czwartek, 21 lutego 2013

~~.20.~~



Blondyn z westchnieniem podniósł się do pozycji siedzącej i splótł ramiona na piersi. Usiadł po turecku i naburmuszył się.
Popłakał się w swoim teście. Rozbeczał się jak pięcioletnie dziecko, któremu ktoś zabrał lizaka. Nie mógł uwierzyć, że w czasie jednego krótkiego miesiąca zrobił się z niego taki mięczak! Wcześniej nikt nie miał prawa mu podskakiwać, nigdy nie okazywał bólu, zawsze lizał rany w samotności, gdy nikt nie mógł tego zobaczyć. Nie rozpłakał się podczas żadnej bójki, choć nie raz był cały poobijany i obolały. Zawsze był silny i ludzie bali się z nim zadzierać. Wyglądał jak zabijaka, którym zresztą był. Nigdy nie dał się złapać policji, kiedy przyłapali go na robieniu graffiti, nigdy też nie uległ Kevinowi. Zawsze zlewał każdego, kto w jakiś żałosny sposób próbował się wywyższyć. I teraz oto ten twardziel, który był postrachem całej szkoły i z którym nie mogła sobie poradzić nawet policja, poryczał się, siedząc na zamkniętym sedesie w męskiej toalecie, bo brat powiedział mu parę słów prawdy.
Jakoś by to przeżył. Nie było to w końcu aż takie straszne, opamiętał się w tym miejscu i już nie raz pozwolił sobie na łzy. Jego duma jednak nie potrafiła znieść tego, co stało się później na korytarzu. Tom Coger, chłopak, który miał wszystko i wszystkich w dupie, upadł na kolana przed Czarnym i błagał go o wybaczenie. Mało tego, ze łzami w oczach! Płaszczył się przed nim jak jakiś pieprzony dupek żebrzący o odrobinę zrozumienia! To musiało wyglądać jak jakiś cholerny melodramat!
Żałosne! Po prostu żałosne!
Im więcej o tym myślał, tym bardziej jego mina stawała się ponura. Siedział tak obrażony na wszystko i na wszystkich. Zawsze był dumny, a po tym teście poczuł się najzwyczajniej w świecie poniżony. Nie miał nic przeciwko proszeniu brata o wybaczenie, w końcu to był jego bliźniak i kochał go. Ale przecież nie musiał chyba płakać i błagać go na kolanach? Czy to jest normalne, żeby on tak się zachowywał? Chyba będzie musiał przylać kilku osobom, jak już stąd wyjdzie. Tak po prostu, żeby się wyładować.
Zgrzytając zębami ze złości, siedział tak dobry kwadrans i bulwersował się. Był wściekły jak diabli i nie potrafił się uspokoić. To było poniżej jego godności.
W końcu wstał i gniewnym krokiem podszedł do kolejnych drzwi. Pchnął je najmocniej, jak tylko mógł. Chciał, żeby trzasnęły, ale zamknęły się za nim bezdźwięcznie. Wkurzony do granic możliwości, rozejrzał się.
Ku swojemu zdumieniu był pod gabinetem dyrektora. Na jego rękach i ciuchach znajdowały się ślady krwi. Przypatrywał się im zdezorientowany. Co tym razem?
- Jesteś zadowolony? - usłyszał gniewny głos.
Zaabsorbowany oglądaniem swoich dłoni nawet nie usłyszał, jak ktoś do niego podchodzi. Podniósł wzrok i spojrzał prosto w oczy rozwścieczonego brata.
- Co zrobiłem? - spytał podejrzliwie.
- Nie udawaj idioty. Dobrze wiesz, co zrobiłeś! Powinieneś się wstydzić.
- Serio pytałem - mruknął.
Czarny zdzielił go w głowę.
- Au! O co ci chodzi? - warknął Tom.
- O to, że pobiłeś niewinnego chłopaka za to, że miał czelność stanąć ci na drodze!
- Nie biję się za takie głupoty.
- Ty się nie biłeś, ty go skatowałeś! Wezwano karetkę i zabrano go nieprzytomnego do szpitala!
- Czemu jesteś taki wściekły? I co tak w ogóle tutaj robisz?
- Jestem jedynym świadkiem. Siedzimy tutaj tylko dlatego, że jeszcze nie przyjechała policja! Mam przeciwko tobie zeznawać, idioto! Jeśli powiem im prawdę, prawdopodobnie trafisz do poprawczaka! To już nie pierwszy raz, kiedy zrobiłeś komuś krzywdę.
- Nigdy nikogo nie pobiłem do nieprzytomności, dobra? I przestań się tak wydzierać, uszy mi zaraz pękną.
- Mam nadzieję, że dadzą ci popalić w tym cholernym poprawczaku! Może wreszcie zmądrzejesz.
Tom przełknął ślinę. To był niby tylko test, a i tak okropnie się wystraszył. A jeśli tu utknie? Jeśli nie zda, istnieje przecież możliwość, że będzie żył w tym teście na wieki.
