piątek, 25 sierpnia 2017

Rozdział 11[G2]

– Już wszystko? – spytałem, stawiając przy wyjściu swój plecak i walizkę. Pascal wyszedł z łazienki i skinął głową, zamykając za sobą drzwi.
– Tak. Wydaje mi się, że nic nie zostawiliśmy.
Przeciągnąłem się i ziewnąłem szeroko. Byłem zmęczony, ale w sumie mnie to nie dziwiło. Ostatnie dwa tygodnie były mega zwariowane, ale chyba najlepsze w moim życiu.
Trochę nam zajęło wyznaczenie konkretnej trasy po Niemczech, ale w końcu jakoś dograliśmy wszystkie szczegóły i wyruszyliśmy w podróż zaraz po zakończeniu semestru. Byłem trochę sceptycznie nastawiony co do tego całego zwiedzania i tak dalej, bo chociaż lubiłem okazjonalnie robić takie pierdy, nie było to tak totalnie w moim guście. Miałem jednak jechać z Pascalem, więc w ostateczności on mógł gapić się na wszystko dookoła, a ja na niego.

Wycieczka okazała się jednak wielkim sukcesem. Bawiliśmy się wspaniale i to nie tyle zwiedzając Neuschwanstein czy zamek w Heidelbergu, co śmiejąc się do łez z moich głupich komentarzy. Mieliśmy wiele super przygód, ktoś nawet zdołał gwizdnąć mi kurtkę – kara boska za śmianie się z Malika; co tym ludziom tak zimno, że tak namiętnie kradną kurtki w tym roku? – musieliśmy zatańczyć jakiegoś dziwnego połamańca, żeby wydostać się z jednego baru i uciekaliśmy przed bandą naprutych kiboli. Do tej pory nie byliśmy pewni, kogo oni tak właściwie gonili…
W każdym razie, bawiłem się zajebiście. Pascal był świetnym kompanem na takie wyprawy i strasznie ciekawskim. Musiał wściubić nos w każdy kąt i zadać cały zestaw pytań przewodnikowi, żeby mieć jasność co do wszystkich nurtujących go kwestii. Uwielbiał próbować nowych rzeczy, a ja mimowolnie próbowałem ich razem z nim. Widzieliśmy masę zapierających dech w piersiach miejsc. Nacykaliśmy całe zastępy fotek, nad którymi moja matka dosłownie dostawała orgazmu. Pascal nabił u niej już więcej punktów już ja przez całe swoje życie. To, jak szybko się zakumplowali, było trochę przerażające.
No więc, przejechaliśmy Niemcy wzdłuż i w szerz. Poznałem sporą część jego rodziny od strony jego zmarłej mamy, jakiś idiota nas ostentacyjnie obrzygał na jednej z kolejek w Europa Park i pierwszy raz w życiu widziałem na żywo sarnę hasającą po lesie. (W którym to spacerowaliśmy sobie, po raz pierwszy trzymając się za ręce i obściskując pod pierdylionem drzew, bo żaden z nas nie mógł utrzymać rączek przy sobie.)
Byłem trochę niewyspany, a czekała nas jeszcze długa droga do Hamburga, ale miałem wrażenie, że jak tylko to odeśpię, będę miał więcej energii niż kiedykolwiek. Chyba już zaczynałem rozumieć, co mieli na myśli ludzie mówiąc, że energia robi energię.
No i jeszcze… przyznałem się matce do tego, że ja i Pascal jesteśmy parą. Mało tam orgazmu nie dostała, zaczęła drzeć japę na cały dom i wołać ojca, żeby też to usłyszał. Powiedziała, że pod koniec naszej podróży zdecydowanie musimy przyjechać do Hamburga chociaż na jeden dzień. Nie miałem nic do powiedzenia w tym temacie. Potem mi burkliwie wytknęła, że za szybko się ogarnąłem i przegrała przez to z ojcem zakład, ale i tak jest szczęśliwa, że się zeszliśmy. Na pytanie, czy w końcu jest zła, czy się cieszy, nie potrafiła mi odpowiedzieć jednoznacznie. Kobiety?
 Pascal podszedł i cmoknął mnie w czoło.
– Idziemy? – spytał, obracając w palcach klucze.
Skinąłem głową i ziewnąłem po raz kolejny. Pascal zapakował nasze rzeczy do auta, podczas gdy ja załatwiłem formalności w recepcji, zdając klucze do naszego pokoju i podpisując wszystkie potrzebne świstki. Potem wyszedłem i widząc, że Pascal już wszystko ma ogarnięte, machnąłem mu, że jeszcze chcę zapalić.
Stanąłem na uboczu i odpaliłem sobie fajkę, zaciągając się dymem. Był już początek marca, więc niska temperatura… cóż, nie była taka niska. Pascal wytknął mi złośliwie, że będę mógł wreszcie pozbyć się swoich grubych skarpet, które stawały się w ostatnich latach niemal moim symbolem rozpoznawalnym. W domu ich nie potrzebowałem, matka grzała w chacie, jakby jutra nie było, ale poza domem… Ugh. Au. Moje biedne stopy.
