– Nie ma mowy.
Tom nie mógł uwierzyć,
że po raz kolejny w tak krótkim czasie słyszy od matki te słowa, a przecież
prawie z nią nie rozmawiał. Odkąd wyznała prawdę o nim i Billu, ostentacyjnie
ją ignorował. Widział, że nie ma pojęcia, jak się z nim porozumieć i było mu to
na rękę. Szybko nie pozbędzie się żalu, jaki do niej miał za to, co im zrobiła.
Gordon westchnął,
biorąc łyk kawy ze swojego kubka. Rozmawiali właśnie o planowanej trasie
koncertowej i Tom nie mógł ukryć podekscytowania. Tak długo marzył o czymś
takim i wreszcie mu się udało. Im się udało. Matka jednak nie przyjmowała do
wiadomości, że to dla nich wielka szansa. Wciąż nie rozmawiała normalnie z
Gordonem przez to, że podpisał Tomowi zgodę na wyjazd nagrania krążka. A teraz,
kiedy już jej udowodnili, że naprawdę są warci tego, żeby zaryzykować, jej
znowu coś się nie podobało.
– Simone… – zaczął
Gordon.
– Nie! Już raz
postawiłeś na swoje…
– I wyszło im na dobre
– burknął mężczyzna. Tom pomyślał, że matka chyba ostatnio mu nie daje, bo jego
ojczym był strasznie rozdrażniony.
– … ale tym razem tak
nie będzie – dokończyła, ignorując to, co powiedział. – Tom jest niepełnoletni.
Nie będzie się tłukł jakimś podrzędnym busem po całych Niemczech, żeby sobie
trochę pograć na gitarze.
– Oszalałaś? –
wykrzyknął Tom, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Aż poderwał się ze swojego
miejsca. – Pograć na gitarze?! Słyszałaś, że mówią o nas w telewizji? Jesteśmy
sławni! Ludzie chcą, żebyśmy grali u nich koncerty. Za tydzień ma ruszyć
sprzedaż biletów na pięćdziesiąt osiem koncertów, a ty mi mówisz, że nie mogę
jechać?
– Dokładnie tak!
Jesteś za młody! Dość już tych głupot.
– To nie są głupoty,
to są moje marzenia! – warknął. Jak ona mogła mówić coś takiego?!
– To SĄ głupoty! –
rzekła z naciskiem. – Głupoty, które nie pomogą ci być kimś naprawdę wielkim w
przyszłości. Powinieneś się skupić na nauce, a nie tych pierdołach.
– Jeśli głupotą
nazywasz to, że możemy być sławni w całej Europie, a może i na całym świecie,
to chyba zupełnie ci odbiło!
– Nie tym tonem! –
warknęła do niego. Ostatnio straciła nad tym dzieckiem całą kontrolę. Do tej
pory Tom nie sprawiał jej żadnych problemów. Nigdy z nią aż tak zajadle nie
walczył, a teraz miała wrażenie, że każde jedno jej słowo tylko jeszcze
pogarsza sytuację. Nie miała zamiaru go nigdzie puszczać. Wiedziała, że jeśli
teraz pozwoli mu odejść, on już nigdy do niej nie wróci. – Już ci tak woda
sodowa uderzyła do głowy, że nie masz ani trochę szacunku do matki?
– Matki? – spytał Tom
kpiąco. – Naprawdę nieźle okazałaś swoją matczyną miłość Billowi. Na pewno go
wzruszyły wszystkie prezenty na gwiazdkę i urodziny i to, że dzieliliśmy w
dzieciństwie pokój! – wrzasnął. – Oddałaś go! Oddałaś mojego brata i przez
siedemnaście lat się nawet słowem nie zająknęłaś, że ktoś taki jak Bill Kaulitz
w ogóle istnieje. Gdyby nie ta przeklęta więź, nigdy bym się o nim nie
dowiedział! Nigdy! Naprawdę sądzisz, że będę cię teraz traktował jak kiedyś?
– Mów sobie co chcesz,
ale jestem twoją matką. Co ty możesz wiedzieć o życiu?
– Bardzo duż…
– Doprawdy? – przerwała
mu, uśmiechając się z goryczą. – Bo ja jestem niemal pewna, że to ja opiekuję
się tobą od samego początku. Zadbałam o to, żeby niczego ci w życiu nie
brakowało. Jakie ty miałeś problemy, Tom? Wiesz, co to znaczy nie mieć
pieniędzy na jedzenie? Na rachunki? Prosić się o pracę i rozważać niemoralne
propozycje osób, które mogłyby ci ją załatwić? Jesteś tylko głupim smarkaczem,
któremu od dziecka podkłada się wszystko pod nos. To ja ci podcierałam dupę,
kiedy byłeś małym dzieckiem i ja sprzątałam twoje rzygi, kiedy twój organizm
się buntował! Ja kładłam cię spać, ja cię karmiłam, ja uczyłam cię chodzić i
mówić. Wszystko, co masz, zawdzięczasz tylko i wyłącznie mnie. I tak mi się
odpłacasz?
– Bill jakoś tej
wielkiej miłości nie uświadczył – powiedział zimno. Nie znosił, kiedy matka mu
przypominała, że kiedyś był tylko bezbronnym dzieckiem. W tej chwili
nienawidził jej choćby za to, że tak wiele jej zawdzięcza.
Simone odetchnęła
głęboko. Była na granicy płaczu. Gordon
był po stronie Toma, przynajmniej częściowo. W jego ramionach nie mogła
teraz znaleźć ukojenia. Poczuła się niemal tak samo samotna, jak wtedy, kiedy Tom
jeszcze był mały i naprawdę nie stać jej było nawet na jedzenie.
– Oddałam Billa, bo
zmusiła mnie do tego sytuacja – odparła, siląc się na spokój. – Nie masz
pojęcia, jak bardzo chciałam zatrzymać was obu. Zadbałam o niego tak, jak
mogłam. Znalazłam mu rodzinę, w której niczego mu nie brakowało. Dobrze wiesz,
że Derek oddałby za niego życie. Bill zaznał od niego tyle miłości, ile ty
zaznałeś ode mnie. Więc przestać mnie traktować jak swojego wroga, bo nim nie
jestem.
Tom prychnął. Był tak
wściekły, że nie dało się tego opisać słowami.
– Tylko nie pozwalasz
nam spełniać swoich marzeń. A właściwie mnie. Tylko ty się sprzeciwiasz! Bill,
Hagen i Gustav już dostali zgodę na wyjazd. Jeśli pojadą beze mnie, nigdy ci
tego nie wybaczę. Słyszysz? Nigdy! Możesz równie dobrze przestać być moją
matką.
– Bill też nie
pojedzie – rzuciła. – Już ja tego dopilnuję.
Tom był wściekły.
Musiał to słabo maskować, bo wszyscy na korytarzu schodzili mu z drogi. Kiedy
odtwarzał w myślach rozmowę z matką, miał o wiele więcej do powiedzenia. Gdyby
tylko miał chwilę czasu na zastanowienie, wykrzyczałby jej prosto w twarz tyle
rzeczy, ile tylko by zdołał. Wiedział, że jeśli by się tak stało, już nigdy nie
byłoby mowy o tym, żeby ich relacje ułożyły się w miarę dobrze. Ciekawe, co by
powiedziała, gdyby wykrzyczał jej w twarz, że przez jej głupie gierki przespali
się ze sobą. Na samą myśl o jej minie trochę poprawił mu się humor.
Musiał pogadać z
Billem. Matka była nieugięta. Dredziarz wiedział, że może liczyć na ojczyma,
ale nie był pewien, ile Gordon może zdziałać. Ominęli sporo lekcji przez to, że
wyjechali nagrać płytę. Nadrobienie tego nie będzie łatwe, o ile w ogóle był
sens to robić. Gdy pojadą w trasę i tak będą musieli rzucić szkołę. Jeśli jego
mata zepsuje to, na co sobie zapracowali, chyba strzeli sobie w łeb.
Bill chyba podskórnie
wyczuł, że coś jest na rzeczy, bo gdy tylko się do niego zbliżył, od razu
wystrzelił z pytaniem.
– Co jest?
Dredziarz westchnął
ciężko, zwieszając ramiona.
– Matka nie chce
pozwolić mi jechać. Wygląda, jakby była gotowa wziąć z Gordonem rozwód, żeby
tylko postawić na swoim. Nawet mi powiedziała, że pogada z twoim wujkiem i…
– Wiem, była u nas wczoraj
wieczorem – powiedział Czarny, momentalnie pochmurniejąc.
– I?
– Co i?
– Ona chce, żebyś ty
też nie jechał.
– Ja się o mojego
wujka nie martwię – rzekł Bill, wzruszając ramionami. – Byłem na to
przygotowany. Codziennie nawijam mu tylko o tej trasie i o tym, jak bardzo się
cieszę, jaki jestem podekscytowany… W życiu się nie wycofa. Nie miałby serca mi
tego zrobić.
Tom uśmiechnął się
lekko, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. Zakodował sobie, że Bill to świetny
aktor i trzeba na niego uważać. Miał zbyt duży talent do manipulowania ludźmi,
a Tom nie zamierzał być jedną z jego marionetek.
– Skoro z twoim
wujkiem mamy spokój, trzeba jeszcze coś pomyśleć z matką. Musimy zrobić coś,
żeby nie miała wyjścia. Nie chcę, żebyście pojechali beze mnie – jęknął żałośnie
Tom. Wiedział, że jest tylko gitarzystą i łatwo by go było zastąpić, jeśli
okaże się to konieczne.
– Oszalałeś? Jedziemy
wszyscy albo wcale. Nikt nie zostaje z tyłu.
– Dlaczego to akurat
muszę być ja?
Bill położył mu rękę
na ramieniu.
– Coś wymyślimy. Nie
martw się.
Tom nie potrafił się
nie martwić. Skoro ani Gordon, ani Jost ani nikt inny nic nie wskórał, jak oni
mają to zrobić?
Na długiej przerwie
zawołali Hagena i Gustava i przedstawili im swój problem.
– Myślisz, że twój
tata mógłby z nią pogadać? – Tom spytał Hagena.
Szatyn pokręcił głową.
– Ojciec tego nie
zrobi. Nie jest zadowolony, że chcę zawalić klasę maturalną z takiego powodu.
Daje mi ciche pozwolenie na to, bo wie, że ja i tak pojadę, a on po prostu nie
chce rozstawać się ze mną w nieprzyjemnych okolicznościach. Myślę, że byłby
zadowolony, gdyby nam nie wypaliło.
– Cholera, no! –
jęknął Bill, tupiąc stopą w podłogę. – Musi być coś, co możemy zrobić!
– Może mała dywersja?
– spytał Gustav.
Trzy pary oczu utkwiły
w nim spojrzenie.
– Dywersja? – spytali
chórkiem.
– Em, no tak… Mam
pewien pomysł. Mówiliście, że waszej mamie zależy, żebyście się dogadywali…
Trzeba więc jej przekonująco pokazać, że wasz świat legnie w gruzach, jeśli Tom
nie będzie mógł jechać.
– Pokazać? Jak?
– Panie dyrektorze, szybko!
Oni oszaleli!
Nie musiał pytać, kto.
Było już dawno po
zajęciach. W szkole było tylko kilku nauczycieli i uczniowie, którzy wylądowali
za karę na zajęciach pozalekcyjnych. Tym razem trafiło na Kaulitzów i Gustava.
Jego syn poszedł już dawno do domu tak samo jak reszta uczniów.
Gdy wpadł do klasy, aż
oniemiał. Nauczycielka bała się podejść do szamoczących się chłopców. O ile
Bill był dość drobny, o tyle Tom potrafiłby już porządnie przywalić. Gustav też
ani myślał się między nich wtrącać.
– Sukinsyn! –
wycharczał Bill, jakoś uwalniając się z żelaznego uścisku. Odepchnął się mocno
nogami, tym samym kopiąc Toma w brzuch. Dredziarz poleciał na krzesło i
przewrócił się przez nie, przestawiając trzy ławki i pobliskie krzesła.
– Sam jesteś sukinsyn!
Bill nie zdążył się
jeszcze dobrze podnieść i otrzeć krwi z twarzy, kiedy Tom jakimś cudem się pozbierał
i rzucił na niego, ponownie przygwożdżając do podłogi.
– Niech pan coś zrobi!
Oni kompletnie oszaleli! – powiedziała spanikowana.
– Gustav, pomóż mi!
Hej! Przestańcie! – Zbliżył się do nich i patrzył ze zdumieniem, jak okładają
się pięściami. To nie był pokaz. Obaj mieli zakrwawione twarze i wyglądali
jakby ich coś opętało. – W tej chwili macie przestać!
Mężczyzna złapał
Dredziarza w pasie i spróbował odciągnąć go od brata, ale celny cios w żołądek
na chwilę pozbawił go tchu i chłopcy znowu przywarli do siebie, okładając się
jak tylko można. Bill uderzył Toma łokciem w twarz, wywołując jeszcze większy
krwotok z jego nosa.
– To wszystko to twoja
wina! – warknął Bill, siłując się z Tomem.
Dyrektor spróbował po
raz kolejny rozdzielić walczących i tym razem mu się udało.
– Spokój! – krzyknął,
ledwo radząc sobie z utrzymaniem Toma. Chłopak miał mnóstwo siły. – Spokój albo
obaj wylecicie!
– Mam to gdzieś! –
krzyknęli jednocześnie.
– Spokojnie – odezwał
się Gustav, przytrzymując rzucającego się chłopaka. – Kłócicie się o coś, co w
ogóle nie ma sensu. Przez was nigdzie nie pojedziemy.
– Przez tego idiotę i
tak do dupy pojedziemy! – warknął Bill.
– Mówiłem ci już,
kretynie, że to nie moja wina! – krzyknął Tom, czerwony na twarzy ze złości.
– A właśnie, że twoja!
Gdybyś nie pyskował…
– Jakby to miało
jakiekolwiek znaczenie! – przerwał mu Tom.
Po ciężkich trudach
jakoś udało się ich wreszcie uspokoić na tyle, żeby w miarę spokojnie poszli z
nim do gabinetu. Mężczyzna posadził ich przed swoim biurkiem i kazał
natychmiast przyjechać ich rodzicom.
Bill otarł rękawem
krew z twarzy, rozmazując ją sobie tylko na policzek. Jego oko już lekko
spuchło, tak sam jak policzek, który powoli nabierał kolorów. Tom nie wyglądał
lepiej. Z ust po brodzie ciekła mu krew. Z zaczerwienionego podejrzanie nosa
także leciała mu krew. Na szyi, lewym policzku i odkrytych przedramionach miał
mnóstwo czerwonych zadrapań.
– Co wy wyprawiacie? –
zapytał mężczyzna z irytacją, patrząc na zegarek. – Gdzie wasi cholerni
rodzice?
Obaj rzucili mu tylko
spojrzenie spod byka. Żaden nie powiedział ani słowa.
Pierwsi przyjechali
Simone i Gordon. Tom cieszył się z obecności tego drugiego, bo to oznaczało, że
w pokoju jest ktoś, kto brał jego stronę. Całe ciało miał obolałe od tego, co
zaszło chwilę wcześniej. Wiedział, że to, czy jego matka zmięknie, zależy
głównie od niego. Pytanie tylko, jak dobrze potrafi zagrać swoją rolę.
– Mój Boże! –
powiedziała kobieta, zasłaniając usta dłonią. Była przerażona. – Tom! Bill! Jak
wy wyglądacie?
– Widziałabyś, jak to
wyglądało, kiedy się lali – rzucił ponuro dyrektor. Coraz mniej podobała mu się
ta cała sytuacja. – Mam już dosyć ich głupiego zachowania, Simone. To, co
zrobili dzisiaj… To już przesada. Nie mam pojęcia, jaki oni mają ze sobą
problem i szczerze powiedziawszy, niewiele mnie to obchodzi. Jeśli chcą się
tłuc, to niech to robią, ale nie w mojej szkole.
Tom prychnął tylko.
– Przepraszam, nie
sądziłam, że będzie aż tak źle – powiedziała Simone skruszona. Naprawdę nie
miała pojęcia, co ostatnio dzieje się z Tomem.
– Możemy już iść do
domu? – spytał Dredziarz.
– Nie, nie możecie.
– Tom, co się stało? –
spytał Gordon. – Dlaczego zaczęliście się bić? Jak wy chcecie grać razem w jednym
zespole, jak nie potraficie się dogadać? Przez okres trwania trasy będziecie
zdani tylko na siebie, bez przerwy razem dwadzieścia cztery godziny na dobę,
siedem dni w tygodniu…
– Nie masz o co się
martwić! – warknął Tom. Jego oczy zaszkliły się. – Przecież i tak nie mogę
jechać! Jost znajdzie im nowego gitarzystę.
– Tom… – zaczęła
Simone.
– Nie zamierzam tego
słuchać! – rzucił, zrywając się z krzesła. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować,
już go nie było.
– TOM!
– Widzisz, co
narobiłaś? – zapytał Gordon. Bill zerknął na niego beznamiętnie. Mężczyzna też
mu się przyglądał. Czyżby wiedział?
– Ja? – zdumiała się
kobieta oburzona taką sugestią.
– Tak, ty! Uparłaś się
jak osioł, że nie pozwolisz mu jechać i teraz masz tego efekty.
– To nie…
– A właśnie, że tak. W
ogóle nie układa ci się ostatnio z Tomem. W ten sposób go przy sobie nie
zatrzymasz. Jeśli oni pojadą, a on jako jedyny zostanie, nigdy ci tego nie
wybaczy. Naprawdę nie jesteś tego świadoma?
– Nie pozwolę mu się
szantażować! Ma tylko siedemnaście lat, powinien zająć się nauką, a nie jakimś
głupim…
Gordon parsknął.
– Nie wyśmiewaj się z
jego marzeń.
– Przecież się nie
wyśmiewam! – sarknęła wkurzona.
– Wcale. Ciągle tylko
czynisz jakieś głupie uwagi, że to, co robi, nie ma żadnego znaczenia.
Umniejszasz jego wartość! On wciąż nie oswoił się z tym, że Bill jest jego
bratem. Wiem, że chciałabyś, żeby się dogadali, ale w taki sposób tego nie
załatwisz. Jeśli Bill pojedzie, a Tom zostanie, rozdzielisz ich bezpowrotnie.
– Bill też nie musi
jechać!
– Bill dostał już
zgodę od swojego opiekuna.
– Jeszcze zdołam go
przekonać.
Gordon tylko pokręcił
głową.
– Nic nie wskórasz.
– Nie pozwolę, żeby
moje dziecko…
– Ja nie jestem pani
dzieckiem – wtrącił Bill. Simone drgnęła i spojrzała na niego z trudnym do
odczytania wyrazem twarzy. – Moja matka nie żyje. Mam tylko wujka. I teraz
Toma. Pozbawiła mnie pani już raz rodziny. Cudem odzyskałem brata i jeśli teraz
przez panią stracę go znowu, nigdy pani tego nie wybaczę.
Bill wstał, wziął
swoje rzeczy i wyszedł z pomieszczenia. Nikt nawet nie próbował go zatrzymać.
Czarny odetchnął
głęboko. Nie wiedział, czy dobrze postąpił. Nie planowali tego. Nie powinno to
niczego zepsuć. Rozejrzał się uważnie i wszedł piętro wyżej. W szkole już
nikogo nie było. Wszedł do toalety dla chłopaków i zapukał do drzwi ostatniej
kabiny.
– To ja, Bill.
Tom otworzył mu.
Czarny wszedł do środka i zamknął je z powrotem.
– I co?
Bill rozłożył ręce.
– Dopiero się okaże.
Gordon próbował ją przekonać. Zobaczymy, co zrobi.
– Zostało już mało
czasu…
– Wiem. Bardzo cię
boli brzuch? – spytał Bill, widząc że jego brat cały czas się za niego trzyma.
– Przepraszam, nie chciałem aż tak mocno.
Tom uśmiechnął się
półgębkiem.
– Masz kopa, to trzeba
ci przyznać.
– A ty cios. Do teraz
pulsuje mi nos.
– Przepraszam –
powiedział miękko Tom. – Nie chciałem ci zrobić krzywdy.
– Ja tobie też.
Bill zagryzł dolną
wargę, po czym objął Toma za szyję i przytulił się do niego mocno. Tom
odwzajemnił uścisk. Nie mogli być razem, to prawda, ale nikt im nie mógł
odmówić tych drobnych czułości. Bracia przecież mogą się przytulać, prawda?
– Cokolwiek się teraz
będzie działo, siedzimy w tym razem – rzekł Bill. Nie zamierzał ruszać w trasę
bez swojego brata. Nie kłamał, kiedy mówił, że albo razem, albo wcale. – Lepiej
już pójdę. Nie mogą nas zobaczyć razem.
– Okej. Ja za jakieś
pięć minut pójdę na parking. Jak coś, jesteśmy w kontakcie.
Bill skinął głową.
Nachylił się nad Tomem i pocałował go w policzek.
– Do zobaczenia.
Tom skinął mu tylko
głową. Po jego minie ciężko było zdecydować, czy zachowanie Billa mu się
podobało, czy nie.
Wujek akurat podjechał
pod szkołę, kiedy stanął przy wyjściu.
– Co się stało? –
spytał mężczyzna, patrząc na swojego podopiecznego ze zdumieniem. Jego twarz
wciąż była zakrwawiona.
Chłopak skrzywił się.
– Mała sprzeczka z
Tomem. Nic wielkiego.
– Nic wielkiego?
Widziałeś się w ogóle w lustrze?
– Co za różnica? –
burknął, wsiadając do samochodu od strony pasażera. – Czekają na ciebie w
gabinecie dyrektora. Ja posiedzę sobie tutaj.
Derek westchnął ciężko
i poszedł. Bill się cieszył, że czasami taki z niego mięczak. Byle tylko w
rozmowie z Simone nie ujawniła się w nim ta cecha, bo ich marzenie o sławie
pryśnie jak bańska mydlana.
Kilka minut później na
parking przyszli Gordon, Simone i Tom. Gdy Bill zobaczył, że oboje się na niego
patrzą, wystawił dwie ręce i pokazał Tomowi fuck’a, jednocześnie wystawiając mu
zakolczykowany język. Tom warknął coś i ruszył w jego stronę, ale matka złapała
go mocno za ramię i pociągnęła w stronę swojego samochodu. Bill zaśmiał się w
duchu. Granie wrogów wychodziło im całkiem nieźle.