Sprawa nie wyglądała dobrze. Jeśli trafi do jakiegoś ośrodka, będzie miał ograniczoną swobodę. Nie wytrzyma w takim miejscu. Nie miał klaustrofobii, ale dla kogoś takiego jak on to wyrok śmierci.
Spojrzał na bliźniaka przerażony. Cała złość sprzed jakichś dziesięciu minut mu przeszła. Marzył teraz tylko o tym, żeby się jakoś z tego wywinąć. Nie wiedział, czego się od niego oczekuje w tym teście, ale bał się, że jeśli zawali, to zostanie tutaj uwięziony. Jego życie byłoby definitywnie skończone.
Bill, widząc jego minę, westchnął ciężko.
- Powinienem pozwolić, żeby cię tam zamknęli - mruknął zirytowany.
- Powinieneś? To znaczy, że nie pozwolisz? - Tom spojrzał na brata z nadzieją.
- Masz krew na rękach i ubraniach. Jak mam to niby wytłumaczyć?
- Nie wiem. Bill, nie zostawiaj mnie w tym bagnie.
- Teraz ładnie prosisz? Jeszcze dwie godziny temu naśmiewałeś się ze mnie z kolegami. Z przyjemnością się ciebie pozbędę.
Tom otworzył szeroko oczy. Bill patrzył na niego z mściwym uśmiechem. Zrozumiał, że w tym teście nadal byli wrogami i Czarny miał teraz idealną okazję, żeby się odegrać.
- Nie zrobisz mi tego – powiedział, czując, jak w gardle rośnie mu wielka gula.
- Niby dlaczego? Ty mnie szmaciłeś bez żadnych wyrzutów sumienia.
- Billy...
- Daruj sobie. Nie mam zamiaru ciebie słuchać. Tamten chłopak był niewinny, nic ci nie zrobił. Nie zasłużyłeś sobie na to, żeby cię bronić. Gdybyśmy byli w przyjacielskich stosunkach... Zrobiłbym wszystko, żeby ci pomóc. Ale teraz? Sam nie wiem.
- Nie chcę iść do poprawczaka, nie wytrzymam tam.
- Spokojnie, dasz radę. W końcu niezły z ciebie twardziel.
Blondyn czuł, że zaczyna panikować. To jakiś głupi żart! Nigdy nie pobiłby kogoś za jakąś głupotę i to jeszcze na środku szkolnego korytarza, więc ta sytuacja była trochę naciągana. Tak samo zresztą jak ta z pociągiem. Dwie pozostałe mogły mieć miejsce w rzeczywistości.
Wszystko zależało od tego, co powie bliźniak. Po tym wszystkim, co mu zrobił, Czarny na pewno powie prawdę. Pogrąży go zupełnie. Wyląduje w poprawczaku i nigdy więcej nie zrobi żadnego graffiti! Żadnego alkoholu, żadnej fazy!
Odetchnął głęboko.
Uspokój się, nakazał sobie w myślach.
Wiedział, że nie może okazać emocji. Jeśli faktycznie Bill powie prawdę, będzie musiał się jakoś sam bronić. Tylko jak? Może podać w wątpliwości jego słowa, gdyby przepytano uczniów, większość zapewne wstawiłaby się za nim. Baliby się, że jeśli się wywinie, to dopadnie wszystkie pleciugi. Wątpił jednak, żeby zdobył się na takie coś. W tym teście chodziło o coś innego, na pewno nie o pogrążanie brata.
Spojrzał na Czarnego i westchnął. Musiał mu po prostu zaufać, nie miał wyjścia. Sam był bez szans.
- Bill? - powiedział cicho.
- Co? - mruknął czarnowłosy.
- Ufam ci. Proszę cię, nie zawiedź mnie.
Chłopak spojrzał na niego zdumiony, a potem tylko prychnął.
- O, już przyjechała policja - odezwał się nagle.
Wstał i spojrzał na dwóch mężczyzn w mundurach idących w ich stronę. Bill przywitał się z nimi grzecznie i powiedział, że musi jeszcze szybko skoczyć do łazienki, bo jest chory i ma problemy z pęcherzem. Załamany blondyn, człapiąc, wszedł do gabinetu dyrektora i usiadł na krześle. Po niedługiej chwili pojawił się bliźniak i usiadł obok niego.
- Jesteście braćmi? - spytał policjant, notując ich dane osobowe.
- Bliźniakami - powiedzieli jednocześnie.
Bill był tak spokojny, jak Tom niespokojny.
Przedstawiciel prawa spojrzał na nich, unosząc brwi.
- Jednojajowymi - uzupełnił Czarny.
- Uprzedzam, że kłamiąc... - zaczął drugi policjant.
- Mówią prawdę - wtrącił się dyrektor.
- Nieważne. Bill... Co widziałeś na korytarzu? Czy znasz ofiarę? Uprzedzam, że jeśli będziesz chronił brata, sam wdepniesz w niezłe bagno. Więc? - odezwał się ponuro jeden z policjantów.
- Nie znam tego chłopaka. Widziałem, jak został pobity przez...