Dopaliłem fajkę, zagasiłem peta butem i poszedłem do auta. Pascal siedział za kierownicą i gadał z kimś przez telefon. Pociągnąłem go za sznurek od jednej z bransoletek, które miał na prawej dłoni. Spojrzał na mnie tylko kątem oka, kontynuując.
– Tak… Ale… – Umilkł i zagryzł dolną wargę. Westchnął cicho i zamknął oczy. – Tak… Tak… Tak… – Uniosłem brwi. Z kim on rozmawiał? – Okej. Przyjedziemy – powiedział w końcu zrezygnowany. Z kimkolwiek rozmawiał, zdawało się go to zadowolić, bo jego rozmówca od razu się rozłączył.
– Kto to był? – spytałem zaciekawiony.
– Mój ojciec – odparł i westchnął, odkładając telefon na bok i zapinając pasy. Po chwili już jechaliśmy powoli przez miasto. – Travis się wygadał, że jesteśmy razem. Opowiedział mu całą akcję na komisariacie ze wszystkimi żenującymi szczegółami i ojciec się uparł, że musi cię oficjalnie poznać.
Ups? Okej, no więc problem z ojcem Pascala był taki, że wykładał na naszym uniwersytecie i totalnie musiał mnie kojarzyć ze swoich zajęć, bo byłem całkiem, ugh, aktywny na jego zajęciach i to nie w pozytywnym znaczeniu, niestety. Jego ojciec nie ukrywał niechęci do mnie. Na swoją obronę miałem tylko to, że od początku na mnie krzywo patrzył, więc jakoś nie czułem potrzeby, żeby się przyzwoicie zachowywać.
Chrząknąłem.
– Mam się bać?
– Ugh… Bo ja wiem? Nigdy nikogo mu nie przedstawiłem.
– Obaj wiemy, że mnie nie lubi.
Pascal otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Pokręcił głową i zerknął na mnie pytająco.
– Trochę ma ku temu powody?
Parsknąłem.
– Nie, nie ma. Nie tylko ja pyskowałem na jego zajęciach.
– Ale ty pyskowałeś najgłośniej – rzucił ze śmiechem.
Wywróciłem oczami. Dobra, może nie zachowywałem się najlepiej na zajęciach ojca Pascala, ale nie dlatego, że nie lubiłem tych zajęć czy uważałem, że był dupnym pedagogiem. Nie. Reagowałem tak, bo wiedziałem, że mnie nie lubi. Z jakiegoś powodu zwróciłem jego uwagę i czułem, że często mnie obserwuje, krzywi się lub patrzy z naganą. Wkurzało mnie to okropnie, więc się kompletnie nie hamowałem i dawałem mu do wiwatu na tyle, na ile byłem w stanie i nie wylecieć z zajęć.
Był fenomenalnym nauczycielem, nie mogłem mu tego odmówić. Jego zajęcia były profesjonalne i cholernie ciekawe. Nawet nie sprawdzano na nich obecności, a i tak klasa była wypchana po brzegi. Uczył dobrze i mądrze i nie stawiał Pascala na piedestale tylko dlatego, że ten był jego synem. Nie, traktował go tak jak wszystkich a może nawet wymagał od niego więcej. Imponowało mi to, że Pascal musiał się namęczyć tak jak my wszyscy, żeby wzbudzić w tym kolesiu szacunek.
Z jakiego powodu mnie od początku nie lubił, na zawsze pozostanie dla mnie zagadką. Aż się bałem tego, jak powita mnie jako chłopaka swojego syna. Okej, wiedziałem jak… On mnie zje.
– Okej, to widzę, że odpękamy spotkanie z teściami po obu stronach mocy – rzuciłem kąśliwie.
– Będzie po kłopocie.
– Będzie po mnie.
– Na to samo wychodzi.
Uszczypnąłem go w udo.
Pascal zachichotał.
– Mój ojciec nic ci nie zrobi. Będzie grzeczny, zobaczysz.
– Za to moja matka mnie udusi, gdy na horyzoncie pojawi się niebezpieczeństwo naszego rozstania. Zabije mnie i ukryje zwłoki i oficjalnie cię adoptuje, żeby jej się zgadzał bilans.
– Oj! – zacmokał. – Nie mów mi, że jesteś zazdrosny o swoją matkę?!
– No na pewno nie o ciebie. –Wystawiłem mu język.
– Dzięki, że rozwiałeś moje wątpliwości w tej kwestii.
– Nie ma sprawy.
Milczeliśmy przez chwilę, po czym obaj zgodnie się roześmialiśmy. Położyłem mu z powrotem dłoń na udzie i ścisnąłem. Brunet krótko pogłaskał mnie po wierzchu dłoni, skupiając całą swoją uwagę na drodze.
