Gdy od rana Colin
zbierał swoje rzeczy, jeszcze nie mówiąc rodzicom o planowanym wyjeździe,
Michael dobrze wiedział, co się święci. Joe siedział na kanapie w salonie i
czytał lekturę, którą jego klasa przerobiła podczas jego nieobecności. Mina
Michaela była genialna, a Joe miał z niego niezły ubaw. Wyglądało na to, że
Michael, mimo gorących zapewnień, że nienawidzi swojego starszego brata–geja,
tak naprawdę wcale nie chce się z nim rozstawać w takich okolicznościach i
jednak trochę mu na nim zależy. Ciekawe, biorąc pod uwagę to, co mówił jeszcze
dzień wcześniej. Zapewne nie zdawał sobie sprawy z tego, że Colin sobie trochę
przez niego poryczał.
Wstrętny szczyl.
Gdy szatyn zniknął w
kuchni, pomagając mamie przygotować posiłek, Joe uśmiechnął się cwaniacko znad
książki. Michael specjalnie włączył TY w salonie, żeby mu dogryźć, ale
Mullerowi w ogóle to nie przeszkadzało.
– Mam nadzieję, że
jesteś z siebie dumny – zagadał. – W końcu pozbędziesz się brata–pedała. –
Chłopak nie zareagował, więc rudy kontynuował. – To zapewne wspaniałe uczucie,
doprowadzić ciotę do płaczu… Sam lubiłem na takie rzeczy patrzeć w szkole,
kiedy żaden z nauczycieli nie mógł tego zobaczyć. To takie miłe uczucie, dopiec
komuś do tego stopnia, żeby sobie popłakał.
– Colin nie płakał! –
powiedział twardo Michael.
Joe spojrzał na niego
z udawanym zdziwieniem.
– Tak myślisz? W końcu
to ciota, nie?
– Tak jak ty –
mruknął.
Rudy wywrócił oczami.
– Tak czy siak,
gratuluję. Colin już tu szybko nie przyjedzie, może dopiero kiedy CIEBIE tutaj
nie będzie… Cudowna perspektywa, co?
– On tylko tak gada.
Joe prychnął i
spojrzał z powrotem w książkę.
– Wierz sobie w co
chcesz, ale prawda jest taka, że dopiekłeś mu do żywego. Dopóki nie wyskamlesz
przeprosin i nie padniesz przed nim na kolana, nie będzie tu przyjeżdżał.
– I tak ci nie wierzę.
Joe nie wdawał się w
dalsze dyskusje. Colin rano powiedział mu, że wieczorem chce już wracać i rudy
właściwie nie miał nic przeciwko. Był zadowolony z tego, że będzie mógł się
spotkać z rodzeństwem między świętami. Tęsknił za harmiderem, który stale wokół
siebie robili. U Colina w domu było cicho i przytulnie, nigdzie nie walały się
żadne zabawki ani kolorowanki Suzie… Nie sądził, że kiedykolwiek będzie mu
czegoś takiego brakować. To chyba jednak prawda, że zaczynasz doceniać pewne
rzeczy dopiero wtedy, kiedy je tracisz.
Michael miał to
wkrótce zrozumieć.
Książka okropna i
nudna, ale Colin ją czytał i obiecał mu, że go solidnie przepyta, jak tylko Joe
ją skończy, a musiał to zrobić, żeby nie myć garów przez tydzień. Tak się umówił z Colinem – jeśli odpowie na wszystkie
jego pytania, jest zwolniony z mycia naczyń przez cały tydzień. To już jakiś
postęp.
Joe, chcąc pokazać
bratu Colina, że ma gdzieś jego próby zdekoncentrowania go, założył na uszy
słuchawki i puścił sobie muzykę z telefonu, po czym wrócił do lektury.
Michael gotował się ze
złości.
Colin otarł pot z
czoła, kiedy udało mu się zapiąć swoją walizkę. Nie sądził, że upchanie
wszystkich rzeczy z powrotem będzie takie trudne. No, cóż. Udało się. Teraz
zostało tylko spakować zeszyty Joe i Theo i mogli jechać.
– Chyba kpisz!
Mężczyzna obejrzał
się. W drzwiach stał Michael, patrząc na jego walizki z dziwnym do
rozszyfrowania wyrazem twarzy. Colin zmarszczył brwi.
– Coś się stało? –
spytał szatyn.
– Wyjeżdżasz?
– Tak, chyba będzie
lepiej, jeśli zabiorę Joe i wrócimy do domu.
– Ale… miałeś zostać
do Sylwestra.
– Jasno dałeś do
zrozumienia, że nie chcesz mnie tu widzieć.
Michael otworzył usta,
ale nic nie powiedział. Poruszał tylko nimi, jakby naprawdę się starał, ale…
nie mógł. Colin zobaczył, że oczy młodszego brata lekko się zaszkliły. Chłopak
ponownie otworzył usta, po czym odwrócił się na pięcie i wybiegł, trzaskając
drzwiami.
