wtorek, 11 września 2018

4.Więź doskonała


– Gdzieś się wybierasz?
Jacob podskoczył, zaskoczony. Ciepła ręka złapała go za łokieć i wciągnęła z powrotem do pokoju, zatrzaskując drzwi. Jacob obejrzał się naburmuszony i wyrwał rękę z uścisku.
– Nie dotykaj mnie!
Wampir uniósł ręce do góry w poddańczym geście, pokazując, że nie ma złych zamiarów i wywrócił oczami, jakby zachowanie Jacoba było niedorzeczne. Chłopak nie przyjął zbyt dobrze tak jawnej kpiny.
– Przestań! – warknął. – Nie traktuj mnie jak dziecka!
– To się tak nie zachowuj – odparował mężczyzna.
– Nie zamierzam słuchać cholernej pijawki.
– Mam na imię Dante. – Głos wampira był spokojny. Humorki wilkołaka nie robiły na nim żadnego wrażenia. – I prosiłbym, żebyś tak się do mnie zwracał.
– Jasne, pijawko! – odpowiedział Jacob z drwiącym uśmiechem.

Dante westchnął ciężko, masując skronie. Odsunął się i usiadł na łóżku, unosząc głowę i patrząc w sufit umęczonym wzrokiem.
– Dotrze do ciebie wreszcie, że nie jestem tutaj twoim wrogiem? Próbuję uratować ci skórę!
– Akurat! Robisz to tylko dla własnej korzyści!
– Oczywiście – potwierdził wampir bez mrugnięcia okiem. – A korzystne jest dla mnie utrzymanie cię przy życiu. Nie obraziłbym się, gdybyś mi tego nie utrudniał.
Wilkołak warknął, patrząc na niego wrogo.
– Jeżeli jedyny sposób, jaki znasz, to odsunięcie mnie od rodziny i znajomych, to możesz zapomnieć! Chcę wrócić do swojej watahy.
Dante westchnął cierpiętniczo. Czemu ten przeklęty chłopak nie mógł zrozumieć, że powrót nie wchodził w grę? Jego rodzina chciała go zabić! Zamierzał podać im się na srebrnej tacy? Czy dzieciaki w tych czasach już w ogóle nie miały rozumu, czy to po prostu on był takim szczęściarzem, że mu się taki trafił?
– Twoja wataha chce cię zabić, kiedy to wreszcie do ciebie dotrze?!
– Może na początku tak było, ale…
– Nie ma żadnego „ale” – przerwał mu Dante. – Uciekłeś z domu nie bez powodu. Kiedy dobiegliśmy z Alanem do domu Raula po klucze do samochodu, jeden z twoich już tam był i nie miał pokojowych zamiarów! Oni nie chcą rozmawiać ani ci pomagać, oni chcą się ciebie pozbyć, a ja nie zamierzam dać się pociągnąć za tobą.
– Więc co? Będziemy uciekać jak tchórze do czasu, aż mój ojciec kopnie w kalendarz i moc przejdzie na mnie?!
– Nie – tłumaczył spokojnie Dante. – Spróbujemy jakoś zerwać więź. Do tej pory tego nie próbowałem, bo nie czułem takiej potrzeby. Znam na to jeden sposób, ale działa dopiero po kilku latach więzi, no i nie jestem pewny, czy zadziała w naszej sytuacji. Dlatego musimy się gdzieś ukryć i w międzyczasie poszukać potrzebnych informacji. Jeśli uda nam się zerwać więź, wrócisz do domu i nikt nie będzie chciał ci zrobić krzywdy. Jeśli nie, będziemy szukać innego rozwiązania, ale na razie powrót jest czystym szaleństwem.
