Sebastian
Nie miałem pojęcia, co
mógłbym mu powiedzieć. Że mi się podobał?
Do dupy.
Że mnie podniecał?
Żenada.
Że chciałem go
przelecieć?
Hm… To już był jakiś
pomysł, ale byłem pewien, że nie byłby zachwycony moją odpowiedzią.
- Bo tak. Po prostu. Chciałem
tego – zdecydowałem się w końcu.
Patrzył przez chwilę
na mnie podejrzliwie, z wyraźnym wahaniem. Byłem ciekawy, nad czym tak
debatuje. Chyba nie onieśmieliłem go aż tak bardzo, że już nic nie powie do
wieczora?
Otworzyłem szeroko
oczy, kiedy zdecydowanie złapał mnie za kark i przyciągnął do kolejnego
pocałunku.
Szok. Zdumienie.
Zaskoczenie… Czy jest jeszcze jakieś słowo, które mogłoby opisać moje uczucia?
Zupełnie się tego nie spodziewałem. Pozwoliłem mu objąć się za szyję, samemu
wygodnie układając się na jego ciele. Musiał czuć jak działa na mnie ten
pocałunek, ale miałem to gdzieś. Niech dzieciak wie, że jeśli chce to
kontynuować, to to coś, co wbija mu się w biodro, prędzej czy później wbije się
w trochę inne miejsce w jego ciele. Niech wie, że nie jest to coś, o czym łatwo
zapomni, bo nie pozwolę, żeby ktoś przeszedł obok seksu ze mną obojętnie. Żaden
mój partner się nie skarżył, więc młodego też nie miałem zamiaru oszczędzać.
Jeśli tego,
oczywiście, zechce.
Sądząc po tym, co ja
czułem – chyba chciał. Ach, ta młodzież!
Lizałem się z nim na
podłodze w łazience. Nawet nie macie pojęcia, jak to odmładza. Nie pamiętam,
kiedy ostatni raz inicjowałem cokolwiek na podłodze.
Robin objął mnie jedną
nogą w pasie, jęcząc cicho w moje usta.
- Podoba ci się? –
wyszeptałem.
- Nie mówiłeś, że
jesteś gejem – mruknął, bawiąc się moimi włosami.
- Nie pytałeś –
odpowiedziałem.
Nie musiałem pytać,
czy on też jest. To było przecież oczywiste. Biedny Xavier. Nie dość, że jego
wróg jest o krok od przelecenia jego syna, to jeszcze dzieciak jest homo.
Miałem nadzieję, że ten skurwiel tak się w grobie przewraca, że łamią mu się wszystkie
kości.
- Koniec tego dobrego
– mruknąłem, odsuwając się od dzieciaka. Jeszcze tego brakowało, żebym naprawdę
przeleciał go na podłodze w łazience. – Wyskakuj z ciuchów i wskakuj pod
prysznic, zanim znowu się przeziębisz. Zrobię coś do jedzenia.
Zdjąłem przemoczone
rzeczy i wrzuciłem je na razie do wanny. Wyszedłem i zamknąłem za sobą drzwi.
Kusiło mnie, żeby sobie młodego trochę pooglądać, ale przecież jeszcze będzie
ku temu okazja. Byłem tego tak pewien jak swojego nazwiska.
Przebrałem się w suche
rzeczy i zabrałem za robienie czegoś do jedzenia. Robin pewnie sobie trzepie
pod prysznicem. Wizja chłopaka robiącego sobie dobrze przywołała na moje usta
lekko kpiący uśmieszek. Nagle ujrzałem pobyt Linna w moim domu w zupełnie
innych barwach.
Wrócił po kwadransie,
z rumianymi policzkami i mokrymi włosami.
- Rozwiesiłem nasze
rzeczy w łazience, ale nie jestem pewny, czy wyschną do przyszłych świąt –
powiedział, siadając przy stole.
- Trudno, jakoś to
przeżyję – wzruszyłem ramionami.
- Ja nie. To moje
jedyne buty na zimę.
- Butów chyba nie
powiesiłeś w łazience, co?
- Niee… Suszą się. Tak
właściwie to… co teraz?