Wszyscy w pomieszczeniu wpatrywali się w czarnowłosego. Dyrektor lekko zdenerwowany, policjanci obojętnie, a Tom z mieszanką przerażenia i nadziei. Zdał sobie sprawę z tego, że naprawdę mu ufa, ale mimo wszystko czuł się trochę niepewnie. Sam się sobie dziwił. Po tym, co mu zrobił, powinien spodziewać się najgorszego, ale czuł, że Bill nie chce go skrzywdzić. I chociaż będzie sobie pluł w brodę za kłamstwa, na pewno nie zostawi go w takiej sytuacji.
- Ten chłopak został pobity przez Kevina Zakrzewskiego.
Policjant, który notował jego zeznania, spojrzał na niego zdumiony.
- Kevina? Czy twój brat nie ma na imię Tom? – spytał, unosząc jedną brew.
- Mój brat to Tom, ale to nie on go pobił.
Wszyscy, łącznie z Tomem, wpatrywali się w Czarnego z otwartymi ustami. Chociaż blondyn przeczuwał, że brat go nie wsypie, nie sądził, że naprawdę odważy się skłamać policjantowi. Zamrugał i zamknął usta, prostując się. Przedstawiciel prawa skreślił coś w swoich zapiskach i z głupią miną coś dopisał. Pewnie z marszu wpisał, że ofiara została zmasakrowana przez Toma Cogera, a tu klops.
Starszy z bliźniaków miał ochotę parsknąć śmiechem, widząc miny mundurowych, ale powstrzymał go ostrzegawczy wzrok Billa. Uśmiechnął się do niego z wdzięcznością. Poczuł niewyobrażalną ulgę.
- Jak wyjaśnisz krew na ubraniach i rękach twojego brata? - spytał stróż prawa.
Tom poczuł, że stąpają po niebezpiecznym terenie. Bill na szczęście był inteligentny.
- To... To moja krew.
- Co?! - wykrzyknęli wszyscy, łącznie z Tomem.
- Nie dogadujemy się ostatnio z bratem. W domu... Dwa dni temu pobiliśmy się. Ten psychol pchnął mnie na szybę i cały tors poharatałem sobie na rozbitym szkle. Co jakiś czas muszę zmieniać bandaże. Trochę mi głupio się do tego przyznać, ale okropna ze mnie niezdara. Wywróciłem się na betonie i rany zaczęły mocno krwawić. Tom akurat był w pobliżu i wszystko zauważył. Poszliśmy razem do łazienki i pomógł mi odwiązać bandaże. Stąd te plamy krwi. Nie mieliśmy czym przemyć ran, więc Tom mógł je tylko opatrzyć, a że mocno krwawiły, nieźle się upaćkał. Nie zdążył umyć rąk, bo wtedy Kevin zaczął bić tamtego chłopaka i wybiegliśmy na korytarz. On uciekł i wszystko poszło na tego psychopatę, który tutaj siedzi.
Gdyby to była kreskówka, wszyscy upadliby na podłogę, nogami do góry. Zapadła cisza. Blondyn patrzył na brata. Faktycznie, pamiętał akcję z tą szyba, chociaż to nie było tak. Stało się to na początku ich wojny. Szarpali się, przygrzali w szybę i obaj nieźle się pocięli szkłem. W sumie to od tamtej pory Bill przestał w jakikolwiek sposób reagować na bodźce. Zawsze jego wzrok był obojętny i dlatego Tom myślał, że bliźniak ma go w dupie. Czarny tak dobrze ukrywał swoje uczucia, że blondyn w życiu by nie przypuszczał, że doprowadzi go do samobójstwa. Cóż, pomylił się. Źle ocenił sytuację i obaj przepłacili to życiem, bo przecież nie żyją, prawda? Był tylko ciekawy, o co tak właściwie walczą, skoro nie o życie?
Rety, jakie to głupie!
- Czy mógłbyś pokazać rany? - spytał policjant.
Bill wzruszył ramionami.
- Pomożesz mi? - spytał cicho.
Tom wiedział, że to było do niego. Z westchnieniem pomógł bratu ściągnąć przez głowę koszulkę. Cały tors bliźniaka był zabandażowany. Zaczął ściągać bandaże i wmurowało go, gdy zdał sobie sprawę, że Czarny naprawdę jest cały poraniony. Ukrył swoje zdumienie za maską irytacji i kpiny. Mundurowi wpatrywali się w okaleczone ciało młodego chłopaka z niedowierzaniem. Rany były duże, a skóra wokół mocno zaczerwieniona. Wyglądało to paskudnie. Nawet dyrektor otworzył usta ze zdumienia jak jakiś wiejski chłop.
Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na Toma i chociaż nie zrobił tego, poczuł, że się rumieni.
- To nie... - zaczął niezręcznie.
- Nie patrzcie tak na niego, to ja zacząłem. No i się doigrałem - mruknął Bill kpiąco.
Wszyscy uwierzyli w jego bajeczkę. Tom pomógł mu z powrotem zawiązać bandaż i założyć koszulkę.
Przesłuchiwali ich jeszcze jakieś pół godziny, a potem pozwolili im odejść i zawołali Kevina. Zanim jednak Tom zdążył wyjść z pomieszczenia, poczuł, że kręci mu się w głowie.