Dante wiedział, że ma rację. Może i był młody jak na wampirze standardy – miał tylko dwieście czterdzieści trzy lata – ale swoje wiedział. Nie było sensu podejmować jakichkolwiek prób dogadania się z watahą. Decyzja alfy może była pospieszna, ale na pewno nie nieprzemyślana. Wilkołaki, w przeciwieństwie do wampirów, były istotami rodzinnymi i ceniły życie w grupach. Alfa nie wydałby wyroku na syna tak po prostu. Skoro to zrobił, musiał mieć dobry powód.
– Wiesz w ogóle, czemu twój ojciec chce cię zabić? – spytał Dante, trochę zmieniając temat.
Jacob zacisnął zęby, patrząc w bok.
– To ma coś wspólnego z tą całą więzią. Mój tata chyba nie wierzy, że można to odkręcić.
– Może mieć ku temu jakieś powody? – zaciekawił się od razu wampir. – Może coś wiedzieć na ten temat?
Jacob zastanowił się. Wydawało mu się to mało prawdopodobne. Jasne, był jeszcze młody i nie wiedział wielu rzeczy na temat własnej watahy i jej funkcjonowania, ale Jacob nigdy wcześniej nawet nie słyszał o więzi pomiędzy wilkołakiem i wampirem. Duncan lubił kręcić się przy ich księgozbiorach i chętnie dzielił się wszystkimi ciekawymi informacjami. Na pewno by mu wspomniał, gdyby coś na ten temat znalazł. Poza tym nie chciało mu się wierzyć, że wilkołak i wampir mogli dobrowolnie się związać. Z natury za sobą nie przepadali, ich natura brnęła w zupełnie innym kierunku i gdy dochodziło do spotkania, patrzyli na siebie z niechęcią i obrzydzeniem. Te dwa gatunku były po prostu zbyt różne.
– Nie sądzę. Wampiry i wilkołaki się nie znoszą. Wierzysz w to, że jakieś mogły się dobrowolnie związać? – Jacob spojrzał na wampira z lekkim politowaniem.
– Dobrowolnie? Niekoniecznie, ale skoro nam się jakoś udało, takich przypadków może być więcej.
– Może, ale… – Jacob wzruszył ramionami. – Osobiście nic o tym nie wiem. I ojciec pewnie też nie. Z tego co zrozumiałem, nie chce, by przeszła na mnie moc, okej? To może być związane z tym, że moc przekazywana jest z ojca na najstarszego syna. Jeśli temu coś się stanie, na młodszego. Jeśli nie ma synów, czasami może przejść na córkę, ale zdarza się to bardzo rzadko. Nikt nie wie dlaczego.
– A jeśli nie ma dzieci? – spytał Dante. Nigdy o tym nie słyszał.
– Moc znika wraz ze śmiercią obecnego alfy.
– Dalej nie rozumiem, w czym problem. Związanie się ze mną nie obcina ci jaj, możesz zawsze spłodzić kilkoro dzieci z jakąś panią wilkołak na boku.
– Nie bardzo. Nawet, gdyby do tego doszło, ja i dzieci bylibyśmy pośmiewiskiem własnego stada i wszystkich okolicznych. Nikt by nie chciał mnie słuchać, nawet mimo pradawnej mocy, którą bym wtedy miał. W naszych wierzeniach dziedziczyć mogą tylko dzieci zrodzone z więzi. Żeby mieć dzieci, które będą mogły po mnie dziedziczyć moc, muszą być rezultatem pradawnej więzi.
– Hmm, a ja ci ich nie urodzę – dokończył wampir, rozumiejąc wreszcie, w czym wilkołaki widzą problem. – Rozumiem, do czego pije twój ojciec, nawet jeśli uważam, że to kompletnie niedorzeczne.
– Nie do końca. Wilkołaki są tradycjonalistami, okej? Nie eksperymentujemy z takimi rzeczami, tylko podążamy za tym, co wpoili nam przodkowie, choćby z obawy, że moc może zniknąć w innym wypadku. Utrata mocy oznacza koniec dla stada i pewną śmierć dla wielu jej członków, bo watahy niechętnie przyjmują obcych.