Spojrzałem na niego ze
zdziwieniem. Postawiłem na stole talerz z kanapkami i gorącą herbatę i
przysiadłem się do niego.
- A co ma być?
- No… Jutro idę do
szkoły. Moi znajomi pewnie będą chcieli wiedzieć, gdzie teraz mieszkam i takie
tam. Co mam im powiedzieć?
Wgryzłem się w jedną z
kanapek.
- Że mieszkasz u
znajomego swojego ojca. To w końcu nie jest kłamstwo. Wymyślisz coś, że
przyszedłem na pogrzeb i ci to zaproponowałem. W takich okolicznościach nikt tu
raczej nie przyjdzie, ale uprzedzam – żadnych pielgrzymek po moim mieszkaniu.
Sam fakt, że muszę się z wami użerać w szkole jest już wystarczająco
denerwujący.
- Przesadzasz. Nie
jesteśmy tacy źli.
- Szkoda, że dobrzy
też niezbyt.
- Zobaczymy, co Phil
będzie miał jutro do powiedzenia – mruknął.
- Znając jego
wyszczekaną mordę, pewnie dużo. Wie, że jesteś homo?
Robin westchnął i
pokręcił przecząco głową.
- Nikt nie wie. Tylko
ty. Chciałbym, żeby tak zostało.
- W porządku. Nie
ukrywam się, ale również bym wolał, żebyś nikomu o tym nie wspominał.
- Ok, nie ma sprawy.
- Jeśli będzie ci
dobrze szło z chemii, miesiąc przed maturą możemy trochę poeksperymentować z
niektórymi substancjami. Powinno być fajnie.
- Super, przydałyby
się jakieś zajęcia praktyczne.
Zajęcia praktyczne,
co? Pomyślałem, że chyba za dużo czasu spędzam z tym gówniarzem. Zacząłem mieć
zdecydowanie dziwne skojarzenia.
- Przynieś zadania,
które już zrobiłeś. Zobaczymy, co tam nawywijałeś.
Robin
Westchnąłem cicho.
Trochę się stresowałem tym, że mogę mieć wszystko źle. Te zadania były naprawdę
trudne i sporo czasu musiałem poświęcić na rozwiązanie każdego jednego. Miałem
wrażenie, że Sebastian stopniowo zwiększa poziom trudności, chcąc sprawdzić, do
którego właściwie miejsca doszedłem i co musi ze mną przerobić, żeby uzupełnić
braki i poszerzyć bardziej moją wiedzę.
Przyniosłem mu zadania
i usiadłem naprzeciwko niego. Zmarszczył brwi, sięgając na kredens po czerwony
długopis (miał ich wszędzie pełno) i zabrał się za sprawdzanie. Czekałem na
jakiś komentarz, ale on tylko stawiał ptaszki, kreski i podkreślał błędy. Przy
zadaniu czwartym postawił znak zapytania.
- Zaraz porozmawiamy o
tym zadaniu – powiedział.
- Mam się bać? –
spytałem kpiąco, wywracając oczami.
Chemik nie
odpowiedział, stawiając kolejne ptaszki i kreski. Większość zadań miałem
dobrze, ale było też sporo tych zrobionych źle.
Siedzieliśmy nad tym
do wieczora. Raz nawet zarobiłem w łeb zeszytem, ale pracowało się nam naprawdę
dobrze. Sebastian tłumaczył mi niektóre rzeczy tak śmiesznie, że ryczałem jak
głupi.
Skończyliśmy około
jedenastej w nocy. Sebastian poszedł jeszcze pod prysznic, ja już byłem po,
więc umyłem tylko naczynia i poszedłem spać.
Krzyknąłem, machając
rękami i nogami, ale żadna przeszkoda nie powstrzymała mnie przed wpadnięciem
do wody. Zacząłem się szamotać, próbując wypłynąć na powierzchnię i po raz
pierwszy mi się to zaczęło udawać. Już, już byłem o krok od złapania oddechu,
kiedy coś złapało mnie za kostkę i pociągnęło z powrotem w dół. Spojrzałem w
tamto miejsce i krzyknąłem, pozwalając wodzie w ten sposób dostać się do moich
ust. Zacząłem się topić, byłem przerażony.
Za kostkę trzymał mnie
ojciec. Jego ciało było w stanie rozkładu, w wielu miejscach jego ubranie było
podarte i brakowało fragmentów skóry. Z jednego oka wypełzł jakiś robak.
Wyglądał na zadowolonego z tego, że się topię. Coś złapało mnie za ramię.
Załkałem cicho, mając przeczucie, że to matka. Ponownie otworzyłem usta, ale nie
wydostał się z nich żaden dźwięk. Tonąłem…
Zerwałem się do siadu,
a echo mojego krzyku jeszcze roznosiło się po domu. Oddychałem ciężko,
desperacko zaciskając ręce na kołdrze. To było okropne! I jeszcze moi rodzice…
Sama woda wydawała mi się niczym w porównaniu z tym, co działo się w tym
koszmarze.
Zapłakałem cicho,
nieudolnie ocierając łzy jedną ręką. Nie chciałem już więcej mieć tego
koszmaru, ale byłem pewien, że gdy tylko zasnę, on powróci ze zdwojoną siłą.
- Robin? - Sebastian
stanął w drzwiach, trąc zaspane oczy. – Znowu zły sen?
Zły sen… Zabrzmiało,
jakby to była zwykła błahostka.
Chlipnąłem cicho.
- Tak… Przepraszam.
- To samo?
Pokręciłem przecząco
głową.
- Gorzej.
Mój głos był cichy i
załamał się nawet przy wypowiedzeniu tego krótkiego słowa. Wciąż się bałem
tego, co się stanie, kiedy znowu zasnę. Ostatnio zauważyłem, że zaczynam się
bać zasypiać. Po dzisiejszym dniu zasnąłem ze zmęczenia, ale normalnie starałem
się nie spać. To było głupie, bo nikt nie mógł tak żyć, ale ja nie wiedziałem,
co innego mógłbym zrobić.
- Dasz radę zasnąć?
Chciałem powiedzieć,
że nie, ale nie śmiałem tego zrobić. Sebastian dał mi schronienie i zaopiekował
się mną, dzięki czemu mogłem dalej się kształcić. Nie znał mnie, a mimo to
pomógł mi bardziej niż moja daleka rodzina czy przyjaciele. Już i tak miał ze
mną wystarczająco problemów, w dodatku ciągle go budziłem. Nie śmiałem prosić
go o więcej. To, co mi dał, to i tak było o wiele za dużo.
- Tak… Przepraszam –
wyszeptałem.
Przez chwilę tylko na
mnie patrzył. Spuściłem głowę i otarłem ostatnie łzy.
- Chodź – burknął
chemik.
Spojrzałem na niego ze
zdumieniem. Powiedział to takim tonem, że przez myśl mi przeszło „Boże, zabije
mnie!”.
- No, chodź.
Niepewnie wstałem i
poszedłem za nim. Zaprowadził mnie do swojej sypialni.
Właściwie, jeszcze w
niej nie byłem, jednak ciemność skutecznie ograniczała mi możliwość zapoznania
się z nowym terytorium. Zresztą, nie bardzo miałem na to ochotę.
- Kładź się – burknął,
podchodząc do sporego, dwuosobowego łóżka i kładąc się po jednej stronie. – I
śpij, na Boga! Jestem zmęczony.
- Przep…
- Po prostu śpij! –
warknął.
Zapadła cisza.
Niepewnie podszedłem do łóżka i ułożyłem się po drugiej stronie, przykrywając
kołdrą.
Westchnąłem.
- Nie wzdychaj tylko
śpij – walnął mnie w ramię.
- Au!
- Śpij!
- Dobra, dobra!
Przecież…
- I siedź cicho.
Nic nie
odpowiedziałem, wzdychając możliwie najciszej. Spróbowałem zasnąć. O dziwo, gdy
tylko przyzwyczaiłem się do myśli, że śpię w jednym łóżku z własnym wychowawcą
( o ironio!), zasnąłem.
Nie śnił mi się żaden
koszmar.
- Obudź się! –
mamrotał chemik, szturchając mnie w ramię. – No, wstawaj! Czas do szkoły.