– Michael! – krzyknął
za nim Colin, zaskoczony całym zajściem. Biegiem ruszył za bratem. – Michael!
Czekaj! Michael!
Chłopak próbował mu
zatrzasnąć przed nosem drzwi swojego pokoju, ale Colin był od niego silniejszy
i wepchnął się do środka. Złapał brata za ramiona i potrząsnął nim lekko.
– Michael! Co się
dzieje? Wszystko w porządku?
W głosie Colina
brzmiała prawdziwa troska. Nastolatek jeszcze mocniej się rozszlochał.
– Ej, mały… Powiesz
mi, co się dzieje?
– J… Ja… Jja…
– Ciii.
Colin przytulił
młodszego brata do swojej piersi. Szeptał mu do ucha kojące słowa, próbując go
uspokoić. Nie miał pojęcia, co się dzieje, ale nagle poczuł, że tu chodzi chyba
o coś więcej niż jego orientację. Czekał cierpliwie aż Michael się uspokoi i
powie, o co chodzi.
Dopiero po dłuższym
czasie chłopak odsunął się lekko od Colina, trąc oczy.
– Już lepiej? – spytał
mężczyzna.
Nastolatek skinął
głową.
– Powiesz mi, o co
chodzi, Michael?
Zawahał się. Po chwili
pokręcił głową, wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać historię, która
sprawiła, że Colin omal przedwcześnie nie osiwiał.
Michael nie miał nic
przeciwko jego orientacji, po prostu ich nowy nauczyciel od wychowania
fizycznego był strasznym zboczeńcem i lubił łapać chłopaków za tyłki.
Początkowo Michael starał się to ignorować i nie dopuszczać do takich sytuacji,
ale pewnego dnia facet poszedł na całość i… Tu Michael znowu się rozpłakał, nie
mogąc wykrztusić z siebie żadnego słowa. Dopiero po chwili wyznał, że ten facet
zmusił go do seksu i to kilka razy. Nastolatek był roztrzęsiony, ale nie mówił
o tym nikomu, bo zwyczajnie było mu wstyd. Bał się, co mogłoby z tego wyniknąć.
Kiedy rodzice w końcu wyznali mu, że jego starszy brat jest homoseksualny,
Michael od razu go znienawidził, kojarząc go z wuefistą. Tak po prostu mu się
zakodowało w głowie, że to przecież to samo zboczenie i… Ale naprawdę nie
chciał, żeby Colinowi zrobiło się przykro.
Colin wszystko bardzo
dobrze zrozumiał.
– Mam go załatwić?
Michael podskoczył i
zrobił się momentalnie czerwony, kiedy zobaczył Joe w progu drzwi.
– Było otwarte –
usprawiedliwił się rudy, widząc zaskoczone miny rodzeństwa.
– Nie słyszałeś tego,
prawda?
– Luz, stary. Twój
brat też mnie napastuje, można by to podpiąć pod ten sam paragraf – Joe
wywrócił oczami. – To co, mogę mu skopać dupę?
– Oczywiście. Tak mu
dołożymy, że już się nie pozbiera – odparł starszy z braci.
– Co chcecie zrobić?
Colin uśmiechnął się
porozumiewawczo do Joe. Wiedział, że rudzielec z pewnością coś wymyśli.
– Masz jakiś plan? –
spytał mężczyzna.
Joe uderzył pięścią w
otwartą dłoń i uśmiechnął się lekko.
– Oczywiście.
– Jesteś pewien, że to
zadziała? – spytał Colin z powątpiewaniem. Stali we trójkę pod domem
nauczyciela, Michael wyglądał, jakby miał zaraz narobić w majtki.
– Musi.
– Nie wierzę, że
chcesz to zrobić – mruknął Michael.
– Po prostu uwielbiam,
kiedy pedały drżą na sam mój widok.
– Sam nim jesteś.
– Nie jest – westchnął
Colin. – Wkręcał cię, bo go wkurzyłeś. I to porządnie, skoro sam mnie
pocałował.
– Serio nie jesteście
razem?
– Serio.
– Idę – powiedział Joe
z lekkim uśmiechem. Uwielbiał pogrążać ludzi, ach… Nie mógł się doczekać. –
Tylko nie spieprz tego, Colin, bo cię zatłukę.
– Spoko, spoko. Musisz
go zająć, jasne?
Joe wcisnął ręce w
kieszenie kurtki i wszedł po schodach na ganek. Zadzwonił do drzwi, opierając
się nonszalancko o futrynę. Po chwili drzwi stanęły otworem i ukazał się w nich
całkiem młody, lekko zaspany mężczyzna. Joe uśmiechnął się zmysłowo, ukazując
rząd białych zębów.
– Cześć – powiedział.
Colin kazał mu żuć gumę, ponoć to wyglądało bardziej seksy. – Mogę wejść?