- Nie, tylko nie to - mruknął.
- Zdałeś.
Upadł na kolana, po czym poleciał na podłogę. Wyrżnął twarzą w twardy beton pokryty linoleum, jednak nie poczuł bólu.
Odpłynął, myśląc o tym, że w ogóle nie zrozumiał, o co chodziło w tym teście.

Kiedy otworzył oczy, nad głową miał… nic. Nie było nic, zwykła, nieprzenikniona ciemność, chociaż mógłby przysiąc, że znajduje się w grocie.
Usiadł i pogratulował sobie w duchu. Miał rację. Byli w jakiejś grocie, ale… Nie wyglądała tak, jak poprzednie. Leżeli na jakimś podłużnym, prostokątnym skrawku ziemi wielkości mniej więcej połowy boiska do kosza. Po bokach były skalne ściany, ale nawet gdyby chciał, nie mógłby ich dotknąć, ponieważ ten prostokąt wisiał w próżni.
Tom w pierwszej chwili nie wierzył własnym oczom. Na czworakach zbliżył się do krawędzi i zajrzał w dół, ale tam też była tylko ciemność. Ściany skalne były oddzielone od niego o jakieś dziesięć metrów. Odsunął się od krawędzi, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć. Przecież zdał. O co chodziło tym razem?
Rozejrzał się uważniej i zawył z radości. Jakieś piętnaście metrów od niego leżał Bill. Podbiegł do niego i kucnął obok.
- Bill? Obudź się! Wszystko gra?
Tom przyjrzał mu się dokładniej, kiedy Bill otwierał oczy i siadał z jego pomocą. Wyglądał tak, jak przed testami. Obaj byli brudni, mieli podarte ubrania, a Bill w dodatku rozczochrane włosy, ale w tej chwili było to najmniej ważne.
- Co jest grane? Już dom? – zapytał nieprzytomnie.
- Nie. Nie mam pojęcia, gdzie my jesteśmy. Zdałeś wszystko?
Bill kiwnął głową, uśmiechając się lekko.
- A ty?
- Też.
Czarny rozejrzał się na wszystkie strony.
- Rany, co to za miejsce?
Tom pokręcił tylko głową. Cokolwiek to było, przeczyło wszelkim prawom fizyki. Pomijając już fakt, że wisiało w powietrzu, było tam jasno, chociaż nigdzie nie było widać żadnego źródła światła.
Nagle, tuż przed nimi pojawił się szary dym, który gęstniał z każdą chwilą. Było go coraz więcej i więcej, aż w końcu wyszły z niego dwie bestie – jedna zupełnie biała z czarnymi oczami i druga – cała czarna z białymi oczami.
Opiekunowie.
- Ładna robota, chłopcy – odezwał się czarny stwór. – Teraz czeka was już ostatni test.
Bliźniacy spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. Jeszcze jeden test?
- Chcecie nam wmówić, że nie umiemy liczyć do czterech? – spytał zirytowany Tom. – Przecież przeszliśmy cztery testy! Ta cała farsa miała się skończyć!
- Ten jest już naprawdę ostatni. Bóg ulitował się nad wami. Macie szansę wrócić do swojego normalnego życia. Wszystko zależy od tego, jak poradzicie sobie w ostatniej próbie.
- Dobra, miejmy to już za sobą – warknął Tom, wstając. – O co chodzi?
Bestie przez chwilę milczały.
- Musicie ze sobą walczyć. Ten…
- Co?! – wykrzyknęli bliźniacy ze zdumieniem i przerażeniem.
- … który wygra, wróci do swojego dawnego życia – powiedział czarny zwierz.
- Ten, który przegra, zostanie odesłany do świata duchów – dodała biała bestia.
Bill i Tom spojrzeli na siebie zszokowani. To nie mogła być prawda! Nie po tym wszystkim, co im się przydarzyło! Znieśli te wszystkie cierpienia, starając się naprawić swoje relacje tylko po to, żeby teraz się na zawsze rozdzielić?
- To jakiś koszmar – jęknął załamany Bill.
Tom spojrzał na niego ze smutkiem.
To nie był koszmar. To było ich życie.



 ***
Tu zaczyna się kolejny rozdział, chyba jeden z najbardziej upragnionych.
 ***



- Co robimy? – zapytał Tom.
Bill pokręcił jedynie głową. Skąd miał wiedzieć? Nie chciał walczyć. Stawka była przecież tak wysoka. Gdyby jednak miał podjąć walkę, nie chciałby ani wygrać, ani przegrać.
Impas.
Tak chyba nazywało się to, co chciałby zrobić. Nic.
- Bill?
- Nie chcę walczyć – stęknął żałośnie, patrząc z nadzieją na brata. Tom zrozumie. Musi zrozumieć. Jeśli nie on, to kto?
- Ja też nie – rzucił Tom z westchnieniem.
- Jeśli nie będziecie walczyć, obaj stracicie możliwość powrotu do dawnego życia, a wasze dusze zostaną rozdzielone.
Bill zamrugał ze zdziwienia.
- Co to oznacza?