– Może ustalmy tutaj priorytety – zasugerował wampir, patrząc na chłopaka znacząco. – Cokolwiek będzie się działo, nie zamierzam tanio sprzedać skóry, a to oznacza, że muszę pilnować też ciebie. A ty?
Jacob zmarszczył brwi, nie rozumiejąc.
– Co masz na myśli?
– Załóżmy, że musisz wybrać pomiędzy przetrwaniem watahy i swoim własnym. Co wybierzesz? – Jacob zrobił wielkie oczy. – Nie patrz tak na mnie. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że, wbrew temu, co myślisz, twój ojciec nie odpuści, a my nie zdołamy zerwać więzi. Wtedy będziesz musiał dokonać wyboru.
Dante przypatrywał się uważnie młodemu wilkowi. Nie był pewny, czy powinien go uświadamiać, co tak naprawdę stoi na szali. Znając upartą naturę tych stworzeń – i Jacoba, jak już zdążył się przekonać – odpowiedź była dość oczywista. To kolejna cecha, która różniła wampiry i wilkołaki. Podczas gdy wampiry dbały tylko i wyłącznie o własny interes, wilkołaki dbały o interes swoich bliskich.
– Ej! Zmieniłeś temat! – zauważył nagle Jacob, marszcząc brwi w niezadowoleniu. – Nie myśl sobie, że się nie pokapowałem! I tak zamierzam wrócić do watahy.
Wampir westchnął ciężko.
– W porządku – odparł. – Ale nie teraz i nie dzisiaj. Daj ojcu trochę pomyśleć. Poza tym nie musimy tam wracać fizycznie. Istnieje coś takiego jak telefon. Możesz przecież zadzwonić.
Jacob nie wyglądał na przekonanego, ale ochota do sprzeczania się najwyraźniej mu przeszła, bo nic więcej na ten temat nie powiedział. Zamiast tego skupił się na tym, jak wygląda i że jest nagi. W łazience na szczęście okno było na tyle małe, że nawet nastolatek by się nie przecisnął, więc Dante nie musiał martwić się, że spróbuje tamtędy uciec.
Wilkołak wziął długi prysznic, a potem ubrał się w ciuchy, które Dante mu wcześniej dał. Nie pytał, skąd je ma. Powąchał je tylko, analizując szybko różne zapachy i szybko decydując, że są to ubrania Alana. Zadowolony z tego, że ciuchy noszą znajomą woń, chętnie je założył.
– Nie jedziemy dalej? – spytał po wyjściu z łazienki.
Brunet pokręcił głową, rozpuszczając włosy.
– Nie. Nie sądzę, żeby nas ktoś tutaj znalazł. Jutro wstaniemy rano i pojedziemy dalej. Zarezerwowałem nam już pokój na Airbnb.
– Co to jest?
Dante uniósł brwi.
– Nie znasz Airbnb?
– Gdybym znał, to chyba bym nie pytał, co to jest, prawda?! – naburmuszył się Jacob.
– To strona, za pośrednictwem której osoby wynajmują prywatnie swoje mieszkania lub pokoje. Często wychodzi taniej niż w hotelu. Jakim cudem tego nie wiesz? Myślałem, że wszystkie dzieciaki w twoim wieku wiedzą takie rzeczy. Hej, nawet ja wiem, a pochodzę z innej epoki.
Jacob wzruszył ramionami.
– Nie mam zbyt wielkiej styczności z takimi rzeczami, watahy trzymają się zwykle z daleka od innych ludzi i cywilizacji. Nigdy nie opuściłem rodzinnych stron, wszystkie dzieciaki mają nauczanie indywidualne w domu, skąd mam to wiedzieć?
Słysząc obronny ton Jacoba i jego gotowość do kłótni, Dante postanowił zmienić temat.
– Lepiej się już czujesz? Wcześniej sprawiałeś wrażenie chorego.
