Kacper trząsł się z
bezsilnej złości, zaciskając mocno dłonie w pięści. Miał ochotę coś rozwalić.
Nie był taki wściekły od momentu, kiedy przez głupotę stażysty jego firma
straciła kilka milionów dolarów.
Jak on śmiał?! Jak ta
mała kurwa śmiała tak po prostu olać to, że dopiero co przestali się spotykać i
zamiast składania się do kupy po bolesnym rozstaniu, zabrała się za jego
cholernego, nastoletniego, kurwa, syna! Po prostu nie mógł w to uwierzyć.
Był przekonany, że
dobrze Paula zna. O, tak, poznał wszystkie jego wady i zalety, żeby móc nim
manipulować w odpowiedni sposób, zanim pozwolił mu się do siebie zbliżyć. Przez
te cztery lata Paul nie był w stanie niczym go zaskoczyć. Był dobrym, miłym,
ale też i naiwnym mężczyzną, a Kacper bez najmniejszych skrupułów wykorzystał
te cechy jego charakteru do własnych celów. I po tych cholernych czterech
latach, kiedy z nim po prostu zerwał – właściwe to nie zerwał, bo nie byli
razem, ale nie wiedział, jak to nazwać – Paul się nawet nie przejął i dzień
później znalazł się nago w łóżko jego nastoletniego syna! Co z tego, że Tomek
był ubrany? To o niczym nie świadczyło!
Kacper miał ochotę
zabić ich obu. Wątpił, żeby to Tomek w tym wszystkim zawinił, ale podświadomie
zrobił z niego swojego kozła ofiarnego i nie kwapił się, żeby to zmienić. Miał
ochotę rozszarpać gówniarza za to, że śmiał dotknąć coś, co należało tylko i
wyłącznie do niego. Nikt nie miał prawa go mieć, nawet jeśli on sam już go nie
chciał. Po pieprzonych czterech latach Paul postanowił zerwać z rutyną i wykręcił
mu taki numer. Całe szczęście, że już poszedł, bo by go chyba zabił za to, co
zrobił.
Nie zamierzał tak tego
zostawić. Paul nie miał prawa tak po prostu zapomnieć. On sam też nie zamierzał
i fakt, że jego kochanek zrobił to z taką łatwością, sprawił mu nieoczekiwany
ból. Kacper nie sądził, że mógł się do kogoś przywiązać. Ta sytuacja jednak
ruszyła go bardziej niż był skłonny przyznać i nie potrafił zrozumieć, dlaczego
tak się stało. Przecież od początku traktował to tylko jak niezobowiązujący
seks. Nigdy nie dawał Paulowi złudzeń, że kiedykolwiek się to zmieni. Nie czuł
względem niego jakiegoś naprawdę dużego sentymentu. Był – okej, nie było go –
jeszcze lepiej. Dobrze im się układało w łóżku, no i Paul był na tyle ciepłą
kluchą, że nawet nie próbował odwrócić ich ról i dla odmiany wyruchać jego.
Kacprowi to odpowiadało i może dlatego pozwolił zaistnieć temu mężczyźnie w swoim życiu aż cztery lata. To
był jak na razie jego rekord.
Tak łatwo nie
odejdziesz, pomyślał ze złością. Na koniec zamierzam ci jeszcze porządnie
wygarnąć.
Nie było łatwo się
powstrzymać przed pojechaniem do Paula natychmiast. Musiał jednak trochę pobyć
z Lilith. Tak naprawdę wcale nie chciał się z nią żenić i miał zamiar jakoś się
z tego wywinąć. Wiedział już nawet, jak. To musiało jednak poczekać. W tej
chwili musiał znosić tę primadonnę. Jak Boga kochał, w całej swojej karierze
playboya takiego wstrętnego babska jeszcze nie spotkał. Cóż miał jednak
poradzić? Widać takie życie. Bóg chyba wziął sprawy we własne ręce i postanowił
go pokarać za wszystkie grzechy przeszłości. A będąc szczerym, było za co.
Tomek wykorzystał
weekend na dokończenie rysunku, przeczytanie lektury i długą rozmowę z matką.
Gadał z nią jakieś dwie godziny. O niektórych rzeczach nie mógł jej powiedzieć,
bo Kacper mógł to usłyszeć, ale ogółem miło było się z nią poprzekomarzać jak
za starych dobrych czasów.
W niedzielę przyszedł
do niego Tyler. Wziął ze sobą materiały, żeby mogli się pouczyć. Taki właściwie
był główny cel ich wszystkich spotkać.
– Zack dał ci mocno w
kość? – spytał blondyn.
Tyler westchnął
cierpiętniczo.
– Mało powiedziane –
burknął. – Możesz być pewny, że nasz dom nigdy jeszcze tak nie błyszczał. Mama
o mało nie dostała zawału, kiedy zobaczyła jak jest czysto.
Tomek zaśmiał się,
widząc naburmuszoną minę Tylera. Wyglądał jakby był w przedszkolu i nie
pozwolono mu się pobawić jego ulubionym samochodzikiem.
– Nie śmiej się! –
Tyler pchnął go zaczepnie w ramię. – Wiesz ile musiałem się namęczyć, żeby
dokładnie pościerać podłogi? A Zack jak na złość wlazł mi w buciorach!
Teraz to Tomek już
całkiem parsknął śmiechem. Tyler był taki pozytywny… Przy tym dzieciaku
naprawdę można było się wyluzować.