– Kim jesteś?
– Prezentem. Widać
masz dobrego przyjaciela. Nie każdego na mnie stać.
– Słucham?
Joe splótł ręce na
piersi.
– Jestem z agencji.
Twój przyjaciel mnie dla ciebie wynajął. Mam tu stać na zimnie, czy może mnie
ogrzejesz?
Mężczyzna przez chwilę
taksował go wzrokiem, po czym przesunął się w drzwiach.
– Skąd wiedział, że lubię
rudych? – mruknął do siebie nauczyciel.
– Hm? Mówiłeś coś?
– Chciałbyś się czegoś
napić?
Joe parsknął.
– Zimno mi. Chciałbyś
może mnie ogrzać?
Facet oblizał usta, co
nie umknęło uwadze Joe. Kiedy mężczyzna zbliżył się do niego z wyraźnym
zamiarem pocałowania, Joe zgrabnie się wywinął i zaczął szukać sypialni.
– Kusisz – mruknął
facet, idąc za Joe jak posłuszny psiak. Nastolatek był trochę zdziwiony tym,
jak ten obcy na niego reaguje. Nie sądził, że może tak oddziaływać na homo.
Joe stanął na środku
sypialni. W oknie mignęła mu sylwetka Colina.
– Na co masz ochotę? –
spytał rudy, uśmiechając się. Wyglądał na niezwykle pewnego siebie.
– Rozbieraj się… Tylko
powoli!
– Jaasne… Lubisz jak
ktoś się przed tobą obnaża, co?
Joe rozpiął kurtkę i
zdjął ją. Potem powoli podążył do guzików koszuli i zaczął je powoli rozpinać.
Nawet nie chciał myśleć o tym, że Colin stoi przy oknie i to wszystko widzi.
Ba! Nagrywa! Co za różnica właściwie? Przecież i tak nie miał zamiaru pokazać
się temu facetowi całkiem nago.
Po koszuli zajął się
paskiem od spodni. Rozpiął go, po czym rozpiął guzik.
– Podoba ci się to, co
widzisz? – spytał Joe uwodzicielsko, widząc znaczne wybrzuszenie w spodniach
faceta. Podszedł do niego i nachylił się nad nim, przejeżdżając palcem po jego
wargach. – Lubisz nieletnich?
– Jesteś nieletni?
Joe wzruszył
ramionami.
– Rodzice wyrzucili
mnie z domu, jakoś muszę zarabiać. Ale spoko, w agencji wiedzą. Muszę tylko
uprzedzać klientów, że jestem gówniarzem. Ale wiesz… On chyba nie chce
rezygnować – Joe spojrzał na krocze nauczyciela, ledwo powstrzymując odrazę i
jednocześnie chęć wybuchnięcia śmiechem.
– Nikt się o tym nie
dowie? – upewnił się mężczyzna.
– Nikt.
– To… ok. Możemy
kontynuować.
Joe uśmiechnął się
lekko.
– Wiesz co? – Rudy
zrobił na chwilę pauzę, po czym dodał. – Nie znoszę pedałów!
Szybki cios w twarz
powalił mężczyznę na podłogę razem z krzesłem. Joe zapiał spodnie i kopnął
kilka razy faceta w brzuch, żeby za szybko nie wstał.
– Nie ładnie rzucać
się na nieletnich, stary. Nie wiedziałeś, że to karalne?
– Kim ty jesteś?
– Kogo to obchodzi?
Wybacz, że nachodzę ci w święta, ale tak się składa, że to mój jedyny wolny
termin na zabawianie się z takim kutasem jak ty. Wiesz, że gwałcenie uczniów
jest przestępstwem i możesz iść za to siedzieć?
– Nie wiem o czym
mówisz! – jęknął mężczyzna, zbierając się z podłogi.
– Dobrze wiesz, o czym
mówię, ty chuju. Czas, żeby ktoś tobie porządnie przeruchał dupę. Być może zmądrzejesz.
Mężczyzna zamachnął
się na chłopaka, ale setki bójek już nauczyły Joe, jak postępować w takich
przypadkach. Bez trudu odchylił się, po czym ponownie uderzył wuefistę w twarz.
Muller wyciągnął z kieszeni sznurek, którym skrępował nieznajomemu ręce.
– Czego ty chcesz?
– Zalegalizowania
kastracji dla takich jak ty, ale o tym pogadamy później.
– Zadzwonię na
policję.
– Proszę bardzo. Mój
kumpel od początku nagrywał całą sytuację, łącznie z moim oświadczeniem, że
jestem niepełnoletni i twoją odpowiedzią. Mamy też zeznania twoich ofiar, więc
masz pozamiatane, stary. Przyjmij karę z godnością, w przeciwnym razie inaczej
sobie pogadamy.