- Jesteście bliźniaczymi duszami, swoimi drugimi połówkami. Uzupełniacie się nawzajem. Prawda jest taka, że przechodzicie reinkarnacje już od tysięcy lat. Zawsze jesteście razem, bez względu na to, kiedy któryś z was umrze. Jeśli teraz nie podejmiecie walki, zostanie rozdzieleni. Na zawsze – rzekła czarna bestia.
- To jakaś ściema! – warknął Tom. – O co wam chodzi?! Chcemy tylko wrócić do domu, po co ta cała farsa?!
- Takie są zasady.
Zapadła cisza. Bill wbił wzrok w ziemię, czując na sobie spojrzenie Toma. Nie miał pojęcia, co teraz.
- Bill? Co o tym myślisz?
Chłopak westchnął.
- Chyba nie mamy wyjścia – mruknął. – Jeśli teraz to rozstrzygniemy, przynajmniej będziemy mieć pewność, że za jakiś czas znowu się spotkamy. To chyba lepsze niż świadomość, że rozdzielimy się na zawsze. No, chyba że wolałbyś być sam. Wtedy możemy nie podejmować walki.
- A ty? Czego ty chcesz?
- Ja? – Bill uśmiechnął się smutno. – Ja chcę, żeby było jak kiedyś. Już zawsze.
Tom zagryzł dolną wargę, kiwając smętnie głową. Decyzja została podjęta.
- Jakie są zasady? – spytał Bill.
- Waszym celem jest zepchnięcie przeciwnika z pola walki. Jeśli spadnie, przegrywa i automatycznie wędruje do świata duchów. Zwycięzca wraca do swojego dawnego życia. Żeby szanse były wyrównane, obaj pomyślcie nad jakąś zdolnością, która przyda wam się w walce. Zostaniecie nią obdarowani. Ma to na celu wyrównanie waszych szans w walce. Wybierajcie mądrze.
Bliźniacy spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Bill? Co wybierasz? – zapytał czarny stwór.
Bill rzucił bratu szybkie spojrzenie. Znając Toma, wybierze coś ekstra. Tym lepiej, bo Bill nie chciał wygrać. Miał zamiar przegrać tę walkę i dać bratu szansę powrotu do dawnego życia.
- Chcę być szybki i zwinny – powiedział.
- Mądry wybór – oceniła z aprobatą czarna bestia.
- Tom?
- Chcę panować nad fajerwerkami – rzucił z szerokim uśmiechem.
- He? – zdziwił się Bill.
- Co? – spytały bestie, przekrzywiając śmiesznie wielkie łby.
- No, co? Mogłem wybrać i wybrałem.
Biała bestia pochyliła łeb i Bill mógłby przysiąc, że usłyszał żałosne westchnienie.
Po chwili bliźniacy stali naprzeciwko siebie – Bill nieruchomo, a Tom ciesząc się jak dziecko, kiedy z jego otwartej dłoni co chwilę strzelała jakaś iskra, tworząc mini wybuch. Blondyn chichotał, patrząc na to jak urzeczony.
 -Ale czad!
- Któregoś z nas podmienili w szpitalu, prawda? – spytał Czarny z nadzieją.
- Chciałbym – mruknęła biała bestia. – To poważna sprawa, Tom! Mógłbyś przestać z tego żartować!
- To od samego początku było poważne! – fuknął blondyn. – Skończmy to wreszcie.
Bestie podskoczyły do góry i tam zawisły, dając chłopakom sygnał. Mogli już rozpocząć walkę.
- Bill? – odezwał się cicho Tom, uśmiechając się lekko.
Czarny zmarszczył brwi.
- Co?
- Tak się teraz zastanawiałem… Wiesz, cały czas narzekałem na Zakrzewskiego, ale jest jedna rzecz… fajna rzecz, której mnie nauczył. Pokazać ci?
On też zwariował, pomyślał młodszy Coger.
- Skoro widzimy się po raz ostatni, to… Jasne.
Tom uśmiechnął się i biegiem ruszył w kierunku Billa. Czarny stał spokojnie, z uwagą obserwując ruchy brata. Nie bał się, że Tom podstępem zrzuci go w przepaść, a nawet gdyby, to jeszcze lepiej. Tylko mu wszystko ułatwi.
Blondyn rozpędził się i tuż przed Billem wybił z lewej nogi. Błyskawicznie zrobił gwiazdę, a potem salto, zwijając się w powietrzu w kulkę i przy okazji przewracając bliźniaka. Już po chwili leciał w przepaść, odprowadzany zdumionym wzrokiem bliźniaka. Twarz Toma była uśmiechnięta, a z jego ręki wystrzeliły kolorowe strumienie, które wybuchły tuż przed bestiami, tworząc napis „Niech was wszystkich trafi szlag!”. W ostatniej chwili blondyn wyciągnął jeszcze ręce i pokazał opiekunom środkowy palec.
- Tom!
Bill, nie zastanawiając się długo, odbił się od krawędzi i po chwili szybował już za bratem, starając się go przegonić. Tom, przewracając go, uderzył, tak więc walka mogła zostać uznana za rozstrzygniętą. Nie ma jednak mowy o tym, żeby się dla niego poświęcił!