Uwielbiałem chuja. Naprawdę go uwielbiałem. Mogłem z nim robić tyle rzeczy, na które z Lucy nigdy bym się nie odważył. Mogłem pozwolić, żeby puściły mi przy nim hamulce i użyć siły w łóżku bez obawy, że zrobię mu krzywdę – drań był ode mnie silniejszy. I zawsze chciał się kochać. I zawsze był gotowy, żeby mnie wysłuchać. I zawsze… mógłbym tak wymieniać w nieskończoność. Cieszyłem się jak gówniarz tym wszystkim. Miałem wrażenie, że wszystko zrobiło się jakieś takie… lżejsze. Tak, to chyba właściwe określenie. Każda jedna rzecz, jaką musiałem zrobić, każda jedna praca semestralna, jaką musiałem napisać… To wszystko poszło mi w tym roku błyskawicznie, kiedy miałem go obok siebie. Nie wiedziałem nawet, co najbardziej mnie zmotywowało: jego nieustanna obecność i pisanie własnych prac, wizja wakacji po skończeniu tych wszystkich pierdów czy jego zapewnienia, że dam sobie z tym radę z palcem w dupie. Cokolwiek tak pozytywnie na mnie wpłynęło, miało totalnie zbawienny wpływ także na moje samopoczucie. Seks też w sumie pomagał…
To oficjalne. Cholerny Pascal przewrócił moje życie do góry nogami. Na lepsze. Ktoś może mnie walnąć w łeb?
Do Hamburga dojechaliśmy dość późnym wieczorem. Brunet zaparkował na podwórku naszego jednorodzinnego domku. Wyszliśmy z samochodu i obaj przeciągnęliśmy się. Wypiliśmy po drodze po sporej kawie, ale to tylko zamaskowało nasze zmęczenie, a nie się go pozbyło.
Pascal ledwo zatrzasnął drzwi od auta, kiedy w progu pojawiła się moja mama, opatulając się swoją obszerną narzutką. Uśmiechała się szeroko.
– Cześć, chłopaki. Jak podróż?
Brunet przywitał się uprzejmie. Mama olała to, że ma na nogach tylko cienkie kapcie i podeszła do nas, witając się najpierw z nim – bo niby był bliżej – a potem ze mną.
– Idźcie do środka, a ja wezmę nasze rzeczy, okej? – spytał Pascal, całując mnie lekko w policzek. Nie wiedziałem, co on miał z tym całowaniem, ale skoro chciał za mnie nosić walizki… Nie zamierzałem bynajmniej oponować.
 – Chcecie kawy? – spytała moja mama rzeczowo, kiedy znaleźliśmy się w kuchni.
– Nie, zrób nam po herbacie – poprosiłem, siadając przy stole i wzdychając ciężko. – To była długa podróż i już wystarczająco nażłopaliśmy się kawy. Jak się jej teraz napijemy, żaden z nas nie zaśnie.
– Dobrze, synku. Jak tam zwiedzanie? – dopytywało, krzątając się w kuchni.
Coś przyjemnie piekło się w piekarniku i aż mi ślinka ciekła, kiedy czułem te cudowne aromaty.
– Przecież wiesz. Bombardowałaś mnie telefonami bez przerwy.
Pascal wszedł do kuchni, zapewne idąc za dźwiękami dochodzącymi z niej.
– Usiądź sobie, skarbie – powiedziała z szerokim uśmiechem. – Zaraz dam wam coś do jedzenia, jest już prawie gotowe.
– Nie musiałaś sobie zawracać głowy – powiedział. Od samego początku był z nią na ty.
Spojrzałem na niego krzywo.
– Oczywiście, że musiała, obaj jesteśmy potwornie głodni.
Pascal wywrócił oczami.
– Gdzie tata? – spytałem, zmieniając temat.
– Poszedł do sklepu po kilka rzeczy, które brakują mi do ciasta. Zaraz powinien wrócić.
– Co pieczesz? – zaciekawiłem się.
Pascal pacnął mnie w tył głowy.
– Au! – Spojrzałem na niego z wyrzutem. – No co?
– Matki nie widziałeś od świąt i tyle masz jej do powiedzenia? – Uniósł brwi wyzywająco.
Wystawiłem mu język, trochę urażony. Już nie musiał się tak podlizywać.
Moja mama zaśmiała się głośno, stawiając przed nami kubki z parującą herbatą. Potem wyciągnęła do Pascala rękę.
Ten westchnął, ale uniósł lekko tyłek, wyciągając z tylnej kieszeni spodni dziesięć euro i podając je mojej mamie. Spojrzałem na to zszokowany.
– Jego ojciec może mnie ogrywać, ale ciebie czeka jeszcze długa droga – powiedziała do bruneta.