Odetchnął głęboko,
żeby powstrzymać śmiech i postanowił spytać Tylera o coś zupełnie nie
związanego z powodem jego wizyty.
– O co ci chodziło,
jak jedliśmy śniadanie?
Tyler zamrugał.
– He?
– No, dzień po
imprezie. Ty i Zack dziwnie się zachowywaliście. Mówiłeś też dziwne rzeczy…
– A–aa... T–to – Tyler
uśmiechnął się niepewnie i chrząknął. – Um, wiesz, nie bardzo wolno mi o tym
mówić. Już i tak podpadłem Zackowi ostatnio. Oskalpuje mnie, jeśli ci wypaplam.
– Czyli coś jest na
rzeczy – stwierdził Tomek, nie będąc pewnym, czy chce wiedzieć, czy może lepiej
nie.
– Nic ci nie powiem.
Będzie wiedział, kto miał za długi jęzor. Weźmy się lepiej do nauki. A jeśli
chcesz, to za tydzień możemy ruszyć na imprezkę.
– Znowu? – zdziwił się
Tomek. – Nie za dużo tych imprez?
– Oj, tam, przestań!
Zupełnie jak Zack. Najchętniej w ogóle nie ruszałby dupy z domu. Wyjście do
ogródka to dla niego naprawdę duży wyczyn.
– Jesteś za młody na
takie imprezki.
– Wcale nie – zaperzył
się Tyler, wyciągając z teczki kserówki. – Korzystam póki mogę. Nie bądź
nudziarz. Nie mów, że też wolisz siedzieć w domu.
– Em, to zależy. Ale
nieszczególnie lubię tłok.
– Pff. Jesteście jacyś
dziwni. No, ale dobra. Przygotowałem ci przekrojówkę przez wszystkie czasy i
często używane konstrukcje. Założę się, że co najmniej połowy nie znasz. Sam
musiałem trochę się wysilić, żeby aż tyle ich znaleźć. Wiesz, używam ich, ale
tak na zawołanie wylatują z głowy. Dobra, to zacznijmy od tego.
Tyler miał talent do
nauczania. Wyjaśniał mu wszystko w prosty sposób i jak na kogoś, kto nie
powinien mieć pojęcia o takich rzeczach, radził sobie naprawdę nieźle. Gdy
Tomek mu to powiedział, ciemnowłosy nadął śmiesznie policzki, robiąc ponurą
minę.
– To przez Zacka.
Stosuję jego metody nauczania, tylko o dwieście procent łagodniejsze. Nie
krzyczę, nie tupię i nie walę łapami w biurko, jakbym miał zamiar je rozwalić.
– On tak robi? –
spytał Tomek z rozbawieniem.
– Gorzej – burknął. –
Miałem problemy z matmą, a on jest z niej dobry, więc rodzice kazali mu mnie
pouczyć. Z każdej jednej takiej lekcji wychodziłem z bekiem. Ten sadysta był
straszny. Do tej pory nienawidzę matematyki.
– Muszę przyznać, że
jesteście bardzo interesującym rodzeństwem.
– Taa… Bardzo. Czasami
go nienawidzę.
– Przestań. Ja jestem
jedynakiem. Chciałbym mieć brata.
– Twoi rodzice nie
chcieli mieć więcej dzieci? – zapytał Tyler. – Zresztą, w sumie się nie dziwię.
Tata też zawsze mówi, że dwóch debili z jego DNA mu w zupełności wystarczy.
Tomek parsknął.
– Moi rodzice rozstali
się zaraz po tym, jak moja mama zaszła w ciążę – przyznał. – Nie znam swojego
ojca. Nigdy go nie widziałem. Praktycznie nic o nim nie wiem. Przesyła mi
jedynie pieniądze i tyle.
Warrow zrobił wielkie
oczy.
– Serio? Nie wyobrażam
sobie nie znać swojego taty. Znaczy, mój nie jest zbyt miły. Właściwie to
czasami jest okropny. Ale jak ma przebłyski miłosierdzia to fajnie z nim
spędzić trochę czasu. A co do twojego ojca… Musiał być całkiem przystojny.
– Hm? Czemu?
– No, wiesz, ja tam
się nie znam, nie lecę na facetów. Ale potrafię być obiektywny. Niezła z ciebie
dupa.
Tomek zarumienił się
lekko, słysząc to.
– Dalej nie rozumiem.
Tyler wywrócił oczami.
– Chodzi mi o to, że
pewnie wdałeś się w ojca. Niezła z ciebie dupa, więc z niego pewnie też.
Cóż… Tyler się nie
mylił co do Kacpra. Jego ojciec był zabójczo przystojny i chłopak wiedział, że
jest do niego podobny, ale nie w TEN sposób. Nie był przystojny. Nie widział w
swoim wyglądzie nic szczególnego. Właściwie to zawsze mu dokuczano i wytykano
wady. Chwaliła go tylko mama, trudno więc było uważać się za kogoś
atrakcyjnego.
W poniedziałek miał
znowu angielski. Nogi aż drżały mu pod ławką ze zdenerwowania, bo wiedział, że
jak zwykle będzie musiał się porządnie naprodukować, żeby nie podpaść tej
okropnej babie. Adam uśmiechnął się do niego pokrzepiająco z ławki obok.
– Czy jest ktoś, kto
chciałby odpowiedzieć z lektury? – zapytała nauczycielka, wędrując wzrokiem po
uczniach. W klasie nagle zrobiło się tak cicho, że można było usłyszeć
brzęczenie muchy. Nikt nie odważył się nawet przewrócić kartki od zeszytu.
