piątek, 3 maja 2013

10.Granice



Sebastian
Nie miałem pojęcia, co mógłbym mu powiedzieć. Że mi się podobał?
Do dupy.
Że mnie podniecał?
Żenada.
Że chciałem go przelecieć?
Hm… To już był jakiś pomysł, ale byłem pewien, że nie byłby zachwycony moją odpowiedzią.
- Bo tak. Po prostu. Chciałem tego – zdecydowałem się w końcu.
Patrzył przez chwilę na mnie podejrzliwie, z wyraźnym wahaniem. Byłem ciekawy, nad czym tak debatuje. Chyba nie onieśmieliłem go aż tak bardzo, że już nic nie powie do wieczora?
Otworzyłem szeroko oczy, kiedy zdecydowanie złapał mnie za kark i przyciągnął do kolejnego pocałunku.
Szok. Zdumienie. Zaskoczenie… Czy jest jeszcze jakieś słowo, które mogłoby opisać moje uczucia? Zupełnie się tego nie spodziewałem. Pozwoliłem mu objąć się za szyję, samemu wygodnie układając się na jego ciele. Musiał czuć jak działa na mnie ten pocałunek, ale miałem to gdzieś. Niech dzieciak wie, że jeśli chce to kontynuować, to to coś, co wbija mu się w biodro, prędzej czy później wbije się w trochę inne miejsce w jego ciele. Niech wie, że nie jest to coś, o czym łatwo zapomni, bo nie pozwolę, żeby ktoś przeszedł obok seksu ze mną obojętnie. Żaden mój partner się nie skarżył, więc młodego też nie miałem zamiaru oszczędzać.
Jeśli tego, oczywiście, zechce.
Sądząc po tym, co ja czułem – chyba chciał. Ach, ta młodzież!
Lizałem się z nim na podłodze w łazience. Nawet nie macie pojęcia, jak to odmładza. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz inicjowałem cokolwiek na podłodze.
Robin objął mnie jedną nogą w pasie, jęcząc cicho w moje usta.
- Podoba ci się? – wyszeptałem.
- Nie mówiłeś, że jesteś gejem – mruknął, bawiąc się moimi włosami.
- Nie pytałeś – odpowiedziałem.
Nie musiałem pytać, czy on też jest. To było przecież oczywiste. Biedny Xavier. Nie dość, że jego wróg jest o krok od przelecenia jego syna, to jeszcze dzieciak jest homo. Miałem nadzieję, że ten skurwiel tak się w grobie przewraca, że łamią mu się wszystkie kości.
- Koniec tego dobrego – mruknąłem, odsuwając się od dzieciaka. Jeszcze tego brakowało, żebym naprawdę przeleciał go na podłodze w łazience. – Wyskakuj z ciuchów i wskakuj pod prysznic, zanim znowu się przeziębisz. Zrobię coś do jedzenia.
Zdjąłem przemoczone rzeczy i wrzuciłem je na razie do wanny. Wyszedłem i zamknąłem za sobą drzwi. Kusiło mnie, żeby sobie młodego trochę pooglądać, ale przecież jeszcze będzie ku temu okazja. Byłem tego tak pewien jak swojego nazwiska.
Przebrałem się w suche rzeczy i zabrałem za robienie czegoś do jedzenia. Robin pewnie sobie trzepie pod prysznicem. Wizja chłopaka robiącego sobie dobrze przywołała na moje usta lekko kpiący uśmieszek. Nagle ujrzałem pobyt Linna w moim domu w zupełnie innych barwach.
Wrócił po kwadransie, z rumianymi policzkami i mokrymi włosami.
- Rozwiesiłem nasze rzeczy w łazience, ale nie jestem pewny, czy wyschną do przyszłych świąt – powiedział, siadając przy stole.
- Trudno, jakoś to przeżyję – wzruszyłem ramionami.
- Ja nie. To moje jedyne buty na zimę.
- Butów chyba nie powiesiłeś w łazience, co?
- Niee… Suszą się. Tak właściwie to… co teraz?
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem. Postawiłem na stole talerz z kanapkami i gorącą herbatę i przysiadłem się do niego.
- A co ma być?
- No… Jutro idę do szkoły. Moi znajomi pewnie będą chcieli wiedzieć, gdzie teraz mieszkam i takie tam. Co mam im powiedzieć?
Wgryzłem się w jedną z kanapek.
- Że mieszkasz u znajomego swojego ojca. To w końcu nie jest kłamstwo. Wymyślisz coś, że przyszedłem na pogrzeb i ci to zaproponowałem. W takich okolicznościach nikt tu raczej nie przyjdzie, ale uprzedzam – żadnych pielgrzymek po moim mieszkaniu. Sam fakt, że muszę się z wami użerać w szkole jest już wystarczająco denerwujący.
- Przesadzasz. Nie jesteśmy tacy źli.
- Szkoda, że dobrzy też niezbyt.
- Zobaczymy, co Phil będzie miał jutro do powiedzenia – mruknął.
- Znając jego wyszczekaną mordę, pewnie dużo. Wie, że jesteś homo?
Robin westchnął i pokręcił przecząco głową.
- Nikt nie wie. Tylko ty. Chciałbym, żeby tak zostało.
- W porządku. Nie ukrywam się, ale również bym wolał, żebyś nikomu o tym nie wspominał.
- Ok, nie ma sprawy.
- Jeśli będzie ci dobrze szło z chemii, miesiąc przed maturą możemy trochę poeksperymentować z niektórymi substancjami. Powinno być fajnie.
- Super, przydałyby się jakieś zajęcia praktyczne.
Zajęcia praktyczne, co? Pomyślałem, że chyba za dużo czasu spędzam z tym gówniarzem. Zacząłem mieć zdecydowanie dziwne skojarzenia.
- Przynieś zadania, które już zrobiłeś. Zobaczymy, co tam nawywijałeś.


