środa, 9 lipca 2014

19.Twarzą w twarz

– Nie ma mowy.
Tom nie mógł uwierzyć, że po raz kolejny w tak krótkim czasie słyszy od matki te słowa, a przecież prawie z nią nie rozmawiał. Odkąd wyznała prawdę o nim i Billu, ostentacyjnie ją ignorował. Widział, że nie ma pojęcia, jak się z nim porozumieć i było mu to na rękę. Szybko nie pozbędzie się żalu, jaki do niej miał za to, co im zrobiła.
Gordon westchnął, biorąc łyk kawy ze swojego kubka. Rozmawiali właśnie o planowanej trasie koncertowej i Tom nie mógł ukryć podekscytowania. Tak długo marzył o czymś takim i wreszcie mu się udało. Im się udało. Matka jednak nie przyjmowała do wiadomości, że to dla nich wielka szansa. Wciąż nie rozmawiała normalnie z Gordonem przez to, że podpisał Tomowi zgodę na wyjazd nagrania krążka. A teraz, kiedy już jej udowodnili, że naprawdę są warci tego, żeby zaryzykować, jej znowu coś się nie podobało.

– Simone… – zaczął Gordon.
– Nie! Już raz postawiłeś na swoje…
– I wyszło im na dobre – burknął mężczyzna. Tom pomyślał, że matka chyba ostatnio mu nie daje, bo jego ojczym był strasznie rozdrażniony.
– … ale tym razem tak nie będzie – dokończyła, ignorując to, co powiedział. – Tom jest niepełnoletni. Nie będzie się tłukł jakimś podrzędnym busem po całych Niemczech, żeby sobie trochę pograć na gitarze.
– Oszalałaś? – wykrzyknął Tom, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Aż poderwał się ze swojego miejsca. – Pograć na gitarze?! Słyszałaś, że mówią o nas w telewizji? Jesteśmy sławni! Ludzie chcą, żebyśmy grali u nich koncerty. Za tydzień ma ruszyć sprzedaż biletów na pięćdziesiąt osiem koncertów, a ty mi mówisz, że nie mogę jechać?
– Dokładnie tak! Jesteś za młody! Dość już tych głupot.
– To nie są głupoty, to są moje marzenia! – warknął. Jak ona mogła mówić coś takiego?!
– To SĄ głupoty! – rzekła z naciskiem. – Głupoty, które nie pomogą ci być kimś naprawdę wielkim w przyszłości. Powinieneś się skupić na nauce, a nie tych pierdołach.
– Jeśli głupotą nazywasz to, że możemy być sławni w całej Europie, a może i na całym świecie, to chyba zupełnie ci odbiło!
– Nie tym tonem! – warknęła do niego. Ostatnio straciła nad tym dzieckiem całą kontrolę. Do tej pory Tom nie sprawiał jej żadnych problemów. Nigdy z nią aż tak zajadle nie walczył, a teraz miała wrażenie, że każde jedno jej słowo tylko jeszcze pogarsza sytuację. Nie miała zamiaru go nigdzie puszczać. Wiedziała, że jeśli teraz pozwoli mu odejść, on już nigdy do niej nie wróci. – Już ci tak woda sodowa uderzyła do głowy, że nie masz ani trochę szacunku do matki?
– Matki? – spytał Tom kpiąco. – Naprawdę nieźle okazałaś swoją matczyną miłość Billowi. Na pewno go wzruszyły wszystkie prezenty na gwiazdkę i urodziny i to, że dzieliliśmy w dzieciństwie pokój! – wrzasnął. – Oddałaś go! Oddałaś mojego brata i przez siedemnaście lat się nawet słowem nie zająknęłaś, że ktoś taki jak Bill Kaulitz w ogóle istnieje. Gdyby nie ta przeklęta więź, nigdy bym się o nim nie dowiedział! Nigdy! Naprawdę sądzisz, że będę cię teraz traktował jak kiedyś?
– Mów sobie co chcesz, ale jestem twoją matką. Co ty możesz wiedzieć o życiu?
– Bardzo duż…
– Doprawdy? – przerwała mu, uśmiechając się z goryczą. – Bo ja jestem niemal pewna, że to ja opiekuję się tobą od samego początku. Zadbałam o to, żeby niczego ci w życiu nie brakowało. Jakie ty miałeś problemy, Tom? Wiesz, co to znaczy nie mieć pieniędzy na jedzenie? Na rachunki? Prosić się o pracę i rozważać niemoralne propozycje osób, które mogłyby ci ją załatwić? Jesteś tylko głupim smarkaczem, któremu od dziecka podkłada się wszystko pod nos. To ja ci podcierałam dupę, kiedy byłeś małym dzieckiem i ja sprzątałam twoje rzygi, kiedy twój organizm się buntował! Ja kładłam cię spać, ja cię karmiłam, ja uczyłam cię chodzić i mówić. Wszystko, co masz, zawdzięczasz tylko i wyłącznie mnie. I tak mi się odpłacasz?
– Bill jakoś tej wielkiej miłości nie uświadczył – powiedział zimno. Nie znosił, kiedy matka mu przypominała, że kiedyś był tylko bezbronnym dzieckiem. W tej chwili nienawidził jej choćby za to, że tak wiele jej zawdzięcza.
Simone odetchnęła głęboko. Była na granicy płaczu. Gordon  był po stronie Toma, przynajmniej częściowo. W jego ramionach nie mogła teraz znaleźć ukojenia. Poczuła się niemal tak samo samotna, jak wtedy, kiedy Tom jeszcze był mały i naprawdę nie stać jej było nawet na jedzenie.
– Oddałam Billa, bo zmusiła mnie do tego sytuacja – odparła, siląc się na spokój. – Nie masz pojęcia, jak bardzo chciałam zatrzymać was obu. Zadbałam o niego tak, jak mogłam. Znalazłam mu rodzinę, w której niczego mu nie brakowało. Dobrze wiesz, że Derek oddałby za niego życie. Bill zaznał od niego tyle miłości, ile ty zaznałeś ode mnie. Więc przestać mnie traktować jak swojego wroga, bo nim nie jestem.
Tom prychnął. Był tak wściekły, że nie dało się tego opisać słowami.
– Tylko nie pozwalasz nam spełniać swoich marzeń. A właściwie mnie. Tylko ty się sprzeciwiasz! Bill, Hagen i Gustav już dostali zgodę na wyjazd. Jeśli pojadą beze mnie, nigdy ci tego nie wybaczę. Słyszysz? Nigdy! Możesz równie dobrze przestać być moją matką.
– Bill też nie pojedzie – rzuciła. – Już ja tego dopilnuję.