- Tom!
Spadał i spadał, otoczony ze wszystkich stron ciemnością. Po raz pierwszy nie bał się w takiej sytuacji. To była dobra ciemność. Uspokajająca.

Czuł mrowienie w całym ciele. Znowu nie wiedział, gdzie jest ani co się stało. Zaczynał się powoli do tego przyzwyczajać. Próbował otworzyć oczy, ale było to takie trudne, że zrezygnował na chwilę. Chciał najpierw zebrać siły. Jęknął zły. O co znowu chodzi?
Spróbował się poruszyć, ale brakowało mu sił. Na szczęście udało mu się lekko rozchylić powieki. Nie było to łatwe.
Zamrugał zdumiony. Nie widział żadnego obrazu, wszystko było jedną wielką plamą bieli z odcieniami szarości. W dodatku cała jego głowa okropnie pulsowała, jakby ktoś zrobił w niej dyskotekę i basy odbijały się o czaszkę.
- Co jest, do cholery?! - mruknął.
Zamknął na chwilę oczy, a potem ponownie je otworzył. Plamy zaczęły przybierać kształty i kolory. Usłyszał jakiś głos, który coś do niego mówił. Znał go bardzo dobrze, a jednak nie potrafił sobie przypomnieć, do kogo należy. Mrowienie w ciele powoli ustawało, jakby dopiero teraz krew zaczęła mu prawidłowo krążyć w żyłach.
Ktoś pochylał się nad nim. Był prawie pewny, że leży na łóżku i jest przykryty kołdrą. Jęknął ponownie, niecierpliwiąc się. Kiedy wreszcie będzie normalnie widział?
- Bill? - usłyszał znowu ten głos.
- Cholera, moje oczy! - warknął.
Usłyszał czyjś radosny śmiech.
To wcale nie jest zabawne, że on nie widzi zbyt dobrze!
Zdumiony, ponownie zamrugał i uniósł ciężką rękę do głowy. Zasłonił sobie oczy, a potem z cichym westchnieniem opuścił ją luźno i spojrzał na kobietę, która przy nim siedziała.
Widział już wyraźnie. Na pewno byłaby ładna, gdyby nie te podpuchnięte oczy i wychudzona twarz. Zmarszczył brwi. Skąd on ją zna?
Zastanawiał się przez chwilę, po czym otworzył usta ze zdumienia.
- Mama?! - wychrypiał z niedowierzaniem.
Zwilżył językiem spierzchnięte wargi. Okropnie chciało mu się pić. Zaczął podnosić się do pozycji siedzącej.
- Kochanie, nie wstawaj! Musisz odpoczywać! - powiedziała, ale nie posłuchał jej.
- Co się stało?- spytał rozglądając się dookoła.
Po ciężkich trudach udało mu się wreszcie usiąść. Trochę mu się kręciło w głowie, ale poza tym było w porządku. Z minuty na minutę czuł się coraz lepiej. Poruszanie się sprawiało mu coraz mniej kłopotów.
Spojrzał na matkę, nie rozumiejąc, co tak właściwie się dzieje. Czy to był kolejny test? Przecież przeszedł już cztery. Ba! Nawet pięć! Przechodził po deskach, następnie był pociąg, potem sprawa z pamiętnikiem, a na koniec skakał przez okno i „bił” się z Tomem. Może nie był geniuszem z matmy, ale umiał liczyć do czterech.
Był w szpitalu, tak mu się przynajmniej wydawało. Ściany były całe białe. Obok jego łóżka stał stolik nocny z różnymi przyborami. Zadowolony, chwycił szklankę z wodą. Trochę drżała mu ręka, ale z ulgą wypił całą zawartość naczynia. Od razu poczuł się lepiej. Ta suchość w gardle była nie do zniesienia.
W pokoju było jeszcze tylko jedno łóżko, ale nie widział twarzy tego, kto na nim leżał.
- Nic nie pamiętasz? - spytała zatroskana matka, ściskając w dłoniach jego rękę.
- Hmm...
- Miałeś wypadek.
- Wypadek?
- Tak, na Starej Stacji. Uderzył w nią piorun, omal cię nie zabił. Od tamtego czasu leżałeś w śpiączce.
Bill patrzył z niedowierzaniem na matkę.
Co to ma znaczyć, że leżał w śpiączce? Czy to wszystko, co się działo od momentu uderzenia pioruna było tylko jego wymysłem? Czy to naprawdę tak było? Nigdy nie pogodził się z Tomem? Nigdy nie powiedział mu, że go kocha? Nie przechodzili żadnych prób ani nie marzli w tym durnym lesie? To wszystko to była tylko jego chora wyobraźnia?
Nie, to niemożliwe! Nie mógł mieć aż tak chorej wyobraźni! Już w jednym teście dał się nabrać, tym razem już tak nie będzie.