Robin
Westchnąłem cicho. Trochę się stresowałem tym, że mogę mieć wszystko źle. Te zadania były naprawdę trudne i sporo czasu musiałem poświęcić na rozwiązanie każdego jednego. Miałem wrażenie, że Sebastian stopniowo zwiększa poziom trudności, chcąc sprawdzić, do którego właściwie miejsca doszedłem i co musi ze mną przerobić, żeby uzupełnić braki i poszerzyć bardziej moją wiedzę.
Przyniosłem mu zadania i usiadłem naprzeciwko niego. Zmarszczył brwi, sięgając na kredens po czerwony długopis (miał ich wszędzie pełno) i zabrał się za sprawdzanie. Czekałem na jakiś komentarz, ale on tylko stawiał ptaszki, kreski i podkreślał błędy. Przy zadaniu czwartym postawił znak zapytania.
- Zaraz porozmawiamy o tym zadaniu – powiedział.
- Mam się bać? – spytałem kpiąco, wywracając oczami.
Chemik nie odpowiedział, stawiając kolejne ptaszki i kreski. Większość zadań miałem dobrze, ale było też sporo tych zrobionych źle.
Siedzieliśmy nad tym do wieczora. Raz nawet zarobiłem w łeb zeszytem, ale pracowało się nam naprawdę dobrze. Sebastian tłumaczył mi niektóre rzeczy tak śmiesznie, że ryczałem jak głupi.
Skończyliśmy około jedenastej w nocy. Sebastian poszedł jeszcze pod prysznic, ja już byłem po, więc umyłem tylko naczynia i poszedłem spać.

