szczęśliwego Nowego Roku! Bawcie się dobrze i bezpiecznie!
Pozdrawiam!
No to cudnie, będzie się działo już widzę jak Stiles grzecznie słucha Dereka i zamyka się w ciepłym domku. No i jeszcze ten pocałunek to jak przynęta:-)
OdpowiedzUsuńPo prostu jedno wielkie WOOOOW! Pierwszy pocałunek Stereka...w końcu! I nie miej żadnych wątpliwości! Rozdział boooski, nie mogę sie juz doczekać kolejnego :D akcja sie coraz bardziej rozwija, i jak wiadomo słowa Dereka nic nie dadzą, Stiles i tak wróci xd Pozdrawiam i życzę baaaardzo duuuzo weny ! ;* oraz Szczęśliwego Nowego Roku , wróć do nas cala i zdrowa :D
OdpowiedzUsuńTak czułam, że rozdział wleci dzisiaj (sprawdzałam stronę główna 4 razy) <3 Wow, akcja naprawdę się rozkręca i jest świetna!
OdpowiedzUsuńNo własnie tak sądziłam, ze uraczysz nas dzisiaj rozdziałem <3 po co w ogóle pytasz, rozdział jest swietny! znalazłam parę literówek, ale to nic. Teraz czuje smutek, ze muszę czekać tak długo na kolejne rozdziały :C A fabuła tak poleciała, że nie da się przejść obojętnie, koło tego opowiadania ;_; dużo weny, i czasu na pisanie! :D
OdpowiedzUsuńJak miło zacząć dzień rozdziałem mojego ulubionego opowiadania :D Co do samego rozdziału, to jest dobrze. Naprawdę bardzo dobrze. Zwłaszcza pocałunek, jejku :D To było takie gorące! Nienawidzę Petera i mam nadzieję, że Derek co zabije i sam zostanie alfą :))) Nie mogę się doczekac nowego rozdziału i mam nadzieję, że pojawi się dość szybko :D Życzę weny! Dużo weny i masę świetnych pomysłów. I wszystkiego najlepszego w nowym roku! Zwłaszcza zdrowia :*
OdpowiedzUsuńI Stiles jest bardzo kanoniczny, udał Ci się :D A sam Derek jest bardzo seksowny.
Akcja, walka, śmierć i całus. Rozdział nie mógł być lepszy!
OdpowiedzUsuńBardzo wciągająca ta historia, ciekawe kim jest ta kobieta? Czy ci łowcy których opatrywał Stilles przeżyją? Mogliby przeżyć to może by się przekonali że wilkołaki nie są takie złe. Wygląda na to że to Gerard ma jakąś obsesję, pewnie współpracuje z tą Kitty. Tylko jaki mają cel? Trochę się obawiam czy Stilles powinien powiedzieć Scottowi bo z jednej strony mógłby być wsparciem i może nawet Allison by była po ich stronie? ale z drugiej to wszystko może dotrzeć do łowców i będzie jeszcze gorzej...
OdpowiedzUsuńI w końcu był pocałunek!!! Derek pewnie chciał się pożegnać ale chyba jeszcze nie zna Stillesa zbyt dobrze, bo to nie chłopak, który rezygnuje 😀 Super rozdział 😃Dziękuję bardzo i szczęśliwego Nowego Roku życzę 😚
Rozdział wprawił mnie w osłupienie!!
OdpowiedzUsuńTyle się działo, że nie wiem od czego zacząć.
Pocałunek jednak wygrywa, w ogóle się nie spodziewałam takiej sceny, jak to potrafisz zaskoczyć czytelnika :)
Derek myśli, że jeśli powie "nie przychodź więcej" to Stilles go posłucha? Tym bardziej po tym pocałunku?
Że Stilles nadal nie kapnął się, że jest bratnią duszą Dereka? Czasami w niego wątpię, ale myślę, że już wkrótce wszystko rozgryzie xD
Kto jest tą kobietą czającą się w lasach? Kto jest odpowiedzialny za te zbrodnie?
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Jeśli Derek myśli, że Stiles go posłucha to jest głupi xD Przecież ma za partnera upartego osła i jeszcze ten pocałunek.. Nie ma szans żeby Stiles nie wrócił. Jest mi bardzo smutno z powodu śmierci Laury, bardzo ją lubiłam. Jestem też ciekawa kim jest ta kobieta. Oby wkrótce wyjaśniło się cokolwiek. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńsmutno mi z powodu Laury, kim była ta kobieta, no na pewno teraz Stilles nie odpuści Derekowi, jest w siódmym niebie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia