niedziela, 15 grudnia 2013

7.Poskromić złośnika



Gdy od rana Colin zbierał swoje rzeczy, jeszcze nie mówiąc rodzicom o planowanym wyjeździe, Michael dobrze wiedział, co się święci. Joe siedział na kanapie w salonie i czytał lekturę, którą jego klasa przerobiła podczas jego nieobecności. Mina Michaela była genialna, a Joe miał z niego niezły ubaw. Wyglądało na to, że Michael, mimo gorących zapewnień, że nienawidzi swojego starszego brata–geja, tak naprawdę wcale nie chce się z nim rozstawać w takich okolicznościach i jednak trochę mu na nim zależy. Ciekawe, biorąc pod uwagę to, co mówił jeszcze dzień wcześniej. Zapewne nie zdawał sobie sprawy z tego, że Colin sobie trochę przez niego poryczał.
Wstrętny szczyl.
Gdy szatyn zniknął w kuchni, pomagając mamie przygotować posiłek, Joe uśmiechnął się cwaniacko znad książki. Michael specjalnie włączył TY w salonie, żeby mu dogryźć, ale Mullerowi w ogóle to nie przeszkadzało.

– Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumny – zagadał. – W końcu pozbędziesz się brata–pedała. – Chłopak nie zareagował, więc rudy kontynuował. – To zapewne wspaniałe uczucie, doprowadzić ciotę do płaczu… Sam lubiłem na takie rzeczy patrzeć w szkole, kiedy żaden z nauczycieli nie mógł tego zobaczyć. To takie miłe uczucie, dopiec komuś do tego stopnia, żeby sobie popłakał.
– Colin nie płakał! – powiedział twardo Michael.
Joe spojrzał na niego z udawanym zdziwieniem.
– Tak myślisz? W końcu to ciota, nie?
– Tak jak ty – mruknął.
Rudy wywrócił oczami.
– Tak czy siak, gratuluję. Colin już tu szybko nie przyjedzie, może dopiero kiedy CIEBIE tutaj nie będzie… Cudowna perspektywa, co?
– On tylko tak gada.
Joe prychnął i spojrzał z powrotem w książkę.
– Wierz sobie w co chcesz, ale prawda jest taka, że dopiekłeś mu do żywego. Dopóki nie wyskamlesz przeprosin i nie padniesz przed nim na kolana, nie będzie tu przyjeżdżał.
– I tak ci nie wierzę.
Joe nie wdawał się w dalsze dyskusje. Colin rano powiedział mu, że wieczorem chce już wracać i rudy właściwie nie miał nic przeciwko. Był zadowolony z tego, że będzie mógł się spotkać z rodzeństwem między świętami. Tęsknił za harmiderem, który stale wokół siebie robili. U Colina w domu było cicho i przytulnie, nigdzie nie walały się żadne zabawki ani kolorowanki Suzie… Nie sądził, że kiedykolwiek będzie mu czegoś takiego brakować. To chyba jednak prawda, że zaczynasz doceniać pewne rzeczy dopiero wtedy, kiedy je tracisz.
Michael miał to wkrótce zrozumieć.
Książka okropna i nudna, ale Colin ją czytał i obiecał mu, że go solidnie przepyta, jak tylko Joe ją skończy, a musiał to zrobić, żeby nie myć garów przez tydzień. Tak się  umówił z Colinem – jeśli odpowie na wszystkie jego pytania, jest zwolniony z mycia naczyń przez cały tydzień. To już jakiś postęp.
Joe, chcąc pokazać bratu Colina, że ma gdzieś jego próby zdekoncentrowania go, założył na uszy słuchawki i puścił sobie muzykę z telefonu, po czym wrócił do lektury.
Michael gotował się ze złości.