Krzyknąłem, machając rękami i nogami, ale żadna przeszkoda nie powstrzymała mnie przed wpadnięciem do wody. Zacząłem się szamotać, próbując wypłynąć na powierzchnię i po raz pierwszy mi się to zaczęło udawać. Już, już byłem o krok od złapania oddechu, kiedy coś złapało mnie za kostkę i pociągnęło z powrotem w dół. Spojrzałem w tamto miejsce i krzyknąłem, pozwalając wodzie w ten sposób dostać się do moich ust. Zacząłem się topić, byłem przerażony.
Za kostkę trzymał mnie ojciec. Jego ciało było w stanie rozkładu, w wielu miejscach jego ubranie było podarte i brakowało fragmentów skóry. Z jednego oka wypełzł jakiś robak. Wyglądał na zadowolonego z tego, że się topię. Coś złapało mnie za ramię. Załkałem cicho, mając przeczucie, że to matka. Ponownie otworzyłem usta, ale nie wydostał się z nich żaden dźwięk. Tonąłem…
Zerwałem się do siadu, a echo mojego krzyku jeszcze roznosiło się po domu. Oddychałem ciężko, desperacko zaciskając ręce na kołdrze. To było okropne! I jeszcze moi rodzice… Sama woda wydawała mi się niczym w porównaniu z tym, co działo się w tym koszmarze.
Zapłakałem cicho, nieudolnie ocierając łzy jedną ręką. Nie chciałem już więcej mieć tego koszmaru, ale byłem pewien, że gdy tylko zasnę, on powróci ze zdwojoną siłą.
- Robin? - Sebastian stanął w drzwiach, trąc zaspane oczy. – Znowu zły sen?
Zły sen… Zabrzmiało, jakby to była zwykła błahostka.
Chlipnąłem cicho.
- Tak… Przepraszam.
- To samo?
Pokręciłem przecząco głową.
- Gorzej.
Mój głos był cichy i załamał się nawet przy wypowiedzeniu tego krótkiego słowa. Wciąż się bałem tego, co się stanie, kiedy znowu zasnę. Ostatnio zauważyłem, że zaczynam się bać zasypiać. Po dzisiejszym dniu zasnąłem ze zmęczenia, ale normalnie starałem się nie spać. To było głupie, bo nikt nie mógł tak żyć, ale ja nie wiedziałem, co innego mógłbym zrobić.
- Dasz radę zasnąć?
Chciałem powiedzieć, że nie, ale nie śmiałem tego zrobić. Sebastian dał mi schronienie i zaopiekował się mną, dzięki czemu mogłem dalej się kształcić. Nie znał mnie, a mimo to pomógł mi bardziej niż moja daleka rodzina czy przyjaciele. Już i tak miał ze mną wystarczająco problemów, w dodatku ciągle go budziłem. Nie śmiałem prosić go o więcej. To, co mi dał, to i tak było o wiele za dużo.
- Tak… Przepraszam – wyszeptałem.
Przez chwilę tylko na mnie patrzył. Spuściłem głowę i otarłem ostatnie łzy.
- Chodź – burknął chemik.
Spojrzałem na niego ze zdumieniem. Powiedział to takim tonem, że przez myśl mi przeszło „Boże, zabije mnie!”.
- No, chodź.
Niepewnie wstałem i poszedłem za nim. Zaprowadził mnie do swojej sypialni.
Właściwie, jeszcze w niej nie byłem, jednak ciemność skutecznie ograniczała mi możliwość zapoznania się z nowym terytorium. Zresztą, nie bardzo miałem na to ochotę.
- Kładź się – burknął, podchodząc do sporego, dwuosobowego łóżka i kładąc się po jednej stronie. – I śpij, na Boga! Jestem zmęczony.
- Przep…
- Po prostu śpij! – warknął.
Zapadła cisza. Niepewnie podszedłem do łóżka i ułożyłem się po drugiej stronie, przykrywając kołdrą.
Westchnąłem.
- Nie wzdychaj tylko śpij – walnął mnie w ramię.
- Au!
- Śpij!
- Dobra, dobra! Przecież…
- I siedź cicho.
Nic nie odpowiedziałem, wzdychając możliwie najciszej. Spróbowałem zasnąć. O dziwo, gdy tylko przyzwyczaiłem się do myśli, że śpię w jednym łóżku z własnym wychowawcą ( o ironio!), zasnąłem.
Nie śnił mi się żaden koszmar.

- Obudź się! – mamrotał chemik, szturchając mnie w ramię. – No, wstawaj! Czas do szkoły.
Rozchyliłem sklejone powieki i rozejrzałem się nieprzytomnie.
- A ty? Nie idziesz?
- Idę. Później.
- Ale przecież pierwszą lekcję mamy z tobą!
Sebastian odwrócił się do mnie plecami i nakrył bardziej kołdrą.
- Nie macie. Plan się zmienił przecież. Jadę dopiero na trzecią godzinę. Wypad!
- Dlaczego ja nic nie wiem o zmianie planu?
Sebastian westchnął.
- Bo szalałeś przed świętami i nie było cię w szkole.
- Czemu mi nie powiedziałeś wcześniej?
- Nie pytałeś. A teraz spadaj.
- A jeśli też mam na późniejszą godzinę?
- Po prostu sobie idź i DAJ MI SPAĆ!
Położyłem się z powrotem.
- Obudź mnie jak wstaniesz.
- Mmm…


Sebastian
Wstanie rano nie było łatwe, zwłaszcza że Robin zrobił mi w nocy pobudkę. Byłem wykończony, na szczęście dobra kawa postawiła mnie na nogi. Robin chrupał tosty, również ją pijąc. Zapewne był bardziej zmęczony niż ja. Chyba nie miał nastroju do rozmów.
- Przepisałeś lekcje? – spytałem.
- Mam na to kilka dni.
- Chcesz kasę na śniadanie?
- Hm? – wziął łyk kawy i westchnął. – Nie, nie chcę cię naciągać. Zrobiłem już sobie kanapki. Chcesz też?
- Nie, dzięki, żono.
Dzieciak naburmuszył się.
- Jeszcze przyjdziesz do mnie po śniadanie.
- Nie sądzę.
- Zobaczysz.
- Chcę dzisiaj dostać od ciebie resztę zadań, których nie skończyłeś ostatnio.
- Mm… wieczorem ci przyniosę.
Westchnąłem. Chyba naprawdę nie miał ochoty gadać.
- Za dziesięć minut jedziemy. Nie spóźnij się.
- Ok, ok…
Wstał od stołu, włożył naczynia do zlewu i poszedł do swojego pokoju. Uśmiechnąłem się lekko do siebie, obserwując jego zgrabny tyłek, opięty przylegającymi do ciała dżinsami. Z każdą chwilą robiło się coraz ciekawiej.
Wyjechaliśmy dokładnie dziesięć minut później. Całą drogę Robin ziewał co chwilę. Wyglądał jakby się nie wyspał albo po prostu nie był zachwycony powrotem do szkoły. Jego kamizelka, służąca za mundurek była trochę wygnieciona i wystawała częściowo z rozpiętego plecaka. Pomięty materiał wyglądał dość żałośnie.
- Wyglądasz jak… - urwałem.
- Jak? – spytał, gapiąc się przez okno.
- Jak… pizduś.
Nie mam pojęcia, skąd mi się wzięło to określenie, po prostu wydawało mi się, że właśnie w tej chwili do niego pasuje. Robin spojrzał na mnie dziwnie, jedynie unosząc brwi. Nic nie powiedział. Zagryzłem dolną wargę, żeby się nie roześmiać. Humor od razu mi się poprawił, ale tylko do lekcji z klasą IIc. Wystarczyło dziesięć minut, żebym musiał się powstrzymywać od wyrzucenia wszystkich z trzeciego piętra.
Uroki bycia nauczycielem.