Rozchyliłem sklejone
powieki i rozejrzałem się nieprzytomnie.
- A ty? Nie idziesz?
- Idę. Później.
- Ale przecież
pierwszą lekcję mamy z tobą!
Sebastian odwrócił się
do mnie plecami i nakrył bardziej kołdrą.
- Nie macie. Plan się
zmienił przecież. Jadę dopiero na trzecią godzinę. Wypad!
- Dlaczego ja nic nie
wiem o zmianie planu?
Sebastian westchnął.
- Bo szalałeś przed
świętami i nie było cię w szkole.
- Czemu mi nie
powiedziałeś wcześniej?
- Nie pytałeś. A teraz
spadaj.
- A jeśli też mam na
późniejszą godzinę?
- Po prostu sobie idź
i DAJ MI SPAĆ!
Położyłem się z
powrotem.
- Obudź mnie jak
wstaniesz.
- Mmm…
Sebastian
Wstanie rano nie było
łatwe, zwłaszcza że Robin zrobił mi w nocy pobudkę. Byłem wykończony, na
szczęście dobra kawa postawiła mnie na nogi. Robin chrupał tosty, również ją
pijąc. Zapewne był bardziej zmęczony niż ja. Chyba nie miał nastroju do rozmów.
- Przepisałeś lekcje?
– spytałem.
- Mam na to kilka dni.
- Chcesz kasę na śniadanie?
- Hm? – wziął łyk kawy
i westchnął. – Nie, nie chcę cię naciągać. Zrobiłem już sobie kanapki. Chcesz
też?
- Nie, dzięki, żono.
Dzieciak naburmuszył
się.
- Jeszcze przyjdziesz
do mnie po śniadanie.
- Nie sądzę.
- Zobaczysz.
- Chcę dzisiaj dostać
od ciebie resztę zadań, których nie skończyłeś ostatnio.
- Mm… wieczorem ci
przyniosę.
Westchnąłem. Chyba
naprawdę nie miał ochoty gadać.
- Za dziesięć minut
jedziemy. Nie spóźnij się.
- Ok, ok…
Wstał od stołu, włożył
naczynia do zlewu i poszedł do swojego pokoju. Uśmiechnąłem się lekko do
siebie, obserwując jego zgrabny tyłek, opięty przylegającymi do ciała dżinsami.
Z każdą chwilą robiło się coraz ciekawiej.
Wyjechaliśmy dokładnie
dziesięć minut później. Całą drogę Robin ziewał co chwilę. Wyglądał jakby się
nie wyspał albo po prostu nie był zachwycony powrotem do szkoły. Jego
kamizelka, służąca za mundurek była trochę wygnieciona i wystawała częściowo z
rozpiętego plecaka. Pomięty materiał wyglądał dość żałośnie.
- Wyglądasz jak… -
urwałem.
- Jak? – spytał,
gapiąc się przez okno.
- Jak… pizduś.
Nie mam pojęcia, skąd
mi się wzięło to określenie, po prostu wydawało mi się, że właśnie w tej chwili
do niego pasuje. Robin spojrzał na mnie dziwnie, jedynie unosząc brwi. Nic nie
powiedział. Zagryzłem dolną wargę, żeby się nie roześmiać. Humor od razu mi się
poprawił, ale tylko do lekcji z klasą IIc. Wystarczyło dziesięć minut, żebym
musiał się powstrzymywać od wyrzucenia wszystkich z trzeciego piętra.
Uroki bycia
nauczycielem.
Robin
Trochę się bałem
wrócić po tak długiej nieobecności i tym, w jakich okolicznościach rozstałem
się ze znajomymi. Temat śmierci rodziców był dla mnie właściwie zamknięty,
pogodziłem się z ich odejściem niemal do razu i nie chciałem widzieć żadnych
współczujących spojrzeć ani słyszeć pytań, gdzie teraz mieszkam i takie tam.
Najbardziej jednak bałem się spotkania z Philem. Był moim najlepszym
przyjacielem, a teraz nagle, w sposób nieoczekiwany, urwał nam się kontakt i
żadne z nas się nie odezwało. Jeszcze nigdy się to nie zdarzyło.