Colin otarł pot z czoła, kiedy udało mu się zapiąć swoją walizkę. Nie sądził, że upchanie wszystkich rzeczy z powrotem będzie takie trudne. No, cóż. Udało się. Teraz zostało tylko spakować zeszyty Joe i Theo i mogli jechać.
– Chyba kpisz!
Mężczyzna obejrzał się. W drzwiach stał Michael, patrząc na jego walizki z dziwnym do rozszyfrowania wyrazem twarzy. Colin zmarszczył brwi.
– Coś się stało? – spytał szatyn.
– Wyjeżdżasz?
– Tak, chyba będzie lepiej, jeśli zabiorę Joe i wrócimy do domu.
– Ale… miałeś zostać do Sylwestra.
– Jasno dałeś do zrozumienia, że nie chcesz mnie tu widzieć.
Michael otworzył usta, ale nic nie powiedział. Poruszał tylko nimi, jakby naprawdę się starał, ale… nie mógł. Colin zobaczył, że oczy młodszego brata lekko się zaszkliły. Chłopak ponownie otworzył usta, po czym odwrócił się na pięcie i wybiegł, trzaskając drzwiami.
– Michael! – krzyknął za nim Colin, zaskoczony całym zajściem. Biegiem ruszył za bratem. – Michael! Czekaj! Michael!
Chłopak próbował mu zatrzasnąć przed nosem drzwi swojego pokoju, ale Colin był od niego silniejszy i wepchnął się do środka. Złapał brata za ramiona i potrząsnął nim lekko.
– Michael! Co się dzieje? Wszystko w porządku?
W głosie Colina brzmiała prawdziwa troska. Nastolatek jeszcze mocniej się rozszlochał.
– Ej, mały… Powiesz mi, co się dzieje?
– J… Ja… Jja…
– Ciii.
Colin przytulił młodszego brata do swojej piersi. Szeptał mu do ucha kojące słowa, próbując go uspokoić. Nie miał pojęcia, co się dzieje, ale nagle poczuł, że tu chodzi chyba o coś więcej niż jego orientację. Czekał cierpliwie aż Michael się uspokoi i powie, o co chodzi.
Dopiero po dłuższym czasie chłopak odsunął się lekko od Colina, trąc oczy.
– Już lepiej? – spytał mężczyzna.
Nastolatek skinął głową.
– Powiesz mi, o co chodzi, Michael?
Zawahał się. Po chwili pokręcił głową, wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać historię, która sprawiła, że Colin omal przedwcześnie nie osiwiał.
Michael nie miał nic przeciwko jego orientacji, po prostu ich nowy nauczyciel od wychowania fizycznego był strasznym zboczeńcem i lubił łapać chłopaków za tyłki. Początkowo Michael starał się to ignorować i nie dopuszczać do takich sytuacji, ale pewnego dnia facet poszedł na całość i… Tu Michael znowu się rozpłakał, nie mogąc wykrztusić z siebie żadnego słowa. Dopiero po chwili wyznał, że ten facet zmusił go do seksu i to kilka razy. Nastolatek był roztrzęsiony, ale nie mówił o tym nikomu, bo zwyczajnie było mu wstyd. Bał się, co mogłoby z tego wyniknąć. Kiedy rodzice w końcu wyznali mu, że jego starszy brat jest homoseksualny, Michael od razu go znienawidził, kojarząc go z wuefistą. Tak po prostu mu się zakodowało w głowie, że to przecież to samo zboczenie i… Ale naprawdę nie chciał, żeby Colinowi zrobiło się przykro.
Colin wszystko bardzo dobrze zrozumiał.
– Mam go załatwić?
Michael podskoczył i zrobił się momentalnie czerwony, kiedy zobaczył Joe w progu drzwi.
– Było otwarte – usprawiedliwił się rudy, widząc zaskoczone miny rodzeństwa.
– Nie słyszałeś tego, prawda?
– Luz, stary. Twój brat też mnie napastuje, można by to podpiąć pod ten sam paragraf – Joe wywrócił oczami. – To co, mogę mu skopać dupę?
– Oczywiście. Tak mu dołożymy, że już się nie pozbiera – odparł starszy z braci.
– Co chcecie zrobić?
Colin uśmiechnął się porozumiewawczo do Joe. Wiedział, że rudzielec z pewnością coś wymyśli.
– Masz jakiś plan? – spytał mężczyzna.
Joe uderzył pięścią w otwartą dłoń i uśmiechnął się lekko.
– Oczywiście.