Tom był wściekły. Musiał to słabo maskować, bo wszyscy na korytarzu schodzili mu z drogi. Kiedy odtwarzał w myślach rozmowę z matką, miał o wiele więcej do powiedzenia. Gdyby tylko miał chwilę czasu na zastanowienie, wykrzyczałby jej prosto w twarz tyle rzeczy, ile tylko by zdołał. Wiedział, że jeśli by się tak stało, już nigdy nie byłoby mowy o tym, żeby ich relacje ułożyły się w miarę dobrze. Ciekawe, co by powiedziała, gdyby wykrzyczał jej w twarz, że przez jej głupie gierki przespali się ze sobą. Na samą myśl o jej minie trochę poprawił mu się humor.
Musiał pogadać z Billem. Matka była nieugięta. Dredziarz wiedział, że może liczyć na ojczyma, ale nie był pewien, ile Gordon może zdziałać. Ominęli sporo lekcji przez to, że wyjechali nagrać płytę. Nadrobienie tego nie będzie łatwe, o ile w ogóle był sens to robić. Gdy pojadą w trasę i tak będą musieli rzucić szkołę. Jeśli jego mata zepsuje to, na co sobie zapracowali, chyba strzeli sobie w łeb.
Bill chyba podskórnie wyczuł, że coś jest na rzeczy, bo gdy tylko się do niego zbliżył, od razu wystrzelił z pytaniem.
– Co jest?
Dredziarz westchnął ciężko, zwieszając ramiona.
– Matka nie chce pozwolić mi jechać. Wygląda, jakby była gotowa wziąć z Gordonem rozwód, żeby tylko postawić na swoim. Nawet mi powiedziała, że pogada z twoim wujkiem i…
– Wiem, była u nas wczoraj wieczorem – powiedział Czarny, momentalnie pochmurniejąc.
– I?
– Co i?
– Ona chce, żebyś ty też nie jechał.
– Ja się o mojego wujka nie martwię – rzekł Bill, wzruszając ramionami. – Byłem na to przygotowany. Codziennie nawijam mu tylko o tej trasie i o tym, jak bardzo się cieszę, jaki jestem podekscytowany… W życiu się nie wycofa. Nie miałby serca mi tego zrobić.
Tom uśmiechnął się lekko, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. Zakodował sobie, że Bill to świetny aktor i trzeba na niego uważać. Miał zbyt duży talent do manipulowania ludźmi, a Tom nie zamierzał być jedną z jego marionetek.
– Skoro z twoim wujkiem mamy spokój, trzeba jeszcze coś pomyśleć z matką. Musimy zrobić coś, żeby nie miała wyjścia. Nie chcę, żebyście pojechali beze mnie – jęknął żałośnie Tom. Wiedział, że jest tylko gitarzystą i łatwo by go było zastąpić, jeśli okaże się to konieczne.
– Oszalałeś? Jedziemy wszyscy albo wcale. Nikt nie zostaje z tyłu.
– Dlaczego to akurat muszę być ja?
Bill położył mu rękę na ramieniu.
– Coś wymyślimy. Nie martw się.
Tom nie potrafił się nie martwić. Skoro ani Gordon, ani Jost ani nikt inny nic nie wskórał, jak oni mają to zrobić?
Na długiej przerwie zawołali Hagena i Gustava i przedstawili im swój problem.
– Myślisz, że twój tata mógłby z nią pogadać? – Tom spytał Hagena.
Szatyn pokręcił głową.
– Ojciec tego nie zrobi. Nie jest zadowolony, że chcę zawalić klasę maturalną z takiego powodu. Daje mi ciche pozwolenie na to, bo wie, że ja i tak pojadę, a on po prostu nie chce rozstawać się ze mną w nieprzyjemnych okolicznościach. Myślę, że byłby zadowolony, gdyby nam nie wypaliło.
– Cholera, no! – jęknął Bill, tupiąc stopą w podłogę. – Musi być coś, co możemy zrobić!
– Może mała dywersja? – spytał Gustav.
Trzy pary oczu utkwiły w nim spojrzenie.
– Dywersja? – spytali chórkiem.
– Em, no tak… Mam pewien pomysł. Mówiliście, że waszej mamie zależy, żebyście się dogadywali… Trzeba więc jej przekonująco pokazać, że wasz świat legnie w gruzach, jeśli Tom nie będzie mógł jechać.
– Pokazać? Jak?

– Panie dyrektorze, szybko! Oni oszaleli!
Nie musiał pytać, kto.
Było już dawno po zajęciach. W szkole było tylko kilku nauczycieli i uczniowie, którzy wylądowali za karę na zajęciach pozalekcyjnych. Tym razem trafiło na Kaulitzów i Gustava. Jego syn poszedł już dawno do domu tak samo jak reszta uczniów.
Gdy wpadł do klasy, aż oniemiał. Nauczycielka bała się podejść do szamoczących się chłopców. O ile Bill był dość drobny, o tyle Tom potrafiłby już porządnie przywalić. Gustav też ani myślał się między nich wtrącać.
– Sukinsyn! – wycharczał Bill, jakoś uwalniając się z żelaznego uścisku. Odepchnął się mocno nogami, tym samym kopiąc Toma w brzuch. Dredziarz poleciał na krzesło i przewrócił się przez nie, przestawiając trzy ławki i pobliskie krzesła.
– Sam jesteś sukinsyn!
Bill nie zdążył się jeszcze dobrze podnieść i otrzeć krwi z twarzy, kiedy Tom jakimś cudem się pozbierał i rzucił na niego, ponownie przygwożdżając do podłogi.
– Niech pan coś zrobi! Oni kompletnie oszaleli! – powiedziała spanikowana.
– Gustav, pomóż mi! Hej! Przestańcie! – Zbliżył się do nich i patrzył ze zdumieniem, jak okładają się pięściami. To nie był pokaz. Obaj mieli zakrwawione twarze i wyglądali jakby ich coś opętało. – W tej chwili macie przestać!
Mężczyzna złapał Dredziarza w pasie i spróbował odciągnąć go od brata, ale celny cios w żołądek na chwilę pozbawił go tchu i chłopcy znowu przywarli do siebie, okładając się jak tylko można. Bill uderzył Toma łokciem w twarz, wywołując jeszcze większy krwotok z jego nosa.
– To wszystko to twoja wina! – warknął Bill, siłując się z Tomem.
Dyrektor spróbował po raz kolejny rozdzielić walczących i tym razem mu się udało.
– Spokój! – krzyknął, ledwo radząc sobie z utrzymaniem Toma. Chłopak miał mnóstwo siły. – Spokój albo obaj wylecicie!
– Mam to gdzieś! – krzyknęli jednocześnie.
– Spokojnie – odezwał się Gustav, przytrzymując rzucającego się chłopaka. – Kłócicie się o coś, co w ogóle nie ma sensu. Przez was nigdzie nie pojedziemy.
– Przez tego idiotę i tak do dupy pojedziemy! – warknął Bill.
– Mówiłem ci już, kretynie, że to nie moja wina! – krzyknął Tom, czerwony na twarzy ze złości.
– A właśnie, że twoja! Gdybyś nie pyskował…
– Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie! – przerwał mu Tom.
Po ciężkich trudach jakoś udało się ich wreszcie uspokoić na tyle, żeby w miarę spokojnie poszli z nim do gabinetu. Mężczyzna posadził ich przed swoim biurkiem i kazał natychmiast przyjechać ich rodzicom.
Bill otarł rękawem krew z twarzy, rozmazując ją sobie tylko na policzek. Jego oko już lekko spuchło, tak sam jak policzek, który powoli nabierał kolorów. Tom nie wyglądał lepiej. Z ust po brodzie ciekła mu krew. Z zaczerwienionego podejrzanie nosa także leciała mu krew. Na szyi, lewym policzku i odkrytych przedramionach miał mnóstwo czerwonych zadrapań.
– Co wy wyprawiacie? – zapytał mężczyzna z irytacją, patrząc na zegarek. – Gdzie wasi cholerni rodzice?
Obaj rzucili mu tylko spojrzenie spod byka. Żaden nie powiedział ani słowa.
Pierwsi przyjechali Simone i Gordon. Tom cieszył się z obecności tego drugiego, bo to oznaczało, że w pokoju jest ktoś, kto brał jego stronę. Całe ciało miał obolałe od tego, co zaszło chwilę wcześniej. Wiedział, że to, czy jego matka zmięknie, zależy głównie od niego. Pytanie tylko, jak dobrze potrafi zagrać swoją rolę.
– Mój Boże! – powiedziała kobieta, zasłaniając usta dłonią. Była przerażona. – Tom! Bill! Jak wy wyglądacie?
– Widziałabyś, jak to wyglądało, kiedy się lali – rzucił ponuro dyrektor. Coraz mniej podobała mu się ta cała sytuacja. – Mam już dosyć ich głupiego zachowania, Simone. To, co zrobili dzisiaj… To już przesada. Nie mam pojęcia, jaki oni mają ze sobą problem i szczerze powiedziawszy, niewiele mnie to obchodzi. Jeśli chcą się tłuc, to niech to robią, ale nie w mojej szkole.
Tom prychnął tylko.
– Przepraszam, nie sądziłam, że będzie aż tak źle – powiedziała Simone skruszona. Naprawdę nie miała pojęcia, co ostatnio dzieje się z Tomem.
– Możemy już iść do domu? – spytał Dredziarz.
– Nie, nie możecie.
– Tom, co się stało? – spytał Gordon. – Dlaczego zaczęliście się bić? Jak wy chcecie grać razem w jednym zespole, jak nie potraficie się dogadać? Przez okres trwania trasy będziecie zdani tylko na siebie, bez przerwy razem dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu…
– Nie masz o co się martwić! – warknął Tom. Jego oczy zaszkliły się. – Przecież i tak nie mogę jechać! Jost znajdzie im nowego gitarzystę.
– Tom… – zaczęła Simone.
– Nie zamierzam tego słuchać! – rzucił, zrywając się z krzesła. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, już go nie było.
– TOM!
– Widzisz, co narobiłaś? – zapytał Gordon. Bill zerknął na niego beznamiętnie. Mężczyzna też mu się przyglądał. Czyżby wiedział?
– Ja? – zdumiała się kobieta oburzona taką sugestią.
– Tak, ty! Uparłaś się jak osioł, że nie pozwolisz mu jechać i teraz masz tego efekty.
– To nie…
– A właśnie, że tak. W ogóle nie układa ci się ostatnio z Tomem. W ten sposób go przy sobie nie zatrzymasz. Jeśli oni pojadą, a on jako jedyny zostanie, nigdy ci tego nie wybaczy. Naprawdę nie jesteś tego świadoma?
– Nie pozwolę mu się szantażować! Ma tylko siedemnaście lat, powinien zająć się nauką, a nie jakimś głupim…
Gordon parsknął.
– Nie wyśmiewaj się z jego marzeń.
– Przecież się nie wyśmiewam! – sarknęła wkurzona.
– Wcale. Ciągle tylko czynisz jakieś głupie uwagi, że to, co robi, nie ma żadnego znaczenia. Umniejszasz jego wartość! On wciąż nie oswoił się z tym, że Bill jest jego bratem. Wiem, że chciałabyś, żeby się dogadali, ale w taki sposób tego nie załatwisz. Jeśli Bill pojedzie, a Tom zostanie, rozdzielisz ich bezpowrotnie.
– Bill też nie musi jechać!
– Bill dostał już zgodę od swojego opiekuna.
– Jeszcze zdołam go przekonać.
Gordon tylko pokręcił głową.
– Nic nie wskórasz.
– Nie pozwolę, żeby moje dziecko…
– Ja nie jestem pani dzieckiem – wtrącił Bill. Simone drgnęła i spojrzała na niego z trudnym do odczytania wyrazem twarzy. – Moja matka nie żyje. Mam tylko wujka. I teraz Toma. Pozbawiła mnie pani już raz rodziny. Cudem odzyskałem brata i jeśli teraz przez panią stracę go znowu, nigdy pani tego nie wybaczę.
Bill wstał, wziął swoje rzeczy i wyszedł z pomieszczenia. Nikt nawet nie próbował go zatrzymać.