– Nic mi nie jest – burknął wilkołak, kładąc się na łóżku w samych bokserkach. Obaj dobrze widzieli w ciemności, więc Dante zgasił światło i położył się obok nastolatka. Jacob zrobił wielkie oczy, kiedy dłoń wampira złapała go w pasie i przyciągnęła go bliżej siebie.
– Co ty wyprawiasz?! – warknął Jacob, wiercąc się i złoszcząc.
– Pilnuję – odpowiedział spokojnie Dante, wciskając nos w jego kark.
– Co to ma, do cholery, znaczyć?! Puszczaj!
– Nie. Chcę spać, a w ten sposób nie dasz rady uciec, nie alarmując mnie wcześniej. Znalazłem idealne rozwiązanie swojego dylematu.
Jacob ani trochę tego nie kupował, ciągle się wiercąc z wyraźnym niezadowoleniem.
– Po pierwsze, nie chcę, żebyś mnie dotykał! Po drugie, nie życzę sobie twojej gęby tak blisko szyi. Ja też ci nie wierzę, że nie rozerwiesz mi w nocy gardła!
– To zabiłoby nas obu – przypomniał mu wampir.
– To ty tak twierdzisz! – odszczeknął się wilkołak.
 Dante westchnął tylko ciężko i jęknął w duchu. To mu się trafiło, nie ma co.
Jacob jeszcze długo się wiercił, nie mogąc sobie znaleźć miejsca i próbując uciec od ciała wampira, ale ten nie zamierzał mu na to pozwolić. Ilekroć Jacob jakoś zdołał się od niego odsunąć, Dante od razu podążał za nim, zaciskając mocniej rękę w pasie i przyciskając biodra do jego pośladków.
– Nie chcę mieć twojego fiuta tak blisko dupy! – marudził chłopak, kręcąc się na wszystkie strony. Dante aż trochę był pod wrażeniem, że miał na tyle uporu i samozaparcia, by kręcić się już dobrą drugą godzinę.
– Przecież nic ci nim nie zrobię.
– Nie wierzę ci!
Oczywiście, że nie.
– Nawet nie wiem, czy jesteś pełnoletni – mruknął Dante, po raz kolejny przysuwając się bliżej nastolatka, przez co przesunęli się już z jednego końca łóżka na drugi i Jacob nie miał zbytnio gdzie się odsunąć.
– Spierdalaj, za kilka miesięcy skończę dwadzieścia lat!
– Super, a teraz przestań się kręcić.
– Twój fiut dalej dotyka mojej dupy.
– To obróć się przodem.
– Nie chcę wąchać twojego cuchnącego oddechu.
– Z nas dwóch to ty jesz na żywca małe gryzonie i leśną zwierzynę.
– Wcale nie, spierdalaj!
Dante westchnął cicho. Chyba był już na to za stary.
– Jak to nie? To co jesz, gdy zmieniasz się w wilka? – zapytał na pół śpiąc. Zaczynał rozumieć zmęczenie rodziców, których pociechy nie chciały w nocy spać.
– Ugh… Nic ci do tego.
– Oczywiście, bo mam rację.
– Wcale nie.
– Jacob?
– Co?
– Zamknij się i śpij.
Wilkołak zawarczał cicho.
– Nie chcę! – odparł naburmuszony. – Nie tak blisko ciebie!
– W czym ja ci tak bardzo przeszkadzam? – spytał Dante, trochę już poirytowany. Oczywiście, nigdy nie był duszą towarzystwa, który wampir był, ale zachowanie Jacoba uważał za niedorzeczne.
– We wszystkim.
– Lepiej zacznij się przyzwyczajać.
Jacob tylko parsknął, wkurzony i zirytowany. Jeszcze chwilę kręcił się, próbując znaleźć sobie lepszą pozycję, aż wreszcie odpuścił i przestał się wiercić i wyrywać. Po prawie trzech godzinach przekomarzania się i próby charakteru, kto pierwszy wymięknie i odpuści, Jacob wreszcie zasnął.