– Jesteś pewien, że to zadziała? – spytał Colin z powątpiewaniem. Stali we trójkę pod domem nauczyciela, Michael wyglądał, jakby miał zaraz narobić w majtki.
– Musi.
– Nie wierzę, że chcesz to zrobić – mruknął Michael.
– Po prostu uwielbiam, kiedy pedały drżą na sam mój widok.
– Sam nim jesteś.
– Nie jest – westchnął Colin. – Wkręcał cię, bo go wkurzyłeś. I to porządnie, skoro sam mnie pocałował.
– Serio nie jesteście razem?
– Serio.
– Idę – powiedział Joe z lekkim uśmiechem. Uwielbiał pogrążać ludzi, ach… Nie mógł się doczekać. – Tylko nie spieprz tego, Colin, bo cię zatłukę.
– Spoko, spoko. Musisz go zająć, jasne?
Joe wcisnął ręce w kieszenie kurtki i wszedł po schodach na ganek. Zadzwonił do drzwi, opierając się nonszalancko o futrynę. Po chwili drzwi stanęły otworem i ukazał się w nich całkiem młody, lekko zaspany mężczyzna. Joe uśmiechnął się zmysłowo, ukazując rząd białych zębów.
– Cześć – powiedział. Colin kazał mu żuć gumę, ponoć to wyglądało bardziej seksy. – Mogę wejść?
– Kim jesteś?
– Prezentem. Widać masz dobrego przyjaciela. Nie każdego na mnie stać.
– Słucham?
Joe splótł ręce na piersi.
– Jestem z agencji. Twój przyjaciel mnie dla ciebie wynajął. Mam tu stać na zimnie, czy może mnie ogrzejesz?
Mężczyzna przez chwilę taksował go wzrokiem, po czym przesunął się w drzwiach.
– Skąd wiedział, że lubię rudych? – mruknął do siebie nauczyciel.
– Hm? Mówiłeś coś?
– Chciałbyś się czegoś napić?
Joe parsknął.
– Zimno mi. Chciałbyś może mnie ogrzać?
Facet oblizał usta, co nie umknęło uwadze Joe. Kiedy mężczyzna zbliżył się do niego z wyraźnym zamiarem pocałowania, Joe zgrabnie się wywinął i zaczął szukać sypialni.
– Kusisz – mruknął facet, idąc za Joe jak posłuszny psiak. Nastolatek był trochę zdziwiony tym, jak ten obcy na niego reaguje. Nie sądził, że może tak oddziaływać na homo.
Joe stanął na środku sypialni. W oknie mignęła mu sylwetka Colina.
– Na co masz ochotę? – spytał rudy, uśmiechając się. Wyglądał na niezwykle pewnego siebie.
– Rozbieraj się… Tylko powoli!
– Jaasne… Lubisz jak ktoś się przed tobą obnaża, co?
Joe rozpiął kurtkę i zdjął ją. Potem powoli podążył do guzików koszuli i zaczął je powoli rozpinać. Nawet nie chciał myśleć o tym, że Colin stoi przy oknie i to wszystko widzi. Ba! Nagrywa! Co za różnica właściwie? Przecież i tak nie miał zamiaru pokazać się temu facetowi całkiem nago.
Po koszuli zajął się paskiem od spodni. Rozpiął go, po czym rozpiął guzik.
– Podoba ci się to, co widzisz? – spytał Joe uwodzicielsko, widząc znaczne wybrzuszenie w spodniach faceta. Podszedł do niego i nachylił się nad nim, przejeżdżając palcem po jego wargach. – Lubisz nieletnich?
– Jesteś nieletni?
Joe wzruszył ramionami.
– Rodzice wyrzucili mnie z domu, jakoś muszę zarabiać. Ale spoko, w agencji wiedzą. Muszę tylko uprzedzać klientów, że jestem gówniarzem. Ale wiesz… On chyba nie chce rezygnować – Joe spojrzał na krocze nauczyciela, ledwo powstrzymując odrazę i jednocześnie chęć wybuchnięcia śmiechem.
– Nikt się o tym nie dowie? – upewnił się mężczyzna.
– Nikt.
– To… ok. Możemy kontynuować.
Joe uśmiechnął się lekko.
– Wiesz co? – Rudy zrobił na chwilę pauzę, po czym dodał. – Nie znoszę pedałów!
Szybki cios w twarz powalił mężczyznę na podłogę razem z krzesłem. Joe zapiał spodnie i kopnął kilka razy faceta w brzuch, żeby za szybko nie wstał.
– Nie ładnie rzucać się na nieletnich, stary. Nie wiedziałeś, że to karalne?
– Kim ty jesteś?
– Kogo to obchodzi? Wybacz, że nachodzę ci w święta, ale tak się składa, że to mój jedyny wolny termin na zabawianie się z takim kutasem jak ty. Wiesz, że gwałcenie uczniów jest przestępstwem i możesz iść za to siedzieć?
– Nie wiem o czym mówisz! – jęknął mężczyzna, zbierając się z podłogi.
– Dobrze wiesz, o czym mówię, ty chuju. Czas, żeby ktoś tobie porządnie przeruchał dupę. Być może zmądrzejesz.
Mężczyzna zamachnął się na chłopaka, ale setki bójek już nauczyły Joe, jak postępować w takich przypadkach. Bez trudu odchylił się, po czym ponownie uderzył wuefistę w twarz. Muller wyciągnął z kieszeni sznurek, którym skrępował nieznajomemu ręce.
– Czego ty chcesz?
– Zalegalizowania kastracji dla takich jak ty, ale o tym pogadamy później.
– Zadzwonię na policję.
– Proszę bardzo. Mój kumpel od początku nagrywał całą sytuację, łącznie z moim oświadczeniem, że jestem niepełnoletni i twoją odpowiedzią. Mamy też zeznania twoich ofiar, więc masz pozamiatane, stary. Przyjmij karę z godnością, w przeciwnym razie inaczej sobie pogadamy.
Joe związał mu porządnie ręce na plecach, a potem zawiązał opaskę na oczach i zaciągnął go do łazienki. Następne pół godziny z pewnością było najgorsze w życiu nauczyciela. Colin nie wahał się, w końcu chodziło o jego brata. Gdy wracali już do domu, Joe cały czas miał przed oczami spięty tyłek faceta, w który Colin na siłę wpychał pokaźnych rozmiarów wibrator. Ani on, ani Michael nie powiedzieli ani słowa, żeby przypadkiem nie zostać zdemaskowanym. Joe i tak nie mieszkał w tej miejscowości, więc czuł się bezpieczny, a poza tym wątpił, żeby ten facet chciał zgłosić na policję coś takiego.
Nie sądził, że Colin może być okrutny, ale przez cały czas był opanowany. Joe doszedł do wniosku, że coś… takiego musi kurewsko boleć, w końcu ten facet nie wydzierał się na darmo. Przeklinał ich i obiecywał, że się zemści, ale żaden z nich go nie słuchał. Colin pchnął w niego aż dwadzieścia trzy razy, Muller liczył. Żaden z nich nie czuł wyrzutów sumienia. Gwałcicieli powinni zamykać, a nie zatrudniać w szkołach. Michael na początku był tym wszystkim przerażony, ale kiedy Colin skończył dawać jego nauczycielowi nauczkę wyglądał, jakby poczuł się lepiej.
– Następnym razem, kiedy przyjdzie ci ochota na zabawy ze swoimi uczniami, przypomnij sobie, jaka czeka cię za to kara. Pamiętaj, że żaden ojciec nie przepuści frajerowi, który wepchał się z kutasem w tyłek jego syna. Miłych snów.
W domu odtworzyli nagranie, na którym Joe „kokietował” wuefistę. Wszystko było dobrze słychać, więc w razie czego mieli dowody.
– Tak czy siak, musimy wracać do domu, Michael – powiedział Colin. – Lepiej, żeby ten facet nie zobaczył tu Joe i nie skojarzył go z tobą, bo inaczej możesz mieć problemy. Jeśli będzie chciał się przenieść do innej szkoły, trzeba będzie ocenzurować na nagraniu twarz Joe i wysłać filmik do szkoły, w której będzie chciał się zatrudnić. Ten szczur już zatonął.
– Dzięki za pomoc. Było ostro, ale… cieszę się, że dostał nauczkę.