Każdy – no, może oprócz Adama – próbował wtopić się w ławkę. Pod tym względem w
Stanach było dokładnie tak samo jak w Polsce. – Okej, to wybiorę sama. Tom,
zapraszam.
Tomek zmarszczył brwi.
Chodziło jej o niego?
– Dulski Tom?
A więc jednak.
– Mam na imię Tomek,
proszę pani – powiedział, wstając ze swojego miejsca i podchodząc do jej
biurka. Położył swój zeszyt przed nią.
– Dla mnie jesteś Tom.
Koledzy też cię pewnie tak nazywają.
– Nikt nawet nie
próbował – odparł. – Ale może pani mówić Tomasz, jeśli Tomek źle dla pani
brzmi.
Blondyn uśmiechnął się
całkiem sympatycznie, udając niewiniątko. Był pewien, że wymówienie „sz” nie
byłoby dla niej łatwym zadaniem. Pożałował nagle, że nie ma na nazwisko
Szczepański czy coś. Chciałby zobaczyć, jak męczy się z wymawianiem tego zbitka
liter.
Poradził sobie całkiem
nieźle. Nauczycielka jednak chciała się do niego przyczepić, więc to zrobiła.
Nie podobało jej się jak wymawia „th”. Tomek, który już trochę się zadomowił w
Stanach i powoli wracał do swojego dawnego „ja”, nie zamierzał tak całkiem dać
sobą pomiatać. Wiedział, że nie powinien jej prowokować, ale mimo to i tak
powiedział, że jeśli chce, żeby poprawnie to wymówił, to ona musi powiedzieć po
polsku „szczęście”. A skoro było to niewykonalne i nie bardzo podobało jej się
to, że Tomek tak szybko nauczył się pyskować po angielsku, kazała mu zostać po
lekcjach w kozie.
To była nowość. W
Polsce nie było czegoś takiego, a przynajmniej nie w jego szkole. Tego dnia
dyżur w kozie miał nauczyciel matematyki. Tomek miał co do niego średnie
odczucia. Z jednej strony był spoko i w ogóle, ale z drugiej zaczął cisnąć
klasę, że są głąby z matmy, bo taki Tomek Dulski z jakiegoś zadupia przyjechał
i rozwala zadania, których oni nie potrafią nawet ruszyć. Postawił sobie za
punkt honoru udowodnić, że poziom w Polsce wcale nie jest wyższy i niektórzy z
klasy zaczęli przez to podchodzić do Polaka z dużą rezerwą.
Oprócz niego siedziało
tam jeszcze czterech chłopaków. Dwóch w bluzach drużyny baseballowej, jeden
futbolista i jakiś metal z przefarbowanymi na czarno włosami. Tomek dałby sobie
łeb odciąć, że oczy tego gościa były podkreślone czarną kredką.
– Dzień dobry –
przywitał się grzecznie i zajął miejsce za metalowcem.
– Czym podpadłeś? –
spytał nauczyciel, najwyraźniej nie mogąc pojąć, jak taki grzeczny chłopiec jak
Tomek mógł trafić do kozy.
– Kazałem pani Pearce
powiedzieć polskie słowo „szczęście”.
Nauczyciel uniósł
brwi. Chłopacy z tyłu zaśmiali się.
– Nieźle – powiedział
jeden.
– Musiała się nieźle
wkurzyć – dodał drugi.
– Cicho, chłopcy. –
Nauczyciel klasnął w dłonie, uspokajając ich. – Nie rozmawiać. To ma być kara.
Jeden z nich prychnął,
ale umilkli posłusznie. Kara była zupełnie nietrafiona, bo w przeciwieństwie do
innych, Tomek nie nudził się, siedząc na dupie. Wyciągnął szkicownik, dwa
ołówki, gumkę i jak zwykle, stukał chwilę czubkiem w ławkę, myśląc o tym, co
mógłby ewentualnie namalować. Odwrócił się do tyłu, mierząc wzrokiem trzech
chłopaków, ale żaden z nich nie zainteresował go wystarczająco. Tomek spojrzał
na sztywno wyprostowane plecy siedzącego przed nim chłopaka i przypomniał sobie
jego twarz. Była całkiem pociągająca. I bardzo delikatna jak na chłopaka, lekko
dziewczęca, ale zdecydowanie urokliwa. Usta były ładnie wykrojone, a nos mały i
zgrabny… Nie był pewien, czy przyjrzał mu się wystarczająco, ale postanowił
zaryzykować i zabrał się za rysowanie.
Po trzech godzinach na
dworze zaczęło się już robić ciemnawo. Chłopak siedzący za nim pochrapywał
cicho na ławce, a futbolista i baseballista przełamali lody i grali w kółko i
krzyżyk, przerzucając między sobą kartkę. Metalowiec obejrzał się kilka razy,
więc Tomek przyjrzał się tym miejscom, których nie był pewien.
– Dobrze, czas minął.
Jesteście wolni – powiedział nagle nauczyciel.
Tomek wyprostował się
i spojrzał krytycznie na swoje dzieło. Zdecydowanie mu wyszło. Zamknął szybko
szkicownik i wsadził go do torby, a potem wyszedł z klasy, nie oglądając na
przekomarzających się chłopaków.