Radość Dante nie trwała długo, bo niecałe pół godziny później Jacob zaczął się wiercić i pojękiwać, tym razem przez sen. Skopał z siebie koc, którym się przykryli i przez sen rozebrał się do naga. Uwadze wampira nie uszła oczywista erekcja chłopaka oraz jego przyspieszony oddech.
W pierwszej chwili pomyślał, że jest to zwykły mokry sen, ale im dłużej to trwało, tym ciężej było mu w to uwierzyć. Jęki nastolatka brzmiały bardziej jak jęki bólu, nie przyjemności. Mimo ocierania się o pościel, Jacob nie doszedł.
– Jacob? – Dante złapał go za ramię i delikatnie potrząsnął. – Jacob, obudź się.
Odpowiedział mu bolesny jęk i przyspieszony oddech. Dante potrząsnął chłopakiem jeszcze raz.
Wilkołak zaklął, sięgając pomiędzy uda i zaciskając dłoń na swoim nabrzmiałym przyrodzeniu. Obecność Dante zdawała się mu w ogóle nie przeszkadzać, kiedy przesuwał ręką po erekcji, próbując się jej pozbyć. Mimo silnego podniecenia doprowadzenie się do orgazmu zajęło mu długie minuty, zwieńczone pełnym ulgi łkaniem.
– Coś ty mi zrobił? – spytał chłopak oskarżycielsko, zakrywając twarz dłońmi.
– Co masz na myśli? – zdziwił się wampir.
– To się zaczęło po tym, jak mnie  ugryzłeś – wyjaśnił Jacob. Nie miał nawet sił go obrażać. – Zaczęły mnie prześladować dziwne uderzenia gorąca. Ojciec powiedział, że po kilku dniach powinno mi przejść, ale nie jestem tego taki pewny.
Dante nie odpowiedział, kręcąc tylko głową. Nie miał pojęcia, co działo się z młodym wilkiem ani jak mu pomóc. Więź, którą zawierały wampiry z ludźmi, wcale nie musiała być seksualna. Chodziło głównie o pożywienie i towarzystwo, bo nawet istoty tak aspołeczne czasami czuły się samotne. Wampiry ogółem nie czuły zbyt wielkiego pociągu seksualnego. Dante nawet nie pamiętał, kiedy ostatni raz uprawiał seks. Wilkołaki, oczywiście, i pod tym względem były zupełnie inne. Odbierając świat bardziej instynktownie, do kopulacji przykładały dużą wagę. Jako istoty ceniące sobie życie w grupach, ich ciała wręcz domagały się bliskości innych, zwłaszcza partnera. Mogło to więc mieć coś wspólnego z pragnieniem bliskości partnera, ale mogło być też jakimś dziwnym efektem ubocznym tej całej farsy. Pocieszający był jedynie fakt, że najwyraźniej te symptomy miały niedługo ustąpić.
– Pozostaje mieć nadzieję, że twój ojciec wiedział, co mówi – skomentował Dante.
Jacob skinął niemrawo głową. Tej nocy jeszcze dwa razy owijał palce wokół swojego twardego członka, z niemałym trudem doprowadzając się do orgazmu.
Następnego dnia wstali wcześnie rano, wymeldowali się i pojechali dalej. Przy przeszukaniu samochodu okazało się, że Alan w bagażniku zostawił małą walizkę pełną ciuchów. Jacob upierał się, że  były to rzeczy Duncana. Twierdził, że poznał je, no i pachniały jak jego kolega. Dante średnio mu wierzył, bo nawet jeśli Alan i Duncan byli razem, czemu Alan miałby spakowaną walizkę z rzeczami swojego chłopaka? Tym bardziej, że z tego, co mówił Jacob, Duncan nie opuszczał watahy na tyle, by potrzebować walizki pełnej ubrań. Nie mając jednak czasu się o to kłócić, przyjął wytłumaczenie Jacoba skinieniem głowy. W kwestii ubrań z Dante było trochę gorzej, ale i on zdołał znaleźć dla siebie koszulkę na krótki rękaw z nadrukiem jakiegoś zespołu rockowego. W swojej opinii wyglądał idiotycznie, ale to nie był czas na martwienie się o swój wygląd zewnętrzny.