Robin
Trochę się bałem wrócić po tak długiej nieobecności i tym, w jakich okolicznościach rozstałem się ze znajomymi. Temat śmierci rodziców był dla mnie właściwie zamknięty, pogodziłem się z ich odejściem niemal do razu i nie chciałem widzieć żadnych współczujących spojrzeć ani słyszeć pytań, gdzie teraz mieszkam i takie tam. Najbardziej jednak bałem się spotkania z Philem. Był moim najlepszym przyjacielem, a teraz nagle, w sposób nieoczekiwany, urwał nam się kontakt i żadne z nas się nie odezwało. Jeszcze nigdy się to nie zdarzyło.
Wziąłem głęboki oddech, zbliżając się do klasy, pod którą czekało już sporo moich kolegów i koleżanek.
Phila i Lucy nie było.
- Robin! Gdzieś ty się podziewał?
- Tęskniliśmy!
- Wszystko u ciebie już w porządku?
- Przykro nam z powodu twoich rodziców…
Zamrugałem ze zdumienia, kiedy nagle zostałem osaczony przez wszystkich. Gadali jeden przez drugiego tak, że praktycznie niewiele z tego zrozumiałem. Uśmiechnąłem się lekko.
- Już jest ok, dzięki.
- Byliśmy u ciebie, ale jakiś facet nam powiedział, że to już nie jest twój dom – powiedział Patrice niepewnie.
- Taak… Moi rodzice byli trochę zadłużeni i musiałem się zrzec całego majątku po nich. Mieszkam teraz u znajomego mojego taty.
- Więc naprawdę już wszystko u ciebie w porządku? – zapytała Angela, obejmując mnie przyjacielsko.
Skinąłem jej głową. Nie sądziłem, że ktoś będzie się mną przejmował. Każda dziewczyna przytuliła mnie, a chłopcy poklepywali po plecach.
- Tak, już w porządku.
- RO-BIN!
Moje serce zabiło mocno. Obejrzałem się i zobaczyłem Phila pędzącego korytarzem w moją stronę. Przybiegł i rzucił się na mnie, niemal zwalając mnie z nóg.
- Gdzie ty się podziewałeś, co?! Telefon mi przepadł i nie mogłem się z tobą skontaktować, bo nie pamiętałem numeru, a potem się dowiedziałem, że i tak nikomu nie odpisujesz! Nigdzie nie mogłem cię znaleźć.
Uśmiechnąłem się niepewnie.
- Mieszam u znajomego mojego taty. Do nikogo nie pisałem, bo nie miałem kasy na koncie i w ogóle – skłamałem gładko. Tak szczerze to nawet nie sprawdzałem, czy ktoś do mnie pisał. Phil zawsze pisze od razu, a jeśli nie, to potem zapomina i nie pisze wcale. Skoro nie odezwał się przez pierwszych kilka dni, byłem pewien, że potem też tego nie zrobi.
- Nie chcieliśmy ci zawracać głowy po… No, wiesz. Dlatego pisaliśmy do ciebie dopiero później. Teraz już przynajmniej wiemy, dlaczego się nie odzywałeś.
- Co to za kolega twojego ojca? Jest w porządku? Znamy go?
Podrapałem się nerwowo po głowie.
- Nie, nie sądzę. To samotnik i jest dosyć drażliwy na punkcie prywatności, dlatego raczej wam go nie przedstawię. Ale spoko, dobrze mi u niego.
Zdecydowanie za dobrze, jeśli mam być szczery…
Zobaczyłem Sebastiana, który szedł przez korytarz z dziennikiem pod pachą. Jego twarz była nieprzenikniona. Kiedy nas mijał, wszyscy zgodnie go przywitali. Odpowiedział nam spokojnie, po czym jego wzrok zatrzymał się na mnie.
- Linn! – rzucił. – Cieszę się, że wreszcie wróciłeś. Jeszcze trochę i nie dałbyś rady nadrobić materiału.
Przełknąłem ciężko ślinę. Był świetnym aktorem. Nie wiedziałem, czy dam radę zwodzić wszystkich tak łatwo jak on.
- Dam sobie radę, proszę pana.
- Mam nadzieję – powiedział i odszedł.
Miałem z nim dopiero trzecią lekcję, więc przez ten czas trochę już się przyzwyczaiłem do tego, że jestem znowu w szkole. Chemię wykorzystałem na przepisywanie notatek z niemieckiego. Sebastian albo tego nie widział, albo tylko udawał, że nie widzi. Zostało może pięć minut do końca lekcji, kiedy wreszcie się do mnie pofatygował i sprawdził, jakiej czynności tak namiętnie się oddaję na jego lekcji. Potem zabrał mój zeszyt przedmiotowy i przez chwilę coś w nim bazgrał na czerwono.
- Linn? O której kończysz dzisiaj lekcje? – spytał spokojnie.
Spojrzałem w sufit, wiedząc, co się święci.
- Po drugiej, proszę pana.
- Zatem widzimy się o tej godzinie w tej sali – wstał z krzesła i podszedł do mnie z zeszytem.
- Dobrze.
Otworzyłem zeszyt i zobaczyłem uwagę o następującej treści.
„Uczeń przeszkadza na lekcji chemii i przepisuje notatki z języka niemieckiego, mimo że miał na to czas podczas kilkunastu dni wolnych od szkoły.” I podpis.
Spojrzałem na niego z niemym wyrzutem, ale nic nie powiedziałem. Wszyscy, którzy tylko mogli, pochylili się w stronę mojego zeszytu, czytając z ciekawością. Phil zaśmiał się cicho.
- Brown, do tablicy – powiedział Seba, biorąc łyk kawy. Rozsiadł się na krześle jak król i czekał, aż Phil podejdzie do tablicy, a potem rąbnął mu takie zadanie, że sam nie byłem pewien jak je zrobić.
Głupi Phil.