Ten westchnął ciężko.
– Założyliście się?! – spytałem z oburzeniem.
– Tak – odparł Pascal bez wahania. – Myślałem, że będziesz miał trochę więcej manier – wytknął mi.
Tym razem to ja go pacnąłem w łeb. Tylko się zaśmiał.
Moja mama się rozpływała.
– Jesteście razem tacy słodcy!
Parsknąłem tylko. Co ona odwalała? Miałem dziwne wrażenie, że dogadałaby się z cholerną Weroniką. Może jakby jej tak podrzucić trochę gejowskich romansów to przestałaby wypytywać nas o najmniejsze szczegóły naszego związku.
Ugh…
Po niedługim czasie dołączył do nas mój ojciec. Siedzieliśmy w kuchni przez dobre dwie godziny, gawędząc wesoło. Pascal wyraźnie czuł się jak u siebie w domu. Rodzice przyjęli go z otwartymi ramionami. Trochę mnie to dziwiło, bo przecież do tej pory umawiałem się z dziewczynami i tak dalej, a teraz nagle przyprowadziłem faceta i oni tak totalnie go zaakceptowali. Może po części cieszyli się, że rozstanie z Lucy nie zdołowało mnie do tego stopnia, żeby rzucać się z pierwszego lepszego mostu? A może zwyczajnie zauważyli, że Pascal ma na mnie dobry wpływ. Tak, nawet ja to widziałem. Cholerny Pascal.
W pewnym momencie praktycznie zasnąłem przy stole, opierając głowę na jego ramieniu. Gdy otworzyłem zaspane oczy, matka stała nade mną z telefonem.
Przeklinałem dzień, w którym pokazałem jej, jak robi się zdjęcia.
Brunet tylko podśmiewywał się pod nosem. Miałem ochotę po raz kolejny strzelić go w łeb.
Po położeniu się do łóżka długo nie mogliśmy zasnąć. Pascal był trochę podekscytowany faktem, że mógł obejrzeć mój pokój i pierdoły, które się w nim znajdowały. Ledwo powstrzymałem się przed wywróceniem oczami, kiedy obserwował wszystko  wyraźnie uchachany.
Leżałem oparty o biceps Pascala z dłonią na jego piersi i jakoś… nie mogłem usnąć, nieważne jak bardzo wykończony się czułem. Ugh. Po prawie godzinie się poddałem i sięgnąłem dłonią do jego bawełnianych spodni od piżamy.
– Co robisz? – spytał cicho, chyba zaskoczony moim zachowaniem.
– Tylko jedna rzecz usypia lepiej niż leki nasenne – mruknąłem cicho, zsuwając mu spodnie nisko na biodra i wyswabadzając jego członka. – Jest to seks.
W świetle księżyca, które przy niezasuniętych zasłonach konkretnie rozjaśniały pokój, bardzo dobrze go widziałem. Wydawał się niezwykle blady, co nie było adekwatne do stanu rzeczywistego. Z nas dwóch to ja byłem bledszy i to powiedziałbym nawet, że całkiem sporo.
Pascal na szczęście nie zaprotestował jak jakaś pizda – Lucy – że przecież moi rodzice mogliby nas usłyszeć i ojejku, zabieraj łapy, bo cię pierdolnę! I w ogóle to zero seksu przez tydzień. Jezu, czy ja już wspominałem, że uwielbiałem tego idiotę?
Splunąłem na rękę, żeby zminimalizować tarcie i zacząłem go pobudzać. Nie zależało mi na drażnieniu się, tylko doprowadzeniu błyskawicznie do orgazmu. Wiedziałem bardzo dobrze, jak to osiągnąć. Nie minęło dużo czasu, kiedy Pascal doszedł w moją rękę, wzdychając cicho.
Sięgnąłem do stolika nocnego, wyciągnąłem chusteczki, które zawsze tam miałem i wytarłem w nie spermę. Dałem też jedną Pascalowi, żeby ogarnął to, czego nie udało mi zebrać ręką.
– Chcesz, żebym ci obciągnął? – spytał cicho.
Westchnąłem cicho, znowu opierając głowę o jego biceps. Miałem wrażenie, że teraz już zasnę.
– Nie, nie trzeba – odparłem śpiąco. – Chyba już jest okej.
Pascal obrócił się do mnie przodem i objął mnie w pasie, wsuwając kolano między moje nogi. Zamruczałem z aprobatą, przysuwając się do niego jeszcze bliżej. Zamknąłem oczy i… zasnąłem.
Obudził mnie koszmar Pascala. Jego krzyk. Zerwałem się do pozycji siedzącej, na oślep zapalając lampkę i szukając tego, co sprawiło, że krzyknął. Leżał cały zapocony, z szeroko otwartymi oczami i oddychając ciężko.