~~#~~

– Znowu w domu – westchnął Colin.
Joe zignorował go, od razu zabierając się za przepisywanie lekcji. Było tego naprawdę sporo, a on nie miał zamiaru męczyć się z tym przez całe święta.
– Chciałbyś nauczyć się kilku fajnych chwytów? – zapytał Colin, rozsiadając się wygodnie na łóżku.
– Nie przepuścisz żadnej okazji, żeby mnie trochę pomacać, co? – burknął Joe znad zeszytu.
– Marudzisz. Z twoimi zapędami do bijatyk, takie umiejętności mogą być naprawdę przydatne.
– Sam podpisujesz na siebie wyrok.
Colin zaśmiał się.
– Zanim mi dorównasz, minie jeszcze sporo czasu.
– Ach tak? W takim razie idziemy.
Joe zamknął zeszyt, wstał i spojrzał wyzywająco na mężczyznę. Colin zamrugał, po czym uśmiechnął się lekko.
Pojechali na salę, ponieważ w domu nie mieli wystarczająco dużo miejsca. Złączyli sporo materaców, żeby za bardzo się nie poobijać.
– Masz jakieś pojęcie o samoobronie? – spytał Colin, od razu wchodząc  w rolę mentora.
– Nie fachową, ale mam.
– Zobaczymy…
Colin doskoczył do Joe i spróbował go unieruchomić. Joe zareagował instynktowo. Złapał Colina za koszulkę, szarpnął się w tył, upadając na plecy i nogami przerzucił mężczyznę przez siebie.
Straus nie bardzo wiedział, co się dzieje. Joe zaśmiał się, widząc jego zdezorientowaną minę.
– Dałeś się załatwić jak dziecko – zakpił.
Colin wstał i otrzepał ubranie, patrząc na Joe zmrużonymi oczami.
– W takim razie zabawmy się na poważnie.
Tym razem Joe nie zdążył się obronić, a już po chwili leżał wciśnięty w materac, z wykręconymi do tyłu rękoma i kolanem Colina wbijającym mu się w kręgosłup.
– Au! Aua! Puść mnie już!
Rudy odetchnął, kiedy Colin odsunął się lekko. Jęknął cicho, niepewnie prostując rękę.
– W porządku?–  zaniepokoił się szatyn.
– Mhm… Skurcz.
– Zacznijmy od podstaw.
Joe wstał i zmarszczył brwi. Colin zrobił z nim porządną rozgrzewkę, po czym zaczął uczyć go poszczególnych chwytów. Joe wyglądał na naprawdę zainteresowanego tym, co się dzieje, co bardzo Colina cieszyło. Wcześniej nie był pewien, czy jest w stanie znaleźć chłopakowi zajęcie, które sprawiałoby mu prawdziwą radość.
Gdy po raz sto dwudziesty siódmy (Colin liczył) Joe wylądował z głuchym odgłosem plecami na materacu, wreszcie odpuścił. Był naprawdę uparty, zwykle inni kursanci po dwudziestu mieli już dość. Jego musiał przewrócić ponad sto, żeby wreszcie westchnął i pokazał, że się poddaje.
– To nie fair! Nauczyłeś mnie takich chwytów, które najłatwiej zablokować.
– Po prostu wiem, czego się spodziewać – powiedział Colin, siadając obok rudego. Chłopak wyglądał naprawdę dobrze – miał na sobie szerokie dresy i podkoszulek na ramiączkach, uwydatniający jego lekko umięśnione ramiona. Rude włosy rozsypały się w nieładzie wokół jego głowy, a zielone oczy patrzyły na Colina spokojnie. – Znam w końcu cały twój asortyment.
– Jeszcze dostaniesz po dupie.
– Obiecujesz?
Joe prychnął.
– Jebany pedał – mruknął, zamykając oczy.
– Ej, bo się obrażę.
– Grozisz czy obiecujesz?
Colin westchnął. Ułożył się obok Joe i pociągnął go lekko za włosy, wplatając w nie palce.
– Wypad! Nie pozwoliłem ci dotykać – mruknął nastolatek, odpychając jego rękę.
– Ale…
– Nie.
– Cnotka niewydymka – burknął mężczyzna obrażony.
Joe spłonął rumieńcem, słysząc to określenie.
– Chcesz w łeb?! – warknął.
– Na razie coś niezbyt ci idzie – odparł Colin z politowaniem. – Może zrobimy tak… Możemy powalczyć na poważnie… Jeśli ja wygram, jeszcze raz ładnie dasz się zmacać, ale… trochę dogłębniej. – Joe znowu się zaczerwienił, tym razem jeszcze z oburzenia. Jak Colin śmiał mu coś takiego proponować?! Przecież mówił mu, że nie jest zainteresowany! Co z tego, że dał mu na święta dość nietypowy prezent?! To się przecież nie liczyło. – Jeśli ty wygrasz, przez dwa tygodnie nie będziesz miał żadnych obowiązków w domu i będę cię podwoził codziennie do szkoły przez cały styczeń.