Joe związał mu
porządnie ręce na plecach, a potem zawiązał opaskę na oczach i zaciągnął go do
łazienki. Następne pół godziny z pewnością było najgorsze w życiu nauczyciela. Colin
nie wahał się, w końcu chodziło o jego brata. Gdy wracali już do domu, Joe cały
czas miał przed oczami spięty tyłek faceta, w który Colin na siłę wpychał
pokaźnych rozmiarów wibrator. Ani on, ani Michael nie powiedzieli ani słowa,
żeby przypadkiem nie zostać zdemaskowanym. Joe i tak nie mieszkał w tej
miejscowości, więc czuł się bezpieczny, a poza tym wątpił, żeby ten facet
chciał zgłosić na policję coś takiego.
Nie sądził, że Colin
może być okrutny, ale przez cały czas był opanowany. Joe doszedł do wniosku, że
coś… takiego musi kurewsko boleć, w końcu ten facet nie wydzierał się na darmo.
Przeklinał ich i obiecywał, że się zemści, ale żaden z nich go nie słuchał.
Colin pchnął w niego aż dwadzieścia trzy razy, Muller liczył. Żaden z nich nie
czuł wyrzutów sumienia. Gwałcicieli powinni zamykać, a nie zatrudniać w
szkołach. Michael na początku był tym wszystkim przerażony, ale kiedy Colin
skończył dawać jego nauczycielowi nauczkę wyglądał, jakby poczuł się lepiej.
– Następnym razem,
kiedy przyjdzie ci ochota na zabawy ze swoimi uczniami, przypomnij sobie, jaka
czeka cię za to kara. Pamiętaj, że żaden ojciec nie przepuści frajerowi, który
wepchał się z kutasem w tyłek jego syna. Miłych snów.
W domu odtworzyli
nagranie, na którym Joe „kokietował” wuefistę. Wszystko było dobrze słychać,
więc w razie czego mieli dowody.
– Tak czy siak, musimy
wracać do domu, Michael – powiedział Colin. – Lepiej, żeby ten facet nie
zobaczył tu Joe i nie skojarzył go z tobą, bo inaczej możesz mieć problemy.
Jeśli będzie chciał się przenieść do innej szkoły, trzeba będzie ocenzurować na
nagraniu twarz Joe i wysłać filmik do szkoły, w której będzie chciał się
zatrudnić. Ten szczur już zatonął.
– Dzięki za pomoc.
Było ostro, ale… cieszę się, że dostał nauczkę.
~~#~~
– Znowu w domu –
westchnął Colin.
Joe zignorował go, od
razu zabierając się za przepisywanie lekcji. Było tego naprawdę sporo, a on nie
miał zamiaru męczyć się z tym przez całe święta.
– Chciałbyś nauczyć
się kilku fajnych chwytów? – zapytał Colin, rozsiadając się wygodnie na łóżku.
– Nie przepuścisz
żadnej okazji, żeby mnie trochę pomacać, co? – burknął Joe znad zeszytu.
– Marudzisz. Z twoimi
zapędami do bijatyk, takie umiejętności mogą być naprawdę przydatne.
– Sam podpisujesz na
siebie wyrok.
Colin zaśmiał się.
– Zanim mi dorównasz,
minie jeszcze sporo czasu.
– Ach tak? W takim
razie idziemy.
Joe zamknął zeszyt,
wstał i spojrzał wyzywająco na mężczyznę. Colin zamrugał, po czym uśmiechnął
się lekko.
Pojechali na salę,
ponieważ w domu nie mieli wystarczająco dużo miejsca. Złączyli sporo materaców,
żeby za bardzo się nie poobijać.
– Masz jakieś pojęcie
o samoobronie? – spytał Colin, od razu wchodząc
w rolę mentora.
– Nie fachową, ale
mam.
– Zobaczymy…
Colin doskoczył do Joe
i spróbował go unieruchomić. Joe zareagował instynktowo. Złapał Colina za
koszulkę, szarpnął się w tył, upadając na plecy i nogami przerzucił mężczyznę
przez siebie.
Straus nie bardzo
wiedział, co się dzieje. Joe zaśmiał się, widząc jego zdezorientowaną minę.
– Dałeś się załatwić
jak dziecko – zakpił.
Colin wstał i otrzepał
ubranie, patrząc na Joe zmrużonymi oczami.
– W takim razie
zabawmy się na poważnie.
Tym razem Joe nie
zdążył się obronić, a już po chwili leżał wciśnięty w materac, z wykręconymi do
tyłu rękoma i kolanem Colina wbijającym mu się w kręgosłup.
– Au! Aua! Puść mnie
już!
Rudy odetchnął, kiedy
Colin odsunął się lekko. Jęknął cicho, niepewnie prostując rękę.
– W porządku?– zaniepokoił się szatyn.
– Mhm… Skurcz.
– Zacznijmy od
podstaw.
Joe wstał i zmarszczył
brwi. Colin zrobił z nim porządną rozgrzewkę, po czym zaczął uczyć go
poszczególnych chwytów. Joe wyglądał na naprawdę zainteresowanego tym, co się
dzieje, co bardzo Colina cieszyło. Wcześniej nie był pewien, czy jest w stanie
znaleźć chłopakowi zajęcie, które sprawiałoby mu prawdziwą radość.
Gdy po raz sto
dwudziesty siódmy (Colin liczył) Joe wylądował z głuchym odgłosem plecami na
materacu, wreszcie odpuścił. Był naprawdę uparty, zwykle inni kursanci po
dwudziestu mieli już dość. Jego musiał przewrócić ponad sto, żeby wreszcie
westchnął i pokazał, że się poddaje.
– To nie fair!
Nauczyłeś mnie takich chwytów, które najłatwiej zablokować.
– Po prostu wiem,
czego się spodziewać – powiedział Colin, siadając obok rudego. Chłopak wyglądał
naprawdę dobrze – miał na sobie szerokie dresy i podkoszulek na ramiączkach,
uwydatniający jego lekko umięśnione ramiona. Rude włosy rozsypały się w
nieładzie wokół jego głowy, a zielone oczy patrzyły na Colina spokojnie. – Znam
w końcu cały twój asortyment.
– Jeszcze dostaniesz
po dupie.
– Obiecujesz?
Joe prychnął.
– Jebany pedał –
mruknął, zamykając oczy.
– Ej, bo się obrażę.
– Grozisz czy
obiecujesz?
Colin westchnął.
Ułożył się obok Joe i pociągnął go lekko za włosy, wplatając w nie palce.
– Wypad! Nie
pozwoliłem ci dotykać – mruknął nastolatek, odpychając jego rękę.
– Ale…
– Nie.
– Cnotka niewydymka –
burknął mężczyzna obrażony.
Joe spłonął rumieńcem,
słysząc to określenie.
– Chcesz w łeb?! –
warknął.
– Na razie coś niezbyt
ci idzie – odparł Colin z politowaniem. – Może zrobimy tak… Możemy powalczyć na
poważnie… Jeśli ja wygram, jeszcze raz ładnie dasz się zmacać, ale… trochę
dogłębniej. – Joe znowu się zaczerwienił, tym razem jeszcze z oburzenia. Jak Colin
śmiał mu coś takiego proponować?! Przecież mówił mu, że nie jest
zainteresowany! Co z tego, że dał mu na święta dość nietypowy prezent?! To się
przecież nie liczyło. – Jeśli ty wygrasz, przez dwa tygodnie nie będziesz miał
żadnych obowiązków w domu i będę cię podwoził codziennie do szkoły przez cały
styczeń.
– Niby jak mam z tobą
wygrać, skoro tak dobrze opanowałeś te wszystkie chwyty? To byłoby nie fair.
– Nie mówiłem, że mamy
się bić. Możemy w coś zagrać.
– Na przykład?
– Wybieraj… Piłka
nożna, kosz, biegi… Coś, co jasno rozstrzygnie zwycięzcę.
Joe zmarszczył brwi. W
sumie nie głupi pomysł. Szybko ocenił, w której potyczce miałby największe
szanse. Koszykówka odpadała – Colin był od niego sporo wyższy, a w tym sporcie
każdy centymetr miał wielkie znaczenie. Nigdy nie lubił biegać, a już zwłaszcza
w takich warunkach pogodowych, więc to też odpadało. Najpewniej czuł się w
piłce nożnej. Chociaż Colin był od niego trochę lepiej zbudowany, Joe był
szybki i zwinny i nie powinien mieć zbyt wielkich problemów z okiwaniem go.
– Piłka nożna –
zdecydował, siadając. – Przygotuj się na sromotną klęskę.
– Lepiej ty się
szykuj, bo zwycięsko z tego pojedynku nie wyjdziesz na pewno.
– Tak sobie mów. Jak
gramy?
– Zrobimy dwie bramki.
Ten, kto w ciągu piętnastu minut strzeli więcej bramek, wygrywa. Nie wolno
faulować. Z grubsza to chyba tyle.
Colin poszedł do
składziku po piłkę, a Joe w tym czasie ustawił w odpowiednim miejscu bramki do
hokeja, które do tej pory leżały przewrócone obok materaców. Colin wyciągnął
telefon i ustawił czas.
– Jesteś młodszy,
możesz zacząć – powiedział do Joe, uśmiechając się lekko. Stanęli naprzeciwko
siebie. Żaden z nich nie miał zamiaru przegrać.
Joe podszedł do Colina
z piłką. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, po czym szatyn przystąpił do ataku.
Rudy dobrze grał w
piłkę. Był bardzo dobry technicznie, co pomogło mu w walce z większym i
silniejszym przeciwnikiem. Colin całkiem dobrze sobie radził i przez pierwsze
dwie minuty nie pozwolił Joe strzelić gola, ale też nie zdołał odebrać mu
piłki.