– Pascal? – spytałem niepewnie, wyciągając rękę w jego kierunku. Miałem nadzieję, że moi rodzice tego nie słyszeli i nie przyjdą. – W porządku?
– T–tak. Tak. Zły sen – odparł niemrawo, przecierając twarz.
Zagryzłem dolną wargę.
– Chcesz o tym pogadać? – zapytałem niepewnie. Zazwyczaj unikał rozmawiania o swoich koszmarach, a kiedy już udawało mi się coś z niego wyciągnąć, nie było to nic wielkiego. Wiedziałem tylko, że śnił mu się wypadek, ale nie znałem żadnych szczegółów. Nie miałem pojęcia, co dokładnie w tych snach tak go przeraża.
– Nie, nic mi nie jest. Tylko… wzięło mnie z zaskoczenia. Sorry, że cię obudziłem.
– W porządku, nie musisz się przejmować.
Ułożyłem się z powrotem na łóżku. Pascal przeszedł nade mną i wyszedł z pokoju na chwilę. Wrócił po niedługim czasie bez koszulki. Podejrzewałem, że poszedł zmyć z siebie chociaż część potu. Przytuliłem go mocno, kiedy położył się z powrotem do łóżka.
Wtulił się we mnie. Cholernie lubił się tulić w łóżku. Nie wiedziałem, czy to irytujące, czy urocze.
Urocze, ale ciii.
Następnego dnia mama zaczęła wypytywać o krzyk, który słyszała w nocy. Z jej twarz łatwo dało się wyczytać, co sobie myślała. Nie namyślając się długo, postanowiłem jej dogryźć:
– Tak, seks był totalnie beznadziejny, dlatego Pascal krzyczał jak zarzynany prosiak.
Moja mama zapluła pół stołu kawą, najwyraźniej kompletnie się nie spodziewając takiego komentarza. Pascal zmarszczył brwi, patrząc to na mnie, to na moją mamę i chyba nie potrafiąc zdecydować, czy mój komentarz go rozśmieszył, czy zbulwersował.
– Phil! – krzyknęła moja matka, kiedy pierwszy szok minął.
Splotłem ręce na piersi, urażony. Serio? Na kilometr było słychać, że Pascal nie krzyczał z przyjemności. Jak mogła zasugerować, że tak fatalnie szło mi ruchanie go?
Dobrze, że ojciec był w pracy, bo chyba by dostał zawału.
– Śnił mi się koszmar – odezwał się w końcu Pascal, patrząc na moją mamą. – Nie wiem, czy Phil wspominał… Około pięć lat temu miałem poważny wypadek. Dwa lata leżałem w śpiączce. Utraciłem część wspomnień. Psycholog powiedział, że mój mózg… rekompensuje sobie w ten sposób to, co utracił.
– Och, skarbie, to strasznie – powiedziała, głaskając jego ramię.
Brunet uśmiechnął się lekko spłoszony.
– Nie jest aż tak źle – odparł. – To zdarza się naprawdę rzadko i właściwie to już się przyzwyczaiłem.
– I tak… Dwa lata w śpiączce… Musiało być ci bardzo ciężko.
Zmarszczyłem lekko brwi, wycierając mokry stół w ciszy. Nigdy w sumie nie myślałem o wypadku Pascala w ten sposób. Wiedziałem, że ma koszmary i te ataki, kiedy jego mięśnie odmawiają posłuszeństwa, ale… Nigdy nie poruszyłem z nim bezpośrednio tematu wypadku.
W sumie niewiele wiedziałem. Ktoś go potrącił i zbiegł z miejsca wypadku, zostawiając go rannego na ulicy. Pascal miał szczęście, że w ogóle udało im się go odratować. Zapadł w śpiączkę, z której wybudził się po dwóch latach. Nie miałem jednak pojęcia, jakie dokładnie odniósł obrażenia. Mówił, że rehabilitacja trwała prawie rok, ale nie wiedziałem, co dokładnie miał na myśli i na czym polegała. Zdecydowałem, że będę go musiał o to spytać, gdy będziemy sami. Z jakiegoś powodu chciałem o nim to wiedzieć. Może w ten sposób będzie mi łatwiej jakoś pomóc mu z tymi koszmarami? Widziałem, że go męczą, tak samo jak te ataki, nawet jeśli jedne i drugie nie zdarzały się zbyt często.
Odnalazłem jego rękę pod stołem i ścisnąłem lekko. Niemal od razu splótł razem nasze palce, opierając je o swoje udo. Widziałem po jego minie, że jest zadowolony.
Z jakiegoś powodu świadomość tego bardzo mnie ucieszyła.