– Niby jak mam z tobą wygrać, skoro tak dobrze opanowałeś te wszystkie chwyty? To byłoby nie fair.
– Nie mówiłem, że mamy się bić. Możemy w coś zagrać.
– Na przykład?
– Wybieraj… Piłka nożna, kosz, biegi… Coś, co jasno rozstrzygnie zwycięzcę.
Joe zmarszczył brwi. W sumie nie głupi pomysł. Szybko ocenił, w której potyczce miałby największe szanse. Koszykówka odpadała – Colin był od niego sporo wyższy, a w tym sporcie każdy centymetr miał wielkie znaczenie. Nigdy nie lubił biegać, a już zwłaszcza w takich warunkach pogodowych, więc to też odpadało. Najpewniej czuł się w piłce nożnej. Chociaż Colin był od niego trochę lepiej zbudowany, Joe był szybki i zwinny i nie powinien mieć zbyt wielkich problemów z okiwaniem go.
– Piłka nożna – zdecydował, siadając. – Przygotuj się na sromotną klęskę.
– Lepiej ty się szykuj, bo zwycięsko z tego pojedynku nie wyjdziesz na pewno.
– Tak sobie mów. Jak gramy?
– Zrobimy dwie bramki. Ten, kto w ciągu piętnastu minut strzeli więcej bramek, wygrywa. Nie wolno faulować. Z grubsza to chyba tyle.
Colin poszedł do składziku po piłkę, a Joe w tym czasie ustawił w odpowiednim miejscu bramki do hokeja, które do tej pory leżały przewrócone obok materaców. Colin wyciągnął telefon i ustawił czas.
– Jesteś młodszy, możesz zacząć – powiedział do Joe, uśmiechając się lekko. Stanęli naprzeciwko siebie. Żaden z nich nie miał zamiaru przegrać.
Joe podszedł do Colina z piłką. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, po czym szatyn przystąpił do ataku.
Rudy dobrze grał w piłkę. Był bardzo dobry technicznie, co pomogło mu w walce z większym i silniejszym przeciwnikiem. Colin całkiem dobrze sobie radził i przez pierwsze dwie minuty nie pozwolił Joe strzelić gola, ale też nie zdołał odebrać mu piłki.
Potem jakimś cudem Colin strzelił gola i Joe spoważniał tak bardzo, jak jeszcze chyba nigdy. W końcu nie miał zamiaru pozwolić Colinowi na pchanie łap nie tam, gdzie trzeba.
Tym razem to on strzelił gola. Jednego, a zaraz potem drugiego. Trochę się zmęczył, co dało chwilową przewagę Colinowi i doszło do wyrównania wyniku.
Po ponad dziesięciu minutach Joe prowadził dwoma bramkami, ale był o wiele bardziej zmęczony od szatyna. Musiał się za nim sporo nabiegać. Zmęczenie spowodowało, że Colin minutę przed końcem „meczu” doprowadził do remisu.
Joe  za wszelką cenę starał się strzelić decydującego gola. W końcu zdecydował się strzelać z połowy. Ledwie udało mu się kopnąć piłkę i skierować ją do bramki, Colin potknął się i uderzył go barkiem w twarz, przewracając ich na parkiet. Rudy jęknął z bólu, nie mogąc złapać tchu z powodu wyczerpującego meczu.
– O, rety, przepraszam! – powiedział Colin ze skruchą, pomagając Joe usiąść. Rudy przyłożył palce do nosa i zobaczył, że znajduje się na nich krew. – Potknąłem się.
– Cholera – burknął Joe, próbując zatamować krwotok z nosa.
– Chodź do łazienki.
Colin postawił go na nogi i niemal siłą zaciągnął do wspomnianego wcześniej pomieszczenia. Tam pomógł mu pozbyć się krwi z twarzy. Na szczęście był to bardzo niewielki krwotok i po chwili nie było po nim nawet śladu.
– Niezdara – burknął Joe, idąc po swoją bluzę, którą zostawił obok materacy. Spojrzał na bramkę i uśmiechnął się lekko. – Wygrałem.
Colin jęknął z zawodu.
– Cholera!
Mimo przegranej był dobrej myśli. To, że Joe w ogóle zgodził się na taki pojedynek wcale nie oznaczało, że był pewny siebie i wiedział, że wygra. Joe taki nie był. Colin wywnioskował, słusznie zresztą, że Joe chyba nie jest aż takim wielkim przeciwnikiem robienia TAKICH rzeczy z innym facetem, a to, że podniósł rękawicę, tylko tego dowodziło.
Joe nie wiedział, że tak naprawdę Colin czuł się wygranym, nawet jeśli przez dwa tygodnie przyjdzie mu sprzątać.