Wracając do domu,
zdecydował się przejść przez park. Po całym dniu siedzenia w szkole potrzebował
trochę świeżego powietrza. Oprócz niego nikogo tam nie było. Lampy rozgrzewały
się już powoli i świeciły coraz jaśniej. Idąc przed siebie ze wzrokiem wbitym w
ziemię, Tomek nagle stanął jak wryty, kiedy tuż obok swoich stóp zobaczył
wyraźne czerwone ślady. Z serce w gardle nachylił się, mając nadzieję, że to
nie jest krew. Ale była. Podążył wzrokiem za czerwoną ścieżką plam, prowadzącą
w pobliskie krzaczki. Bał się tam zajrzeć, ale ludzka ciekawość jak zwykle
zwyciężyła.
Gdy zobaczył, skąd na
ścieżce wzięła się krew, jego oczy rozszerzyły się z przerażenia.
– O mój boże!
Patrzył szeroko
rozwartymi oczami na dyszącego ciężko średniej wielkości psa. Zwierzę w ogóle
nie miało na szyi skóry, zupełnie jakby ktoś trzymał go uwiązanego na sznurku.
Pasy oderwanej od ciała skóry zwisały żałośnie, czerwone od zaschniętej krwi.
Tomek zaszlochał
cicho, nie potrafiąc oderwać wzroku od widoku tego biedaka. Wiedział, że musi
mu jakoś pomóc, ale nie miał pojęcia, gdzie tu może być jakiś weterynarz.
Wyciągnął pospiesznie telefon i spróbował zadzwonić do Kacpra, ale ten nie
odebrał. Tyler też nie, chociaż Tomek próbował kilka razy. Już niemal się
zupełnie poddał, kiedy przypomniał sobie, że ma numer jeszcze jednej osoby w
tym mieście. I jakby na złość, akurat ta osoba odebrała.
– Halo?
– Z–zack? – spytał
lekko łamiącym się głosem.
– Hej, co jest?
– Gdzie jest jakiś
najbliższy weterynarz? – zapytał szybko.
– Weterynarz? –
zdziwił się Warrow. – Po co ci weterynarz?
– Znalazłem w parku
rannego psa. Wygląda strasznie. Nie mam pojęcia, jak mu pomóc.
– Gdzie dokładnie
jesteś? Zaraz tam będę.
Tomek wytłumaczył mu
najlepiej jak umiał. Gdy skończyli rozmawiać, uklęknął niepewnie przy psie i
dał mu powąchać swoją rękę. Nie miał pojęcia, czy zwierzę jest agresywne i czy
czasem nie jest na coś chore. Pies polizał go po ręce z wyraźnym wysiłkiem.
Jego oczy wyglądały na naprawdę smutne. Być może chłopak sobie to ubzdurał, ale
takie odniósł wrażenie.
Czekanie na Zacka
dłużyło się i dłużyło, chociaż zegarek mówił, że nie minęło jeszcze nawet pięć
minut.
Dopiero po jakimś
kwadransie zobaczył go biegnącego ścieżką. Był ubrany w obcisłe rybaczki do
biegania Nike i ciepłą bluzę. Dopiero teraz było widać, jak ładnie jest
umięśniony. I słabo owłosiony. Na łydkach miał chyba jeszcze mniej włosów niż Tomek.
– Tutaj! – krzyknął do
niego Polak, machając mu z daleka.
– Hej – rzucił Zack,
skupiając się na psie. Skrzywił się, widząc jego rany. – Boże. Kto mu to
zrobił?
– Nie mam pojęcia, ale
wolę nie wiedzieć. Zabiłbym tę osobę – przyznał Tomek, pociągając nosem. Trochę
było mu głupio się mazać przy Zacku, ale nic nie mógł na to poradzić.
– Musimy go tam
zanieść. Dzwoniłem do nich, ale nie przyjeżdżają po ranne zwierzęta, trzeba im
je dowieść. Na szczęście to tylko dziesięć minut drogi.
– Myślisz, że mu
pomogą? – spytał Tomek z nadzieją.
– Nie wiem – przyznał
Zack, biorąc zwierzę ostrożnie na ręce. Pies zaskomlał, ale nie wydawał się być
agresywny. Polizał ciemnowłosego po szyi. – Być może trzeba będzie go uśpić.
Ale przynajmniej nie będzie się męczył.
Szli najszybciej jak
się dało, nie chcąc niepotrzebnie marnować czasu. Ten biedak już dość
wycierpiał.
– Dzięki, że
przyszedłeś – powiedział Tomek. – Wcale nie musiałeś. Dzwoniłem do Kacpra i
Tylera, ale żaden z nich nie odbierał i już się bałem, że mu nie pomogę.
– Nie ma sprawy –
oparł Zack łagodnie, widząc, jak bardzo Tomek jest poruszony tym, co się stało.
– Lubisz zwierzęta, prawda?
Polak skinął głową.
– I nie znoszę, kiedy
dzieje im się krzywda.
– No, ja też –
przyznał Zack. Widać było, że mimo agresji, jaką często przejawiał w szkole,
potrafi też być delikatny. Był bardzo ostrożny, starając się nie urazić żadnej
z ran psa. – Słyszałem, że wylądowałeś dzisiaj w kozie.
Tomek spojrzał na
niego ze zdziwieniem.
– Skąd? Przecież
właśnie z niej wracam. Wydawało mi się, że w szkole, w której jest tysiąc
sześćset osób, taki fakt przejdzie niezauważenie.
– Kolega mi napisał.
– Napisał ci, bo…?
Tomek serio tego nie
rozumiał. Czemu Zack był dla niego taki miły? Czemu się nim interesował? Czyżby
coś podejrzewał?