Gdy wieczorem wreszcie
Gustav przesłał mu filmik, na którym nagrał ich bójkę, Bill aż sam nie mógł
uwierzyć, jak realistycznie to wyglądało. W sumie umówili się, że muszą to
potraktować poważnie, bo to dla wyższych celów. Żaden z nich tak naprawdę nie
chciał ranić tego drugiego, ale jeśli mieli trzymać się razem, Tom musiał
dostać pozwolenie od matki na wyjazd. Innej opcji po prostu nie było. Musieli
odegrać to przekonująco, nawet jeśli każdy cios bolał ich tak samo jak brata,
który go przyjął. Hagen też już to zobaczył i przysłał mu wiadomość o treści:
„Jesteście pojebani
o.O”
Bill tylko uśmiechnął
się pod nosem.
Tom był bardzo
niespokojny. Simone i Gordon przez kilka godzin ze sobą nie rozmawiali, a wieczorem
wybuchła kolejna awantura dotycząca ich trasy koncertowej. Tom dziękował Bogu
za ojczyma, który tak dobrze go rozumiał i który naprawdę chciał mu pomów w
realizacji jego marzeń. Miał nadzieję, że uda mu się przekonać jego cholerną
matkę, żeby pozwoliła mu jechać w trasę. No bo co z tego, że nagrali płytę i
tak dobrze się sprzedawała, skoro nie mogli tego pociągnąć dalej? No, on nie
mógł. Reszta dostała pozwolenie. Cholerny pech.
Dochodziła już godzina
dwudziesta trzecia, kiedy usłyszał kroki na schodach. Potem ciche pukanie i w
drzwiach pojawił się Gordon.
– Pozwól na chwilę.
Tom wstrzymał na
chwilę oddech, mając nadzieję usłyszeć te upragnione słowa albo chociaż
wyczytać z twarzy ojczyma, że dostał pozwolenie na pojechanie w trasę
koncertową. Niestety, twarz Gordona była kompletnie nieczytelna. Równie dobrze
ktoś mógłby umrzeć. Jego nadzieja, na przykład.
Zwlekł się w łóżka,
nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć i na bosaka zszedł z ojczymem na dół. Jego
matka stała w kuchni oparta o blat mebli i piła coś, co łudząco przypominało
whiskey. Albo było whiskey. Tomowi było wszystko jego, byleby tylko się
zgodziła. Po jej minie jednak był w stanie przysiąc, że zaraz każe mu spakować
manatki i wynosić się z domu pod most.
– Chcieliście coś ode
mnie? – spytał w końcu, nie mogąc wytrzymać. Chciał już znać werdykt i
wiedzieć, czy już pora podcinać sobie żyły, czy jeszcze nie.
Nikt się nie odezwał.
Tom błądził wzrokiem od jednego rodzica do drugiego, czekając na ich odpowiedź,
ale oni wciąż byli cicho. Jego matka wypiła duszkiem resztę tego, co znajdowało
się w szklance. Jego twarz nagle nachmurzyła się.
– Możesz jechać –
wycedziła.
– S–słucham? – spytał
wstrzymując oddech. Czyżby… Czyżby miał szansę spełnić swoje marzenia?
– MOŻESZ JECHAĆ! Mam
powtórzyć głośniej czy wreszcie dotarło?! – niemal krzyknęła na niego.
Nie przejął się tym
ani trochę. Na początku to jeszcze do niego nie dotarło. Dopiero po chwili
niepewny, a potem już szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy, a oczy zalśniły
z emocji.
– N–naprawdę? Bez
żadnej ściemy?
Gordon uśmiechnął się
do niego. Tom aż podskoczył w miejscu, nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście.
– Dziękuję – rzucił,
wciąż uśmiechając się szeroko. Nie skierował tego do konkretnej osoby i zrobił
to celowo. Dziękował głównie Gordonowi, który walczył dla niego jak lew, ale
matka mogła to odebrać jako podziękowanie dla niej i o to mu chodziło. On
wiedział komu dziękował, oni nie musieli.
– Masz za co –
warknęła, nalewając sobie kolejną porcję. To naprawdę był jakiś alkohol. – Masz
cholernie za co. Wpędzisz mnie w alkoholizm.