Potem jakimś cudem
Colin strzelił gola i Joe spoważniał tak bardzo, jak jeszcze chyba nigdy. W
końcu nie miał zamiaru pozwolić Colinowi na pchanie łap nie tam, gdzie trzeba.
Tym razem to on
strzelił gola. Jednego, a zaraz potem drugiego. Trochę się zmęczył, co dało
chwilową przewagę Colinowi i doszło do wyrównania wyniku.
Po ponad dziesięciu
minutach Joe prowadził dwoma bramkami, ale był o wiele bardziej zmęczony od
szatyna. Musiał się za nim sporo nabiegać. Zmęczenie spowodowało, że Colin
minutę przed końcem „meczu” doprowadził do remisu.
Joe za wszelką cenę starał się strzelić
decydującego gola. W końcu zdecydował się strzelać z połowy. Ledwie udało mu
się kopnąć piłkę i skierować ją do bramki, Colin potknął się i uderzył go
barkiem w twarz, przewracając ich na parkiet. Rudy jęknął z bólu, nie mogąc
złapać tchu z powodu wyczerpującego meczu.
– O, rety,
przepraszam! – powiedział Colin ze skruchą, pomagając Joe usiąść. Rudy
przyłożył palce do nosa i zobaczył, że znajduje się na nich krew. – Potknąłem
się.
– Cholera – burknął
Joe, próbując zatamować krwotok z nosa.
– Chodź do łazienki.
Colin postawił go na
nogi i niemal siłą zaciągnął do wspomnianego wcześniej pomieszczenia. Tam
pomógł mu pozbyć się krwi z twarzy. Na szczęście był to bardzo niewielki
krwotok i po chwili nie było po nim nawet śladu.
– Niezdara – burknął
Joe, idąc po swoją bluzę, którą zostawił obok materacy. Spojrzał na bramkę i
uśmiechnął się lekko. – Wygrałem.
Colin jęknął z zawodu.
– Cholera!
Mimo przegranej był
dobrej myśli. To, że Joe w ogóle zgodził się na taki pojedynek wcale nie
oznaczało, że był pewny siebie i wiedział, że wygra. Joe taki nie był. Colin
wywnioskował, słusznie zresztą, że Joe chyba nie jest aż takim wielkim
przeciwnikiem robienia TAKICH rzeczy z innym facetem, a to, że podniósł
rękawicę, tylko tego dowodziło.
Joe nie wiedział, że
tak naprawdę Colin czuł się wygranym, nawet jeśli przez dwa tygodnie przyjdzie
mu sprzątać.
Szatyn chwilowo
odpuścił chłopakowi, czekając na odpowiedni moment do wdrożenia w życie swojego
genialnego „planu”. Musiał jakoś podejść rudzielca, więc najlepszym sposobem
według niego było… czekanie. Jeśli rudemu tak naprawdę spodobały się pieszczoty
i pocałunki, musi zatęsknić za jego dotykiem i smakiem. Jeśli wiecznie będzie
się mu narzucał, Joe nigdy nie odrzuci dumy i już zawsze będzie udawał, że robi
to, bo innego wyjścia po prostu nie ma. Na szczęście kogoś o takim
temperamencie jak Joe bardzo łatwo skłonić do pewnych określonych zachowań, a
Colin miał zamiar zrobić absolutnie wszystko, co w jego mocy, żeby go zdobyć.
Do sylwestra spędzali
czas różnie – wyszli trochę na dwór i ulepili bałwana, Colin zrobił sobie
porządek w szafie (omal się nie rozpłakał, kiedy zaczynał), a Joe skupił się na
lekcjach. W sylwestra poszli do sklepu i kupili butelkę dobrego wina, którą
wypili na pół o północy. Rudy był na tyle udobruchany tym, że Colin trzyma
łapki przy sobie, że nawet pozwolił mu się przytulić i pocałować lekko w
policzek. Pospacerowali nocą trochę po mieście, a potem wrócili do domu i
poszli spać. Mimo że co roku obaj imprezowali w gronie swoich znajomych, taki
spokojny sylwester był miłą odmianą.
Gdy następnego dnia
Joe obudził się i zdał sobie sprawę, że jutro musi iść do szkoły, humor mu się
od razu zepsuł. Chociaż jeszcze dwa tygodnie temu był gotowy na kolanach błagać
dyrektora, żeby pozwolił mu wrócić, teraz sytuacja odwróciła się o całe sto
osiemdziesiąt stopni.
Nie chciało mu się iść
do szkoły. Wcale. Zresztą, teraz, kiedy jest poza zasięgiem łap ojca, może sam
decydować, kiedy idzie do szkoły, a kiedy zostaje w domu. Co prawda siedzenie
Colinowi na głowie nie było specjalnie fajne, ale z drugiej strony, szatyn sam
się zaoferował. Mimo wszystko Joe miał takie głupie uczucie, że powinien
chodzić do budy systematycznie, żeby nie zawieść swojego gospodarza. No, i
teraz, kiedy już święta się skończyły, będzie mu oddawał wszystkie zarobione
pieniądze. Nie uśmiechało mu się bycie zwykłym darmozjadem.