– Chyba mu się
nudziło. Nie wiem w sumie. Mówiłem mu, że kumplujesz się z Tylerem, więc może
dlatego?
Zack kręcił, ale Tomek
nie chciał go wypytywać. Jego zachowanie było podejrzane i Tomek miał zamiar
rozgryźć, o co w tym wszystkim chodzi.
Po niespełna
dziesięciu minutach weszli do budynku, gdzie mieściła się klinika
weterynaryjna. Tomek sam by tam w życiu nie trafił.
Weterynarz od razu się
zajął rannym zwierzęciem.
– Miał wiele
szczęścia, że go znaleźliście – powiedział mężczyzna, oglądają uważnie jego
rany. – Prawdopodobnie uda mi się go uratować. Możecie zaczekać na korytarzu,
jeśli chcecie. Wierzcie mi, wolicie tego nie widzieć.
Skinęli i wyszli
posłusznie. Tomek oparł się o ścianę. Gdy usłyszał z gabinetu żałosny pisk psa,
jego oczy ponownie się zaszkliły. Zadrżał.
Zack zawahał się.
Podszedł niepewnie do Tomka i położył mu rękę na ramieniu.
– W porządku?
Polak pokręcił
przecząco głową, gryząc dolną wargę.
– Jak można być tak
okrutnym i zrobić coś takiego niewinnej istocie?
– Nie wiem. Ale spokojnie.
Nic mu nie będzie.
Ten pies był zupełnie
jak on sam – cały poraniony, smutny i żałosny. I nawet jeśli nie będzie w
przyszłości widać jego ran na ciele, jego dusza już nigdy nie będzie taka sama.
Tomek poczuł się nagle niezwykle żałośnie, a po jego policzkach popłynęły
niechciane łzy. Nienawidził się za to. Nienawidził się za każdą jedną łzę,
którą wylał przez swoich dręczycieli. Nienawidził się za to, że pozwolił im się
tak traktować, że pokazał im swoją słabość. A teraz widząc tego psa, to, co go
spotkało, to wszystko znowu do niego wróciło.
– Jezu, Tomek, nie
płacz – powiedział Zack z lekkim przerażeniem.
W normalnej sytuacji
blondyn nigdy by tego nie zrobił, ale Zack był taki silny i jeśli tylko nie da
mu w pysk, to może choć przez chwilę poczuje się tak, jakby miał przy sobie prawdziwego
przyjaciela. Objął chłopaka i wtulił się w niego mocno, mocząc mu bluzę łzami.
Przeszła nieprzyjemnym zapachem niekąpanego długo psa i było na niej pełno
sierści, ale jemu to zupełnie nie przeszkadzało.
Był pewien, że Zack go
odepchnie, ale tak się nie stało. Chłopak objął go w pasie i przycisnął mocno
do siebie.
– Przepraszam –
wyjąkał Tomek, wciąż szlochając cicho.
– Daj spokój. Możesz
się tulić do woli.
Blondyn parsknął z
rozbawienia, z twarzą ukrytą na piersi Zacka. Chłopak odsunął go lekko od
siebie, patrząc mu prosto w oczy z dość dziwnym wyrazem twarzy. Wzrok Zacka
zjechał na usta Tomka i jego serce zabiło mocno. Nogi niemal wrosły mu w
podłogę, kiedy Zack oblizał wargi, poczym pochylił się lekko i pocałował go.
To było absolutnie
niewyobrażalne. Tomek otworzył szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co się
dzieje. Warrow pchnął go lekko do tyłu, żeby oparł się o ścianę i przejechał
językiem po jego wargach, jakby prosząc o zgodę.
Ciało Tomka oszalało.
Coś w jego głowie krzyczało z przerażenia, że Zack wie, że powie innym i że
wtedy znowu wszyscy będą się nad nim znęcać, ale były to sygnały zbyt słabe,
żeby zmusić ciało do reakcji. Serce pragnęło odpowiedzieć na pocałunek i to właśnie
ono nim pokierowało, zmusiło wargi do rozchylenia się i zabiło z radości, kiedy
język Zacka skorzystał z zaproszenia i wślizgnął się do środka.
To był jego pierwszy
prawdziwy pocałunek. I, och Boże, Tomek mógłby się założyć, że lepszy już nie
mógłby być. Westchnął cicho, pozwalając Zackowi panować nad sytuacją. To było
takie przyjemne i elektryzujące. Miał tylko nadzieję, że Zack nie zauważy jego
podniecenia.
Gdy ich usta oderwały
się od siebie i Warrow odsunął się lekko, Tomek spojrzał na niego niepewnie.
Czy to był test? Może chciał się tylko przekonać, czy jest gejem, żeby potem
dać mu popalić. Zack jednak nie wyglądał, jakby zamierzał go teraz zlać.
Właściwie to wyglądał na całkiem usatysfakcjonowanego.
– Dlaczego to
zrobiłeś? – spytał Tomek drżącym głosem.
– Byłem ciekawy.
– Czego?
– Jak to jest się z
tobą całować.
Tomek uniósł brwi.
– Jesteś gejem? –
spytał z mocno bijącym sercem.
Zack skinął niechętnie
głową.
– Inni wiedzą?
– Jasne. Nikt ci do
tej pory nie powiedział?
Polak pokręcił
przecząco głową.
Brunet otworzy usta,
chcąc coś powiedzieć, ale akurat w tym momencie otworzyły się drzwi i wyszedł weterynarz.