Miał to gdzieś. Ważne,
że mógł jechać.
Niemal na skrzydłach
poleciał do swojego pokoju po telefon, żeby zadzwonić do chłopaków i o
wszystkim im opowiedzieć.
Żaden z nich tej nocy
nie poszedł szybko spać. Wdali się w grupową dyskusję na Skype, dzieląc się
swoimi oczekiwaniami i marzeniami odnośnie trasy koncertowej. Od całego tego
zamieszania z trasą koncertową Tom po raz pierwszy poczuł się pełnoprawnych
członkiem Tokio Hotel.
***
Przybywam z kolejnym niesprawdzonym rozdziałem, ale pewnie wolicie taki niż wcale:)
Ktoś oglądał mecz? Bo ja po prostu nie mogłam uwierzyć. Niemcom chyba sam Hitler z piekła przesyłał pozytywne wibracja, skoro tak łatwo ograli Brazylię, której osobiście kibicowałam (ten niemiecki to chyba tak przypadkiem studiuję:)). No nic, mam nadzieję, że ktoś dokopie im w finale (chociaż pod skórą czuję, że to jest ich rok).
Czekam na Wasze opinie odnośnie tego rozdziału. Mam już nawet jedną stronę kolejnego, więc jeszcze tylko z jakieś siedem i przybędę z następnym.
Pozdrawiam!
Świetny <3
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę że przybyłas do nas z tym rozdziałem ^^
Chociaż muszę powiedzieć szczerze że czekam na Światło w Ciemności XD
Co do rozdziału...
Interesująco opisałaś ich sposób na zdobycie pozwolenia Toma na wyjazd :D
Czekam na kolejny rozdział tego opo i ŚwCi
Kochana, kocham to opowiadanie, i tak sie cieszę że jest nowy idcineczek!
OdpowiedzUsuńEkhem, ogolnie odcinek jak najbardziej cudny, świetny sposob na przekonanie matki Toma do zgody ;P
hah, i szczerze mowiac jak byli w tej lazience, zatesknilam za tymi akcjami wczesniejszymi.. gdy nie wiedzieli ze sa bracmi.. moze na tej trasie cos sie stanie, ze "wroca do siebie" ?
zobaczymy.
Pozdrawiam i weny życzę! ;*
Kiedy dodasz Światło w ciemności ?????
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie w piątek wieczorem.
UsuńA ile rozdziałów jest planowanych ;)?
UsuńNie planuję opowiadania na ilość. Okaże się w trakcie pisania. Będę wiedziała, ile wyjdzie rozdziałów, dopiero jak skończę to pisać.
Usuń"Światło..." jest świetne, "Twarzą w twarz" również... Oba są najlepszymi Twoimi opowiadaniami w swoim gatunku. Naprawdę... Teraz już pozostaje mi tylko kadzić Ci... ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ri :)
Widzę że wszystkich zachwyca "Światło w ciemności " . Przyznam szczerze że mnie również ale TwT jest mu równe. To Twoje dwa najlepsze opowiadania dlatego bez względu na to, które z nich dodajesz ja mam straszny zaciesz ! :)
OdpowiedzUsuńCiekawy sposób na przekonanie matki Toma. W życiu bym nie pomyślała że tak się zatnie na niego. Cieszę się już na te trasę koncertową bo mam nadzieję że coś się znów między blisniakami zadzieje. ;D czekam na next! :D
Bill taka paniusia, ale nos dla brata poświęci zawsze :D Dziwne, że Simone nie wykorzystała argumentu, że będą się nie dogadają i jeszcze bardziej pobiją na tej trasie, ale kobieta zmienną jest.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą skoro uczysz się niemieckiego, uwielbiałaś i pisałaś o niemieckim zespole, to nic dziwnego, że jesteś za Brazylią TO LOGICZNE xD ;P
Ja się cieszyłam jak głupia na tym meczu ;P