Na samą myśl o tym, że
przecież będzie musiał podziękować dwóm pedałom za pomoc, coś przewróciło mu
się w żołądku. Tramp i ten drugi, jak mu tam… Theo chyba… Obaj mu pomogli, mimo
że wyrządził im wielką krzywdę. Obaj nieraz poczuli na swoim ciele jego
ciężkiego buta, a kiedy potrzebował pomocy, tak po prostu mu jej udzielili. Nie
mieściło mu się to w głowie.
– Nad czym tak
rozmyślasz, co? – wymamrotał Colin, patrząc na niego nie do końca przytomnie.
– Rety, wyglądasz
okropnie! – mruknął Joe, patrząc na szatyna z kpiącym uśmiechem. – Komuś winko
wychodzi bokiem.
– Nie wspominaj o tym
cholernym winie – jęknął Colin, zagrzebując się pod kołdrą.
– Marudzisz. Jak
zwykle zresztą. Wstawaj, zlew jest pełen garów. Same nie znikną.
– Jesteś okrutny.
– Gdybym był okrutny,
twój kutas dyndałby już na płocie, ku uciesze ulicznych kotów. Wstawaj!
Colin zaczął mamrotać
coś w stylu „Boże, za jakie grzechy?”, ale posłusznie wstał. Poszedł pod
prysznic, a Joe z westchnieniem zajął się śniadaniem. Nakroił sera żółtego,
kiełbasy i pomidora i posmarował chleb masłem. Akurat kiedy Colin wyszedł z
łazienki, na stole stały już dwie gorące, parujące kawy i mnóstwo jedzenia.
– Mniam.
Szatyn usiadł do stołu
i dorwał się do kubka z prawdziwą radością.
– Wyglądasz, jakbyś
dochodził – mruknął Joe z niesmakiem. Colin spojrzał na niego i uśmiechnął się
lekko.
– Może doszedłem.
Chcesz sprawdzić?
– Dzięki, obejdę się
bez tej wątpliwej przyjemności.
Colin wywrócił oczami.
– Teraz ty marudzisz.
– Chciałbyś.
– O której muszę cię
zawieźć do szkoły?
Joe uśmiechnął się
lekko, widząc z jaką nieszczęśliwą miną Colin o to spytał.
– Tak kwadrans przed
ósmą musimy wyjechać.
– Ok. Boże, dwa
tygodnie męki.
– Znowu marudzisz.
– Nie marudzę.
– Jedz.
– Przecież jem!
***
To chyba jedyny odcinek tego opowiadania, z którego jestem niezadowolona. Mam jednak nadzieję, że nie było tak źle, jak myślę.
Pozdrawiam!
Oooch, jesteś okrutna :-( jak mogłaś zrobić coś takiego biednemu Michaelowi :-( nienawidzę gwałtów, chyba, że pomiędzy głównymi bohaterami. Notka rzeczywiście poniżej Twoich możliwości, ale i tak bardzo przyjemnie się czytało :-) szkoda jedynie, że Collin nie wygrał zakładu, oczywiście z dokładnym opisem odebrania nagrody :3
OdpowiedzUsuńNotabene jestem na diecie i chodzę ciągle godna i zła, więc nota wspaniale poprawiła mi humor :-) dziękuję :-*
Yay~! Mi się bardzo podobało. Oczywiste, że były lepsze notki niż ta, no ale bez przesady. Ta jest też bardzo dobra. Wgl, ze wszystkiego co piszesz, nie znalazłam jeszcze nic złego, ble ani fuj :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie i liczę na kolejne rozdziały już wkrótce ^_^
~Psychedelic smiles (~Psy')
Super ♥
OdpowiedzUsuńDoprawdy, nie mogłaś poprzestać na samym molestowaniu? Musiałaś dodawać gwałt? Do niedawna z niecierpliwością oczekiwałam na kolejne rozdziały Twoich opowiadań, ale teraz mam mieszane uczucia. Niby opowiadanie jest ciekawe, niby dobrze piszesz, ale ten gwałt... Za dużo tego już jest w internecie. Niemal na każdym blogu pojawia się ten wątek. Chwała Bogu, nie jesteś jakąś siksą, która z gwałtu zrobiłaby wstęp do gorącego romansu i wielkiej miłości. Wtedy chyba bym po prostu usunęła zakładkę z Twoim blogiem i więcej tu nie zaglądała. Tak czy inaczej, jestem rozczarowana.