Do Los Angeles mieli tylko dwie godziny drogi. Dante był spięty i czujny przez cały czas i nie mógł się doczekać, aż ukryją się w tłumie ludzi. Tropienie w mieście było dla wilkołaków niezwykle trudne przez zanieczyszczenie powietrza, śmieci i zaludnienie, przez co znalezienie ich zaczynało graniczyć z cudem.
Jacob nic sobie nie robił z powagi sytuacji. Rano Dante ledwo zdołał go wyciągnąć z łóżka. Po zjedzeniu przez chłopaka śniadania od razu ruszyli w dalszą drogę. Jacob usnął po pięciu minutach drogi i nie budził się, nieważne czy Dante gwałtowniej zahamował czy skręcił. Gdyby nie szum krwi w żyłach wilkołaka i dudnienie jego serca Dante byłby przekonany, że wiezie trupa.
Przed szybkim dojazdem do swojego miejsca zakwaterowania powstrzymał ich spory korek. Los Angeles było sporym miastem, słabo skomunikowanym, przez co większość mieszkańców przemieszczała się samochodami. Z tego powodu do zakorkowania drogi, nawet przy czterech lub więcej pasach ruchu, nie trzeba było wiele. Dante miał to nieszczęście wjechać w sam środek tego młyna i spędzić w nim prawie dwie godziny, zanim udało im się skręcić w mniej ruchliwą ulicę i już spokojnie dojechać do celu. Gdyby nie klimatyzacja w samochodzie, obaj rozpłynęliby się w tej gorączce.
Jacob obudził się dopiero w momencie, kiedy zajechali pod dom ich gospodarza. Był to bardzo sympatyczny Latynos, który ani trochę nie zdziwił się ich spóźnieniem, twierdząc, że korki w tym mieście są zabójcze i tak podejrzewał, że gdzieś utkną. Potraktował ich jak zwykłych turystów i wyjaśnił, jak najlepiej dotrzeć na różne plaże – nie polecał Santa Monica Beach – i jak najłatwiej przemieszczać się po mieście. W pokoju zostawił masę ulotek i magazynów, które opisywały najciekawsze miejsca w mieście i okolicach, gdyby ktoś jeszcze nie do końca zaplanował swój pobyt.
Dla Dante nie było to nic nowego, ale Jacob był pod wrażeniem czegoś tak banalnego, jak koloru skóry ich gospodarza. Okazało się, że nigdy jeszcze nie widział człowieka z tak ciemną karnacją.
– Rdzenni mieszkańcy tego kraju przewracają się w grobie – skomentował tylko wampir. W duchu trochę mu ulżyło, bo jeśli miasto wzbudziło zainteresowanie nastolatka, odwrócenie jego uwagi od watahy mogło okazać się bajecznie proste.
– Co teraz? – spytał wilkołak, rzucając się na łóżko i przeglądając magazyny, które leżały na stoliku nocnym.
– Czekamy. Wampiry polują nocą. Wtedy najłatwiej będzie nam jakiegoś znaleźć – odparł Dante.
– Możemy pojechać na plażę? – Zadając to pytanie, wilkołak spojrzał na niego trochę niepewnie. Widząc zaskoczenie wampira, zmarszczył brwi i powiedział: – To znaczy, chcę pojechać na plażę.
– Po co? Nic tam nie ma, tylko piasek i woda.
Jacob prychnął.
– No i? Nigdy jeszcze nie byłem na plaży. Morza i oceany widziałem tylko na zdjęciu i w filmach. Chcę na plażę. I chcę trochę pochodzić po mieście. Nigdy jeszcze nie byłem w dużym mieście.