Szatyn chwilowo odpuścił chłopakowi, czekając na odpowiedni moment do wdrożenia w życie swojego genialnego „planu”. Musiał jakoś podejść rudzielca, więc najlepszym sposobem według niego było… czekanie. Jeśli rudemu tak naprawdę spodobały się pieszczoty i pocałunki, musi zatęsknić za jego dotykiem i smakiem. Jeśli wiecznie będzie się mu narzucał, Joe nigdy nie odrzuci dumy i już zawsze będzie udawał, że robi to, bo innego wyjścia po prostu nie ma. Na szczęście kogoś o takim temperamencie jak Joe bardzo łatwo skłonić do pewnych określonych zachowań, a Colin miał zamiar zrobić absolutnie wszystko, co w jego mocy, żeby go zdobyć.
Do sylwestra spędzali czas różnie – wyszli trochę na dwór i ulepili bałwana, Colin zrobił sobie porządek w szafie (omal się nie rozpłakał, kiedy zaczynał), a Joe skupił się na lekcjach. W sylwestra poszli do sklepu i kupili butelkę dobrego wina, którą wypili na pół o północy. Rudy był na tyle udobruchany tym, że Colin trzyma łapki przy sobie, że nawet pozwolił mu się przytulić i pocałować lekko w policzek. Pospacerowali nocą trochę po mieście, a potem wrócili do domu i poszli spać. Mimo że co roku obaj imprezowali w gronie swoich znajomych, taki spokojny sylwester był miłą odmianą.
Gdy następnego dnia Joe obudził się i zdał sobie sprawę, że jutro musi iść do szkoły, humor mu się od razu zepsuł. Chociaż jeszcze dwa tygodnie temu był gotowy na kolanach błagać dyrektora, żeby pozwolił mu wrócić, teraz sytuacja odwróciła się o całe sto osiemdziesiąt stopni.
Nie chciało mu się iść do szkoły. Wcale. Zresztą, teraz, kiedy jest poza zasięgiem łap ojca, może sam decydować, kiedy idzie do szkoły, a kiedy zostaje w domu. Co prawda siedzenie Colinowi na głowie nie było specjalnie fajne, ale z drugiej strony, szatyn sam się zaoferował. Mimo wszystko Joe miał takie głupie uczucie, że powinien chodzić do budy systematycznie, żeby nie zawieść swojego gospodarza. No, i teraz, kiedy już święta się skończyły, będzie mu oddawał wszystkie zarobione pieniądze. Nie uśmiechało mu się bycie zwykłym darmozjadem.
Na samą myśl o tym, że przecież będzie musiał podziękować dwóm pedałom za pomoc, coś przewróciło mu się w żołądku. Tramp i ten drugi, jak mu tam… Theo chyba… Obaj mu pomogli, mimo że wyrządził im wielką krzywdę. Obaj nieraz poczuli na swoim ciele jego ciężkiego buta, a kiedy potrzebował pomocy, tak po prostu mu jej udzielili. Nie mieściło mu się to w głowie.
– Nad czym tak rozmyślasz, co? – wymamrotał Colin, patrząc na niego nie do końca przytomnie.
– Rety, wyglądasz okropnie! – mruknął Joe, patrząc na szatyna z kpiącym uśmiechem. – Komuś winko wychodzi bokiem.
– Nie wspominaj o tym cholernym winie – jęknął Colin, zagrzebując się pod kołdrą.
– Marudzisz. Jak zwykle zresztą. Wstawaj, zlew jest pełen garów. Same nie znikną.
– Jesteś okrutny.
– Gdybym był okrutny, twój kutas dyndałby już na płocie, ku uciesze ulicznych kotów. Wstawaj!
Colin zaczął mamrotać coś w stylu „Boże, za jakie grzechy?”, ale posłusznie wstał. Poszedł pod prysznic, a Joe z westchnieniem zajął się śniadaniem. Nakroił sera żółtego, kiełbasy i pomidora i posmarował chleb masłem. Akurat kiedy Colin wyszedł z łazienki, na stole stały już dwie gorące, parujące kawy i mnóstwo jedzenia.
– Mniam.
Szatyn usiadł do stołu i dorwał się do kubka z prawdziwą radością.
– Wyglądasz, jakbyś dochodził – mruknął Joe z niesmakiem. Colin spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko.
– Może doszedłem. Chcesz sprawdzić?
– Dzięki, obejdę się bez tej wątpliwej przyjemności.
Colin wywrócił oczami.
– Teraz ty marudzisz.
– Chciałbyś.
– O której muszę cię zawieźć do szkoły?
Joe uśmiechnął się lekko, widząc z jaką nieszczęśliwą miną Colin o to spytał.
– Tak kwadrans przed ósmą musimy wyjechać.
– Ok. Boże, dwa tygodnie męki.
– Znowu marudzisz.
– Nie marudzę.
– Jedz.
– Przecież jem!