OdpowiedzUsuńPozostała część rozdziału była dobra. Spodobał mi się sposób w jaki Colin przekonuje Joe do uległości i trochę żałuję, że młodszy z mężczyzn wygrał, bo mialam smaka na gorącą scenkę między nimi.
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział,
Ariana
Zdaję sobie z tego sprawę, bo baaaaardzo długo się wahałam, jak rozwinąć ten wątek. Ja sama osobiście spotkałam się z molestowaniem na wychowaniu fizycznym i sytuacji, gdzie nikt na to nie reaguje. Jednak gwałt to coś, do czego dochodzi naprawdę często. Może nikt nam o tym nie powie wprost czy coś, słyszy się o tym w telewizji, dlatego wydaje się to takie... dziwne, nieprawdopodobne? Sama nie wiem. Taka jednak jest rzeczywistość.
UsuńA tak poza tym, to nie mogę pisać wszystkiego tak jak chcecie, bo niczym bym Was nie zaskoczyła:). Niemniej jednak dziękuję za szczerą opinię i tak jak już napisałam, sama mam mieszane uczucia co do tej jednej kwestii.
Pozdrawiam:)
A mi się podobało, że poruszyłaś w ten sposób ten temat. Gwałty to nic przyjemnego, choć i kara za niego nie wydaje mi się osobiście odpowiednia, ale... Cóż, nie można mieć wszystkiego. Jednak zgadzam się z tobą, że trzeba te tematy poruszać i uświadamiać ludzi, iż takie coś ma miejsce, a co za tym idzie - trzeba coś z tym zacząć robić, a nie zamiatać pod dywan. Poza tym właściwe przedstawienie problemu (a nie właśnie, że tylko takiego niedojrzałego i wypaczonego sposobu na "wielką miłość", nadużywanego przez wielu jako dobry chwyt podkręcający akcję) pozwoli ludziom nie tyle oswoić się, co zrozumieć różnicę pomiędzy "słitaśną" pisaniną, która jest czystą fantazją, a prawdziwymi skutkami takich czynów.
UsuńFaktycznie, mogłaś to napisać inaczej, ale wtedy to nie byłoby to twoje... ;) Dlatego cieszę się, że trzymasz się swojego zdania i choć nie zawsze podoba mi się, w jaki sposób kierujesz akcją, bo sama uznałabym inną opcję za lepszą, to jednak szanuję twoje decyzje. Dzięki temu poznajemy, to co ty chcesz nam przekazać oraz światy, które tworzysz w swojej głowie. Przez to każde opowiadanie ma coś w sobie i nie jest zlepkiem tylko "fajnych" scenek. Tak trzymaj! ;)
Ri :*
Genialne. Bardzo mi się podobało. :)
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuń"Poskromić złośnika" przeczytałam wczoraj praktycznie bez przerwy. Opowiadanie ma ciekawą fabułę, nic nie dzieje się za szybko (to poczucie zawodu w sercu, kiedy to jednak Colin wygrał mecz piłki nożnej..), no i bohaterowie - Joe jest po prostu uroczy! No żadne inne określenie mi do niego nie pasuje :). Z ogromną niecierpliwością będę czekała na dalsze rozdziały i mam nadzieję, że rozdział 8 wrzucisz jeszcze dzisiaj ;).
Przeczytałam również "Odkryć siebie", "Pozory mylą" oraz "Granice". Oba opowiadania mnie zachwyciły. Świetnie umiesz wykreować postać, nadać jej charakter, fabułę prowadzisz ciekawie, nie za szybko, nie za wolno. W zasadzie nie mam chyba żadnych zastrzeżeń co do Twoich opowiadań :).
Opowiadań o bliźniakach na razie nie czytałam i raczej nie przeczytam z tego względu, że.. kiedyś lubiłam twincesty z Billem i Tomem w roli głównej, a potem to się zmieniło. Właściwie to sama nie wiem, dlaczego. Ale będę czekała z niecierpliwością na każdy nowy rozdział "Poskromić złośnika" i na każde kolejne opowiadanie nie-twincestowe ;). A kto wie, może i jeszcze kiedyś skuszę się na twincest..?
Życzę wesołych, spokojnych, radosnych, ciepłych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia :).
Życzę również weny, czasu na pisanie oraz pozdrawiam :)
Ay
Oba opowiadania mnie zachwyciły.
UsuńPoprawka - wszystkie trzy opowiadania mnie zachwyciły ;)
Ay
Wesołych Świąt !
OdpowiedzUsuń:-)
To było na serio świetne! motyw gwałtu jest dosyć częsty, ale mi osobiście to nie przeszkadza. Jeśli jest dobrze i z pomysłem napisane to ja jestem na tak! Strasznie mi się podobał ten rozdział.
OdpowiedzUsuńżyczę Ci wesołych świąt. Pozdrawiam gorąco
PS. Zapraszam do mnie na świątecznego one shota---> opowiadania-slash-desire.blogspot.com
Biedny Micky :-(
OdpowiedzUsuń