– Już po wszystkim.
Nic mu nie będzie, to silny pies. Dałem mu bardzo małą dawkę środka
usypiającego, więc już się obudził. Możecie się z nim przywitać, jeśli chcecie.
Tomek niemal w
podskokach poszedł do psa. Zwierzę wyglądało o wiele lepiej z pozszywaną na
szyi skórą i opatrznym bokiem. Nawet pomerdało ogonem, kiedy pogłaskał je za
uszami. Polak zaśmiał się, niewyobrażalnie szczęśliwy.
– Byłeś bardzo
dzielny, wiesz? – powiedział do niego cicho po polsku, nie przestając go
głaskać. – Teraz już nikt cię nie skrzywdzi.
– Może tutaj zostać? –
spytał Zack.
– Tak. Gdy wyzdrowieje, zostanie zabrany do schroniska. Wiecie, kto mu to zrobił?
– Nie, Tomek znalazł
go w parku.
– Dobrze, że
zareagowaliście. Może gdyby było więcej takich ludzi, nie trafiałby do mnie
takie przypadki.
– Z chęcią bym go
zabrał do siebie – przyznał Tomek – ale mój opiekun w życiu się na to nie
zgodzi.
Weterynarz uśmiechnął
się tylko do niego lekko.
Gdy już się pożegnali
z nim i z psem i wyszli na dwór, obaj milczeli. Szli obok siebie dłuższą
chwilę, nie odzywając się. Tomek w końcu zdecydował się poprosić Zacka o to, co
chodziło mu po głowie od kiedy przestali się całować. Zack może i był jawnym
gejem i jakoś nikt się o to nie czepiał, ale on sam zbyt wiele przeżył, żeby
sobie na to pozwolić. Absolutnie nikt nie mógł się dowiedzieć o jego
orientacji.
– Zack?
– Hmm?
– Chcę, żebyś mi
obiecał, że nikomu nie powiesz.
– O naszym pocałunku?
– O tym, że jestem
gejem. – Zack zerknął na niego, wciskając ręce w kieszenie. Widać było, że
próbuje poskładać do kupy to, co już o Tomku wie, żeby się zorientować, skąd u
niego taka decyzja. – Absolutnie nikt nie może się o tym dowiedzieć.
– Dlaczego?
– Po prostu.
– Znowu unikasz
odpowiedzi.
– Nie mam obowiązku ci
się spowiadać. Po prostu nikt nie może się dowiedzieć, rozumiesz? Jeśli komuś
powiesz… – urwał.
– To co?
Tomek odwrócił wzrok.
Nie odpowiedział. W desperacji mógłby zrobić wszystko. Nawet spróbować się
zabić. Czasami bał się sam siebie.
– Hej, czemu tak
bardzo się boisz ujawnić? Miałeś przez swoją orientację jakieś kłopoty?
– Zack, proszę. –
Zatrzymał się i złapał go za rękaw, odwracając w swoją stronę. Spojrzał mu
prosto w oczy. – Proszę, zatrzymaj to dla siebie. Nie mów absolutnie nikomu.
Zrobisz to dla mnie?
– Nie miałem zamiaru
nikomu o tym mówić. Chciałbym tylko wiedzieć, co cię skłoniło do takiej
decyzji.
– Chciałbym ci
powiedzieć, ale nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie to z siebie wyrzucić.
– Aż tak źle?
Tomek skinął lekko
głową.
– W porządku. Nikomu
nie powiem. Jeśli będziesz chciał o tym porozmawiać, po prostu napisz albo
zadzwoń. Chętnie cię wysłucham.
– Jesteś dziwny,
wiesz?
– Ja? – zdziwił się
Zack. – Dlaczego?
– Raz łagodny jak
baranek, innym razem żądny krwi wampir. Ciężko ci się zdecydować?
Zack uśmiechnął się
lekko.
– Mam dość wybuchowy
charakter, ale nigdy nie zrobiłbym nikomu celowo krzywdy. Przysięgam.
– Wierzę – powiedział
Tomek, choć nie wierzył mu wcale.
– Akurat. Do mojego
domu tędy – pokazał na lewo.
– Do mnie prosto.
Jeszcze raz dzięki za wszystko.
– Nie ma sprawy.
Tomek uśmiechnął się
do niego lekko. Właściwie nie wiedział, jak się z nim pożegnać. Trochę się do
siebie zbliżyli, ale nie byli parą, przyjaciółmi czy coś. Czymś pomiędzy
znajomym a czymś innym, choć Tomek nie miał pojęcia, czym. Właściwie to chciał,
żeby Zack jeszcze raz go pocałował, ale skończyło się na tym, że powiedzieli
sobie „cześć” i rozeszli się każdy w swoją stronę. I mimo całego tego bałaganu,
Tomek nie mógł przestać się uśmiechać.
Jego dobry humor
ulotnił się w momencie, kiedy chwycił za klamkę od drzwi i okazało się, że dom
jest zamknięty, a klucza nie można włożyć w zamek. W pokoju na górze paliło się
światło, więc ktoś musiał być w środku. Ktoś, kto prawdopodobnie zostawił
celowo klucz w drzwiach, żeby nie dało się ich otworzyć od zewnątrz.
– Hej! – krzyknął
Tomek, waląc w drzwi. Dzwonek też odłączono. – Hej, otwórz! Wiem, że tam
jesteś!
Nikt nie zareagował,
więc blondyn przeszedł przez ogród i zaczął krzyczeć do okna. Po chwili
pojawiła się Lilith.