Po śniadaniu i kawie zebraliśmy się i pojechaliśmy do Berlina. Ojciec Pascala zaprosił nas do siebie na obiad, chcąc mnie oficjalnie poznać. Nie wiedziałem,  co o tym myśleć. Ja i Pascal byliśmy razem ile? Miesiąc? Wydawało mi się, że trochę za szybko to wszystko się dzieje. To znaczy, cieszyłem się, że jesteśmy razem i w ogóle, ale oficjalne poznawanie rodziców? Dziwiło mnie, że jego ojciec tak szybko go o to cisnął i nie postanowił poczekać, aż nasza relacja bardziej się rozwinie. O ile było to możliwe, ale on przecież nie mógł wiedzieć o tym, jak blisko jesteśmy.
Może wziął pod uwagę też czas, kiedy tylko uprawialiśmy ze sobą seks? Zachowywaliśmy się jak para od samego początku, dobrze o tym wiedziałem. Obaj byliśmy trochę niepewni w kwestii przytulania i tak dalej, ale ciężko było nie zauważyć, jak bardzo się do siebie zbliżyliśmy.
Gdy tak teraz myślałem o tym, jak bardzo nie znosiłem Pascala na początku, na moich ustach mimowolnie pojawiał się uśmiech. Kto by mógł przypuszczać?
– Co się tak tajemniczo uśmiechasz? – spytał, najwyraźniej zauważając mój wyszczerz.
Pokręciłem głową.
– Przypomniało mi się, jak bardzo nie znosiłem cię na początku.
Pascal mruknął na zgodę.
– Zachowywałeś się jak straszny kutas – poskarżył się. Po krótkiej chwili dodał: – Właściwie to dalej się tak zachowujesz…
Zaśmiałem się.
– Peszek. Jakoś musisz się z tym pogodzić.
– Dobrze mi idzie – odparł z westchnieniem. Uśmiechnąłem się szeroko. Miałem cudowny nastrój.
– No? To jak? Powiesz mi, czym tak bardzo ci podpadłem?
Czym mi podpadł? Ugh…
– Szczerze mówiąc, nie wiem. Jakoś tak… denerwowałeś mnie strasznie swoim sposobem bycia, głosem, wszystkim. Miałem ochotę cię udusić zaraz po tym, jak cię zobaczyłem. Mega mnie frustrowałeś od samego początku, sam nie wiem dlaczego.
– Och… czyli mój błąd polegał na tym, że nie zamknąłem się z tobą w schowku na miotły i nie wziąłem cię porządnie już na samym początku. Jedno dobre pieprzenie i zupełnie inaczej byś śpiewał. – Uniósł wyzywająco brew.
Prychnąłem, ale podejrzewałem, że miał rację. Pascal strasznie mnie frustrował i irytował już od samego początku. Nic mi nie zrobił, od początku starał się być miły, a i tak znielubiłem go i nic nie mogło mnie przekonać do zmiany zdania. Zalazł mi za skórę jak mało kto. Nie zdziwiłbym się, gdyby była to frustracja wywołana zainteresowaniem. Nie mogłem go mieć, jak chciałem, przez co byłem strasznie zirytowany. Może to o to chodziło? Może dlatego, gdy tylko Pascal znalazł się w zasięgu mojej ręki, tak łatwo zmieniłem o nim zdanie i zagarnąłem go dla siebie. Był mój i tylko mój.
– Kto wie? – rzuciłem tajemniczo.
Miałem ochotę spytać, kiedy zaczął na mnie patrzeć jak na potencjalnego partnera, ale trochę nie miałem odwagi. Normalnie powiedziałbym „fuck it” i spytał, ale teraz… Cholernie mi zależało, żeby to, co jest między nami, wypaliło. Bałem się to zepsuć jakimś nieostrożnym pytaniem, nawet jeśli przeczuwałem, że Pascal by się nie obraził i odpowiedziałby szczerze i…
Nie miałem odwagi. Nie teraz.
Do Berlina zajechaliśmy na piętnastą. Ojciec Pascala mieszkał po drugiej stronie miasta w wypasionym apartamentowcu.
– Wow. Wy serio jesteście kasiaści – rzuciłem, rzucając okiem na piękny, nowoczesny budynek.
Brunet podrapał się po głowie.
– Moja mama była bardzo bogata. Dziadkowie się jej co prawda wyparli po tym, jak uciekła z domu i wzięła ślub z moim ojcem, ale koniec końców zapisali jej cały majątek. Tata zawsze powtarzał, że Travis i ja byliśmy tak uroczymi dziećmi, że dziadkowie w mig zmiękli, jak nas w końcu poznali.
– Nie wątpię – rzuciłem z lekkim sarkazmem. Travis i Pascal uroczy? Chyba nie w tym życiu.
Nie powiem, trochę się stresowałem. Byłem spalony od samego początku i nie miałem złudzeń co do tego, jak zostanę powitany. Mimo to nie zamierzałem się chować przed starym Pascala. Jeśli chciał mnie „oficjalnie” poznawać, to niech mu będzie. Mogłem to jakoś przeżyć, skoro Pascalowi zależało.