Czarny odetchnął głęboko. Nie wiedział, czy dobrze postąpił. Nie planowali tego. Nie powinno to niczego zepsuć. Rozejrzał się uważnie i wszedł piętro wyżej. W szkole już nikogo nie było. Wszedł do toalety dla chłopaków i zapukał do drzwi ostatniej kabiny.
– To ja, Bill.
Tom otworzył mu. Czarny wszedł do środka i zamknął je z powrotem.
– I co?
Bill rozłożył ręce.
– Dopiero się okaże. Gordon próbował ją przekonać. Zobaczymy, co zrobi.
– Zostało już mało czasu…
– Wiem. Bardzo cię boli brzuch? – spytał Bill, widząc że jego brat cały czas się za niego trzyma. – Przepraszam, nie chciałem aż tak mocno.
Tom uśmiechnął się półgębkiem.
– Masz kopa, to trzeba ci przyznać.
– A ty cios. Do teraz pulsuje mi nos.
– Przepraszam – powiedział miękko Tom. – Nie chciałem ci zrobić krzywdy.
– Ja tobie też.
Bill zagryzł dolną wargę, po czym objął Toma za szyję i przytulił się do niego mocno. Tom odwzajemnił uścisk. Nie mogli być razem, to prawda, ale nikt im nie mógł odmówić tych drobnych czułości. Bracia przecież mogą się przytulać, prawda?
– Cokolwiek się teraz będzie działo, siedzimy w tym razem – rzekł Bill. Nie zamierzał ruszać w trasę bez swojego brata. Nie kłamał, kiedy mówił, że albo razem, albo wcale. – Lepiej już pójdę. Nie mogą nas zobaczyć razem.
– Okej. Ja za jakieś pięć minut pójdę na parking. Jak coś, jesteśmy w kontakcie.
Bill skinął głową. Nachylił się nad Tomem i pocałował go w policzek.
– Do zobaczenia.
Tom skinął mu tylko głową. Po jego minie ciężko było zdecydować, czy zachowanie Billa mu się podobało, czy nie.
Wujek akurat podjechał pod szkołę, kiedy stanął przy wyjściu.
– Co się stało? – spytał mężczyzna, patrząc na swojego podopiecznego ze zdumieniem. Jego twarz wciąż była zakrwawiona.
Chłopak skrzywił się.
– Mała sprzeczka z Tomem. Nic wielkiego.
– Nic wielkiego? Widziałeś się w ogóle w lustrze?
– Co za różnica? – burknął, wsiadając do samochodu od strony pasażera. – Czekają na ciebie w gabinecie dyrektora. Ja posiedzę sobie tutaj.
Derek westchnął ciężko i poszedł. Bill się cieszył, że czasami taki z niego mięczak. Byle tylko w rozmowie z Simone nie ujawniła się w nim ta cecha, bo ich marzenie o sławie pryśnie jak bańska mydlana.
Kilka minut później na parking przyszli Gordon, Simone i Tom. Gdy Bill zobaczył, że oboje się na niego patrzą, wystawił dwie ręce i pokazał Tomowi fuck’a, jednocześnie wystawiając mu zakolczykowany język. Tom warknął coś i ruszył w jego stronę, ale matka złapała go mocno za ramię i pociągnęła w stronę swojego samochodu. Bill zaśmiał się w duchu. Granie wrogów wychodziło im całkiem nieźle.
Gdy wieczorem wreszcie Gustav przesłał mu filmik, na którym nagrał ich bójkę, Bill aż sam nie mógł uwierzyć, jak realistycznie to wyglądało. W sumie umówili się, że muszą to potraktować poważnie, bo to dla wyższych celów. Żaden z nich tak naprawdę nie chciał ranić tego drugiego, ale jeśli mieli trzymać się razem, Tom musiał dostać pozwolenie od matki na wyjazd. Innej opcji po prostu nie było. Musieli odegrać to przekonująco, nawet jeśli każdy cios bolał ich tak samo jak brata, który go przyjął. Hagen też już to zobaczył i przysłał mu wiadomość o treści:
„Jesteście pojebani o.O”
Bill tylko uśmiechnął się pod nosem.