– Otwórz drzwi! Nie
mogę wejść! – powiedział z lekkim wyrzutem.
Kobieta uśmiechnęła
się zadowolona.
– O to chodziło, żebyś
nie mógł wejść.
– Coo?! – zdumiał się.
Powoli zaczynał się wściekać. – Co to ma niby znaczyć?
– To, że cię nie
lubię. Dzisiaj śpisz na dworze.
– Chyba oszalałaś!
Wpuść mnie!
– Ani mi się śni.
– Zadzwonię do Kacpra!
– warknął zły. Sąsiadka wyjrzała przez okno, najwyraźniej ciekawa, kto się tak
wydziera.
– To dzwoń. Mam to
gdzieś. Jego tu nie ma i ci nie pomoże.
– Zupełnie ci odbiło?!
O co ci właściwie chodzi, co?
– To proste. Kacper
jest i będzie tylko mój. Nie wiem, co go łączyło z twoją sukowatą matką, ale
nie zamierzam się nim dzielić. A to oznacza, że ty masz stąd spierdalać i nigdy
nie wracać. Jasne?
– Jeśli myślisz, że w
taki sposób się mnie pozbędziesz, zupełnie cię popierdoliło! – krzyknął, a
potem dodał po polsku, chcąc cię zwyczajnie wyżyć. – Zimna wyrachowana suka!
Mam nadzieję, że faktycznie poślubisz Kacpra i oboje zamęczycie się na śmierć.
Gdy już ją nawyzywał
za wszystkie czasy, poczuł się o niebo lepiej. Potrzebował jakiegoś ujścia dla
emocji i to wrzeszczenie do niej oczyściło go z czegoś więcej niż złości.
Lilith uśmiechnęła się
do niego słodko, pokazała mu fuck’a i zamknęła okno. Tomek się zastanawiał czy
nie wybić okna, ale nie wiedział, jak Kacper na to zareaguje Po akcji z Paulem
wolał go nie podpuszczać, bo mogłoby się to dla niego źle skończyć.
Nie wiedział, co ma w
takim razie zrobić. Wyciągnął telefon, chcąc zadzwonić do Kacpra i kazać mu
naprostować swoją prywatną kurwę, ale rozładował mu się telefon. To z kolei
oznaczało, że nie może też zadzwonić do Tylera z prośbą o nocleg. Mógłby co
prawda tam iść, ale chyba by się spalił ze wstydu, gdyby się tam pojawił po
tym, jak Zack go pocałował. I co miałby im powiedzieć? Że jakaś zdzira
postanowiła się go pozbyć i zamknęła dom, żeby nie mógł wejść? To było
niedorzeczne! Wyśmialiby go!
Jak na złość, zaczęło
kropić. Tomek jęknął na to zrządzenie losu i czym prędzej schował się pod
zadaszeniem, które znajdowało się z boku domu. Usiadł sobie na trawie, nie
mogąc uwierzyć, że to tutaj spędzi dzisiaj noc. Noc, a może także dzień, bo w
końcu nie wiadomo, kiedy wróci Kacper. Jak pojawienie się jednej baby mogło tak
drastycznie odmienić jego życie? To było nie do pomyślenia.
Jego ubrania były
lekko przemoczone, a na dworze rozpadało się na dobre i zrobiło się chłodno.
Woda wsiąkała w ziemię, ale Tomek nie miał złudzeń, że jeśli będzie cały czas padać,
w końcu popłynie prosto do niego. Drżąc z zimna, położył się na trawie,
układając głowę na plecaku. To miała być długa noc.
Super =D ja chcę wiecej szkoda że tak rzadko wstawiasz rozdziały ;-)
OdpowiedzUsuńOMG !
OdpowiedzUsuńPocałowali się !!!
Hura!
Coś mi się tak zdawało powiem szczerze :D
Ta akcja z tym psem i Zackie była super <3 do tego ta ich rozmowa cudo *-*
A co do Kacpra to...nie mam zdania...to jak on traktuje Paula...i że to niby jego własność ale on jej nie chce...nich się do cholery zdecyduje!!! Ciekawi mnie co się stało z Paulem i czy Kacper jakoś na to zareaguje...tej jego pożal się boże narzeczona wnerwia mnie i mam nadzieję że zdechnie...
W tym rozdziale nie było Adama i Bastiana ale mam nadzieję że w następnym wyjaśnisz co z Paulem i co u nich słychać ;)
Czekam na kolejny :*
Pozdrawiam Mito
Świetne opo :). Dodawaj je częściej <3 proooooszę;). Nie spodziewałem się takiego rozwinięcia, to będzie moja ulubiona para :P
OdpowiedzUsuńDawid
Kacper to *i tutaj pada milią wyzwisk*!
OdpowiedzUsuńPaul? Co jest z Paulem? Żyje, prawda? On musi żyć!
KISS! Wiedziałam, że Zack jest gejem...
Co do narzeczonej Kacpra...to jakiś szczyt bezczelności! A żeby jej te tlenione kudły wypadły! Może ktoś znajdzie Tomka i go przygarnie xDD
Popieram powyższy kom, wstawiaj częściej to opko, bo jest naprawdę ciekawe ^^
Weny!