Oczy aż mu iskrzyły z ekscytacji na myśl o eksplorowaniu tych wszystkich nowych miejsc. Zdawał się zapomnieć o wiszącej na nich groźbie śmierci i podtrzymaniu image’u irytującego bachora.
– Umiesz chociaż pływać? – spytał Dante sceptycznie. Osobiście nie uśmiechało mu się siedzieć na słońcu. Może i nie było prawdy w tym, że ich rasa paliła się na słońcu, ale nie bez powodu nazywano wampiry stworzeniami nocy.
– No pewnie. W pobliżu naszej wioski jest strumień i kilka jezior.
Wampir wzruszył ramionami.
– W porządku, możemy iść. I tak nie mamy nic lepszego do roboty.
Szczerze mówiąc, wolał zgodzić się na tę dziwną eskapadę i mieć spokój przez kilka godzin. Gdyby zmusił Jacoba do bezczynnego siedzenia w zamkniętych ścianach przez długie godziny, do wieczora obaj już chodziliby po ścianach.
Przepakowali plecak, wrzucając do niego kilka drobiazgów, które mogły im się przydać na plaży i pojechali do Walmarta. Kupili sobie klapki, ręczniki, czapki, krem do opalania, okulary przeciwsłoneczne, kąpielówki, piłkę do gry i książkę do czytania dla Dante, który ani myślał wejść do wody. Dla Dante zawartość ich koszyka była cholerną abstrakcją i nie mógł uwierzyć, że zamiast kryć się gdzieś po kątach i planować następny ruch, oni wybierali się na cholerną plażę. Jacob za to aż poskakiwał z radości. Wjechali jeszcze w kilka alejek z jedzeniem, by szatyn miał co przegryźć na miejscu. Po pływaniu ludziom ponoć bardzo chciało się jeść. Jacob wziął kilka paczek Pringlesów o smaku barbeque, paluszki solone, krakersy i żelki. Energetyki Dante od razu zawetował. Z jakiegoś powodu myśl, że Jacob mógłby jednego wypić, przyprawiała go o migrenę.
Jeśli wampiry miały czegoś dużo, były to pieniądze. Raul nie był wyjątkiem. Dante zapłacił jego kartą bez najmniejszych skrupułów i chwilę później już gnali na plażę. Zaparkowanie samochodu w pobliżu było idiotycznie drogie, ale skoro Dante i tak wydawał nieswoje pieniądze, nie zamierzał ich żałować. Zanim zapłacił za parking, Jacob był już w połowie drogi do wody.
Jego entuzjazm i radość ani trochę nie udzieliły się znudzonemu wampirowi, ale patrzenie na niego sprawiało dziwną radość. Dante nigdy w życiu nie potrafiłby cieszyć się czymś takim jak pójść na cholerną plażę, a Jacob był w siódmym niebie. Rzucił swoje rzeczy na piasek jakieś dziesięć metrów od wody, rozebrał się do kąpielówek, w które przebrali się w toalecie w Walmarcie, i pognał do wody. Po jego reakcji ciężko było stwierdzić, czy woda była zimna, czy ciepła, bo do niej wbiegł i cały zniknął w jednej z fal.
Dante dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że się uśmiecha.
Spędzili tak kilka godzin. Dante na plaży, rozłożony na swoim ręczniku z książką w ręce, a Jacob szalejąc w wodzie. Tele czasu wystarczyło, by chłopak zakolegował się z kilkoma osobami i dołączył do nich w wodzie, grając w siatkówkę. Był nawet całkiem niezły. Jego nadnaturalne zdolności z pewnością nie przeszkadzały w szpanowaniu przed dziewczynami, które dosłownie pożerały go wzrokiem. W sumie nie było się czemu dziwić, kiedy Jacob prężył wystawione na widok publiczny mięśnie, skupiony na grze. Kompletnie nie dostrzegał głodnych spojrzeń kierowanych w jego stronę.