Szybko przeanalizował wszystko, co się stało. Może naprawdę tylko mu się wydawało? Był w śpiączce, cały czas pod opieką lekarzy. Nie mógł więc wędrować po tamtym lesie i tak realnie odczuwać bólu. Zawsze lubił książki fantastyczne, ale nigdy nie sądził, że tak bardzo zatrą granicę pomiędzy światem rzeczywistym a fantastycznym. Robiąc w myślach cały bilans, szybko doszedł do wniosku, że to naprawdę był sen. Głupie, masochistyczne marzenie o ugodzie z Tomem, nawet przeprowadzonej w tak drastycznych i nienaturalnych warunkach. Tylko taki naiwniak jak on mógł coś takiego wymyślić.
Patrzył przed siebie pustym wzrokiem. Czuł, jak zaczyna go ogarniać rozpacz. Znowu to samo. To tylko sen. Głupi koszmar, który stworzył w myślach, pragnąć, aby brat zwrócił na niego uwagę. Żeby wreszcie przestał go męczyć i pokochał tak samo, jak on go pokochał mimo tej całej brutalności. Czy to oznacza, że dalej będzie musiał patrzeć w ciemne tęczówki pełne pogardy i nienawiści? Nigdy już nie będzie odczuwał tej więzi, która wytworzyła się pomiędzy nim a Tomem? Czy to był tylko sen?
Tysiące pytań przelatywało mu przez głowę. Z każdym kolejnym Bill czuł coraz większą pustkę. Siedział nieruchomo i nie miał pojęcia, co powinien zrobić.
- Gdzie Tom? - spytał cicho, zaciskając dłonie na pościeli.
- Tom? - zdziwiła się matka.
- Tak, Tom! Mój bliźniak! Gdzie on jest?! - syknął.
- On...
Ania nie dokończyła, bo ktoś wszedł do pokoju. Bill spojrzał z mordem w oczach na mężczyznę, który przerwał rozmowę.
Nieznajomy wyglądał na jakieś trzydzieści parę lat. Był dosyć wysoki, a może tylko tak mu się wydawało, bo sam siedział na łóżku. Miał na sobie jeansy i skórzaną kurtkę, zarzuconą na ciemną bluzę. W ręce trzymał kubek, zapewne z kawą. Włosy miał kruczoczarne i lekko kręcone. Zielone oczy patrzyły z radością i jakby ulgą. Musiał przyznać, że facet prezentował się wspaniale i był cholernie przystojny.
- Aleks! Bill się obudził! - powiedziała zadowolona matka.
- Widzę - odparł z lekkim uśmiechem, odsłaniając rząd idealnie równych i białych zębów.
Podał kobiecie kubek i stanął za nią, kładąc jej ręce na ramionach.
- Mamo, kto to, do cholery, jest? - spytał Bill podejrzliwie.
- Wyrażaj się przyzwoicie, kochanie! - zgromiła go matka.
- Mam na imię Aleks! – powiedział nieznajomy, podając chłopakowi rękę.
Czarny z niechęcią ją uścisnął.
- Bill - odpowiedział sucho, po czym spojrzał na matkę. - Więc? Gdzie on jest?
Był tak rozgoryczony i zły, że zanim kobieta w ogóle zdążyła się odezwać, ze złością rzucił szklanką w ścianę. Naczynie rozprysło się na tysiące kawałeczków z głośnym trzaskiem. Aleks i matka patrzyli na niego zdumieni, ale on nie miał zamiaru na tym poprzestać. Jednym ruchem ręki strącił wszystko ze stolika nocnego, po czym wyrzucił z łóżka poduszki. Ogarniała go coraz większa złość.
- Doktorze Gibson! - zawołał Aleks, próbując przytrzymać go za ramiona.
- Nie! Zostaw mnie! Puszczaj, do cholery! - wrzeszczał Bill, czując, jak do oczu napływają mu łzy.
Tom...
Aleks prawie na nim leżał, starając się go unieruchomić. Matka stała z boku i łkała rozdzierająco, zasłaniając usta rękami. Bill wrzeszczał, wierzgał nogami i wił się, starając się uwolnić. Mężczyzna próbował go jakoś przytrzymać, ale Czarny był zaskakująco silny. Chłopak kątem oka dostrzegł, że do pokoju wbiegł lekarz, a tuż za nim pielęgniarka. Czuł, że nadchodzą kłopoty. Poczuł tylko jeszcze większą wściekłość.
- Trzeba mu podać środki uspokajające - powiedział lekarz, podchodząc do łóżka.
Bill szarpnął się z całej siły. Udało mu się odepchnąć Aleksa, ale zachwiał się i z hukiem upadł na podłogę, na dodatek uderzając w nią głową. Zamroczyło go na chwilę, co lekarz i czarnowłosy mężczyzna od razu wykorzystali. Chłopak czuł łzy, które nieprzerwanie moczyły mu policzki, ale miał gdzieś, że wszyscy to widzą. Był wściekły na siebie za to, że znowu okazał się naiwniakiem.
Wrzeszczał jak opętany i szarpał się ze wszystkich sił. Czuł, że przegrywa, ale nie miał zamiaru się poddać. Po chwili był już unieruchomiony i przytrzymano mu rękę. Pielęgniarka stała nad nim ze strzykawką jak kat z toporem nad swoją ofiarą. Czarny trząsł się od płaczu, próbując bezskutecznie się uwolnić. Gdyby miał w ręce pistolet, strzeliłby sobie prosto w serce.