Ciekawe, co Kacperek powie, kiedy się dowie, co ta jego lalunia odwaliła xD
OdpowiedzUsuńJa wrednej nauczycielce wyjechałabym z "w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie" :D
Fajnie by było, gdyby Paul kaput ;):) To byłaby dla Kacperka największa nauczka (a to że nie lubię Paula, bo zachowuje się jak głupia zakochana nastolatka dająca dupę komuś kto ją olewa /masochizm się kłania!/ nie ma nic do rzeczy xD). Ale pewnie go nie zabijesz :C Ci dobrzy zawsze muszą przeżyć.
A teraz, żeby jeszcze bardziej popierniczyć akcję, powinien go znaleźć albo Bastian albo ten metal z kozy albo powinni zadzwonić z pogotowia, że znaleźli zwłoki Paula ^^
/uwielbiam sobie spojlerować i patrzeć jak kompletnie nic się nie sprawdza xD/
I to podejście nauczyciela matmy do Tomka... "Wyżej dupę sra, jak ma." - tak to ujmę :D
Cierpię na brak mojego ulubieńca xD
Odcinek świetny! Fajnie że już coś zaczyna się dziać między Tomkiem a Zackiem, czekam co bedzie dalej. :)D
OdpowiedzUsuńPominęłaś w tym odcinku Paula ale myślę że raczej go nie zabijesz a jego wypadek jakoś wpłynie na Kacpra. XD
Wiem że i tak dość często dodajesz odcinki ale jak dla mnie ( i pewnie wielu innych ) mogłabyś jej dodać częściej. Czekam z niecierpliwością na next!!! :D
Mam nadzieję, że Kacper będzie cierpieć, a Lilith dostanie nauczkę! >:(
OdpowiedzUsuńCzekam na next :*
AWWW boski rodział, już nie moge doczekać się kolejnego *_*
OdpowiedzUsuńBiedny Tomuś, zawsze coś zlego musi mu się przytrafić:(
Ale to opowiadanie jest najlepszym jakim czytałam w życiu:)
Pozdrawiam i życze mnóstwa weny <3
Katrin
Do tego opowiadania mam mieszane uczucia, bo chociaż jest świetne po raz pierwszy bardziej przejmuję się postaciami drugoplanowymi, niż historią Tomka.
OdpowiedzUsuńPoza tym nie lubię tego imienia, wolę Toma XD
Cóż to za babsko okropne ,ten Kacper to jakiś masochista ja nie wiem :p Paul to się chyba zaczadził coś mi się zdaje... . Mam nadzieje ,że Kacpra ruszy jak się dowie ,że Tomek spał na dworze i wykopie tą całą Lilith :p He i tak w ogóle nie spodziewałam się ,że Zack pocałuje Tomasa xD
OdpowiedzUsuńoch Boże już się nie mogę doczekać co będzie dalej :D
cóż.. Ten rozdział podobał mi się dużo bardziej niż poprzedni ^^ ta lafirynda (narzeczona Kacpra) jest okropna ale może przez tą akcje Kacper będzie miał pretekst żeby zerwać zaręczyny (o ile wogóle sie o tym dowie) no i ogólnie bardzo ciekawi mnie co z tą ciepłą kluchą i jak Kacper zareaguje na jego wypadek ^^ weny życzę
OdpowiedzUsuńBoski rozdział, jak super,że już się pocałowali, ja chcę więcej. Mam nadzieję,że Tomek się nie rozchoruje. A co się stało z Paulem?
OdpowiedzUsuńDużo weny:)
Pozdrawiam :)
Okropna ta lalunia, ale może Kacper wykorzysta to, co zrobiła Tomkowi żeby się jej pozbyć i dzięki temu spojrzy też łaskawiej na swojego syna. :)
OdpowiedzUsuńTym pocałunkiem mnie zdziwiłaś, nie pomyślałabym że to się stanie tak szybko, ale jak dla mnie to jeszcze lepiej! Teraz mogę Cię tylko prosić o ja najszybsze wstawienie kolejnego odcinka, nie mogę się doczekać co będzie dalej! :D Pisz jak najszybciej! Weny życzę i pozdrawiam. :)
BUZIAK!!! Nareszcie <3 Mam łzy szczęścia w oczach, jeej ^ ^
OdpowiedzUsuńa ta laska to niezła suka, jakie szczęście że nawet Kacper jej nie lubi xD
Szkoda, że nie było nic o Paulu ;/ Biedaczek, nie wiadomo co się z nim dzieje :c I trochę brakowało mi też Adama i Bastiana, oni są mega xD
Życzę duuuużo weny na kolejne rozdziały i żeby tych rozdziałów było jak najwięcej :D
Wiem że nękanie jest karalne, ale nie mogę się już doczekać następnego odcinka. :D
OdpowiedzUsuńCiągle się zastanawiam jak potoczą się dalsze losy Tomka i Zacka. No i nie wspomniałaś nic o Paulu. Czekam i liczę że się zlitujesz. :D
Cudowny rozdział i musze przyznać, że kocham go coraz bardziej za każdym razem jak go czytam, dlatego blagam Cie zliyuj się nad biednym ludem i dodaj kolejny rozdział:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
PS:Kiedy możemy się spodziewać nowego rozdziału??:)
Co za suka!
OdpowiedzUsuńTakiej to tylko oczy wydrapać!
Kacper jest podłym chujem ;-;
Jak on może go tak traktować? Wścieka się, bo tamten chce mu się odegrać?
Się kutwa dobrali...
Tak samo pies... Ja sama wychowałam się z psami. Mam ich w domu 5 i nienawidzę ludzi, którzy robią im taką krzywdę i to bezpodstawnie!
Z tych przyjemniejszych:
Był całus!