***
Wiecie, nie ma to jak namiętnie oddawać się leniuchowaniu, czytaniu RD i w ogóle, kiedy we wtorek zaczynają się matury. Czy tylko ja jestem takim leniem, że jeszcze totalnie NIC nie zrobiłam, czy może jeszcze ktoś stwierdził, że jak przez trzy lata się nie nauczył, to już się nie nauczy?
Zero motywacji.
No, ale mam nadzieję, że odcinek się podobał. Nie wiem jak to będzie z przyszłym tygodniem, ale raczej powinnam dodać odcinki normalnie.
Pozdrawiam!

5 komentarzy:

  1. E tam, zaraz. Jak się w gimnazjum uczyłaś, to mature zdasz palcem w... nosie :P
    A tak propo opowiadania, bierz go Sebastian! :D To jest coraz lepsze, akcja się rozkręca i nie mogę się doczekać kiedy w końcu trafią razem do łóżka, ale nie, żeby spać :P No, wiadomo o co mi chodzi :D
    Nie chcę czekać tygodnia, dodaj szybciej :D
    Bądź co bądź, trzymam za ciebie kciuki i pozdrawiam ^^
    Zdrówko! :D LiaXD

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobre, nie powiem, że nie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzisiaj z uporem maniaka obserwowałam Twój blog. Tak Kocham Robina i Sebastiana, ale Ty dobrze o tym wiesz.
    Tak bardzo bym chciała by rozdziały były dłuższe i pojawiały się częściej. Ach nie będę narzekać, im się dłużej czeka tym jest ciekawiej.
    Życzę Ci weny i powodzenia na maturze<3

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże, nołlajf level: Murasaki.
    WSZYSTKIE WOJE OPOWIADANIA PRZECZYTANE RAZ JESZCZE W CIĄGU NIECAŁYCH DWÓCH DNI. To chyba obsesja >.>

    SEBASTIAN, TY $%^$&%^&#w$^@$ NA CO CZEKASZ? BIERZ GO OGIERZE >.>
    Przepraszam, brak snu nie tyle mi szkodzi, co robi ze mnie napalonego fangirla >.>

    Czekam na kolejny rozdział, JAK JA CZEKAM. Będę odliczała nawet NAJMNIEJSZĄ sekundę do kolejnej części >.>

    TAK, ZACAPSLOCKUJĘ CIĘ NA ŚMIERĆ >.>
    Kocham cię, pisz mi więcej D:
    Idę czytać wszystko jeszcze raz Q___Q"

    Kocham cię.

    OdpowiedzUsuń
  5. Racja, Sebastian jest niezłym aktorem. W szkole zachowuje się tak, jakby wcale nie mieszkał z Robinem. Jestem ciekawa, czym mu dowali po lekcjach...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)