Wziąłem głęboki
oddech, zbliżając się do klasy, pod którą czekało już sporo moich kolegów i
koleżanek.
Phila i Lucy nie było.
- Robin! Gdzieś ty się
podziewał?
- Tęskniliśmy!
- Wszystko u ciebie
już w porządku?
- Przykro nam z powodu
twoich rodziców…
Zamrugałem ze
zdumienia, kiedy nagle zostałem osaczony przez wszystkich. Gadali jeden przez
drugiego tak, że praktycznie niewiele z tego zrozumiałem. Uśmiechnąłem się
lekko.
- Już jest ok, dzięki.
- Byliśmy u ciebie,
ale jakiś facet nam powiedział, że to już nie jest twój dom – powiedział
Patrice niepewnie.
- Taak… Moi rodzice
byli trochę zadłużeni i musiałem się zrzec całego majątku po nich. Mieszkam teraz
u znajomego mojego taty.
- Więc naprawdę już
wszystko u ciebie w porządku? – zapytała Angela, obejmując mnie przyjacielsko.
Skinąłem jej głową.
Nie sądziłem, że ktoś będzie się mną przejmował. Każda dziewczyna przytuliła
mnie, a chłopcy poklepywali po plecach.
- Tak, już w porządku.
- RO-BIN!
Moje serce zabiło
mocno. Obejrzałem się i zobaczyłem Phila pędzącego korytarzem w moją stronę.
Przybiegł i rzucił się na mnie, niemal zwalając mnie z nóg.
- Gdzie ty się
podziewałeś, co?! Telefon mi przepadł i nie mogłem się z tobą skontaktować, bo
nie pamiętałem numeru, a potem się dowiedziałem, że i tak nikomu nie odpisujesz!
Nigdzie nie mogłem cię znaleźć.
Uśmiechnąłem się
niepewnie.
- Mieszam u znajomego
mojego taty. Do nikogo nie pisałem, bo nie miałem kasy na koncie i w ogóle –
skłamałem gładko. Tak szczerze to nawet nie sprawdzałem, czy ktoś do mnie
pisał. Phil zawsze pisze od razu, a jeśli nie, to potem zapomina i nie pisze
wcale. Skoro nie odezwał się przez pierwszych kilka dni, byłem pewien, że potem
też tego nie zrobi.
- Nie chcieliśmy ci
zawracać głowy po… No, wiesz. Dlatego pisaliśmy do ciebie dopiero później.
Teraz już przynajmniej wiemy, dlaczego się nie odzywałeś.
- Co to za kolega
twojego ojca? Jest w porządku? Znamy go?
Podrapałem się nerwowo
po głowie.
- Nie, nie sądzę. To
samotnik i jest dosyć drażliwy na punkcie prywatności, dlatego raczej wam go
nie przedstawię. Ale spoko, dobrze mi u niego.
Zdecydowanie za
dobrze, jeśli mam być szczery…
Zobaczyłem Sebastiana,
który szedł przez korytarz z dziennikiem pod pachą. Jego twarz była
nieprzenikniona. Kiedy nas mijał, wszyscy zgodnie go przywitali. Odpowiedział
nam spokojnie, po czym jego wzrok zatrzymał się na mnie.
- Linn! – rzucił. –
Cieszę się, że wreszcie wróciłeś. Jeszcze trochę i nie dałbyś rady nadrobić
materiału.
Przełknąłem ciężko
ślinę. Był świetnym aktorem. Nie wiedziałem, czy dam radę zwodzić wszystkich
tak łatwo jak on.
- Dam sobie radę,
proszę pana.
- Mam nadzieję –
powiedział i odszedł.
Miałem z nim dopiero
trzecią lekcję, więc przez ten czas trochę już się przyzwyczaiłem do tego, że
jestem znowu w szkole. Chemię wykorzystałem na przepisywanie notatek z
niemieckiego. Sebastian albo tego nie widział, albo tylko udawał, że nie widzi.