Tom był bardzo niespokojny. Simone i Gordon przez kilka godzin ze sobą nie rozmawiali, a wieczorem wybuchła kolejna awantura dotycząca ich trasy koncertowej. Tom dziękował Bogu za ojczyma, który tak dobrze go rozumiał i który naprawdę chciał mu pomów w realizacji jego marzeń. Miał nadzieję, że uda mu się przekonać jego cholerną matkę, żeby pozwoliła mu jechać w trasę. No bo co z tego, że nagrali płytę i tak dobrze się sprzedawała, skoro nie mogli tego pociągnąć dalej? No, on nie mógł. Reszta dostała pozwolenie. Cholerny pech.
Dochodziła już godzina dwudziesta trzecia, kiedy usłyszał kroki na schodach. Potem ciche pukanie i w drzwiach pojawił się Gordon.
– Pozwól na chwilę.
Tom wstrzymał na chwilę oddech, mając nadzieję usłyszeć te upragnione słowa albo chociaż wyczytać z twarzy ojczyma, że dostał pozwolenie na pojechanie w trasę koncertową. Niestety, twarz Gordona była kompletnie nieczytelna. Równie dobrze ktoś mógłby umrzeć. Jego nadzieja, na przykład.
Zwlekł się w łóżka, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć i na bosaka zszedł z ojczymem na dół. Jego matka stała w kuchni oparta o blat mebli i piła coś, co łudząco przypominało whiskey. Albo było whiskey. Tomowi było wszystko jego, byleby tylko się zgodziła. Po jej minie jednak był w stanie przysiąc, że zaraz każe mu spakować manatki i wynosić się z domu pod most.
– Chcieliście coś ode mnie? – spytał w końcu, nie mogąc wytrzymać. Chciał już znać werdykt i wiedzieć, czy już pora podcinać sobie żyły, czy jeszcze nie.
Nikt się nie odezwał. Tom błądził wzrokiem od jednego rodzica do drugiego, czekając na ich odpowiedź, ale oni wciąż byli cicho. Jego matka wypiła duszkiem resztę tego, co znajdowało się w szklance. Jego twarz nagle nachmurzyła się.
– Możesz jechać – wycedziła.
– S–słucham? – spytał wstrzymując oddech. Czyżby… Czyżby miał szansę spełnić swoje marzenia?
– MOŻESZ JECHAĆ! Mam powtórzyć głośniej czy wreszcie dotarło?! – niemal krzyknęła na niego.
Nie przejął się tym ani trochę. Na początku to jeszcze do niego nie dotarło. Dopiero po chwili niepewny, a potem już szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy, a oczy zalśniły z emocji.
– N–naprawdę? Bez żadnej ściemy?
Gordon uśmiechnął się do niego. Tom aż podskoczył w miejscu, nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście.
– Dziękuję – rzucił, wciąż uśmiechając się szeroko. Nie skierował tego do konkretnej osoby i zrobił to celowo. Dziękował głównie Gordonowi, który walczył dla niego jak lew, ale matka mogła to odebrać jako podziękowanie dla niej i o to mu chodziło. On wiedział komu dziękował, oni nie musieli.
– Masz za co – warknęła, nalewając sobie kolejną porcję. To naprawdę był jakiś alkohol. – Masz cholernie za co. Wpędzisz mnie w alkoholizm.
Miał to gdzieś. Ważne, że mógł jechać.
Niemal na skrzydłach poleciał do swojego pokoju po telefon, żeby zadzwonić do chłopaków i o wszystkim im opowiedzieć.
Żaden z nich tej nocy nie poszedł szybko spać. Wdali się w grupową dyskusję na Skype, dzieląc się swoimi oczekiwaniami i marzeniami odnośnie trasy koncertowej. Od całego tego zamieszania z trasą koncertową Tom po raz pierwszy poczuł się pełnoprawnych członkiem Tokio Hotel.