Nim się obejrzałem, staliśmy już przed właściwymi drzwiami. Pascal zadzwonił dzwonkiem. Staliśmy chwilę w ciszy, zanim drzwi się otworzyły i stanął w nich dawca spermy, która spłodziła mojego faceta.
Mężczyzna miał włosy lekko przyprószone siwizną i sporych rozmiarów okulary. Jego oczy patrzyły na nas bystro i przenikliwie, a wąskie usta zaciśnięte były w wąską linię, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał. Spojrzał na nasze splecione palce, potem mi w oczy, po czym ostatecznie uśmiechnął się lekko do Pascala i zrobił nam przejście.
– Witajcie – powiedział spokojnie, zamykając za nami drzwi. – Jak się jechało?
– W porządku – odparł Pascal. – Phil zmienił mnie dzisiaj za kierownicą. Nie mieliśmy żadnych problemów po drodze.
Zdjęliśmy buty i odwiesiliśmy kurki na wieszak, po czym zostaliśmy poprowadzeni do salonu połączonego z kuchnią. Usiedliśmy przy stole po tej kuchennej stronie. Mieszkanie było nowocześnie urządzone i musiało kosztować majątek. W takim miejscu zdecydowanie mógłbym mieszkać.
– To świetnie. Musicie mi koniecznie opowiedzieć o podróży. Z twoich entuzjastycznych esemesów wywnioskowałem, że jesteś zadowolony.
Pascal uśmiechnął się szeroko i skinął głową.
– Było super!
Brunet zaczął opowiadać nasze poszczególne przygody, a jego ojciec w tym czasie nakładał nam jedzenie. Pachniało wspaniale i pewnie nie gorzej smakowało. Zastanawiałem się, co oni mają z tym gotowaniem? Pascal totalnie minął się z powołaniem, wybierając sobie architekturę na studiach. Ciekawe, czy jego ojciec też.
– … więc ostatecznie po prostu sobie pojechaliśmy do innego hotelu, nie chcąc się wykłócać – zakończył Pascal, dziękując za jedzenie i chwytając za widelec. Zrobiłem to samo. Czułem, że jego ojciec mnie obserwuje, co sprawiało, że robiłem się jeszcze bardziej nerwowy.
– Jesteś podejrzany cichy jak na siebie, Brown. Nie sądziłem, że to w ogóle możliwe – rzucił ojciec Pascala, patrząc na mnie z lekkim uśmieszkiem.
Spojrzałem na niego spod byka z naburmuszoną miną. Wiedziałem, że w końcu zechce mnie trochę podrażnić! I pewnie mi dogryźć!
– Może chcę zrobić dobre pierwsze wrażenie – wypaliłem, nie mogąc się dłużej powstrzymać.
Uśmiech mężczyzny poszerzył się.
– Pierwsze wrażenie zrobiłeś absolutnie fatalne. Spóźniłeś się na moje zajęcia i w dodatku pyskowałeś jak Travis w okresie buntu, a to naprawdę coś, skoro rozważałem zamknięcie go w poprawczaku – odparł spokojnie.
Poczułem, że na moje policzki wstępuje lekki rumieniec. Nigdy nie spodziewałem się, że akurat to kiedyś ugryzie mnie w dupę no i proszę.
Miałem za swoje. Znowu.
Nawet jeśli moje ręce zaczęły się pocić, a policzki poczerwieniały, spojrzałem mu hardo w oczy i odparłem stanowczo:
– Pierwsze wrażenie jako chłopak Pascala.
– Ciężko zatrzeć twoje pierwsze wrażenie jako mojego studenta. To jak? Pascal nie chciał mi zdradzić, co się stało z tą twoją dziewczyną.
Czemu zaczynają od „to jak”, gdy chcą zadać osobiste pytanie? To jako pierwsze przyszło mi do głowy. Potem zdałem sobie sprawę, że mówiąc o Lucy wyraźnie się skrzywił. Nie uczył jej, ale najwyraźniej nie musiał, żeby wyrobić sobie o niej opinię. Nie miałem pojęcia, co on się tak do mnie przysrał, ale cóż, byłbym hipokrytą, gdybym go za to winił – sam nie postąpiłem lepiej w stosunku do Pascala.
– Zdradziła mnie – powiedziałem spokojnie. Godziło to w moją męską dumę, ale przecież on nie musiał o tym wiedzieć. – Więc ją rzuciłem.
Skinął głową.
– Jesteś gejem?
– Nie.
– Bi?
– Chyba?
– Pascal to twój pierwszy chłopak?
– Tak.
– Mam nadzieję, że nie jesteś na tyle głupi, żeby potraktować go jako jakiś chory eksperyment, bo…
– Tato… – wtrącił Pascal ostrzegawczo.
Żaden z nas nie zwrócił na niego uwagi. Patrzyliśmy sobie w oczy, siłując się na spojrzenia.
– Gdyby tak było, nie poznałby moich rodziców.