Kilka razy przybiegł do Dante, wgryzając się w przekąski, które przynieśli. Zjadał je w zastraszającym tempie, wymieniał kilka obelg z wampirem i wracał do chlapania się w wodzie. Patrząc na niego Dante czuł, że ma o wiele więcej lat, niż rzeczywiście miał.
Zostali aż do zachodu słońca, które wyglądało niezwykle malowniczo. Potem, gdy słońce już zupełnie zniknęło za horyzontem, pozbierali swoje rzeczy i podjechali do centrum, by trochę pochodzić po mieście.
Centrum zwykle należało do najsilniejszych wampirów, więc po zmroku mogli właśnie tam szukać swojego potencjalnego informatora. Jacob o tym nie wiedział i nawet nie zapytał, zupełnie oderwany od rzeczywistości.
– Jak to możliwe, że nigdy nie byłeś w dużym mieście, na przykład San Francisco? Z twojego domu to tylko trzy godziny drogi. Alan przecież studiuje i co tydzień wraca na weekend.
Jacob wzruszył ramionami, wpatrzony w wystawę sklepową.
– Lubimy trzymać się na uboczu. Ojciec nigdy by mi nie pozwolił odwiedzić Alana, nawet gdyby nie żywił wampirów. Każdy zewnętrzny wpływ uważał za szkodę dla watahy.
Dante o więcej nie pytał. Jeszcze kilka godzin spędzili spacerując bez konkretnego celu, pokazując sobie wzajemnie punkty, które uważali za interesujące. Gdy niebo już zupełnie ściemniało, Jacob zatrzymał się i westchnął.
– Więc – zaczął, przeciągając głoski – jak zamierzasz znaleźć tego wampira?
Dante spojrzał na niego, jakby to była ja oczywistsza rzecz pod słońcem.
– To proste. Czas na polowanie.



9 komentarzy:

  1. I kurczaczki, nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Ten był wrzucony już wczoraj, a ja mam już chrapkę na dziesięć w przód 😂 weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. No i tak to bywa kiedy "dziadek" brata się młodzianem:-)
    w dodatku z niesfornym wilkołakiem:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. O jacie, jak szybko pojawił się następny rozdiał :) Super :) Dziękuję za Twoją pracę :)
    Jak na razie jeden z krótszych rozdziałów, ale myślę, że jest to przygotowanie czytelnika do jakiejś akcji ;)
    Dante pilnuje młodego i to bardzo skutecznie ;)
    Jake jest jak małe dziecko, które pierwszy raz zobaczyło coś nowego, życia na uboczu nie jest jednak tak super, może dzięki tej więzi Jake doceni możliwość podróżowania po świecie.
    Ciekawe, zy Dante w końcu pomoże Jakowi w jego problemie xD
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział. Oby tak dalej. Dużo weny! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale fajnie że znowu zaczęłaś pisać i publikować! Dużo weny! Gorąco pozdrawiam:D
    Dżoana

    OdpowiedzUsuń
  6. Łatwo odwrócić uwagę Jacoba, choć to akurat nie jest niespodziewane. Dante musi mieć cierpliwość. Kibicuje im.
    Przepraszam, że tak ogólnikowo i mało, ale nie mam czasu i sił już.
    Pozdrawiam,
    Astra

    OdpowiedzUsuń
  7. A jednak potrafią się dogadać :) Może nie od razu zostaną przyjaciółmi ale tak jest nawet ciekawiej :) Dante się trochę przy młodym rozrusza ;) Ciekawe kogo spotkają na tym polowaniu i czego się dowiedzą? Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Lubię Twój sposób pisania. Czekam na dalszy ciąg znajomości naszych chłopców. Ciekawe kogo upolują?

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    rozdział jest wspaniały, więc jednak Jackob'owi nie udało się zwiać, jak dla mnie to więź już się w pewien sposób dopełniła i raczej jej nie da się zerwać po prostu, a słowa ojca, że objawy niedługo przejdą, o tak... przejdą bo zabije i już nie bezue problemu... a ta radocha Jackob'a na plażę i wodę och...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)