***
Przybywam z kolejnym niesprawdzonym rozdziałem, ale pewnie wolicie taki niż wcale:)
Ktoś oglądał mecz? Bo ja po prostu nie mogłam uwierzyć. Niemcom chyba sam Hitler z piekła przesyłał pozytywne wibracja, skoro tak łatwo ograli Brazylię, której osobiście kibicowałam (ten niemiecki to chyba tak przypadkiem studiuję:)). No nic, mam nadzieję, że ktoś dokopie im w finale (chociaż pod skórą czuję, że to jest ich rok).
Czekam na Wasze opinie odnośnie tego rozdziału. Mam już nawet jedną stronę kolejnego, więc jeszcze tylko z jakieś siedem i przybędę z następnym.
Pozdrawiam!

9 komentarzy:

  1. Świetny <3
    Bardzo się cieszę że przybyłas do nas z tym rozdziałem ^^
    Chociaż muszę powiedzieć szczerze że czekam na Światło w Ciemności XD


    Co do rozdziału...
    Interesująco opisałaś ich sposób na zdobycie pozwolenia Toma na wyjazd :D
    Czekam na kolejny rozdział tego opo i ŚwCi

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, kocham to opowiadanie, i tak sie cieszę że jest nowy idcineczek!
    Ekhem, ogolnie odcinek jak najbardziej cudny, świetny sposob na przekonanie matki Toma do zgody ;P
    hah, i szczerze mowiac jak byli w tej lazience, zatesknilam za tymi akcjami wczesniejszymi.. gdy nie wiedzieli ze sa bracmi.. moze na tej trasie cos sie stanie, ze "wroca do siebie" ?

    zobaczymy.


    Pozdrawiam i weny życzę! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy dodasz Światło w ciemności ?????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdopodobnie w piątek wieczorem.

      Usuń
    2. A ile rozdziałów jest planowanych ;)?

      Usuń
    3. Nie planuję opowiadania na ilość. Okaże się w trakcie pisania. Będę wiedziała, ile wyjdzie rozdziałów, dopiero jak skończę to pisać.

      Usuń
  4. "Światło..." jest świetne, "Twarzą w twarz" również... Oba są najlepszymi Twoimi opowiadaniami w swoim gatunku. Naprawdę... Teraz już pozostaje mi tylko kadzić Ci... ;)

    Pozdrawiam,
    Ri :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę że wszystkich zachwyca "Światło w ciemności " . Przyznam szczerze że mnie również ale TwT jest mu równe. To Twoje dwa najlepsze opowiadania dlatego bez względu na to, które z nich dodajesz ja mam straszny zaciesz ! :)
    Ciekawy sposób na przekonanie matki Toma. W życiu bym nie pomyślała że tak się zatnie na niego. Cieszę się już na te trasę koncertową bo mam nadzieję że coś się znów między blisniakami zadzieje. ;D czekam na next! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Bill taka paniusia, ale nos dla brata poświęci zawsze :D Dziwne, że Simone nie wykorzystała argumentu, że będą się nie dogadają i jeszcze bardziej pobiją na tej trasie, ale kobieta zmienną jest.

    Swoją drogą skoro uczysz się niemieckiego, uwielbiałaś i pisałaś o niemieckim zespole, to nic dziwnego, że jesteś za Brazylią TO LOGICZNE xD ;P
    Ja się cieszyłam jak głupia na tym meczu ;P

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)