Tata Pascala najwyraźniej był tego świadomy, bo nie wydawał się zaskoczony. Patrzyliśmy sobie chwilę prosto w oczy, zanim mężczyzna przeniósł wzrok na swojego syna.
– Mam nadzieję, że wiesz, co robisz – rzucił. Kontynuował, nie dając Pascalowi nic powiedzieć. – Nie mam prawa ci mówić, z kim możesz się umawiać, skoro sam uciekłem z twoją matką, ale weź go sobie trochę wychowaj.
Splotłem ręce na piersi oburzony i ugryzłem się w język, powstrzymując się przed ciętą ripostą. „Weź go sobie wychowaj?” Co to, kurwa, miało być?
Miałem ochotę roznieść sukinsyna.
– Nie jest moim dzieckiem, żebym go musiał wychowywać – powiedział spokojnie Pascal. – Mnie się podoba.
– Całe szczęście, bo gdyby miał się podobać mnie… – urwał znacząco, zerkając na mnie.
Miałem ochoty wydrapać temu kolesiowi oczy! Chyba to zobaczył, bo zaśmiał się nagle.
– Już możesz przestać robić dobre pierwsze wrażenie. Wiem, że jesteś wyszczekany i będziesz bronił swojego do upadłego. Właściwie nawet mi to trochę imponuje. Przynajmniej wiem, że mój syn nie jest z kimś bez kręgosłupa moralnego.
Nie miałem pojęcia, czy właśnie mnie komplementował, czy może jednak obrażał. Pascal westchnął ciężko.
– Zabiję Travisa – mruknął. – Cholerny zdrajca.
– Nie dziw mu się. Widać uznał za romantyczne to, że wyznaliście sobie miłość zamknięci w celi na komisariacie.
– Nie wyznawaliśmy sobie miłości – zaprzeczyłem od razu. No, bo… nie wyznawaliśmy! Przyznałem się, że chcę się z nim miziać, a nie tylko seksić, ale to jeszcze nie było wyznanie miłosne.
– Nazywaj to sobie jak chcesz – machnął lekceważąco ręką.
Zacisnąłem dłonie w pięści, gotowy do rzucenia się na niego przez ten cholerny stół tak jak kiedyś na Pascala.
Brunet znowu westchnął.
– Wszystkie rozmowy się tak z tobą kończą. – Pokręcił głową. – Możemy pogadać o czymś innym?
– Niby o czym? Nie psuj staremu ojcu zabawy. Drażnienie twojego chłopaka to jedyna rozrywka, jaką obecnie mam.
Wrrr… No co za koleś?!
Gdy wreszcie opuściliśmy budynek, byłem tak nabuzowany, że miałem ochotę rzucać samochodami. Gdybym miał trochę więcej siły i kasy, żeby potem zapłacić za szkody, to chyba na tym by się skończyło, bo każde zdanie wypowiedziane przez ojca Pascala działało na mnie jak płachta na byka. Wiedziałem, że robił to celowi i że chciał mnie sprowokować i starałem się zachować spokój, ale kurcze! Nie byłem na tyle cierpliwy, żeby znosić ten cały bullshit.
Co Pascal myślał o tym całym obiedzie pojęcia nie miałem, bo był milczący i zamyślony. Jego ojciec nie skreślił mnie od razu, wręcz łaskawie dał nam błogosławieństwo, ale nie byłem zbytnio zadowolony sposobem, w jaki to zrobił. Wybrał sobie kiepski moment na testowanie mnie i tego, co mam do Pascala.
No bo kurwa… Kto wie takie rzeczy po miesiącu związku? Nie byłem jebaną nastolatką, która po dwóch tygodniach zarzekała się, że jej obecny facet to jej przyszły mąż. Do miłości czekała nas jeszcze daleka droga… I nieważne, że przyznałem się przed sobą w tej cholernej celi w dniu Walentynek, że się w nim zakochałem! Jeszcze musiałem się upewnić, przecież mogłem się mylić, prawda?
Prawda???


5 komentarzy:

  1. Ojej... Pochłonęłam wszystko przed chwilą!! Nie wiedziałam że tak mnie to pociągnie po 1 rozdziale!! Weny!!! Czekam na kolejny rozdział =)

    OdpowiedzUsuń
  2. Matko, kocham tego staruszka 💙

    OdpowiedzUsuń
  3. "Dawca spermy" nie ma co, nieźle się ubawiłam czytając ten rozdział. Zauważyłam kilka literówek. We wcześniejszych rozdziałach też, ale nie rzucają się bardzo w oczy.
    Idę czytać dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwsze spotkania z rodzicami są przezabawne xD
    Phil był taki grzeczny i mało wyszczekany, w jakimś stopniu chciał się przypodobać ojcu Pascala, ale kosztowało go to dużo nerwów xD
    W końcu Phil dogryzł matce, to było coś xD
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)