- Zabieraj łapy od mojego bliźniaka! - rozbrzmiał w pokoju znajomy głos.
Bill zamrugał oczami z niedowierzania. Patrzył, jak lekarz zostaje brutalnie odciągnięty, a potem powalony na ziemię silnym ciosem w twarz. Pielęgniarka została pozbawiona strzykawki, a następnie mocno popchnięta do tyłu. Potknęła się o kolegę z pracy i również się wywróciła. Zdumiony Aleks nawet nie zareagował, kiedy został podniesiony za kołnierz kurtki i odepchnięty na bok. Siedział na podłodze, patrząc ze zdumieniem przed siebie. Wyglądał, jakby zobaczył ducha.
Czarny spojrzał w ciemne tęczówki brata. Tom stał przed nim w obciachowej szpitalnej koszuli i uśmiechał się głupio. Bill zamrugał. O co tu chodzi?
Blondyn ukląkł obok bliźniaka i otarł mu łzy z twarzy.
- Nie becz, młody - szepnął cicho, patrząc mu w oczy.
- Tom... - wydukał Czarny.
Blondyn tylko uśmiechnął się w odpowiedzi. Przez chwilę nie odzywali się od siebie. Bill zdecydował się zadać wreszcie to pytanie. Musiał wiedzieć, czy tylko on...
- Pamiętasz? - spytał wstrzymując oddech.
Tom, cały czas patrząc mu w oczy, kiwnął potakująco głową.
- Nie wiem, jak to jest możliwe, ale pamiętam. Skoro pytasz, wnioskuję, że ty też? - odezwał się blondyn.
- To nie był sen? - upewnił się Bill, nie mogąc w to uwierzyć.
- Nie sądzę - starszy Coger pokiwał przecząco głową.
Czarny rzucił się na brata, mocno go przytulając. Tom objął go i odwzajemnił uścisk.
- Udało nam się - szepnął cicho Bill.
- Nie becz - odparł Tom, opierając brodę na czubku jego głowy.
Młodszy roześmiał się i otarł łzy wierzchem dłoni. Jego serce przepełniało tak wielkie szczęście, że miał ochotę skakać z radości.
- Bill! Tom!
Zapłakana matka podbiegła do nich i przyłączyła się do uścisku. Jak na taką drobną kobietę, miała zaskakująco dużo siły.
- Tak się o was martwiłam! - powiedziała załamującym się głosem.
Obaj uśmiechnęli się do niej promiennie. Kiedy już minął pierwszy szok zmieszany z bezbrzeżną ulgą i radością, bliźniacy usiedli na rozkopanym łóżku Billa. Aleks podniósł się z podłogi, nadal będąc w lekkim szoku i usiadł obok nich. Pielęgniarka wstała i wyszła z pokoju. Nieprzytomny lekarz został najzwyczajniej w świecie zignorowany.
- Kto to jest? - spytał Tom, patrząc na mężczyznę, który przysiadł przy Ani na łóżku.
- Tom, usiądź jak człowiek! Nie wszyscy muszą oglądać twój tył! - zirytował się Bill zza jego pleców.
Blondyn szturchnął go pod żebro, ale posłusznie przesunął się w bok.
- To jest Aleks. Kochanie, to Tom, mój drugi syn - powiedziała Ania.
- Kochanie?! - wykrzyknęli bliźniacy jednocześnie.
Matka uśmiechnęła się do nich zakłopotana.
- To długa historia.
- Mamy czas - powiedział zimno blondyn.
Z podłogi słychać było ciche jęki. Lekarz zaczął się podnosić. Był w lekkim szoku.
- Mięczak - mruknął Tom.
- To było prawdziwe wejście smoka! Patrząc na ten wyczyn nikt by nie pomyślał, że jesteś zwykłym grafficiarzem - zaśmiał się Bill, widząc lekarza wychodzącego z pokoju chwiejnym krokiem.
- Trzymanie puszki ze sprayem to też ciężka praca - odparł Tom.
Bill tylko wywrócił oczami.
- Ta...
- No, więc kto to jest? - spytał Czarny, patrząc na nieznajomego mężczyznę.

***
No i wrócili:). 2/3 I tomu za nami, ale...
Tom II jest o wiele dłuższy. Wybaczcie długą przerwę, postaram się dodawać notki częściej.
Pozdrawiam!

7 komentarzy:

  1. Ekstra, siedzę i nie mogę przestac się cieszy :D
    A ile ostatecznie będzie tych tomów?

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne, świetne! Bezbłędne!
    Wiedziałam, że jednak wrócą :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja juz panikowalam), ze to ostatnie rozdzialy. ciesze sie, ze sie mylilam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Będzie tu twc?

    OdpowiedzUsuń
  5. http://deadly-psychopath.blogspot.com/ pojawiła się krótka trzynastka. Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ha ha ha wiedziałam wiedziałam! !!!!!!!!!! Wiedziałam że będą w spiątce odkąd trafili do tego drugiego świata po prostu wiedziałam :D

    ~Azusa

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)