Zostało może pięć minut do końca lekcji, kiedy wreszcie się do mnie pofatygował
i sprawdził, jakiej czynności tak namiętnie się oddaję na jego lekcji. Potem
zabrał mój zeszyt przedmiotowy i przez chwilę coś w nim bazgrał na czerwono.
- Linn? O której
kończysz dzisiaj lekcje? – spytał spokojnie.
Spojrzałem w sufit,
wiedząc, co się święci.
- Po drugiej, proszę
pana.
- Zatem widzimy się o
tej godzinie w tej sali – wstał z krzesła i podszedł do mnie z zeszytem.
- Dobrze.
Otworzyłem zeszyt i
zobaczyłem uwagę o następującej treści.
„Uczeń przeszkadza na
lekcji chemii i przepisuje notatki z języka niemieckiego, mimo że miał na to
czas podczas kilkunastu dni wolnych od szkoły.” I podpis.
Spojrzałem na niego z
niemym wyrzutem, ale nic nie powiedziałem. Wszyscy, którzy tylko mogli,
pochylili się w stronę mojego zeszytu, czytając z ciekawością. Phil zaśmiał się
cicho.
- Brown, do tablicy –
powiedział Seba, biorąc łyk kawy. Rozsiadł się na krześle jak król i czekał, aż
Phil podejdzie do tablicy, a potem rąbnął mu takie zadanie, że sam nie byłem
pewien jak je zrobić.
Głupi Phil.
***
Wiecie, nie ma to jak namiętnie oddawać się leniuchowaniu, czytaniu RD i w ogóle, kiedy we wtorek zaczynają się matury. Czy tylko ja jestem takim leniem, że jeszcze totalnie NIC nie zrobiłam, czy może jeszcze ktoś stwierdził, że jak przez trzy lata się nie nauczył, to już się nie nauczy?
Zero motywacji.
No, ale mam nadzieję, że odcinek się podobał. Nie wiem jak to będzie z przyszłym tygodniem, ale raczej powinnam dodać odcinki normalnie.
Pozdrawiam!
E tam, zaraz. Jak się w gimnazjum uczyłaś, to mature zdasz palcem w... nosie :P
OdpowiedzUsuńA tak propo opowiadania, bierz go Sebastian! :D To jest coraz lepsze, akcja się rozkręca i nie mogę się doczekać kiedy w końcu trafią razem do łóżka, ale nie, żeby spać :P No, wiadomo o co mi chodzi :D
Nie chcę czekać tygodnia, dodaj szybciej :D
Bądź co bądź, trzymam za ciebie kciuki i pozdrawiam ^^
Zdrówko! :D LiaXD
Dobre, nie powiem, że nie :D
OdpowiedzUsuńDzisiaj z uporem maniaka obserwowałam Twój blog. Tak Kocham Robina i Sebastiana, ale Ty dobrze o tym wiesz.
OdpowiedzUsuńTak bardzo bym chciała by rozdziały były dłuższe i pojawiały się częściej. Ach nie będę narzekać, im się dłużej czeka tym jest ciekawiej.
Życzę Ci weny i powodzenia na maturze<3
Boże, nołlajf level: Murasaki.
OdpowiedzUsuńWSZYSTKIE WOJE OPOWIADANIA PRZECZYTANE RAZ JESZCZE W CIĄGU NIECAŁYCH DWÓCH DNI. To chyba obsesja >.>
SEBASTIAN, TY $%^$&%^&#w$^@$ NA CO CZEKASZ? BIERZ GO OGIERZE >.>
Przepraszam, brak snu nie tyle mi szkodzi, co robi ze mnie napalonego fangirla >.>
Czekam na kolejny rozdział, JAK JA CZEKAM. Będę odliczała nawet NAJMNIEJSZĄ sekundę do kolejnej części >.>
TAK, ZACAPSLOCKUJĘ CIĘ NA ŚMIERĆ >.>
Kocham cię, pisz mi więcej D:
Idę czytać wszystko jeszcze raz Q___Q"
Kocham cię.
Racja, Sebastian jest niezłym aktorem. W szkole zachowuje się tak, jakby wcale nie mieszkał z Robinem. Jestem ciekawa, czym mu dowali po lekcjach...
OdpowiedzUsuń