***
To chyba jedyny odcinek tego opowiadania, z którego jestem niezadowolona. Mam jednak nadzieję, że nie było tak źle, jak myślę.
Pozdrawiam!

12 komentarzy:

  1. Oooch, jesteś okrutna :-( jak mogłaś zrobić coś takiego biednemu Michaelowi :-( nienawidzę gwałtów, chyba, że pomiędzy głównymi bohaterami. Notka rzeczywiście poniżej Twoich możliwości, ale i tak bardzo przyjemnie się czytało :-) szkoda jedynie, że Collin nie wygrał zakładu, oczywiście z dokładnym opisem odebrania nagrody :3
    Notabene jestem na diecie i chodzę ciągle godna i zła, więc nota wspaniale poprawiła mi humor :-) dziękuję :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Yay~! Mi się bardzo podobało. Oczywiste, że były lepsze notki niż ta, no ale bez przesady. Ta jest też bardzo dobra. Wgl, ze wszystkiego co piszesz, nie znalazłam jeszcze nic złego, ble ani fuj :)
    Uwielbiam to opowiadanie i liczę na kolejne rozdziały już wkrótce ^_^
    ~Psychedelic smiles (~Psy')

    OdpowiedzUsuń
  3. Doprawdy, nie mogłaś poprzestać na samym molestowaniu? Musiałaś dodawać gwałt? Do niedawna z niecierpliwością oczekiwałam na kolejne rozdziały Twoich opowiadań, ale teraz mam mieszane uczucia. Niby opowiadanie jest ciekawe, niby dobrze piszesz, ale ten gwałt... Za dużo tego już jest w internecie. Niemal na każdym blogu pojawia się ten wątek. Chwała Bogu, nie jesteś jakąś siksą, która z gwałtu zrobiłaby wstęp do gorącego romansu i wielkiej miłości. Wtedy chyba bym po prostu usunęła zakładkę z Twoim blogiem i więcej tu nie zaglądała. Tak czy inaczej, jestem rozczarowana.
    Pozostała część rozdziału była dobra. Spodobał mi się sposób w jaki Colin przekonuje Joe do uległości i trochę żałuję, że młodszy z mężczyzn wygrał, bo mialam smaka na gorącą scenkę między nimi.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział,
    Ariana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaję sobie z tego sprawę, bo baaaaardzo długo się wahałam, jak rozwinąć ten wątek. Ja sama osobiście spotkałam się z molestowaniem na wychowaniu fizycznym i sytuacji, gdzie nikt na to nie reaguje. Jednak gwałt to coś, do czego dochodzi naprawdę często. Może nikt nam o tym nie powie wprost czy coś, słyszy się o tym w telewizji, dlatego wydaje się to takie... dziwne, nieprawdopodobne? Sama nie wiem. Taka jednak jest rzeczywistość.
      A tak poza tym, to nie mogę pisać wszystkiego tak jak chcecie, bo niczym bym Was nie zaskoczyła:). Niemniej jednak dziękuję za szczerą opinię i tak jak już napisałam, sama mam mieszane uczucia co do tej jednej kwestii.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    2. A mi się podobało, że poruszyłaś w ten sposób ten temat. Gwałty to nic przyjemnego, choć i kara za niego nie wydaje mi się osobiście odpowiednia, ale... Cóż, nie można mieć wszystkiego. Jednak zgadzam się z tobą, że trzeba te tematy poruszać i uświadamiać ludzi, iż takie coś ma miejsce, a co za tym idzie - trzeba coś z tym zacząć robić, a nie zamiatać pod dywan. Poza tym właściwe przedstawienie problemu (a nie właśnie, że tylko takiego niedojrzałego i wypaczonego sposobu na "wielką miłość", nadużywanego przez wielu jako dobry chwyt podkręcający akcję) pozwoli ludziom nie tyle oswoić się, co zrozumieć różnicę pomiędzy "słitaśną" pisaniną, która jest czystą fantazją, a prawdziwymi skutkami takich czynów.
      Faktycznie, mogłaś to napisać inaczej, ale wtedy to nie byłoby to twoje... ;) Dlatego cieszę się, że trzymasz się swojego zdania i choć nie zawsze podoba mi się, w jaki sposób kierujesz akcją, bo sama uznałabym inną opcję za lepszą, to jednak szanuję twoje decyzje. Dzięki temu poznajemy, to co ty chcesz nam przekazać oraz światy, które tworzysz w swojej głowie. Przez to każde opowiadanie ma coś w sobie i nie jest zlepkiem tylko "fajnych" scenek. Tak trzymaj! ;)

      Ri :*

      Usuń
  4. Genialne. Bardzo mi się podobało. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej!
    "Poskromić złośnika" przeczytałam wczoraj praktycznie bez przerwy. Opowiadanie ma ciekawą fabułę, nic nie dzieje się za szybko (to poczucie zawodu w sercu, kiedy to jednak Colin wygrał mecz piłki nożnej..), no i bohaterowie - Joe jest po prostu uroczy! No żadne inne określenie mi do niego nie pasuje :). Z ogromną niecierpliwością będę czekała na dalsze rozdziały i mam nadzieję, że rozdział 8 wrzucisz jeszcze dzisiaj ;).
    Przeczytałam również "Odkryć siebie", "Pozory mylą" oraz "Granice". Oba opowiadania mnie zachwyciły. Świetnie umiesz wykreować postać, nadać jej charakter, fabułę prowadzisz ciekawie, nie za szybko, nie za wolno. W zasadzie nie mam chyba żadnych zastrzeżeń co do Twoich opowiadań :).
    Opowiadań o bliźniakach na razie nie czytałam i raczej nie przeczytam z tego względu, że.. kiedyś lubiłam twincesty z Billem i Tomem w roli głównej, a potem to się zmieniło. Właściwie to sama nie wiem, dlaczego. Ale będę czekała z niecierpliwością na każdy nowy rozdział "Poskromić złośnika" i na każde kolejne opowiadanie nie-twincestowe ;). A kto wie, może i jeszcze kiedyś skuszę się na twincest..?

    Życzę wesołych, spokojnych, radosnych, ciepłych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia :).
    Życzę również weny, czasu na pisanie oraz pozdrawiam :)

    Ay

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oba opowiadania mnie zachwyciły.
      Poprawka - wszystkie trzy opowiadania mnie zachwyciły ;)

      Ay

      Usuń
  6. To było na serio świetne! motyw gwałtu jest dosyć częsty, ale mi osobiście to nie przeszkadza. Jeśli jest dobrze i z pomysłem napisane to ja jestem na tak! Strasznie mi się podobał ten rozdział.
    życzę Ci wesołych świąt. Pozdrawiam gorąco

    PS. Zapraszam do mnie na świątecznego one shota---> opowiadania-slash-desire.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Biedny Micky :-(

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)